Odcinek czwarty finałowego sezonu "Star Wars: The Clone Wars" wypadł na tle poprzednich odcinków sezonu serialu bardzo, ale to bardzo dobrze, zwłaszcza w stosunku do trzeciego epizodu, który miał na tu formę jakiegoś dziwacznie krutacznego ,,przetarcia" - ledwo co się rozkręcił jego materiał, a już minęło 18 minut i nie ma to tamto: finisz, napisy końcowe, muzyka dopinająca treść... i po kłopocie... Tymczasem w odcinku czwartym o standardowej długości jego treści - czyli około ,,22 minut z hakiem", działo się na tyle (ale pięknie prezentuje się ta nowa linia graficzna w 7-mym sezonie "TCW": w starym stylu - ale za to z cudownym zaangażowaniem przejść animacji z ujęcia w ujęcie, ze skali w skalę), aby po jego oglądnięciu zacząć zbierać swoją szczękę z podłogi, czy popluć i pokidać się z wrażenia. Bo, po pierwsze: "The Bad Batch" - chcę o nich serial, gdyż z taką charyzmą i charakterem, i to jeszcze pośród Klonów, ciężko doszukać się takich postaci w Unwiersum Star Wars. A tu pojawia się oddział narwańczych, odważnych, Klonów z defektami, tzw. wykolejeńców losu z dobrymi intencjami, ale niełatwym ,,charakterkiem". Sam Algorytm, sądzę, a raczej jego modyfikacja (choć dalszych odcinków sezonu, poza czwartym, jeszcze nie widziałem) mógł częściowo stać za ,,egzekucją" rozkazu 66. Po drugie, Mace Windu w odcinku tym bodaj chwalił się, że jak dotąd zlikwidował ponad 100 000 droidów w Wojnach Klonów; ciekawe czy to prawda, i czy jest to informacja kanoniczna.