Matko jak mnie wkurza jak przedstawiani są hycle, schroniska dla psów i ich pracownicy. I to nie 20 lat temu, ale do dzisiaj.
Parę dni temu w ramach odmóżdzenia oglądaliśmy jakiś film 5/10 na Netflixie - O psie, który wrócił do domu. Te 5/10 tylko dlatego, że bohater-pies bardzo przypominał mojego Elvisa, robił te same gesty i no nie mogłem się choć trochę nie wzruszyć. Ale do rzeczy, jest tam postać gościa, który łapie bezdomne psy i jest takim stereotypowym gnojem. Nie myśli w ogóle o tych zwierzętach, tylko po prostu chce je złapać i najlepiej zabić. W samym schronisku też oczywiście zero opieki. Już nie mówię nawet jak pokazywano schroniska dla zwierząt w filmach czy bajkach sprzed wielu lat.
A tak to nie wygląda, przynajmniej w większości cywilizowanych schronisk. Przed wzięciem Elvisa, byliśmy w Chorzowskim schronisku chyba z 15 razy, wychodziliśmy na spacery z psami razem z wolontariuszami, rozmawialiśmy z pracownikami i jedyne co tam widzę to 100% dobro. To, że czasem są opryskliwi względem ludzi to normalne, bo są już wyczuleni na gnojków, którzy biorą za darmo sobie szczeniaka i za tydzień oddają, bo jednak im nie spasował. A pies ma zszarganą psychikę na lata. Ale w rzeczywistości dbają o każdego psa, starają się robić im kąpiele, wychodzić na tyle ile to możliwe na spacery, prostować ich problemy behawiorystyczne. Czasem nie ma opcji, żeby to wyprostować tak do poziomu spokojnego charta, który nigdy nie zaznał niczego złego. Mimo naszej pracy i pomocy behawiorystki, nasz Elvis wciąż kładzie się ze strachu przed każdym psem, przy dobrych ziomeczkach-kolegach wystarczy mu sekunda i wstaje się bawić, ale przy dobermanach czy terrierach potrafi leżeć tak 2 minuty i tylko się modlę, żeby właściciel nie podchodził zbyt nachalnie.