Od razu na wstępie - są spoilery.
To był absolutnie genialny odcinek, jeden z najlepszych w tym serialu. Dowiódł on do tego, jaką robotę zrobił powrót Maula, którego wątek dodał temu serialowi kolorytu i wielu świetnych odcinków, arców i pojedynków. I przywrócił nam do życia postać, która - po tym odcinku już nie boję się tego powiedzieć - wyrasta nam na najlepszego antagonistę tego uniwersum, złożonego, nieoczywistego, nie czarno-białego, wiarygodnego, dobrze rozpisanego, zaplanowanego i przedstawionego, wraz z jego motywacjami, historią, marzeniami, strachami, powodami dlaczego jest tym, czym jest. Te dwa odcinki dowodzą, że to uniwersum potrzebuje więcej Maula, od zaraz, w hurtowych ilościach. Świetna robota, panie Filoni, z jego powrotem. I świetna robota, panie Witwer. Bez tego głosu nie byłoby tej świetnej postaci. O ile jeszcze jestem w stanie, z szacunku do choćby Vadera czy Palpatine’a i przyzwyczajenia, że to oni zawsze dzierżyli palmę pierwszeństwa w roli najlepszych antagonistów uniwersum, stwierdzić, że Maul i twórcy muszą się jeszcze trochę postarać, by zdeklasował wyżej wymienioną dwójkę, o tyle nie mam wątpliwości, że żadna postać - włącznie z protagonistami, choć to oczywiście inna kategoria (pod innymi aspektami będziemy rozpatrywać świetność głosu Obi-Wana, a pod innymi Maula) - w tym uniwersum nie ma tak świetnego głosu, tak głębokiego, tak nieoczywistego, tak dopasowanego, wiarygodnego, nadającego na bardzo różnych rejestrach, od szaleństwa po chłodną i cyniczną kalkulację. Od kiedy Witwer gra Maula, napajam się każdym zdaniem, które ta postać wypowiada. To jak muzyka dla uszu. I co jest jeszcze najlepsze, to to, że Witwer staje się pod tym względem coraz lepszy.
Jeśli chodzi o sam pojedynek, to spodziewałem się, że słowa Filoniego, że to jeśli nie najlepszy pojedynek, który przygotował w swojej karierze, to ścisły top, są słowami na wyrost. Owszem, jest to bardzo dobry pojedynek, ale denerwuję mnie to, że twórcy SW niepotrzebnie hajpują swoją własną pracę, przez co my się jedynie nakręcamy i zawieszamy poprzeczkę wyżej niż kiedykolwiek przy przygotowywaniu jakiegokolwiek pojedynku w historii owi twórcy byli w stanie z siebie i dostępnych im narzędzi wykrzesać. Przez te słowa Filoniego nie jestem jeszcze w stanie sklasyfikować tego pojedynku, bo nie wiem, na ile przemawia przeze mnie nieuzasadniony zawód, że to nie jest jakiś twórczy kosmos, a na ile rzeczywiście przemawia przeze mnie rozsądek w chłodnej ocenie. Przypomnę tylko, że to samo co Filoni o pojedynku Ahsoki z Maulem mówił Abrams o pojedynku Kylo z Rey w TROS, będąc jeszcze bardziej buńczucznym, bo z tego co pamiętam, to on w ogóle zapowiedział, że to będzie nie tylko najlepszy pojedynek pod jego kuratelą, nie tylko najlepszy pojedynek w ST, nawet nie tylko najlepszy pojedynek wieńczący trylogię spośród wszystkich trzech, co najlepszy pojedynek ever. Ten to się dopiero rozminął z rzeczywistością i swoim wielkim ego.
Ale widać, że wielką robotę robi to, że ruchy Reya Parka nagrano w motion capture. Dzięki temu pojedynek ten nabiera realizmu, jest taką swoistą klamrą wobec pojedynku Maula z Qui-Gonem i Obim przed trzynastoma laty, jego ruchy są niemal identyczne, co ma sens o tyle, że to jego pierwszy pojedynek właśnie od tych trzynastu lat z użyciem podwójnego miecza świetlnego, toteż walcząc dotychczas pojedynczym po swoim powrocie (albo niekiedy dwoma pojedynczymi), musiał swój styl walki dostosować do nowych warunków. Widać też, że jeszcze nie do końca dobrze czuje się z podwójnym mieczem, że musi na nowo wyrobić pewne automatyzmy, co dodaje realistyczności.
Na plus na pewno choreografia pojedynku, ciekawym elementem były dwa momenty, w których Ahsoka musiała radzić sobie jedynie przy użyciu shoto, jako że uprzednio Maul wytrącił jej wiodący miecz, co stanowiło interesujące urozmaicenie pojedynku i słuszne ukazanie ograniczeń shoto - że może stanowić jedynie uzupełnienie, dodatek, podporę, i że gdy używa się go bez wiodącego miecza, to można się za jego pomocą co najwyżej bronić, i to raczej w sposób desperacki. Słusznie wówczas Maul przyparł. No i bardzo ciekawym motywem była walka na tych belkach, bo w SW jeszcze chyba takiego rodzaju utrudnienia dla walczących nie było.
Muszę się jedynie przyczepić do motywu kuszenia na przejście na ciemną stronę. O ile tutaj rzeczywiście samo aż to się cisnęło na usta i było oczywistym rozwiązaniem, które dobrze zagrało, to jednocześnie dostrzegam, że w przypadku tego motywu także doszliśmy do pewnego rodzaju granicy. Ile razy próbę przeciągnięcia na ciemną stronę w trakcie pojedynku (albo i bez niego) my już mieliśmy w tylko obecnym kanonie? Spróbuję wyliczyć z głowy: Vader z Lukiem w TESB, najpierw Vader, a później Imperator z Lukiem w ROTJ, Dooku z Obim w AOTC, nawet Dooku z Anakinem w ROTS, choć w sposób taki skromny, niewypowiedziany w pełni, Palpatine z Ezrą w Rebels, cała znajomość Maula z Ezrą także w Rebels, ostatnio Cal Kestis z Malicosem w Fallen Order i Vader z Cere, nawet przecież Maul Obi-Wanowi przed zabiciem Satine coś tam próbował mieszać w głowie („You should have chosen the dark side, master Jedi” i cała przemowa motywacyjna). Więc ileż można? Tutaj akurat przy pierwszej propozycji Maula dobrze to zagrało, ale przy drugiej to już była przesada, karykatura, sytuacja niewiarygodna i przerysowana. Ahsoka stoi bez mieczy, ten ponawia swoją propozycję, mówiąc, że jeśli odmówi, to zginie, co - wnioskując po braku broni - jest bardzo prawdopodobne, a ta szlachetnie odmawia. Tutaj jeszcze mnie to tak nie striggerowało, ale dostrzegam coraz większą wtórność tego rozwiązania i jego pastiszowy charakter, tym bardziej że nie jest ono niczym więcej jak odbębnieniem rytualnej śpiewki, która nigdy nie przynosi skutku. Twórcy powinni to uwzględnić i może - jeśli będą tego motywu jeszcze chcieli użyć, a chcieć z pewnością będą - choć raz zastosować taki plot tłist, że kiedy my już mamy przewracać oczami, że kolejny dark sajder próbuje przekabacić na swoją stronę protagonistę i wiadomo, że ta próba spełznie na niczym, to on nagle do niego dołącza.
Aha, i mogę się jeszcze przyczepić do sposobu, w jaki Ahsoka pokonała Maula. Wolałbym, żeby odbyło się to tak, że ona by go rozbroiła albo zraniła, a tak przegrana Maula jest bardzo niewiarygodna. Masz bezbronną przeciwniczkę, ty dzierżysz w łapach swój podwójny miecz, chcesz tę przeciwniczkę zabić, kilka razy próbujesz, ale ona unika cięcia miecza, i jeszcze chwyta rękojeść i w taki sposób cię pokonuje? Serio? W kategorii najbardziej frajersko przegranych pojedynków w kanonie stawiam ten zaraz za zajmującym w moim prywatnym rankingu zaszczytne pierwsze miejsce walkę Wielkiego Inkwizytora z Kananem (Boże, ten to dopiero sfrajerzył wtedy).
No i nie sposób nie docenić samej bitwy. Była świetna. Bardzo mi się też podobała sekwencja walki w windach między Bo a Saxonem po zabiciu Almeca.
Wielkim plusem jest też animacja. Widać jej ogromny rozwój w takich momentach jak wtedy, gdy w trakcie rozmowy w sali tronowej między Ahsoką a Maulem nagle szyba rozpryskuje na kawałki, i możemy wyłapać te kawałki szkła i unoszący się popiół w pomieszczeniu. Naprawdę, czysta maestria.
Dużym plusem jest też użycie figury Anakina jako tego, o którym wszyscy wiedzą, że dzierży niesamowitą potęgę, tylko że jest różnie widziana przez innych. I ogólnie przypadł mi do gustu motyw Maula, który doznał wizji i wszystko praktycznie wie. Bardzo to dla Maula nobilitujące, że ma aż tak dalece zaawansowane umiejętności, które najwyraźniej na tym etapie jego życia się jeszcze rozwijają.
No i te wszystkie smaczki. Przy pojawieniu się Drydena Vosa aż wyskoczyłem z radości. Fajnie że Ahsoka została poinformowana przez Obiego o tym, że Anakin zabił Dooku i że Rada powierzyła mu misję szpiegowania Palpatine’a. Aha, i to „masz arogancję Kenobiego” tak mnie zrobiło. 😁
Ogólnie wielki plus za dialogi, w szczególności właśnie te między Maulem i Ahsoką, zarówno na początku odcinka, jak i jeszcze w sali tronowej.
Niech Moc będzie z Wami.