Nie chce mi się oceniać poszczególnych odcinków, bo obejrzałem wszystko za jednym zamachem. Główne odczucie? Kompletnie niewykorzystany potencjał, marny scenariusz, sporo dziur logicznych i przekonanie twórców, że wystarczy dać widzom pojedynki Vadera z Obi-Wanem, a wszystko będzie super.
Niestety, fabularnie jest to kolejny dość prostacki produkt Disneya. Pobiegali, postrzelali, pomachali mieczami i do widzenia. Żadnej głębi, ciekawych dialogów, przesadnie trzymających w napięciu scen, zaskakujących intryg czy mocnych bohaterów drugoplanowych. Wypisz wymaluj wszystko (poza kilkoma wyjątkami), co dostajemy pod szyldem Star Wars. Eh, jak człowiek poogląda jakieś inne filmy czy seriale, a potem wraca do Odległej Galaktyki, to czuje, że jest lekceważony przez twórcę, delikatnie mówiąc.
Co mi się podobało? Leia faktycznie była ok. Dwaj inkwizytorzy też byli spoko. Trochę niewykorzystany potencjał, ale dawali radę, wywoływali lekkie ciarki. Chciałbym ich nadal oglądać.
Reva za to była wyłącznie irytująca i wkurzająca. W ogóle jak ona przeżyła przebicie mieczem przez Vadera? To właśnie taki jeden z przypadków, gdy człowiek to oglądał i zadawał sobie pytania w stylu: WTF, co się tu dzieje? I odpowiedzi brak.
Drugi pojedynek Vadera z Obi-Wanem był spoko, gdy Obi- Wan zaczął jak rasowy badass podnosić górę kamieni i ciskać w Vadera. Ale dlaczego po raz kolejny tego nie zakończył? Czemu go nie zabił? Czemu go zostawił? Ehh... Na Mustafar mógł sądzić, że Anakin spłonie i umrze. Nie wyszło, ok. Mógł też nie być w stanie zabić przyjaciela. Ok. Ale teraz? Sam stwierdził, że Anakin naprawdę już nie żyje, minęło wiele lat, a mimo to kolejny raz pokonał go i nie dobił. Bez sensu.
Jak to też w ogóle było możliwe, że typ przez 10 lat się nie dowiedział, że Vader przetrwał? Rozumiem, Tatooine to dziura, ale przecież jest tam jakiś Holonet, są kantyny, do których przylatują piraci z całej galaktyki. Nigdy nikt niczego nie opowiedział? Informacje nie docierały? Przecież Vader był raczej znaną postacią w Galaktyce, a nie jakimś anonimem żyjącym w cieniu.
Obi-Wan z pierwszych pięciu odcinków, jako smutny i złamany facet byłby ok, ale chyba przedobrzyli. Bo ja rozumiem poczucie klęski i przegrania życia, ale czemu gość jest tam stale poniewierany i W OGÓLE NIE UŻYWA MOCY? Siedziałem przy tych odcinkach i co chwilę widziałem dość oczywiste sytuacje, gdy wystarczyło mu machnąć ręką i uniknąć masy problemów. Tymczasem Obi-Wan zachowywał się, jakby zapomniał, jak to się robi. A może nie chciał używać Mocy? Tylko czemu? Przecież to też było jedno z jego zadań na Tatooine. Miał zgłębiać jej tajniki, by porozumieć się z Qui-Gonem. Raczej powinien więc być coraz lepszy, a nie coraz gorszy. Kolejne pytanie bez dobrej odpowiedzi.
Dużo jest też pomniejszych głupotek, np. Obi-Wan przylatuje na Alderaan pożegnać się z Organami i Leią. Wychodzi ze statku, mówi tam w zasadzie "no siema" i po dwóch minutach odlatuje. Serio, nie zaprosili go nawet na herbatę? xD Moje pierwsze skojarzenie z wizyty Kenobiego na Alderaanie: https://www.youtube.com/watch?v=vgqRis_czYg
Widać też nadal, że budżetami to te gwiezdnowojenne produkcje nie grzeszą. O ile w przypadku Mandalorianina jeszcze przełknąłem to, że na razie dostajemy coś w mniejszej skali, o tyle teraz to już się zapowiada na taśmową produkcję seriali z dykty. Bo niestety, ale jak się patrzy na prequele, a nawet na sequele czy spin-offy, to seriale wypadają momentami paździerzowo.
Były fajne momenty: klon-żebrak, któremu Kenobi dał pieniądze, retrospekcja z pojedynku z Anakinem (Czemu Christensena troszkę nie odmłodzono? Wyglądał starzej niż McGregor), spotkanie z Vaderem i pytanie: "co się z tobą stało?", widok zniszczonej twarzy Anakina spod hełmu, czy "hello there" i duch Qui-Gona na końcu. Ale to tylko momenty. Generalnie mam wrażenie, że cały ten serial polegał na tym, iż wszyscy biegali bez sensu, strzelali bez sensu, przemieszczali się bez sensu, a wszystko to często działo się w niezrozumiały sposób.
No i jeszcze pogoń porywaczy za Leią xDDDD. Boże, co to było. Ktoś gdzieś napisał, że oni byli jak kitowcy z Power Rangers. Trafne
Obejrzę sobie jeszcze raz, bo to jednak Kenobi, ale niesmak pozostał.