Muszę odnieść się do tego, co wczoraj napisałem, bo jeśli bym tego nie zrobił, to znalibyście nieprawdziwą wersję mojego sylwestra, a jako że wiem, iż to, jak spędzam czas jest informacją nad wyraz atrakcyjną i pożądaną, toteż prostuję swoje błędne przekonanie o tym, jak go spędzę z wczoraj.
Otóż ostatecznie odwiedziłem sąsiada z naprzeciwka i wypiłem u niego trzy drinki łiski i kieliszek szampana. Zrobiliśmy naleśniki dla czterech osób, popiliśmy, pogadaliśmy, o północy wyszliśmy na osiedle i pogapiliśmy się na te bezsensowne fajerwerki, które mimo swojej bezsensowności pozostają obiektem naszego zainteresowania i przykuwają uwagę przynajmniej na tyle, by w kulminacyjnym momencie poobserwować niebo. Do tego pokomentowaliśmy lecące w tle sylwestry w telewizjach, które są jednym wielkim kiczem i których nie cierpię (jak zresztą całej tej męczącej, trywialnej rytualizacji tego święta), no ale cóż - gospodarz decyduje. Dodam tylko, że owy sąsiad złożył w swoim garażu Lamborghini z zamawianych oryginalnych części, którym notabene do dziś mnie nie przewiózł, mimo że od roku śmiga już tą bryką po mieście i okolicach. Tak więc tym samym uspokajam, że nikt z nas nie wpadł na tak światły pomysł, by w aucie świętować sylwestra po alkoholu. 😝
Kulturalnie, bo po drugiej, zabrałem się do domu, a o 3.15 położyłem się spać (w zasadzie to o 3.16, bo jak wiadomo 3.15 to godzina duchów, której się boję, więc poczekałem tę minutę 😅). I wstałem, czego pojąć nie mogę, o ósmej, i to drugi dzień z rzędu, co jak na mnie jest ewenementem. O takich godzinach w poprzednim już roku częściej chyba się kładłem niż wstawałem. 😝 Tak więc osiągnięcie duże, do tego zmusza mnie ono do zastanowienia się nad powodami tego, że o ósmej wstałem. I dochodzę do wniosku, że najwyraźniej się starzeję.
Nowy rok, lepszy ja. Jako że z rana wstałem, to pobiegałem, przeczytałem sto stron książki („Ale z naszymi umarłymi” Jacka Dehnela - polecam) i obejrzałem pierwszy mecz w drugiej dekadzie XXI wieku - Brighton - Chelsea.
Jeśli kogoś szczegółowość, a wręcz drobiazgowość powyższej relacji od niej odstraszyła bądź do jakiegoś stopnia zbulwersowała, zaskoczyła, zniesmaczyła czy cokolwiek tego typu, to... nie mój problem. 😝
Od teraz bowiem, niczym Donald Tusk w swoim najnowszym dziele „Szczerze”, będę codziennie prowadził - nie martwcie się, przynajmniej na mój własny użytek - tego rodzaju formę pamiętnika, pisząc w nim, z kim i gdzie się spotkałem, co zrobiłem, co przeczytałem, gdzie i kiedy pobiegałem, jakie myśli towarzyszyły mi w związku z przełomowymi dla naszej cywilizacji wydarzeniami (jak i tym mniej przełomowym). A później wezmę je wszystkie i wydam w formie książki, jak Tusk właśnie. Bo - jak powszechnie wiadomo - dobra literatura się broni.
Niech Moc będzie z Wami.