No dobrze, czas w ogóle ocenić sam odcinek, a nie tylko dyskutować o jego wydarzeniach, zazębianiu się ich z innymi wydarzeniami, o kontekstach, teoriach, wątpliwościach, potencjalnych lukach i nieścisłościach i tym podobnym, co już wystarczająco czyniłem w związku z tym odcinkiem w tym temacie.
Ostrzegam na wstępie, że będą spoilery, ale myślę, że i tak ci co mieli obejrzeć, już obejrzeli.
Odcinek oczywiście bardzo mi się podobał. Powolna i spokojna akcja, skupienie na detalach, wręcz pierdołach, celebrowanie wiszącej w powietrzu katastrofy, o której my już wiemy. Przecież dopiero w ósmej minucie dokonano skoku w nadprzestrzeń. W sytuacji typowego odcinka serialu animowanego SW już by to ucięto i we wstępie by powiedziano, że się zabrali z Mandalory, są w drodze na Coruscant i dopiero od tej sceny byśmy oglądali akcję. Czuć ten klimat, czuć mrok, muzyka bardzo to podbija. Jest miejscami taka psychodeliczna, tajemnicza. Bardzo dobra.
Scena rozwałki w wykonaniu Maula skradła moje serce. Zaimponowała mi bardziej niż rozwałka Vadera z Rogue One. Z oczywistego względu: nasz kochany Zabrak dokonał jej bez miecza i jakiejkolwiek innej broni, jego jedyną - można by powiedzieć - bronią była Moc. A do tego Maul miał naprzeciw siebie bardziej wymagających przeciwników niż Vader. Co by nie mówić, klony z pewnością są lepiej wyszkolone niż zwykli rebelianci (nie żeby przy tak dużej dysproporcji umiejętności i możliwości między potężnymi dark sajderami a żołnierzami odgrywało to znaczącą różnicę). No i Maul był bardziej brutalny od Vadera, za co też należy się uznanie. Zarówno ta sekwencja, jak i sama jego rozmowa z Ahsoką to kolejne argumenty potwierdzające moją tezę sprzed tygodnia, którą wygłosiłem w związku z jego występem w TPA: potrzebujemy więcej Maula. Dlatego też cieszą mnie plotki o tym, że podobno zobaczymy go w drugim sezonie Mandalorianina (niby tylko w retrospekcjach, ale jednak).
No i sama scena, w której Rex otrzymuje od Sidiousa rozkaz 66 i z samym sobą walczy, starając się o to, by jego wola, uczucia i emocje przezwyciężyły złowieszcze oprogramowanie. Piękny motyw, dosyć niespodziewany. Gdy klony zaczęły ostrzeliwać Ahsokę i pojawiła się ta muzyka, to miałem aż ciarki. Piękne, piękne.
Jedyne, wobec czego mógłbym zgłosić swoje zażalenia, ale to bardziej na zasadzie czepialstwa, to że akcja całego odcinka przebiega na pokładzie statku. Oczywiście, takie odcinki są klimatyczne i bardzo fajne, wiele było takich zarówno w TCW i Rebelsach, i w zasadzie wszystkie one mi się podobały, ale nie jestem przekonany, czy motyw podróży jednym statkiem w nadprzestrzeni z udziałem dwóch walczących ze sobą stron jest dobrym rozwiązaniem na sam finał serialu. Po prostu spodziewałem się większego rozmachu i pokazania ogromu, jaki wiązał się z rozkazem 66. Ale górę bierze raczej moje myślenie życzeniowe, które nijak się ma do oceny odcinka. Ta, zdecydowanie czepialstwo. Ostatni odcinek będzie bardziej otwarty na cały ogrom galaktyki i będzie dobrze.
Inna rzecz, to drobny zawód w związku z tym, że nie pokazano innych klonów wykonujących rozkaz 66 na swoich dowódcach. Mimo że wątpiłem, że coś takiego się zdarzy, to czułem po pierwszym seansie (mam za sobą trzy) małe rozczarowanie. Tym niemniej gdy teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że może nawet lepiej, bo dla ciągłości i dynamiki opowiadanej historii Ahsoki, Reksa, Maula i Jesse’ego się to przysporzyło.
Bardzo dobry odcinek, czekam na ostatni.
Niech Moc będzie z Wami.