Witaj na forum tak w ogóle. I dlaczego tak późno? Nie można było wcześniej się zarejestrować i krzewić reylo religii?
SPOILERY!!!
Ale wracając trochę do Twojej odpowiedzi do mojego posta: po TROS uważam, że jest to faktycznie definitywne zakończenie sagi Skywalkerów i oni już nie wrócą do tej rodziny, a przynajmniej nie uczynią już z nich nigdy postaci pierwszoplanowych. I że było to zamierzone od początku i w sumie to logiczne, bo nie da się bazować na starych postaciach. Ben jako ostatni Skywalker, co na szczęście podkreślił Sidious, wypełnił do końca przeznaczenie rodziny i nie ma już za bardzo co robić. Ewentualne furtki, by go przywrócić, uważam za pobożne życzenie. Pamiętaj, że formułuję tę opinię na podstawie tego, co nam zaserwowano. Bo czy można było inaczej, pogodniej, lepiej? Oczywiście! Tylko, żeby Ben przeżył to trzeba było już zrobić więcej na etapie TLJ, by zyskał większą sympatię publiki, a w zasadzie zaczęto go nagle gremialnie lubić po TROS. Bez podbudowy w TLJ, żeby on przeżył to powinien być w co drugiej scenie epizodu IX, a jak było to wiemy. Nigdy nie byłam zwolenniczką lukrowanego reylo z gromadką dzieci, natomiast od bridal carry było dla mnie jasne, że oni powinni być razem romantycznie, gdzieś skryci przed Galaktyką z powodu zbrodni Bena. Gdyby to ode mnie zależało to w wymarzonym scenariuszu a) albo pojawiłaby się trzecia frakcja, zagrażająca na tyle Galaktyce, że FO i Ruch Oporu musiałyby się zjednoczyć, żeby ją pokonać albo b) Hux obaliłby Kylo Rena, okazałoby się, że od dawna wyczekiwał odpowiedniej chwili, Kylo trafił by jako więzień do Ruchu Oporu. W obu przypadkach Rey i Ruch Oporu byliby skazani na współpracę z Kylo, co otwiera masę fantastycznych możliwości interakcji między bohaterami (Finn i Kylo? Chewbacca i Kylo?), a także jest początkiem drogi do odkupienia Bena. Ostatecznie przeżyłby, uciekł przed karą za zbrodnie, gdzieś osiadł na wygnaniu, robiąc cokolwiek, byłby w kontakcie z Rey przez fb, który pozwalałby na teleportację. Coś w ten deseń, wiesz o co mi chodzi. No i grey Jedi. To by było dla mnie idealne. Tylko, że to aż się prosi o kontynuację i to najlepiej filmową, a oni niestety chcieli skończyć ze Skywalkerami, mieć czystą kartę i iść dalej.
Też uważam, że reylo jest zrobione po łebkach, odbębnione, odpowiednio nie wybrzmiewa i że JJ zapomniał o TLJ, ale już wiemy, że to był zabieg pod niezadowolonych fanbojów. Dlatego przez pierwszą połowę filmu Rey drze na niego papę bez sensu i muszą się bić, bo powinni. Też liczyłam, że dadzą im zwyczajnie porozmawiać jak ludziom, ale nie. Wszystko było ucinane i zbyt prędko. Liczyłam, że force bondy będą się też przypadkowo otwierać i był tu potencjał na humor sytuacyjny. Nic takiego nie miało miejsca. Ben nie jest po nic, co napisałam w moim poście. To była trylogia ostatniego Skywalkera, choć też do TROS byłam przekonana, że Rey gra tu pierwsze skrzypce. Niby próbuje się nam to młotem wbić do głów, ale patrząc na całokształt nie widzę tego. Ona tak naprawdę nie miała żadnego większego konfliktu ani celu w tym filmie, okazała się wydmuszką. Też miałam problem z tym, że zostanie zapomniany i pamiętany jak zbrodniarz, tak, jak dziadek. Rey mogła o nim coś szepnąć Poe i Finnowi, gdy wróciła. Ale ostatecznie, czy to takie ważne? Najważniejsze, że dokonał właściwego wyboru i nic więcej nie ma znaczenia. A pamiętać o nim na pewno będzie Rey. I wystarczy. To, że się wydawało, że jego śmierć jej nie ruszyła może wynikać z cięć montażowych, być może jest jakaś wycięta scena. Ale powiem szczerze, że mam z tym nadal problem Tak samo, jak mam problem z brakiem jego Ducha Mocy na końcu. Skoro to finał Skywalkerów, skoro już do nich nie wrócimy to czy naprawdę to byłoby takie niewłaściwe? Chyba nie i nikomu by nie przeszkadzało. I film powinien się skończyć ich wymianą spojrzeń. Wtedy Rey idzie w długą, grzebiąc ich na tej planecie i opuszczając ją, idąc w świat. Tylko znowu, tak naprawdę nie bardzo interesuje mnie co się dzieje po Exogol, bo Rey nie będąc z nim w scenach przestaje być bohaterem i staje się kartonem. TROS to jakby dwa filmy, sklejone w jeden, w których to filmach Rey jest diametralnie różna. Z Resistance pajacuje i jest wesołą dziewoją, z kolei przy Kylo to zupełnie inna osoba. Kontrast aż tak bije po oczach, a nie powinien. Wiem, jak bardzo dołujący może być odbiór tego filmu, bo miałam to samo. Udało mi się jednak w nim znaleźć coś, co zmieniło mój odbiór, choć filmem nadal pozostaje jako całość katastrofalnym. Życzę też znalezienia jakichś pozytywów.