To jest kolejna kwestia, którą myślę, że śmiało można zaliczyć do masy niespójności, które ten film dostarcza. Bo na początku filmu pada właśnie zdanie, że za szesnaście godzin flota Sithów zaatakuje wiele wolnych światów, po czym w dalszych sekwencjach filmu, także tej finałowej, nie ma żadnego odwołania, nawiązania do tego. Tak jakby wszyscy o tym zapomnieli - zarówno Ruch Oporu, Palpatine ze swoimi przyległościami, jak i sami twórcy. Nagle okazuje się, że Palpatine - mimo tego domniemanego zmasowanego ataku, który miał być niby przez niego zaplanowany - sam musi wydać Pryde’owi rozkaz rozwalenia jakiejkolwiek planety za pomocą jednego z niszczycieli swojej floty. A już w trakcie samej finałowej bitwy w przestrzeni, która była naprawdę słaba, nie ma żadnej wzmianki o nadchodzącej perspektywie skorzystania z tych niszczycieli. I pytanie brzmi, czemu część z nich, albo w zasadzie prawie wszystkie, nie zostały wysłane do różnych układów, żeby dokonać tego ataku? Jaki był cel w trzymaniu tych niszczycieli w tak wielkiej liczbie nad Exegolem? Przecież logika podpowiadałaby, że wystarczyłoby kilka wyposażonych w tak śmiertelną broń niszczycieli, by pokonać tę garstkę stateczków Ruchu Oporu. Pomijam, że okazało się, że te kilka stateczków, później wspartych przez tę zbieraninę następnych - najpewniej - kilkuset, to wystarczająca siła na tak ogromną flotę. I znowu malutki Dawidek pokonuje wszechpotężnego Goliata. Nie dość, że motyw w historii kinematografii, jak i filmowych SW przewałkowany aż do orzygania, to w dodatku w filmach SW nie widzieliśmy tak skarykaturalizowanej i nie tyle doprowadzonej do granic absurdu, co przeprowadzonej przez te granice wersji tego baśniowego motywu. No ile można - my tutaj co prawda jesteśmy słabi, jest nas mało, ale jesteśmy dobrzy, jesteśmy razem, kochamy się, mamy nadzieję, mamy siebie nawzajem i miłością pokonamy tych złych, potężnych, okrutnych, chcących tylko niszczyć. Ja rozumiem, że Disney musi forsować te pastiszowe motywy typowe dla baśni, bo to gatunek, który uprawia ze szczególną lubością, ale no litości.
W dodatku nie użyto tych dział w bitwie nad Exegolem. Jak rozumiem dlatego, że gdyby użyto choć jednego działa przeciwko eskadrze RO, jeszcze bardziej absurdalnym byłby fakt pokonania tej wielkiej i tak potężnej floty przez tę garstkę, która - gdyby zachować jakiekolwiek pozory realizmu (na tyle oczywiście, na ile w tego typu filmie można mówić o jakimkolwiek rodzaju realizmu), nie miałaby prawa przetrwać dłużej niż kilka minut.
No i pozostaje pytanie, ile zajmują podróże w nadprzestrzeni. Zawsze forsowaną teorią było, że lot przez, powiedzmy, pół galaktyki, zajmuje około osiem do dziesięciu godzin. No to jeśli osiem godzin zajął tylko lot na Pasaanę i to, co się na tej planecie działo, to nie wierzę, że reszta wydarzeń z tego filmu, aż do rozpoczęcia bitwy nad Exegolem, trwała drugie tyle. Tak więc nim doszło do tej bitwy powinno być już po wszystkim - nie tylko po jednej Kijimi.
Niech Moc będzie z Wami.