Za tydzień do kin wchodzi ep. 9 to i temat tradycyjnie Jak już ktoś obejrzy to niech się dzieli recenzją(ami )
Za tydzień do kin wchodzi ep. 9 to i temat tradycyjnie Jak już ktoś obejrzy to niech się dzieli recenzją(ami )
Krogulec 2/10, Szedał 3/10
#pierwszy
Ja, jako JA, daję 6/10 za scenario, a 9/10 za wizualio
#spoken
HAL oczywiście 10/10 i
Ja też 10/10, jak nie będzie Palpka. Ew. mogę podwyższyć ocenę.
Film będzie oglądany w technologii IMAX... To raz. A dwa, że będzie to IMAX 3D i z napisami (dubbing polski odpada; jedynie da się doświadczać kliku poszczególnych głosów: Rey, Kylo Ren, Armitage Hux). W tej kwestii nadaje się tylko właśnie szeroko immersyjny format IMAXa - o niebotycznym wrażeniu odbioru obrazu, dźwięku... Aż się boję, że Imperator - zależy w jakiej formie fizycznej: odrodzonej, czy nie - pochłonie mnie całkowicie... W IMAXie leży przyszłość kina! "The Rise of Skywalker", przybywajcie mój kochany filmie, któremu dam ocenę 1000000000/10! "Haa.
Bartoszcze 11/10 przed seansem
Nie podpisuję wyroku na TROS jak niektórzy, ale już zwiastuny i fragmenty, które widziałem w miarę pokazują mi jaki film dostanę. I myślę, że już teraz mogę powiedzieć z całą pewnościa, że najlepszy film trylogii sequeli to Ostatni Jedi. Najciekawszy, wywracający do góry nogami pewne schematy Star Wars, z którymi powinniśmy się pożegnać (i żegnamy się np. w Mandalorianie czy Rogue One, ale w tych produkcjach jakoś to nikogo nie boli). Aktualnie jedyny istotny problem jaki mam z TLJ to humor oraz rola Finna. I bardzo bym chciał żeby za jakis czas taki był odbiór tego filmu. Ale jestem przekonany, że dla większości taki bęďzie - musi tylko upłynąć trochę czasu, żeby się pogodzić z pewnymi decyzjami, docenić je. Mi to zajęło ok roku, choć akurat postać Luke`a chwaliłem od samego początku. I dalej uważam, że to jedna z najlepszych rzeczy jakie się przytrafiły SW - Luke z TLJ.
Temat tradycyjnie wszedł i tradycyjnie ludzie nie umieją czytać.
No ale niech będzie tradycyjnie 1/10
Bombelek +3
Vader +1
Reylo -100
Się nie nastawiam. Jak dla mnie fajnym mrugnięciem byłoby wrzucenie starego Fetta, ale można to było zrobić wcześniej. Nie hejtuje wskrzeszenia Senatu, ten temat można jakoś poprowadzić. Jeśli obietnice JJ są warte więcej niż funta kłaków i ten film faktycznie splecie zarówno tę chaotyczna trylogie jak i całą Sagę i nie potwierdzi się teoria o patchworku rodzinnym Rey to już będę zadowolony. No i byle bez Sokoła kamikaze.
10/10
Ogólnie będę zawiedziony i ocena w okolicach 5/10, ale - jak już niedawno pisałem - wszystko co Star Wars dostaje do oceny +5, więc choć będzie to słaby film na 5/10, to i tak zapewne obejrzę ze 2-3 razy prędko, czego nie robię z filmami dobrymi na 7-9/10. Dlatego właśnie 10/10. Dlaczego tak nisko? Wypowiem się po którymś obejrzeniu filmu.
Pomimo iż większość rzeczy w ST ssie to jednak ufam, że znajdzie się coś takiego jak Yoda w TLJ co mi siądzie. Styl Abramsa, muzyka Williamsa to już jest 2/10
-10/10, że zacytuję. ~
To myślnik czy już wchodzisz w operowanie liczbami zespolonymi?
Minus, Bastion zaniża oceny. ~
Jedna piękna scena z zawodzącym Chewiem, choć Leia Go, hmmm, olała. Mocne.
Jeden wniosek z filmu: Cała ta trylogia, z punktu widzenia SW, jest totalnie bez znaczenia. Po trzech filmach jesteśmy dokładnie tuż po EVI, tylko bardziej. ~XD Krótko pisząc - jak z(a)robić pierdyliard zielonych robiąc trzy filmy o niczym. Szacun.
Dla odmiany, od dwóch poprzednich części, słychać było muzykę. Choć raczej w kawałkach, które już kiedyś były.
Brakowało tylko, aby w scenie po napisach Bad Robot pokazał palec. Ale to za niego zrobił BB-8 w TFA. I nie był to kciuk. ..!.,
No i jest!!
Film jest świetny, jeśli chodzi o film jako film, jest znakomity, warstwa wizualna, techniczna, aktorska, artystyczna na bardzo wysokim poziomie. Muzyka jak zawsze klimatyczna, lepsza niż w TFA i TLJ, mnóstwo kawałków z dwóch poprzednich Trylogii, wariacji różnych utworów, najlepszy SW soundtrack od czasów ROTS. Dużo fanservicu i easter-eggów, nawiązań, nie tylko do poprzednich filmów (także do PT). Akcja wciąga już od pierwszych minut, trzyma cały czas tempo, kino nowej przygody, tak jak w TFA. Są momenty mroczne, wzruszające, nie dla wszystkich będą satysfakcjonujące, część rzeczy kupuje, część nie. Rozwój postaci powiedzmy jest wiarygodny, chemia pomiędzy postaciami wyborna. Jest to zdecydowanie najlepsza część z całej Trylogii, ale nie jest to coś wybitnego, nie dorównuje TESB. Są niespodziewane powroty, zaskakujące zwroty akcji, film kończy się w takim miejscu, gdzie jednocześnie mamy faktyczne zakończenie, ale również daje szansę na kontynuujące. W sumie jak w ROTJ, ale raczej bez tych samych emocji, bo tam zżyliśmy się z bohaterami, tutaj mimo, że lubię Kylo, nie mam nic do reszty, to jednak nie mam takich uczuć do nich jak do oryginalnej trójki. Do dziś jak oglądam ROTJ to mam banan na twarzy jak wszyscy świętują, jak Lando z Wedgem opowiadają sobie w tle o jakiś manewrach. Jest to nie do powtórzenia. Ale gdzieś tam się spodziewałem, że tak będzie więc nie ma co narzekać tylko czekać na przyszłość. Ostatecznie kupuje ten Epizod. Jeśli ktoś nie lubi TFA, TLJ, również nie polubi tej części.
Epizod IX oceniam 10/10,
Dla przypomnienia TFA 10/10, TLJ 7/10.
Jutro drugi seans już na chłodno, więc i wjedzie druga recka już ze spoilerami.
A jest co po/w trakcie napisów?
Ooo, entuzjazm??? Ciekawe! Zwłaszcza po tym wszystkim, co dziś czytałam na Bastionie mówisz, że nie jest tak źle?
Bo on widział, a reszta nie widziała a czytała tylko leaki.
Taka różnica
Jeżeli dajesz 10/10, a film nie dorównuje TESB, to w takim razie, jaką ocenę wystawiłeś ep.V??
odpuszczę oglądanie XD
Tak całkiem i w ogóle?
Nie wierzę...
Tak, widziałem minę LSa po pokazie prasowym i nie ma się co męczyć. Za to Mandalor to jest to ooo O OO!
Mam taką małą prośbę - proszę, tagujcie spoilerem jakieś większe plot twisty, przynajmniej przez pierwsze godziny, bo jestem mega ciekawy odbioru na Bastionie. I tak będę się starał mijać wzrokiem fragmenty podejrzane, ale jak ospoilerujecie to będę wdzięczny
Myślałam, że będzie gorzej. Znaczy, jakoś od 10 minuty ogladałam to jak pokaz slajdów, bez emocji, na autopilocie, bo zwyczajnie było za szybko, 70% filmu to nieistotne pierdoły i żałosne przekomarzanki trio i rzucany tu i tam fanserwis. Nie zadawałam pytań, nie oczekiwałam odpowiedzi, na stare pytania też, tu się rzeczy dzieją i tyle. Nie pytajmy o sens, bo go nie ma. TLJ się nie wydarzyło. Traktuję to jak autonomiczny projekt, oderwany od dwóch poprzednich części. I nie nazwalabym tego filmem, tylko bardzo długim teledyskiem. Bez wątpienia najgorsze sw i jeden z najgorszych "dużych" filmów, jakie widziałam. I nie biorę tu pod uwagę oczekiwań. Wymazuję z pamięci. Aha, początek spoilera na Ach-To Luke oznajmia Rey, że Leia na końcu swojej drogi (chyba drogi, czegoś tam) straci jedynego syna i w związku z tym ktoś musi przejać po nich rolę. Ben był zatem od początku skazany na zgon. I tak, Rey weszła w jego buty koniec spoilera. Dziękuję, Disneyu, nie zapomnę ci tego.
A, no to pozamiatane . Czyli lepszą inwestycją będą weekendowe browarki, a seansik może sobie poczekać na odpowiedni ... hmmm, czas ?
Oczywiście, że browarki. Na seansik radzę poczekać aż pojawi się w internecie. Żałuję nawet tych wydanych tylko 4 zeta za seans IMAX.
Tak sobie właśnie myślę, ale w sumie nic w tym filmie zbytnio nie przemawia za dorzuceniem się do wersji IMAX (może te początkowe sekwencje z Sokołem).
Zatem pewnie jeszcze 1-2 "normalne" seanse.
Teraz to już też wiem. Jednak nic nie pobije TFA w IMAX.
Namówiłaś mnie ostatecznie i nie idę
Ależ dajesz się kobietom za nos wodzić!
JOR, będzie beka, jak kiedyś to obejrzysz i będziesz sobie w brodę pluł, że nie byłeś na TROSie 20 razy w kinie... Ten film ma tak rozbieżne opinie, że równie dobrze może Ci się mega spodobać. W zasadzie ciężko przewidzieć, jak kto zareaguje. Mi przypasił zadziwiająco mocno.
W dodatku lubisz Dark Empire, a tu klimatów z tego komiksu jest trochę...
Właśnie jego wrażeń byłbym megaciekaw, pierwszy wyznawca TFA i pierwszy hejter TLJ
Ale zaraz, tobie strasznie podpasował TFA, więc tak na 85% ten też Ci się spodoba. Chyba ze jesteś miłośnikiem właściciela pewnej klaty czy fanem Reylo. To wtedy nie, może Ci się nie spodobać.
Lepiej się oglądało, gdy jest się świadomym, z czym się ma do czynienia po pierwszym seansie. Nie przeszkadzało już aż tak tempo, jeszcze bardziej wkurzało wynoszenie Kapitan Marvel ponad wszystkich. Po drugim seansie bardzo chcę dostać w łapki książkę TROS.
Ten film był przepiękny, daję mu 9/10, bo nie podobał mi się początek. Bardzo żwawy i możliwe, że mój odbiór jest zakrzywiony przez syfne kino. Odbiję to sobie w 1080p na tv.
Odrodzenie to prawdziwy finał finałów, ale nie zapomniano w nim, że on także musi mieć swoją mocną fabułę. Wszystko połączyło się w jedną wielką całość - i ta trylogia i poprzednie. Tym filmem stworzyli niesamowite podwaliny pod nowe kanonowe produkty komiksowe i książkowe. Wiele wątków można jeszcze rozwinąć i pociągnąć, jednak wątki filmowe są skończone i nie wymagają kontynuacji.
"Skywalker. Odrodzenie" to film przede wszystkim dla fanów. Dlatego jego odbiór przez pospólstwo zupełnie mnie nie interesuje. Wyniki procentowe na jakichś serwisach filmowych można sobie wsadzić, tak samo jak płacz hejterów. Idźcie w niebyt, bo jeżeli ten film do was nie przemawia, to musicie się zamknąć w kuli i oglądać sobie E4, E5 i E6 w kółko. Tam wasze miejsce!
Jako fan czuję się spełniony, że historia której oglądanie w dzieciństwie zacząłem, teraz się kończy na moich oczach. W dodatku w tak przepyszny sposób.
Jutro napiszę list gratulacyjny do Lucasfilm.
-Ten film był przepiękny, daję mu 9/10, bo nie podobał mi się początek.
Jak obejrzysz drugi raz to dasz spokojnie 10/10
Początek jest świetny, chyba że masz na myśli te pseudomustafar to zgoda, to zdecydowanie należało wyciął, bo jest okropne i niepotrzebne.
TROS mógłby się zaczynać jak Kylo przelatuje przez tę "mgławicę" <-O-> i byłoby OK.
-"Skywalker. Odrodzenie" to film przede wszystkim dla fanów. Dlatego jego odbiór przez pospólstwo zupełnie mnie nie interesuje. Wyniki procentowe na jakichś serwisach filmowych można sobie wsadzić, tak samo jak płacz hejterów. Idźcie w niebyt, bo jeżeli ten film do was nie przemawia, to musicie się zamknąć w kuli i oglądać sobie E4, E5 i E6 w kółko. Tam wasze miejsce!
Dobrze gada!
Dać mu wódki albo kolaloki
Aki-Aki
Mi się podobało, było dużo pew pew bziu bziu i różnych głupot, wizualnie miazga, a fabuła to taki miks EU np początek spoilera odrodzony Imperator - Dark Empire, przenoszenie duszy - DE, Exogol - Korriban, wizja tronu - Jacen z Dziedzictwa koniec spoilera zabrakło wizji na całą trylogie więc po prostu wrzucili co się da fabularnie leży ale bawiłem się świetnie
Oslo najlepsze są te komentarze że jednak TLJ byl fajny a jeszcze wczoraj disneeej zniszczyłes mi dzieciństwo XD
A no i PRZEPOTEZNIE ZGNILEM z początek spoilera I AM THE SPY XDDD HUX STIGLITZ koniec spoilera
Już na długo przed premierą było pewne, że nie będzie mowy o pełnym zadowoleniu. Było pewne, bo TFA było filmem Hana, TLJ było filmem Luka, TROS miało być... Muszę Abramsowi oddać głęboki hołd - że mając do dyspozycji tyle materiału, ile miał, dał nam smak tego, czym TROS mogło i powinno było być, gdyby Carrie żyła. No one`s ever really gone.
Z TFA wychodziłem z kina pełen radości, wręcz wszystko we mnie śpiewało. Z TLJ wychodziłem rozedrgany, emocje we mnie kipiały. Z TROS wyszedłem pełen spokoju, z nostalgiczną łezką na pożegnanie Lei; peace is in me, także w stosunku wszystkich tych, których w zasadzie nie rozumiałem, kiedy mówili "to nie moje SW". These weren`t Star Wars I was looking for, jeszcze przy fanfarach miałem ciary, a po rozpoczęciu crawlu wszystko gdzieś uleciało.
Była, oczywiście, jakaś kolorowa i dynamiczna fabułka, okraszona niezłymi dialogami. Bdb epizod Huxa, niezły Pryde... Wiadomość dla HALa: jest potwór! I oczywiście C3PO, prawie kradnie ten film.
Cóż, po 39 latach przygody z Sagą Skywalkerów: Princess, Red Five over&out. May the Force be with you.
Czyli ... nie tego jednak oczekiwałeś ?, dobrze zrozumiałem ?
Znaczy... ten film zupełnie do mnie nie mówi starłorsami. Przygoda, yeah, Moc, yeah, kosmos, yeah, nadprzestrzeń, yeah, ale nie mówi do mnie.
W końcu zrozumiałeś. Wiedziałem, że jest dla Ciebie jeszcze nadzieja. xD
Lubsok napisał:
W końcu zrozumiałeś.
-----------------------
W sensie że marudzących zrozumiałem? To fakt
E7 i E8 były starłorsowe w uj. Co do E9 to już poniżej podpisałem się pod Kathi, że czekam na prawdziwy xD
Wyobraźcie sobie, że jesteście na randce z cudowną osobą, jest wesoło, przyjemnie, uroczo - tylko co jakiś czas wam przeszkadza rzygający pies. Nawet jeżeli nie pochylacie się nad nim z troską, to jednak cały czas jest to rzygający pies, wiadomo że maksimum atmosfery i możliwego zadowolenia z tej randki nie będzie.
Takim właśnie filmem jest TROS. Reakcja na niego zależy od tego, na ile potrafimy nie dostrzegać rzygającego psa (kto nim jest w tej metaforze, nie muszę dodawać).
Na drugim seansie byłem z 15-latkiem. Ostatecznie wyszedł zachwycony, choć w trakcie nieraz kręcił nosem, i jeszcze przed wyjściem z sali powtarzał, że niektóre sceny były zupełnie bez sensu.
Za nami siedziały jakieś trzy dwunastolatki, słuchanie ich reakcji było budujące. Piszczały.
SW nie umiera, a na pewno nie od naszej oceny TROS.
Jeżeli masz w domu rzygajacego kota, to jest to tak naturalne że przestajesz to dostrzegać czy w ogóle zwracać uwagę na takie nieistotne rzeczy.
Nie czytać, jak ktoś nie oglądał, chciałem zaznaczyć spoilery po napisaniu tekstu, ale widzę, źe się nie da.
Film jest niesamowity, zakończenie piękne,
postaci rewelacyjne, dzwięk, muzyka efekty bardzo dobre, sama historia strasznie poplątana, ale bardzo ciekawa. Relacja Bena i Rey rozwiązana może trochę kontrowersyjnie, ale moim zdaniem to było najlepsze wyjście. Scena między Benem i ojcem niesamowita. Głosy dawnych Jedi (Yody, Obi-Wana, Anakina, Mace Windu, Qui Gona, Ashoki) to coś pięknego, łezja mi się w oku zakręciła. Cameo Wedga to bardzo miła niespodzianka. Film jest jednak strasznie pocięty, niektóre rzeczy niewyjaśnione, inne urwane w połowie. Akcja toczy się strasznie szybko i ciężko jest za nią nadążyć. Początek filmu też za szybki, powinni zacząć film wcześniej, nie gdy akcja już trwa i musimy się odnaleźć. BTW, skąd Kylo wiedział, że szukać wayfindera na tej lesistej, czerwonawej planecie i kim były te stwory z którymi Kylo tam walczył? I co się właściwie stało z Najwyższym Porządkiem? Przyłączyli się do floty Palpatine`a i razem z nią zginęli. Ci z First Orderu nie protestowali? Trochę się tu pogubiłem... Film powinien trwać co najmniej pół godziny dłużej. Wiele postaci miało za mało czasu ekranowego. Jannah, Zorri, Pryde nie zostali dobrze wprowadzeni, a film się skończył. Za mało Rose To wielki minus... Muszę jutro obejrzeć to na spokojnie. Myślę, że jednak ten film to godne zakończenie historio Skywalkerów, ciekawi mnie czy Rey już zostanie na Tatooine i Jedi przejdą na zawsze do historii czy jednak będzie trenować kolejne pokolenie i odegra jakąś rolę w odbudowie Galaktyki i Republiki... Takie trochę naciągane 9/10, gdyby nie był tak pocięty, akcja była nieco wolniejsza, rzeczy lepiej wyjaśnione i nie niedopowiedziane i mniej naciągane w paru przypadkach, może dałbym nawet 10 gwiazdek.
Ok już po filmie, będą spoilery:
-Fanservice w sumie na plus i ten memiczny cytat z Zemsty Sithów na początku
-generalnie film przez połowę naprawia gówno z Ostatniego Jedi.
-wkurzaało mnie jak musieli kluczyć z dialogami Rey-Leia na początku właśnie przez to że mieli tylko niewykorzystane sceny z poprzednich filmów
-finał słabiutki, Imperator nie mógł tego uratować a jego obecność ani na plus ani na minus
-Abrams musiał rzeźbić w gównie po The Last Jedi i wyszło mu takie coś. Dla mnie najlepszy film z sagi o Kylo Renie ale mimo to słaby
Powiem tak - jest to na pewno najlepszy film z tej trylogii - ale niestety czuję drobny niedosyt.
Wymienię plusy i minusy (bez ładu i składu):
Plusy:
+ Kylo Ren/Ben Solo i jego "odkupienie"
+ Hux jako szpieg FO
+ Imperator *.*
+ Finał na Tatooine
+ Walka z rycerzami
+ Głosy duchów (Anakina, Qui-Gon`a itp.)
+ Relacje Finn/Poe/Rey
+ C3PO - miał sporo fajnych momentów
+ Duch Luke`a i cały ten fragment na Ahch-To
Plusów jest więcej, ale nie będę wymieniał te mniej istotne
Minusy:
- Brak ducha Anakina - no nie wybaczę im tego!
- Za krótka końcówka, mogli bardziej rozwinąć finał
- To jest finał, więc oczekiwałem więcej smaczków dla fanów SW - więcej oczywistych "Easter egg`ów"
-/+ Muzyka to właściwie i plus i minus - było sporo starych nut, ale czegoś mi brakowało.
To w zasadzie w tej chwili wszystko, w piątek obejrzę jeszcze raz. Może coś się zmieni.
Tak podsumowując - film mi się podobał, ale niestety czuję niedosyt.
-
Jak to brak ducha? Był Anakin, Yoda, Obi-Wan, Mace Windu i Qui Gonn.
Aayla, Luminara, Ahsoka i Adi Galia też.
No i jeszcze podobno Kanan się przypałętał.
A no tak, był faktycznie. Choć on ponoć jest wilkiem mocy (Vilkala uważa że raczej wiewiórką)
Najgorszy. Epizod. Ever.
UWAGA SPOILERY!
Powiem tak: w porównaniu z tym co zobaczyłem, TFA to dobry film pozbawiony większych wad. Napisy zdradzają powrót Palpiego, ale jak przeżył upadek i wybuch tego już twórcy nie raczyli wyjawić, pewnie będzie w komiksie, w końcu to pierdoła nie mająca znaczenia, co nie Abrams? Aczkolwiek pierwsza scena z Imperatorem miała fajny klimat, potem już były jazdy w stylu Dark Empire, np. Palpi ciskający pioruny we flotę statków. xD
Co dalej? Cóż, Rey to wnuczka Palpatine`a i razi z dupy piorunami. Czyli moce Sithów są dziedziczne? Ciekawe, rozumiem więc, że Dooku to był brat Palpiego? Tak było Abrams? Poe skaczący sobie w nadświetlną co 3 sekundy... FACEPALM Widać Abrams oglądał ANH dupą i zapomniał, co mówił tam Han. Właśnie Han, wrócił. xD I to akurat plus, Ford zawsze na propsie.
A reszta wielkiej trójki? Tak jak myślałem, Luke nie dostał nic do roboty, a Leia umarła z przemęczenia... I ta rozpacz Chewiego - tutaj zrobiło mi się smutno bo wiem co poczuł - poczuł to co każdy wychowany na OT - po kolei odeszli Ci, których kochaliśmy, a których Disney spuścił w kiblu nie dając im ani jednej wspólnej sceny.
Jeśli chodzi o akcję - o rany... Wszystkie te sceny były cholernie nudne, film o tytule STAR WARS, a bitwy w kosmosie wołają o pomstę do nieba. Chyba nawet lot na Starkillera był lepszy niż to coś w finale. Bitwa z której nie zapamiętuje się ani jednego momentu, no chyba, że ten z końmi biegającymi po niszczycielu. Ja rozumiem, że to nawiązanie do Ewoków (btw. Wicket był w tym filmie razem z żoną xD), ale one działały na swoim terenie, a nie popylały po Gwieździe Śmierci.
A finał? O gurwa... Rey pokonuje Palpiego. Dlaczego? A bo jest super księżniczką Disney`a. Luke nigdy nie był takim przepakiem, przegrał i gdyby nie Vader to Imperator by go zabił. I Vader zabił Palpiego normalnie, a nie jakąś mocą przywołanych Jedi. I Ren oddający życie by ocalić Rey, która umarła przez... wymęczenie? xD Oczywiście obowiązkowy pocałunek, by fani Reylo byli usatysfakcjonowani. Choć chyba nie będą skoro Ben umarł. W ogóle jakiś typek na sali zaczął bić brawa jak Ren umarł. No tak, jedyna sensownie napisana nowa postać, a została odstrzelona i ludzie się cieszą... Upadek cywilizacji? Chyba tak. A Rey sobie przybiera nazwisko Skywalker, którego nie jest godna. BEKA. To ona powinna zginąć a Ren żyć, ale wiadomo #metoo i te sprawy. (zresztą były też lesbijki świętujące zwycięstwo) Acha, wklejeni na Tatooine Luke i Leia wyglądali tak sztucznie, że aż nie mogłem uwierzyć. I czemu nie było tam Rena? Walki Rena i Rey też były nudne. Serio, ile razy można naparzać się w ten sam sposób?
Chewie, Lando (który ma chyba wnuczkę, ach ten nieudolny foreshadowing Abramsa - to samo z Rey, każdy po 5 minutach już wie, że Rey to wnuczka Palpiego, a Abrams przeciąga wielki reveal do połowy filmu xD), R2 oczywiście zmarnowani. 3PO na szczęście dostał trochę więcej do roboty. Plus też za postać tego rebelianta co go grał Hobbit (i to jak wspomniał manewr Holdo - śmiechłem xD) oraz Pryde`a i scena jak zabił Huxa - to było piękne. Dobrze, że rudy zdechł w tak żałosny sposób, pasowało do jego postaci. Plusy też za muzykę (i cameo Williamsa) oraz głosy Haydena, Oza, McGregora i Neesona. Fajna była też scena walki młodych Luke`a i Leii - właśnie tak powinna wyglądać nowa trylogia, no ale trzeba by ją było zrobić w latach 90, a nie teraz. No i musiałby ją zrobić Lucas, a nie jacyś idioci nie rozumiejący SW.
Ocena końcowa to jakieś 3/10, bo jednak te plusy co wymieniłem trochę wspomogły oglądanie (bo filmu nie były w stanie uratować, za duo było szajsu). Cóż można rzec, SW umarły. Szkoda, bo siedzę w tym odkąd skończyłem 5 lat. Oby ta saga była nauczką na przyszłość, mam nadzieję, że Disney wyciągnie minimalne wnioski w kwestii robienia trylogii, bo naprawę - nawet TCW i Rebels są od tego crapu lepsze.
JJ Abrams dokonał niemożliwego - Stworzył film dwa razy gorszy od Ataku Klonów
Generalnie raczej wychodzi na plus, z tym że ja lubię moje starłorsy z odrobiną "kiczu" (angielskie słówko camp trochę słabo się tłumaczy) i banału, szczególnie w kwestiach Jedi i Sithów. Dzięki temu wątek Rey / Rylo Kena / Palpiego bardzo mi się podobał i nawet trochę wzruszeń było. Gorzej niestety z tym ogólnym konfliktem Resistance vs First Order (i co za tym idzie walkę o przyszłość galaktyki) który w ogóle nie był ani odrobinę interesujący, no ale to było już nie do naprawienia po dwóch poprzednich filmach. Ale przynajmniej na plus to, że trochę bardziej można w końcu poczuć że historia dzieje się w ogromnej galaktyce a nie w jakiejś bańce otaczającej tylko nasze pięć głównych postaci.
Stosunek Abramsa do TLJ chyba najlepiej podsumowuje to że na nic nie czeka, pierwsza scena filmu i od razu ostro jedziemy "początek spoilera Palpi żyje, Snoke to jego marionetka, nic w 8 części się nie liczyło, handlujcie z tym koniec spoilera". Z grubej rury i bez ceregieli, coś pięknego.
- to było już nie do naprawienia po dwóch poprzednich filmach. Ale przynajmniej na plus to, że trochę bardziej można w końcu poczuć że historia dzieje się w ogromnej galaktyce a nie w jakiejś bańce otaczającej tylko nasze pięć głównych postaci.
No właśnie, lepiej późno niż wcale, choć szkoda tych dwóch zmarnowanych filmów
Co to było!? Nadal nie mogę uwierzyć w to, co zobaczyłem :/ Jak mi nie pasują te wszystkie wybory fabularne, to się kupy nie trzymało. Ktoś mi wytłumaczy gdzie w tym wszystkim sens? W tej chwili jest to dla mnie najgorszy epizod. Nie mam w ogóle ochoty gadać o tym filmie. Focha na starwarsy nie strzelam, do kółka frustratów pokrzywdzonych przez nowe filmy też się nie zapisuję, ale muszę ochłonąć. Idę spać, może się obudzę i się okaże, że to tylko taki zły sen był Rian wróć i napraw starwarsy! Może jutro chociaż nowy odcinek Mando ukoi mój ból pupci... Bardzo przepraszam za bełkot. Dobranoc.
Muszę jeszcze to wszystko sobie poukładać w głowie, bo wszystko się tak szybko działo...
Ale w skrócie.
Plusy:
+ C3PO w formie! W końcu jego dobry występ w ST i początek spoilera po raz drugi wymazano mu pamięć koniec spoilera :O
+ może nie za dużo humoru, ale za to gdy już się pojawia, to nie ma zażenowania, jest taki gwiezdnowojenny, a nie Rajanowy;
+ Hux - występ krótki, a treściwy ale początek spoilera Nuka-Cola się załamie! koniec spoilera
+ początek spoilera pochodzenie Rey koniec spoilera jest ok!
+ forma audio-wizualna.
Minusy:
- zbyt duże tempo! Jakby upchnąć ze dwa filmy w jednym, więc niektóre wątki wydają się takie po łebkach i brakowało mi trochę większego rozwinięcia Kylo i jego motywacji;
- w pewnym momencie pomyślałem sobie, że przynajmniej nie ma początek spoilera kolejnej Gwiazdy śmierci, a tu po chwili pojawiają się statki z działami niszczącymi całe planety koniec spoilera - pytam się: po co? Czyżby sama liczebność nie wystarczała?? Moim zdaniem to niepotrzebne.
- walki na miecze świetlne, czy raczej mała ich ilość;
- może mi ktoś wyjaśnić po co Kylo właściwie sklecił sobie ponownie swoją maskę? Bo też tu sensu tego nie czaję.
To tak na szybko, w kolejnych dniach może mi się tego namnoży.
-początek spoilera Nuka-Cola się nie załamie, wręcz przeciwnie: Hux odszedł jako bohater! Swoim raportem - walić intencje, ważne są skutki - ocalił setki planet!
A w ogóle, to to tylko postrzał w pierś, no dajta spokój, nie takie rzeczy się w tym uniwersum przeżywa koniec spoilera
No w sumie początek spoilera nie widzieliśmy jego zwłok po postrzale, więc sprawa jest otwarta, Maul nie takie rzeczy przetrwał koniec spoilera
Jesteś zadowolona z jego występu w filmie? Moim zdaniem najlepszy z trzech części i aż żal, że tak niewiele, no ale przy milionie wątków ciężko by było coś dodać Ale moment, gdy początek spoilera przyznaje się do bycia szpiegiem - sztos koniec spoilera
Za mało!!! Było go zdecydowanie za mało. Ale jak już był ten mój początek spoilera Armitage Kloss koniec spoilera, wooow I tak, podzielam zdanie Poe - początek spoilera "coś tak czułem!" koniec spoilera
A poza tym jak zwykle - Hux odwala czarną robotę, dobrze Kylo radzi, Kylo go nie słucha (acz nie poddusza! Jest postęp!), nikt go nie słucha i początek spoilera stara zasada: nie ma Huxa - nie ma Porządku koniec spoilera.
A Pryde`owi to ja jeszcze podziękuję w fanfikach, oooj, podziękuję.
Rzeczywiście, może masz rację, że początek spoilera nie ma Huxa - nie ma Porządku koniec spoilera, bo wkrótce po tym, jak początek spoilera zszedł z tego świata, to przegrali bitwę koniec spoilera
-początek spoilera Stanowczo sprzeciwiam się określeniu "zszedł". Nigdzie nie zszedł. Gość żyje. Co najwyżej będzie kulał, ale wątpliwe. Wykuśtykał z tej kostnicy/celi/gdziekolwiek go tam zabrali, zabrał Millicent i poszedł w cholerę. Może matkę znajdzie, może zostanie przemytnikiem przyprawy albo zostanie królem Ewoków - co tam mu tylko pasuje. Ale żyje koniec spoilera
A no tak, racja tylko czy wtedy wcześniejsza teoria trzyma się kupy?
-początek spoilera Ta o tym, że odszedł jako bohater? No to teraz będzie sobie żył jako bohater ...kind of koniec spoilera
Wyszedł dziś Słownik ilustrowany.
https://66.media.tumblr.com/bab8c5c76bb76a48ec6c4c6d05c3d521/56ff0938e9e24274-a3/s640x960/4296a3725b74a5b558d35e67896e7fcae35df66a.jpg
Powiem tak - jeśli gość był taki sam, jak reszta kolegów papy Brendola (a był), to nie ma możliwości, żeby Armitage nie nosił pod mundurem, jak to nazwał Finster, "kamizelki blasteroodpornej"
Ale serio, jeżeli był taki jak koledzy "tatusia" ukazani w komiksie, to Rudy musiał być przygotowany na najgorsze przy każdym z nim spotkaniu.
Z drugiej strony, Pryde musiał być typem dominującym i wybitnie przebiegłym, że tyle się przy życiu uchował.
Przy czym biorąc pod uwagę, że dostał nad Kijimi, to musiał jeszcze mieć szansę niepostrzeżenie się wydostać z rąk FO
Nie no, w każdej organizacji ma się kumpli, ci wzięli "ciało" pod pachy i odtaszczyli poza zasięg wzroku, a potem razem uciekli
#takbyło #niezmyślam
https://66.media.tumblr.com/2f9065a363075ab3e9f14096f5504ba0/be59c6464af2b49e-f8/s640x960/02ab90a7ebce2159cab70defa4c8ec2db0075d9c.jpg
https://66.media.tumblr.com/0265e23d56198a53a388a8dee244933f/be59c6464af2b49e-11/s640x960/cc30c40bcc0de6bb2bf78836a8024578bc86e342.jpg
https://66.media.tumblr.com/19049c18227e5364a19335d1439de1f0/be59c6464af2b49e-9a/s640x960/826ff4fff2daa2d1d312929e9101ba39c416ad53.jpg
https://66.media.tumblr.com/65c11f8f578b793440c7fd8dc22f4a25/be59c6464af2b49e-2c/s640x960/befd0102cc2d7d4bf6d9ffcde9662d45d86bd703.jpg
Na porucznika Mitakę zawsze można liczyć <3
Nuka, chodź na discorda ;d dyskutujemy na żywo
Maska jest po to, żeby można było sprzedawać nowe maski i nowe figurki.
PS. Trochę detali.
Plusy:
+ BB-8 i jego powrót do charakteru z VII
+ Rose już nie jest tak ważną postacią jak w VIII;
+ Poe wypadł ok;
Neutralnie:
+- Finn i Maz - mają lepsze występy niż w TLJ, ale ten pierwszy jednak nie tak udany jak w TFA;
+- śmierć początek spoilera ostatniego Skywalkera, tzn. takiego z krwi i kości, a nie adoptowanego ale może to i lepiej, że ich los zakończył się w 9 epizodach? koniec spoilera
Minusy:
- zbyta mała rola Richarda E. Granta;
- zbyt powierzchowne wyjaśnienia paru spraw, np. po co początek spoilera Palpatine posługiwał się Snoke`m? Buduje i FO, i ma kolejną flotę? koniec spoilera WTF?
- początek spoilera sama śmierć Palpiego jakaś taka...taka sobie koniec spoilera
- początek spoilera Wedge koniec spoilera występuje dosłownie przez na parę sekund;
Dobra, muszę przyznać że jak obejrzałem po raz drugi to oglądało mi się lepiej niż wcześniej, zwłaszcza gdy już pogodziłem się, że ten Palpatine to nie jest jednak ściema. Drugi raz też łatwiej wszystko ogarnąć przy tak dużym tempie wydarzeń. Skupiłem się na interesujących mnie wątkach, dojrzałem parę rzeczy, których nie zauważyłem na premierze - jak np. rozmowa Kylo z podwładnymi o zdrajcy i poruszenie Huxa, który na uwagę Supreame Leadera zmienił temat na "twarzową" maskę
Abstrahując od tego czy wolałbym śmierć, czy przetrwanie Bena - rozwiązanie jego wątku było mocne i wzbudzające emocje (a już na pewno lepiej odegrane niż dajmy na to przejście Anakina na CSM). Nadal zaś za jedną z najsłabszych scen uznaję moment zabicia Sidiousa - noszkurdemol tylko na tyle było stać twórców? Heh.
Generalnie jednak całość odbieram pozytywniej niż pierwszy seans.
"The Lego Star Wars Holiday Special" z 2020 roku, sądzę, mimo swego legoludkowego uroku i takowej figurkowej sposobności kreacji świata przedstawionego; mimo swej zabawowości, i teoretycznie zarzucanego mu braku powagi i niespójności w przekazywaniu gwiezdnowojennych realiów, dość ciekawie... spaja jako twór audiowizualny (tym bardziej udowadnia, że z pomysłów na fabułę w tej krótkiej animacji tu zawartych, można by wyciągnąć w miarę konsekwentny sposób na fabułę kinowego obrazu, "The Rise of Skywalker") chaos wątkowo-fabularny kinowego Epizodu IX Star Wars. Bo, gdyby tak odjąć z tej 45-minutowej animacji w stylu LEGO jej ogólne zabawowe i lekko nonszalanckie podejście do prezentowanego materiału, to motyw początek spoilera podróżowania Rey w przeszłość za pomocą potężnych artefaktów, związane z tym spotykanie najważniejszych postaci z Sagi Skywalkerów, to - nie zdradzając za bardzo tego, co w tej animacji przedstawiono - dość dobry i wydajny sposób na połatanie dziur fabularnych kontrowersyjnego dzieła: "The Rise of Skywalker". koniec spoilera
Kupując niniejszym omawiany film J.J. Abramsa w wersji z polską oprawą na płycie Blu-Ray, pomyślałem, że warto mieć całą tą specyfikę "The Lego Star Wars Holiday Special" na uwadze - że kolejny - tym razem mój 4-ty seans "Skywalker. Odrodzenie", ale w domowym zaciszu - watching dziewiątego Epizodu Sagi, będzie przebiegał pod dyktando ,,co było, gdyby"... Abrams wykreował Rey, ba, cały swój film na modłę aspektów fabularnych tego oto legoludkowego "Holiday Special". Czyż Gwiezdne Wojny nie zasługują na miano kontrowersyjnego, ale i ikonicznego Unwiersum popkulturowego?
TROS udało się pobić:
- Holiday Special, jako najgorsze filmowe coś co przytrafiło się SW
- ROTS, jako najbardziej niewykorzystany i zmarnowany potencjał na film SW
1/10 - I to tylko przez wzgląd na kilka dobrych momentów...
Nie wiedziałem że Jar Jar Abrams może stworzyć aż tak słaby film... Wybaczam Rianowi wszelkie drobne błędy, braki i niedociągnięcia...
Dział ze spojlerami więc nie będę się oszczędzał
Ogólnie na początek: ogromne brawa dla JJ, że logicznie połączył ten bałagan który wprowadził RJ w logiczną całość i stworzył film, który ogląda się jakby był naturalną kontynuacją. I teraz qlue.
W mojej opinii jeśli ktoś kto nie zna SW, siadłby do seansu i oglądał każdy film od epizodu 1-9 po drodze między 3 a 4 częścią zahaczył o Rogue One to myślę, że byłby pełen podziwu jak to wszystko się klei i naturalnie komponuje od początku aż do finału. Natomiast dla fana SW, wiedzącego że wg ojca sagi Anakin był Choosen One, nowa trylogia nie była z góry zaplanowana a RJ dostał zielone światło na swoją wizję bez ustaleń JJ - jest to gwałt dla fanów
Do rzeczy:
1. Dlaczego Ray jest takim przekozakiem w mocy? Bo w jej żyłach płynie krew samego Palpatina, jest potężnym użytkownikiem w mocy, która ma do niej naturalny talent po dziadku, uśpiony i budzący się z każdym kolejnym etapem dochodzenia w niej do prawny o tym kim jest.
2. Dlaczego znalazła się na Jakku? Jej rodzice nie chcąc by Ray wpadła w łapska Palpiego woleli zostawić ją na Jakku u Udgara.
3. Kim byli jej rodzice? Ojciec był synem Palpiego a matka to random.
4. Kiedy Palpi spłodził syna - nie wiadomo, pewnie za czasów gdy był Kanclerzem.
5. Po co Palpiemu Ray? Palpi umiał przenosić swojego ducha z ciała na ciało - chciał by Rey go zabiła w rytuale Sithów aby wejść w jej ciało i stać się znów młodym pełnym życia i ogromnej mocy Imperatorem.
6. Jak Palpatine przeżył na GŚ? Nie wyjaśniono, najprawdopodobniej po upadku udało mu się jakoś przetrwać, znaleźli go kultyści, podpieli pod aparaturę potrzymującą życie i z biegiem lat zyskiwał na sile.
7. Kim był snoke? Był wynalazkiem Palpatine, klonem nad którym miał pełną kontrolę a który miał dwa zadania: odwrócić uwagę galaktyki od niego i przekabacić na swoją stronę Kylo Rena, potem Rey.
8. Co oznacza tytuł? Rey na końcu filmu pewnej starej babinie na Tatooine przedstawia się jako Rey Skywalker przy błogosławieństwie duchów mocy Luka i Lei. Żyją w niej bowiem wszystkie pokolenia Jedi, wraz z Kylo Renem który umarł przekazując jej swoją moc życiową.
9. Kylo Ren oficjalnie wrócił na Jasną Stronę, stawił czoło Imperatorowi razem z Ray ale szybko został pokonany, kiedy Ray odwróciła wiązkę błyskawic i wykorzystała niemal całą swoją moc by zniszczyć Imperatora jak i całe koloseum na którym był wraz z tronem i wyznawcami praktycznie umarła. Kylo uratował ją bo jak się okazało: Rey i Kylo mają nie tylko specyficzną więź w mocy ale i potrafią - dawać życie i leczyć. Kylo zginął oddając moce życiowe Rey.
Reszta jest mało ważna - Hux pomógł rebelii bo chciał by Kylo poniósł porażkę ale potem chciał by go postrzelono aby nikt się nie skapł - oczywiście zostało to wykryte i został zabity, Lando miał dosłownie 3 wejścia ale fabularnie zebrał ziomków w galaktyce żeby stawić czoło flocie imperatora, Luke miał występ jako duch mocy by dać kilka rad Ray...
I teraz najgorsze: wg legendy równowagę mocy przywróciła Ray - pozbyła się Sithów, została ostatnim Jedi. Nie Anakin - Rey. Tutaj będzie największy spór bo sam Lucas jasno powiedział: Anakin był wybrańcem, wg nowej trylogii był wybrańcem czasowym Shit happens
I w sumie tyle. Ogólnie film oglądało się dobrze, bez żenady jak w przypadku VIII ale widać że to był jeden wielki fun serwis i łatanie w ciąg logiczny tego co zostało po RJ.
Sam film dla mnie 7/10.
Prequele: 8/10
Stara Trylogia: 9/10
Nowa Trylogia: 6/10
Cała Saga 7+/10 jako fan
Jako osoba która lubi SF, oglądała by pierwszy raz od 1-9 myślę, że spokojnie oczko wyżej.
Tylko ten motyw Choosen One...jego nie strawie, wątpie by ktokolwiek strawił
Nie mam niestety czasu wchodzić w dłuższą polemikę, bo jutro rano do roboty - ale zazdroszczę ci takiego odbioru.
Twierdzenie, że JJ wszystko logicznie połączył i stworzył film, który jest naturalną kontynuacją jest dla mnie kuriozalne. Ten film jest tak z dupy wzięty, że aż zęby bolą.
Nie lubiłem TLJ. Ale w porównaniu do tego filmu to arcydzieło.
Postaram się skrobnąć coś dłuższego w weekend, żeby jakoś sensownie uzasadnić wszystko co powyżej.
Szanuje - dla mnie było to naprawdę in plus bo kiedy jeszcze nie znałem ani leaków ani filmu zachodziłem w głowę co tu zrobić żeby z tego wybrnąć - wg mnie wybrnął, nie w 100% ale wybrnął. Chętnie jednak poznam każdy inny punkt widzenia na to wszystko bo to będzie pole do dyskusji tutaj na lata
Jeszcze dodam bo teraz mi się przypomniało: wątek rycerzy Ren taki troche z pupy, niby się pojawili, niby ścigają z Renem Rey, potem są na planecie Imperatora i gdy Ren przechodzi na jasną stronę robią mu jesień średniowiecza póki Ren nie dostaje od Rey miecza "teleportem mocy" Tu szkoda bo liczyłem, że ich rozwiną ale cóż - trudno
Przyznaję rację wszystkim, którzy twierdzili, że nie było żadnego planu na nową trylogię. Pisane na szybko, bez pomysłu, bez wizji, bez planu na rozwój tego uniwersum. LSG to jakiś dziwny twór wydmuszka bez władzy, w sumie do końca nie wiem jaka jest ich rola skoro i tak poszczególni filmowcy robią co chcą.
Tutaj przyznaję rację Lubsokowi i innym miłośnikom filmów Marvela - pod względem spójności MCU > nowe SW. Te marvelowskie głupkowate, przewidywalne i robione od sztancy filmy jednak razem tworzą jakąś sensowną całość. O nowych SW nie mogę tego powiedzieć. Filmy MCU zasłużenie zyskały poklask u widzów i biją rekordy popularności, z czym nowe SW mają problemy.
Wyśmiewałem też pomysły z Legend uważając, że to co otrzymujemy w obecnym kanonie całościowo jest o niebo lepsze. G*wno prawda, po wczorajszym widać, że może być samo złe albo nawet i gorsze, bo zrzyna z EU i ma jeszcze mniej sensu. Przepraszam Legendy i wszystkich ich fanów za te drobne złośliwości w przeszłości
Wiesz co mnie w sumie tylko zabolało? To jak pięknie pokazali środkowy palec EU. Co robi Story Group o ile wciąż istnieje? Bo na bank nie czuwa nad jakąkolwiek spójnością.
Pave zjadło coś, Kare chyba w ogóle nie istniała, BTA moje ukochane nie ma racji bytu. Droga do TROS to też jakaś kpina, kończymy najważniejszą książkę z grupą Twi`lekków tymczasem w bazie ani kawałeczka Starych Ras.
Tyle, że film mi się podobał. Bo postaci, które najbardziej lubię, były takie jak lubię (spora zasługa aktorów, że czasami z dennego scenariusza dali radę wyczarować coś super). Z TLJ kocham po dwóch latach TYLKO wątek Luke`a. Reszta do zaorania dla mnie. Tu dostałam "moich" bohaterów i ocena automatycznie idzie w górę.
Dla mnie to nawet nie był środkowy palec tylko dostałem taki mocny strzał w pysk. Broniłem tej nowej trylogii, jarałem się na myśl kiedy zostaną w końcu odsłonięte tajemnice, wierzyłem w LSG, wierzyłem, że to wszystko jest chociaż trochę rozpisane/zaplanowane i dokądś zmierza. O jak ja się myliłem
Z czytania tych wszystkich książek/komiksów nie rezygnuję. I tak momentami było to dla mnie trochę guilty pleasure, teraz już będzie guilty pleasure pełną gębą. Bardzo jestem ciekaw jak oni chcą to wszystko co się wczoraj odwaliło wyjaśnić Czy w ogóle zamierzają wyjaśniać
A że film się podoba to przecież spoko. Zazdroszczę Ci i tym wszystkim którzy mają pozytywne odczucia. Mi po prostu film totalnie nie podszedł i tyle, świat się nie zawalił. Trochę sobie ponarzekam, ale nie zostanę smutasem nieustannie s*ającym w kierunku Abramsa, KK, LSG czy (co najgorsze) innych fanów, którzy TROSa lubią.
I co na sczerniałe kości Imperatora dzieje się ze Shrivem? Pod tym względem ogromny zawód.
Ooo dokładnie!
Wiecie co, to trochę jakby dwa uniwersa istniały - EU i filmy. Jedno sobie, drugie sobie, cuś jak w Legendach bywało. I też przyznaję się do naiwności bo długo wierzyłam, że tu będzie lepiej. Że to ogarną jakoś, może nie 100% ale większość. No też się pod tym względem wykiwana czuję.
Dla mnie zawaliło sprawę rzekome Story Group (serio wątpię czy wciąż istnieje,poza samą nazwą).
A Resistance Reborn dawało nadzieję, że choć część tych postaci się pojawi.
Czyli jednak odkładając decyzję o zakupie na później (czyli, jak widze, na nigdy) zrobiłem słusznie
Czyli jednak odkładając decyzję o zakupie na później (czyli, jak widzę, na nigdy) zrobiłem słusznie
vilkala napisał:
tymczasem w bazie ani kawałeczka Starych Ras.
-----------------------
A Sullustanin?
O tym rozwoju uniwersum to w zasadzie można by w osobnym wątku podyskutować.
O planie na trylogię - nie wiem co było zaplanowane (Driver wiedział jak Kylo skończy, więc bendemption pewnie od samego początku było zakładane), ale mam wrażenie że Abrams zwyczajnie nie miał pomysłu jak to dokończyć, więc wyciągnął koncept z poniżej pleców i oparł na nim film.
I znikła Twoja lista z sygnaturki.. czarne dni dla Bastionu.
Dobrze, że Mando 7 to zupełnie inny poziom rozrywki. Teraz niech się lepiej Project Luminous okaże czymś mega ciekawym.
BTW Soule wczoraj popełnił świetny komiks. Szkoda że czyta się go prawie ze łzami w oczach.
Wyjątkowo smutny post i wymiana zdań pod nim. Aż mi się żal zrobiło, serio. Współczuję, i mówię to jako osoba, której TROS pasuje.
Współczuję, bo... been there, done that. Nadal tu jestem, więc chyba jestem odporny na rzeczy, które mi "psują" SW. Mam nadzieję, że Ty też się otrząśniesz i nadal będziesz znajdował w SW tę magię.
Tyczy się to z grubsza też i reszty userów, rozczarowanych TROSem.
To forma terapii
-Przepraszam Legendy i wszystkich ich fanów za te drobne złośliwości w przeszłości
Radujmy się Albowiem, jak mówi Pismo, wielka jest radość z grzesznika, który się nawraca.
Ale tak na serio to mnie wystraszyłeś - lubiąc Legendy nie przeszkadzały mi nowe SW i lubię je dalej. Jeszcze prze jakieś 8 godzin z pewnością A potem to zobaczymy.
(liczy) yyyyy, znaczy, Ty dopiero teraz? Zaczynasz? Kończysz? Doczekać się nie mogę (albo nie dojechałem z czytaniem wonteq`u). ~
Pisanie postów i domykanie przyszłorocznego budżetu paralelnie to nie był najlepszy pomysł
Tłumacząc z polskiego na nasze, po poście koleki mkn nie byłem pewien, czy po obejrzeniu TROS-ki dalej mi się te nowe SW będą podobać. Ale może być. Fajny film, trochę jak TFA, dobre 3/4 i na koniec wjeżdża #nowasuperbronzajebista... i JJ nie wie jak skończyć.
Napisałbym zaraz po wyjściu z kina, ale tym razem wracałem samochodem, który sam prowadziłem także nie mogłem wcześniej.
Mogę umierać... Tak, to zdecydowanie czas na to bym mógł umrzeć. W sumie to nie pozostaje mi nic innego, jak tylko śmierć.
Osiągnąłem już w życiu co chciałem, miałem tylko iść i zobaczyć ten film! Miał być podsumowaniem 22 lat bycia fanem, czyli praktycznie całego mojego świadomego życia!
I co???!!!
I czas zdychać! Jako najszczęśliwszy fan Star Wars na całym świecie! Spełniony pod każdym względem!!!
Abrams, dziękuję Ci!!!
Jutro drugi seans. W noc z piątku na sobotę maraton całej nowej trylogii - zdecydowanie najlepszej trylogii SW jaka kiedykolwiek powstała.
Plan minimum: 15 seansów - niemniej, jak się uda to chcę by ich było jak najwięcej - najlepiej tak z 50
Na tym etapie nie wiem co tym wątku jest sarkazmem, a co jest na serio.
Pośmiane, czekam teraz na prawdziwy EIX.
P.S. Adam Driver jest bóstwem i nie zasługujemy na jego dobro.
Peace!
Nie uważasz, że Driver miał trochę zbyt mało kwestii mówionych jak na tak długi występ?
uważam że rola Adama była cudem nie wymagającym praktycznie korekt, wyłaczywszy może jego ostatnie sekundy na ekranie, które są tam nie wiadomo po co bo wszyscy wiemy że początek spoilera Ben żyje koniec spoilera
Myślę że spostrzegasz go przez pryzmat jego gołej klaty ukazanej w TLJ i przez to trudno Ci utrzymać obiektywizm
Myślę Jor że znowu mierzysz wszystkich swoją miarką, a jest między nami spora różnica rozmiarów, tak wzdłuż jak i wszerz.
Dodam, że jego ostatnie sceny są FENOMENALNE.
początek spoilera Ben Solo nie powiedział chyba słowa, ale jest tak uroczy, tak przyjazny, tak podobny to ojca i mamy, jak bierze oddech w walce z Renami, to jest tak urocze. koniec spoilera Nagle uwierzyłem, że Driver mógłby dobrze zgrać Indianę Jonesa .
490/10... no no 490 się jednak ciut inaczej zapisuje, ale przy odrobinie dobrej woli można uznać
Kathi Langley napisał:
Pośmiane, czekam teraz na prawdziwy EIX.
-----------------------
^this
Prawdę mówiąc mam to samo. Nie piszę dużej recenzji teraz, to by trzeba za parę seansów, ale dla mnie ten film jest niepoważny. Sam siebie nie traktuje poważnie. A zatem i ja nie mam potrzeby traktować go poważnie, tylko dobrze się bawić. I tym samym bawiłem się na TROS świetnie!
Emocje jeszcze nie opadły, jutro planuje skrobnąć reckę, zarówno samego epizodu jak i całej trylogii sequeli, bo chyba najwyższy na to czas.
Ale tytułem wstępu: wam się serio prequele nie podobały?! Ta trylogia była po prostu zbędna, mogli robić Mando, TCW, książki i komiksy.
Smierć Disneyowi, niech żyją Yuuzhan Vong i ich prorok, Darth Krayt.
krzmar napisał:
wam się serio prequele nie podobały?!
-----------------------
Nie były totalnie złe. Były technologiczną innowacją. Miały kilka ładnych ujęć i piękną muzykę (z wyjątkiem ROTS). Można w nieskończoność je rozkładać na czynniki pierwsze. Można je interpretować "niekanonicznie" i to jest w nich fajne.
Ale odpowiadając na Twoje pytanie. Serio. Bardzo niedużo im brakuje do... no powiedzmy bycia totalnie złymi. Z mojej strony, największy zarzut to totalny brak energii, tempa, harmonii. Analogie muzyczne nie są przypadkowe. Lucas zaprojektował SW jako filmy prawie nieme. Ale taki utwór musi mieć rytm. Prequele w ogóle się nie ruszają, są bardzo ociężałe. Są jak człowiek bez wyczucia rytmu na imprezie tanecznej. Po prostu stoją pod ścianą. Jedyny częściowy wyjątek to AOTC. I pierwszy akt ROTS (do "another happy landing").
Sequele są fabularnie głupie, ale mają energię, tempo, rytm, wywołują szybsze bicie serca. Te filmy pędzą! Kierunek nieważny! Dla mnie to jest czynnik decydujący. Plus jeszcze warstwa symboliczno - znaczeniowa. Mówią do swojej publiki, proste ale głębokie prawdy o życiu. Starzy to zrozumieją, dzieci to zrozumieją. To jest siła sequeli i uzasadnienie ich istnienia.
Anakin był czasowym wybrańcem...Palpi sam sobie ukręcił na siebie bicz płodząc syna którego wnuczka była jego Nemezis i ostatecznym gwoździem do trumny.
Cieszy wytłumaczenie Snoka, cieszy pochodzenie Rey, cieszy wytłumaczenie mocy i u Lei przez co wróżka z VIII już nie bije po oczach, cieszy ogólne zszycie tego wszystkiego co namieszane w pewną logiczną całość niemniej jednak teraz jak się obejrzało wszystkie trzy filmy widać jak ogromny był na to potencjał który w ostateczności został zmarnowany. TROS oceniam na równi z przebudzeniem mocy ale jako trylogia jest najgorszą z dotychczasowych trzech. A szkoda bo sama idea Palpatina jako odwiecznego wroga Skywalkerów jest ok i ma siłę przebicia
Wiedziałem że będzie dobrze, bo mimo że krytykowałem Abramsa i nadal uważam że nigdy nie powinien nawet zbliżać się do Star Wars, to facet jest inteligentny i wyciąga wnioski, uczy się na błędach itd.
Bla, bla, bla.
Cała ta nowa trylogia jest od początku spartolona przez decyzje Boba Igera.
Gdyby tak Abrams robił TFA pod ścisłym nadzorem Lucasa itd.
Nieważne, to już nie wróci.
Tak więc TROS>TLJ+TFA
Ale...
OT>PT>ST
Co do TROS.
Podsumowałbym tak:
https://youtu.be/1qNeGSJaQ9Q?t=155
It`s Alive!
Tak, film jest pełen życia
Da się? Da!
Udało się nawet to co niemożliwe, aktorzy którzy mnie irytowali w poprzednich częściach tym razem byli OK.
Jedynie Driver oj... Adam ssał na maxa, każde jego zdanie to muuuuuuuuuuuł, tony mułu bagiennego, błagałem, niech ktoś go zabije w końcu!
Najbardziej bałem się o Lando, bo nie wyglądał najlepiej na zdjęciach, a tu taka niespodzianka.
Został pokazany bardzo korzystnie i nie miał takiego pecha jak Leia w TFA (Abrams wyciąga wnioski cd.)
Największe rozczarowanie to bitwa, no cholera, taka flota i nic, zero pomysłu jak to pięknie pokazać. Nadal kosmiczna bitwa z ROTJ pozostaje najlepsza i już się chyba nie doczekam lepszej. Żenada.
Iger odejdź!
Lucas wróć!
Nie mam żadnych wątpliwości, że reżyser chciał zadowolić wszystkich a jak wszyscy wiemy... wszystkich się nie da zadowolić.
W efekcie tych starań dostaliśmy chyba najbardziej kuriozalną sekwencję której centralnym elementem był początek spoilera pocałunek koniec spoilera takie zjeść ciastko i mieć ciastko
Może przy następnym seansie będzie to bardziej strawne
Mam pytanie do tych co byli na wersji 3D, jak to wygląda?
I tak zobaczę, może namówię SW-Yogurta XD na kolejny seans, ale chciałbym wiedzieć czego mogę się spodziewać.
Czy jest tak dobrze jak TFA 3D?
Jedziemy. W 3D by IMAX. Obiecuję, że nie będę brechtał na głos. ~ Dogadamy się kiedy. Bo teraz może być tłok, a potem Święta..
3D nie jest tak dobre jak w TFA. Niestety
Iger nie posmarował. Szkoda
Byłem na Real 3D i w zasadzie tylko okulary przeszkadzały. Jest kilka scen ale generalnie słabo. Tylko, że to był jedyny seans co mi pasował.
I było dosyć pusto, jak na premierę (2D były pełne, zajrzałem z ciekawości)
Tak właściwie, to w tym miejscu zebrało się wszystko, na co narzekałem w poprzednich dwóch filmach. początek spoilera Jechanie na jakichś sentymentach bez pomysłu, wszyscy użytkownicy Mocy coraz silniejsi z chwili na chwilę - teraz już potrafią się TELEPORTOWAĆ, a Palpatine w sumie po kij się bawił w te całe Wojny Klonów, skoro mógł po prostu porazić piorunem i tą nieskończoną flotą każdego, kto by mu się sprzeciwił xD A no i oczywiście, że na tą flotę szybciutko zorganizowała się jeszcze większa flota sojuszników Ruchu Oporu - przecież po tym co się odjechało w TLJ nie mogło być inaczej. Skakanie między statkami poza atmosferą? Co to dla nas? Niszczyciel 10 planet na raz w E7 to było mało? Teraz każdy z chujliona ISD jest wyposażony w DSowy laserek - po kij była cała ta DS, skoro łatwo można było w krótszym czasie zrobić znacznie bardziej efektywniejsze rzeczy... wystarczyło zaprząc do pracy ukrytą społeczność Sithów. No a córką/wnuczką kogoś ważnego Rey musiała być oczywiście. Jej pojedynku z Palpatinem nie skomentuję, bo to taki szczyt patosu i ściemy, że nie umiem tego wyrazić. xD koniec spoilera Ale to nic. No nie no - to wszystko. Bo dzięki temu wszystkiemu ten film jest tak wspaniały. To jest wydestylowana, doskonała parodia SW, przy której od pewnego momentu cały czas się śmiałem, a z kina wychodziłem naprawdę uchachany. Mogę polecić ten film jako najlepsze SW zaraz obok "Gwiezdnych jaj".
Onoma napisał:
To jest wydestylowana, doskonała parodia SW, przy której od pewnego momentu cały czas się śmiałem
-----------------------
Kurde, może byliśmy na tym samym seansie i to Ciebie słyszałem wybuchającego śmiechem przy randomowych sytuacjach?
Pora na spoilery i na początek plusy i minusy.
PLUSY:
początek spoilera
- Warstwa audio-wizualna filmu
- Muzyka + stare kawałki
- Humor, chemia pomiędzy postaciami
- Lekkość akcji, duch przygody
- Dobre aktorstwo
- Leia - godny hołd, dobrze wykorzystane sceny, wzruszające zakończenie wątku
- Wyjaśnienie Snoke`a
- Głosy Jedi (Anakin, Obi-wan, Qui-gon, Ahsoka, Luke, Yoda, Windu)
- Dew it!
- "wielu uznało by je za nienaturalne"
- Harrison Ford!!!
- Lando, Wedge - miłe akcenty
- Easter-eggi, fan-service
- Potężna flota Rebelii
- Knights of Ren
- Droidy + duży plus za C-3PO
- Zebranie rady FO
- Wszystkie sceny z Benem (oprócz ostatniej )
- Młody Luke i Leia
MINUSY:
- Śmierć Bena!!!! Nie leży mi ten wybór fabularny, że za przeproszeniem zarżneli wszystkich Skywalkerów co do jednego. Faktycznie zakończenie The Skywalker Saga; teraz czas na The Palpatine Saga...
- Dobra już umarł, jakoś to przeżyje jeszcze, ale dlaczego nie pojawił się jako Duch obok Luke`a i Lei?!
- Brak ducha Anakina!! Mógł przecież się nawet pojawić w scenie powyżej
- Za szybki finał
- Brak wyjaśnienia jak Palpatine znalazł się na Exogolu; trzeba się domyślać
- Brak starych ras
- Brak poczucia, że to faktycznie podsumowanie wszystkich trzech trylogii; jest tylko takie złudzenie, ale gdy się zagłębić to tak nie jest.
- Brak jednej jedynej sceny w jednym ujęciu oryginalnej wielkiej trójki; ale to zarzut generalnie do całej ST
- Potraktowanie Bena w finale jak randoma
- Ja wiem, że SW ma żelazne ramy i napisy końcowe zawsze są takie same, to jednak z racji, że niby to ostatnia część mogliby dać foty wszystkich aktorów z trzech trylogii, jak np. w Avengers:Endgame.
- Mało Luke`a
NEUTRAL:
- Pochodzenie Rey jest mi obojętne, cieszę się, że ma jednak jakieś korzenie, ale totalnie mi to wisi czy to wnuczka Palpatine;a, Obi-wana czy innego Dooku.
koniec spoilera
Na razie tyle. Czekam na kolejne seanse.
Dział forum ze spojlerami xD?
A tak dla sportu. Przypadkowy oglądacz nie zginie od razu. Dobry zwyczaj.
Na razie krótko, ale jutro idę drugi raz, to coś skrobnę więcej jak przemyślę.
Mój ulubiony z Sequeli. Wreszcie poczułem, że to Star Wars, dotąd tylko w Spin-offach to czułem.
Tak, ten film jest miejscami głupiutki.
Tak, ten film wprowadza motywy nagle z dupy.
Tak, są dziury logiczne.
Tak, jest za krótki, a akcja pędzi na łeb, na szyję. Przydałoby się ze 30 dodatkowych minut.
ALE!
Ja pier**lę, jaki ja fun miałem oglądając go. Od pierwszych minut. Akcja dobra, bohaterowie dają radę, jest przygoda, jest klimat. Jest jakiś galaktyczny rozmach, różnorodność (brakowało mi tego w VII i VIII), są emocje.
Ale przede wszystkim, są tu - głupie, przyznaję, ale mega-klimatyczne - motywy rodem ze starego EU. I to mi przypieczętowało pozytywną ocenę totalnie.
Poza tym jest dużo naprawiania TLJa i trochę dopowiadania do TFA, i jest to zrobione w sposób, który mi pasuje.
Ogólnie jest tu się do czego przyczepić, jak. np. do tego, że Abrams wrzucił tu kilka odważnych rozwiązań fabularnych tylko po to, by się zaraz z nich wycofać. Ale całościowo film wygrywają dla mnie elementy następujące: fun, klimat, akcja, pomysły rodem z EU. Jak się otworzycie i wyłączycie myślenie, to jest genialna jazda.
...czyli z grubsza podobnie do TFA, tylko takiej kalki chamskiej z innego Epizodu nie ma.
Polecam, więcej za jakiś czas.
Gunfan napisał:
Jest jakiś galaktyczny rozmach, różnorodność (brakowało mi tego w VII i VIII), są emocje.
-----------------------
Zgadzam się w 100%, rozmach jest imponujący, wielki wszechświat, czuć ogrom. Spora zaleta tej części.
Gunfan napisał:
Tak, jest za krótki, a akcja pędzi na łeb, na szyję. Przydałoby się ze 30 dodatkowych minut.
-----------------------
raczej przydałby się poprawny ósmy epizod .
-Wreszcie poczułem, że to Star Wars,
Ech, nasze dyskusje o istocie starwarsowości
JJA w swoim najlepszym wcieleniu, czyli totalna hiperkineza. Ale ja to mówiłem od razu po ogłoszeniu Abramsa reżyserem EIX. Jeżeli ktoś uważa TFA za film który się RUSZA... to TROS po prostu zapierdala. Tempo zrywa kask ale mimo tych wszystkich zakrętów fabularnych, pozostaje jednak bardzo prostą i zrozumiałą historyjką. Tzn, dopóki nie zacznie się myśleć
TROS padł ofiarą Klątwy Trzeciego Odcinka, czyli jak robimy trylogię to zawsze okazuje się, że w trzecim odcinku mamy za mało czasu, i trzeba na szybko wymyślić zakończenie. To samo spotkało ROTJ i ROTS. Nic nowego.
Cóż można powiedzieć, są momenty genialne, są momenty słabe, nie ma żenujących. Wygląda wszystko pięknie; technicznie, aktorsko, na najwyższym poziomie. Pod względem story i scenariusza mamy raczej powrót do kina dla młodych widzów. Jestem na 100% pewien, że 8, 9-latki za 20 lat będą mówiły o TROS - najlepszy film, jaki kiedykolwiek widziałem/am
Na zgredzie jak ja, aż takiego wrażenia nie zrobiło, ale trzeba przyznać, że działa i można obejrzeć.
Fajne w trylogii sequeli jest to, że każdy z tych filmów egzystuje tak jakby w swoim własnym wszechświecie, i jest zupełnie inny. Faktycznie, jakiejś super-ciągłości nie ma, szczerze powiedziawszy filmy są raczej luźno powiązane. Mi, OSOBIŚCIE, bardzo się to podoba. Nie znoszę posklejanych w 100%, maniakalnie przywiązanych do detali epizodycznych opowieści. To jest zabójstwo dla różnorodności, dla kreatywności.
TROS jest bardzo przyjemnym filmem, przypominającym klimatem i tempem moich ulubieńców z lat 80-tych. Czułem się momentami jak dzieciak oglądający po raz pierwszy The Goonies. I za to jestem bardzo wdzięczny. Mam tylko nadzieję, że film spodoba się publiczności, może nawet zaklei pęknięcie w fandomie... choć to mało prawdopodobne. Liczę na sukces kasowy, i następne filmy gwiezdnowojenne, może robione w nieco mniejszym pośpiechu
-Jestem na 100% pewien, że 8, 9-latki za 20 lat będą mówiły o TROS - najlepszy film, jaki kiedykolwiek widziałem/am
Najmłodszy członek mojej rodziny ocenił ten film na ZERO i powiedział że jest to druga najgorsza rzecz SW.
Najgorszą jest Baby Yoda
HAL 9000 napisał:
Najmłodszy członek mojej rodziny
-----------------------
Ale wiesz HAL, że to nic nie znaczy? Być może "najmłodszy członek Twojej rodziny" jest 40-letnim bezdzietnym chłopem. W językach naturalnych znaczenie zależy od kontekstu. W Twojej wypowiedzi brakuje kontekstu.
Kontekst był:
Jestem na 100% pewien, że 8, 9-latki
Ale dla Ciebie może być i łopata:
najmłodszy członek mojej rodziny ma lat 10 (dziesięć).
Myślę że stare zgredy nie doceniają dzieciaków i często czytam w recenzjach że coś jest dla 8, 9-latki
Nie twierdzę że nie ma na świecie głupich dzieci, ale tak samo jak jest mnóstwo głupich dorosłych.
Ja osobiście mając lat dziesięć czytałem już Lema i Dicka, znałem nie tylko Chaplina i Hitchcocka ale także Lyncha i Greenawaya, a im bardziej film był zakręcony i inny, tym lepszy, z przerażeniem czytam jak społeczeństwo głupieje od seriali zapewne i chcą wszystko przedłużać i wyjaśniać w nieskończoność
Jak się zgubiłem w odjazdach LSD Dicka to cofałem się o dwie strony i czytałem jeszcze raz aż zrozumiem, proste i skuteczne, nie logowałem się na forum i nie pisałem że Dick jest ujowy.
Gdyby TVP zamiast klasyki puszczała MCU, to pewnie byłbym zachwycony, ale może i dobrze że nie miałem wyboru, z drugiej strony czasem łapię się za głowę jak odświeżam sobie filmy z "dzieciństwa", ostatnio:
"La grande bouffe"
"Cet obscur objet du désir"
Wracając do TROS, nie widzę tu żadnych sprzeczności z TFA i TLJ oraz dziur które trzeba by łatać itp.
A że nie było koncepcji/planu na 3 filmy, to oczywiste i jasne jak słońce, przecież od samego początku, TFA było pisane na kolanie:
https://screenrant.com/wp-content/uploads/star-wars-7-force-awakens-abrams-kasdan.jpg
Zalecam wszystkim więcej luzu, chyba że jesteście dzieciakami, to wtedy nie.
Nie wiem jak z tym zaklejaniem pęknięcia, patrząc na reakcje to spowodował nowe
Okazuje się po prostu, że fandom jest jeszcze głupszy niż do tej pory myślałem. Spoko!
A jest głupi bo? Mamy łykać bez popity takie coś jak TROS? Jaja sobie robisz?
Nic nie musisz łykać, sam od roku wiedziałeś, że film ci się nie spodoba. Mogłeś nie iść do kina, mogłeś nie pisać na forum, szkoda czasu, myślisz że kogoś przekonasz? Że Disney padnie na kolana i się pokaja? Na jakim ty świecie chłopie żyjesz. Idź jeszcze ze 3 razy na to TROS, utwierdzisz się w przekonaniu że jest do d... a mi zrobisz prezent, mam akcje Disneya.
Po pierwsze, nie chodzić do kina na nocne seanse. Film, który kończy się o 1:30AM jest fizycznie męczący. Całe szczęście, że jestem już na świątecznym urlopie - ale konieczność wstania dziś o 5:30 zrobiła ze mnie zombie w stanie hiperaktywności
Wszystkie starwarsowe filmy są ze sobą bardzo luźno powiązane. Starwarsy to nie uniwersum, to nie dzieło jednego geniusza, który stworzył spójną językowo-koncepcyjnie strukturę "podstawową" (vide Tolkien). To raczej swobodny misz-masz różnych gatunków i idei, powiązanych chyba głównie stylistyką wizualną. Wszystkie filmy z głównego cyklu mają taką właściwość, każdy egzystuje tak jakby w swoim świecie, te różnice są jeszcze bardziej wyraźne (większa nieciągłość) pomiędzy poszczególnymi trylogiami. W wypadku Sequeli, trzeci epizod odstaje bardziej niż w poprzednich trylogiach. Jest koncepcyjnie i stylistycznie oddalony od TFA i TLJ. Mam wrażenie, że EIX gdzieś się zgubił, a to co dostaliśmy, to sklejona do kupy czwarta trylogia Poruszane są inne tematy, klimat i styl jest zupełnie inny, widzimy "inny świat". Ale to wcale nie znaczy, że jest źle!!
Począwszy od Prequeli, mam wrażenie, że Gwiezdne Wojny padają ofiarą własnego anachronizmu. Prequele byłyby o wiele lepiej odebrane w latach 40 lub 50-tych, czyli w czasach gdy powstawały filmy będące ich inspiracją ten statyczno-formalny styl byłby wtedy o wiele bardziej na miejscu, zrozumiały i bliski tamtejszej widowni. Mam wrażenie, że to samo dotyczy TROS. Gdyby ten film wyszedł 20 lat temu, ewentualnie w czasach Matrixa 2 - wszyscy padliby na kolana. I mówię tu o tzw Fandomie. Mam wrażenie, że dzisiejsze nastawienie publiki nacechowane jest bardzo cynizmem i negatywnym światopoglądem. To jest efekt przesycenia informacją. To mogą nie być czasy na starwarsy Jak na film zareaguje publika globalnie? Ano się okaże.
Mi osobiście TROS przypomina najbardziej trzecią część Piratów z Karaibów. Podobnie zakręcona, pozornie wielowątkowa opowieść która idzie tak jakby nie wiadomo gdzie. Ale mimo tych powierzchownych podobieństw, EIX jest jednak bardziej strawny, głównie za sprawą lepszych postaci, lepszego aktorstwa, lepszej chemii ekranowej. Nie ma dłużyzn, tempo jest STRASZLIWE, narracja wizualna oszałamiająca ale nie przytłaczająca.
Podobały mi się relacje i starcia Kylo-Rey. Ich konfrontacje to wielka siła tej części. Pojedynki na miecze są naprawdę imponujące. Są bardzo fizyczne i dotykalne, wrogość tych postaci wprost wylewa się z ekranu. Techniki "mieczowe" są dla mnie najlepiej przedstawionymi formami z całego cyklu. Widać wysiłek, pot, energię, zmęczenie, wypompowanie emocjonalne. W OT pojedynki to symbolika. W PT, zupełnie abstrakcyjne machanie świetlówkami, nie wymagające żadnej siły, żadnego wysiłku emocjonalnego, psychicznego. Bohaterowie okładają się mieczami bez żadnych konsekwencji fizycznych czy emocjonalnych. Gra komputerowa, i to kiepska - nie wspominając o słabej choreografi (bezcelowe młynki, praca nóg kompletnie olana). Anakin i Obi Wan walczą bez żadnego zmęczenia przez dobre 10 minut.
Tutaj pojedynek Rey i Kylo na wraku DS-2 to jest to. Walczący opadają z sił, fizycznie i emocjonalnie. Wspaniała rzecz.
Nowe FORCE POWERS-y ... bezbłędne. Ten trans-wymiarowy pojedynek, poezja. Teleportacja miecza, świetny pomysł. W sumie nic nowego, podobnie jak lecznicze własności Mocy, ale w końcu ktoś to pokazał, dobrze wpisuje się to w stylistykę filmu i istniejące "Jedi Lore"
Podobały mi się lokacje, faktycznie w porównaniu z poprzednimi dwiema częściami świat jest bardziej otwarty i "oddycha", czuć ogromne odległości. Misja Poe i Finna naprawdę zabiera widza w daleką podróż.
Finalna bitwa zrobiła na mnie konkretne wrażenie. Desant samobójczego oddziału, ich walka, bardzo sprawnie przedstawiona. Można odczuć fizyczną konfrontację, ogień, eksplozje, to wszystko jest prawie dotykalne.
Sprawa Palpatine`a to osobne zagadnienie - Imperator wydaje się być trochę z "innej bajki". ALE! Dzięki jego obecności, mamy wspaniale nakręcone, intensywne sceny. Ciekawa sprawa, Imperator w każdej trylogii jest kimś kompletnie innym, zarówno pod względem fizycznym jak i charakterologicznym (kolejny argument za "nieciągłością"). Tutaj, mamy do czynienia z... ciężko to nazwać, maniakiem religijnym? fundamentalistą? sekciarzem? Palpatine okazuje się być autentycznym przywódcą religii śmierci, zdecydowanej na przejęcie władzy totalnej. Bardzo podobały mi się sceny na tym "stadionie", gdzie zgromadzeni (kim te istoty były? Sithowie) skandują te niesamowicie złowieszcze "przyśpiewki stadionowe" świetna rzecz!!
Palpatine w swoich scenach jest autentycznie przerażający. Te błyski światła, charakteryzacja, wygląd i mimika, przywodzi na myśl straszliwego Kapitana Howdy z Egzorcysty. Dla oglądających ten film 8, 9-latków te sceny będą źródłem koszmarów na następne 20 lat Szacunek dla Iana McDiarmida!
Zakończenie jak i cały film są w pewnym sensie bardzo bezpieczne, pozytywne i optymistyczne. Ostateczne przesłanie okazuje się być treści: nieważne, kim się urodzisz, ważne co z tym zrobisz. Jako nośnik takiego przesłania, film jest BARDZO pozytywny mimo strasznych scen, wydarzeń i chwil okropnej beznadziei. Dobra lekcja dla dzieci, ale nie tylko. Niektórym "starym" też należało by o tej prawdzie przypomnieć!
Szkoda trochę zmiany kursu w ostatnim epizodzie - porzucono treści i symbolikę skierowaną do dorosłych, na rzecz tematyki bardziej instynktownie zrozumiałej przez dzieciaki. Być może dało by się to pogodzić - ale niestety SW to nie Pixar, być może JJA nie potrafił tego zrobić, może też takie techniki narracyjne nie sprawdziłyby się w wypadku Gwiezdnych Wojen?
Reakcja fanów... no słabo. Niedobrze. Nie chciałem tego tu pisać (być może to była próba zaklinania rzeczywistości i myślenia magicznego z mojej strony), ale obawiałem się jeszcze gorszej reakcji na TROS, niż na TLJ. I chyba tak się stało. Reakcje fanowskie są chyba bardzo negatywne. Reakcje kilkorga casuali, z którymi oglądałem film (jednak nie musiałem iść sam! Yay!) są o wiele bardziej pozytywne. Jaki będzie finalny odbiór, dowiemy się z Box Office i badań typu Cinemascore. Sondy internetowe, niestety nie mają żadnej wartości. Słabe recenzje krytyków są w sumie zrozumiałe, szczególnie w kontekście filmu będącego bezpośrednią kontynuacją TLJ (który naprawdę jako jedyny poza TESB zahaczył o bycie "prawdziwym filmem", a nie tylko starwarsami). Na szczęście też słaba opinia krytyczna pogrzebuje argumenty o kupowaniu krytyków przez Big D (tzn, świrów nic nie przekona, ale zostawmy ten temat).
Wracając na chwilkę do reakcji fandomu. Nie jest to zdrowe środowisko. Nie jest to zdrowe podejście do, bądź co bądź, popkulturowej rozrywki. Minęły dwa lata i w ciągu nich wydaje się, że nikt nie dorósł - tylko jeszcze głębiej okopał się na swoim niechętnym i niezadowolonym, malkontenckim stanowisku. Gwiezdnowojenne fanostwo nosi znamiona pewnego niebezpiecznego zjawiska psychologicznego. Stąd też niemożliwe jest, jak się wydaje, dla wielu "fanów" luźne i radosne podejście do tego zupełnie niepoważnego przecież filmu. Fandom niszczy sam siebie, niszczy produkt i markę, której jednocześnie pożąda i nienawidzi. To nie jest zdrowa sytuacja, ani dla "fanów", ani dla biznesu (doświadczył tego MARVEL, bankrutując w latach 90-tych). Moim zdaniem, jedyne wyjście z tej sytuacji, to odcięcie się twórców od fanowskiej "core group", zignorowanie fandomu i koncentracja na "general audience" (opinię ukradłem od jednego z użytkowników Reddita, ale się z nią w 100% zgadzam).
Podsumowując tę ścianę bełkotliwego tekstu, ostatni epizod i Trylogia Sequeli są moim zdaniem zdecydowanie na plus. Pamiętam ROTS w maju 2005, zakończenie Prequeli zdołowało mnie i zmęczyło. Minęło prawie 15 lat, i zakończenie Sequeli podniosło mnie na duchu, rozśmieszyło, dało nadzieję na przyszłość i rozbudziło ochotę na więcej. Mam szczerą nadzieję, że to nie jest koniec kinowych Gwiezdnych Wojen. Czekam na wyniki finansowe, na ogłoszenia następnych planów przez Lucasfilm.
Było fajnie, skończyło się (oby tylko na jakiś czas). Ale pamiętajcie, Moc będzie z nami... już na zawsze.
https://imgur.com/3fwgBUr
No właśnie jedna z rzeczy, z jakimi mam problem, to przesłanie. Pierwsze dwa sequele wyraźnie szły tropem dojrzewania (choć każdy na swój sposób). Tu poza odrzuceniem determinizmu właściwie nie czuję żadnego.
Może to faktycznie film dla młodych widzów...
bartoszcze napisał:
No właśnie jedna z rzeczy, z jakimi mam problem, to przesłanie. Pierwsze dwa sequele wyraźnie szły tropem dojrzewania (choć każdy na swój sposób). Tu poza odrzuceniem determinizmu właściwie nie czuję żadnego.
Może to faktycznie film dla młodych widzów...
-----------------------
Moim zdaniem, zdecydowanie. To jest świadoma korekta kursu, mam wrażenie. Disney i LFL najwyraźniej poddał się, i zaprzestali walki o dojrzałego widza, fana. Ci ludzie są nie do zaspokojenia. Nie da się. Trzeba inwestować w dzieci, młodzież, nowych widzów, nowych klientów, publikę "ogólną". Ludzi, którzy za 3 lata pójdą do kina z radosnym podnieceniem. Nie w mrukliwych 30-40 latków, którzy idą na seans powodowani koniecznością wynikającą z "bycia fanem". To wszystko ma swoje konsekwencje finansowo-biznesowe.
To jest moim zdaniem najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie zmiany stylistyki i treści.
Czyli muszę obudzić w sobie dużo młodsze dziecko niż do tej pory
Nic na siłę
TROS jest naprawdę specyficzny. Zastanawiam się, czy należy do kategorii "Love it or Hate it", czy może będzie np potrafił "dotrzeć" do widza po pewnym czasie (czy nawet drugim seansie, hue, hue, ale po co iść drugi raz na film, który się nie podoba? Ale z drugiej strony, wszyscy poszliśmy drugi raz na The Phantom Menace ).
Ba, TPM uważam dziś za najlepszy z prequeli
O widzisz, a ja AOTC, który jest dziś wyśmiewany i uważany za najgorszy z Prequeli (czy może w ogóle najgorszy epizod), a w maju 2002 spotkał się z uznaniem. Wtedy uważano, że uratował Gwiezdne Wojny (i ja też tak sądzę).
https://www.polityka.pl/archiwumpolityki/1807680,1,ciemna-strona-mocy.read
Gdyby nie mój Ś.P. kolega Wojtek, który "poszedł był" jako pierwszy sam do kina na AOTC, i niechętnie przyznał, że "to już bardziej przypomina film", pewnie bym z tego gwiezdnowojennego interesu wypadł
- Ale z drugiej strony, wszyscy poszliśmy drugi raz na The Phantom Menace
A wiec w całej galaktyce, zostałem tylko ja
AOTC, który jest dziś wyśmiewany i uważany za najgorszy z Prequeli (czy może w ogóle najgorszy epizod), a w maju 2002 spotkał się z uznaniem. Wtedy uważano, że uratował Gwiezdne Wojny (i ja też tak sądzę
I ja też tak sądzę [2] Mimo głupot o piasku, skaczącej żaby i ujeżdżania krowy.
Finster Vater napisał:
I ja też tak sądzę [2] Mimo głupot o piasku, skaczącej żaby i ujeżdżania krowy.
-----------------------
Bardzo mi miło! Myślałem, że po odejściu mojego kolegi, zostałem sam na świecie z tą opinią
Wiesz, kibicowałam tym nowym GW, ale teraz potrzebuję co najmniej tygodnia alb dwóch, zanim pozbędę się żałoby i będę mogła pójść na ten nowy film bez poczucia, że to rodzaj masochizmu. Jest tak źle.
To jak nauczka, żeby się nie angażować przesadnie w żadne fandomy i nie ufać że producenci masowej rozrywki powstrzymają się przynajmniej od oszukiwania w wywiadach, czy wykażą jakąś konsekwencję w tworzonych produktach.
Szczerze czekałam na Twoją wypowiedź w tym temacie. Idę na SW dopiero w niedzielę. Ale słowo "żałoba" jest dokładnie tym co czuję w tej chwili po przeczytaniu spoilerów. Ponieważ od początku grudnia byłam na endorfinowym haju tym bardziej teraz odczuwam zjazd. Nie zależało mi szczególnie na Reylo czy Bedemtion ale nie chciałam więcej śmierci I o to mam żal do Disneya.
Nie obiecuję , że dam radę pójść do kina więcej niż jeden raz. Ehh...
Zaskakująco dużo negatywnych emocji, jak na tak pozytywny i budujący film. Skąd ta żałoba? Skąd ta rozpacz? Zaczynam rozumieć Papcia Lucasa, który zmienił zakończenie ROTJ, a jak Kurtz się upierał, to go wywalił Czyżby publika nie chciała zaakceptować choćby odrobiny smutku w happy-endzie?
Tu nie chodzi o zakończenie. To był smutny film zupełnie z innej perspektywy
Chopie... jak tam sobie chcesz. Może i był "smutny", ponieważ był dla Ciebie do dupy. Dla mnie był bardzo pozytywny i zupełnie w porządku. Możesz i przez następne 7 lat tu pisać, jakie to było g... Najwyraźniej nie masz nic lepszego do roboty. Nie dało by się znaleźć czegoś, co Ci się spodoba? Dalej się będziesz zamęczał tymi starwarsami? Ja też niektórych filmów nie trawię. Np Sagi "Zmierzch". Zgadnij, ile razy byłem na tym w kinie. I ile postów o tym napisałem.
Ojejku i co te stęki majom tu wnieść, hię?
SW są długoterminowe, pod odpowiednim przywództwem mogą trwać wieczność, i se je ludki będą oglądać, słuchać, czytywać, ogrywać. "Failure is the greatest teacher" o to tu chodzi, o pfu nadzieję Jak Lucasfilm tego nie ogarnie to nie szkodzi, przecież trylogia sequeli i tak nie istnieje.
Zmierzchu nigdy nie oglądałem zacznijmy od tego. Może całkiem dobre kino, kto wie??
disclaimer napisał:
Ojejku i co te stęki majom tu wnieść, hię?
-----------------------
No to o to samo pytam Ciebie Stękasz i stękasz jakie te starwarsy nie są do dupy. I co to da, ja się pytam.
Jak to co, wzbudza radość
Ech... no dobrze, każdy musi coś takiego mieć, he he...
Przecież ten film jest najzabawniejszą komedią roku, już o tym pisałem przed premierą. Po premierze dodaję, że wręcz memogenną parodią Star Wars. W takich założeniach to po prostu musiało się udać! Dodaj do tego alko ze znajomymi i masz ubaw po pachy.
disclaimer napisał:
wręcz memogenną parodią Star Wars.
-----------------------
Ja chyba wolę taką parodię, niż te prawdziwe starwarsy zupełnie na poważnie, wiesz o których mówię
Dodaj do tego alko ze znajomymi i masz ubaw po pachy.
-----------------------
Ja nie piję, i nie mam kolegów, więc może o to chodzi?
To tracisz. Nawet się nie zorientowałeś, że to przygnębiający film o ludziach, którzy nie mogli zamoczyć.
Ni to Poe ni Finn ni Kylo. Były szturmowiec skończył zanim zaczął. No, Beniowi udało się liznąć co nieco, zszedł w trakcie spełnienia. Poe miał najgorzej, nawet nie chciała zdjąć tej suszarki ze łba i pokazać buzi na dzień dobry i do widzenia.
Serio nie widzisz, że to jest tragedia?
Masz rodzinę której członkowie po kolei cierpią i kończą żywot z powodu machinacji złego. Poświęcają się, żeby ostatni z nich został wyrwany z łap zła, miał jakąś szansę.
No i to się po wielu cierpieniach udaje, tylko że potomek rodu ginie 10 sekund później - po tym jak jego matka także oddała za niego życie.
No po prostu ubaw po pachy.
To tak jakby Bestia chwilę po odczarowaniu kipnął na zawał.
Po prostu jakby mi ktoś dał w twarz.
Tu już nawet nie chodzi o samego Bena ale o jego rodziców poświęcających się aby go przeciągnąć na Jasną Stronę Mocy ( w sumie i Luke w tym brał udział nie chcąc walczyć na Crait z Benem). Cały czas liczących, że ich dziecko wróci do domu. Giną z tą myślą po czym potomek dołącza do nich kilka sekund później. Tyle czasu, energii, nadziei, ludzkiego życia poszło w piz..u. Naprawdę zakończenie sagi przez wybicie wszystkich członków rodziny to pójście na łatwiznę. Rozumiem, że bali się rzygających teczą jednorożców gdyby Ben i Rey się zeszli i mieli dużo dzieci- to byłby bajkowy banał. Liczyłam jednak, że taką firmę jak Disney stać na bardziej kreatywnych scenarzystów.
asch napisał:
Tu już nawet nie chodzi o samego Bena ale o jego rodziców poświęcających się aby go przeciągnąć na Jasną Stronę Mocy ( w sumie i Luke w tym brał udział nie chcąc walczyć na Crait z Benem). Cały czas liczących, że ich dziecko wróci do domu. Giną z tą myślą po czym potomek dołącza do nich kilka sekund później. Tyle czasu, energii, nadziei, ludzkiego życia poszło w piz..u.
-----------------------
Zaraz, to w przeciąganiu na JSM chodziło tylko o utrzymaniu rodziny przy życiu? Bo w filmie jest pewna wypowiedź, która to wyjaśnia (co najmniej parę osób w tym fragmencie dopiero idzie na film, więc nie zdradzę kto i co mówi).
Asfo napisał:
Serio nie widzisz, że to jest tragedia?
Masz rodzinę której członkowie po kolei cierpią i kończą żywot z powodu machinacji złego. Poświęcają się, żeby ostatni z nich został wyrwany z łap zła, miał jakąś szansę.
No i to się po wielu cierpieniach udaje, tylko że potomek rodu ginie 10 sekund później - po tym jak jego matka także oddała za niego życie.
No po prostu ubaw po pachy.
To tak jakby Bestia chwilę po odczarowaniu kipnął na zawał.
Po prostu jakby mi ktoś dał w twarz.
-----------------------
Cóż mogę powiedzieć. Chyba tylko jedno - dobrze, że film Cię porusza, że wywołuje jakieś emocje, zamiast znudzić i zostawić obojętną. Ja to tak widzę. Mnie "Logan" też okropnie zdołował kilka lat temu. Mimo to go doceniłem po jakimś czasie. Tak czasem bywa.
Ja tragedię Skywalkerów widzę tak: Live for Nothing, or Die for Something. Wiem, głupi cytat z głupiego filmu, ale pasuje. Wielkie zwycięstwa wymagają wielkich ofiar, gdyby już tak podejść do TROS na poważnie (choć lepiej nie ).
Nawrócenie Bena jest piękną i potężną sceną, ciśnięcie miecza w odmęty porównywalne z:
https://pl.pinterest.com/pin/201043570838845732/
Ale wiesz, co to za gadka że "dużo negatywnych emocji". Myślisz, że ja lubię mieć depresję z powodu Disneya i chodzić do kina jak na pogrzeb?
No nie. I dlatego czekam z oglądaniem, aż mi przejdzie i zamierzam olać SW na jakiś czas.
Zabiegi twórcze Abramsa taki właśnie stan psychiczny wywołały i nie ma tu z czym dyskutować. Może jakbym była w tym osamotniona, należałoby pomyśleć u wizycie u psychiatry, ale najwyraźniej podobne odczucia ma duża grupa osób.
Nie wiem, czy ten efekt jest wywołany celowo, czy to złośliwość czy niekompetencja ze strony Disneya, po prostu czuję się paskudnie i już.
Nie ma sensu wchodzić z numbersem w jakiekolwiek dyskusje. Ten typ żyje w innej rzeczywistości, jest zaślepiony i nie widzi jak markę SW zarżnięto na oczach milionów fanów.
Na pewno żyję w innej rzeczywistości... w takiej, która się nazywa "rzeczywistość". Jednym się film podoba, drugim nie, i tak to po prostu jest. Nie obrażam się na multimilionową korporację, że zrobiła film, który mi się nie podoba. Nie podoba ci się film, trudno. Nie trza było iść do kina i Disneyowi kabzy nabijać, tym bardziej, że od roku wiedziałeś że film będzie do dupy, nie? I co, kasę za bilet zapłaciłeś czy przynajmniej wszedłeś za darmo tylnym wejściem jak prawdziwy gangster z Podlasia?
Mi się film podoba. Fanów mam w dupie. Wiesz dlaczego? Bo to głupki. Co widać na każdym kroku. Uważajcie sobie, że wam markę zarżnięto, co mnie to
Wiesz, bo to im zarżnięto, te ich własne wyimaginowane starłorsy
Lubsok... jak chcesz. Możesz dalej chodzić do kina, płacić szmal za bilety na filmy, które ci się nie podobają. Jak uważasz to za normalność, to OK, ja cię nie będę przecież nawracał.
Ja bym tak jednak nie jechał bezrefleksyjnie po Lubsoku. Bo w jednym ma on rację i jest to powód do niepokoju - jeżeli film się nie spodoba "szerokiemu widzowi" i mało zarobi, to oznacza to własnie to o czym Lubsok mówi - "D" wrzuci SW na dno szafy i najbliższy film zobaczymy za 15 lat, jak nie później. Czyli - vulgo - "zarżnięcie marki". Nie jest to powód do radości.
Przesadzam? Może, ale sam zobacz, co się stało po "SOLO" - gdzie zniknął trzeci spinn-off?
Czy ja po Lubsoku jadę? Może i trochę jadę? Jeżeli tak, to sorry Lubsok, gangsterze z Podlasia. Ale sam lubisz dym na forum, więc chyba nie cierpisz bardzo?
A jak będzie z opinią "szerokiego widza"... zobaczymy. Ja mam nadzieję, że film "trafi". Jak nie, to też nie tragedia. Fajnie by było, gdyby były nowe kinowe SW, ale ja nie mam zamiaru załamywać rąk, jeżeli Disney to ubije, a LFL rozwiąże i rozgoni na cztery wiatry. Kiedyś nie było SW w kinie przez kilkanaście lat, a żyliśmy. Wcale nie potrzebujemy być karmieni SW jak te gęsi tuczone na otłuszczenie wątroby. Ja osobiście wolę dostać film, który MI SIĘ SPODOBA, a zabije markę, niż taki, który BIZNES utrzyma przy życiu, a mnie zostawi obojętnym i znudzonym.
Też bym wolał, żeby wszyscy byli zadowoleni i żebyśmy się tu prześcigali w zachwytach na forum. Ale tak nie jest - trudno. Mi się Sequele podobają, włącznie z TROS. Każdy jest inny - ja najwyraźniej jestem "inny inaczej" i nie będę za to przepraszał
Ja się tylko wtrącę a propos SOLO i filmów od M. w kontekście Lubsoka:
Przed filmem specjalnej TRoSki poleciały reklamy (granda!) i wśród nich jakieś marvelowskie piedoły o jakiejś wdowie, czy cóś (nie znam się) na koniec info: JUŻ W LECIE. ~
Lato zacznie się gdzieś w połowie lutego (lub wcześniej), zaraz jak się Vivaldi skończy, dużo czasu nie zostało
Yyy, to lato zacznie się na przełomie kwietnia i maja. Sprawdziłem, bo jak resztę produktów M. mam tam, skąd wypełzł Palpi.
Tak czy siak, nie przeszkadza im nic w promowaniu czegośtam. SOLO nie mógł być reklamowany, bo cośtam, a w grudniu nie mógł być, bo kolidował z g.*^2. Normalnie plan siedmioletni. ~:/
TRoSka & ST stworzone wg tego samego planu. Musi tanio wyszło.
U nas leciał trailer filmu, który wejdzie na ekrany w lipcu. W ©$¥<»` Lipcu... Film od tego samego €&@#":€ Disneya.
To nie był plan siedmioletni, to było celowe działanie, żeby pokazać że się nie da, że ludzie nie kupią i bez sensu te drogie spin-offy kręcić. Za szybko i od razu zrezygnowali.
Poznaj zastosowanie dialektyki: początek spoilera wg myślenia dialektycznego wykończenie Skajłokera może być odrodzeniem Skajłokera, klęska - sukcesem itp. I na odwrót.
koniec spoilera
Asfo napisał:
Ale wiesz, co to za gadka że "dużo negatywnych emocji".
-----------------------
To nie było do Ciebie osobiście. Chodziło mi o reakcję zbiorową tu na forum. Jeżeli to odbierasz jako osobistą zaczepkę, to przepraszam, ale to nie miało tak zabrzmieć.
Myślisz, że ja lubię mieć depresję z powodu Disneya i chodzić do kina jak na pogrzeb?
-----------------------
Sorry Asfo, ale jeżeli trochę infantylny film wpędza Cię w tak zły nastrój, to prawdopodobnie podchodzisz do tego o wiele zbyt poważnie. Przykro mi, że coś co mnie rozbawia, Ciebie totalnie dołuje, ale nic na to nie poradzę.
Jep, nie chodzi o reylo (niech sobie ono siedzi w fanfikach, które są bardzo często lepiej skonstruowane od tego co serwuje Disney) tylko po prostu o szczęśliwe zakończenie. Tylko tyle chciałam.
PT to było narodzenie zła, w OT wszystko się ostatecznie dobrze skończyło. ST mówią nam, że jednak nie, nie całe zło pokonane, poświęcają kolejne postaci żeby je pokonać, po czym cała rodzina, po latach nieszczęść i walki, ostatecznie ginie, a Rey ląduje dokładnie tam, gdzie zaczęła - samotna na pustyni, tylko z (domniemanym bo nie pokazanym) PTSD.
Zmarnowana szansa na opowieść, która jednocześnie psuje to co było opowiedziane wcześniej. Po co to w ogóle było?
Rozumiem, że fajne przygody Poego mogą być fajne, ale to miało być Odrodzenie Skywalkera, a nie "Palpatine realizuje zemstę" albo "Fajne przygody Poego".
Jestem też wkurzona na kłamliwe zapowiedzi, przez które prawie do końca miałam nadzieję, że jednak będzie jakoś tam ok. Trąbią dwa lata o nadziei, rodzinie, pozytywnych końcach, że będzie zabawa, po czym cała rodzina ginie a Rey oprócz bycia sierotą jeszcze bardziej niż na początku, to jeszcze zostaje tak-jakby wdową. Ubaw po pachy. Do tego odwoływanie w panice rzeczy, które się samemu wsadziło do TFA i TLJ - to nie jest tak, że Johnson umieścił w TLJ cokolwiek bez akceptacji firmy. Nieprofesjonalne i niesmaczne.
Asfo napisał:
Jep, nie chodzi o reylo (niech sobie ono siedzi w fanfikach, które są bardzo często lepiej skonstruowane od tego co serwuje Disney) tylko po prostu o szczęśliwe zakończenie. Tylko tyle chciałam.
PT to było narodzenie zła, w OT wszystko się ostatecznie dobrze skończyło. ST mówią nam, że jednak nie, nie całe zło pokonane, poświęcają kolejne postaci żeby je pokonać, po czym cała rodzina, po latach nieszczęść i walki, ostatecznie ginie, a Rey ląduje dokładnie tam, gdzie zaczęła - samotna na pustyni, tylko z (domniemanym bo nie pokazanym) PTSD.
Zmarnowana szansa na opowieść, która jednocześnie psuje to co było opowiedziane wcześniej. Po co to w ogóle było?
Rozumiem, że fajne przygody Poego mogą być fajne, ale to miało być Odrodzenie Skywalkera, a nie "Palpatine realizuje zemstę" albo "Fajne przygody Poego".
Jestem też wkurzona na kłamliwe zapowiedzi, przez które prawie do końca miałam nadzieję, że jednak będzie jakoś tam ok. Trąbią dwa lata o nadziei, rodzinie, pozytywnych końcach, że będzie zabawa, po czym cała rodzina ginie a Rey oprócz bycia sierotą jeszcze bardziej niż na początku, to jeszcze zostaje tak-jakby wdową. Ubaw po pachy. Do tego odwoływanie w panice rzeczy, które się samemu wsadziło do TFA i TLJ - to nie jest tak, że Johnson umieścił w TLJ cokolwiek bez akceptacji firmy. Nieprofesjonalne i niesmaczne.
-----------------------
Calkowicie się zgadzam z tym postem; napisałam dzisiaj w konwersacji -
płakać to mam ochotę teraz, jak pomyślę że dowalenie Palpora w 9tce i zrobienie z Rey początek spoilera jego wnuczki a naszego wybawcy koniec spoilera sumuje się do konkluzji że SW nie są sagą o Skywalkerach ale o Palporze który dręczy rodzinę Skywalkerów aż do ich wymarcia.
Również się pod tym podpisuję. Już pal licho że Sequel trilogy to lepsze lub gorsze filmy ale zniszczenie całej sagi Skywalkerów, zakończenia ROTJ, sprawienia że Palpatine to jednak najważniejsze nazwisko w tej sadze...
Jedno pytanie: gdyby rodzina S poświęciła się dla JSM w celu walki z innym przeciwnikiem niż Palp (choćby i z tym nieszczęsnym Snołkiem), to byłoby inaczej?
To wtedy tytuł tej częsci nie miałby najmniejszego sensu? Nie żeby teraz miał...
Wątpliwe. Nie byłoby.
OT miało to szczęśliwe zakończenie, z rzygającymi jednorożcami i komu to, kurła przeszkadzało?
Disney mógł zrobić wszystko, po czym zaserwował tragedię rodzinną. W filmie w zasadzie dla dzieci. Na święta.
Jak bym się chciała dobijać, to bym siedziała w fandomie Lovecrafta.
No ale...
To JJ tak prowadził Benka w TFA, i to jest konsekwencja. Lor San - ciach (no OK, miał z nim kosę może, w końcu pokażmy go jako złola), Tatuńcio - ciach (już gorzej, no rozumiem że Han mógł nie być idealnym ojcem, bo niektórym lepiej latać po galaktyce z psem niż siedzieć w domu i zmieniać pieluchy [ale, od czego droidy], mimo wszystko to nie powód do takiego radykalizmu), wioska wieśniaków - ciach (i to jest głupota JJ-ra,) i to takie głupie, bezsensowne okrucieństwo sprawia że od początku sagi wiemy jak postać skończy, no nie oszukujmy się, potem jeszcze nasz zły porywa i torturuje nadobną dziewicę i co, to ma wszystko mu tak zostać wybaczone (ok, wybaczyć można) ale jeszcze nagrodzone?
Już pomijam, że w międzyczasie w LaResistance wyszło, że wioska na Jakku to nie taki jeden wybryk, tylko Kyluś tak ma i po prostu lubi wyrzynać wszystkich w pień po całej galaktyce.
JJ najwyraźniej wprowadził postacie i wątki bez koncepcji co z nimi będzie dalej, a teraz jeszcze sam sobie zaprzecza w różnych aspektach.
Całościowo - z filmów, komiksów i reszty - jednak wyłania się postać, która popadła w łapy ciemniej strony nie z własnej winy, po czym pędzi ponury żywot i cierpi. A kiedy się z tego wreszcie bohatersko uwalnia, po pół godzinie dostaje w nagrodę zgon.
Jednocześnie jest to ostatni Skywalker, cała rodzina poświęca życie żeby go wyrwać spod złego wpływu, ale te śmierci w zasadzie idą na marne.
No i to jest właśnie podsumowanie tej bajki - jak masz pod górkę w życiu, to jakbyś się nie starał i tak masz przerąbane. Może i ok, ale niekoniecznie jako podsumowanie 40 lat Star Wars.
popraweczka - urąbanie bohatera to jest lenistwo scenariuszowe, by nie rzec, przeru****y motyw w popkulturze w 2019. Poza tym co jest lepszą karą czy nagrodą - zginąć, czy żyć i odpracować swoje błędy długą a mozolną pracą?
-zginąć, czy żyć i odpracować swoje błędy długą a mozolną pracą?
Ale tu nie idzie o "odpracowanie błędów" mozolnie, metodą "na Kmicica" przez kilka filmów, a raczej o to że należy mu się - "żona, dworek, dzieci, jedi co przykładem świeci" bo tak.
Przy całym braku planu i chaosie to jedno chyba JJ planował od samego początku "VII"
Właśnie się zastanawiam, jako kogo Abrams planował Snoka pisząc scenariusz do E7.
Jeśli planował go tak jak zostało to przedstawione w E9, to "brak planu" mamy załatwiony.
Jeśli planował go inaczej, to tylko on wie dlaczego zrobił takiego fikołka (choć to w sumie Lucas-style).
Jeśli w ogóle nie planował...
Nie planował bo jego przygoda z SW miała się skończyć na 7 czesci
Po sensie, więc powiem Ci tak - ten film (o ile nie jest się fanką Reylo czy miłośniczką Rena) ma pozytywne zakończenie, nowi bohaterowie początek spoilera dobrej strony zostają przy życiu - Ci pierwszoplanowi koniec spoilera
Ja się tylko chciałam podpisać. Bo nie, kolega mroczny nie mógł tego odkupić, sorry są rzeczy w życiu nie do odkupienia ciężką i mozolną pracą. Nawrócił się, pomógł i kaput i tu się z Kathi będziemy spierać bo mi się to zakończenie PODOBA. Główni bohaterowie pozytywni żyją i mogą rozpocząć nowe życie, odbudowując pokój (bez Mon I jej durnych pomysłów może im się uda). I obojętnie jak super Adam to zagrał, tam nie było innego wyjścia. I przekaz z full redemption I happy endem dla Bena moim zdaniem dopiero byłby szkodliwy!
A rodzina to coś więcej niż więzy krwi i to jest dla mnie przekaz tej trylogii. Nazwisko Skywalker staje się legendą i nadal żyje. No kurka strasznie mi się to podoba.
vilkala napisał:
A rodzina to coś więcej niż więzy krwi i to jest dla mnie przekaz tej trylogii. Nazwisko Skywalker staje się legendą i nadal żyje. No kurka strasznie mi się to podoba.
-----------------------
Dokładnie. Jest takie powiedzenie "The Blood is thicker than Water". Ludzie to interpretują jako "więzy krwi są najważniejsze, a więc rodzina na pierwszym miejscu". A to jest błędna interpretacja, bo w pełnym brzmieniu to jest tak : "The Blood OF THE COVENANT is thicker than Water Of THE WOMB".
To nie więzy rodzinne są najważniejsze, a poszczególne świadome wybory, które człowiek dokonuje. To jest dość konsekwentnie wbijany przekaz w całej trylogii Sequeli. Rey nie jest nikim, ale jej pochodzenie nie determinuje jej losu.
Ben nie był do uratowania, bo był zbrodniarzem. Sam konsekwentnie i z uporem chciał być coraz gorszy, i był. Kylo i Ben to ta sama osoba, mimo, że nie ta sama. dobrze, że się chłopak nawrócił, ale to nie wystarczy żeby przeżyć. Podobnie jak Vader, ech, nie lubię tej gadki o odkupieniu Vadera.
Rey ma pełne prawo do przyjęcia tego legendarnego nazwiska. Też mi się to zakończenie podoba!!
Fakt, tego bym się akurat nie czepiał. W końcu nikt nie wie skąd się wzięło nazwisko Skywalker
Potrzebujemy kolejnej trylogii wyjaśniającej skąd wzięła się Shmi - bądź co bądź Skywalker
Asfo napisał:
OT miało to szczęśliwe zakończenie, z rzygającymi jednorożcami i komu to, kurła przeszkadzało?
-----------------------
Mi prawdę mówiąc trochę przeszkadzało. Szczególnie jak się dowiedziałem, że oryginalnie miało być trochę bardziej smutno i podniośle. Tak Lucas z Kurtzem planowali, ale potem produkcja zabawek wzięła górę, Lucas przestraszył się reakcji publiki (czasy były ciężkie) i zmienił zakończenie na lżejsze, a Kurtza wywalił
Disney mógł zrobić wszystko, po czym zaserwował tragedię rodzinną. W filmie w zasadzie dla dzieci. Na święta.
-----------------------
I tak jest lepiej niż w tym cholernym Rogue One. Tamten film naprawdę zepsuł mi święta!
Faktycznie szkoda Bena ale ogólnie zakończenie jest bardzo pozytywne, narody powstały przeciwko tyranii, wnuczka największego złoczyńcy nie chce mieć z nim nic wspólnego (podobnie jak i syn), Ben vel K.R. wyrzuca miecz w absolutnie pięknej scenie, może i najwspanialszej w całym cyklu!
https://www.tednasmith.com/tolkien/maglor-casts-a-silmaril-into-the-sea/
Faktycznie zakończenie TROS to jednak heartbreak, ale szkoda nam tego, co mogło być, jakichś odjazdowych przygód duetu Ben-Rey, potencjalnie romansu, wielkiego szczęścia gdzieś w nieokreślonej przyszłości. Prawdziwe zwycięstwo dobra okupione jest jednak ogromną stratą osobistą. Rey naprawdę zostaje sama na pustyni, jak pisałaś, i przyjmuje nazwisko Skywalker razem z całym jego dziedzictwem dobra i zła, z "dobrodziejstwem inwentarza". Jestem zdania, że to jest idealne, piękne zakończenie ponieważ tryumf jest jeszcze podkreślony, zaakcentowany porażką i tragedią. Nie ma radości bez smutku. Takie zakończenie jest o wiele bliższe oryginalnym planom Lucasa i w mojej opinii daje widzom szansę przeżycia takich emocji, jakie miały towarzyszyć zakończeniu Powrotu Jedi. Świetna rzecz!
Jak bym się chciała dobijać, to bym siedziała w fandomie Lovecrafta.
-----------------------
https://www.youtube.com/watch?v=IeqtAB1WgEw
P.S. Off-Topic: Czy w Lovecrafcie jest coś dobijającego?
No a ja się nie zgodzę, tak jak nie zgadzam się na karę śmierci Uważam że dożywotnia pokuta jako bezimienny to odpowiedni rodzaj kary/happy endu. Może przemawia przeze mnie chrześcijanin. Może apologeta. Nie obchodzi mnie to, uważam że mam rację a wy nie
Nie potrzebujemy, SW-Yogurt już wszystko wyjaśnił kiedyś.
Pod koniec filmu przez chwilę myślałem, że to ten moment, kiedy kolega zaczyna pisać pozew o naruszenie praw autorskich. Na szczęście jednak nie
o odkupienie w postaci dożywotniej kolonii karnej i ciężkiej pracy na rzecz Republiki w owej kolonii (może być fabryka prefabrykatów do budowy domów, które poniszczył plus jego wynagrodzenie idzie na rekompensaty dla rodzin). Żadnej Rey (niech sobie wreszcie wolna ułoży życie), żadnej taryfy ulgowej.
Tak to bym przyjęła.
I nie wiem co przeze mnie przemawia, ale na pewno Ren nie zasłużył na happy end w postaci umiłowanej i szczęśliwego życia do końca swych dni.
Choćby za to, że brutalnie i definitywnie zabrał szansę na szcześliwą starość rodzicom, a w zasadzie oboje załatwił
Ktoś żałuje Vadera, że po odkupieniu nie miał szansy nacieszyć się życiem, które miał zrąbane od początku (niewolnik, więzień sekty, cierpiący pod każdym względem przegryw służący CSM)? Nawet nie spojrzał na córkę własnymi oczami
(Princess się nie liczy)
No, w tym sensie i kontekście to ja mogę się zgodzić, szczególnie że ostatni argument koleżanki jest nie do odparcia
Niemniej różnica między wyganiem i spędzeniem reszty zycia na odległych rubieżach a szczęśliwym pomieszkiwaniem z młodą żonką i gromadką dzieci jest jednak spora.
nigdy nie mówiłam że Reylo jest dla mnie romantyczną relacją. Mają chemię. Ale to jest ten typ postaci (oboje w sensie) który nie może być razem ani nie może być osobno, bo cała elektryczność bierze się z tej ich odległości.
Złe byłoby gdyby skończyli razem jako małżeństwo (skąd w ogóle się tu wzięliśmy, nigdy nie mówiłam o tym że powinni być razem-razem, wszystkie serniczki są tego świadkami), ale równie złe jest dla mnie to że skończono to na romantycznym wysokim C po to by urąbać Bena. Dlatego bronię swojego scenariusza, gdzie bezimienny Ben jest nikim w nowej siedzibie Mistrzyni Rey. Nie dlatego że mogą uciekać na schadzki jak nikt nie widzi i się miziać w warzywniaku między marchewkami, tylko dlatego że tworzy to permanentny dystans między obojgiem. W kolonii karnej można zapomnieć, zacząć nowe życie z jakąś inną kobietą i wyjść po 30 latach odmienionym. Dożywocie u boku Rey, jako latarnią moralną i kompasem - ale nie z nią w związku - jest najdotkliwszym i najsłodszym zarazem rodzajem okrucieństwa.
Wydaje mi się to tak bezwzględnie oczywiste że jestem w szoku że muszę to tłumaczyć i opisywać
Wiesz co ale to dożywocie u boku Rey a jednak daleko, jest dla niego karą, ale DLA NIEJ TEŻ.
A ja jednak zdecydowanie jestem #teamRey. Jej nie potrzebny jest exstalker odmieniony i pokutujący, którego widzi na każdym kroku niemal i na dodatek jest odpowiedzialna za jego pozostanie po jasnej stronie, bo ewentualne pójście Benka w ciasteczka, będzie wisiało na niej, jako jej porażka.
Dziewczyna jest młoda, mocna Mocą, cała Galaktyka przed nią. Niech wreszcie ŻYJE, nie czekając. I to daje jej tylko śmierć Bena (albo ta dożywotnia kolonia karna).
a poza tym idę na priva z argumentami innymi, oraz musimy na serniczek
Dodam jeszcze, by uzupełnić wypowiedź wyżej, rzecz którą napisałam na discordzie i do Strida - siłą Reylo było dla mnie to że to nie jest klasyczny romans. Ten film tą relację do romansu płaszczy. Uwielbiam brukowe romanse i tanie emocje... ale nie w moich SW. To co mamy w TRoS to drama w fanfikowym stylu właśnie skręcająca na ten bruk.
W wariancie drugim, mając pod bokiem kobietę do ktorej coś czujesz, wręcz na wyciągnięcie ręki ale na zasadzie "patrz i nie dotykaj", przez dziesięciolecia to jest wyrafinowany rodzaj okrucieństwa. Naprawdę może mu się wtedy coś pod czaszką poprzedstawiać. A zważywszy na przeszłość i to że jest potężnym użytkownikiem mocy, to chyba nie jest to najlepsze rozwiązanie.
W karaniu zawsze trzeba uważać, zeby nie przesadzić, żeby karany nie przestał uważać, że jeszcze ma coś do stracenia.
Po tym filmie to ja Rey nie lubię, więc jak dla mnie to może widzieć twarz Bena od rana do nocy wypaloną na siatkówce oka.
Kolejny minus, film mi popsuł jej postać. Nie chciałam znajdować tego minusa.
Muszę ci powiedzieć, że teraz Finn, Poe i nawet Rey mi powiewają, mimo że do tej pory lubiłam te postaci.
Rey była fajna podążając "ścieżką bohaterki". Ale została z niej wykopana i przestała istnieć jako silna postać żeńska, a przeistoczyła się w ucieleśnienie "świętej dziewicy", z opcją "babochłopa".
Scena z Rey na sankach to trochę tak jakby Abrams podprogowo wołał "zobaczcie, ona znowu jest dzieckiem na Jakku" ale ja nie chciałam, kazali mi.
Tak, to wtedy byłby wydźwięk `Skywalkerowie złożyli ostateczną ofiarę by ocalić galaktykę`, nawet gdyby przeciwnikiem był Palp
Asfo napisała:
...po prostu o szczęśliwe zakończenie. Tylko tyle chciałam.
Zmarnowana szansa na opowieść, która jednocześnie psuje to co było opowiedziane wcześniej. Po co to w ogóle było?
Rozumiem, że fajne przygody Poego mogą być fajne, ale to miało być Odrodzenie Skywalkera, a nie "Palpatine realizuje zemstę" albo "Fajne przygody Poego".
-----------------------
Ja tę żałobę przechodziłem od Ostatniego Jedi. Luke Skywalker nie żyje, Akademia Jedi zniszczona, bohaterowie Rebelii przegrali, a ich następcy to okropni ludzie (Rey, Poe i Finn w TLJ są źli). Najsmutniejszy film popkultury.
Niestety, z powodu niezrozumienia pewnych potrzeb mitycznych, JJ i Rian wspólnie postanowili zrobić trylogię Star Wars o zabijaniu starszego pokolenia. Niestety, ostatni film trylogii nową nadzieję rozumie jako nowe otwarcie, a nie uratowanie prawdziwego rodu Skywalkerów. Z drugiej strony błędów Epizodu 7 i 8 nie dało sie odwrócić bardziej.
Również w tym kontekście porównywanie OT i trylogii sequeli nigdy nie będzie miało sensu. Z pewnego punktu widzenia po imprezie na Endorze już nic się nikomu nie stało, nic się nie wydarzyło.
Zaakceptowałam śmierć Luka, uważając to za wstęp do uratowania Bena - Luke się poświęca, żeby wykopać swojego siostrzeńca na drogę cnoty.
No ale potem trzeba było odwołać TLJ, więc odwołano różne pomniejsze rzeczy, poza tym elementem który najbardziej ludzi zdenerwował, czyli Luke nadal nie żyje, dodatkowo nie objawia się Benowi, mimo że obiecywał.
Odbieram to jako brak profesjonalizmu i klasy.
darth_numbers napisał:
Gwiezdnowojenne fanostwo nosi znamiona pewnego niebezpiecznego zjawiska psychologicznego. Stąd też niemożliwe jest, jak się wydaje, dla wielu "fanów" luźne i radosne podejście do tego zupełnie niepoważnego przecież filmu.
-----------------------
Ja się zastanawiam jak to będzie wyglądało u nas po premierze netflixowego Wiedźmina. Każda odchyłka od pierwowzoru, najdrobniejsza zmiana, czy to koloru skóry, czy fabuły może pociągnąć za sobą falę niezadowolenia większą, niż to będzie tego warte.
darth_numbers napisał:
https://imgur.com/3fwgBUr
-----------------------
Otóż to.
Disneyu, mam ci do powiedzenia jedno:
https://pics.tinypic.pl/i/00994/lddp7fdwpgci.jpg
Właśnie wróciłem z kina.* Poznań, Stary Browar, 19. Jeżeli był ktoś z was na sali i słyszał czyjś krótki, zdławiony śmiech w scenie, gdy Ben po pocałunku pada jak długi, to byłem ja. Przepraszam.
* posta napisałbym wcześniej, ale po wyjściu z Multikina musiałem najpierw rozchodzić żenadę, potem pójść do pubu na jednego szybkiego, potem wrócić do chaty i napić się w spokoju piwa. Potem trochę pograłem w Fallen Order. Teraz na spokojnie, bez przekleństw.
Rzuciłem okiem na swoje starsze posty, więc pozwolę sobie na początek skopiować krótkie, wyrwane z szerszego kontekstu zdania:
Post z 30.09 z tematu Jak Palpatine oszukał śmierć:
"I na koniec ważne! Będzie serio
Pytanie, które sam sobie zadaję, to czy termin przydatności do spożycia tego pomysłu (samego powrotu Palpatine`a) przypadkiem nie minął z napisami końcowymi TLJ. Z powrotem Palpatine`a rodzi się jeden moim zdaniem poważny problem - on na 95% (nie pytajcie o metodykę obliczeń ) zostanie ubity. Jeżeli miałby wrócić do sagi tylko na chwilę po to, żeby zostać zgładzonym przez Mary Sue (dla której po TLJ najwyraźniej brakuje już wyzwań), to moim zdaniem wracać nie powinien."
Post z 22.10 z ploteczkowego tematu:
"Najbardziej ciekawi mnie jak rozwiążą powrót Imperatora. O ile wycieki dotyczące przebiegu filmu do momentu pojawienia się Palpatine`a wyglądały super wiarygodnie, logicznie, tak wszystko, co dzieje się na Exogolu, jest momentami śmieszne, pastiszowe wręcz. Myszka Miki musi być naprawdę odważna (i mieć grubą skórę), jeżeli przywołuje do życia tę kultową postać tylko po to, żeby ta została natychmiast zgładzona przez Mary Sue. Liczę, że szykują tutaj jakąś bombę, że to nie będzie, wiecie, rachu ciachu i do piachu, a potem happy end w stylu Powrotu Jedi. Czegoś takiego chyba nie przełknę w kinie."
I jeszcze jeden z 12.11, też z ploteczkowego tematu:
"Dlatego właśnie nie chce mi się wierzyć w wyciek fabularny dotyczący Imperatora, tego wszystkiego co dzieje się na Exogolu - moim zdaniem wyciek w tym fragmencie jest śmieszny (Imperator paralityk przykuta do wyra czeka 30 lat aż ktoś łaskawie wbije do niego na chatę. Następnie następuje remake finału RotJ xD)."
Widzicie więc jaki był mój stosunek do powrotu tej postaci. I tak, dokładnie tak się dzieje. Imperator wraca na 15 minut, żeby silna niezależna kobieta mogła go ubić (a sama metoda zgładzenia Imperatora to jest cyrk na kółkach - ale o tym dalej)
To najgorsza część nowej trylogii. Abrams popełnił jeden, niewybaczalny grzech - spuścił w toalecie najpiękniejszy moment w całej historii SW, a następnie nakręcił finał ROTJ jeszcze raz. Nie wytłumaczył przy tym jak Palpatine przeżył śmierć w ROTJ. Naprawdę. Nie wytłumaczył.
Żeby tego było mało, Abrams nie miał kompletnie pomysłu jak zabić Imperatora. Zrobił z tej postaci kompletnego kretyna, który w filmie tak naprawdę popełnia samobójstwo. Scena walki z Windu w ROTS jest fantastyczna - Imperator wie, kiedy przerwać atak, by następnie wzbudzić litość w młodym Anakinie. Co robi "nauczony doświadczeniem" przekocur Palpatine w finale TROS? hurr durr je**ć prądem teraz się uda xD
Potem się rozpada
Tak, to ta sama postać, z którą nie poradzili sobie Windu, Yoda i Anakin. I ona zostaje zgładzona przez kobietę, która wali mind trickami nie wiedząc czym one są
Czy film tłumaczy siłę Rey? A jakże! Otóż według Abramsa Rey umie (bez treningu) w te klocki, bo jest wnuczką Palpatine`a. To zadaję, Panie Abrams, pytanie: czy gdyby Palpatine był jej, teoretycznie, praprapraprapraprapradziadkiem, to też władałaby mocą lepiej niż Yoda u szczytu swoich możliwości? "I`m your father" w TESB było jak uderzenie cegłą w twarz, według ciebie, Panie Abrams, wrażenie ma zrobić na mnie jakaś piąta woda po kisielu? Trzeba było zrobić film o synie Palpatine`a.
Scena batalistyczna na Exegolu jest najgorzej nakręconą tego typu sceną z wszystkich epizodów dotychczas. Brakuje minut, emocji, odniosłem też wrażenie, że jest za mało szerokich kadrów. Tej scenie przyjrzę się bliżej przy drugim seansie, ale imo jest gorzej, niż w dwóch poprzednich filmach. Scena batalistyczna na Scarif z Rogue One jest arcydziełem (i nawet z tym nie dyskutujcie ), wielka szkoda, że nie zaproszono Garetha Edwardsa do współpracy, bo finał sagi pod tym względem jest jak echo dawnych czasów - najlepszych bitewnych scen. Moim zdaniem Abrams z reżyserią poradził sobie dużo lepiej w 7 epizodzie.
Czy jest coś dobrego w tym filmie? Muszę go obejrzeć jeszcze raz
A tak poważnie, niesamowita jest scena z Hanem. Oglądałem to, serio, na jednym wdechu. Uwielbiam Forda, chemia między Hanem a kudłatym ciągnęła za uszy słabe sceny TFA (np. ta z kanjiklubem na Sokole), i szczerze żałuję, że zginął tak szybko, bo mógł w TROSie zrobić różnicę. Jeżeli od początku był plan na ubicie trójki bohaterów klasycznej trylogii, to moim zdaniem - przepraszam, że to napiszę - należało zacząć ubijanie od aktorów najmniej utalentowanych, którzy osiągnęli w swoim aktorskim życiu najmniej, czyli od Fisher. Ona już w TFA była cieniem dawnej postaci, a w TROS nie pełni już żadnej funkcji (nie, nie jest mistrzynią Rey. Postać, która umie mind tricki nie wiedząc czym one są jest mistrzynią samą dla siebie). I skończyć właśnie na Hanie Solo.
A pożegnanie Lei jest niesmaczne (w kontekście śmierci aktorki). Z śmiercią aktora w wielkim stylu poradzili sobie producenci Szybkich i wściekłych 7 (scena "wyścigu" łapie za gardło). Co zrobili wielcy myśliciele z Lucasfilmu? Uznali, że przykryją ciało plandeką, nad którą dumać będą bohaterowie. Brawo. Nie ma już dla was nadziei, gamonie.
A, właśnie, bo powinienem was przeprosić za chaotyczny styl tego posta, ale uznałem, że chaos w tym poście współgra z chaosem w filmie. Nie będę go więc wygładzał.
I to też nie jest moje ostatnie słowo. To jest ostatnie słowo teraz, bo jest przed 3 w nocy, a rano trzeba wstać do pracy. Więc niech moc będzie z wami, a uszaty gryzoń niech spada na drzewo.
Właśnie wróciłem z kina.* Poznań, Stary Browar, 19. Jeżeli był ktoś z was na sali i słyszał czyjś krótki, zdławiony śmiech w scenie, gdy Ben po pocałunku pada jak długi, to byłem ja. Przepraszam.
Ojtam w Krakowie w galerii Kazimierz śmiało się tak z pół sali
Ja tylko miałem wrażenie, że gość obok mnie w katowickim Heliosie robił facepalmy
Wróciłem właśnie z kina i też coś wyskrobie od siebie bo w głowię mętlik który szybko zasnąć nie pozwoli. Po przeczytaniu leaków, i ogólnego narzekania na TROS szedłem na ten film bez specjalnych oczekiwań i może dzięki temu odbieram go lepiej niż oczekiwałem. Ogólnie widać jak dużo do ogarnięcia po TLJ miał Abrams i utrwaliło mnie to w przekonaniu co do TLJ. TLJ samo w sobie złym filmem nie jest, ale jako część czegoś większego (trylogi) jest totalną beznadzieją, beznadzieją którą przy oglądaniu całej trylogii sequeli można pominąć i nie wiele się straci. Wracając do TROS to na początek:
PLUSY:
-Film jest piękny, od strony wizualno-dźwiękowej mistrzostwo.
-Renowcy (DLACZEGO NIE WCZEŚNIEJ??
-Wspólne sceny Rey i Kylo, oglądało mi się je świetnie a i sama Reylo scena na koniec była na prawdę ładna.
-Fajnie było zobaczyć jeszcze raz Hana, a sam Ford z Driverem tworzą duet kapitalny który oglądało się z zapartym tchem.
-Ogrom floty imperatora, w końcu było czuć potężne zagrożenie a nie kilka stateczków goniących jeden stateczek jak w TLJ
-Fan service
-Wytłumaczenie pochodzenia Rey, przynajmniej w jakimś stopniu można jej potęgę wytłumaczyć.
- Wytłumaczenie wątku Snoke`a.
-Exagol, wygląda mega klimatycznie.
-Głosy duchów mocy.
-W końcu trójka głównych (dobrych) bohaterów działa razem.
-Postać Rey, ale od strony jej emocjonalnych rozterek. Bo tak to jednak trochę zbyt OP jest.
- I na koniec jak dla mnie największy plus, nie tylko filmu ale całej trylogii a mianowicie postać Kylo Rena/Bena. Uważam że jest to najlepsze co spotkało tą trylogie, nie wiem czy to bardziej zasługa tego jak ta postać jest napisana czy rewelacyjnego Adama Drivera, o nim samym dowiedziałem się pewnie jak większość dopiero przy okazji Star Wars ale zrobił na mnie takie wrażenie że postanowiłem obejrzeć kilka filmów z nim i tylko utrwaliło mnie to w przekonaniu jak rewelacyjnym aktorem jest i życzę mu z całego serca żeby powalczył w lutym o Oscara za "Marriage Story".
MINUSY
-Zdecydowanie za krótki, film pędzi jak TJV, dzieje się tak wiele tak szybko że nie ma czasu tego wszystkiego ogarnąć, wszystko jest takie rwane i ściśnięte najbardziej jak się da. O wyjściu do WC w trakcie filmu lepiej zapomnieć.
-Kompletnie nie wyjaśniona kwestia przeżycia Palpatine`a, po prostu jest.
-Sam wygląd Palpiego, spodziewałem się więcej a wyglądał o dziwo całkiem nieźle.
- Mimo wszystko zbyt OP Rey.
- Finn, postać od TFA kompletnie nie potrzebna.
- Mało Kylo/Bena w drugiej części filmu.
- Finałowa walka, ani ta w powietrzu ani ta na ziemi nie zrobiła na mnie specjalnie wrażenia.
- Palpiego powinien zabić Ben, wtedy rzeczywiście dokończyłby to co jego dziadek zaczął.
- Te nowe postacie to takie średnie bym powiedział, kompletnie nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia a ta z przerwą między jedynkami nie wiedzieć czemu to nawet irytowała.
-Porgi, tak pół żartem to kiedy je widzę to ciemna moc we mnie narasta, miałem nadzieje że Rey je weźmie i rzuci do tego palącego tie fightera.
- I największy dla mnie minus, śmierć Bena.
To tak na gorąco, na podsumowanie całej trylogii przyjdzie czas. Przepraszam za pewnie kulawą składnie ale zmęczenie już bierze górę.
nawet jak bez sensu często.
Świetny Hux, nijak nie przypominający miągwy z VII. Fajny, myślący Poe, nijak nie przypominający buńczucznego jełopa z VII. Bardzo fajna Rey, taka moja.
Rewelacyjny Ben (bo Kylo to tradycyjnie ble) nawet to, czego się bałam, czyli początek spoilera nieszczęsny pocałunek koniec spoilera nie był taki zły, zwykła wdzięczność, że się ogarnął WRESZCIE plus jak już początek spoilera umrze, to wreszcie przestanie ją stalkować. koniec spoilera Bo zaiste kolega Ren/Solo to patron stalkingu. Nawet początek spoilera wywalony do otchłani musiał wypełznąć by postawić na swoim. koniec spoilera
No ale wielki podziw dla Adama, bo końcówka zdecydowanie należała do niego. To jak się fizycznie zmienił, coś pięknego.
Poza tym bida panie u rebeliantów, na zatrzaski w koszuli Damerona zabrakło. Jakby mu jeszcze jeden odpadł, to w zasadzie mógłby w ogóle bez pomykać. Hux znalazł grzebień, co też mu na dobre wyszło. Zdecydowanie zgadzam się z Nuką, czymże taki jeden banalny strzał wobec przecięcia na pół czy wybuchnięcia.
Świetne nowe bohaterki, mimo ograniczonego czasu mające coś do zrobienia i nieźle zarysowany charakter. Super pokazana dynamika trójki, plus sporo śmiechu.
Postać której nie lubię okazała się totalnymi 4literami i na dokładkę początek spoilera zginęła bez sensu. Bye Snap, lubiłam cię jedynie do drugiego tomu aftermacza. Niestosownie uśmiechałam się szeroko w czasie wybuchu koniec spoilera
Autentycznie ruszył mnie żal Chewiego. Plus kurcze Leia. NIE obchodzi mnie że wklejona, że mało miała roboty. Leia wróciła na jeden film. To jest najpiękniejsze.
Ogólnie idę jeszcze na bank dwa razy, raz z rodziną, raz z Kathi jesteśmy umówione A może nawet trzy, bo akcja pędziła i nie wszystko zauważyłam.
vilkala napisał:
raz z Kathi jesteśmy umówione
-----------------------
Tylko rtzeba wyhaczyć seans na którym będzie pusto byśmy mogły sobie pokomentować :>
Szedłem do kina znając przecieki, więc moje nastawienie było średnie, ale stwierdziłem, że pójdę się po prostu dobrze bawić Star Wars,zobaczyć jeszcze raz Lando, Imperatora i posłuchać dobrej muzyki i co? Takie nastawienie to najlepsze co mogłem zrobić.
Siedziałem na sali jak 10-latek i lykalem wszystko czym mnie ten film karmił
Znając wycieki pewne rewelacje nie powinny robić wrażenia, ale jednak przeczytać coś a usłyszeć i zobaczyc to w kinie to jednak różnica
Pierwsze 2 akty to było dla mnie 10/10 no ale dochodzimy do finału...
Tego się najbardziej bałem, gdy rey leci do palpa to mówię do dziewczyny "no to niestety zaczynamy"
I tu aż prosilo się o wydłużenie tej końcówki, zwłaszcza, że mieli na to czas i film mógł spokojnie trwać z 15 minut dłużej. Dorzucić parę dialogów z imperatorem, dac benowi z nim powalczyć już nie wspominając o końcowej celebracji trwającej 2 minuty a może i nawet mniej... tak chciałem usłyszeć podczas tej radości muzykę z Powrotu Jedi to by sprawilo, że końcówka byłaby jeszcze lepsza.
I tak płakałem, Leia [*] Ryk rozpaczy chewbaccy, mnie rozłożył tak jakby z nim się czuło, że już nikogo nie ma
Jeszcze z minusów muzyka. Liczyłem na większe wykorzystanie starych motywów.
Ogólnie film super, ja i moi koledzy fani zadowoleni, moja dziewczyna, która oglądanie rozpoczęła od przebudzenia mocy i nie czytajac przecieków no na niej to wszystko największe wrażenie zrobiło
9/10 <3
niech ich ktoś zabierze do kina, gdyż niewymownie tęsknię za ich reckami
Szedał niech sobie daruje TROS. Lepiej by Mando ocenił.
Nie nie, koniecznie muszę przeczytać te recenzje
Dla mnie film super, najlepsza część z tej nowej trylogii. Abrams dał radę jakoś to do kupy poskładać. W kinie oglądało się to super, na prawdę nie mam do czego się doczepić. Jedno mnie ciekawi, bo nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem początek spoilera nie za bardzo przemawia do mnie wizja, że Palpi zrobił dziecko, bardziej to rozumiem w ten sposób, jak jest to z Vaderem pokazane w nowym kanonie, że stworzył za pomocą mocy nowe życie, okazało się ono słabe (czyt. jego syn) i odpuścił sobie ten projekt, zajął się innym, czyli Anakinem. Tymczasem jego "synalek" podrósł, zrobił dziecko i Palpi w nim wyczuł potęgę, której się wystraszył. W takim kontekście zarówno Rey jak i Ben są wnukami Palpiego, bo był on twórcą Anakina i jej ojca i stąd ta więź między nimi. Powiedzcie mi, dobrze to ogarnąłem? haha Bo w sumie tak czy inaczej nawet jeśli spłodził syna, to skoro stworzył Vadera stąd ta więź mocy? koniec spoilera Niech moc będzie z wami!
Ja krótko - najlepszy z sequeli. Super, mega, ekstra dziwny, ale jeśli nie wadzą Wam Ojciec, Syn i Córka lub podróżujące w czasie wilki, będzie okej. Tempo jest za szybkie, ale z drugiej strony nie da się tu nudzić. Dużo detali, muszę koniecznie zamówić Słownik Ilustrowany. Nie podoba mi się podejście do tematu śmierci - z jednej strony dużo śmierci disnejowskiej:
https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/DisneyDeath
Z drugiej sporo zgonów wydaje się... mało znaczących? Mamy do tego ładne zamknięcie sagi Skywalkerów, ale... hmm, potencjał na ciąg dalszy jest bardzo duży . Za mało obcych.
I jeszcze jedno: początek spoilera Palpatine fu*ks. koniec spoilera
Na świeżo po seansie mam bardzo mieszane uczucia. Generalnie film był w porządku. Nie nudziłem się przez te ponad 2 godziny, momentami trzymał w napięciu, akcja jest bardzo szybka i płynna (czasami trochę za szybka). Na pewno jest to dobry film dla casualowych widzów, którzy obejrzeli wszystkie filmy raz czy dwa i nie siedzą tak w tym wszystkim i przyszli do kina na film, żeby się rozerwać. Jeśli patrzeć na to pod tym kątem, to film jest na prawdę ok. Jednak jak patrzę na to z perspektywy fana SW, to jednak dużo rzeczy mi tu nie gra.
SPOILERY
- w ogóle nie wiadomo w jaki sposób ten Palpatine przeżył po wybuchu gwiazdy śmierci, oraz jak zbudował tą całą flotę
- nie ogarnąłem do końca tego wątku z Leią i Kylo (ona od początku wiedziała, że on przejdzie na Ciemną stronę i że będzie musiała oddać swoje życie, żeby go nawrócić?), w ogóle naciągana ta jego przemiana
- z tego Huxa to zrobili jakiegoś totalnego debila, zachowuje się jak gówniarz, który ma w dupie zwycięstwo Nowego Porządku i szpieguje dla Ruchu Oporu, żeby tylko zrobić Kylo na złość. Już myślałem, że serio jest szpiegiem i był nim od początku i to byłby spoko twist, a tak to chciało mi się tylko z tego śmiać
- olanie motywu Anakina jako wybrańca (i w ogóle całej postaci Anakina)
- w ogóle to odrodzenie Palpatine`a, i że to Rey go ostatecznie pokonuje psuje postać Vadera i Luke`a (tak jakby w ogóle cały Powrót Jedi i tak nie miał żadnego znaczenia)
- jakim cudem Lando tak szybko zdobył tylu sojuszników?
- sama konfrontacja Rey z Palpatinem. W Powrocie Jedi miało to wszystko jakąś głebię, że jednak miłość ojca do syna sprawia, że udało się pokonać Ciemną Stronę i Sithów. A tutaj mamy po prostu siłowanie się na Moc, kto jest silniejszy, Rey wyciąga drugi miecz i elo, po Palpatinie. Takie płytkie to było.
- sama ta Rey jest przekoksowana, wszystko jej wychodzi, bez praktycznie żadnego treningu napierdziela Mocą lepiej od Yody
- czasami już przesadzali z tymi nawiązaniami i jechaniem na uczuciu nostalgii wśród fanów
- podobnie z humorem, generalnie były fajne momenty, w których faktycznie się zaśmiałem, ale miałem wrażenie, że też z tym trochę przesadzają i za dużo tych żartów wciskają
- Ci główni bohaterowie... To jest w ogóle zarzut do całej trylogii. W ogóle nie czułem się związany z tymi postaciami, jakieś takie mdłe mi się wydają. Jedyny wyjątek to Kylo, zdecydowanie najlepsza postać nowej trylogii, najciekawiej napisana, ale no już jak wspomniałem to jego nawrócenie było dla mnie mocno naciągane i w sumie dość przewidywalne
- na plus na pewno twist z tożsamością Rey. Nie czytałem żadnych spoilerów przed seansem, więc byłem tym mocno zaskoczony
- wizualnie wszytko super wyglądało (szczególnie ta flota Imperatora)
- mimo wszystko w niektórych momentach udało im się mnie złapać na ten fan service
- w niektórych momentach film wzbudził we mnie jakieś emocje (łza mi się w oku zakręciła jak Chewie rozpaczał po śmierci Lei)
Podsumowując jeśli patrzeć na ten film, jako na oddzielny film, który ma dostarczyć rozrywkę i nic więcej to jest spoko. Ale jeśli patrzeć na niego jako na zakończenie całej sagi i spięcie klamrą całej historii rodu Skywalkerów, to zdecydowanie wolę żeby saga zakończyła się na Powrocie Jedi.
Przespałem się z tym i w sumie utwierdzam się w przekonaniu że podobało mi się. Dopiero teraz do mnie dociera jak bardzo ten film idzie w klimaty ze starego EU - przecież ta fabuła mogła by być prawie że żywcem wzięta z 90sowych książek i komiksów post-ROTJ, i to nawet tych niespecjalnie najlepszych. I jako ktoś kto lubi te klimaty, naprawdę to doceniam. Dość mocno poszło w tym kierunku i na pewno się tego nie spodziewałem. Ale jednocześnie boję się, że ogólną publikę może trochę odstraszyć - to dość specyficzny rodzaj starłorsów. Fanów dalej będzie dzielić, ale cóż - póki do ludzi nie dotrze że nie ma już czegoś takiego jak "jedyne prawdziwe Gwiezdne Wojny" i różni ludzie doceniają różne części tego uniwersum, to podziały, wojenki i narzekanie będzą zawsze.
weird.vector napisał:
póki do ludzi nie dotrze że nie ma już czegoś takiego jak "jedyne prawdziwe Gwiezdne Wojny"
-----------------------
Nigdy nie dotrze nie ma szans.
Podobieństwa do EU nie złapałem - ponieważ nigdy nie przeczytałem żadnej książki EU! A mimo to film ujął mnie swoim cudacznym, szalonym klimatem. Mam też wrażenie, że film jest zdecydowanie pod "casualową" publikę - ponieważ zupełnie ignoruje fanowską "wiedzę ekspercką".
Normalną recenzję pewnie napisze w weekend po drugim seansie, ale chociaż coś chcę od siebie dodać.
Gdy poleciały napisy początkowe, potem Mustafar, Imperator i Snoke to dosłownie trzęsłem się z emocji, ale już na etapie przygotowań do lotu na Pasaanę czułem, że coś z tym filmem będzie nie tak. Niby dalej bawiłem się dobrze, ale widziałem, że to grzeszna przyjemność. Mamy Luke`a-kozaka - kicz, Palpatine`a prądzącego statki - kicz, Huxa: jestem zdrajcą - przepraszam, ale to wyglądało jak mem. Właściwie cały ten film, który dla mnie nie jest filmem, tylko kiepsko zmontowanym zbiorem scenek, obrazków i rozwiązań zagadek, które J.J. Abrams chciał umieścić w TFA, ale nie starczyło mu miejsca. Jestem bardzo zawiedziony, bo zawsze staram się do Gwiezdnych Wojen podchodzić optymistycznie, ale jednak chcę też, aby prezentowały sobą coś więcej niż filmy superbohaterskie, a tak tu niestety nie jest.
Na plus zaskakująco muzyka. JW się postarał, chyba najlepszy soundtrack z sequeli. Warto posłuchać osobno, bo w filmie często ginie.
Przyznam się bez bicia, że musiałem się przespać z myślami po seansie TROS. Wcale nie dlatego, że film mnie zawiódł, czy był kontrowersyjny, bo mimo, że sprawdziły się wszystkie przecieki, które zdążyłem przeczytać, to bawiłem się znakomicie. Jednak tych emocji było zbyt wiele, tempo filmu pędziło jak oszalałe. Nie wiem, czy to źle, czy dobrze, może jednak dobrze. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie, humor danego dnia, więc jeśli komuś nie podeszło za pierwszym razem, to będzie czuł dystans do tego filmu, ale ja jestem zadowolony.
początek spoilera
+/- Nadal mam żal po śmierci Bena Solo, ale myślę, że Disney dojrzał do takich decyzji i nie wyobrażam sobie, że inne wyjście byłoby tak satysfakcjonujące, jak zjednoczenie się z Mocą matki z synem. Tak, Ben był manipulowany przez cały ten czasy, po czym zginął, ale była to ewidentnie jego decyzja, żeby poświęcić własne życie za kogoś, kogo kochał i takie zakończenie historii Skywalkerów mi odpowiada, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczyłem tak zaciętą walkę o czyjąś duszę- Leia, Rey i Han jako wspomnienie. Totalnie to kupuję i jestem usatysfakcjonowany. Ponadto, liczę, że jeszcze kiedyś Skywalkerzy gdzieś się pojawią, a może to czas na eksplorację trylogii solowymi filmami o ich przygodach? Np. Anakin i Ahsoka na wspólnej misji? Byłbym zadowolony, gdyby takie produkcje znalazły się na platformie Disneya.
+ Relacja Poe Zorri - To jest ten Poe, którego znam i cenię, zagrany bezbłędnie, zawadiaka i cwaniak, ale też inteligentny przywódca. Zorri intrygowała mnie od początku jej pojawienia się w filmie. Ważnym czynnikiem ich głębokiej relacji, było odsłonięcie oczu przez Zorri, dzięki temu mogłem zobaczyć jej emocje, to, w jaki sposób patrzy na Poego. Myślę, że to oni osłodzili mi śmierć Bena Solo, bo zachwycając się tą nową i udaną relacją bohaterów, skupiłem się bardziej na nich i ta część moich oczekiwań została zaspokojona, więc duży plus. Dzięki, J.J Abrams.
+ Tłumy w świątyni Sithów niczym na koloseum. Podejrzewam, że to zwykli wyznawcy, jednak słowa Palpatine`a, rytuał, który Rey miała wykonać, dał mi do myślenia, że hmm... Być może ten tłum to coś więcej niż zwykli wyznawcy? Pomyślałem wtedy "Kurcze, fajnie byłoby, gdyby gdzieś tam w ich szeregach zasiadali wielcy Sithowie, jak Revan, Bane etc. Nie zakładam, że żyją, bo byłoby to głupie, ale w różny sposób możemy to wytłumaczyć. Czekam na rozwinięcie w komiksach, adaptacji itd.
+ Palpatine w stylu ROTS to był po prostu miód. Wizualnie urzekł mnie ten film bez dwóch zdań.
+ Zakopanie mieczy świetlnych na Tatooine. Bardzo symboliczna scena i szczerze, to spodobała mi się, bez dwóch zdań, ale zadałem sobie pytanie "Za ile lat pojawi się tam jakiś złomiarz, złomiara i odkopie te miecze świetlne? Widzę w tym potencjał na nowe filmy, ale... Może jeszcze nie teraz i... W innym stylu.
+ Humor był najlepszy z całej trylogii sequeli, jeśli nie ogólnie w całej sadze. Nie było go zbyt wiele i jednocześnie nie był na siłę. C3PO wielokrotnie kradł show swoimi kwestiami, ale nie tylko on. Nawet proste kłótnie pomiędzy Poe i Finnem dawały mi dużo radości.
+/- Wyciągnięcie myśliwca Luke`a. No, wtedy spojrzałem na moją casualową towarzyszkę i szepnąłem "To myśliwiec Luke`a z VIII części", bo byłem pewny, że tego nie zrozumie.
+ Podobały mi się detale w tym filmie, np. brak palców Palpatine`a.
- O ile podobała mi się relacja Zorri z Poe, to tak naprawdę byłem zdziwiony jej zmianą nastawienia do głównych bohaterów na Kijimi. "Wydamy was. *małe zamieszanie z Rey* Jesteś w porządku. Skopmy dupę Najwyższemu Porządkowi."
ORAZ NAJWIĘKSZY PLUS:
++++++ Tajemnica wokół rodziców Rey, dostaliśmy tyle, ile potrzebowaliśmy, ale jeszcze wcześniej, gdy napięcie rosło, spodobał mi się wątek Ochiego.
koniec spoilera
To tyle ode mnie, jeszcze nie ochłonąłem, w piątek wybieram się na maraton i myślę, że powiem jeszcze więcej, może coś sensem. Dzięki za uwagę. Możecie ustosunkować się do mojego punktu widzenia. Chętnie wejdę w jakąś polemikę.
Na razie nie zamierzam się zbytnio rozpisywać, bo w tym momencie targają mną emocje i ogólno pojęte zdenerwowanie (eufemistycznie rzecz ujmując). Poza tym po pierwszym seansie na ogół jeszcze nie wiem, co o filmie SW sądzić, więc nie dość, że to był dopiero pierwszy seans, to w dodatku zakończony z kilkanaście godzin temu, w związku z czym nie zamierzam go oceniać poprzez pisanie wnikliwej, analitycznej recenzji. Tym niemniej myślę, że o ile po pierwszym seansie wszystkich nowych filmów SW, chyba nawet włącznie ze spin-offami, nie wiedziałem, jak je ocenić albo jeśli jakkolwiek je bym nie ocenił, to oceny te ulegały nierzadko dość diametralnym zmianom po kolejnych seansach i w związku z upływem czasu, a co za tym idzie - nagromadzeniu się dodatkowych przemyśleń, to o tyle mam przykre wrażenie, że w przypadku TROS w ogóle nie idzie o to, czy to film dobry czy film zły. Czy genialny, czy dramatyczny. Czy wzbudzający same pozytywne emocje, czy same negatywne. Mam wrażenie, że to dalece nieistotne. Film ten miał być nie tylko podsumowaniem całej trylogii, ale tak naprawdę w dużej mierze całej sagi. Miał ją w swoisty sposób spiąć, sprawić, żeby wszystko stanowiło prawdziwą jedność. I nie jest to jedynie moja opinia i nie było to jedynie moje oczekiwanie, ani opinia czy oczekiwanie znaczącej rzeszy fanek i fanów. Był to może nie wprost zadeklarowany przez twórców i twórczynie tej trylogii cel, jaki przyświecał temu filmowi, ale jednak klimat i aurę takiego podsumowania i spięcia wszystkich filmów w całość dało się w zapowiedziach i komentarzach odnośnie do tego filmu odczuć. I właśnie taki jest między innymi problem z tym filmem - nic nie wyjaśnia, wiele w dodatku komplikuje, wprowadza rozwiązania proste, nielogiczne, niespójne, niedające się obronić, zbyt od czapy, niesprawiające wrażenia, że ktokolwiek miał poczucie, jak powinno wyglądać zakończenie tej trylogii i - przynajmniej wedle na razie obowiązujących zapowiedzi - sagi. Najczęstsze zdanie, które miałem w głowie podczas oglądania TROS było mniej więcej takie: „Ale to jest chaos”. Bo to jest i był chaos. Pomijam na razie chaos w warstwie artystycznej, kompozycyjnej tego filmu, czyli to, co kilka osób już zdążyło zauważyć - mianowicie że akcji jest za dużo, wszystko za szybko się dzieje i przez to można było się pogubić. Mam raczej na myśli chaos w warstwie intelektualnej, duchowej, jaki ten film wprowadza do całej sagi. Nie dość, że nic w nim nie jest logiczną kontynuacją nie tylko poprzednich dwóch trylogii, ale i poprzednich dwóch części tej obecnej, to w dodatku wprowadza ten film wątki, które sprawiają, że żyje on własnym życiem, w zupełnym oderwaniu od reszty sagi i nawet trylogii. Nic tu nie wynika z niczego. Tyle czytałem pięknych teorii (niektóre rzeczywiście były już wówczas, czyli jeszcze przed seansem, piękne, a niektóre teraz stwierdzam, że są piękne, po tym, co widziałem na ekranie) albo nawet zrębów różnych innych teorii, które po połączeniu ze sobą stanowiłyby świetną klamrę może paradoksalnie nie tyle tej trylogii, co całej sagi, podkreślając ważność każdej trylogii i włączając w ostateczny przebieg różne elementy pozafilmowe, ale kanonicze, które wprowadził do owego kanonu Disney, a które świetnie przysłużyłyby się do opowiedzenia spójnej, logicznej, zwięzłej i dosyć zgrabnej w formie finalnej historii. Ku mojemu olbrzymiemu zaskoczeniu twórcy i twórczynie zrezygnowali kompletnie z kapitału, który przez kilka ostatnich lat stworzyli. Zamiast tego postawili na absolutnie absurdalne rozwiązania, widoczne na ekranie od napisów aż do sceny końcowej.
Wyszło tak, że nie wspomniałem w tym poście żadnego nazwiska ani imienia, co oznacza, że uniknąłem spoilerów. Nie taki był mój zamiar, ale myślę, że tak nieintencjonalnie skonstruowany post dowodzi tylko, że rzeczywiście nie jestem w stanie po pierwszym seansie - i to w dodatku tak niedawno odbytym - wdawać się w meandry przedstawionej historii, tak jak nie jestem w stanie poddać wnikliwej analizie losów poszczególnych postaci, ich użyteczności, a także sensów ich wystąpień (co tyczy się przynajmniej kilku). To wszystko także jest niezwykle istotne, ale wobec zasadniczej, fundamentalnej kwestii, którą stanowi ścieżka, jaką na zakończenie trylogii i sagi wybrano oraz ogólna jej spójność, a raczej w tym przypadku owej spójności brak, muszą te wszystkie wątki zejść na dalszy plan. Szczegółowo omówię to pewnie po świętach, mimo że już teraz wiem, że nie zmienię zdania w wielu kwestiach, a za te kilkanaście dni i kilka dodatkowych seansów moje wyczulone - mam wrażenie i nadzieję - oko wyłapie więcej niespójności, nielogiczności, absurdalności, niedopowiedzeń i niejasności. Na razie jestem poza tym niezdolny do wnikliwej analizy scen, rozwiązań, sposobów przedstawienia poszczególnych bohaterów ze względu na - z przykrością muszę to stwierdzić - ból egzystencjalny, jaki dostarczył mi ten epizod, i w którym trwam od wyjścia z sali kinowej. A wiąże się ten ból ze wszystkim tym, co powyżej napisałem i z masą innych kwestii (początek spoilera śmierć mojej ulubionej postaci z tej trylogii, czyli Bena, do tego tak nielogiczna i zupełnie niepotrzebna, tym bardziej mnie w ten stan wpędza koniec spoilera).
Niech Moc będzie z Wami.
Nie wiem czy ktoś już tutaj o tym wspomniał ale... gdzie niszczyciele mają swoje tarcze? Jak szybkie trafienie w działo powoduje eksplozję całego statku? Kto to zaprojektował? To tak jakby mieć najbardziej newralgiczny punkt całkowicie odsłonięty, jeden przypadkowy strzał i bum...
Kwestię braku tarcz poruszono w samym filmie - było wyjaśnienie, że w atmosferze nie działają.
Co innego kwestia rozwalania całych niszczycieli po odstrzelenie działa.
Niemniej, SW to baśń - w niej wszystko jest możliwe
Kurcze, musiało umknąć w takim razie. Ale w myśliwcach tarcze działają w atmosferze a w tych ogromnych niszczycielach nie? :O But why...
Efektu "wow" już nie ma, ale po drugim seansie wiem że film na pewno bardzo mi się podoba i jestem z niego bardzo zadowolony Blu-ray i DVD kupię na pewno, jak tylko się ukaże
Zasadniczo nie mogę się doczekać trzeciego seansu - a to już jutro podczas maratonu całej trylogii
Nie będę się wypowiadał, szkoda mi słów na to by skomentować politykę chciwego Disneya, który całkowicie olał proces planowania tej trylogii. Ona w ogóle nie trzyma się kupy. Mam nadzieję że teraz wyciągną wnioski i mając w zapasie dodatkowe dwa lata, sklecą sensowną historię, która nie będzie parodiowała Oryginalnej trylogii.
Jedna scena mi się podobała, jedna... gdy widzimy retrospekcje, a w niej walkę Luke`a i Leii. To była jedyna rzecz dla której warto było ten film obejrzeć.
To trzeba zobaczyć jeszcze raz, żeby ocenić. Na teraz określam ten film najlepszy z najgorszych (czyli sequele). Czuję bardzo zmarnowany potencjał, bo mogło być o niebo lepiej. Mega podjarka Lando, co ta postać tam odwaliła to banan mi nie schodził przez długi czas.
Ale zakończenie takie niedokończone, a tak mówili, że to już koniec, ja myślę, że Rey i paczkę zobaczymy jeszcze (Oby)
bezspoilerowa, więc dla tych co jeszcze przed
https://zpopk.pl/skywalker-odrodzenie-bez-spoilerow.html
i spoilerowa, dla tych co trawią
https://zpopk.pl/skywalker-odrodzenie-spoilery.html
Kilka rzeczy za dużo.
1. początek spoilera po kiego Han koniec spoilera
2. Albo idziemy w rę albo we te.
3. początek spoilera Wedge mogłby mieć długi wątek, coś pokazać, doradzić, a nie 5 sekund na ekranie koniec spoilera.
I tyle. Lando mega, zwłaszcza ostatnia scena.
Ziemniaczane Pole trafione zatopione https://youtu.be/bePqwl0HKSs
Ten też nie bardzo https://youtu.be/jjtkm0dxnWg Ten by se rwał włos z głowy jakby miał https://youtu.be/SS_r1Pz96s4
Właśnie obejrzałem, masakra w ocenie filmu
Mówiłem mu to już dawno ale nie chciał słuchać
Ziemniaczane Pole dalej zdegustowane https://youtu.be/7bIlfamAMf0
Poniekąd słusznie ale późno. O parę lat.
Jakby kogoś interesowało, to Princess oceniła na 1. xD
Nie żartuj?! Nie podobało jej się odejście największego (wg niej) złola???? Niemożliwe, to pewnie przez ten pocałunek
Princess za samo to, że to dzieło Disneya, odejmuje 10 punktów na starcie.
Widziałem TROS w Belgii z francusko-niderlandzkimi napisami, i pierwsze co chciałbym skomentować, to że w Belgii KIBEL W KINIE JEST PŁATNY 40 euro centów! Skandal, zepsuło mi to seans. ;/
A tak na serio to... ok. Nie spodziewałem się arcydzieła. Wg mnie najlepszy z trzech, ale wciąż meh.
Najbardziej mnie boli, że ten film z łatwością mógłby być znacznie lepszy - wystarczy dodać takiego L. Kasdana jako jednego ze scenarzystów. Bo wydaje mi się, że scenarzyści TROS nie widzieli na oczy EU.
Okazuje się nagle, że Poe początek spoilera przed przystąpieniem do Resistance był przemytnikiem. Ale przecież dobrze wiemy, że był też pilotem NR. koniec spoilera Tak trudno wspomnieć o tym w filmie, żeby historia trzymała się kupy?
Albo taki początek spoilera Łedżu. Super! Naprawdę się cieszę, że się pojawił! Ale czemu nie ma żadnego dialogu ze swoim najlepszym uczniem, Poe? Czemu wydaje się obojętny na fakt, że przed chwilą zginął jego przybrany syn Snap? koniec spoilera
Serio, cieszę się, że przeczytałem Resistance Reborn, bo bez tego oceniałbym ten film o wiele gorzej. Pewnie, są w TROS fajne smaczki: początek spoilera głosy Jedi, Ghost, inne znajome statki... koniec spoilera Ale to wszystko zostało pewnie dodane w postprodukcji. xD Także praca scenarzystów pozostawia wiele do życzenia.
Ogólnie dużo rzeczy mi się podobało, trochę więcej rzeczy mi się nie podobało, ale "na nie" bardziej są detale, a "na tak" główna fabuła i przesłanie filmu. No nie wiem. Obejrzę jeszcze 2x i może będę miał bardziej skrystalizowaną opinię.
Hyperspace skipping ssie. Factory reset 3PO jest super.
Bazy aż się zarumienił jak początek spoilera Rey i Benek się całowali. koniec spoilera Byłem w innym kinie, mieście i kraju, ale widziałem.
BTW spustoszenie, jakie film posiał wśród fandomu... wow. Nie spodziewałem się tego. Myślałem, że Nuka będzie niepocieszona, ale nope - za to że mkn aż tak ciężko to przyjmie? Nie pomyślałbym. Parafrazując klasyka, "Trzymajcie się w tym Bastionie"!
Byłbym nawet w stanie przyznać Ci rację jeśli chodzi o to, że rzeczywiście nie pokazano reakcji Wedge’a na śmierć - w istocie - jego przybranego syna, czyli Temmina. I nawet gdy pierwszy raz przeczytałem to zdanie w Twoim poście, to byłem na tę sytuację oburzony. Ale spójrzmy na to realistycznie: nie widział Wedge jego śmierci na własne oczy i nie miał obowiązku w toku dziania się podczas - co by nie mówić - dosyć dużej bitwy jej widzieć. Przecież nie jest użytkownikiem Mocy, żeby poprzez nią wyczuć czyjąś śmierć. Miał prawo, będąc zaangażowanym w walkę, nie spostrzec śmierci Snapa. I powiedziałbym nawet, że to słuszne rozwiązanie - gdyby nagle pokazano Antillesa przeżywającego śmierć Wexleya to mogłoby to wyjść po prostu sztucznie, a do tego rozbić by to mogło główną oś i ciągłość akcji na ekranie.
Natomiast co do przeszłości Poe, to pełna zgoda. Powinni zasugerować chociaż, że wcześniej był w wojsku Nowej Republiki. Tym niemniej jako że byłem wczoraj (czy w zasadzie już przedwczoraj) na maratonie całej trylogii sequeli, to mam świeżo w pamięci, że gdy Poe na początku akcji przedstawionej w TLJ skontaktował się z Huksem, to przedstawił się - co ciekawe - jako komandor Poe Dameron z Nowej Republiki, a nie z Ruchu Oporu, na co Hux przytomnie odparł, że Nowa Republika już nie istnieje (a jej wojska o wiele zresztą dłużej). Więc to przynajmniej nie jest tak, że przy tworzeniu filmów kompletnie zapomniano, że Poe był wcześniej w Nowej Republice i że w związku z tym jeden fakt żyje swoim życiem w obiegu pozafilmowym, podczas gdy w filmach nie zwraca się na niego uwagę nawet wtedy, gdy wręcz wypadałoby to zrobić, jak to często w wielu przypadkach w SW się działo. Chociaż trzeba przyjąć zasadę bardzo naciąganej i korzystnej dla utrzymania kanonicznego porządku i zgodności interpretacji słów Zorii, żeby stwierdzić, że akurat Abrams o tym pamiętał, albo w ogóle wręcz wiedział.
A co do tych skoków w nadprzestrzeń, to też pełna zgoda. Podobny level krindżu, co skoku Hana Sokołem w TFA z hangaru.
Niech Moc będzie z Wami.
Update:
Po drugim seansie mam już jasno określone stanowisko, które jeszcze sobie potwierdziłem trzecim seansem.
Podoba mi się ten film dużo bardziej, niż mi się nie podoba. Naprawdę dobrze się to ogląda, czuję jakąśtam satysfakcję, jaram się informacjami z Visual Dictionary. Jasne, irytujące elementy wciąż tam są, ale nie skupiam się na nich.
Dobre Star Warsy.
Film wizualnie spoko, git, fanom jakiś tam Avengersów by się spodobało, bo to poziom Avengersów.
Cała trylogia sequeli niestety pochodzi od Disney,
które upychają tak wszystkie elementy w filmach, że na końcu wychodzi, że jest naładowany każdym gatunkiem filmowym.
Jak kocham klasyczną trylogię, jak kocham prequele ,tak muszę to powiedzieć. Sequele to dno. Tolerowałem tę przebudzenie mocy, potem nadszedł czas na ostatni jedi, który wprowadził tyle głupot, no i myślałem, że gorzej się nie da. Brakowało tylko jakieś mega wielkiej z dupy wziętej armii i gościa, który może wszystko ale jednak zostanie zabity. NO I NIESTETY stało się, powstało Skywalker ODRODZENIE. Tę rytuały sithów to mi zryły tak łeb,że po seansie kminiłem czy ten Abrams jakiś halucynek nie nażarł się, że nakręcił takie g*wno.Ja rozumiem, że moje ulubione star warsy miały takie dziwne elementy w uniwersum ale były one pokazane w ksiązkach,komiksach, a nie w filmach, które przyjemnie mi się oglądało.
2/10 oceniam ten film, tylko dlatego, że podoba mi się pochodzenie Rey.
aaa moc to oni tak zepsuli.. niech spieprzają i niech nie robią filmów z uniwersum Gwiezdnych wojen. No chyba, że powróci sam George Lucas lub reżyserem zostanie gość od Rogue One.
Sleemo, znana wszystkim wierna fanka i dostarczycielka starwarsowych newsów właśnie wyszła z seansu TROS.
Oto co ma do przekazania:
https://twitter.com/sleemo_/status/1207822783012655104
Nie znam typiary.
https://sleemo.com/ + konto na twitterze zawsze miała najszybciej różne newsy, wywiady itp. Często cytowana jako źródło na starwarsowym reddicie.
Po jakiemu to?
Kropka - spacja, czyli morsem, ale zaszyfrowane
Natomiast konto Ohtze jest dobrym miejscem do zapoznania się z przeglądem opinii reylo-fandomu.
https://twitter.com/Ohtze_O
W każdym razie tych bez przekleństw i gróźb karalnych.
a co, może ktoś zerknie
[url] https://star-wars.pl/Tekst/4546,Skywalker_Odrodzenie_Recenzje.html?fbclid=IwAR1UE8idtVO-LZHJ_LvQM8fmTAzOfQWMGQB05UFZVuH2pj19ECi9-u8LDYg#Lorn [/url]
No to mamy trzy największe zjawiska w popkulturze zakończone. Jak wypały? Endgame>TROS>GoT
Tyle już zostało napisane w tych recenzjach, że opinie praktycznie się powielają. Z jednej strony film jest zrobiony tak, żeby jakieś tam pozytywne emocje wywołać i sprawić wrażenie pięknego i udanego, ale w rzeczywistości każdy lekko chociaż obyty w kinematografii człowiek wie, że to była zła robota filmowa i zła gwiezdnowojenna robota, przynajmniej w części.
-1. Powrotu Imperatora nie akceptuje. To jest nagłe wrzucenie villaina i jego z dupy armii do całkiem ciekawego wątku jakim był FO i Snoke z TFA i TLJ. Nie jest to nawet wyjaśnione a sam performance tej postaci jest groteskowy i taki superhero w złym/kiczowatym znaczeniu. Na poziomie Imperatora z ROTS a nie z ROTJ.
-2. Zapierdzielanie filmu na łeb na szyję. Nic nie wybrzmiewa, nie ma głębi, eksploracji relacji między bohaterami, generalnie panuje chaos i odhaczanie kolejnych punktów fabularnych.
-3. Rozczarowały mnie zarówno główna bitwa jak i walki na miecze a bardzo na to liczyłem; że będzie tutaj miód. Niestety bitwa bez pomysłu (Scarif nadal rządzi) i jakaś taka wizualnie zamulona. Wolałbym, żeby była w kosmosie, po prostu. Walki na miecze z kolei takie bez ładunku emocjonalnego, co jakiś czas tam sobie powalczyli i tyle. To co było w TFA i TLJ jest o dużo lepsze bo tam to było w jednym, konkretnym momencie, na to się czekało i miało to swój klimat. w TROS jest niestety nijakość.
-4. Dużo cringu i kiczu. Byłem zażenowany że SW stały się takim gorszego sortu filmem superhero. W takim 7 odc Mandalorianina, który przywrócił mi wiarę w ten serial są moje Gwiezdne Wojny a nie jakieś strzelanie piorunami we flotę i kreskówkowe pojedynki dobrych ze złymi.
-5. Czas trwania i mnogość wątków. Gdyby to rozłożyć na 4 godziny, 2 filmy to może dałoby się coś sensownego powiedzieć. Tak mamy mission impossible i efekty widać jak na dłoni.
+/-6 Wracanie do motywów z TFA; np. rycerze Ren i tego typu rzeczy. To takie szczęście w nieszczęściu. Niemniej jednak sam motyw naprawiania po TLJ i tych kierunków w których miały iść wątki jest jakimś nieporozumieniem. Widać to znowu, bardzo wyraźnie i niestety trylogia na tym sporo straciła. Generalnie to ST nic praktycznie nie zmienia i nie ma większego znaczenia w universum SW.
+1. Były momenty. Najbardziej mi się podobało zakończenie; autentycznie się wzruszyłem ostatnią sceną i przypuszczałem, że jeśli film ma taki tytuł to tak musi to wyglądać. Spełnione oczekiwania. Wątki Kylo i Rey też nawet spoko, ale nie zawsze wszystkie sceny zadziałały. Pocałunek wywoływał raczej facepalm. Niemniej jednak było ogólnie sporo fajnych momentów, które każdy fan SW doceni. Jak np humor C-3P0 czy Chewie. Chewi generalnie w każdym filmie na propsie
Ogólnie uważam, że jest to film gorszy od TFA i TLJ . Jak widać Disneyowi wychodzą projekty spin-offowe, typu R1, Solo czy Fallen Order, ale z trylogią to nie udźwignęli zadania kompletnie. Tu trzeba było większego geniusza, który by pilnował całości. Wyszło na poziomie finału Got, choć pewnie trochę lepiej. Do poziomu Endgame nie ma jednak startu. Jak ktoś zamierza hejtować Marvela, to niech sobie daruje już na starcie. To jest generalnie inna liga, może i niższa, ale w tej lidzie udało się osiągnąć pełny sukces ostatnimi dwoma filmami. Bo właśnie tak to trzeba traktować. Infinity War i Endgame jako całość. Gdyby tak samo zrobili ze SW, czyli 4 godziny na finał, tak jak już pisałem może byłoby to lepsze. Poza tym Marvel pokazał, że tam da się satysfakcjonująco zamknąć 22 filmy i zrobić podwójny mega udany finał, w przeciwieństwie do SW, gdzie TROS w żaden sposób nie podsumowuje wszystkich trylogii. Myślę, że to po części specyfika czasu tworzenia uniwersum. MCU było na bieżąco od 10 lat i im bliżej końca tym dostawaliśmy lepsze filmy a te od braci Russo były z najwyższej półki. Dziwne jest też to, że SW próbowało być Marvelem marvelizując ten świat ale to właśnie nie wyszło. Takie rzeczy tylko w świecie filmów superbohaterskich. SW tak jak to kiedyś pisałem powinno skręcać w stronę bardziej realistycznej space opery.
Jeszcze luźna myśl na koniec. Moment w którym pojawia się zajebiście duża flota/zbieranina statków ruchu oporu jest totalnie z dupy. Nic nawet nie zapowiadało, że takie coś jest potencjalnie możliwe. Bardzo podobną scenę mamy w Endgame, gdzie wraca armia bohaterów, tyle że tam to było miodzio wykonane, wyczekiwane i ogólnie najlepszy moment filmu, Avengers Assemble. W TROS jakoś niespecjalnie czułem emocje, raczej WTF? To już myślałem, że Wedge będzie tutaj dowodził jakąś eskadrą, a Wedge`a było 1 sek.
Na moim seansie nie włączyli efektu 3D przez pierwsze 5 min więc kompletnie wybity z rytmu nie przeczytałem napisów początkowych i nie obejrzałem pierwszej sceny w której ponoć jakoś wyjaśnili Snoke`a Dalej nie wiem kim on był Jedno jest pewne, w weekend muszę zobaczyć to jeszcze raz. Jak to zwykle bywa z czasem, mając już obniżone standardy i oczekiwania może film spodoba mi się bardziej i pewnie jako fan SW na swój sposób go pokocham .
5/10
No dobra, już ochłonąłem, byłem na drugim seansie.
Dałbym solidne 7+/10
Dlaczego? Bo to film dla fanów. Ewidentnie skrojony pod miłośników kanonu starego i nowego, podejrzewam, że robili sondaże i analizy na podstawie narzekań fanów, stworzyli taką listę życzeń fandomu i na jej podstawie pisali scenariusz. W dodatku J.J. Abrams za punkt honoru postanowił wrócić do swojej wizji gwiezdnych wojen i pewne sceny, wydarzenia z TLJ prostuje dosłownie kosmicznym walcem. Może i darzą się szacunkiem z Johnsonem, może w oficjalnych wywiadach prasowych życzą sobie jak najlepiej ... ale za ileś tam lat padną bomby prawdy w jakiejś biografii albo tweet`cie. Ileż tu mamy pstryczków w nos! Rose jest może 3 minuty (+), Kylo przeprasza się z hełmem i z Rycerzami Ren (+++), fajnie tłumaczą znaczenie Snooke`a a raczej jego brak(++), nikt tym razem nie wyrzuca miecza z pogardą, wprost przeciwnie (+++PLUS+++), "manewr Holdo" jest tłumaczony jako niemożliwy do powtórzenia i podejrzewam, że nowy kanon wytłumaczy jego możliwe działanie tą aparaturą śledzącą w nadprzestrzeni, tak czy inaczej, ktoś w LucasFilm zauważył jak kosmicznie głupie to było.(turbo-kosmiczny-PLUS-)
Podobała mi się magia i alchemia w tym filmie, wolę jak Gwiezdne Wojny są space operą, bliższą fantasy, tu mamy sporo zapomnianych technologii, jakiś mistycznych zaklęć, zapomniane kulty, świątynie, pełne szeptów i błyskawic rodem z Mordoru, Rycerze Ren aż się proszą o jakiś spin-off gdzie będą zmuszeni zanieść artefakt Sithów do wulkanu z lawą, nawet wyglądają jak cywilizowani Uruk-Hai.
Teraz grube spoilery, co mi się spodobała a na co wielu fanów kręci nosem:
Rey
Rey Palpatine - jej pochodzenie znakomicie tłumaczy jej zdolności i umiejętności, wnuczka jednego z najpotężniejszych Sithów, co prawda dialog z Kylo Renem zdradzający jej nazwisko jest kuriozalny, istny retcon tego co Ben mówił w poprzedniej części, ale wolę, jak swe moce zawdzięcza genom, pochodzeniu a nie ślepemu losowi i motywowi wybrańca.
Palpatine
Za krótko, za szybko ale z werwą - gnijący upiór, otoczony kultystami i probówkami z nieudanymi Snooke`ami (?), (może próbował klonować mistrzów Jedi?), stosuje zaklęcia transferu manifestacji w mocy jak Darth Bane, dla fanów legend - ZŁOTO i fajna wariacja tego co znaliśmy z Dark Empire - to jeden z moich ulubionych komiksów, tam też jest sporo głupot i wielkich wybuchów, wielu fanów nie przepadało za tą historią co również teraz rzutuje na ich oceny filmu.
Co mnie najbardziej poirytowało, trzy rzeczy:
1.Flota Imperatora - pojawia się na 5 minut, równie szybko wybucha, jakoś tam wytłumaczyli realną możliwość jej zniszczenia, może kanon jakoś dopowie jej dalsze losy bo nie wierzę by wszystkie Niszczyciele uległy zniszczeniu, a co z flotą Nowego Porządku? Serio, każdy Niszczyciel Imperatora był w stanie rozsadzić planetę? Nie wystarczył promień dający efekt zbliżony do tego z Łotra Jeden, gdzie zdetonowali Jehde? Trzeba od razu popadać w taką przerysowaną megalomanię? Dobrze chociaż, że laser ten był bardzo podatny na atak. Ale walka zbieraniny ruchu oporu z tą armadą jest za krótka.
2."Teleportacja" przedmiotów w czasie połączenia umysłów Rey i Kylo - fajnie to zagrało w scenach walk ... ale jakoś to przenoszenie materialnych rzeczy do mnie nie przemawia, myślałem, że to jakaś autosugestia, manifestacja mocy albo wizualizacja tego co sobie wyobrażają ... do momentu, gdy Kylo zanosi medalion, który zerwał Rey z drugiego końca galaktyki do swojej Pani oficer w celu ekspertyzy.
3. Te błyskawiczne skoki w hiperprzestrzeń Sokołem - co za durnota, w dodatku wbijają się takim skokiem już do atmosfery, tłumaczą to rozregulowanym kompensatorem z Epizodu VII, nie mam słów, tłumaczę to sobie jakoś błyskawicznym montażem filmu, gdzie nie pokazano jak Sokół kilka minut wykonuje obliczenia potrzebne do skoku XD
I co bardzo mi się rzuciło w oczy - zdecydowanie mało humoru w tym filmie jest - co zaliczam na plus.
Te 57-59 na Rotten Tomatoo to gruba przesada, ale rozumiem tak skrajne oceny. Odbiór uzależniony jest od osobistych preferencji fana bo sam film stara się zadowolić cały fandom co jest niewykonalne bo gusta fanów to największe przekleństwo tego bizensu, czego i ja jestem najlepszym przykładem.
Liczę teraz na solidne eksploatownie nowego kanonu bo można tu opowiedzieć dziesiątki świetnych historii. Miałbym niezły ubaw, gdyby przez najbliższe lata opisywano dalsze losy bohaterów i ich zmagania z resztkami Imperium i Nowego Porządku.
cwany-lis napisał:
3. Te błyskawiczne skoki w hiperprzestrzeń Sokołem - co za durnota
-----------------------
Może ten cykl skoków był obliczony o wiele wcześniej, kursy przechowywane w pamięci komputera Sokoła i tylko wykonywane pstryk pstryk pstryk? Mi się ta scena podobała, taki szalony klimat jakiegoś przestępczego skoku (heistu).
Posłuchajcie pitolenia zawodowego krytyka. Przez 6 minut kłapie paszcza o tym, jaki jest mądry. https://youtu.be/4cCVGU2N_Uc
Miałem sporo obaw co do tej produkcji. Dużo spoilerów przed seansem nie miałem, a te, które miałem optymizmem nie napawały, ALE to przecież wciąż "Star Wars", obejrzeć trzeba, szczególnie, że słyszałem, że recenzje są raczej pozytywne.
Wykorzystałem więc wolne, ale niestety w godzinach interesujących mnie była tylko wersja z dubbingiem, czyli trochę słabo... choć z drugiej strony całe dzieciństwo spędziłem oglądając dubbingowane prequele i mi się podobało, więc w sumie co mogłoby pójść nie tak (poza tym najwyżej miałbym wymówkę by pójść do kina ponownie na napisy )
Zamiar ten wyparował doszczętnie już po około piętnastu minutach seansu. Wtedy już wiedziałem, że nawet gdyby to była wersja, w której głos pod Rey podkładałaby moja ukochana seiyu Yuuki Aoi w szczytowej formie, to dalej film byłby nie do odratowania. Logika leży i kwiczy jeszcze bardziej niż w obu poprzednich częściach razem wziętych. Tempo akcji tak zawrotne, że trudno się połapać, 80% filmu to sceny walki i efekty specjalne, w tym sceny rodem z jakiegoś Bollywoodu czy kina chińskiego, jak ta z przecięciem skrzydła myśliwca. Co się zaś tyczy fabuły, odniosłem wrażenie, jakby Abrams celowo wybrał sobie największe głupoty z EU w postaci odrodzonego Palpatine`a i jego wnuczki, i połączył z najgłupszymi a zarazem najbardziej popularnymi koncepcjami z fandomów (Reylo, Rey Palpatine, flota niszczycieli - gwiazd śmierci). Serio, brakowało już tylko myślących kryształów i duszy dawnej Jedi uwięzionej w statku . Ben/Kylo okazał się emocjonalnym trzynastolatkiem, który gdyby nie zdechł to pewnie za rok odciąłby się w ogóle od Mocy, a za dwa dołączył do armii Yuuzhan Vongów w Odległych Rubieżach, co w porównaniu z tym co widzieliśmy w filmie wcale nie wydaje się takie absurdalne. Hux - jedyna faktycznie oryginalna postać sequeli i moim zdaniem mająca spory potencjał, sprowadzona została do "kopnę Kylo w cztery litery bo go nie lubię". Do samego końca łudziłem się, że Chewbacca jednak wykituje, przynajmniej będzie jakiś dobry plot twist, ale nie, lepiej jechać dalej sztampę, mimo, że ten wookie i tak nic nie robił przez cały film. Najbardziej w sumie podobała mi się końcówka, przypuszczalnie dlatego, że mój mózg miał już chyba dość myślenia, a co za tym idzie szkalowania wszystkiego jak leci. I może faktycznie taki jest klucz to czerpania przyjemności z tego filmu - po prostu nie myśleć
Wyszedłem z kina czując się, jakbym właśnie obejrzał dwa ostatnie odcinki GoT hurtem - zażenowany do granic i ogólnie z niechęcią do życia. Przynajmniej cieszę się, że dopiero jedenasty film z serii stał się dla mnie okazją do zostania hejterem filmu spod znaku Star Wars, co się w końcu stać musiało. Obym następnym razem idąc do kina na nowy film z mojej ulubionej serii miał odczucia wręcz odwrotne
2/10, pozytywy też w sumie jakieś chyba są...
wyszedł z pierwszego seansu i napisał "jestem szczęśliwy"
razem byliśmy rozczarowani po TPM, tak samo byliśmy zachwyceni po TFA i TLJ
w sumie bardziej się cieszę że mu się podobało, niż niepokoję, że się różnimy w pierwszym odczuciu
Zaznaczam dużymi literami, żeby nikt nie miał pretensji - SPOILERY będą i nie będę ich ukrywać, bo mi się nie chce co chwilę wklepywać, także ostrzeżeni jesteście.
Powiedzmy, że nie najlepiej zniosłam potwierdzenie przecieków, a noc z 17 na 18 grudnia była istnym koszmarem. Sam seans był przygnębiającym wydarzeniem, ale jakoś po mnie spłynął, bo wiedziałam, co ma nastąpić, a poza tym zwyczajnie mnie wynudził. Wieszałam już JJa, KK i Igera za ten produkt filmopodobny i za to, co JJ zrobił tam w zasadzie z każdą z postaci, a szczególnie z jedną, wiadomo którą. Później na spokojnie obejrzałam wszystkie ważniejsze sceny z Benem, nie musząc być co chwilę rozpraszaną nagłymi zmianami planet czy wygłupami trio. No i, mimo, że nie wszystko, co z nim zrobili mi się podoba, to jedna rzecz im wyszła perfekcyjnie, a mianowicie jego finał. I w zasadzie po uświadomieniu sobie tego nie mam absolutnie żadnego problemu z jego śmiercią, bo przypadła w najlepszych możliwych okolicznościach i momencie. I po TROS nie mam wątpliwości, że to była jego trylogia, tylko opowiedziana z perspektywy innej osoby.
Teraz odnoszę wrażenie, że oddanie życia za ukochaną było tym elementem, o którym Driver wspominał, gdy JJ proponował mu rolę i to o tym wiedział od początku. To się też wpisuje w jego słowa o tym, że Kylo kończy inaczej niż Vader, co jest słuszne. Mam nadzieję, że w jakimś wywiadzie rozwieje wątpliwości co do tego. Dlaczego to zakończenie jest idealne? Otóż doskonale łączy się z Anidalą z PT, jak i z pokonaniem Sidiousa w OT, dopełniając i ostatecznie domykając tamte wątki, bez wymazywania znaczenia wydarzeń, które tam miały miejsce. Czego chciał Kylo Ren? Dokończyć dzieło dziadka, za które uważał zostanie nowym Imperatorem. Wiemy, że to była manipulacja Palpatine`a, ale mimo to dokończył to, czego nie dokonał tamten, choć nie tak to sobie wyobrażał, czyli uchronił ukochaną od śmierci. Ja w tym widzę tę wspominaną tyle razy przez reylo fandom odwróconą Anidalę: Anakin chciał uratować ukochaną, ale zwiodła go zaborcza miłość, która popchnęła go w ds, w efekcie żona umarła, ale on przeżył. Tym razem bezwarunkowa miłość ocaliła wybrankę, ale miało to swoją cenę, o której wiedział od początku, ale bez zawahania był gotów ją zapłacić. Anidala została zatem "uzdrowiona". No i dwa - był kluczowy przy ostatecznym (choć czy tu można mieć pewność?xD) pozbyciu się Sidiousa. Wiele osób narzeka, że mogli im dać razem go zgładzić, ja też tak na początku sądziłam i byłam zła na tę decyzję, ale już nie jestem. Rey może i robi spektakularną rozwałkę, ale nie miałaby szansy na to, gdyby Ben się nie pojawił. Zwycięstwo bez niego nie byłoby możliwe. Galaktyka go i tak zapamięta jako zbrodniarza, tak jak Vadera, ale my wiemy, że jego wkład był kluczowy. Nie było zatem lepszego momentu do uśmiercenia go, bo nie ma lepszej historii, którą by ta śmierć mogła podsumować i zakończyć, historii, która jest tak związana ze wszystkimi filmami SW. I m. in. dlatego to jest jego trylogia. Można sobie wyobrazić inne scenariusze, gdzie ginie, ale czy jest jakiś z większą siłą rażenia? Chyba nie. To jest odejście na miarę Luke`a, które uważałam zawsze za doskonałe. On w ostatniej chwili pozałatwiał niedokończone sprawy rodzinne, dał nadzieję Galaktyce, odszedł spełniony w spokoju. Ben pomaga uratować Galaktykę, metaforycznie rozprawia się z ojcobójstwem i jedna z ojcem, oddaje wybrance życie w darze, by w końcu mogła mieć rodzinę, której zawsze pragnęła (tu przy okazji Rey odnajduje swoją rodzinę, do której zawsze tak chciała wrócić, ale nie dzieje się to tak, jak się tego spodziewała, co jest podobne do tego, jak Ben dokończył dzieło dziadka nie tak, jak się spodziewał), bo raczej będzie ją mieć, sądząc po powłóczystym spojrzeniu, które rzuciła małym obcym. Odchodzi na własnych warunkach, spokojny, szczęśliwy, kochany i przez Rey, i przez matkę, z którą jeszcze symbolicznie na końcu łączy się w Mocy, odchodzi, rozliczony z dziedzictwem przodków, nie jako Skywalker, nie jako Solo, po prostu jako Ben, wolny od manipulatorów, od spełniania czyichś oczekiwań, po prostu człowiek wolny. Dodając do tego, że Rey ma pochodzenie związane z postacią, która krzywdziła jego rodzinę od zawsze i nie ma z tym kompletnie żadnego problemu (nadal uważam jej pochodzenie za kuriozum, które nie powinno mieć miejsca i które psuje do cna jej postać, ale w tym konkretnym przypadku to dodaje historii). Naprawdę, mogło być gorzej, tak mi się wydaje, a dostaliśmy przepiękną śmierć. Obawiałam się, że poświęcenie za ukochaną będzie punktem zwrotnym, które popchnie go ku ls, na szczęście dobrze z tego wybrnięto i zwrotkę zrobił wcześniej. Obawiałam się jednostronnego reylo, ale jakimś cudem do tego nie doszło, choć niektórzy i tak tam widzą przyjacielski pocałunek. Hm, ok.
W tym finale Ben w końcu dokonuje właściwego wyboru. W trzech filmach stawał trzy razy w takich sytuacjach, które były punktami zwrotnymi dla niego i najważniejszymi momentami tych epizodów. Żadna z postaci nie miała takich dylematów. W pierwszym dokonał kluczowego wyboru, by zabić ojca, co było najgorszym jego uczynkiem w trylogii, a mimo to nie umocniło go to w ds definitywnie, lecz przeciwnie - od tego momentu stopniowo piął się. W TLJ dokonał wyboru w sali tronowej, ale nie był on podszyty wyłącznie dobrymi intencjami, lecz także chęcią władzy - błędnym wyobrażeniem o dokończeniu dzieła dziadka. W TROS jego wybór wynika wyłącznie ze szlachetnych pobudek, jest wyzbyty jakiejkolwiek agresji, która miała miejsce w przypadku poprzednich, wzorcowy przykład tego, co uczyniłby Jedi. Jestem wdzięczna JJ`owi, że nie zrobił z jego wątku parodii, jak w przypadku innych bohaterów, z Rey łącznie. W zasadzie od TFA miałam przeczucie, że zabicie ojca to za dużo dla publiczności, żeby dać mu przeżyć, mimo, że nie popchnęło go to na samo dno. Obawiałam się, że jeśli dadzą mu przeżyć to odkręcą tą sytuację, bo to warunek konieczny, a z tym nigdy nie było mi po drodze, bo to zwyczajnie byłoby jak słabe zagranie ze słabego filmu. No i fajnie, że bohater jest niedoskonały i popełnia ogromne błędy, tym bardziej mu się kibicuje. Na szczęście tego nie zrobił, choć pasowałoby to do poziomu filmu. Tak samo pasowałoby jakieś wskrzeszanie jednego przez drugie. Nigdy nie byłam zwolenniczką tej idei. Po pierwsze, istniała obawa, że może być to zbyt łatwe, co groziło powtórzeniem sytuacji w przyszłości. Po drugie, gdyby już wskrzeszony wskrzesił wskrzeszającego go to odebrało by to wagi czynu tego ostatniego. Gdyby z jakiegoś powodu Rey w finale wróciła Bena z martwych lub zrobiłoby to kółeczko duchów Mocy, przy okazji dorzucając masę ekspozycji dla publiczności, której trzeba tłumaczyć dlaczego tak można - no, nie. Oszczędzono nam na szczęście w tym wątku takich niespodzianek, które sprowadziłyby to do fanfilmu. Tak mamy klarowną sytuację, że wskrzeszanie łatwe nie jest i wybór Bena dużo waży.
Pisząc o finale Bena nie mogę nie napisać o Driverze. Podobał mi się od samego początku, ale to, jak zagrał w TROS nawróconego wyzwoliło we mnie kolejne pokłady uczuć do jego bohatera. Przed seansem miałam obawy odnośnie czasu ekranowego i tego, że ma tak bardzo mało kwestii, co mnie niezmiernie dziwiło. Czasu ekranowego miał za mało i mógł on być lepiej spożytkowany nawet, natomiast wszystko z nim, co się działo na Exogol było rewelacyjne, a decyzja, żeby dać mu tam grać wszystkim czym ma, lecz bez słów to strzał w dziesiątkę. Driver mówił, że jest w TROS moment, w którym widzimy prawdziwego Bena, że nie jest to w tekście, lecz, że ma nadzieję, że publika to odczuje. Już wiemy, o który moment chodzi. I tak, odczułam na tyle, że mój ulubiony moment z filmowych SW ogółem znajduje się w najgorszym filmie SW. Tyle Driver daje sequelom. Od momentu, gdy wdrapuje się do Rey do swojej śmierci nie mówi ani jednego słowa (nie mam pewności, czy on mówi w ogóle cokolwiek, gdy znajduje się drugi raz na Exogol; jeśli nie mówi to jeszcze lepiej), dodatkowo Daisy też tylko wypowiada tak znamienne "Ben" i nic ponadto. Gdy w końcu dociera do Rey widać wszystko na jego twarzy i w gestach - rozpacz, moment, gdy podejmuje decyzję, pożegnanie, zdziwienie, niepewność, spełnienie, radość. I na szczęście w tym momencie Daisy też daje radę. JJ chyba potrafi z niej więcej wykrzesać niż Rian, bo u tego drugiego w TLJ momentami była drewnem, szczególnie, gdy w scenach nie było AD, ale też się jej zdarzało. Nie zepsuli tego momentu żadnymi słabymi dialogami, w sumie czasu nie było, ale mogliby to zrobić. Wyszło przepięknie, chyba nie mogłabym sobie tego lepiej wyobrazić. Było warto przebrnąć przez tego kloca, żeby dostać taką scenę. A SW życzę, żeby jeszcze kiedyś tak trafili z castingiem i żeby każdy aktor dawał tyle wartości dodanej, co Driver w tym przypadku. Dla mnie bez wątpienia najlepsza rola we wszystkich SW. W sequelach jeszcze błysnął Hamill w TLJ, ale poza tym nikt się nie zbliżył.
Przyszedł moment, żeby napisać co mi ostatecznie nie pasowało. Przede wszystkim zwalanie wielu rzeczy na "głosy w głowie" i manipulację innych jest zbytnim uproszczeniem postaci. Wydaje mi się, że mieli aktora, z którego możnaby wyciągnąć jeszcze więcej i napisać dla niego coś mniej oczywistego. Być może za dużo chcę od SW, gdzie uproszczenia są konieczne. Kompletne praktycznie wyrzucenie TLJ do kosza przez: niepokazanie prawdy w Akademii i wrzucenie tego do komiksu, kompletne olanie wątku Mocy, z którym po TLJ mogli zaszaleć, ale woleli pójść w tanie fajerwerki (a ja głupia nawet fantazjowałam o jakichś grey Jedi, echh), zbyt długie antagonizowanie reylo, z którego nic nie wynika poza tym, że Rey dowiaduje się o pokrewieństwie, pozostawienie wielu pytań po TLJ - wizje w chacie, częściowo wizja Rey z TFA (choć może pozostawienie tego do interpretacji to nie do końca wada? Nie wiem). O Rey też muszę wspomnieć, ale tylko pokrótce. Tę postać polubiłam już po pierwszych trailerach TFA za fajną energię z niej bijącą, wydawała się takim drugim Luke`iem. No i w TFA zwyczajnie mi podpasowała. W TLJ zaczęła mnie intrygować, jej rozterki w końcu stawały się dla mnie jaśniejsze i ciekawsze. Niestety, po TROS ta bohaterka jest mi całkowicie obojętna. Zniszczyli we mnie jakąkolwiek do niej sympatię jej pokrewieństwem, które kłóci się z narracją, która była budowana wokół niej. W zasadzie była po to, żeby pogrzebać wszystkich Skywalkerów na dobre (może Ben w jakiś sposób w niej przetrwał, ale nie wiem jak działa ta diada Mocy). Jest mi przykro z tego powodu, bo po TLJ przestałam lubić Finna, mojego trzeciego ulubionego, po Kylo i Rey, bohatera z TFA.
Ostatecznie z TROS będę pamiętać tylko wątek Bena, który jakoś jednak się obronił w tym festiwalu żenady. I tak, jak bardzo początkowo wydawał mi się zły, tak teraz mogę napisać, że jestem szczęśliwa z takiego obrotu spraw. Cieszę się, że to, co już widziałam od TFA nie było złudzeniem i że JJ, mimo potencjalnej krytyki ze strony fandomu, nie zabrał mi tego. To była jedna z najfajniejszych przygód z fikcyjnym bohaterem, jaką dane mi było przeżyć i za to jestem wdzięczna tym nowym SW.
Nie wiem dlaczego Ani.*, a nie Ami.*, ale za resztę dziękuję. ~
Ja na temat wątku Rey i Bena mam inne zdanie (możesz przeczytać tu: http://www.star-wars.pl/Forum/Temat/23796#767594 ). Ale rozumiem Twój punkt widzenia. Ja liczyłam na trochę większy happy end, może faktycznie powinno być tak jak mówisz... Ale mimo wszystko mam do tego wątku jeden żal- Ben umiera, Rey w pierwszej chwili to przeżywa... Ale co się dzieje potem? Wraca do bazy jakby nic się nie stało, nie widać po niej smutku ani żalu, a scena na Tatooin... Pojawiają się duchy Luka i Lei, Rey robi im symboliczny pogrzeb, a gdzie w tym Ben? Pominę fakt, że powinien co najmniej pojawić się z nimi, jeżeli nie tylko on jeden. Rey w żaden sposób nie pokazuje, ze o nim pamięta- żadnej pamiątki, wspomnienia- kompletnie nic. Parafrazując klasyk- umarł, to umarł i na *** drążyć temat... To mnie tak ubodło, że w tak symbolicznej końcówce o nim zapomniano...
Trzeba przyznać, że zaangażowanie Drivera to był strzał w dziesiątkę i teraz tym wszystkim, którzy na nim wieszali psy po TFA, powinno być głupio Stworzył on jedną z lepszych kreacji w całej sadze o już tylko z tego powodu trochę żal, że go więcej w tej roli nie zobaczymy. No ale skoro Adam twierdził, że od poczatku wiedział jaki los czeka Kylo, to widać taki był plan na jego postać i przynajmniej scena poświęcenia nie była kiczowata czy coś.
Na prawdę szkoda, że nie zrobiono podwójnego finału jak w Avegers, bo byłoby więcej czasu na wybrzmienie pewnych kwestii lub rozwinięcie innych lub chociaż wyjaśnienie powrotu Palpiego. Ba, nawet nie zobaczyliśmy za bardzo jak wyglądał FO pod rządami nowego Najwyższego Wodza - szkoda.
Jejku, ale to naprawdę jest pięknie napisane i po tym już inaczej odbieram całą ST.
Więcej może jutro, jak się uda, ale dla mnie moment, gdy Ben (bo to juz jest Ben) wyrzuca miecz jest jedną z najlepszych scen w całym SW. I potem, gdy ma 1001 opcji do wyboru, leci na Exogol, całkowicie bezbronny.
Przy czym, dla mnie ST to jednak - mimo Palpka - dobry epizod.
Finster Vater napisał:
moment, gdy Ben (bo to juz jest Ben) wyrzuca miecz jest jedną z najlepszych scen w całym SW. I potem, gdy ma 1001 opcji do wyboru, leci na Exogol, całkowicie bezbronny.
-----------------------
I w koszulince, bez żadnych złowieszczych pelerynek I strzela z blastera jak tata
Dziękuje Ci Evening Star, podpisuje się pod wszystkim co napisałaś na temat Bena Solo. Jest to moja druga ulubiona postać ze SW (na 1 oczywiście Anakin/Vader) i było mi bardzo przykro, że odszedł. Ale teraz? Twój monolog rzucił mi na jego smierć i czyn zupełnie nowy wymiar mimo trzech seansów potrzebowałem kogoś kto mi wyjaśni „dlaczego tak się stało”.
Jedyny zarzut to brak jego Ducha w finale, ale mam małą teorie dlaczego go nie było, otóż jego duch kiedy przekazał swoją Moc Rey żyje w niej, a druga część żyje w jego matce toteż Rey póki żyje nie może zobaczyć ducha Bena; tak to się tłumaczy, bo Abrams chyba nie jest takim idiotom żeby olać w ostatniej scenie najlepszą postać w ST.
I tak jak ktoś wyżej napisał, jedna z najlepszych scen w całej sadze i na pewno najlepsza w tym filmie i ST to oczywiście moment gdy umiera Kylo Ren i wraca Ben. Znakomity, wzruszajacy dialog ojca z synem, gdy Ben chce przeprosić, powiedzieć że żałuje zaczyna „Tato” a Han odpowiada mu „Wiem” - mistrzostwo, dla tej sceny wybaczam wszystko co złe w tym filmie. Przy drugim czy trzecim seansie zauważyłem też coś jeszcze; wcześniej o tym nie myślałem. Otóż Kylo Ren umiera dokładnie w tym samym miejscu gdzie umarł Darth Vader, czyli Death Star II.
Niech Moc Będzie z Tobą!
Gracu999 napisał:
Otóż Kylo Ren umiera dokładnie w tym samym miejscu gdzie umarł Darth Vader, czyli Death Star II.
-----------------------
A ostatnie słowo, które Ben wypowiada w tym filmie to właśnie "dad" na DS. Na Exogol nie mówi nic (dziś sprawdziłam).
Naprawdę żałuje tak bardzo, że on umarł, mimo, że to rozumiem itd Mam nadzieję, że powstanie jak najwięcej komiksów z nim w roli głównej, książek, serial, serial live action, spin-off, a najlepiej cała trylogia, potem trylogia o Rycerzach Ren, a dodatkowo jeszcze spin-off o tej rocznej dziurze między TLJ a TROS gdzie Kylo był Supreme Leader.
In Memory of Ben "Kylo Ren" Solo
5 ABY Chandrila - 35 ABY Exogol
Jest to smutne, ale gdy sobie pomyślę, jak oni mogli go negatywnie przedstawić, a jak pokazali ostatecznie to mi przechodzi. Zrobienie z niego cichego bohatera, który nic nie mówi, tylko działa jest świetne. Żałuję tylko, że nie poznamy pewnie jeszcze długo innych wersji tego filmu. Przecieki okazały się prawdziwe, więc mogliśmy mieć scenariusz, w którym przeżył i miał nawet więcej interakcji z Rey i generalnie mógł być przedstawiony lepiej. Na pewno będzie zawartość dot. Kylo, problem w tym, że wolałabym bardziej zawartość z Benem, a na to będziemy sobie musieli długo poczekać, ale sądzę, że dostaniemy, dlatego świczek nie palę
Gracu999 napisał:
Otóż Kylo Ren umiera dokładnie w tym samym miejscu gdzie umarł Darth Vader, czyli Death Star II.
-----------------------
O, a to ciekawe. Dzięki za podsunięcie tego, bo sam jak na razie tego nie wyłapałem.
Okazuje się, że obie Gwiazdy Śmierci są - nomen omen - dosyć śmiertelne jeśli chodzi o ikonicznych Force userów. Na pierwszej zginął Obi, a na drugiej oprócz Vadera (no i w sumie Anakina, jeśli mielibyśmy być precyzyjni czy wręcz drobnostkowi) także Sidious. I to jest o tyle ciekawe, że w trzecim epizodzie Anakin, próbując wyciągnąć nieprzytomnego Obiego spod części, którą przygniótł go Dooku, na ponaglenie i wręcz prośbę Palpiego, by ten go zostawił, bo nie zdążą, odpowiedział: „His fate will be the same as ours”, co ma równie symboliczny wymiar, co ta analogia, której Ty się dopatrzyłeś, z tą jednak różnicą, że podaną przeze mnie ciekawostkę można spuentować cytując Sheeva: „Ironic”. 😝😅
Niech Moc będzie z Wami.
Całe Gwiezdne Wojny - jedno wielkie koło
Tak, szkoda tylko, że - mimo zapowiedzi - TROS tego koła, jakim jest saga Skywalkerów, w ogóle nie domknął. 😝
To znaczy ja się w sumie cieszę, bo uważam, że saga Skywalkerów powinna być kontynuowana, a otwarte zakończenie TROS daje szanse na jej kontynuację w kolejnych epizodach, ale śmieszne są te zapowiedzi o tym, że to koniec sagi i że ten epizod w teorii ją wieńczący będzie podsumowaniem dla wszystkich epizodów i trylogii, podczas gdy niczego takiego nie można się zbytnio w nim dopatrzyć. Jak się mówi A, to się robi A, a nie B.
Niech Moc będzie z Wami.
Dzięki, Evening .
Mam takie samo zdanie, właściwie od początku, że Adam Driver to był strzał w dziesiątkę. I że jest to jego trylogia. Nie wiem, czy wyszło to przez przypadek, czy się tak ułożyło - wbrew K.K.. Ale to jest jego story. I przychylam się oczywiście do Twojej opinii. Właściwie to nie mam nic do dodania
Rozumiem twoje stanowisko, ale jak piszą ludzie na twitter zasługiwał na coś lepszego. Wszystkie postacie zasługiwały na coś lepszego. Driver wykonał wspaniała robotę, jednak odnoszę wrażenie, że Rian miał wobec niego lepsze plany. Mi się wydaje, że Driver wiedział, że Kylo zostanie odkupione,ale nie wiedział co będzie potem. Nawet chyba coś takiego powiedział w wywiadzie, że nie wiedział jak to się skończy. Szkoda, bo może ludzie bardziej zrozumieli odkupienie Kylo, a tak jest na tumblr lekka gównoburza. Tak samo z Reylo. Już padają stwierdzenia, że to przecież "rodzina", więc nie ma sensu.
SPOILERY
Teraz w mediach społecznościowych będzie największa panika, bo tak naprawdę większość ogląda od 20 grudnia, a pierwszy seans bez znajomości spoilerów może powodować depresję. Dlatego nie mam ochoty wbijać na twitter czy tumblr, bo albo żałoba, albo furia, i też radzę tego nie robić. Jeśli ktoś poszedł ze zbyt dużymi oczekiwaniami i odbiór filmu warunkował wystąpieniem sytuacji A, B czy C i znał jeszcze dodatkowo przecieki to niech się nie dziwi, że jest zawód. Jak pisałam - żeby on to przeżył trzeba było więcej zrobić już wcześniej. I ta decyzja tak czy owak wymagałaby od Disney`a jaj i zwyczajnie ambicji, a chcieli filmu bezpiecznego (jak z tym pomysłem wyszło to czas pokaże, ale chyba niezbyt dobrze). I tak jestem w szoku, że kanonizowali reylo, bo to chyba bardziej kontrowersyjne niż żywy Ben, więc źle nie jest, naprawdę. I oczywiście, że można to było zrobić lepiej, ale to nie ta korporacja. Po czasie przyznaję rację tym, którzy widzieli Riana jako reżysera IX. Nie mówię tylko o podejściu do Bena, ale do innych postaci, chociażby do Poe, który u niego był najciekawszy czy raczej w ogóle jakiś był.
Poza tym - cierpliwości. Oglądałam różne recenzje i nawet u fanbojów zdarza się, że narzekają na zgon. Film jest równo jechany poza Benem. To był największy atut sequeli i, teoretycznie, wywalili go do kosza. Zakończeń filmu było kilka, były też chyba takie, że przeżył. Ben to nie jest gość, co to się go da łatwo wykończyć. Obserwujmy wypowiedzi oficjalnych. Ja tam już czekam. Nie wiem dokładnie na co i w jakiej formie, ale czekam
Rian to jaja ma, udowodnia to swoim nowym filmem
Ja również czekam, choć nie wiem na co, ale trzeba przyznać JJ się postarał, żeby o filmie było głośno
Że Knives Out? M... eeh?xD
Koledze się podobał, a miał do Riana po TLJ żal za zniszczenie Gwiezdnych Wojen ja sama nie widziałam, ale raczej pozytywnie się ludzie wypowiadają.
Na noże to naprawdę dobry film, patrząc na recenzje. Jeszcze nie oglądałem, ale jako że lubię Riana jako reżysera (cenię go za TLJ), to z ogromną chęcią się na niego wybiorę. Tym bardziej że wiele osób mi już ten film polecało, a recenzje - jak już wspomniałem - ma naprawdę dobre. Do tego pewnie dostanie Złoty Glob w swojej kategorii. Pytanie tylko czy rzeczywiście jest tak dobry, ale konkurencji mocnej raczej nie ma (ewentualnie Pewnego razu w Hollywood może mu zagrozić).
Tym niemniej z innych aktualnie wyświetlanych w kinach filmów z udziałem ludzi znanych z SW polecam gorąco Historię małżeńską (która notabene jest na Netfliksie, ale ja - mając Netfliksa - oczywiście w swojej niewiedzy wydałem pieniądze na ten seans w kinie 😝). Świetny jest w niej zresztą Adam, który staje się moim ulubionym aktorem młodego pokolenia. Najjaśniejsza postać tej trylogii bezapelacyjnie. Gdyby Christensen w roli Anakina był tak dobry, jak dobry w roli Bena jest Adam... 😋 Ehh, marzenia ściętej głowy. 🙁
Sorki za offtop, ale myślę, że o dobrych filmach zawsze warto przynajmniej wspominać i je polecać. 😉
Niech Moc będzie z Wami.
Ja czekam na książkę, która rozszerzy film.. Chyba ma wyjść jakoś w kwietniu... Mam szczerą nadzieję, że coś z tym zrobią, a brak żałoby Rey to zwiastun jakiegoś innego wyjścia z tej sytuacji. No nie wiem, może ich połączenie okaże się silniejsze niż śmierć i tak na prawdę mają ze sobą stale kontakt. Nie byłabym do końca usatysfakcjonowana takim obrotem sprawy, ale lepsze to niż martwy na śmierć Ben. Po prostu chciałabym kontynuacji historii tej dwójki. Swoją drogą ze znajomymi mamy małą teorię- w czasie transferu mocy on ją trzymał za brzuch... A co jak tchnął w nią dwa życia a nie jedno? Słabe by to było, ale nie takie rzeczy Star Warsy widziały
camilla1313 napisał:
A co jak tchnął w nią dwa życia a nie jedno?
-----------------------
To by było na poziomie TROS na pewno. Mam nadzieję, że nikomu to nie przyszło i nie przyjdzie do głowy. Ekstremalnie fanfikowe, no i Rey by była samotną matką? Nope. Nigdy.
Też czekam na TROS książkowe i być może w końcu wyjaśnią kto do niej mówił "I will come back, sweetheart, I promise" I wydaje się, że tym razem ta książka może dać faktycznie dużo, czy jest nawet niezbędna. No i będziemy mieć na pewno ich myśli z Exogol, a przynajmniej powinniśmy. Przyjmę jakąkolwiek kontynuację Benka, byleby było to dobrze zrobione.
Ja nadal uważam, że dziecko Hery powstało z ducha bardziej niż z ciała
No i byłaby potworna awantura o podstępne zapłodnienie bez zgody. Już książęta całujący nieprzytomne księżniczki są źle widziani.
O to, to. Wcześniej był mentalny gwałt, teraz byłoby dziecko z gwałtu. Dobrze, że jak żegnał trupa Rey to nie dał jej buziaka w czółko, bo to też byłoby naruszenie nietykalności cielesnej. Ale tak serio to ta idea jest słaba.
I rodzi się z tego nowy Skywalker...
Kurczę, teoria nie taka głupia nawet, ale już widzę ten hejt 😂
Mocno naciągana, ale mi tak szkoda Benka, że bym ją łyknęła ;p Mam nadzieję, że zobaczą niezadowolenie tłumów i książka trochę podciągną, bo jak nie to mój gniew będzie wielki
O kurde! CZyli nie tylko ja to tak odebrałem! Aż nawet na czwartym seansie patrzyłem w ost. scenie czy Rey aby sie nie przytyło, ale niestety nie, może to dlatego, że za wcześnie. Ale ja wierze w trylogię X-XII nawet, za te 10-20 lat, kiedy mały gówniak od Rey i Bena zdążyłby podrosnąć.
Ostatnio tak siedzę na tej siłowni i sobie myślę, nie no, tak będzie, skończę tą PWSFTiTV za te 3 lata, zrobię parę filmów tu w Polsce a potem napiszę scenariusz X, pojade do Disneya/Lucasfilmu i kurczę dostaniemy X epizod
Raczej to niemożliwe, ale czemu nie? Jak by się tak stało, to okej, a jak nie, to też okej. Nie mam jakoś do tego pomysłu bardzo negatywnego stosunku, raczej taki dosyć obojętny. Po powrocie Palpatine’a, absolutnie absurdalnym, w zasadzie niemal wszystko przyjmę. 😝
Jeśli Ben nie powróciłby do żywych (na co wciąż liczę), to przynajmniej w ten sposób podtrzymana zostałaby egzystencja rodu Skywalkerów.
Jeśli Rey byłaby w ciąży i samotnie wychowywałaby dziecko, to pozostałby już tylko krok od spełnienia się tej świetnej teorii polegającej na koncepcji podróży w czasie za pośrednictwem tych portali World between Worlds. Rey mianowicie mogłaby pozostać na Tatooine, tam urodzić dziecko i je samotnie wychowywać. I mogłoby się okazać, że to Anakin - wybraniec Mocy. I tak koło by się w istocie domknęło. Pięknie ta teoria brzmiała, bo to byłoby dopiero doprawdy zamknięcie całej sagi, spajając wszystkie jej składowe. Sam mam ambiwalentny stosunek do tej koncepcji, ale myślę, że na pewno byłoby to lepsze niż ten Palpatine na kiju pojawiający się nagle i znikąd, w związku z niczym i z niczym się nie łącząc. Na ten niby-koniec sagi otworzono nowy wątek, który od razu zamknięto i nie rozwinięto żadnych wcześniejszych, tak żeby cała saga, a przynajmniej ta cholerna trylogia, stanowiła w miarę logiczną, spójną i zazębiającą się całość. Tak więc wolałbym już chyba te podróże w czasie, tym bardziej że tym można by też wyjaśnić sam powrót Sheeva. Do tego dodać inną teorię - że Palpatine potrzebował Rey i Bena do stania się Ojcem i by osiągnąć w ten sposób - wraz ze swoimi „dziećmi” tę prawdziwą, a nie wynikającą jedynie z podróży za pośrednictwem wspomnianych portali, nieśmiertelność. To by się w miarę trzymało kupy i nawiązywałoby do całego kanonu, którego składowe tak mozolnie przez lata tworzono. No ale akurat z tym wątkiem Trójcy Mocy już za późno, bo w filmie ten koncept musiałby być chociaż wspomniany, a najlepiej by było, gdyby Palpatine - zamiast wysysać z Rey i Bena ich energię - próbował za pomocą jakiegoś rytuału przemienić ich w tę Trójcę. Ehh, przecież to tak idealnie pasowało, biorąc pod uwagę, że na polu bitwy pozostawała dwójka Force userów (jeden po ciemnej stronie, druga po jasnej), a w dodatku obu płci.
Tym niemniej nawet jeśli to ewentualne dziecko Rey miałoby nie mieć nic wspólnego z koncepcją podróży w czasie, a Rey miałaby nie być Shmi, podczas gdy jej syn Anakinem (a umówmy się, że raczej małe są na to szanse i jest to w zasadzie jedynie moja teoria, i to wcale nie taka, którą jakoś bardzo chciałbym, żeby się spełniła), to i tak samo kontynuowanie motywu narodzin dziecka bez ojca w formie fizycznej jest ciekawe. No bo przecież w komiksie Fortress Vader widzieliśmy Vadera, który korzystając ze wspomnianego już portalu doświadczył wizji, z której wynikało, jakoby to Palpatine był odpowiedzialny za pozaustrojowe powstanie Anakina. Chyba żadnej oficjalnej interpretacji tej wizji nie dostaliśmy, a w każdym razie ja się na takową nie natknąłem, co oznacza, że różne są koncepcje - jedni wierzą, że Palpatine rzeczywiście jest stwórcą Anakina, a inni, że nie i że to tylko wizja, w której nie musi zawierać się przecież prawda (było w tej wizji zresztą bodaj jeszcze kilka elementów, które nie miały pokrycia w rzeczywistości) - i zaliczam się raczej do tej drugiej grupy. Tym niemniej kontynuacja samego w sobie motywu matki mającej dziecko nie z fizycznego jego spłodzenia byłaby ciekawa. Nie pogardziłbym (na wypadek jeśli Ben nie wróci do żywych).
Niech Moc będzie z Wami.
Mnie to by również by nie przeszkadzało, ale wątpię, żeby posuneli się do tego pomysłu. Właśnie przez ten komiks część ludzi na tumblr wywnioskowała, że to przecież rodzina, więc początek spoilera ten pocałunek koniec spoilera był kazirodczy xd. Te rytuały Sithów co się pojawiły w filmie,fajnie by rozwiązały kwestie pochodzenia Anakina, ale dostaliśmy to co dostaliśmy.
Możliwość że Ben byłby ojcem własnego dziadka przypomina mi pewien film (nie podam tytułu, by nie spojlerować osobom, które go nie widziały ), gdzie poprzez podróże w czasie i zmianę płci główny bohater okazuje się być zarówno swoim ojcem, jak i swoją matką - taki typ mindf*** to chyba nie na SW
Żeby nie było - mnie koncepcja Palpatine’a jako faktycznego stwórcy Anakina niezbyt się podoba. Podoba mi się to, co od zawsze było mówione - mianowicie że został poczęty jedynie z Mocy. Ta wyraźna analogia do chrześcijaństwa, Biblii i Jezusa i Maryi, która poczęła swojego syna bez udziału mężczyzny mi się zawsze podobała (jak i ogólne czerpanie pełnymi garściami z założeń różnych religii, w tym chrześcijaństwa właśnie, vide dwunastu członków Rady Jedi, których liczba stanowi wyraźne nawiązanie do dwunastu apostołów; tych odniesień kulturowych i religijnych jest rzecz jasna w SW, w samych tylko filmach, bez liku i moglibyśmy je w nieskończoność niemal wymieniać).
Tak więc niezbyt dobrze przyjąłem to zamieszanie, które wprowadził wspomniany wcześniej przeze mnie komiks. Tym bardziej że nie ma oficjalnego wytłumaczenia tej wizji. Gdyby twórcy rozwiali wątpliwości poprzez jednoznaczne określenie, czy to Palpatine odpowiadał za poczęcie Anakina, czy była to po prostu Moc per se, tak jak dotychczas się przyjmowało, to byłoby lepiej. Pozostawienie otwartego pola do interpretacji w takiej sytuacji jedynie szkodzi, bo nie dość, że społeczności fanowskie są ogromnie podzielone w kwestii poglądów na SW, co samo w sobie nie jest oczywiście złe, to owe nieokreślenie się twórców co do takiej właśnie sprawy wprowadza jeszcze różne stanowiska fanek i fanów co do faktów, co już z kolei jest złe. Tak więc na przykład uważam, że Filoni słusznie postąpił zabierając głos, gdy po jednym z ostatnich odcinków trzeciego sezonu Rebels, w którym Obi-Wan zabił ostatecznie Maula, mówiąc mu, że Luke jest Wybrańcem powstało zamieszanie, że jak to, przecież to Anakin jest Wybrańcem, o co teraz chodzi. Filoni spokojnie wytłumaczył, że otóż Anakin jest Wybrańcem i nic w tej kwestii się nie zmieniło, a Obi wyraził jedynie swoją opinię albo po prostu stwierdził to, co mu się wydawało prawdą. Dobrze, że wówczas Filoni zabrał głos, gasząc pożar. Tego samego oczekiwałbym od Soule’a.
Tym niemniej przypominam sobie, że w legendach obowiązującą teorią było, że to Plagueis swoimi manipulacjami na midichlorianach doprowadził do narodzin Wybrańca, jakim był oczywiście Anakin. I to była ciekawsza koncepcja - na pewno lepsza od Palpatine’a-stwórcy Anakina, bo niby skąd w 42 BBY Sheev miałby wiedzieć, jak do tego w ogóle doprowadzić. Tak potężny Mocą wówczas na pewno jeszcze nie miał prawa być. Poza tym nie posiadł jeszcze umiejętności związanych z manipulowaniem życiem i śmiercią, które miał jego mistrz (i w ogóle nie wiadomo, czy kiedykolwiek Sidious je posiadł, bo nie wiemy nawet, czy wrócił do żywych właśnie dzięki tym umiejętnościom, które posiadł Plagueis, czy też wymagał pomocy innych, w domyśle tych kultystów). Tym niemniej uznanie Plagueisa w legendach za ojca Anakina byłoby nadinterpretacją. Jego działania nie były bowiem wymierzone w stworzenie owego Wybrańca. Była to jedynie odpowiedź Mocy na jego intencjonalne działania (same narodziny Skywalkera nie były natomiast intencjonalne). Trzeba mieć naprawdę dużo dobrej woli, by nazwać Plagueisa ojcem Anakina, nawet w wymiarze czysto metaforycznym. Tak jak i dużo dobrej woli wymaga uznanie tej wizji z komiksu za kategorycznie przesądzającą o ojcostwie Sheeva w kanonie, a przez to miłości Rey i Kylo za kazirodczą.
Nawet jeśli miałby to być związek kazirodczy, to co z tego? Nie rozumiem oburzenia na sam fakt związku dwojga ludzi, których oprócz uczucia, miłości romantycznej czy jakkolwiek byśmy tego inaczej nie nazwali, łączą także więzy krwi (spodziewam się ataku na mnie za ten akapit; czekam na Wasze reakcje, postaram się wyjaśnić mój punkt widzenia na tę kwestię).
Co do rytuału Sithów, to nie wiem, co miałyby wyjaśniać w kwestii pochodzenia Anakina. Tak jak pisałem już powyżej i we wcześniejszym poście - nie odpowiada mi zbytnio koncepcja ojcostwa Palpatine’a, a zawartość tej wizji uznaję za nieprawdziwą, bo wizje mają to po prostu do siebie - często zakłamują rzeczywistość, doprowadzają do wyeksponowania największych lęków bądź marzeń danego użytkownika Mocy, który tę wizję ma; może on się podczas doznawania tych wizji przejrzeć jak w lustrze. Raczej rzadko wizje same w sobie mają wymiar dosłowny. Tak więc dla mnie kwestia pochodzenia Anakina od zawsze była wyjaśniona i jasna. To trochę tak jak z pochodzeniem Yody - wśród fanów i fanek SW panuje dość powszechna zgoda co do tego, że lepiej, żebyśmy nie poznawali nazwy jego rasy, bo straci jego postać pewną aurę tajemniczości. Aura tajemniczości, choć trochę inna, towarzyszy także przepowiedni o Wybrańcu i nie widzę sensu, by cokolwiek więcej wyjaśniać. Wiemy po prostu, że Anakin nie miał ojca, został poczęty z Mocy, co uznaję za świetny koncept (choćby ze względu na tę oczywistą analogię z Chrystusem), był Wybrańcem i co tu jest więcej do wiedzenia i wyjaśniania? Raczej nic. I w zasadzie nic ten rytuał Sithów sam w sobie nie mógł nam wyjaśnić, a przynajmniej nic, co dotyczyłoby jakiegokolwiek wątku, który pojawia się we wcześniejszych dziełach z kanonu. Ten rytuał jest problematyczny, bo jedynie komplikuje swoją niejasnością i w związku z czym jedyne, co mógłby wyjaśnić, to sam siebie i to, jakie zamieszanie swoim pojawieniem się wprowadza.
Niech Moc będzie z Wami.
Myślę, że po takich kwiatuszkach:
https://twitter.com/raecarson/status/1208829765919985664
https://twitter.com/raecarson/status/1207858371564490752
można sobie książkę odpuścić.
Natomiast ja zaczelam sie zastanawiac czy aby Ben jest faktycznie Skywalkerem. W sensie krwi owszem ale nie z nazwiska.
Biorac to pod uwage i jego zachowanie mozna powiedzieć ze jest on synem swego ojca. Sam Snoke powiedział, że ma zbyt dużo jego serca. Zawsze mówił że wie co powinien zrobić, a jest to tekst ktorego użył Han w Nowej Nadzieji. Nawet jeśli by przeżył i tak nazwisko Skywalker nie pozostało by w galaktyce.
Krew Palpiego przetrwała ale nie nazwisko. Każdy może nazwać sie Skywalkerem jeśli ma w sobie nadzieje i miłość. Ta saga była o Skywalkerach, więc nie o Benie Solo. Po TROS nie czuje żeby była o nim w głównej mierze. Była o Kylo Renie.
O Benie Solo może być kolejny film lub cokolwiek. Nie bardzo rozumiem jak Ben Solo mógł umrzeć skoro jest tak silnie połączony z Rey. Czy aby ona też nie powinna umrzeć? Moze właśnie w tym jest sens. Moze istnieje jakieś rozwiązanie na powrót jeśli 2 osoba żyje, tylko Rey jeszcze o tym nie wie. Skoro Duchy mocy mogą prawie wszystko to nie istnieje granica wyobraźni.
Ben Solo może wrócić i w przebraniu (nowa maska itp i kasa dla Disnaya) zostać bohaterem galaktyki i odkupić swoje dobre imię, bo winy chyba już ma odkupione. To by był dobry materiał na serial.
Jeśli fani będą tego żądać mozna wszystko.
Nie czuję się usatysfakcjonowana zakończeniem historii Bena i nic mnie nie przekona.
To jest skomplikowana kwestia. Przed TROS widziałam to zawsze w ten sposób, że dziedzicwtwo Skywalkerów jest dla niego głównie ciężarem i główną przyczyną jego nieszczęścia. Skoro Palpatine go karmił wizjami od zawsze to na pewno sądził, że nigdy nie podoła oczekiwaniom rodziny bohaterów, które ta miała wobec niego. Stąd tak łatwo było te wątpliwości przeciwko niemu wykorzystać i stąd tak chętny był (początkowo) do powybijania członków rodziny i negacji jej ogółem. I po prawdzie jest w tym słuszność - odnalezienie własnej tożsamości to przecież podstawa egzystencji, problem w tym, że on negował wszystko, co go wiąże z rodziną i przeszłością z powodu podszeptów ds. Dlatego liczyłam, że gdy dadzą mu przeżyć, zrozumie to, dokończy przeznaczenie Skywalkerów jeszcze raz w jakiś sposób pozbywając się Sithów i/lub ratując ukochaną, ostatecznie rozliczy się z ich dziedzictwem i zamknie ich rozdział, będąc w tym momencie ostatnim Skywalkerem, ale dalej pójdzie albo pod nazwiskiem ojca, do którego przez te filmy go porównują i co jest w jego naturze lub, jeszcze dla mnie lepiej - pozostanie bezimiennym, żeby dać ostatecznie wyraz odnalezienia faktycznie własnej tożsamości. Nie negowałby przy tym związku z rodziną, bo nazwisko =/= rodzina, byłoby to symboliczne porzucenie nazwiska-piętna, przez które zbłądził. I tak na końcu mielibyśmy bezimiennego Bena i bezimienną, będącą faktycznie nie mającą pochodzenia jakiejś znanej postaci, Rey. I pasowałoby do tytułu, bo Skywalkerowie jeszcze raz by zatriumfowali, tym razem ostatecznie. I pasowałoby to do narracji wokół Rey, która była budowana przez dwa poprzednie filmy i samą Daisy, że Moc po prostu ma, a nie pochodzi ona od mężczyzn (khe, khe). I pasowałoby to do Bena, który obrałby w końcu samodzielną ścieżkę jako bezimienny, próbując naprawić ile się da. Ben zawsze będzie jednocześnie Skywalkerem i Solo i nic nie może tego zmienić, ale nazwisko nie określa jego osoby i jego wyborów, tylko określa je on sam.
I w jakimś stopniu ten scenariusz się sprawdził w TROS. Palpi nazywa go ostatnim Skywalkerem i faktycznie kończy on dzieło dziadka. Jego prawdziwa natura to Solo. Także zaakecptował przeszłość i jej nie neguje. Swój ostatni uczynek dokonuje w pełni świadomie, jest to jego decyzja, jego szczere pragnienie. Dobitnie to podkreśla to "Ben" od Rey do niego, wtedy robi się przeszczęśliwy.
Nie miałabym problemu z tym, żeby nazwisko ostatecznie w Galaktyce zniknęło, ponieważ nie ma to większego znaczenia. To nie nazwisko podejmuje się różnych wyborów, lecz konkretni ludzie. I nie każdy może siebie nazwać Skywalkerem. Rey przyjęła nazwisko ze względu na to, że mała więź z członkami tej rodziny i że ją do niej przyjęli. No i nie wiemy jak działa ta diada Mocy, ale być może Ben w jakiś sposób żyje w Rey, ale to jest trochę creepy, jesli ona ma mieć jakieś potomstwo kiedyś
Co do jego śmierci to pamiętaj, że były zakończenia, w których przeżył, dlatego jest promyk nadziei, że dostaniemy coś z nim post TROS, ale trzeba będzie raczej na to długo poczekać. I wiele mogą wyjaśnić materiały okołofilmowe, np. książka. Wydaje mi się, że jest na niego po filmie głód większy niż na Kylo (ktoś pamięta o Kylo?) i byliby niemądrzy, gdyby nie chcieli tego spieniężyć. Cierpliwości.
Ja mam taką nadzieję, że ogarną i zmienią w jakiś sposób to zakończenie. Albo wplotą coś do rozszerzenia, albo (podobno był jakiś film z którym sie tak stało) został on oficjalnie przemontowany i zmieniono jego fabułę po protestach fanów ;p A jest nadzieja, bo jak się skończą pieniążki, no to cóż... ;p
Albo kiedyś w Epizodzie X dostaniemy powtórkę z TPM i duch Bena żyjący w Rey sprawi poczęcie dziecka i w ten sposób narodzi się nowy, ostateczny Skywalker. Kurde, ten film dał mi tyle pomysłów na dalszą fabułę (i myślę, że nie tylko mi), że kwestia Epizodów X-XII to tylko kwestia czasu.
Ja mam nadzieję, że w dodatkach specjalnych pokażą nam jakąś inną wersję zakończenia.
Plusy:
+ C-3po
+ początek spoilera scena z Hanem koniec spoilera
+ początek spoilera głosy Jedi koniec spoilera
+ Rey i Kylo
+ początek spoilera Ewoki koniec spoilera
+ początek spoilera Tatooine koniec spoilera
+ scena z retrospekcją
Minusy:
- Palpatine
- zbyt szybkie tempo akcji (powinni to podzielić na dwa filmy)
- pochodzenie Rey
- początek spoilera za mało duchów (brak Anakina, Obi-Wana i ducha Kylo na końcu koniec spoilera
- początek spoilera nie wiadomo czy Anakin jest w końcu tym wybrańcem, czy nie. W ogóle nie poruszono tego tematu. Brakowało takiego podsumowania całej sagi. koniec spoilera
To był chyba najgorszy epizod
Cześć wszystkim zgromadzonym.
Też dorzucę od siebie co nieco, bo to koniec sagi i niby Star Wars, które rozpoczęły się w 1977. Ale czy to ta sama historia? Ok, no to lecimy. (Za dużo we mnie emocji – negatywnych; przez co może być różnie z treścią).
Początek filmu ciekawy. Pole bity, Kylo zabija wszystkich, którzy staną na jego drodze. Zdobywa ten hmm "naprowadzacz" (nie pamiętam jak to się nazywało) do Imperatora. Leci do niego i spotyka go. Ta scena mogłaby się bardziej rozwinąć, by pokazać jak Imperator mąci jeszcze bardziej Renowi. Imperator skoszony totalnie, w sumie nie wiemy jak się utrzymał przy życiu, ale to co wypowiada o tych "zdolnościach Sithów" czy jakoś tak, czyli nawiązuje do jego rozmowy z Anakinem z Zemsty Sihtów powoduje, że potwierdza też jego rozmowie o Darth Plagueis i tego do czego dążył, albo co potrafił, czyli tworzyć życie bądź uniknąć śmierć. Niby tak, ale... dobra, po kolei
Pasana i szukanie sztyletu Sithów, z pewną informacją na nim zapisaną, która ma pomóc w odnalezieniu drugiego "naprowadzacza", który naprowadzi ich do Imperatora i da odpowiedzi na wiele pytań Rey, a raczej jedno poważne, kim jest. No i daje. Ale ogólnie ta scena, sekwencja, to jest kolejny kopniak w klejnoty Mistrza Jedi, Luke Skywalkera. Lando który namierzył Rey, Poe, Finna, Chewiego, C-3PO etc wspomniał, że szukał tych wspomnianych artefaktów z Luke. Oczywiście oni szukali szukali i szukali, no i nie znaleźli. Natomiast nasza wesoła ekipka walczyła sobie z First Order, a raczej jakimś ich patrolem, czy czymś takim i co, pokonali ich i na koniec wpadli w ruchome piaski i ups, nagle artefakt odnaleziony. Rey oczywiście wszystko potrafi. Leczy rany innych, etc. ale ok, to w pewnym sensie ma później w sumie logiczne wytłumaczenie (no i powtórzenie, w pewnym sensie). Ale spokojnie, idziemy po kolei. Rey i ekipka lecą na Kijmii (jak dobrze zapisałem) by zrobić pewną modyfikację u C-3PO, by mógł odczytać tekst z wspomnianego sztyletu. Super, spoko. Dobra przewinę dalej, bo nie chcę streścić scena po scenie w sumie. Polecieli Sokołem na Endor (?) albo jakiś księżyc w tej strefie by odnaleźć wrak Gwiazdy Śmierci, która miała "naprowadzacz" na Palpiego. No i walka, sama sceneria tego pojedynku była fenomenalna, szkoda że ta dwójka tam walczyła, no cóż... nic nie zrobisz.
W międzyczasie Leia odchodzi, umiera i po raz ostatni przemawia do syna, co ma ogromny wpływ na niego, ponieważ osłupiał, wyczuł to że jego matka umiera. Przy czym Rey skorzystała z okazji, w które Ren upuścił swój miecz świetlny i tak jak napisałem osłupiał i zadała śmiertelny cios. Po czym Leia wydała ostatni oddech, po czym sama Rey była w totalnej rozsypce i kolejny raz pokazała jakim kozakiem jest i uleczyła a raczej uratowała Kylo przed śmiercią. Po czym uciekła, na wygnanie na Ahch-To, gdzie Luke przemówił jako Duch Mocy i pchnął Rey do działania, wpływając na nią, by nie popełniła jego błędu i nie bała się poświęceń. Tu potwierdza się, że Luke jak i Leia i może nawet Han wiedzieli kim jest Rey od początku, wnuczką samego Imperatora. Luke wręczył miecz świetlny Lei do rąk Rey i opowiedział o treningu, który poczyniła i go przerwała. Ta scena była przyjemna. Retrospekcja, sceny po Powrocie Jedi. Piękna scena. Luke trenuje Leie. O ile Luke wyglądał świetnie, to o tyle Leia dość dziwnie, dość komputerowo.
W tym czasie Kylo walczy z myślami i pojawia się Han. To była najlepsza scena tego filmu. To było świetne. Nie lubiłem Kylo od początku, ale z każdym filmem coraz bardziej mi się podobał i chciałem, aby to on był tym najważniejszym z tych nowych na koniec, ale tak nie było. Niestety.
Kylo a raczej Ben, wrócił na Jasną Stronę Mocy. Scena z Hanem, to było tylko wspomnienie, ale było tak potężne, jak moc która przenikała przez wszystkich Jedi. Nie mógł oszukać siebie. On nigdy nie był tym złym. Ciągle był tym chłopakiem, który po prostu patrząc na opowieść z VIII części został wrzucony w wir dziwnych wydarzeń.
Ekipa bez Rey wraca do bazy Ruchu Oporu tam dowiaduje się że Leia nie żyje i ta scena jest mega przykra z jednego powodu. Nie chodzi tu o Leie, Carrie niestety zmarła jakiś czas temu i wiedzieliśmy, że tak muszą poprowadzić wątek, a sama postać Lei była naprawdę świetnie dodana w tym filmie. Najbardziej smutne jest to, co czuje Chewie. Stracił wszystkich. Hana, Luke`a, Leie. Został sam. Na szczęście Chewie przeżył z tej starej gwardii i ma się dobrze, a no i Lando, ale Lando był na moment w tym filmie tak naprawdę, więcej było jego śmiechu niż jego gry. Ogromna szkoda.
Wedge Antilles wrócił w sumie, aż na sekundę w finałowej bitwie. To też nie było miłe, że tylko tak był pokazany, jak Ackbar, też na moment i w sumie zginął jak wszyscy inni, mniej znaczący albo nic nie znaczący w tej sadze. Smutne. Bitwy w filmie są jakieś takie na siłę zrobione. Ale no cóż, tutaj nawet te walki na miecze są takie. Niestety, Di$ney wielu rzeczy w świecie Star Wars nie rozumie, jak chociażby samej natury mocy. Aż niejednokrotnie miałem w głowie cytat z VII części jak Han mówi do Finna „moc tak nie działa…”
Miałem tak w VIII części szczególnie, tutaj w sumie spoko. Było to jakoś wytłumaczone koniec końców.
Rey rozmawia z Imperatorem, namawia ją, by ona stanęła teraz na czele Ciemnej Strony Mocy, by zgładziła jego samego, by jego duch mógł hmm „opętać” ją, co umożliwi żyć w niej tysiącu pokoleń Sithów, by prowadzili ją ku ostatecznej zagładzie Jasnej Strony Mocy, Jedi oraz Rebelii. Pojawia się rytuał Sithów, w którym ma to nastąpić. Ogólnie to wyglądało jak arena albo świątynia. Jakiś mix, bo mieliśmy w sumie „publiczność”. Ciekawe kim były te postaci. Zapewne jacyś fanatycy Palpiego, choć lepiej byłoby, gdyby to były jakieś złe Duchy Mocy, jakieś Duchy Sithów, które pojawiły się z początkiem wspomnianego rytuału. No nic. Imperator miał plan, ale znowu był zbyt pyszny. Powtóreczka Powrotu Jedi.
Ogólnie zaczęło się od tego, że Kylo miał zabić Rey, ale tego nie chciał, bo chciał z nią połączyć siły, by pokonać Imperatora i rządzić galaktyką, coś jak takiego jak Anakin chciał z Padme, kolejna kopia.
Nagle spotyka Rey i mówi że czekał na nią, by ona zasiadła na tronie. Ogólnie było mu to obojętne kogo zmanipuluje, ważne by przejąć ciało jednego z nich, by być w pełni sił i zniszczyć Rebelię i Jedi oraz by rządzić wszystkim po wsze czasy.
Gdy Rey się upiera zaczyna naciskać i mówić, że jest słaba jak jej rodzice, którzy w sumie ją ocalili. Bo Dziadek chciał ją zabić, a raczej albo a może „wyssać” z niej moc, która w niej była. W międzyczasie, gdy wydaje się że Rey jednak zrobi to, bo jest w sytuacji bez wyjścia, nagle Kylo a raczej już Ben Solo wkracza, by pomóc Rey unicestwić Imperatora. Przed dotarciem do tronu Imperatora, wkraczają Rycerze Ren, którzy spuszczają łomot Benowi, lecz za pomocą mocy Rey „transportuje” mocą Benowi miecz świetlny Skylwakerów. Ben wkracza by pomóc Rey w walce z gwardią Imperatora, którą oczywiście pokonują. Po tej scenie walki oboje dostają lanie do Imperatora, który wysysa z nich życie (?) bądź moc (?), by pozyskać siły i przy czym regeneruje swoje rany odniesione z wydarzeń finału Powrotu Jedi na drugiej Gwieździe Śmierci.
Przy czym dowiaduje się o ich rzadko spotykanej umiejętności leczenia ran bądź nawet dawania życia.
I tu zaczynają się problemy. Palpi niby zniszczony, wycieńczony a jednak miażdży ich i robi co chce. Wysysa z nich moc/życie jak wspominałem, po czym oboje padają bezsilni. Oczywiście wyrzuca w otchłań Bena, więc już możemy domyślić się, że możemy podziękować temu Panu i wiemy jaki będzie finał. Rey pokona największe zło, a jak?
Pomimo że straciła moc, albo i nie w sumie, bo może Palpi wziął tylko trochę jej, na tyle dużo w sumie, by oboje nie byli w stanie nawet stanąć na nogi przez jakiś czas, by zacząć stawiać kropkę nad i w tej opowieści. No i zaczyna się ciskanie błyskawicami mocy i o dziwo tylko w flotę Rebelii i Ruchu Oporu… Ciekawe jak to zrobił.
Po tej całej sekwencji miałem nadzieję na ratunek dla postaci Luke’a, że jako Duch Mocy przeciwstawi się Imperatorowi, zgładzi go, albo przyczyni się do tego, by poświęcić się i zniknąć na zawsze. Ale Rey zaczęła coś mamrotać do siebie i nagle tysiące pokoleń Jedi połączyło się z nią i Rey zmiotła Imperatora z powierzchni ziemi. Słabiutkie zakończenie. Wolałbym, żeby to Ben zrobił i zginął.
Rey padła na ziemię i odeszła z tego świata, co o dziwo poczuł Finn (hmm… Mace Windu… Zły chłopaku! xD takie tam głupie gadanie po trailerze VII części mi się przypomniało).
Ben nagle ukazał się nam, przeżył, ale na koniec uratował Rey, którą wskrzesił, było Reylo, o którym była mowa, chwila radości i Kylo odszedł. Przetransportował swoje życie Rey, poświęcił się. Po czym zjednoczył się z mocą, jak i w tym samym czasie jego Matka, Leia.
Koniec filmu i Tatoine, dom Larsów, gdzie dorastał Luke, gdzie wszystko się zaczęło. Rey zakopała (mocą) miecze świetle Luke’a i Lei), ktoś spytał Rey kim jest, ta odparła Rey… po zauważeniu Duchów Mocy Luke’a i Lei stwierdziła Rey Skywalker. Qńc filma.
Długa treść, sorry, ogólnie ciężko mi mówić po jednym seansie, ale nie dlatego że wszystkiego nie idzie spamiętać, tylko po prostu dlatego że szczerze to był mój pierwszy i ostatni seans kinowy tej części. Już nie zamierzam iść do kina na The Rise Of Skywalker. Mam nadzieję, że nie będziecie się czepiać mnie o niektóre zwroty, albo nagłe skakanie z wątkami, po prostu natłok myśli i złość (chyba przejdę na Ciemną Stronę Mocy) na to co Di$ney nam zaserwowało od VII części mają wpływ na formę wypowiedzi. Ok, poniżej jeszcze dopiszę kilka rzeczy.
Rycerze Ren... Zakon Ren... ok, teraz pytanie, o co tu biegało? Kim byli? Co to za Zakon, jeśli byli na poziomie a nawet gorsi od gwardii Snoke`a? Dla mnie to było stworzone, by ludzie o tym dużo myśleli i nie patrzyli na jakieś błędy albo gorsze sceny w filmach. Bo kurcze oni się kiedyś pojawią! No i jak już się pojawili to nawet nic nie powiedzieli, nie wydali żadnego dźwięku. Może za dużo gadali i Crylo im uciął języki
Kto wie…
Ogólnie widać, że nie mieli pomysłu na te filmy. Di$ney kupił Star Wars w 2013 roku? Czy jakoś tak… a w 2015 mamy początek nowej trylogii. Za mało czasu mieli na to, by coś stworzyć. Ktoś może powiedzieć, że byli na pewno przygotowani na to i mieli już zarys wcześniej zrobiony, zanim oficjalnie przejęli Star Wars. Według mnie, tak nie było. Kupili, super wow! Ogłosimy nowe Star Wars, kasa sama przyjdzie, bo po 10 latach wrócą na ekrany. To i tak spowoduje górę forsy, nie ważne co pokażemy.
Tak było i jest.
Szkoda mi dwóch bohaterów Luke’a i Kylo/Bena.
Luke był bohaterem, który postawił się Vaderowi i przeciągnął go na Jasną Stronę Mocy, przyczynił się do pokonania Imperatora i wygrania wojny z Imperium. Był naprawdę bohaterem i Żywą Legendą.
O dziwo mógł być prowadzony przez dawnych Jedi, którzy mogli dawać mu wiele wskazówek, by uczył się na ich błędach, a tu wychodzi, że w sumie Luke był mizernym Mistrzem.
Wpłynął na niego Snoke, który był marionetką Imperatora, który mącił w głowie wszystkich i przez co Luke chciał zabić Bena, ponieważ wyczuł w nim Ciemną Stronę Mocy, która według tego co wyczuł kompletnie nim zawładnęła.
Luke zginął też w śmieszny sposób, bo był niby mega potężny, a zrobił jedną projekcję mocy, czy jak to nazwać, co go po prostu zabiło. Smutne.
Był tchórzem i nieudacznikiem, według historii przedstawionej przez Di$ney.
Kylo był w tym teatrze Imperatora, przez co chyba najbardziej ucierpiał.
Nic nie winny chłopak został zdradzony przez swojego Mistrza, choć tak naprawdę do tego nie doszło, ale tak poczuł, przy okazji zapewne Imperator poprzez Snoke’a wmawiał jemu, że Luke obawia się go i będzie chciał go zabić. Wszystko układa się teraz z sensem, ale nadal dla mnie jest to beznadziejne, jak potoczyły się losy Bena.
W pewnej scenie Moff Pryde rozmawiał z Imperatorem, gdzie Pryde wspomniał, że służył jemu, gdy istniało Imperium, tak i teraz będzie nadal wierny Imperatorowi. Tutaj widać była od początku jakaś zmowa i tak szczerze Kylo od początku był tylko marionetką. Nikt chyba nigdy nie brał go na poważnie. Snoke, który pomiatał Renem, bo tak było w VIII części, co w sumie daje nam obraz, że za tym stał Palpi. To wszystko było zmanipulowane, by nakręcić jego by szedł dalej w te błędne koło, by nie mógł już z niego wyjść i tylko przysłużyć się Palpatine.
Hux wtyka, super! Przydał się w końcu. On i Phasma to przykład jak jednak beznadziejne to filmy były. Nie były to pierwszoplanowe postaci, ale i te mniej ważne powinny być też dobrze rozpisane, przedstawione. Tutaj był bałagan. O Phasmie nie chcę już mówić, ale Hux jest przy najwyższych władzach tego First Order ale w sumie i tak nic nie znaczy. Ok, pokazane takie trochę, że w sumie dowódców może być wielu i każdy tak samo mało ważny. Tylko czemu ciągle cięgi zbierał Hux? Jak Vaderowi ktoś się nie podobał, to go zabijał, a tu ciągle Hux dostawał po tyłku. Też jest postacią, którą trochę mi szkoda, ale na koniec jego decyzja też jest podparta wydarzeniami z ostatnich dwóch filmów. Po prostu Kylo z którym od początku nie lubił się, który również nim pomiatał miał przegrać. To był cel Hux’a.
The Rise Of Skywalker oceniam w skali 1-10 szczerze na 6. Za szybko wszystko się działo. Ktoś mądry napisał, że ten film powinien być podzielony na dwa odrębne filmy. Patrząc na to co się działo i co odpuszczono, ze względu na ograniczenia związane z długością filmu, byłby bardziej za rozbiciem tego filmu na dwie części, ale tak powinno się wydarzyć z The Last Jedi, w sensie, ten film powinien już zadać jakieś poważne pytania i nawet na niektóre odpowiedzieć, a w finale mielibyśmy dużo na to czasu, by odpowiedzieć na te najważniejsze pytania. Oczywiście jak wspomniałem, czasu było mało i to też spowodowało, że nadal są różne pytania.
Problemem nowych Gwiezdnych Wojen jest to, że pamiętam kilka naprawdę fajnych scen. Ale nie pamiętamy fajnych filmów. Taki wniosek mam na temat tej trylogii. Trylogia, która zamknęła całą sagę Skywalkerów, 9 filmów! Film ten w pewnym sensie zamyka 3 nowe filmy, ale na pewno nie podsumowuje całej sagi. Chyba że chodziło o to, że w sumie Skywalkerowie są winni wszystkiemu z Jedi na czele. Skywalkerowie to w sumie tchórze, dlatego było i jest tak źle, bo wszystko psują. Nie wiem, jeśli tak, to jest to przykre. W sumie wybrańcem nie jest nikt ze Skywalkerów, tylko Pani Palpatine. To jest strzał w pysk dla całej sagi i myśli Lucasa. Ale sprzedał to i według mnie on jest tu w dużej mierze winny. Źle to rozegrał.
Na koniec jeszcze jedno napiszę. Jestem pewien że te wątki będą kontynuowane, bo zniszczona została flota Imperatora, nie First Order. Tego chyba niewiele osób zauważyło. Di$ney wie co robi. Jeszcze tematy z Sagi Skywalkerów wrócą, spokojnie.
Flota FO została zniszczona w kalce z Dnia Niepodległości.
jeszcze jedna mała rzecz.
W scenie gdy Rey jest na Tatoine i pojawia się Luke i Leia, szkoda że nie pojawił się też Ben. Zjednoczył się z mocą i... ni ma go.
P.S.
Palpi w 100% zdrowy dał się pokonać w łatwy sposób, a jak ledwie zipał to miotał Rey i Benem jak chciał. Oj Di$ney...
o to to to... Zero, nic- parafrazując klasyk- umar, to umar, na *** drążyć temat... Jak mi z tego powodu smutno...
Na tle trylogii sequeli, The Rise of Skywalker trzyma przyzwoity poziom, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest najlepszą częścią od Disneya (nie licząc spin-offów). Stanowi godne zwieńczenie tej, kompletnie nic wartościowego nie wnoszącej trylogii.
W jakiś sposób (nie oceniam na ile to kwestia umiejętności, geniuszu, słuchania innych, czy może zwykłego losu) udało się Abramsowi posklejać cały ten misz masz, często docierając do granicy absurdu. W rezultacie ciężko brać ten film, bo i ma się wrażenie, że twórcy celowo tak to wykreowali - by nikt zbyt poważnie go nie traktował. Praktycznie każdy bardziej dramatyczny wątek jest od razu obudowywany jakimś humorem lub absurdem - tak jakby nie można było pozostawić widza choćby na 10 minut z poczuciem żalu, niepewności czy strachu.
Mam poczucie, że główni bohaterowie i ich historia została "dopieszczona". Abstrahując od tego, czy odbyło się to w taki sposób, jak byśmy sobie tego życzyli (każdy miał pewnie trochę inne oczekiwania), ale na pewno ma się poczucie, że mieli swoją rolę do odegrania i filmy dały im tę szansę.
Niestety tego nie można powiedzieć o bohaterach drugo i trzecioplanowych, którzy czasami nie wiadomo do końca po co są początek spoilera Np. Maz, która jest w bazie, ma nawet kilka kwestii, ale nie wiadomo po co one. Albo rycerze Ren, którzy i stylistycznie i fabularnie pojawiają się w tym filmie strasznie na siłę koniec spoilera.
Z perspektywy całej sagii, TROS potwierdził tylko, że na tę trylogię nie było nigdy spójnego pomysłu, a co więcej - nikt nie zastanowił się co ma ona przynieść (nie licząc oczywiście kilku mld $). Prequele może nie były tym, czego fani wychowani na OT oczekiwali, ale mniej lub bardziej przekonywująco wyjaśniały i pogłębiały wątki ze starej trylogii. Sequele zaś stworzyły tylko nowe, nic nie wnoszące wątki, ratując się reanimacją starych, już zamkniętych wątków. I, nad czym najbardziej ubolewamm, często te wątki deprecjonując i odbierając im cały patos.
Fabularnie TROS podobał mi się o tyle, że nie wydawał się już kalką z poprzednich części. Owszem, wykorzystywał stare motywy, cytaty, postaci, ale zazwyczaj cel był jasny - zagrać na uczuciach widza. Nie miałem natomiast ani razu wrażenia, że oglądam ponownie cały schemat z jakiejś poprzedniej części, tylko że w odświeżonej formie (np. atak na Starkiller niczym atak na Death Star, atak na Crait niczym kalka z ataku na Hoth, szkolenie Rey jak szkolenie Luke`a). Dopiero w tej części, mam wrażenie, że twórcy wyczuli balans między nową historią, a utrzymaniem poczucia jednego uniwersum. W dodatku to wszystko w całkiem przyzwoitej dynamice i zrównoważonym tempie.
The Rise of Skywalker z perspektywy pojedynczego, niezależnego dzieła wydaje mi się całkiem dobre. Z perspektywy trylogii sequeli umiejętnie zamykające i "sprzątające", jednak z perspektywy całej sagii, zupełnie niepotrzebne, nie wnoszące żadnej istotnej wartości, która nie byłaby już poruszana wcześniej w sadze (przyjaźń, miłość, poświęcenie, odkupienie etc. to już przecież dostaliśmy). Obiecywano zaś zamknięcie sagi, ale prawdę mówiąc, to zamknięcie wygląda identycznie jak zamknięcie po ROTJ początek spoilera (z tą różnicą, że Skywalker został jeden, a nie dwóch i w dodatku to Skywalker "z wyboru" a nie z "genów"). koniec spoilera Równie dobrze można na takim zakończeniu budować kolejną trylogię i coś czuję, że za kilka lat Disney się o to pokusi.
2D/napisy podczas maratonu całej nowej trylogii.
Podzielę się przy okazji moją refleksją, którą chwilę temu napisałem na FB.
Cóż można rzec o charakterze poszczególnych filmów z najnowszej trylogii Star Wars, z perspektywy maratonu tychże epizodów?
Na pewno to, że każdy z nich ma zupełnie inny sposób ukazywania świata przedstawionego.
Przebudzenie Mocy jest taką typową baśnią, w pełni wpisaną w monomit campbellowski. Co zresztą budziło spore kontrowersje, gdyż film wyglądał niemalże identycznie jak oryginalne Gwiezdne Wojny, nazwane później Nową Nadzieją.
Ostatni Jedi to dzieło mistyka, które niewielu zrozumie. Tutaj trzeba otworzyć się na film "ponad zmysłowo", być jak Jedi i po prostu to poczuć jako doznanie duchowe, ukryte pod znakami i symbolami prostej w formie historii.
Skywalker. Odrodzenie to dla odmiany trash metal w SW. Ma swoje przesłanie i historię, ale w pierwszej kolejności, film porywa w szaleńczą przygodę. Niemniej, nawet w trash metalu znajdują się wolniejsze momenty, zaś przy częstym oglądaniu to ultra dynamiczne tempo okazuje się być czymś naturalnym i lekko przyswajalnym.
Ech, jak ja kocham te filmy <3
Na normalną reckę trzeba będzie poczekać
No właśnie, TROS to trash metal czy polka galopka, gdy wszyscy spodziewali się rocka progresywnego, jeśli nie finału symfonii
Pięknie to ująłeś, o tych trzech filmach, na pewno po części tak jest ale jednak spora ilość widzów nie dała się nabrać na wyrób starwarsopodobny. Wszystko byłoby pięknie, tak jak to opisałeś, gdyby jeszcze stała za tym jakość. Niedawno słyszałem porównanie że Star Wars to była wspaniała restauracja, która przyciągała tłumy klientów. Potem jednak odszedł główny szef kuchni, założyciel i pomysłodawca a inni wyrobnicy przejęli jego dzieło. Podobnie jest z trylogią sequeli. Wielu ludzi chodzi tam jeszcze wprawdzie z przyzwyczajenia, ale wychodzą juz z niesmakiem. Inni z kolei wciąż się nabierają, że jest to przepyszne pełnowartościowe danie. Jasne, nie jest to w pełni trafione porównanie, bo sam Lucas zrobił drugą nieudolną trylogię a innym twórcom wyszły świetne spin-offy. Niemniej jednak trylogia sequeli bardzo chciała odnieść sie i nawiązać do swojego monumentalnego poprzednika, czasami po prostu go kopiując i niestety tu nie starczyło wizjonerstwa, ambicji i konsekwencji aby stworzyć kolejne wielkie dzieło.
Cała trylogia sequeli nie zaprzeczę, ma masę świetnych momentów, oraz takich które chwytają za serce. Taki TLJ w pewnych swoich wątkach faktycznie ociera sie o geniusz i pokazuje że miało to wszystko wielki potencjał. Jednak nieudolne wykonanie, brak spójności, brak wizji, ambitnych pomysłów oraz masa głupot i niekonsekwencji sprawiła, że cały ten projekt jest tylko echem dawnej świetności. Powrót Palpatina jako głównego, groteskowego złola dopiero w 3 części, niewykorzystanie potencjału Snoke`a, tworzenie głupich wątków romansowych typu Finn Rose a potem kompletne ich porzucanie to tylko niektóre przykłady.
Widać teraz jak na dłoni jak o dużo lepsza, spójniejsza i bardziej konsekwentna była stara trylogia. Reżyser nowej natomiast to żaden geniusz. To zaledwie w miarę utalentowany wyrobnik. Zrobił ze starwarsami to samo co ze startrekami. Sprowadził je do poziomu mało ambitnej aczkolwiek miłej dla oka rozrywki w której występują standardowo jak to u niego głupoty na niespotykaną dotąd skalę. JJ nigdy nie nakręcił dobrego filmu, zawsze wychodziły mu średniaki, za to Rian Johnson choćby przy takim Knives Out udowodnił, że ma zadatki na geniusza. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że szkoda, że to nie on stworzył całą tą trylogię, bo byłoby to na pewno ambitniejsze dzieło.
Tak więc jak najbardziej, mamy baśń, dzieło mistyka i trash metal. Można pooglądać, posłuchać i jakieś tam wrażenia mieć. Zbyt dużo jednak kultury już w życiu wchłonąłem, zbyt wiele dobrych baśni obejrzałem, wybitniejszych mistycznych dzieł doświadczyłem i lepszego trashu słuchałem, żeby się nabrać że nowa trylogia to jest coś czym można się zachwycać. Jak widać tacy smakosze jak Komisarz Sev, Yako czy Star Wars Explained także są mniej lub bardziej zniesmaczeni i smutni. Smutni, że kuchnia już nie tej samej jakości
Może wklejmy wideorecenzję Tomasza Raczka do której się odwołujesz.
https://youtu.be/4cCVGU2N_Uc?t=22
Jak nie oglądam ludzi, którzy wklejają swoje filmiki na YouTube, bo niby po co, tak Tomasza Raczka znam od czasów programu "Perły z lamusa" w TVP PRL, więc chętnie obejrzałem co ma do powiedzenia w temacie SW.
Jak ktoś ma trochę czasu do zmarnowania (ja akurat mam) i kojarzy Pana Tomasza to polecam, bo jest to piękny przykład - jak to mówią dzieciaki - samozaorania
Takiej mieszanki bzdur i oczywistości typu "Ludzie słuchajcie odkryłem że dzisiaj jest sobota!" podawanych całkiem na poważnie, jak słowo daję nie widziałem.
Jak dla mnie, ten materiał to "Przypał Miesiąca" ale Pana Tomasza Raczka dalej szanuję i zalecam mu mniej alkoholu, bo szkodzi.
Odwołuję się do tej recenzji tylko po to żeby przytoczyć porównanie, w którym tak jak napisałem, uważam, że "coś" jest. Nie twierdze że się z tym panem zgadzam. Momentami zresztą Pan T. odpłynął i poprzekręcał pewne rzeczy. Poza tym ewidentnie nigdy nie czuł SW, ale jak już piszesz o samozaoraniu i steku bzdur to może podałbyś przykłady? Podejrzewam, że większość osób które nie wychowały się na SW o tym filmie powiedziałoby z grubsza to samo. To tylko dowodzi, że jest on mało uniwersalny i mało ambitny. Moi uczniowie z 8 klasy powiedzieli mi wczoraj, że film był super, najlepsze SW ever. Jakby nie patrzeć potwierdza się to co pan Tomasz powiedział. Główny target filmu w zasadzie dobrze nakreślony.
A, i jeszcze jedno. Tradycyjnie planuję pójść na jeden z seansów ze swoim tatą ale jakoś się boję. Zawsze chodziliśmy, mimo że mój tata nie jest fanem SW; ale jak zobaczy tą dziecinado-żenadę z Imperatorem i poziom fantastyczności filmu to obawiam się, że może wyjść z kina. Jest się czego wstydzić.
Jakie bzdury?
O Palpim, że cała machina ILM CGI odwzorowywała zabawkę w tym filmie i to mu się w głowie nie mieści, że Leia była CGI a mogli pokazać jej kunszt aktorski, bo była bardzo utalentowaną aktorką, zamiast tego poszli graficy na łatwiznę i tylko wygłaszała puste zdania bez emocji
Coś gdzieś słyszał, poprzekręcał, generalnie ośmieszył się, zarzuca podrabianie produktu, a na dzień dobry mówi że oryginał jest denny, znałem zawodowych recenzentów którzy byli dekadę starsi od niego a czaili temat, przynajmniej na tyle, żeby zrozumieć iż jak ktoś dorosły idzie obejrzeć bajkę, to wcale nie oznacza iż to tego dorosłego definiuje/określa
To jakieś kuriozum w ogóle
Tym sposobem pan Tomasz sam stał się "Perłą z lamusa"
Rzeczy absolutnie oczywiste wygłasza jakby odkrył koło wczoraj. To razi i to też ośmiesza jego samego, bo to wiedza na poziomie dzieci w wieku 5-6 lat.
Gdzie on się uchował?
PS
Mike, ojca nie bierz na ten film. Moja mama szybko usnęła na ROTJ, w książce "Gwiezdne wojny. Jak podbiły wszechświat?",masz opisaną sytuację gdy zaciągnęli starego Indianina do kina na ANH. I czego to dowodzi?
Ludzie którzy traktują poważnie Star Wars i szukają tam sztuki, są cholernie niepoważni.
Rozumiem widzów którzy oceniają 1/10, bo tu w grę wchodzą jakieś emocje, natomiast ludzi którzy oceniają 5/10 jest mi po prostu żal, to takie smutne.
- czaili temat, przynajmniej na tyle, żeby zrozumieć iż jak ktoś dorosły idzie obejrzeć bajkę, to wcale nie oznacza iż to tego dorosłego definiuje/określa
Niestety, dzisiaj ludzie na siłę starają się być "dorośli" (nawet jak nie są), choć jeszcze nie wiedzą, że dorosłość nie definiuje się przez filmy, jakie się ogląda
I, ludzie, idźcie na ROTS-a, to fajny film mimo głupotek i nawet mimo PalPutina, warto - ja pewnie jeszcze z parę razy pójdę, bo tam "się dzieje"
Zgoda co do tych bzdur co wygaduje pan Raczek, ale też sporo prawdy w tym co mówi jest. Jeśli by mówił o tym filmie w większości pozytywnie to byłoby chyba z nim(Raczkiem) coś nie tak. Wyobrażasz to sobie? Bo ja nie.
Tu nawet nie chodzi o poważne traktowanie, ani o sztukę, tylko o pewien poziom. R1 i Solo się w miarę ojcu podobał, bo to są filmy z deczka poważniejsze i lepiej wykonane niż prawie marvelowskie disneyowskie Star Wars.
Ostatnie zdanie, które napisałeś jest niezwykle ciekawe. Niby dlaczego jest Ci żal ludzi, którzy oceniają film na 5/10? Sam wystawiłem taką ocenę i myślę, że jest ona najbardziej rozsądna. Nigdy nie zrozumiem maksymalnych hejterów, którzy nie są w stanie zauważyć absolutnie niczego pozytywnego w takim filmie. Ale chyba jeszcze bardziej mnie wkurzają ludzie tacy jak ty i inni, którzy walą "dychami" na lewo i prawo. Po prostu jesteście niepoważni i śmieszni. Jak father Rodercick, takie małe bobo, co łyka wszystko i ocenia na maksa bo to SW.
https://www.youtube.com/watch?v=zckNkregulI&t=475s
Tu masz reckę od Star Wars Explained. Można powiedzieć Star Warsowy autorytet z poziomem wiedzy i zaangażowania godnym największych superlatyw. Jego ocena 6/10. Też Ci jest go żal?
Dlaczego żal?
Bo tu chodzi o zabawę, a oni zbyt poważnie do tego podchodzą i się tym nie bawią. A to źle.
Po prostu jesteście niepoważni i śmieszni.
Tak!
Gdy myślę o Star Wars nigdy nie jestem poważny i zawsze mam uśmiech na twarzy.
Jak krytykuję to raczej w środowisku fanów, nie "na zewnątrz" a krytykuję głównie z tego powodu że chcę większej zabawy i większej fantazji.
Jak zrobią kiedyś ze Star Wars kino moralnego niepokoju, to super.
Póki co:
Chodź do nas, bawmy się, że he-ej
https://youtu.be/DgmjfR3RO-Q?t=3
Bzdura HAL`u
Tu nie tylko chodzi o zabawę. Nie chcę, żeby SW było tylko czystą popcornową rozrywką w dodatku głupią.
Nawet jak obrażają Twoją inteligencję jako widza i traktują jak debila masz banana na twarzy?
Jeśli SW to dla Ciebie poziom Tansformers to w sumie rozumiem.
-Ludzie którzy traktują poważnie Star Wars i szukają tam sztuki, są cholernie niepoważni.
Ludzie mają prawo być niepoważni czy infantylni. Ja jestem infantylna aż do bólu, uwielbiam OT, uwielbiam PT, na ROTJ i ROTS ryczę jak milion zdesperowanych bobrów, mało tego, nawet na TCW i Rebelsach zalewam się łzami. I co z tego że bajka, skoro dla mnie to niesamowite katharsis? Śmianie się z uczuć, nawet nie wiem jak głupich i naiwnych jest paskudne i cyniczne. Dzieciom nie podcina się skrzydeł, choćby były nie wiem jak duże
Jeżeli dobrze zrozumiałem, to w pełni się zgadzam.
Przybij piątkę
Ja na pewno nie śmieję się z czyiś uczuć. Jak ktoś uważa SW za Sztukę przez duże S to spoko, ale jest w błędzie. Jednak nie będę temu komuś udowadniał że się myli. Mam serce, choćby elektroniczne ale mam
https://youtu.be/D9SeOm4KsaY?t=185
Broń boże nie znam się na sztuce, przez małe czy duże "s", albowiem czy to snobizm czy duże mniemanie dla własnej osoby są mi obce. Niemniej, co bliske sercu memu, tego bronić będę niczym nosorożyca suu-ki. A teraz lecę oglądać Jokera.
Zarówno Ci którzy uważają SW za sztukę przez duże S jak i Ci którzy sądzą, że to tylko głupia rozrywka są w błędzie Bo Star Wars to sztuka przez małe s
Stuntman Mike napisał:
tworzenie głupich wątków romansowych typu Finn Rose a potem kompletne ich porzucanie
-----------------------
Naprawdę bawi przekonanie, że jak w jednym filmie zasygnalizowano "romans" dwóch osób, to w następnym filmie dziejącym się rok później ma być WNM.
Wybacz ale jeśli w jednym z filmów trylogii zaczyna się coś budować (wprowadzając nową postać) a w drugim nie ma nawet po tym śladu a jedna z postaci stała się tłem to tutaj ewidentnie zaszło coś nie tak na poziomie spójności fabularnej. Nie widzę w tym absolutnie nic zabawnego, raczej przykrego.
Hint: wprowadzenie postaci nie przesądza o jej dalszym losie. Możesz porównać np. z postacią JJ w PT.
Rose się pojawiła, bo była potrzebna (po części scenarzyście, po części może do zachęcenia określonej widowni). W TROS występuje, tyle że bez indywidualnego wątku - na poziomie porucznik Connix, komandor D`Acy, Niena Nunba czy Beaumonta.
Jar Jar to faktycznie, świetny przykład świetnej postaci
Tutaj wypada zakończyć polemikę bo jeśli jesteś w stanie dalej bronić takich bubli to ja już powiedziałem swoje.
Cieszę się że zrozumiałeś swój błąd
Nope. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że obce jest Ci logiczne myślenie a arogancja jak zwykle na najwyższym poziomie
Jeżeli Ci się wydawało, że przedmiotem dyskusji było czy postać jest "świetna" to zwracam honor, tkwisz w błędzie
Nie czy postać jest świetna tylko czy jest ch*****a Samo życie pokazało, że zarówno JJ i Rose to porażki i w następnych filmach już wstyd było do nich wracać.
Podpowiedź: nie dyskutowaliśmy ani o tym, ani o tym
Jedno wynika z drugiego i jest ze sobą połączone. Dyskutowaliśmy o tym że błędem okazało się wprowadzenie postaci i jej nieudolnego wątku co bardzo widać w potraktowaniu tej postaci później. Z JJ przykład jest jeszcze okrutniejszy. Nie pysznij się już tą swoją arogancją.
Przypomnę, bo próbujesz uciec od swojej porażki: dyskutowaliśmy o tym, dlaczego w zasadzie wątek "romansowy" miałby być kontynuowany w kolejnym filmie. Użyłeś różnych niezbornych argumentów w stylu braku spójności (jako błędu warsztatowego) i jednocześnie tego, że postać miała być nieudana (bez uzasadnienia, oczywiście). Wszystko po to żeby przykryć prosty fakt: że uroiłeś sobie rzekomą "konieczność" ciągnięcia wątku "romansowego" (abstrahując zupełnie od tego, jak Finn wchodzi w relacje emocjonalne).
Rose została wprowadzona w jednym filmie, w drugim jej rola została ograniczona chociażby z uwagi na ograniczoną ilość miejsca (przy czym pełni funkcję jednego z głównych analityków technicznych).
Jesteś tak mało myślącym człowiekiem, że odpływasz w rejony niezwiązane z tym o co się rozchodzi i gadasz od czapy. Twoja pycha i wywyższanie się są żałosne.
Powtórzę, ci jeszcze raz prosto, żebyś może zrozumiał. Wątek romansowy powinien być kontynuowany, jak każdy wątek, który się zaczyna w jednym rozdziale, aby coś z tego wynikało w drugim. Inaczej jest on zbędny i niepotrzebny. Takich rzeczy w ST można by mnożyć a wynika to z dwóch nazwisk - Rian vs. JJ. Brak spójności, brak wizji. Jeśli nie rozumiesz tego jako krytyki i bronisz tego, to jesteś mało rozgarniętym człowiekiem. Ja wiem, że Cię to bardzo boli, stąd te wszystkie próby wywyższania się i dowartościowywania się.
Poza tym błędnie zakładasz, że zmarginalizowanie postaci zarówno Rose jak i JJ wynika z tego, że nie było dla nich miejsca w następnych częściach bo spełnili swoją rolę w częściach poprzednich. Naiwne myślenie. W następnych częściach nie było ich dlatego, że to co robili w pierwszych było po prostu głupie i twórcy woleli się od tego odciąć. W takim wypadku wolałbym jednak pociągnąć wątek danych postaci i zrehabilitować je w następnej części. Wtedy nie odniósłbym jako twórca podwójnej porażki. Zachowałbym przynajmniej ciągłość. Zwłaszcza w przypadku postaci Rose (twoje porównanie z JJ jest nieadekwatne), gdzie oprócz samej postaci mieliśmy jeszcze wątek "romansu" z inną postacią. Zminimalizowanie ich roli jest jednak przyznaniem się do porażki i wadą filmów o czym napisałem na samym początku.
To że wątek "romansowy" miałby być kontynuowany, ma tylko jeden argument "za": bo takie masz widzimisię, które nieopatrznie bierzesz za cokolwiek merytorycznego i dowód rzekomego "rozgarnięcia".
Zatem skoro zakończyliśmy na Twoim braku argumentów, to idź i nie grzesz więcej.
O, dopisałeś kolejne błędne założenie, że JJ został zminimalizowany z uwagi na brak miejsca. Typowe w sumie, że nie radzisz sobie z czytaniem tego co jest napisane, i dopisujesz sobie własne wizje, z którymi pracowicie polemizujesz.
Tak samo jest z postacią Huxa. Tutaj jednak odrobinę go zrehabilitowano choć można było przecież go zostawić, żeby tylko siedział na tych konferencjach FO . Traktuję to wszystko jako nieudolność twórczą i wady ST.
Doskonale pokazałeś, że to tobie skończyły się już argumentu za, twierdząc, że to tylko moje widzimisię. Wyjaśniłem ci dokładnie jaka jest logika budowania postaci i ich wątków, ale widocznie tego nie jesteś w stanie pojąć. Trudno.
"Hint: wprowadzenie postaci nie przesądza o jej dalszym losie. Możesz porównać np. z postacią JJ w PT.
Rose się pojawiła, bo była potrzebna (po części scenarzyście, po części może do zachęcenia określonej widowni). W TROS występuje, tyle że bez indywidualnego wątku - na poziomie porucznik Connix, komandor D`Acy, Niena Nunba czy Beaumonta."
Sam zasugerowałeś, żebym porównał z postacią JJ, więc porównuję. Potem od razu piszesz o potrzebie pojawienie się postaci i doskonale się to pokrywa z tym jaką rolę miał spełnić JJ w EP1 i dlaczego później wylądował na poziomie o jakim wspominasz. To wynika z Twojej wypowiedzi a nie z moich błędnych założeń.
Ale spoko, typowe jak na ciebie: nie radzisz sobie, popełniasz błąd, dam ci podpowiedź. Ty człowieku naprawdę potrzebujesz poklasku. Jesteś taki mądry, taki logiczny, taki inteligientny. Wow
"Sam zasugerowałeś, żebym porównał z postacią JJ"
Gdybyś radził sobie z jakąkolwiek logiką, to przeczytałbyś całość fragmentu, który zacytowałeś:
"wprowadzenie postaci nie przesądza o jej dalszym losie. Możesz porównać np. z postacią JJ w PT."
Ale ponieważ sobie nie radzisz, to udałeś że podkreślonego fragmentu nie widzisz i zamiast tego dopisałeś sobie założenie zdoopy.
I takie to Twoje "argumenty"
Poczułeś się lepiej? Na pewno tak mądralko
To twoje zdanie "wprowadzenie postaci nie przesądza o jej dalszym losie" jest zupełnie nie związane z wątkiem głównym jak i całe porównanie do JJ także nieadekwatne. Tu nie chodzi o żadne przesądzanie o losie tylko o wykorzystanie już rozpoczętego wątku postaci. Skoro się pojawił to powinien mieć kontynuację (patrz Rose, Snoke, Hux). Ty oczywiście nie jesteś tego w stanie pojąć i uciekasz do obrażania ludzi jacy to oni są małointeligentni.
I takie to Twoje argumenty. Znowu to samo. Nic z głównego wątku, jedynie wywyższanie, arogancja, pycha i chęć dowartościowania się. Ciągnij dalej szukanie gdzie zrobiłem błąd językowy bo merytorycznie o wątku to już dawno niczego nowego nie wymyśliłeś.
Poza tym skoro tak przywiązujesz wagę do zdania poprzedzającego to czemu nie potraktować zdania następującego za kontynuację myśli? Mozna odnieść wrażenie, że chciałeś pokazać, że JJ był potrzebny na jakiś czas przytaczając przykład Rose i co się z nią stało. Pokrywa się to z tym co się stało z JJ. Coś chyba słabo się wyraziłeś ;P
Stuntman Mike napisał:
To twoje zdanie "wprowadzenie postaci nie przesądza o jej dalszym losie" jest zupełnie nie związane z wątkiem głównym
Zastanawiam się czy istnieje jakiś poziom zaprzeczania rzeczywistości, na którym sie zatrzymasz
Bo skoro dyskusja zaczęła się od:
jak w jednym filmie zasygnalizowano "romans" dwóch osób, to w następnym filmie dziejącym się rok później ma być WNM
to faktycznie, cytowany przez Ciebie fragment zupełnie, ale to zupełnie nie ma z tym związku
Tu nie chodzi o żadne przesądzanie o losie tylko o wykorzystanie już rozpoczętego wątku postaci. Skoro się pojawił to powinien mieć kontynuację (patrz Rose, Snoke, Hux).
Gdybyś obejrzał TROS to wiedziałbyś, że wątek Rose jako specjalisty ds techniki (leciała w misję z Finnem żeby wyłączyć system naprowadzania) jest kontynuowany. Ale Ty wolisz żyć w świecie własnej imaginacji, w którym Rose jest tylko ukochaną Finna czy na odwrót, w dowód czego traktuje go paralizatorem - i te imaginacje uważać za "argument"
Pokazałbyś klasę, gdybyś potrafił odnieść się tylko do meritum sprawy. Na etapie trzech pierwszych wypowiedzi mamy jednak:
"Naprawdę bawi przekonanie"
"Hint"
"Ciesze się, że zrozumiałeś swój błąd"
To tylko świadczy o twojej małości i braku szacunki do rozmówcy. No i oczywiście o wszechobecnej arogancji.
Ale weź się może nie rozpłacz nad tym trzecim cytatem, który jest odpowiedzią na Twoje zaczepki personalne?
PS PRZEPRASZAM ZA PIERWSZE DWA skoro tak strasznie źle znosisz że ktoś ironizuje kiedy śmie wytknąć Ci brak argumentów.
Chyba wtedy się zatrzymam, kiedy Ty zatrzymasz się w swoich idiotyzmach i arogancji. Ale dobra, kolejny raz wyjaśniamy bartoszczowi
Wprowadzenie postaci i jej wątku romansowego obliguje to kontynuowania tego wątku w części następnej. Ty natomiast błędnie brnąłeś w argument samego wprowadzania postaci, porównując to z JJ. Próbowałem Ci mówić, że to nieadekwatne ale przy okazji wyszły pewne podobieństwa w obu postaciach. JJ nie miał jednak takiego powiązania z inną postacią jak Rose z Finnem. Twoje dalsze argumentacje są więc nietrafione. Natomiast każdy myślący człowiek wie, że odrzucanie wątków w następnych częściach stanowi o porażce pomysłu twórcy. Tobie najwyraźniej się to w głowie nie mieści. bardzo mi przykro.
Argumentów to ja Ci dałem wystarczająco, ale zamiast czytać to wolisz się na siłę wywyższać.
Stuntman Mike napisał:
Wprowadzenie postaci i jej wątku romansowego obliguje to kontynuowania tego wątku w części następnej.
-----------------------
Ach, czyli Ty nadal wyobrażasz sobie jakiś wątek romansowy. Albo masz specyficzną wizję romansu paralizatorem, w więzieniu Canto Bight i na Supremacy
Oraz: nie obliguje, poza Twoim wyobrażeniem o tym co twórcy Twoim zdaniem powinni. Romans może się równie dobrze skończyć, co trwać. W pewnej chwili wydawało się że sugerujesz że "jeżeli wprowadzili postać to..." i to Ci wyjaśniłem, dlaczego takie myślenie nie ma racji bytu. Skoro zatem niezmiennie nie masz argumentu dlaczego "powinien"...
W zaczepkach personalnych to mistrzem jesteś ty. W żaden sposób nie mówiłem o Tobie ani się z ciebie nie śmiałem, jedynie nie zgodziłem się z Twoim zdaniem. Ty natomiast już od początku obrażasz i brniesz w zaparte tym samym się pogrążając. Boli cię to, oj boli, że ktoś odsłonił twoje braki i małostki. Dlatego nie możesz przestać
"Ach, czyli Ty nadal wyobrażasz sobie jakiś wątek romansowy. Albo masz specyficzną wizję romansu paralizatorem, w więzieniu Canto Bight i na Supremacy"
Naśmiewanie się z argumentów innej osoby. Jakież to typowe dla ciebie
Jesteś strasznie naiwny w swoich tłumaczeniach. Jak najbardziej obliguje i nie ma to nic wspólnego z moimi wyobrażeniami, bo ja to bym w ogóle takiego wątku nie zaczynał. Mamy tutaj jednak do czynienia z brakiem konsekwencji i marnym scenopisarstwem. A jeśli już romans ma się skończyć to niech pokażą to widzowi w filmie a nie ucinają ten wątek jakby nie istniał. Wiesz co bartoszcze, dla ciebie widzę, że nawet jakby Hux nie pojawił się w ostatniej części to też byś to obronił naiwnymi, żeby nie powiedzieć debilnymi argumentami, podczas gdy cały świat by się zastanawiał "gdzie do cholery jest Hux"? Proszę cię zamilknij bo już mam dosyć tej Twojej żenady. Jesteś jak widać "wyjątkowy"
Aha, czyli Ty misję związaną z wyłączeniem namierzania w nadprzestrzeni uważasz za wątek romansowy. To wiele wyjaśnia jeśli chodzi o Twoje rozumienie filmu
I niezmiennie brak jakichkolwiek argumentów na obronę swojego twierdzenia "jak jest wątek romansowy [cokolwiek przez to rozumiesz] to należy go kontynuować" przykrywasz słabymi próbami wycieczek osobistych. Ziew. Daj znać jak doszukasz się jakiegoś argumentu
"Aha, czyli Ty misję związaną z wyłączeniem namierzania w nadprzestrzeni uważasz za wątek romansowy. To wiele wyjaśnia jeśli chodzi o Twoje rozumienie filmu "
Gdzieś to wyczytał geniuszu? Jeśli już ten wątek romansowy miał jakiś swój kulminacyjny punkt to było to uratowanie Finna i pocałunek.
Powtórzę Ci po raz piąty argument, choć do tej pory to już siedmiolatek by zrozumiał. Wątki zaczynane powinny być kontynuowane a nie odstrzelane poza ekranem jakby ich nie było. Bo w takim razie po co to robić? Czemu służyło to uratowanie i ten pocałunek? To podstawa logicznego scenopisarstwa. Tak jak dałem przykład z Huxem, podobnie jest z Rose. Widz automatycznie się pyta "zaraz zaraz, to ci już nie tego"? "albo "co z tym z poprzedniej części?" Jak nie pojąłeś to już chyba nie ma nadziei.
Aaaaa! No faktycznie skoro do filmu wstawiono JEDNĄ SCENĘ "romansową", to tym bardziej należało Kategorycznie Kontynuować W Kolejnym Filmie
To teraz przypomnij jak brzmiał ten "argument za tym, że jednoscenowy wątek należy kontynuować? Aha, BO TAK. OK, przecież od początku wszyscy wiemy że nie masz argumentów.
PS Na pytanie:
Czemu służyło to uratowanie i ten pocałunek?
odpowiedź jest wprost udzielona w filmie. Ale wiem, musiałbyś obejrzeć, najlepiej ze zrozumieniem.
https://www.youtube.com/watch?v=wRJL46wWfUY&t=389s
od 3:20 do 4:00
Patrz jak właśnie znalazłem. Właściwie to próbuję to samo przekazać ale widocznie jemu też wygarniesz brak argumentów. Ale miło że się z gościem zgadzamy
PS Na pytanie:
Czemu służyło to uratowanie i ten pocałunek?
odpowiedź jest wprost udzielona w filmie. Ale wiem, musiałbyś obejrzeć, najlepiej ze zrozumieniem.
ty nawet najgłupsze rzeczy jesteś w stanie łyknąć
Cieszę się że znalazłeś sobie kogoś z kim się zgadzasz, ale miałeś znaleźć - uwaga - argument. To że ktoś coś powiedział, to - uwaga - nie jest argument.
Cóż, Ty uważasz że to co sam wymyślisz, jest mądrzejsze niż fakty
Ale skoro już przyjąć odpowiedź "We`re going to win this war not by fighting what we hate, but saving what we love! " to jest wprost potwierdzenie jakiegoś tam rodzącego się wątku romansowego. Tak więc sam się zaorałeś
"Cieszę się że znalazłeś sobie kogoś z kim się zgadzasz, ale miałeś znaleźć - uwaga - argument. To że ktoś coś powiedział, to - uwaga - nie jest argument."
To może byś się odniósł do wypowiedzi zamiast mi tu prawić uwagi Oświecę Cię. Facet daje te same argumenty co ja
O, to już nie "wątek romansowy budowany przez wprowadzenie nowej postaci", tylko "wątek romansowy rodzący się w jednej scenie"
I argumentu dlaczego "rodzący się jednoscenowy wątek romansowy" koniecznie ma być kontynuowany - nadal brak
Oraz: "saving WHAT we love" to tak średnio wskazuje, że chodzi o osobę, ale przecież fakty nigdy Ci nie przeszkadzają
Jeżeli facet "daje te same argumenty co Ty", a Ty nie dajesz żadnych, to znaczy że szkoda czasu zajmowanie się kolejną osobą z brakiem argumentów
Odniesienie się do wypowiedzi faceta - nadal brak.
Wątek romansowy nie wynika z wprowadzenie nowej postaci. Abstrahując po co Rose była w tym filmie, pojawił się także tam wątek romansowy. I nie w jednej scenie. Czuło się tego trochę więcej
Jakby było zamiast what - who to już nie miałbyś się do czego przyczepić, prawda?
Jeżeli facet "daje te same argumenty co Ty", a Ty nie dajesz żadnych, to znaczy że szkoda czasu zajmowanie się kolejną osobą z brakiem argumentów
Raczej dajemy konkretne argumenty i nie jesteśmy w tym odosobnieni, za to Ty jeden, który jak mniemam pozjadał wszystkie rozumy nadal nie rozumie
Powtórzę ostatni raz: CZYJAŚ OPINIA to nie jest argument, więc nie ma się do czego odnosić.
"Wątek romansowy nie wynika z wprowadzenie nowej postaci" (22:46:18)
"jeśli w jednym z filmów trylogii zaczyna się coś budować (wprowadzając nową postać)" (14:44:48)
Pick one.
I argumentu dlaczego niby-wątek romansowy złożony z jednej sceny pocałunku miałby być kontynuowany, nadal brak. Sugerowałem żebyś wrócił, jak znajdziesz jakiś argument. Na razie próbujesz desperacko uzasadnić istnienie wątku romansowego jako punktu wyjścia, ale nic dalej.
A ja powtórzę CZYJAŚ OPINIA NIE JEST ARGUMENTEM, W NIEJ SĄ ARGUMENTY" więc jak już zrozumiesz to się odnieś bo cały czas nie masz racji i w tym tylko brniesz.
Wybieram oba. Jeśli w jednym z filmów trylogii, zaczyna się coś budować (samą postać oraz relację z Finnem), wprowadzając nową postać ,która pełni zarówno role mechanika, siostry i jeszcze kilku innych a ZARAZEM ma być potem połączona romantycznie z Finnem (tak, to jest połączone), to wypadałoby to rodzące się uczucie jakoś pociągnąć, albo ukrócić. Ale na ekranie. Inaczej jest to albo marne scenopisarstwo, które najwyraźniej uwielbiasz albo niespójność wizji, na którą przymykasz oko. Albo to i to.
Jeżeli znalazłeś w cudzej wypowiedzi argumenty, których nie podałeś (nie podałeś żadnych, więc nietrudno) to je podaj. Jeśli nie umiesz, to znaczy że nie ma tam argumentów. Elementarne.
Ach, czyli jednak pomieszało Ci się wprowadzenie postaci budowanej w jednym filmie (która jest w następnym filmie w roli nawiązującej do tego co budowano w pierwszym filmie, więc jest kontynuacja i spójność) z "rodzącym się uczuciem" (sprowadzającym się do jednego pocałunku w stanie emocji pobudzonych bitwą, gdzie najpierw jedna osoba postanowiła poświęcić życie za innych, a druga jej to życie uratowała żeby śmierć nie była bezsensowna).
I już nie "należy kontynuować" tylko "wypadałoby jakoś pociągnąć". Dlaczego? Dawno temu napisałem że tylko dlatego, że Ty tak sobie wyobrażasz - a Ty cały czas to potwierdzasz.
Po to podaję linka, żebyś sobie obejrzał. Mam ci transkrypcję podać? Czy może angielskiego nie rozumiesz?
Widzisz, nikt nie wie do końca jaki był koncept tworzenia postaci Rose i jej relacji z Finnem. Chyba tylko sami twórcy. Ja nie wiem jak to się rodziło, która koncepcja miała być najpierw. Wiem tylko, że mamy nową postać i mamy jej wątek romansowy. Cały czas meritum odnosi się do wątku romansowego, i pan Roz dokładnie o tym mówi. Także przestań się czepiać słówek i zdań i skup się na esencji. To nie jest kwestia żadnych wyobrażeń tylko zasad logicznego scenopisarstwa. Pytam więc jeszcze raz. Gdyby Hux się nie pojawił w 3 części, uznałbyś tak samo jak w przypadku Rose, że mógł się ulotnić poza kadrem czy wolałbyś jednak mieć to wyjaśnione a najlepiej kontunuowane w satysfakcjonujący sposób w następnej części. Czy znowu byś gadał, że "wprowadzenie postaci nie przesądza o jej dalszym losie". albo, że dalsza historia Huxa "to moje widzimisię"?
Tak więc nic mi się nie pomieszało. Wątek romansowy nie wynika bezpośrednio z wprowadzenia nowej postaci pani mechanik. On się dzieje by jeszcze lepiej wykorzystać postać, by zrobić z niej kogoś ważniejszego. Przypominam, że nawet Wiliams stworzył pod nią motyw muzyczny. Tak więc Rose mogła być zwykłą panią mechanik ale rozwinięto jej postać jeszcze bardziej. Natomiast po tym rozwinięciu nie ma śladu w TROS. Olano wątek tak jak i motyw muzyczny. Jest poczucie bezsensowności.
Jeszcze wracając do twojego pierwotnego zdania:
"Naprawdę bawi przekonanie, że jak w jednym filmie zasygnalizowano "romans" dwóch osób, to w następnym filmie dziejącym się rok później ma być WNM."
Bo przecież w ROTJ Han i Leia mogli wrócić na stopę koleżeńską. Wprawdzie "zasygnalizowano" ich romans, były nie jeden tylko dwa pocałunki, (ten drugi z wyznaniem zapewne pobudzony sytuacją) i generalnie pół roku później nie powinno być WNM. A jednak Czy dalej uważasz, że czekanie widzów na rozwój sytuacji to tylko ich widzimisię czy może naturalna konsekwencja scenariusza ?
Jeżeli nie stać Cię na poświęcenie minuty żeby streścić argumenty rzekomo wypowiedziane na filmiku, żeby można było je poznać 10x szybciej niż przez oglądanie filmiku (który notabene i tak ustawiłeś na inny moment niż napisałeś), to ja nie widzę sensu marnowania mojego czasu na sprawdzanie, czy tam jest jakikolwiek argument.
"Wiem tylko, że mamy nową postać i mamy jej wątek romansowy"
Więc wątek romansowy tej postaci (nie licząc cielęcego zachwytu szarej myszki nad bohaterem na samym początku, szybko przechodzącego we wściekłe rozczarowanie) sprowadza się do jednego pocałunku po uratowaniu życia. Jest to kompletnie nieistotne dla całości (a w połączeniu ze sceną uratowania i z wypowiadaną kwestią - służy przede wszystkim pokazaniu pewnej myśli, konsekwentnie dość prowadzonej przez cały film).
Dlatego skoro Rose bezdyskusyjnie jest obecna w E9 w roli podobnej jak w E8, to pytania o ewentualną nieobecność Huxa "dla porównania" są oczywiście bez sensu. Samej zaś przyczyny dla której "wątek romansowy" miałby być kontynuowany, niezmiennie nie jesteś w stanie podać - poza własnym przekonaniem o tym jak powinno wyglądać Prawdziwe Scenopisarstwo. Podejrzewam, że jesteś niewolnikiem schematu "dwie osoby płci odmiennej we wspólnej przygodzie"->romans, zapominając że Finn błyskawicznie stworzył Wielką Przyjaźń z Poe i równie szybko z Rey (a później z Jannah).
PS Brak kontynuacji wątku Leia-Han był najzupełniej wyobrażalny. Wystarczyłoby żeby Ford nie podpisał kontraktu na ROTJ
Dla Twojej wiadomości, przedział czasowy, który podałem do obejrzenia to 40 sekund. Jeśli do tej pory nie jesteś w stanie tego obejrzeć zasłaniając się jakimś marnowaniem czasu i tym że jakbym to napisał byłoby 10 razy szybciej, to znaczy że masz jakiś problem. W wielu recenzjach gadają o zmarnowaniu potencjału Rose i tego wątku a Ty nie jesteś w stanie pojąć o co chodzi.
Łączy się to z kolejnym minusem filmu, mianowicie takim, że stare postacie, typu Rose, zostały zastąpione nowymi chyba tylko żeby sprzedać więcej zabawek. Wszystko pośpiesznie, dopiero w ostatniej części, zamiast wykorzystać to co zaczęli budować w drugiej. To samo jest z First Order. Na szybko wymyślamy nowe postaci (Imperator i Pryce) które by to ciągnęły, bo przecież Kylo i Hux to niekompetentni idioci z których już JJ by nic nie wycisną. Ale Ty oczywiście nie widzisz tych wszystkich bubli, bo widocznie jesteś zaślepiony. Zresztą skoro wyobrażasz sobie brak Hana w ROTJ to wyobraź sobie także o ile słabszy byłby ten epizod i niezależnie od tego czy to byłaby decyzja Forda na film wpłynęłoby to bardzo źle.
O Rose i niezliczonych problemach filmu a także zmarnowanych szansach możesz posłuchać sobie tu:
https://www.youtube.com/watch?v=s8QecJ422AM
Kapitalnie wypunktowane.
Dziękuję za potwierdzenie, że nie ma sensu oglądać 40 sekund filmiku, w którym ktoś tak samo nie ma argumentów jak Ty (bo gdyby miał, to poświęciłbyś 40 sekund na ich przepisanie). I tak, możesz nazwać problemem moją preferencję dla słowa pisanego nad mówionym, Twoja sprawa, argumentów Ci od tego nie przybędzie, niezależnie od tego na ile filmików się powołasz.
Cały rant na temat filmów w ogóle też w głównej mierze dowodzi, że brak Ci argumentów na obronę tezy że "wątek romansowy" należało (pardon, wypadałoby) ciągnąć.
I to czy Hana mogło zabraknąć w ROTJ to nie jest kwestia mojego wyobrażenia, tylko faktów. Ford miał kontrakt na dwa filmy i dlatego wylądował w karbonicie, bo nie było wiadomo czy podpisze kontrakt na trzeci (a scenariusz ROTJ był pisany zanim zgodził się podpisać). Ale to już tak nawiasem mówiąc, bo to wątek czysto uboczny.
Jesteś naprawdę myślącym inaczej Podałem Ci 40 sek niemalże takiego samego argumentu co ja i tłukę ten argument we wszystkich postach. Niewykorzystywanie wątków i postaci w poprzedniej części i porzucanie ich/ zastępowanie innymi to przykład złego prowadzenia bohaterów. Nie dowodzi to mojego widzimisię tylko bardzo złego scenopisarstwa. Podpowiedź: to jest ten argument którego tak szukasz
Ten film jest generalnie masakrycznie napisany, ma bardzo zły scenariusz i to co się robi z postaciami na siłę i na szybko, niejako ratując ten film woła o pomstę do nieba. Ty oceniasz ten film na 8 czyli uważasz go za bardzo dobry, w dodatku na poziomie R1. Widać, że jesteś fanem tandety, kiczu, żenady, złego prowadzenia scenariusza, głupot i innych baboli. Skoro tak bardzo szkoda Ci czasu na oglądanie tego co linkuję to po co tak zaciekle piszesz ze mną? Może chłopaki z napisów końcowych wyjaśnili to lepiej ode mnie? Może ich argumenty weźmiesz pod uwagę? No ale nie. Ty jesteś upierdliwym pseudo-filozoficznym trollem, który tylko umie się wymądrzać.
"Brak kontynuacji wątku Leia-Han był najzupełniej wyobrażalny."
"I to czy Hana mogło zabraknąć w ROTJ to nie jest kwestia mojego wyobrażenia, tylko faktów."
Skoro brak Hana = brak wątku romansowego to...
Pick one
"Jesteś naprawdę myślącym inaczej"
Zgadza się: po prostu myślę, zamiast oglądać filmiki. Wiem, wśród młodzieży niemodne.
"Podałem Ci 40 sek niemalże takiego samego argumentu co ja"
Czyli od początku mam rację że nic tam nie ma, a Ty oczekujesz że zmarnuję mój czas na oglądanie filmiku w którym nic nie ma
"Niewykorzystywanie wątków i postaci w poprzedniej części i porzucanie ich"
Rose nie została porzucona, więc ta część Twojej wypowiedzi jest doskonale zbędna. "Wątek romansowy" jest czymś na tyle znikomym (jedna scena, którą nadinterpretujesz), że nadal nie uzasadniłeś dlaczego akurat miał być kontynuowany - zwłaszcza biorąc pod uwagę całą charakterystykę obojga uczestników tego "wątku", którą tak konsekwentnie ignorujesz. Po prostu MA BYĆ BO TAK (co wytykam od samego początku, a Ty próbujesz udawać że jest inaczej).
PS Mogę się tylko zastanawiać czemu po tych łzawych zawodzeniach że och, jak to się do Ciebie niewłaściwie zwracam, poświęciłeś powyżej cały akapit na kolejne bezradne wycieczki osobiste, dużo dłuższy niż ten w którym próbowałeś (wciąż bez argumentów) bronić swojej tezy
Nie tyle myślisz, co żyjesz oderwany od rzeczywistości. Nie trafiają do Ciebie ani moje ani innych ludzi argumenty. Żyj sobie nadal w swojej bańce bezmyślności.
Podaję ci filmiki, w których jest nieco inaczej ubrane to czego dotyczy sprawa, żebyś się przekonał, że to są logiczne argumentu wielu osób, natomiast Ty jeden tkwisz w błędzie.
Rose owszem została strasznie zmarginalizowana. W jej miejsce weszły inne postaci. Nie tak ma być bo tak, tylko to to świadczy o słabym scenariuszu. Ale jak grochem o ścianę ty tego nie rozumiesz.
Moje całe podsumowanie jest takie, że jesteś zakałą tego forum i nie tylko ja tak sądzę. Przypieprzyłeś się do mojego zdania, ośmieszając mnie na każdym kroku bo taki masz styl. A ja Ci pokazuję, że tak jak ja myślę uważa też wiele innych osób. To się pojawia w niemalże każdej recenzji. Odpuść więc sobie trollu bo tu już nie ma ratunku, jedynie brak Twojego wpierniczania się w wątek może być rozwiązaniem.
"żyjesz oderwany od rzeczywistości"
Skoro rzeczywistością jest, że młodzież nie potrafi wyrazić myśli, streścić cudzej wypowiedzi ani samodzielnie przedstawić argumentów, to nie mam nic przeciwko oderwaniu od rzeczywistości
"Nie trafiają do Ciebie ani moje ani innych ludzi argumenty"
Nie podałeś argumentów ani swoich, ani cudzych. Wytłumaczyłem Ci że BO TAK nie jest argumentem.
"Rose owszem została strasznie zmarginalizowana. W jej miejsce weszły inne postaci."
Bo w jednym filmie miała większą rolę, a w drugim mniejszą. Taki Skrzetuski jak został zmarginalizowany w kolejnych powieściach!
(BTW niektóre już nakręcone sceny, a nawet całe wątki czy postacie wylatują nieraz już na stole montażowym, ale przecież to szkolny błąd bo Dobre Scenopisarstwo, tom 2137)
"Moje całe podsumowanie jest takie, że jesteś zakałą tego forum"
OJOJOJOJOJ AŁA JAKI TEN BARTOSZCZE JEST AROGANDZKI I JAK SIĘ NIEGRZECZNIE DO MNIE ZWRACA !!!!!11!
"Przypieprzyłeś się do mojego zdania, ośmieszając mnie na każdym kroku"
Jeszcze chwila i zrozumiesz że sam się ośmieszasz brnąc w głupoty
Nie jestem młodzieżą dla Twojej wiadomości a moje przytaczanie innych wypowiedzi jest którąś tam już próbą uargumentowania mojego twierdzenia. Skoro od 20 postów nie potrafisz tego zrozumieć to sięgnąłem po inne osoby, może one lepiej to tłumaczą, nie wiem. Ty natomiast boisz się to obejrzeć bo boisz się porażki na którą jesteś skazany.
Naprawdę już szkoda dyskutować. Masz ograniczony intelekt i nie rozumiesz złych decyzji JJ Abramsa odnoście postaci i wątków w jego filmie i w poprzednim. Wychodzi z tego wielkie nieporozumienie, dałem Ci już mnóstwo przykładów popierających mój argument a Ty z uporem maniaka przypisujesz mi, że twierdzę TAK BO TAK, kiedy kilka postów temu powiedziałem, że tak nie twierdzę.
Masz w ogóle problem ze zwalaniem narzekań fanów na wiele rzeczy na twierdzenie, że to jest ich widzimisię. Tymczasem to są głosy mówiące że na pewno tak jak to zostało pokazane się nie robi, bo jest to po prostu marnie napisane i nielogiczne.
Masz paskudny sposób bycia i nie jesteś w stanie odpuścić, bo boli Cię to, że obnażę twoje braki i to będzie ostatnie słowo w dyskusji. Także czekam na odpis
"Nie jestem młodzieżą dla Twojej wiadomości"
Tym gorzej dla Ciebie!
"moje przytaczanie innych wypowiedzi jest którąś tam już próbą uargumentowania mojego twierdzenia"
Bo mimo że nie jesteś już młodzieżą, to nadal nie zrozumiałeś, że wielokrotne powtarzanie braku argumentów nie stanie się argumentem, tak jak herbata od mieszania nie stanie się słodsza.
"sięgnąłem po inne osoby"
Od tego, że poprosisz inne osoby o pomieszanie Ci herbaty, ta nadal nie stanie się słodsza, ale możecie poczuć wspólnotę w mieszaniu herbaty. Ba! nawet możecie sobie myśleć, że ci co słodzą herbatę zamiast ją tylko mieszać, to przegrywy skazane na porażkę!
"Masz ograniczony intelekt"
Faktycznie, nie rozumiem po co wielokrotnie powtarzasz ten sam brak argumentów, ani czemu zaprzeczasz, że Twoim jedynym argumentem jest BO TAK ("tak jak zostało pokazane się nie robi"). Pewnie jest jakiś mądry filmik, który to wyjaśnia!
PS Daj znać jak w końcu znajdziesz jakieś argumenty za tym dlaczego właściwie "wątek romansowy Rose wypadałoby kontynuować" - zamiast pisać nie na temat i niezdarnie próbować mnie obrażać
Ha. Wiedziałem. Bartosze odpisał, tak bardzo się bał, że nie odpowie i nie usprawiedliwi się
"Faktycznie, nie rozumiem po co wielokrotnie powtarzasz ten sam brak argumentów, ani czemu zaprzeczasz, że Twoim jedynym argumentem jest BO TAK ("tak jak zostało pokazane się nie robi"). Pewnie jest jakiś mądry filmik, który to wyjaśnia! "
To zdanie pokazuje, że nie potrafisz czytać ze zrozumieniem, po prostu. Jeśli 20 razy powtarza się argument, że porzucanie wątków już wcześniej rozpoczętych (Rose, Skoke, Hux) jest złym scenopisarstwem bo po to prostu świadczy o braku pomysłów i niechlujstwie (i na szybko wrzucanie w ich miejsce innych bo tamte skazuje się na porażkę), a Ty nie potrafisz tego przyjąć do wiadomości, to cóż można rzec. Mielizna intelektualna. A miałeś być taki mądry.
Zaimponowałeś sam sobie przykładem z herbatą? Bo i tak jest nietrafiony.
"porzucanie wątków już wcześniej rozpoczętych (Rose"
Nadal wygląda na to, że nie oglądałeś TROS albo oglądając nie zauważyłeś tam najzupełniej obecnej i nie porzuconej Rose. Pomimo że było o tym w tym wątku ze 20 razy
Zatem: miałeś wrócić jak znajdziesz argumenty, a nie jak 21 raz powtórzysz swój brak argumentów i że Ty nie mówisz BO TAK kiedy mówisz BO TAK.
Budowanie wątku Rose, rozwój tej postaci, czy też wszystko co się z nią wiąże zostało skasowane. Jest ona totalnym tłem, choć wcześniejsza część sugerowała, że może być to ciekawa postać i jej story arc (w tym także love ark). Zamiast tego mamy nowe postaci, nawet kogoś innego dla Finna, na co już jest strasznie mało czasu, bo wprowadza się to na ostatnią chwilę. To jest zły, chaotyczny scenariusz, który czyni opowieść jednym wielkim bałaganem. to tak jakby nie rozwinąć Lando w ROTJ tylko zmarginalizować jego rolę a przy tym wprowadzić nowe postaci. To jest ok. 22 powtórzenie mojego argumentu, tym razem z kolejnym przykładem. Zakładam, że i tak masz swoje widzimisię i dla ciebie takie postępowanie jest ok i w ogóle tego że filmy były kręcone przez dwóch innych reżyserów zupełnie nie widać. Znając ciebie nie pojąłeś, prawda?
"Budowanie wątku Rose, rozwój tej postaci, czy też wszystko co się z nią wiąże zostało skasowane"
Przykro mi że Paige Tico nie zmartwychwstała i nie można było kontynuować rozwoju wątku rodziny Rose. Kompetencje techniczne Rose, jej odwaga i zaangażowanie dla sprawy budowane w TLJ pozostały w TROS. Mówiłem już, żebyś oglądał film przed pisaniem o nim.
"nawet kogoś innego dla Finna, na co już jest strasznie mało czasu, bo wprowadza się to na ostatnią chwilę"
Związki Finna z Poe i Rey były wprowadzone już w TFA. Oglądałeś którykolwiek z filmów, o których piszesz?
"To jest zły, chaotyczny scenariusz.."
..bo nie zawiera kontynuacji "wątku romansowego Finn/Rose, złożonego w jednej sceny". Tak, już 20+ razy nie wyjaśniłeś dlaczego ten "wątek romansowy" ma jakiekolwiek znaczenie i powinien być kontynuowany.
"to tak jakby nie rozwinąć Lando w ROTJ"
Nie byłoby żadnego problemu w nieobecności Lando nad Endorem, skoro jednocześnie wprowadzono Ackbara, Nunba czy marginalizowanego wcześniej Wedge`a. Ale to w zasadzie temat na osobną dyskusję, a tu miałeś tylko uzasadnić potrzebę kontynuowania wątku romansowego Rose, zamiast tego piszesz na każdy inny temat niż podstawowy...
"Przykro mi że Paige Tico nie zmartwychwstała i nie można było kontynuować rozwoju wątku rodziny Rose. Kompetencje techniczne Rose, jej odwaga i zaangażowanie dla sprawy budowane w TLJ pozostały w TROS. Mówiłem już, żebyś oglądał film przed pisaniem o nim. "
Nie o tym mówię geniuszu, mówię o wątku Finn-Rose
"Związki Finna z Poe i Rey były wprowadzone już w TFA. Oglądałeś którykolwiek z filmów, o których piszesz? "
Nie o tym mówię geniuszu, mówię o Jannah
"..bo nie zawiera kontynuacji "wątku romansowego Finn/Rose, złożonego w jednej sceny". Tak, już 20+ razy nie wyjaśniłeś dlaczego ten "wątek romansowy" ma jakiekolwiek znaczenie i powinien być kontynuowany."
Nie tylko dlatego geniuszu. Wątek miał znaczenie bo istniał. Po coś go wprowadzono do historii. Po co? Po nic. Teraz nie istnieje. Podobnie jak dziesiątki innych. I trylogia się robi niepoważna i słaba.
"Nie byłoby żadnego problemu w nieobecności Lando nad Endorem"
Jedyny problem byłby taki, że byłoby to marne scenopisarstwo, kolejny jego przykład. Budowanie postaci w jednej części robi się po to by ja w następnej części rozwinąć. Jeśli jest regres to coś negatywnego musiało się w tym procesie zadziać i widownia to czuje. Oprócz ciebie jedynego. Ty lubisz słabe opowieści
"mówię o wątku Finn-Rose"
Aha, czyli z całych kilkunastu minut budowania postaci widzisz tylko jedną nieistotną dla budowania postaci scenę, i uważasz że skupienie się na tej jednej scenie to Dobre Scenopisarstwo
"mówię o Jannah"
Ale w TROS związki Finna z Poe i Rey są zdecydowanie mocniejsze. Czyżby Twoje Dobre Scenopisarstwo (TM) było niekonsekwentne?
"Wątek miał znaczenie bo istniał."
Tak, i to nie jest argument BO TAK
PS Wiadomo po co, nawet cytowałeś, ale konsekwentnie ignorujesz wszystko co Ci nie pasuje do tezy.
"Budowanie postaci w jednej części robi się po to by ja w następnej części rozwinąć"
Lucas, Ty fatalny scenopisarzu, jak mogłeś wprowadzić Lobota i go NIE ROZWINĄĆ ?!?!?!?
A odpowiedzi na pytanie "dlaczego wątek romansowy..." nadal nie ma.
- Lucas, Ty fatalny scenopisarzu, jak mogłeś wprowadzić Lobota i go NIE ROZWINĄĆ ?!?!?!?
Bardzo ładnie. Porównywanie conajmniej drugoplanowej postaci do epizodu, który sobie gdzieś tam stał w tle.
Można się rozejść
"Aha, czyli z całych kilkunastu minut budowania postaci widzisz tylko jedną nieistotną dla budowania postaci scenę, i uważasz że skupienie się na tej jednej scenie to Dobre Scenopisarstwo"
Bingo geniuszu To był najmocniejszy, najbardziej zapamiętywalny moment z wątku Rose. Pocałunek z Finnem. Jej relacja z Finnem mogła się od tego momentu przerodzić w love story. Ale gdzieżby to kontynuować. Abrams pomyślał, po co? Następny film jest przecież mój. Ja dam mu murzynkę
"Ale w TROS związki Finna z Poe i Rey są zdecydowanie mocniejsze."
mówię o wątkach romansowych geniuszu a nie o tych które mają więcej czasu ekranowego.
"Tak, i to nie jest argument BO TAK"
Wiesz po co ludzie wchodzą na góry? BO ISTNIEJĄ Co Ty na ten argument, geniuszu? Wymyślenie wątku jest powodem dla którego trzeba go pociągnąć. I wielce prawdopodobne, ze Rian by to zrobił. Ale wszedł JJ i zrobił po swojemu. Dla Ciebie to jest ok, bo jesteś ślepy i masz guścik.
"Lucas, Ty fatalny scenopisarzu, jak mogłeś wprowadzić Lobota i go NIE ROZWINĄĆ "
Lobot był cameo, podałem ci przykład z Lando jako adekwatny, ale ty potwierdziłeś, że nie miałbyś problemu jakby ta postać kręciła się tylko w tle w ROTJ. Twój przykład z Lobotem - porażka
Tak jak mówiłem padaka umysłowa.
Powiem Ci jeszcze jedno. Zamiast się po prostu ze mną nie zgodzić i powiedzieć ,że masz inny pogląd na ta materię musiałeś od początku wyśmiewać, ośmieszać i wywyższać się. Jesteś taki maluczki i arogancki i tylko głośno krzyczysz ja ja, ja jestem najbardziej inteligentny a opinie innych są śmiechu warte. Przykro patrzeć na takiego człowieka.
"To był najmocniejszy, najbardziej zapamiętywalny moment z wątku Rose. Pocałunek z Finnem"
A, czyli mamy jasność, po prostu nie umiesz wyjść poza najbardziej oklepany schemat i niczego poza nim nie widzisz
"Jej relacja z Finnem mogła się od tego momentu przerodzić w love story"
Uwaga: to co do tej pory było "wątkiem romansowym wymagającym kontynuacji", stało się tylko "relacją która MOGŁA się przerodzić w love story"
"Wiesz po co ludzie wchodzą na góry? BO ISTNIEJĄ"
A inni z tego samego powodu na nie nie wchodzą. Czy to właśnie jest Dobre Scenopisarstwo (TM)?
"Lobot był cameo"
Miał więcej miejsca ekranowego niż Potencjalne Love Story
"Tak jak mówiłem padaka umysłowa."
Ale nie musisz się tak publicznie samooceniać, naprawdę.
"Zamiast się po prostu ze mną nie zgodzić"
Przecież po prostu nie zgodziłem się, a Ty zacząłeś tupać i wrzeszczeć, że masz Rację Bo Tak - zamiast ograniczyć się do argumentów (ale wtedy byśmy dawno skończyli, bo ich nie miałeś i nie masz). Aha, zapomniałeś merytorycznie dodać, że jestem Zakałą Forum
"A, czyli mamy jasność, po prostu nie umiesz wyjść poza najbardziej oklepany schemat i niczego poza nim nie widzisz"
Ty po prostu nie znasz praw jakimi rządzą się filmy
Uwaga: to co do tej pory było "wątkiem romansowym wymagającym kontynuacji", stało się tylko "relacją która MOGŁA się przerodzić w love story"
To że napiszesz uwaga, nie sprawi, że staniesz się mądrzejszy. Jedynie bardziej arogancki. MOGŁA bo się nie stała. Niezależnie czy się napisze mogła, wymagane, czy należałoby niewłaściwe podejście JJ i tak to przekreśla.
"A inni z tego samego powodu na nie nie wchodzą."
Otóż nie. Inni nie wchodzą bo albo nie są zainteresowani albo się boją, a nie dlatego ze istnieją. To nie tyle dobre scenopisarstwo co brak intelektu bartoszcze
Miał więcej miejsca ekranowego niż Potencjalne Love Story
Trzeba być już naprawdę niespełna rozumu, żeby tak to porównywać. Disclaimer Ci to wytłumaczył, ale Ty jesteś odporny na logikę.
"Przecież po prostu nie zgodziłem się, a Ty zacząłeś tupać i wrzeszczeć"
Przeanalizuj sobie rozmowę. Trzy pierwsze wycieczki osobiste zrobiłeś ty. W jednym poście je zresztą wymieniłem. Taki masz chamski styl po prostu.
"Przecież po prostu nie zgodziłem się, a Ty zacząłeś tupać i wrzeszczeć"
Z tobą rozmawia się po prostu jak z idiotą. Nieprawda że się po prostu nie zgodziłeś. Wyśmiałeś moją opinie od razu, potem dałeś hint (dla kogoś nierozumnego jak mniemam), a potem cieszyłeś się, że zrozumiałem swój błąd. Jesteś chodzącą pychą i arogancją i próbujesz zakrzyczeć opinie moje i większości swoimi kretyńskimi argumentami. Dno Dna.
"Ty po prostu nie znasz praw jakimi rządzą się filmy"
Widzisz, przyznałeś że nie umiesz wyjść poza sztampę (i nazywasz to Dobrym Scenopisarstwem)
"To że napiszesz uwaga, nie sprawi, że staniesz się mądrzejszy. Jedynie bardziej arogancki"
Uwaga: tematem dyskusji nie była moja arogancja ni mądrość A skoro przyznałeś, że wyssałeś sobie z palucha wątek romansowy, który Koniecznie Należało Kontynuować, to mogę sobie być i arogancki.
"Inni nie wchodzą bo albo nie są zainteresowani"
OCH. Ludzie wchodzą na góry bo istnieją, a nie dlatego że są tym zainteresowani
"Przeanalizuj sobie rozmowę"
żeby liczyć Twoje powtarzanie braku argumentów, czy Twoje chamskie zaczepki? Uwaga: nie chce mi się ani jednego, ani drugiego. OK, w tym ostatnim poście chyba ograniczyłeś się do czterech chamskich zaczepek.
W kwestiach merytorycznych. Zadaj sobie proszę ten trud i obejrzyj poniższy materiał od 10 do 12 minuty. Jedynie 2 minuty. Jeśli stwierdzisz, że mówią oni tym samym niezrozumiałym językiem co ja i nie podają żadnych argumentów to ok, wszystko będzie jasne.
https://www.youtube.com/watch?v=s8QecJ422AM
"Widzisz, przyznałeś że nie umiesz wyjść poza sztampę"
Jedyne co przyznałem to to, że nie masz pojęcia co to znaczy dobrze napisana postać.
"OCH. Ludzie wchodzą na góry bo istnieją, a nie dlatego że są tym zainteresowani"
Po pierwsze bo istnieją Nie są zainteresowani tym od razu. Chcą na to wejść bo jest na co wejść
"żeby liczyć Twoje powtarzanie braku argumentów, czy Twoje chamskie zaczepki?"
żeby zobaczyć, że trzy pierwsze zaczepki należały do ciebie i ty to rozpocząłeś. Ja Ci tylko zwracam uwagę że jesteś absolutnym zerem jeśli chodzi o intelekt i prowadzenie dyskusji. A że cię to bardzo boli, czyli przejmujesz się moją opinią to ciągle odpisujesz
P.S. najlepiej do 13 minuty. Jestem naprawdę ciekawy. Czy wg Ciebie oni pierniczą od rzeczy i tak jak ja nie podpierają swoich wypowiedzi żadnymi argumentami?
-obejrzyj poniższy materiał od 10 do 12 minuty
"Jeżeli znalazłeś w cudzej wypowiedzi argumenty, których nie podałeś (nie podałeś żadnych, więc nietrudno) to je podaj. Jeśli nie umiesz, to znaczy że nie ma tam argumentów. Elementarne"
http://www.star-wars.pl/Forum/Temat/23774#767991
Jedyne co przyznałem to
I po co tak kłamać?
""czyli z całych kilkunastu minut budowania postaci widzisz tylko jedną nieistotną dla budowania postaci scenę, i uważasz że skupienie się na tej jednej scenie to Dobre Scenopisarstwo"
Bingo"
http://www.star-wars.pl/Forum/Temat/23774#768109
Po pierwsze bo istnieją Nie są zainteresowani tym od razu
Opowiadaj nam jeszcze
żeby zobaczyć, że trzy pierwsze zaczepki należały do ciebie
I po co tak kłamać?
http://www.star-wars.pl/Forum/Temat/23774#767951
To Ty kłamiesz. Trzy pierwsze personalne wycieczki należały do ciebie. Trzy razy pokazałeś pychę i arogancję, podczas gdy ja nic osobistego jeszcze ci nie powiedziałem.
Wszystkie argumenty które podałem pokrywają się z argumentami, które podają trzy osobne osoby. Dopóki nie zobaczysz nie przekonasz się. Ale nie chcesz się przekonać bo się boisz
I w tym tkwi twoja małość. Absolutnie nie jesteś w stanie przyznać się do błędu. Taki mądrala przecież tego nie robi.
Aha, w sumie co Ci zostało innego jak iść w zaparte
Jestem od początku konsekwentny.
Mój argument był taki: Wątek romansowy jak i sama postać Rose zostały zarżnięte w Ep9. Wprowadzono za to nowe postaci, np. Jannah, która była próbą znalezienia sympatii dla Finna. Zamiast więc kontynuować postać (mówię o progresie), którą widzowie już znają i jest ona już jakoś tam ukształtowana marginalizuje się ją, bo być może JJ uznał, że był na Rose zbyt duży hate i nie ciągnijmy tego. To osłabia przywiązanie widza do tej postaci. Nie pozwala zarazem zbudować nowej bo jest na to już za mało czasu. Zwykle w sagach po to się wprowadza w drugiej części postać, żeby ją rozwinąć w części kolejnej. Tak było z Lando. To wtedy działa. Widzowie czują więź z bohaterem. A jak mają poczuć więź z Rose czy Jannah skoro są one tak potraktowane? To jest od początku mój argument. To co się stało jest bardzo złe dla bohaterów i ich historii, bo widzowie nie mają szansy poczuć z daną postacią większej więzi. O tym samym dokładnie mówi Radek, Łukasz i Oskar, oczywiście każdy własnymi słowami. Podejrzewam że większość ludzi tak odczuwa i jest to zarzut pokazujący niespójność trylogii. Takich przykładów można by mnożyć. Np Imperator i Pryce są na szybko próbą ratowania wątku FO. Niestety to działa na niekorzyść trylogii. Te problemy wynikają w znacznej mierze z konfiguracji Abrams - Johnson - Abrams. Chyba nie spodziewano się ile to zrodzi problemów. JJ po prostu poległ w wielu miejscach i wyszedł bardzo niespójny, chaotyczny, w wielu miejscach niedopracowany, grubymi nićmi szyty film.
Character arc Jar Jara skończył się w Mrocznym widmie. Później to niemal cameo.
A Rose można by spokojnie poprowadzić dalej i kontynuować relacje z bohaterami(np nierozwiązany problem naruszenia przestrzeni osobistej Finna) niż wciskać nowe postaci, np. zamiast takiej Jannah.
Rose to mogła być fajna postać. Tyle że w TLJ robi same głupie rzeczy.
Jest wywód, ze Rose była avatarem Rajanka i miała za zadanie dukać frazesy, które reżyser chciał wyłożyć: https://fsgk.pl/wordpress/2017/12/gwiezdne-wojny-ostatni-jedi-dwuglos-sithfroga-i-daela/
Reżyser się zmienił i Rose nie ma nic do roboty.
Z drugiej strony najprawdopodobniej jednak Abrams zebrał jakoś głosy krytyki i hejt który spotkał Rose spowodował wycięcie tej postaci.
Taki jest pomysł na Skajłokera Odrodzenie: dajmy ludziom to, czego chcą. Fani legend dostali klonowanie, Palpusia, artefakty itp.
Tu wspomnę bajkę o złotej rybce: rybka spełnia 3 życzenia rybaka ale tak, że zawsze przynosi to spełnienie szkodę a nie pożytek. Tak samo Abrams robi taki fanserwis, który tylko wkurza fanów i topi film.
Ja też zaliczyłem maraton
Wiedziałem co mam zrobić, ale bałem się że nie starczy mi sił
Dwa lata temu byłem na takim "pół maratonie" TFA+TLJ i powiedziałem sobie "nigdy więcej" XD.
Sytuacja się zmieniła, następna okazja by zobaczyć Star Wars w kinie będzie za trzy lata, a może za trzynaście albo trzydzieści trzy.
To Disney
I nie żałuję, to była jedyna słuszna decyzja, bawiłem się świetnie na wszystkich 3 filmach
Dla mnie te filmy stanowią spójną całość, bo co z tego że nie wiem z jakiego myśliwca brał Luke materiał na drzwi, czy to ważne? Nie.
Spotkałem kolegę z pracy. Był z bratem i oglądał PIERWSZY raz te filmy, fajnie było usłyszeć w przerwie jego opinię o filmach, bo bardzo mu się podobały
Panienki przy scenie pocałunku piszczały więc zmieniam zdanie, fajnie że taka scena w tym filmie jest
Tak jak myślałem, przy kolejnych seansach jest to bardziej zjadliwe:
Palpalant: Tak jak ja upadłem (do szybu), tak upada ostatni Skywalker XD
No i po 42 latach kudłacz dostał medal
Zastanawiam się na ile w tym spełnianiu oczekiwań fanów było dobrej woli, bo miejscami miałem wrażenie takiego: MACIE, ŻRYJCIE
https://i.pinimg.com/originals/c7/aa/45/c7aa4568e4166ee60831f5fabd6a20c5.jpg
W każdym razie piękne podsumowanie, Tatooine, dwa słońca w kształcie "ósemki" (BB-8) i początek spoilera Rey Skywalker ♥ koniec spoilera
10/10 ♥
Ok, miałem okazje zobaczyć The Rise of Skywalker trzeci raz, ochłonąć i strawić wszystko to co zobaczyłem. Spokojnie, będzie bez spoilerów.
Po zobaczeniu The Last Jedi wyszedłem z kina kompletnie zszokowany tym co zobaczyłem, pamiętam, że po napisach końcowych siedziałem chyba przez dobrych kilka minut bez słowa wpatrując się w ekran. Tutaj było podobnie ALE, oprócz szoku, po TLJ odczuwałem lekkie zirytowanie tym co zobaczyłem. Rise of Skywalker mnie nie zirytował i mimo swoich licznych problemów BARDZO mi się podobał. Wiedziałem jednak po wyjściu z kina, że opinie o tym filmie będą bardzo podzielone, zdawałem sobie też z tego sprawę zaraz po zobaczeniu TLJ i jak dla mnie inaczej być nie mogło z tą najnowszą częścią po tym co Rian Johnson zrobił we wcześniejszym filmie.
Nie da się mówić o The Rise of Skywalker bez nawiązywania do The Last Jedi także tutaj zaczne. Największym problemem nowej trylogii jest ewidentny brak planu od samego początku na strukturę wszystkich 3 filmów jako jednej spójnej całości. Znaczy może i był jakiś plan na to jak potencjalnie ta nowa trylogia może się skończyć. Przy The Force Awakens Abrams i Kasdan pewnie mieli pewne pomysły na finalny arc Kylo Rena - jednak na indywidualne story beaty, które by do niego prowadziły już nie. Problem jest taki, że TLJ zignorował wiele wątków narracyjnych zset upowanych przez Abramsa, wizja Johnsona bardzo różniła się od tej Abramsa i dano mu relatywnie wolną rękę na to co może zrobić w swoim filmie. Wiadomo, pisanie scenariusza to proces iteracyjny i wiele rzeczy ulega zmianie na planie, a nawet później przy montażu. Jak dla mnie warto jednak mieć dość złożony zarys NA WSZYSTKO jak z góry planujemy sequele, nowa trylogia tego nie miała. Też mnie to wszystko trochę dziwi, bo Abrams był producentem przy TLJ - zastanawiam się jak duży miał wkład w scenariusz ósmej części. Obstawiam, że minimalny. TLJ został przyjęty odmiennie przez fanbase i Disney stwierdził, że chce wrócić do bezpieczniejszych schematów zatartych przez TFA.
Skutkiem tego było niemożliwe zadanie, jakie miał Abrams przy nowym filmie. Musiał stworzyć sequel do swojego poprzedniego filmu i zarazem odwrócić narrację pchniętą do przodu przez Johnsona. Wyszła z tego taka trochę zabawa w głuchy telefon. W kilku wywiadach Abrams mówił, że przy pisaniu scenariusza z Chrisem Terrio najwięcej czasu spędzili przy pierwszym akcie filmu, po prostu nie wiedząc jak go zacząć. Spodziewałem się, że pacing będzie ogromnym problemem TROS jak ogłoszono powrót Abramsa jako reżysera i Palpatina jako głównego antagonisty. Niestety miałem rację. W filmie dzieje się na prawdę dużo, momentami za dużo, od jednego mcguffina do drugiego.
Szczerze, czasami miałem wrażenie, że the Rise of Skywalker powinien być 4 godzinnym filmem, ale kto pójdzie do kina na taki film. Wszystko dzieje się tak okropnie szybko, mamy wiele skrótów myślowych i niedopowiedzianej przedakcji. Inaczej się jednak tego po prostu zrobić nie dało.
Podobno powrót Palpatina był planowany od samego początku trylogii. Nie, nie był. A jeśli był rozważany, to na pewno nie w taki sposób. Jakby Johnson był odpowiedzialny za nową część, jestem gotów się założyć, że nie byłoby w niej Palpatina. Serio, równie dobrze mogli nazwać ten najnowszy film Star Wars: Przepraszamy za the Last Jedi. Ciężko tutaj mówić więcej bez spoilowania filmu, ale przykładowo Rose, jedna z głównych postaci TLJ w tym filmie praktycznie nic nie wnosi i jej rola sprowadza się do kilku ujęć i filler kwestii dialogowych w drugim planie. Szkoda aktorki, ale innego rozwiązania nie było, szczerze to nawet nie przez backlash, ale brak czasu na implementacje arcu kolejnej postać. Jej aktorka brała jednak czynny udział razem z główną obsadą w kampanii reklamowej filmu i wywiadach z prasą także to też pokazuje, jak bardzo zmienił się plan na realizację ostatniej części po tym jako zostało przyjęte TLJ.
Jeszcze wracając do The Last Jedi, uważam, że to dobry film, ale okropnie słabe gwiezdne wojny. Obiektywnie można by powiedzieć, ze The Rise of Skywalker jest gorszym filmem, ale dużo lepszymi gwiezdyny wojnami. Gwiezdne Wojny czerpią garściami z greckiej mitologii, zapisków Campbella i wielu innych rzeczy, mają wiele motywów przewodnich. Pobudzają wyobraźnie w pewien sposób. TLJ nie było gwiezdnymi wojnami, próbowało zaskoczyć widza i zrobić wiele nowych rzeczy, które kompletnie nie pasowały do wcześniejszych filmów. Z kolei TROS jak najbardziej było gwiezdnymi wojnami, zaskakuje, ale też jest dużo bezpieczniejsze i tym samym znajome.
Lucas wiele razy mówił, że gwiezdne wojny są dla niego trochę jak poezja, i że mają się rymować niczym wersy. Abrams ewidentnie wziął sobie te słowa do serca. Utylizowanie uczucia nostalgii to często powtarzający się zabieg, może nawet momentami za często i nie każdemu przypadnie to do gustu - mi akurat przypadło i kupiło mnie całkowicie. Są sceny w filmie, które w połączeniu z muzyką Williamsa działają na każdej płaszczyźnie. Again, pewne tropey w filmie (mówię tutaj o jednym w końcowym akcie) były dla mnie trochę cheesy, ale kompletnie mi nie wadziły. Przyznam, że trzeba umieć przymykać oko na pewne rzeczy, żeby ten film się na prawdę spodobał.
Właśnie, muszę jeszcze dodać jedną rzecz: The Force Awakens dalej jest moim ulubionym filmem z nowej trylogii, mimo częstego zarzutu, że jest rebootem A New Hope. Dlaczego? Oglądając TFA odniosłem wrażenie, że wszystko co tam widzę ma jakiś cel i jest z góry zaplanowane. Po obejrzeniu TROS czułem się jakbym oglądał wyrywki 20 różnych filmów z 20 różnymi wersjami wydarzeń, które były rozważane w całym procesie. Jak dla mnie Disney i później Abrams kompletnie nie mieli pojęcia jak zabrać się za ostatnią część po TLJ - pewne postacie równie dobrze mogły nie pojawić się w tym filmie, ewidentnie wycięto sporo materiału. Tutaj też wracamy do tego o czym pisałem wcześniej - nowe filmy bardzo ucierpiały na tym, że różni twórcy o bardzo odmiennych wizjach byli odpowiedzialni za nie.
Jak film wam się strasznie nie podobał, mam dobrą wiadomość: kolejne filmy będą bardzo inne. Disney wymęczył sage Skywalkerów i teraz ma wolną rękę żeby robić co im się żywnie podoba. Potencjał jest spory i serio myślę, że będzie dużo lepiej. Jeszcze Kevin Feige ma być jedną z głównych osób odpowiedzialnych za kolejne filmy także to też świadczy o tym, że Disney wyniósł parę lekcji z procesu twórczego.
Polecam iść na the Rise of Skywalker with an open mind, ignorując noty krytyków, które prawdopodobnie będą dość niskie. Jak jesteście fanami sagi, wiele rzeczy w tym filmie może się wam spodobać i chociażby tylko dla nich warto pójść do kina. A dla tych, którzy twierdzą, że to najgorszy blockbuster w historii kina mam jedno pytanie: jakbyście wy zamknęli 9 filmów w dwie i pół godziny po tym jak inny reżyser wyrzucił przez okno wasz zarys fabuły w środkowym akcie historii.XD
Ok, koniec rantu. Wow, sporo tego wyszło, jak ktoś to przeczyta to szanujeXD. Może jeszcze coś napisze za jakiś czas, jak już będzie można spoilować film, ale póki co wydusiłem z siebie to co musiałem.
- Kevin Feige ma być jedną z głównych osób odpowiedzialnych za kolejne filmy
Feige ma jedynie uczestniczyć w produkcji jednego filmu, nawet w plotkach nie było nic więcej.
Fabuła TROS powinna dotyczyć oczywiście wątków zainicjowanych w TLJ. Wbrew pozorom są tam pewne punkty zaczepienia.
Np. konflikt między Renem i Huxem, Rey ścigana za zabicie Snołka, Ruch Oporu szukający sojuszników, równowaga mocy, proces nawrócenia Benka, szukanie źródła spaczenia mocy. Kreatywny autor dałby radę.
Księgowi robiący listę narzekań redditowych w punktach kreatywni nie są.
W napisach początkowych do TLJ piszą, że Najwyższy Porządek sprawuje niczym nie ograniczoną władze, zajmuje układy, itp. To kogo ma atakować flota Palpusia i po co?
Biblioteka Ossus pyta się, czego nie rozumie:
https://youtu.be/ukSBNg3SdKY
Ci zaś tłumaczą, czemu Gwiezdne Wojny zostały zniszczone https://youtu.be/s8QecJ422AM ale mówią, że nie można mówić że zostały.
A te odległe rubieże mogą w ogóle istnieć skoro wszędzie jest blisko?
Ten będzie robił film o naprawianiu Gwiezdnych Wojen:
https://youtu.be/5K8GlE7iHBI
Ossus w pewnej ekstazie znajduje pozytywy:
https://youtu.be/DuOAbhHhLZA
ale tak po prawdzie, praktycznie każdy z wątków, które wspomniałaś jest w TROS. One dalej się zamykają w tym, co kiedyś wspomniałem - finalnym starciem Porządku i Oporu, co dawało materiału na 1, może 1,5 odcinka Mando, nie na film.
Ren i Hux -> szpieg.
Rey ścigana -> zobacz co mówi Zorii
Ruch Oporu i sojusznicy -> wysyłają Landa
Równowaga Mocy -> nawet Anakin o tym mówi
Nawrócenie Bena - jest i z Driverem to wyszło ekstra
spaczenie mocy znalezione
A przy tym dostaliśmy jeszcze wyprostowanie i minimalizację TLJ (dla mnie bomba).
Natomiast co do księgowego - to bez przesady. Przede wszystkim TROS to kontynuacja TFA i Abrams wraca do wielu ze swoich wątków. Większość spartolił Rian, więc Abrams łata co może i jak może. Problem cały czas tkwi ze spójnością wizji trylogii, nad którą miało czuwać Story Group. I to się nie broni, od VIII filmu. Teraz to widać jak na dłoni.
Dla mnie ważne, że VII i IX są komplementarne i pomijając VIII ładnie się łączą. Choć IX powinna być dłuższa. Wówczas wątki o których wspominasz nie pędziłyby tak i dałoby się je zauważyć za pierwszym razem. Tak trochę ciężko .
Devizz napisał:
Jak film wam się strasznie nie podobał, mam dobrą wiadomość: kolejne filmy będą bardzo inne. Disney wymęczył sage Skywalkerów i teraz ma wolną rękę żeby robić co im się żywnie podoba. Potencjał jest spory i serio myślę, że będzie dużo lepiej.
-----------------------
To prawda
Ogólnie wiadomo, że Lucas-ciemiężca trzymał Myszkę Miki pod butem i groził oderwaniem łba, jeśli ta nie spełni jego fantazji o mikroorganizmach sprzężonymi z midichlorianami sterującymi mikro-czymś-tam (albo odwrotnie).
Po wykupieniu praw do marki nie mieli wolnej ręki... Jezu...
Disney miał hajsu jak lodu, jeszcze więcej czasu, mogli zatrudnić kogo chcieli i zapłacić za proces twórczy ile tylko chcieli. Żeby tego było mało, sami sobie sprezentowali czystą kartę, przez co czas po RotJ był niczym nieodkryty ląd. No i zapełnili tę kartę totalnymi bazgrołami; jakby w jakimś amoku chęci udowodnienia, że potrafią lepiej niż Lucas, zaczęli kreślić linie, których sami nie rozumieli. Mieli najdroższe farby, najdroższą sztalugę i najdroższe na świecie płótno, i zamiast zatrudnić prawdziwych artystów, wzięli leśnego dziada Kasdana, który ramię w ramię z tym drugim ananasem przepisali historię ANH. Ale to i tak nic, bo najlepszy numer Disney wywinął kilka lat później pozwalając przy TROSie dłubać kolesiowi od "Batman Martha Superman" No ku*wa mać! Przecież to się w pale nie mieści!
No przecież w tym korpo kumoterstwo musi być równie naturalne jak oddychanie. No nie wierzę, że Iger nie zwymiotował oglądając te dwie chałtury z uniwersum DC, pod którymi podpisuje się Terrio, a potem ocierając podbródek wołał o więcej. A jeśli tak jest (a pewnie tak jest i Iger sam nie wskazuje palcem kto napisze scenariusz, kto ubierze aktorów itd.), to kolejne filmy kinowe "High Republic" będą tym samym co myszkowe epizody, czyli odgrzewanymi kotletami kręconymi w myśl idei "więcej, mocniej, głośniej".
Jak zawsze zlecieli się hejterzy i plują jadem. Zamiast cieszyć się, że zobaczyło się na ekranie legendarnych bohaterów początek spoilera Han, Luke!!! koniec spoilera (ostatni raz już niestety) i można było się z nimi godnie pożegnać, to tylko narzekanie bo ich wydumane fanfiki się nie spełniły. Wątek Bena Solo jest perfekcyjnie poprowadzony.początek spoilera Ten gość, bo tym co zrobił w TLJ oraz TFA, nie mógł mieć innego końca. koniec spoilera A że chcecie happy end.. tak SW to baśń, ale nie trzeba chyba mówić, jak wyglądały pierwotnie niektóre ze znanych baśni Baśń nie musi być słodkim happy endem.
Ale tu i tak jest happy end. Zło zostało ostatecznie pokonane początek spoilera Generalnie świetny pomysł z tym Palpim - taki mastermind jak on nie mógł tak po prostu zginąć w EP6, tam to było słabe. Teraz wrócił i pokazał, że tak łatwo nie można zniszczyć najbardziej przebiegłego Sitha w galaktyce.. chyba ze z pomocą Wszystkich Jedi - świetny motyw! koniec spoilera, w ostatniej scenie oddano cześć naszym bohaterom z OT, a legenda żyje dalej. Piękna symbolika (plus te podwójne słońca pod koniec!! Można się wzruszyć) no i współgra z wizją Riana Johnsona - każdy może być Jedi, każdy z nas może być właśnie Skywalkerem. Bo Skywalker to coś więcej niż osoba To idea. Brawo!
Myślę, że można by się przyczepić do kilku niedociągnięć, ale generalnie bardzo dobry film.
Jako zwykły widz 9/10
Jako fan SW 10/10
Mark jak zwykle nie zawodzi:
https://www.youtube.com/watch?v=oBqZHsEieyM
Świetna recenzja. Dotyka interesujących (chociaż oczywistych) aspektów reakcji na TROS. Można zrozumieć niechętną reakcję krytyków na Epizod 9. Niezbyt entuzjastyczna odpowiedź publiki również ładnie "umieszcza się w kontekście". Polecam, Mark to bystry gość - a filmik jest bardzo krótki (7:54).
https://youtu.be/cy1_wVQjHUg
Trochę błądzi.
Brody rwie grzywę. https://youtu.be/5K8GlE7iHBI
OK, to teraz pokuszę się o ocenę punktową TROS. Mossar nie patrz, bo nie zakrywam spoilerów
Zaczynamy od wyjściowego 10/10, bo Star Wars.
-1 za Palpatine (a kto umarł, ten nie żyje, kropka)
-1 za hodowlę Snołków w probówkach (klonerstwa mu się zachciało)
-1 za flotę stworzoną przez popleczników (niby kogo?)
+1 za lodową planetę-skrzynkę kontaktową
-1 za hyperspeed hopping i to wyskakiwanie z nadprzestrzeni w jakieś wąskie przestrzenie
-1 za to, że hyperspeed hopping potrafi byle pilot TIE, nawet jeśli robi to dzięki hyperspeed tracking (srsly, w TIE takie wyposażenie?)
+1 za trening lewitacyjny Rey
+1 za zdjęcia z Leią
-1 za rzucanie oficerem po suficie
+1 za wioskę na Pasaanie
-1 za ruchome piaski wyglądające równie źle jak w Indy4
+1 za wonsza
+1 za rycerzy Ren
-1 za rozwalenie TIE w locie
+1 za Pryde`a
+1 za Kijimi
+1 za Zorri
+1 za C3PO i wszystko co się wiązało z jego pamięcią i oprogramowaniem
+1 za zdalny pojedynek na miecze
+1 za I AM SPY
-1 za pochodzenie Rey
+1 za Jodie Comer w roli matki Rey
-1 za sztylet-wskazówkę jak z Indy
+1 za kompanię szturmowców-dezerterów
-1 za pozbawienie Finna szczególnego statusu szturmowca-dezertera
-1 za wielkie fale na Endorze
+1 za Mroczną Rey
+1 za scenę Bena z Hanem
-1 za brak sceny Bena z Lukiem
+1 za trening Lei z Lukiem
-1 za zniszczenie Kijimi jednym strzałem
-1 za to że rycerze Ren nie są Force-sensitive
+1 za teleport Mocy
-1 za to że Palpatine okazał się sfanatyzowany raczej niż makiaweliczny
-1 za to że Force bond stworzony przez Snołka stworzonego przez Palpka okazuje się być czymś wyjątkowo rzadkim, wut?
-1 za to że Palpatine się okazał kretynem, który po raz kolejny nie umie przestać używać błyskawic
-1 za koniec Palpiego jak w Poszukiwaczach zaginionej arki...
+1 za finałową scenę na Tatooine
Podliczmy... 10/10, bo to SW
Jakoś mnie tak uradował ten wstęp Miło tak przed świętami że ktoś o mnie pamięta. Jak tylko zobaczę film to będę czytał po kolei Wasze recki.
Pobieżnie mam jeden wniosek - przy tym filmie nie ma zasady komu się to spodoba. Aktualnie jestem nastawiony, że mogę być zażenowany, zachwycony, mehnięty, szczęśliwy, wkurzony. Wszystko jest możliwe. Ale myślę, że są szanse że mi się spodoba - mimo wszystko mam duży margines akceptacji głupotek w SW. Chyba, że by ekranizowali Screaming Citadel to wtedy bym wyszedł z kina. A jeśli TROS bazuje na Dark Empire (bo taki półspoiler do mnie dotarł) to jest szansa, że będzie dobrze - dla mnie Dark Empire to była przyjemna kiczowata lektura, która dała mi sporo frajdy mimo tego że wszystko tam było poklejone na ślinę.
Początkowo Enric Pryde, ot taki dziwny antagonista w obrazie kinowym "The Rise of Skywalker", jawił się, pod względem zachowania i osobowości, jako osoba dość podobna do Arihndy Pryce z serialu animowanego "Star Wars: Rebels" i nowokanonicznej powieści Timothy`ego Zahna pt. "Thrawn", którą skończyłem czytać akurat w Wigilię, i którą to ,,bardzo do potęgi entej" polecam. Może to sprawa podobnie brzmiących nazwisk - kto wie - bo Pryce i Pryde, to podobnie władczy, zawistni, skalani szorstką dystynkcją członkowie totalitarnych systemów politycznych Galaktyki. Panna Pryce, wypisz wymaluj, jest niczym prawa ręka Sidiousa, Pryde, który na przestrzeni "Epizodu IX" okazał się dość tajemniczą postacią, służącą Palpatine`owi od bardzo dawna, znającą plany powstania "Ostatecznego Porządku", równie znakomicie, co powracający do żywych dzięki swoim akolitom Imperator. W "The Rise of Skywalker" zaskoczyła mnie skromna, ujęta w krótkich, przypisanych emocjonalnie do charakteru Pryde`a scenach, aranżacja samego Enrica Pryde`a. Podejrzewam, że generał miał wypełnić lukę wątkowo-fabularną produkcji, jakby musiał wypełnić część fabuły filmu, aby był on w miarę logicznie poukładany; po prostu, Pryde musiał się w tym obrazie Abramsa pojawić. I sam nie wiem, czy jego ,,jestestwo" na tkance tegoż to filmu ocenić na plus, czy minus. Jeśli pojawi się nowelizacja Epizodu IX, można śmiało założyć, że wątek Pryde`a będzie solidniej uwydatniony, rozwinięty, bardziej przystępny dla czytelnika. Mam spore oczekiwania w stosunku do wydania Blu-Ray, Blu-Ray 4K, czy DVD zwieńczenia Sagi Skywalkerów. Głównie liczę na umieszczenie w tych formach zapisu filmu, w scenach wyciętych z głównego materiału produkcji i ujęciach dodatkowych, ponownie, nieco więcej z wątku Pryde`a i Huxa; ponoć pojawili się oni na Mustafar - na początku "Epizodu IX", gdy Kylo Ren powalał na Ziemię jakieś oddziały humanoidalnych istot. Dwójka ta uczestniczyła w walce u boku Rena, jednak scenę tę wycięto.
Czy są głupotki? Są. Czy są mega przekręty prosto z EU? Są. Czy JJ próbuje każdej grupie odbiorców rzucić coś specjalnie dla nich? Stara się mocno. Czy płakałam? Tak. Czy parskałam (niekoniecznie rozbawiona)? Tak. Czy przewracałam oczami? Tak. Czy w trakcie myślałam "na to będzie hejt"? Zbyt często.
Czy jestem zadowolona? TAK!
Podobało mi się bardzo, po prostu świetnie się bawiłam. Było lepiej niż się spodziewałam.
Teraz najchętniej bym zaszyła się z kubkiem herbaty pod kocem i czytała oraz pisała tutaj (jakieś choróbsko mnie bierze od rana :/). No ale nie da się. Promil poszedł teraz do kina, a dzieciaki domagają się uwagi.
Mam ochotę na kolejne seanse.
Kasis napisał:
Czy jestem zadowolona? TAK!
-----------------------
I to najważniejsze!
Dziś mi jakoś tak melancholijnie... Że koniec, że jednak mogło miejscami być inaczej, lepiej.
Szkoda, że widoki na drugi seans dopiero po świętach.
Syn chce się bawić w piratów Lego, a ja nie mogę się skupić bo w głowie mam tylko starwarsy
Najważniejsze że się podobało i się świetnie bawiłaś [2]
Przetrawiłem już te wszystkie wspaniałe rozwiązania i zwroty fabularne, pozbyłem się złudzeń, pogodziłem się z obecną sytuacją i mocno zluzowałem poślady. Teraz to już jestem gotowy nawet na inwazję YV. Od wczoraj odczuwałem coraz silniejszą potrzebę ponownego obejrzenia no i właśnie kupiłem bilet - w pn idę drugi raz. W środę podczas pierwszych 10 minut dostałem takiego sierpowego, że nie mogłem się otrząsnąć do końca filmu, zepsułem sobie cały seans i sporo przegapiłem. Tym razem chcę bardziej skupić się na stronie wizualnej i więcej wszystkiego wyłapać. Zdania o E9 raczej nie zmienię, ale zamierzam bawić się lepiej niż poprzednio. Zobaczymy.
Za drugim razem jest lepiej.
Zrobiłem mały eksperyment: zamknąłem oczy podczas fanfar. Ciary trzymały. Aż otworzyłem oczy i mignęło mi "imperator" w crawlu, wtedy natychmiast puściło.
Oczyścić umysł trzeba
Będę bronił TROS nie dlatego, że to jakiś wyjątkowy dobry film, bo jako twór kinematografii dzieło Abramsa wypada co najwyżej średnio. Będę bronił TROS, bo jako Gwiezdne Wojny, to najlepsze co widzieliśmy w kinach od 36 lat.
Zacznę od tego, iż jesteśmy na takim etapie, że cokolwiek nie zostałoby pokazane na ekranie, fani i tak skrytykowaliby jak leci każdy element filmu. Doszukiwaliby się najdrobniejszych błędów logicznych, co jest już samo w sobie śmiesznie, bo mamy do czynienia z kiczowatymi Gwiezdnymi Wojnami, które z zasady są głupkowate. Wystarczy sobie odpalić ukochaną Starą Trylogię i podziwiać plot armor głównych bohaterów, waleczne miśki na Endorze, czy wyjątkowe celne strzały Luke`a. Brak logiki i uproszczenia to nieodłączny element SW, bo to BAŚŃ, film fantasy. Gwiezdne Wojny mają pokazywać coś mądrego i być przy tym ciekawie opakowane. I moim zdaniem trylogia Dinseya robi to nieporównywalnie lepiej od epizodów I - III.
The Rise of Skywalker moim zdaniem cierpi na jeden główny problem. Mianowicie w filmie tym występuje za duża ilość ekspozycji. Zaznaczę jednak, że nie jest to tak bardzo skopane jak w prequelach, gdzie jakby nie drętwe dialogi bohaterów, to absolutnie nie wiadomo byłoby co się dzieje na ekranie, lecz problem jest zauważalny. Na szczęście na odtrutkę przychodzi świetnie poprowadzona akcja, masa fanserwisu i solidne relacje pomiędzy głównymi bohaterami. Widać, że jest pomiędzy nimi chemia i są przyjaciółmi, którym zależy na wspólnej sprawie. Jest dokładnie tak samo jest z Lukiem, Leia i Hanem. Dzięki temu ciekawią nas ich losy i każdy kolejny dialog, który ich rozwija nieporównywalnie lepiej niż w częściach VII i VIII.
Główny konflikt filmu, wydaje się wciągnięty trochę na siłę, ale kurde - dlaczego nie. Przecież bycie mistrzem kukiełek w wykonaniu Palpatine`a ma sens. Jest ciekawym spojrzeniem w stronę dawnych legend i uhonorowanie tej postaci. W dodatku Ian McDiarmid bawi się to rolą na ekranie. Jest po prostu genialny i potrafi wzbudzić zaciekawienie widza i poczucie zagrożenia. Dodatkowo jego obecność splata wszystkie 9 filmów. Przypomina o jego roli w stworzeniu Vadera i stworzeniu całego rodu Skywalkerów. To od niego wszystko się zaczęło i to na nim wszystko się zakończy.
Przejdę teraz do tego co jest moim zdaniem najlepszego w tym filmie. Jako wstęp zaznaczę, że zdjęcia, montaż dźwięku czy plenery były rewelacyjne. Ale to chyba jasne i nie trzeba tego za bardzo rozwijać. Mianowicie najlepsza w filmie jest historia Rey i Kylo. Trzeba było 9 filmów żeby stworzyć w SW relację piękną i jednocześnie tragiczną. Żeby pokazać, że nie wszystko jest czarno - białe. Że nie zawsze chłopak z małej planety zostaje bohaterem i ratuje księżniczkę. Trylogia Disneya i w szczególności ostatni epizod pokazał, że bohater może upaść w sposób nieoczywisty. Że Luke, Leia, Han to nie są kryształowe postacie i mogą mogą ze swojego rodu wprowadzić do świata człowieka zagubionego, który nie jest w stanie utrzymać ciężaru dziedzictwa. Jest cholernie ludzkie i tworzy z tej trójki postacie z krwi i kości, a nie archetypy pisane od linijki. Kylo miał wszystko, żeby pójść w ślady swojego wuja i wszystko żeby pójść w ślady swojego dziadka. To nie dziedzictwo zdecydowało o jego końcowym losie, ale jego świadomy wybór i miłość do innej osoby. Jemu udało się uratować ukochaną, czyli naprawić błędy dziadka. Oddać życie za rzecz wartą poświęcenia i po części odkupić swoje winy. Fantastyczna klamra, która spaja całe 9 epizodów. Główna postać tej trylogii Rey dzięki TROS otrzymuje jeszcze tragiczniejszą historię. Porzucona za dziecka, wychowana w samotności, okazuje się wnuczką Palpatinea`a. To tak jakby dowiedzieć się, że twoim jedynym żyjącym krewnym jest Adolf Hitler. A przypominam, że to brak rodziny, samotność była największą bojaźnią Rey. I to jest w tej postaci najciekawsze, że można być jednocześnie tak bardzo potężnym i tak bardzo słabym. Rey to nie była słynna "Mary Sue", Rey przez całą trylogię miała najwięcej problemów ze wszystkich postaci SW. Nie potrafiła zaakceptować swojego dziedzictwa, tego, że była albo córką pijaków, którzy ją sprzedali albo wnuczką największego zbrodniarza w historii. Jej moce nie dawały jej żadnego spełnienia, były wręcz ciężarem, z którym nie potrafiła sobie poradzić. Akceptacja samej siebie udała się dzięki Benowi, jego poświęceniu i miłości.
świetna lekcja płynie z tego filmu. Nie ważne jakie jest twoje pochodzenie. Nawet jeśli pochodzisz z patologicznej rodziny, z ojcem pijakiem, wszyscy mówią ci, że nie masz perspektyw, to ich nie słuchaj. To nie jest twoja destynacja. To ty kierujesz swoim losem i sam wybierasz swoją drogę. I w ostateczności swoją rodzinę. Przyjęcie przez członka rodu Palpatine nazwiska Skywalker to chyba najlepsza metafora zwycięstwa dobra nad złem.
Rey kończy samotna, czyli tak jak ją poznaliśmy. Jest jednak teraz innym człowiekiem. Jest Jedi, a czyż Jedi nie są właśnie samotni i nie taki powinien być ich los?
Dzięki Abrams.
Posłużę się cytatem pewnego Mistrza Jedi: "Amazing. Every word of what you just said was wrong", ale nie mam sił tłumaczyć dlaczego.
SW-Yogurt napisał:
Posłużę się cytatem pewnego Mistrza Jedi: "Amazing. Every word of what you just said was wrong"
-----------------------
Tak, bo nie od dziś wiadomo, że "moja racja jest racja najmojsza!". I że to, czy komuś się starwarsy podobają czy nie, można wyjaśnić, udowodnić i obronić racjonalnie metodami formalnymi
kylo1117 napisał:
mamy do czynienia z kiczowatymi Gwiezdnymi Wojnami, które z zasady są głupkowate.
-----------------------
Oczywiście że tak, i to trzeba za każdym razem podkreślać. Niektórzy chyba o tym zapomnieli... albo jeszcze nie złapali
Z resztą posta zgadzam się w 101%, napisałeś chyba jedną z najlepszych recenzji tutaj, dzięki kolego i pozdro
kylo1117 napisał:
Będę bronił TROS nie dlatego, że to jakiś wyjątkowy dobry film, bo jako twór kinematografii dzieło Abramsa wypada co najwyżej średnio. Będę bronił TROS, bo jako Gwiezdne Wojny, to najlepsze co widzieliśmy w kinach od 36 lat.
-----------------------
Przebudzenie mocy było lepsze.
"Będę bronił TROS, bo jako Gwiezdne Wojny, to najlepsze co widzieliśmy w kinach od 36 lat."
Jak się obejrzało Holiday Special, a nie widziało TPM, AOTC, ROTS, R1 czy nawet TFA albo Solo to... może mógłbym się nawet zgodzić. Chociaż osobiście uważam TLJ, który oceniam na 2/10 za minimalnie lepszy.
"Zacznę od tego, iż jesteśmy na takim etapie, że cokolwiek nie zostałoby pokazane na ekranie, fani i tak skrytykowaliby jak leci każdy element filmu."
Nie. Fani, z tego co mi się wydaje, nie krytykowali R1. Jeśli Disney uparł się na kolejną trylogię mógł ją umieścić 100 lat przed lub po ANH i 0 problemu. Niech robią własną historię, bohaterów, niech pokazują Moc na nowo. Ale nie, jak nie potrafią zrobić nic nowego, tylko sprzedają to samo, co w gruncie rzeczy jest już stare, w innym opakowaniu to... no żal. TLJ był tragiczny ale przynajmniej był oryginalny. A to było żałosne, Abrams nie potrafił stworzyć nic nowego.
Motyw fatum, jakie ukazał Lucas w ROTS samo w sobie było lepsze niż wszystko co pokazał nam Abrams.
Co mądrego pokazał TROS? to że w świecie SW działania nie mają logiki i konsekwencji?
"Rey kończy samotna, czyli tak jak ją poznaliśmy. Jest jednak teraz innym człowiekiem. Jest Jedi, a czyż Jedi nie są właśnie samotni i nie taki powinien być ich los? "
A czy od zawsze nie było klepane nam że jedna z różnic między ciemną a jasną stroną jest samotność użytkowników tej pierwszej? Masz swoją interpretację, spoko, ale to nijak się ma do tego o czym SW mówiło zawsze.
Mimo iż nie czytałem komiksów z Uniwersum Star Wars, z serii "Mroczne Imperium", to zaciekawiło mnie zdanie twórców "The Rise of Skywalker" (głównie scenarzystów), o tym, jak eksplozję II Gwiazdy Śmierci przetrwał Palpatine, i czy w Epizodzie IX, ,,Palpatine, to był... Palpatine". Ponoć Terrio i Abrams sugerują nam, że, to co widzieliśmy na ekranie kin w zwieńczeniu Sagi Skywalkerów, było tylko ciałem Dartha Sidiousa. ,,Wielki Imperator" zginął wraz z duchem i fizycznością pod koniec kinowego "Epizodu VI" Star Wars. Przebudzone zło w "The Rise of Skywalker" skorzystało z ciała (nie wiem jak) Sidiousa - czyli jego klonu, aby zniszczyć całe dobro w Galaktyce. Gdyby rozumować w ten sposób, Imperator w najnowszym gwiezdnowojennym filmie, byłby personifikacją Ciemnej Strony Mocy, która ,,chciałaby się" urzeczywistnić do materialnej postaci, aby finalnie zniszczyć Galaktykę... Ciekawa interpretacja losów ,,niby-Imperatora" z "Epizodu IX" Star Wars.
Ale weź. Klony Imperatora. To może ci Yahuz Yongowie jeszcze?
Ciiiiiiiszeeeeeej, bo "D" obserwuje i zaraz zrobią z tego film.
Drugi seans "Star Wars: Episode IX - The Rise of Skywalker" za mną. Tym razem bez widowiskowych efektów i wrażeń ,,że ho ho" z oglądania filmu w formacie IMAX 3D z napisami. Obyło się i bez tego, choć przyznaję, że ,,normalny" ekran kinowy, jak ten z sieci kinowej "Helios" okazał się miałki i płaski jak stół - bez żadnej krzywizny, na dodatek ze słabą jakością powierzchni, na której wyświetla się film, ot takie białe prześcieradło w tym przypadku, nic więcej. Nie wspomnę o tych standardach "Heliosu" - jakości dźwięku oglądanego "Star Wars: Episode IX - The Rise of Skywalker", bo ta, jak na standardy współczesnych technologii przeznaczonych dla sal kinowych, była kiepska. A wracając do seansu, druga projekcja zwieńczenia Sagi Skywalkerów - bez względu na jakość pochłanianego przez moje zmysły filmu - była dla mnie strzałem w dziesiątkę; z każdym kolejnym seansem tego obrazu, mimo jego absolutnie szybkiego tempa opowiadania historii i zrealizowanego montażu, jego treść staje się coraz bardziej wyrazista. Drugie ,,oglądnięcie" Epizodu IX dało przynajmniej jedno konkretne coś do zrozumienia: że mroczny Palpatine, którego widzieliśmy w filmie, to nawet nie fizyczny klon z poświatą duszy Imperatora zachowanej w Mocy. To esencja Ciemnej Strony siły tworzącej i spajającej Galaktykę - jej paradoksalne vis vitalis; to ,,Brat" - uosobienie plugawej Ciemności, niby postaciowe jej ludzkie urzeczywistnienie. Bo sama Ciemna Strona Mocy chciwie pragnęła rozstroić galaktyczną równowagę sił, wykorzystać połączenie w Mocy Bena Solo z Rey, aby zawładnąć Galaktyką. To nie była świadomość Palpatine`a, ani nic podobnego, to nie miało z nim nic wspólnego. To coś było zbyt potężne; nie można było stworzyć absolutnej emanacji Ciemnej Strony Mocy w postaci tzw. ,,burzy Mocy", przez kogoś, kto nie wiadomo jak odradzał się przez około 30 lat - na skalę pochłaniającą setki okrętów i myśliwców Ostatecznego Porządku i Ruchu Oporu. To zło wykorzystało fakt wcześniejszej egzystencji Palpatine`a, nawet planując za jego życia inwazję na dobroć i równowagę w Mocy. Cóż, nie wiem jak inaczej to określić - możliwe, że wszystko zaczęło się już za czasów młodego Anakina Skywalkera, a może wcześniej, lub później? Kto wie...
Wczoraj byłam drugi raz. I to co rzuca się w oczy to nieustanny bieg. Wszystkich postaci. One ciągle biegają. Film zaczyna się dynamiczną sceną walki na Mustafarze, potem Rey biega podczas szkolenia. Biegają niesamowicie szybko postacie drugoplanowe wokół myśliwców Rebelii, Rey biegnie na Paasanie, nawet Chewbacca biegnie po Rey na pustyni, Kylo biega na Exegolu, potem znów Rey po przylocie do bazy a wokół x-winga Luke`a znów przebiega załoga. A jak już nie biegną to jadą/lecą/ płyną, szturmowcy na nowych pojazdach, cała trójka z droidami na ścigaczach, Rey na `wodolocie" oraz szarże na konikach. Dostałam zadyszki Wiem, wiem 16 godzin. Ale ta bieganina potęgowała uczucie bałaganu.
Druga sprawa to rycerze Ren. Widać, że pomysłu starczyło tylko na fantastyczną stylizację. Na więcej ciekawych scen zabrakło. A szkoda.
I na koniec mam po tym seansie jeszcze większe wrażenie braku definitywnego, ostatecznego zamknięcia tej historii. Może nie będzie już filmów z tymi postaciami ale nie był to dla mnie wyraźny finał. Tak jakby ktoś w Disneyu powiedział- a zakończmy to tak nijak może kiedyś jeszcze da się na tym zarobić?
Gdyby Palpatine okazał się wydmuszką to oznaczało by, że gdzieś tam kiedyś zło może się odrodzić. Nic w tym epizodzie nie zostało zamknięte na amen
"Epizod IX" Star Wars, choć będący kinowym, spektakularnym widowiskiem, z masą wrażeń wśród oglądających typu ,,Wow!", ,,Że co?", ,,Ale moc!" itp., który to jest godnym domknięcia Nowej Trylogii filmowej i całej dziewięcio-epizodowej Sagi Gwiezdnych Wojen, dziełem, lecz niezbyt spójnym i zbyt rozdartym fabularnie i wątkowo podsumowaniem wyjątkowej estymy takowej rozciągającej się na 42 lata historii kinematografii: gwiezdnowojennej Sagi, rozniecił w sercach fanów nieco tego charakterystycznego dla Uniwersum Star Wars żaru, dając wyjątkowe ciepło. Ciepło, które powoli wygasa - sęk w tym, że w przypadku kolejnych seansów filmu "The Rise of Skywalker" można odnieść wrażenie jakoby to ciepło z Epizodu IX gdzieś ulatywało; że Epizod zostawił więcej pytań niż dawał odpowiedzi, choćby na przykład: przetrwanie Imperatora, czy też jego odrodzenie się, pochodzenie Rey, oraz dlaczego akurat Tatooine jako planeta w końcówce filmu, czy może kwestia Senatu zakazującego droidom tłumaczenia starożytnego Sithańskiego, i na dokładkę odzyskanie pamięci trwałej przez C3PO, która miała być ,,bezpowrotnie" utracona.
"Palpatine" z Epizodu IX, o zapadającym w pamięć miazmatycznym, podłym, zgniłym jak jakiś zombiak fizycznym i ,,duchowym" obliczu, to nie Imperator, który został wrzucony do wylotu reaktora II Gwiazdy Śmierci przez Dartha Vadera tuż pod koniec czasu trwania Epizodu VI z "Klasycznej Trylogii". To coś dużo bardziej złowrogiego, pierwotnego, pochodzącego z jakiegoś innego rozdartego Wszechświata; istoty potęgi ,,niby-Palpatine`a" pewnie przez wiele, wiele lat nie pojmiemy, chyba że to ,,coś" powróci w kolejnej trylogii Epizodów filmowych Star Wars lub luźnych sequeli z Rey i resztą ekipy w rolach głównych. Można również gdybać - i to konkretnie dosadnie - czy ,,przesycony Mocą" niby-Palpatine z "The Rise of Skywalker", to tzw. Syn - uosobienie Ciemnej Strony Mocy, który wizerunek Sidiousa tylk wykorzystał.
Byłem trzeci raz, jakiś imbecyl obok mnie co chwile głośno jąkał: "co ja oglądam".
Gdybym był pierwszy raz i ktoś by się tak zachowywał serio bym przywalił. Zabawne jest to, że koleś pewnie uważa się za fana.
Ja jak do tej pory na nikogo takiego nie trafiłem, na żadnym filmie z cyklu Sequeli. Musiałeś mieć niezłego pecha. Z drugiej strony dziwne, że jak się aż tak nie podobało, to że z sali nie wyszedł (ja bym wyszedł a nie się męczył), i jeszcze dziwniejsze, że w ogóle za bilet zapłacił. Bo to pewnie jeden z tych co od roku czy dwóch wiedzieli, że film będzie ZŁY
Wiem, że tęskniliście. Na seansie byłem wczoraj wieczorem, więc zdążyłem ochłonąć.
Bawiłem się świetnie, być może dlatego, że spodziewałem się czegoś gorszego, na co nastawili mnie kantynowicze. Dopiero teraz zaczynam źle reagować na Palpa, w filmie jakoś mi to przeszło - trochę jak Ysalamiry w Thrawnie. Może dlatego, że po tych wszystkich spotach nie miałem nadziei, że potoczy się to inaczej. W każdym razie muszę to jeszcze dotrawić, ale na razie film oceniam na plus.
"The Rise of Skywalker", to ponad wszelką wątpliwość film zupełnie inny niż wszystko to, co mogłoby pojawić się w naszych wyobrażeniach odnośnie wieńczącego 42 letnie kanoniczne kinowe Uniwersum Gwiezdnych Wojen filmu. Żadne określenie, emotikonka, i nie wiadomo jak długie ,,wypracowanie" nie wyrazi mojego, jak i zapewne wielu z was również, zaskoczenia odnośnie tego, co przedstawił nam obraz J. J. Abramsa, Epizod IX Star Wars. A był to porażający, zaskakujący film, jakby w finiszu Sagi Skywalkerów miało wydarzyć się tysiąc rzeczy naraz, z tysiącami różnych wątków i emocjami temu towarzyszącymi. Jeden seans Epizodu IX w formacie IMAX 3D z napisami nie wystarczy, aby zrozumieć wszystkie pomniejsze i te większe wątki, historie, informacje, aspekty realizacji filmu poprzez pracę kamery, tu przestawione. Na ten moment, po projekcji Epizodu IX mój fanowski umysł jeszcze stygnie. To było przeżycie, które ciężko ująć w skali jakiekolwiek oceny. Filmowi daję przysłowiową najwyższą notę, głównie za względu na to, że jest to nadzwyczajne, ciężko porównywalne z czymkolwiek z Uniwersum Gwiezdnych Wojen, widowisko, ot niebotyczne dzieło, zwieńczenie, lecz nie podsumowanie, dziewięcio-częściowej kanonicznej Sagi Skywalkerów. Coś niebywałego... Przesycenie Mocy!
"The Rise of Skywalker", jako, zwieńczenie a nie podsumowanisme Sagi Skywalkerów: Epizodów filmowych Star Wars, od I do IX, zakończyło się intrygująco, niekonwencjonalnie i tak, dziwnie, że nie wiadomo czy, bardzo dobrze, czy bardziej w przesunięciu ku czemuś neutralnemu. Rey uruchamiająca miecz świetlny, którego klinga syczy i jarzy się na intensywnie żółtawy kolor, sprawia, że my widzowie i fani Uniwersum Gwiezdnych Wojen nagle zdajemy sobie sprawę, że, na naszych oczach staje się ona strażniczką Jedi. I mówiąc krótko, to bardzo odpowiedzialna rola, nie oznaczająca dla Rey stania na straży Mocy - pilnowania stanu równowagi w jej naturze. To bycie czułym na zagrożenia i reagowanie na przebudzenie się bądź zwiększoną aktywność Ciemnej Strony Mocy. Zakończenie 42-letniej galaktycznej Sagi - dosłownie ostatnie jej ujęcia, które widzieliśmy w "The Rise of Skywalker", wybrzmiały w tymże filmie genialnie! To swego rodzaju ukłon w stronę Klasycznej Trylogii kinowych Epizodów Star Wars, głównie ku roli Obi-Wana Kenobiego, oraz przekazanie warty nowemu pokoleniu Jedi, aby pilnowali oni Galaktyki przed każdym zagrożeniem, które widać za horyzontem. Takowe zwieńczenie Sagi Skywalkerów nie oznacza, że dla postaci Rey nastał definitywny koniec. Ciemna Strona Mocy w takim samym stopniu buduje Galaktykę, jak jej Jasna Strona, tworząc równowagę. Ciemność, zło, one nigdy nie znikną, a Rey - jeśli "Lucasfilm Ltd./Disney" będą chcieli ,,pociągnąć" jej wątek w kolejnych, kontynuujących Sagę Skywalkerów filmach - za kilka lat znów może zaszczycić nas swoją obecnością na wielkim ekranie.
10/10... Po prostu, cieszę się, że żyjąc te prawie trzydzieści wiosen, jestem świadkiem końca jak i początku pewnej ery w dziejach popkulturowej egzystencji Uniwersum Gwiezdnych Wojen.
Byłem dziś trzeci raz, tym razem na dubbingu. Nie wiem czy to kwestia dnia, pecha czy faktu, że to był dubbing, ale widownia była jakaś dziwna. Z tyłu gadali, z przodu gadali, z lewej gadali (to chyba była jakaś nauczycielka, tak mi się wydaje po fryzurze, minie i braku kultury osobistej). Dziecko obok średnio co 30 sekund wydawało z siebie dźwięk typu "mmm", takie wiecie, nie że mm że smaczne, ale jak się wydycha powietrze krtanią. Nie na film, ale już od reklam. Przez trzy godziny. I weź tu się zdenerwuj, nie zdenerwujesz nawet, bo to tylko dziecko.
I nie rozumiem co za problem zrobić dobry dubbing? No serio. Ja pierniczę. Ja wiem, że kreskówki i filmy animowane rządzą się innymi prawami niż aktorskie i że fakt, że TCW brzmi nieraz lepiej niż w oryginale, kreskówki tak samo, Shrek to mistrzostwo świata zarówno pod względem tłumaczenia jak i wykonania, ale hej, przecież dubbing Zemsty Sithów też jest fenomenalny, więc DA SIĘ. Harry Potter przecież też jest bardzo dobrze zdubbingowany. Aktorzy grają w dużej mierze głosem, więc jeśli już go kastrować z połowy roli, niech aktor dubbingowy chociaż próbuje go naśladować, niech pokaże jakiekolwiek emocje, a nie duka te teksty jak na jakichś jasełkach klasy 3B na sali gimnastycznej. Jedyna sensownie zdubbingowana postać to C3P0, Kylo Ren też ujdzie, reszta to jest porażka na całej linii. Dobrze chociaż o tyle, że tłumaczenie było odpowiednie, bez żadnych żeżuncji typu "ale odschool" jak w TFA. Ba, czasem nawet wersja dubbingowa wydawała mi się być lepsza od oryginalnej pod względem wypowiadanych kwestii, ale to już sprawa marginalna, kosmetyczna, był BARDZO męczący. No ale zawsze chociaż raz muszę iść na dubbing z czystej ciekawości, więc nie żałuję. Choć dobra, może trochę, to co zrobili Imperatorowi to jest śmiechu warte. Ale i tak był lepszy od tego w TFA i to pod każdym względem, mimo że tragiczny.
Podobało mi się ! Po prostu.
Przykładowo porównując TROS do TPM i AOTC to te dwa ostatnie są przeraźliwie nudne z mocnymi końcówkami a EP IX daje nam szaloną starwarsową jazdę bez trzymanki z nawiązaniami do poprzednich filmów, książek czy gier (Rey we wraku DSII śmiga jak Cal Kestis z Fallen Order! )
-klimat SW? jest
-akcja,efekty i muzyka ? są
-humor? jak najbardziej i nie tak żenujący jak u Ruina
-fabularnie jest ok mimo że film strasznie pędzi (wersja 3h byłaby jeszcze lepsza!) i czuć że wszystko upychano do plecaka zamiast do walizki.
-------------UWAGA PONIŻEJ SPOILERY !!!-----------
Co mi się podobało:
-Relacje głównych bohaterów
-Lando!
-Dużo używania mocy, w końcu mamy uzdrowienie w filmach, Rey używająca przypadkiem błyskawic miodzio (dowód na to że jest potężna ale nadal brakuje jej treningu i opanowania)
-Kylo Ren(Ben) i zgadzam się z tymi co uważają go za najlepsza postać sequeli, dla mnie też jest numerem 1, aż chciałoby się więcej scen z nim po nawróceniu
-Exogol i mroczny klimat tego miejsca, miazga, żaden inny epizod nie miał tak klimatycznego miejsca
-Zombie Palpi, jak jakiś upiór z horroru, wyglądał trochę nawet jak topielec, kupuje jego wygląd
-Luke trollujący Riana z tekstem o szanowaniu broni jedi
-To że udało się wrzucić Leię i nie wyglądało to na zbyt sztuczne
-Cameo Williamsa, już na zawsze pozostanie częścią SW, dużo lepszy soundtrack w IX niż w VIII (dla mnie najlepszy był z VII z sequeli)
-Hux, było go mało ale wymiatał
-Duchy mocy przemawiające do Rey (to że ich wszystkich nie pokazali mnie nie boli, wszyscy wiemy jak wyglądali )
-Szybkie skoki w nadświetlną, może i głupie ale mi się podobały, na pewno były lepsze od super Leii
-wizja dark Rey
Co mi się nie podobało:
-sposób w jaki pokonano Palpiego, mogli to lepiej wymyślić, trochę za szybko i za prosto
-brakowało mi porządnego pojedynku na miecze świetlne, wychodzi na to że najlepszy w sequelach był ten z TFA, sceneria była świetna ale pojedynek niestety biedny
-przewidywalne twisty z Chewiem, C3PO, Benem i Rey, niby nie żyją ale jednak nie...
-zmarnowany potencjał na najlepsza bitwę kosmiczną
-Rey Skywalker, no nie pasuje mi to, mogłaby się określić jako Rey SOLO na cześć Benka i choćby by podkreślić że znowu jest sama
-Godmode bohaterów na pokładzie niszczyciela, nawet nie próbowali tego ukrywać, lecieli i kosili szturmowców jak chcieli
-Zorri i to jak szybko zmieniła zdanie (takie w stylu TLJ)
Pewnie jeszcze by się co nieco znalazło.
Na pewno do kina się jeszcze wybiorę ze dwa razy.
Ostateczna ocena 8/10 i szóste miejsce (za TFA i przed TLJ) w moim rankingu filmów SW.
-Rey we wraku DSII śmiga jak Cal Kestis z Fallen Order
Dokładnie, kapitalnie to wygląda
Dokładnie to samo pomyślałem. Zresztą w czasie filmu mialem przynajmniej z 3 razy skojarzenie z Calem.
Chcę tę lokalizację w 3 części "Fallen Order"
W końcu udało mi się wyrwać na ten film. Te 4 dni opóźnienia spowodowały, że zamiast oglądać TROS z pełną powagą i wybujałymi oczekiwaniami, zdystansowałem się i nastawiłem na film, który przesadza.
I dzięki temu mi się spodobało już teraz. W innym przypadku pewnie najpierw bym się wku****, potem bym rozkminial to przez miesiac i dopiero za pół roku stwierdziłbym, że spoko film.
A tak to po szokujących pierwszych 10 minutach miałem tylko delikatny wstrząs i potem mogłem na spokojnie, bez spiny oglądać rzekomy finał sagi. W moim przypadku sytuacja nie jest dramatyczna, bo każdy z większych reveali to coś co podejrzewałem od czasów TFA/TLJ. Jak mi się kiedyś w pracy będzie nudzić to dla zabicia czasu poszukam moich postów o początek spoilera Rey Palpatine i Snoke będącym marionetką Palpatine`a. Zresztą stworzyłem też temat o Finnie wrażliwym na Moc koniec spoilera. Przez pierwszą godzine filmu miałem bardzo mieszane odczucia. Generalnie nie przepadam za filmami gdzie się non stop czegoś szuka. A TROS przez godzine to jedne wielkie poszukiwania różnych śmiesznych przedmiocików. Na szczęście w miedzyczasie było trochę fajnego humoru, trochę rozwoju postaci Rey, który mi się podobał i ładnych widoczków. Ale gdzieś w połowie stwierdziłem, że trochę słabo, bo to finał sagi, a ja sobie to oglądam jak jakiś randomowy film przy piatkowym wieczorze.
Po godzinie zaczynaja się wszystkie hardkorowe akcje. I to jest moment, w którym film serio zaczął mi się podobać. Choć trzeba było zaakceptować, że w tej części Kylo i Rey to kozaki rodem z prequeli. Najbardziej z całego filmu podobała mi się początek spoilera walka na wraku DS i to co stało się z Kylo Renem. Moim zdaniem ograne o wiele lepiej niż przejście Anakina na CSM. No i scena z Hanem <3 Potem dalej jest spoko, fajne sceny na Ahch-To, klimatyczna ta baza Ruchu Oporu. No i przechodzimy na Exegol, który sam w sobie jest takim mokrym snem fanów SW o planecie Sithów. I pod tym kątem kupuję to w 100%. Pojawienie się Bena to też moment, w którym oglądało mi się ten film bardzo dobrze. No i nie mam ogólnie jakichś wielkich uwag, ale Palpie to jednak trochę moim zdaniem nie wypalił jako villain w tym filmie. Zero podbudowy w poprzednich filmach a i tu jest po prostu takim Sidiousem kopiuj wklej z ROTJ. Nie bardzo mnie przejęła walka Rey z Palpiem, a raczej powinna. Za to wszystko co działo się między Benem i Rey to dla mnie największy plus tego filmu. I generalnie całej trylogii. koniec spoilera Zresztą bez Kylo granego przez Drivera to ta trylogia byłaby słabiutka. To on jest moim zdaniem tutaj najważniejszy i najciekawszy. I ja go kupuję w 100%. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to najciekawsza postać w filmowym SW.
Dobra, o szczegółach można gadać i gadać, ale może bardziej ogólnie. Dla mnie to póki co najsłabszy z sequeli, ale jest spora szansa, że będę oceniał go podobnie jak TFA. Natomiast TLJ to dla mnie niekwestionowany zwycięzca sequeli. To dużo spokojniejszy i bardziej przemyślany film. Natomiast TROS to film pełen akcji, pełen scen, które miały nas wgniatać w fotel, cieszyć oko fana i często rzeczywiście tak się działo w moim przypadku, ale brakuje mi tu trochę pasji, duszy, jakiegoś przemyślenia co się chce w tej historii opowiedzieć. W tym konkretnym filmie. To powoduje, że nie mogę uznać TROS za świetny film. Bawiłem się na nim dobrze, czasem bardzo dobrze, ale nic więcej.
Tym razem całkowicie na serio - jestem świeżo po seansie i mogę w pełni ocenić TROS. Będzie spoilerowo - kto nie oglądał, nie czytać.
I nie za bardzo wiem od czego zacząć. Może od pozytywów i tego co mi się podobało.
Więź Rey i Bena. Tak jak w TLJ IMO to była najmocniejsza strona, tak i tu ogląda się to świetnie, zarówno pod względem dynamiki postaci, tego dualizmu jak i rozwiązań techniczno-fabularnych - motyw z przekazaniem miecza w finale czy ich pojedynek na statku/tej zimowej planecie - kapitalne. Ten wątek ciągnie całą sagę i tak obserwując ten konflikt Ciemności i Światła, które czasem przenikają się - bo Ben nie jest tak do końca zły, a i Rey jest przez mrok lekko kuszona - ciężko nie oprzeć się wrażeniu zmarnowanego potencjału.
Ogólnie cała postać Bena i jego prowadzenie przez całą trylogię jest całkiem dobre i spójne.
Trio Rey, Poe, Finn - w końcu. TLJ rozdzielił postacie zamiast budować na ich relacji napoczętej w TFA, wielka szkoda. Abrams starał się jak mógł aby zrobić z nich trio nowego pokolenia, ale niestety za późno na to. Niemniej wyglądało to dobrze i ponownie żal patrzeć na ten zmarnowany potencjał. JJ próbował rozwinąć postacie na tyle, na ile mógł.
Oprawa audio-wizualna - standard. Szczególnie pojedynek Rey i Bena we wraku DS. Pięknie zrobiony i świetnie zwieńczony. Jakby nie patrzeć Rey nie jest szermierzem, nie miała okazji szkolić się w tym zakresie i stąd Ben dosyć łatwo ją pokonał. Tak to powinno wyglądać. Później interwencja Lei i wykorzystanie okazji przez Rey - super! Tylko dlaczego healnęła go sekundę później? Jeśli już idziemy w Dark Rey, to narracyjnie powinna bardziej ponosić konsekwencje drzemiącego w niej mroku. Niekoniecznie zabić Solo tam na miejscu Ale mieć świadomość, że mocno i trwale przez nią ucierpiał w sytuacji, gdy był bezbronny.
Co było złe?
Oj, dużo. Zacznijmy od tempa. Rozumiem skąd takie było - Abrams chciał w jednym filmie zmieścić dwie historie.. ale oglądało się to momentami bardzo źle. Nie mogłem mrugnąć, aby nie przegapić jakiejś ważnej sceny, a czasem nie wiedziałem co się dzieje na ekranie, wszystko było tak pocięte i szybkie. Momentami okropny montaż. To zdecydowanie najgorzej nakręcone Gwiezdnej Wojny dotychczas.
Rozwiązania fabularne. O mój boże. MacGuffin do sześcianu, historia pisana na kolanie. Zacznijmy do tego, że powrócił Palpatine. Czy dowiadujemy się tego w jakiś klimatyczny fabularnie sposób? Niee.. na napisach początkowych Następnie w pół minuty Kylo znajduje pierwszą znajdźkę, która doprowadza go do Palpiego, który przyznaje się, że stał za wszystkim co się działo w EP7/8 oraz doprowadził do upadku Luke`a i Kylo. W zanadrzu ma super duper flotę, w której każdy jeden okręt ma potęgę Gwiazdy Śmierci, ale nie mógł jej użyć wcześniej (bo nie), a teraz jak Kylo zabije Rey to mu ją da. Później okazuje się, że w sumie to on nie chce śmierci Rey tylko chce ją wykorzystać do rytuału. Co by mu się nie udało, gdyby Kylo ja zabił, a do tego wiele nie brakowało. MAKES PERFECT SENSE.
Potem nasi wspaniali bohaterzy robią questa napisanego przez Bethesdę - lecą na planetę, gdzie urwał się trop Znajdźki 1. Jest akcja, pościg, zamieszanie w sytuacji, całkowitym przypadkiem trafiają do miejsca gdzie znajdują Znajdźkę 2, która mówi, gdzie jest Znajdźka 1. Ale nie mogą odczytać. Muszą lecieć na planetę X, żeby znależć kolesia, co pomoże odczytać Znajdźkę 2, dzięki czemu znajdą Znajdźkę 1, dzięki czemu znajdą Palpatine`a. Brawo, 10/10.
Przy okazji Rey pokazuje, że Yoda, Luke czy Anakin to cienkie bolki byli. Trenowała przez rok, więc naturalnie jest najpotężniejszym użytkownikiem mocy w historii.
No i sam główny motyw - Palpatine, serio? Ktokolwiek inny, ale Palpatine? To oznacza tyle, że Anakin nie był wybrańcem, Palpatine ostatecznie wygrał zarówno z nim jak i z Lukiem doprowadzjąc do jego upadku, a saga 1-6 nie ma sensu. Tzn. ma sens, jeśli założymy, że jej głównym bohaterem jest Palpatine - to saga o nim a nie o Skywalkerach.
Rey i poświęcenie Bena. Serio? Czyli ta Mary Sue Palpatine pokonuje wszelkie zło, zostaje wskrzeszona (sorry Anakin, śmierć nie jest naturalną koleją rzeczy, Yoda kłamał :/ ) i przyjmuje sobie nazwisko Skywalkerów, po tym jak wszyscy zostali wybici przez najbardziej skutecznego przeciwnika w galaktyce - utratę woli życia? Nie ma to jak dać w twarz wszystkim fanom SW.
Ehh tych głupotek mniejszych i większych mógłbym jeszcze wymieniać (bezsensowny wątek Huxa choćby), ale te moim zdaniem kompletnie przekreśliły szanse na jakąkolwiek spójną historię. Nie wiem, skoro tak bardzo bawili się tą walką Światła i Mroku, to zróbcie z Rey wybrańca 2.0, czyli emanację mocy, która przyszła na świat tylko po to, by przywrócić równowagę, nawrócić Bena i umrzeć (podobnie jak zrobił to Anakin). Smutne, tragiczne, a Ben Skywalker dźwigając ciężar własnych zbrodni i mając dług wobec Rey, którego nigdy nie spłaci będzie musiał postarać się odbudować to co zniszczył. Wieczna pokuta. I przy okazji potęgę Rey da się kupić, bez wchodzenia w jakieś imperatorowe wnuczki. To tylko sugestia, można by ten film ulepszyć na 1000 sposobów. Ale odnoszę wrażenie, że same śmierć Rey + nie-Palpi jako ostateczne zło dużo by zmieniły w kontekście wydźwięku trylogii.
Jedno trzeba przyznać - w przeciwieństwie do Johnsona Abrams rozumie space operę i czuje Gwiezdne Wojny. Nawet ja miałem kilka momentów ekscytacji, smutku i radości. TROS wywołał we mnie emocje, jakich w TLJ nie uświadczyłem (btw. reakcja Chewiego na wiadomość o śmierci Lei.. serce zabolało. Biedny.. został sam.). Jednakże fatalne decyzje fabularne oraz próba szybkiego odwrócenia TLJ sprawiają, że film nie wypada ani lepiej ani gorzej niż poprzedni epizod.
Oceny filmów trylogii:
TFA 5/10
TLJ 3/10
TROS 3/10
Jako nie-fan pewnie by było trochę wyżej.
-Trenowała przez rok, więc naturalnie jest najpotężniejszym użytkownikiem mocy w historii.
Może nie w historii, ale obecnie raczej tak No i ciężko ją porównać z jakimś innym Jedi, bo nie spotkała nikogo oprócz Luke`a i Lei.
To oznacza tyle, że Anakin nie był wybrańcem, Palpatine ostatecznie wygrał zarówno z nim jak i z Lukiem doprowadzjąc do jego upadku, a saga 1-6 nie ma sensu.
Anakin przywrócił równowagę Mocy, bo nie pozwolił Ciemnej (Palpatine) zniszczyć Jasnej (Luke). Skywalker w TLJ mówi, że przez wiele lat była równowaga, ale potem spotkał Bena....
-saga 1-6 nie ma sensu
Ja ad vocem tylko tego fragmentu. To są Gwiezdne Wojny. Wojny nigdy nie mają sensu.
TLJ to były Gwiezdne Anty-wojny, dlatego miały pewien sens.
Właśnie wróciłam. Poszłam spięta jak guma w majtkach. I tak:
-pisałam kilka tygodni temu, że to będzie galopada po wątkach. I była. Część zamiast zakończyć rozwodniono. Za to dodano kolejne, które się zaczęły i...
-nie było pomysłu na Huxa. Stanowczo za szybko się go pozbyto. I w dość banalny sposób. Szkoda, grał cudnie.
-szłam jak na pogrzeb ale wyszłam z nadzieją.
-wątek Lei- widać, że zdjęcia nie do końca pasowały do scen. Gdyby żyła zagrałaby lepiej Nie czułam przez to tego czegoś ulotnego. Klimatu?
-mnóstwo, po prostu dziesiątki easter eggów (tak to się nazywa, prawda?). Słownych i sytuacyjnych. Podejrzewam, że mój mąż i synowie nie wyłapali 90% Impreza raz na 42 lata, hehehe...
-Adam Driver wielkim aktorem jest. Sceny ostatnie zagrane idealnie (mimo, że nadal mnie serce boli to przyznaję, że poszło mu świetnie).
-Uśmiech na twarzy Bena. Pierwszy i ostatni raz miał taki u śmiech w 3 epizodach. Po prostu jakby obudził się ze złego snu, odzyskał przytomność, opuścił go zły duch. Idealnie zagrana scena. Pięknie.
-Rycerze Ren, dlaczego tak mało?!?
-znowu koniki, ale lepsze. Tylko ten rajd po niszczycielu naciągany mocno.
-sceny z Palpatinem sztuczne, naciągane do bólu tłumaczenie i trochę zbyt bajkowe.
-spotkanie Rey i Kylo na pustyni robi wrażenie na dużym ekranie.
-zbyt szybko Kylo odkrywa karty (już w pierwszych minutach każdy głupi by się domyślił, że on ma p...ca na jej punkcie)
-fajnie było zobaczyć gdzie umieszczono sceny ze spoilerów i odkryć z zaskoczeniem, że tekst w nich nie zgadzał się z tym w epizodzie
-na końcu trochę za słodko (miało być jak w Powrocie Jedi)
-medal dla Chewiego- mistrzostwo, wzruszenie.
-Han świetny, dobrze, że go pokazali. Zachował się jak ojciec.
-Luke, krótko ale celnie i na temat.
-ale z tym staniem na Sokole Millenium to ostro przesadzili.
-ja myślałam,że jak się kogoś do życia przywraca to trzyma się dłoń w pobliżu serca Ale co tam ja wiem...
-Lando lepszy niż było przewidywane, nie był tylko easter eggiem.
-nowy robocik niezły ale mało przydatny
-Finna lansowali na siłę. I tą jego moc pchali gdzie się dało.
-Poe się wyrobił
-humor nawet, nawet. Najlepsza scena z mieczem i latarką.
-Bena nie ma ale gdzieś jest. Pytanie gdzie....
POWIADAM WAM. REY SKOŃCZY JAK SHMI. TYLKO PEWNIE NIE ZGINIE. WRACAMY DO POCZĄTKU
To tak na gorąco. Nadal kocham Star Łorsy
PS: czy ktoś mi może powiedzieć gdzie padły( o ile padły) te słowa, które przemknęły mi w temacie wyżej- I`ll be back sweetheart??? Jestem autentycznie głuchawa na lewe ucho więc mogłam przegapić.
Ja zadałam pytanie czy padły, bo nie pamiętałam po pierwszym seansie. I nie, nie padły, i nadal nie wiemy czy to powiedziało jej któreś z rodziców, Palpatine czy taki jeden, co znikł (to są słowa, które Rey słyszy w wizji z nowelizacji TFA).
Zobaczyłem w IMAX i powiem że się całkiem dobrze oglądało pod warunkiem że nie brało się pod uwagę logiki i spójności bo tu dramat a tak to jakoś się przeżyło te 2,5 h
Czytając finał "Trylogii Thrawna" Timothy’ego Zahna, powieść "Ostatni rozkaz", w pewnym momencie zakotwiczenia mej uwagi na okolicy stron 50-60 dzieła, zauważyłem dość dziwną wskazówkę, teoretycznie naprowadzającą nas na jakiś tam związek tej powieści z wydarzeniami z filmu "The Rise of Skywalker". Tą wskazówką było wspomnienie Lei Organy Solo na temat jej odczucia obecności w Mocy ducha Imperatora, czy też jakiejś formy jego manifestacji, podczas przelotu krążownika odradzającej się Republiki w okolicach orbity Endora, w którym była Leia; jak wiemy, Imperator formalnie zginął właśnie nad Endorem - jako zrzucony przez Vadera wór ziemniaków do bodajże wydłużonego tunelu rdzenia reaktora "II Gwiazdy Śmierci". I ta informacja, mimo iż będąca częścią wydarzeń gwiezdnowojennej powieści z zamkniętego Uniwersum Legend, wybrzmiewa dość sugestywnie w kierunku tego, że w kinowym Epizodzie IX Leia i Luke ponad wszelką wątpliwość mieli świadomość ,,prawdziwych" więzów krwi, którymi określony był los Rey z zapyziałego Jakku.
Nawet gdyby powstał o tym serial to i tak część ludzie nie ogarnie tematu.
Popularność Star Wars przyciągnęła wiele przypadkowych osób, których teraz wszystko dziwi, do tego mamy jeszcze powrót starych którzy zatrzymali się w latach 80.
Dochodzi do sytuacji że nawet trzeba tłumaczyć iż w kosmosie wszystko lata i żeby nie latać to trzeba być w nie-kosmosie
To, co przyszło mi do fanowskich rozważań po drugim seansie "The Rise of Skywalker", i co jest ni to wadą, ni to zaletą tego filmu, to to, że "Epizod IX, to precyzja konstruowania zabójczo szybko opowiadanego (znalazły się jednak pewne wyjątki) - i grą aktorską, i liryczną, wyraźnie osadzoną w fabule ścieżką dźwiękową, oraz samym obrazem, z ekspresyjnie wtłoczonymi efektami świetlnymi i szybkimi cięciami montażowymi - dzieła filmowego. Trzeba przyznać, że "The Rise of Skywalker" - a nie chce mi się analizować już każdej większej dziury fabularnej obrazu, bo miał on potencjał na 3 godziny, albo na dwie części, i powinno wyglądać to, tak jak w "Insygniach Śmierci", ostatnim siódmym Z Sagi tomie przygód Harry’ego Pottera - to był film z wybijającym się disneyowskim klimatem. Bohaterowie odwiedzili chyba każde środowisko, strefę klimatyczną i ekosystem. Mieliśmy prawie świątecznie wyglądające Kijimi, i totalnie kontrastującą z tym pustynną Pasanę. To wszystko podkreślały sprytne ujęcia kamery i dziwnie dostosowane światło. Summa Summarum, dostaliśmy od J. J. Abramsa film, który w większości miał być przeznaczony dla typowego, świątecznego widza, i fana Uniwersum, dla którego Epizod IX byłby pożywką dla nostalgii - fana będącego miłośnikiem Gwiezdnych Wojen, ale do wystarczającego stopnia, nie przemieniającego się w oddanego zwolennika i ultra-nerda galaktycznych wojaży, który siedziałby w temacie Sagi całe swoje życie.
Mój największy zarzut to ilość tego wszystkiego. Patrzcie:
ANH: Tantive, Tatooine, Sokół, Yavin, DS1
TESB: Hoth, Dagobah, Bespin, niszczyciel Vadera
ROTJ: pałac Jabby, Dagobah, Endor, kosmos, DS2
TFA: Jakku, Niszczyciel, Sokół + statek Hana, Takodana, Starkiller
TLJ: Ahch-To, Supremacy, pościg w kosmosie, Crait
I teraz proszę państwa nasz 9 epizod. Pomijam Mustafar na początku.
TROS: Ajan Kloss, statek Rena, Exegol, Pasaana, Kijimi, Kef Bir, Ahch-To, Tatooine
Porównajcie sobie to do ilości miejscówek w TESB. Za dużo tego. Z tych trzech: Pasaana, Kijimi i Kef Bir wystarczyłaby jedna planeta, góra dwie, ale nie trzy. I jeszcze na każdej był jakis McGuffin. Po co i ten dagger i tellurium (jak to się nazywa w oryginale?). Nie wiem co z tego lepsze ale wystarczyłby jeden z tych przedmiotów. Jannah była istotna tylko ze względu na wątek Finna, który byłby spoko gdyby był na niego czas. A działo się tak dużo, że poswiecanie czasu na zarysowanie wrażliwości na Moc Finna wydaje się bez sensu. To już bardziej mi pasował wątek Poe i Zorii, który coś wnosił do fabuły. Ale za dużo tego! Naprawdę trzeba było tak gonic za tymi wszystkimi przedmiotami żeby w końcu znaleźć Palpka? Dobrze, że w międzyczasie Abrams pogłebiał konflikt u Rey - najpierw na Pasaanie, potem na statku Rena, na Kef Bir. Dzięki temu nie odbieram tych planet negatywnie bo wydarzenia na nich miały wpływ na główną bohaterkę.
No właśnie, główną bohaterkę Rey. Ja też wolałbym, żeby to Ben był głównym bohaterem i w pewnym sensie dla mnie wciąż jest, ale Ben Solo pełni w ST rolę podobna do Vadera. Tylko bardziej rozbudowaną i moim zdaniem ciekawszą (łoo przesadziłem?). Za to Rey pełni rolę podobną do Luke`a w OT, tylko jest to imo gorzej rozwiązane.
Porównaj z ROTS
Coruscant (skoro liczyłeś osobno statek Rena, to i statek Grievousa chyba też, a w TESB asteroidę), Utapau, Kashyyk, Mustafar, Polis Massa, Alderaan, Tatooine...
(a jeszcze wszystkie lokacje z Rozkazu 66)
No coś mogłem pominąć, starałem sie liczyć te najważniejsze miejsca. Prequeli w ogóle nie wymieniałem bo one maja trochę inne podejście do opowiadania fabuły. Zresztą TPM jest w tej kwestii dosyć stonowane. AOTC w miarę też. A co do ROTS to coraz bardziej dochodzę do wniosku, że Lucas mierzył się przy tym filmie z podobnym problemem co Abrams w TROS. Pozamykać masę wątków, pozabijać tych wszystkich Jedi, przekształcić Anakina w Vadera, Palpatine`a w Sidiousa, doprowadzić do walki Kenobiego i Anakina, wysłać Yodę na Dagobah, muszą się narodzić bliźniaki. Poza tym trzeba było się pozbyć Dooku, kontynuować wątek senatu i sporo innych. Generalnie Lucas wyszedł obronną ręką, ale poskutkowało to tym, że przejście Anakina na CSM potraktowano trochę po macoszemu, dla niektórych fanow nawet bardzo. Ja nie miałem z tym problemu, bo ROTS oglądałem jako dzieciak, teraz pewnie bym troche miał. Jeśli natomiast chodzi o Bena to tutaj moim zdaniem Abrams bardzo podołał i cieszę się, że ten najważniejszy dla mnie wątek ogarnął w miarę tak jak trzeba. Tylko że skupienie się na Benie i Rey poskutkowało tym, że na Kijimi, Kef Bir i Pasaanie trzeba było zapierdzielać. Brakowało mi takich typowo refleksyjnych scen, czasu poświęconego na rozmowę. Nie wiem, mogli rzeczywiście poczekać na tym Kef Bir. Późną nocą Rey siedzialaby na kefbirskiej trawie z Finnem i zwierzyła mu się ze swoich rozterek. Finn mógłby wtedy powiedzieć co zauważył u siebie. Podobnie zresztą Rey na Ahch-To - w sumie fajna scena, ale można było ją trochę uspokoić i rozwlec o minutę, dwie.
Pod koniec bitwy było widać jak jeden z niszczycieli spada obok tego, z którego Rey pozyskiwała złom w TFA. Czyli spadł na Jakku No ale to jedno ujęcie, nie wiem czy warto liczyć.
Jakku, Bespin, księżyc Endora ale ten z Ewokami - pojedyńcze ujęcia pokazujące zagładę FO.
Niemniej, lokacje są.
Ani jednej z prequeli. Bardzo niefajnie, a był to idealny moment na jakieś Coruscant.
A na początku to czasem nie był Mustafar?
Wg Słownika. Miałem na myśli końcówkę i spadające niszczyciele, ale masz rację. Niemniej jednak i tak słabo, na razie wyłapałem tylko to (w Słowniku), B1 (w trailerze) i głosy Jedi (na pierwszym seansie). Naprawdę aż się prosiło żeby do ostatecznej bitwy, zresztą bardzo nieepickiej, dorzucić kilka Venatorów czy Lucrehulków.
Wszystkiego jest tutaj tyle, że żałuję nie podzielenia tego na dwa filmy, jak zrobiono w takich Avengersach. Poprzednie epizody streścić można w 3-4 zdaniach (najmniej dotyczy to RotS), a tutaj mamy natłok wydarzeń - myślę że przy większej ilości seansów będzie to mniej przeszkadzać, co nie zmienia faktu, że chętnie zobaczyłbym rozwinięcie kilku wątków (Kylo rządzący FO, więcej wyjaśnień dot. Palpiego, no i sam się sobie dziwię, ale chciałbym więcej Huxa ).
W przeciwieństwie do takiego TLJ nie ma zbyt dużo rzeczy, których całkowite wykreślenie poprawiło by mój odbiór - co najwyżej ich modyfikacja (motyw ze sztyletem, czy tłumaczeniem C3PO, wysadzanie planet przez pojedynczy niszczyciel, wytłumaczenie skąd obsługa tylu statków etc.).
Jar Jar Abrams... Obiecywałam, że jeżeli film mi się spodoba (choć trochę...) to pana korpo-reżysera niniejszym przeproszę...
Jar Jar Abrams oby świat filmowy odesłał cię w zapomnienie, żebyś niczego już więcej nie zepsuł.
Ten film był... zły. Bardzo.
Tempo jest tak zabójcze, że nawet w trakcie seansu gubiłam się, no cóż może jestem zbyt mało inteligentna by docenić światłe wytwory pana Jar Jara. Film składający się w całości ze scen akcji nudzi, nie ma czasu na chwileczkę przemyślenia co się stało i co z tego wynika. A tu mamy dwie godziny nieustannego piu piu.
Scenariusz miał pogodzić cały fandom, więc dostaliśmy obłędną masę fanserwisu i teorii fanów. Miał się podobać wszystkim. Nie wyszło.
Abrams boi się podjąć jakiejkolwiek decyzji, która mogłaby komukolwiek się nie spodobać. Wychodzą absurdy. Przykłady:
podpunkt a) wkurzona Rey rozwala statek i przypadkiem zabija Chewiego. Super. Piękny punkt do zastanowienia, refleksji, rozwoju postaci. A za pięć minut... Hej, rodacy, nic się nie stało. On żyje...
podpunkt b) C3PO traci pamięć, żegna się z przyjaciółmi. Fajne... A pięć minut później... Rodacy...
Jaką ja mam mieć stawkę w tej historii, gdy żadne wydarzenie nie ma znaczenia? No, chyba że...
Uratowanie "złego" i pozwolenie na dokończenie odkupienia... Nie, fani by się obrazili, więc zatłuczmy najlepszą postać jaka zdarzyła się nowym SW i szansę na pozytywne zakończenie. "Złe" postacie w SW niech lepiej nie robią niczego dobrego, bo zawsze skończy się dla nich źle. Zawsze.
A na cholerę wrzucać tyle nowych postaci? Nowa trylogia to historia dwóch osób. Skupmy się na nich. Nie ma czasu na nowe osoby. W efekcie każdy z bohaterów ma dwa zdania na ekranie. Zaraz, jak oni się w ogóle nazywali? Kim byli? We couldn`t care less
W kwestii spojrzenia na Moc robimy ogromny krok w tył. Już nie każdy ma dostęp do Mocy, która jest uniwersalna i łączy wszystko i wszystkich. O nie, nie, nie... Znowu Moc należy do Jedi i Sithów. Leia nie mogła po prostu używać Mocy, musiała zostać Jedi i dostać pi****ony miecz Bo bez miecza mimo, że masz dostęp do kosmicznej siły, która potrafi wszystko jesteś niczym. Acha, i jeszcze musisz pochodzić z właściwej rodziny, bo inaczej... Bzdura, bzdura, bzdura
Jedyne, na co chciałam patrzyć to wątek Rey i Kylo. No i dostałam wielki środkowy paluch wysunięty w moją stronę.
No żesz kurczaczek motyla noga, dlaczego...
W SW odkupienie nie ma sensu bo zaraz umrzesz. Po co się starać? Śmierć Bena była... absurdalna? Jest pięknie, jest pierwszy w trylogii uśmiech i... pyk? Gdyby ktoś kichnął w tym momencie, nie miałby pojęcia co się stało. A po chwili już nikt o tym nie pamięta... F... you Abrams
Gdy do kin weszło TFA Gwiezdne wojny już mnie nie obchodziły, po TLJ odkryłam je na nowo i potwornie mocno przywiązałam się do Rey i Kylo i ich więzi. To był genialny pomysł. A ten film mi to rozwalił. Jestem wściekła. Jestem smutna. Jestem sierotą po moich SW
Po seansie, już w barze sushi dźgałam powietrze pałeczkami nie mogłam wyjść z podziwu, jak można tak spier...niczyć? zakończenie opowieści. Osoba po drugiej stronie stolika towarzyszyła mi w bólu i próbach wyleczenia traumy gorącą pikantną zupą.
I chyba będę udawać, że tego filmu nie było? Słuchałam wielu dyskusji, często zdanie jest podobne, wiele osób stara się szukać dobrych punktów w tym filmie (były, oczywiście, aktorzy chociażby - ludzkość nie zasługuje na Adama Drivera), ale dla mnie chyba SW się skończyły.
Ciekawe, jak bym odebrała zakończenie, gdyby cały film, nie tylko 10%, był dobry? Ciekawe czy podobałoby mi się bardziej, gdyby TLJ nie pokazał, że jednak można inaczej?
Na moim seansie było cicho jak w krypcie, ja chichotałam w momentach nieodpowiednich (przeciąganie się statkami kosmicznymi? wszyscy drwili z tego w grach...), ale niektórzy youtuberzy wspominali o wybuchach śmiechu w momentach w teorii epickich traktując wyczyny Jar Jar Abramsa jako najlepszą parodię SW od czasów Kosmicznych jaj.
Mnie jest przykro. Idę przeżywać żałobę w jakimś ciemnym kącie
Było miło spekulować, oczekiwać i snuć teorie Ale to chyba na tyle Cześć i dzięki za ryby :
Ale gdzie Ty idziesz, jak najlepsze dopiero przed nami! Przecież przeżyła ta lepsza wersja Bena! I też jest force sensitive! No nie mów, że nie czekasz na ep. X, w którym Finn i Rey będą uczyć smarki Mocy?
Ja tylko zaznaczę, że pierwotnie po odbiorze TLJ cieszyłam się, że Abrams wraca i dokończy. Nigdy bym nie pomyślała, że akurat w tym przypadku będę w takim błędzie. Za rozwiązanie Bena jestem mimo wszystko wdzięczna, bo mogli nawet nie dać mu przemiany, tylko ubić jak psa. I ten finał pokazał mi, że to była jednak jego trylogia mimo, że Disney tak bardzo chciałby żebyśmy ją odbierali inaczej.
Nie daruję im jednak ostatniej sceny. To już nawet nie o to chodzi, że wesołe duszki chętnie sobie podmieniły na końcu problematycznego potomka na lepszą wersję. Jak tam mogło nie być zaznaczenia jakiejkolwiek jego obecności? Tego, który w tym filmie dokończył dzieło dziadka? Na symbolicznym pogrzebie Skywalkerów, czyli także jego? Nawet w najgorszym możliwym scenariuszu zakończenia było dla mnie jasne, że będzie jego force ghost. Nie? To może chociaż razem z mieczami pochowa jego koszulkę z Exogol???? Też nie! By was k..wa pies trącał nosem!
Dołożą go w Special Edition, jak Haydena.
Nie załapałam na początku o jakiej "lepszej wersji" mówisz. Nie chcę "lepszej wersji". Chcę tego połamanego białego heteroseksualnego mężczyznę zobaczyć, gdy w końcu jest szczęśliwy i uczy się życia na nowo naprawiając błędy i pomagając w budowaniu świata po wojnie.
A po tym idiotycznym zniknięciu czekałam na jakieś domknięcie, gdy Benio w duchowej formie pomacha do Rey lub jak umierający Terminator pokaże kciuk w górę... że jest OK.
A tu k..wa nic Wszyscy zapomnieli. Był chłop i nie ma chłopa, what was his name again? Kij z nim, trzeba poskakać, pocieszyć się i pokazać Ewoki bo może znowu ich figurki kupią... i może jeszcze Gungan...
By cię Jar Jarze Abrams pies trącał w nieskończoność...
Ale cieszę się na wspólnotę w bólu...
Spokojnie, to wszystko co o Benie, to zwykła Abramsowa zmyłka , zapewniam, że będzie tak : początek spoilera https://giphy.com/gifs/season-4-the-simpsons-4x11-3orifdCnwacKi8GDgk/fullscreen koniec spoilera
Ta białość to może być problem, stąd Finn. Ja mam podejście takie do TROS, że tylko cieszę się scenami z Adasiem, bo po prawdzie to nawet Rey mnie wku..ia i nie bardzo w tym momencie mnie interesuje jako postać. I nie idź sobie xD
A wiesz, mam tak samo, choć Rey mi nie przeszkadza. Czekałam na Adasia, reszta przelatywała obok w szalonym chaosie.
Powinno być więcej scen z Kylo jako Słońcem Narodu Ukochanym Przywódcą, a on gdzieś tam poza nawiasem się buja i gdybyśmy tego nie wiedzieli to chyba wcale nie widać, że to on tam rządzi.
I Abrams przynajmniej pracuje z aktorami bo chyba wiedzą, co mają grać. Jedyny plus.
A tak serio to chyba nie pójdę. Śmiertelnie obrażona będę siedziała z boku łypiąc spode łba na innych, którzy mają czelność dobrze się bawić...
Tak to napisałaś, że aż poczułem się trochę winny i nawet mi nieco głupio
Powinieneś się wstydzić
Idę do kąta. Powstydzę się w samotnosci
JJ ma talent. Poza tempem tak mi obrzydził pozostałe postacie, sprowadzając je do takiego niczego, że nic poza Słonkiem (i to też nie zawsze) mi nie pasowało. Chociaż po raz pierwszy pasował mi C3PO oO
Powinno, a najgorsze, że te co były to takie sobie. Ta klejona maska i brak kaptura powoduje, że on głupio wyglądał.
I fakt, Abrams lepiej umie poprowadzić Daisy, bo nie było takiego drewna jak momentami u Johnsona.
Nie idź, bo a) też potrzebuję wsparcia, bo się wykrusza xD b) jak nie są debilami to go wrócą w jakiś sposób, albo będą chociaż doić ducha.
Evening Star napisał:
I nie idź sobie xD
-----------------------
Gdzie znajdzie drugą taką grupę wsparcia, jak tutaj, nie?
Fakt, już mi lepiej
Monique7 napisał:
Fakt, już mi lepiej )
-----------------------
No i gdzie lizie? Gdzie?! Nie buczeć po kątach Widziała pochówek Benia? Nie widziała. Koszulki po nim nie pochowa bo przecież jak w TLJ latał z gołą klatą to się dwa lata śmiali :> Duchy Mocy widziała dwa? Widziała. A Benia nie było Bo Benio sobie żyje prawdopodobnie gdzieś w Rey. Albo gdzie indziej. A Rey wylądowała na Tatooine tam gdzie urodził się Anakin. Spokojne miejsce na wychowywanie potomstwa (o ile szturmowcy nie spalą ci wujostwa lub Jawowie nie rąbną droidów).
Zakończenie wg mnie daje pole do interpretacji. Mam wrażenie, że JJ Abrams bał się definitywnie i bez wątpliwości zakończyć wątek Benia i Rey Palpatine.
No. I niech Moc itd...wracam do pakowania prezentów
I like this spirit.
Nb. Hux po postrzale, zamiast paść na podłogę to odleciał jak boss gildii w Mandalorianie. Jak dla mnie kamizelka antyblastowa confirmed.
Kylo żyje a Leia powinna być Jedi już w Przebudzeniu Mocy i tam walczyć np. z renowcami. A nie Finn z jakimś dziwacznym szturmowcem mającym coś mieczoodpornego.
Ale ona przecież była wtedy Jedi, brat wyszkolił ją gdy byli jeszcze młodzi, tylko widocznie nie powiedziała o tym Jar Jarowi Abramsowi.
Kolejne potwierdzenie że motywy w trylogii, poza tym najgłówniejszym oczywiście, pojawiały się z powietrza tudzież życzeń krzyczących fanów.
Ja też mam życzenie piszczącej fanki...
Mam dziadka, 90 lat z groszami. Do 85tki sprawdzał jeszcze prace doktorskie z farmacji w Katowicach. Nie potrafił korzystać z komputera, więc pisał recenzje pracy doktorskiej na papierze i ja mu to za stówkę przepisywałem w Wordzie. Ta stówka to nie był mój pomysł, oczywiście udawałem, że nie chcę jej przyjąć. Dziadek miał tendencję do pisania recenzji na 20 kartek A4 (serio!), więc miałem trochę pisania. Pamiętam pierwszą recenzję, którą mu przepisywałem - 19 stron pastwienia się nad każdym detalem biednej pani doktorant. Byłem pewny, że oblała. Nie ma bata, objechał ją z góry do dołu. Niewiele brakowało, żeby jej wjechał na rodzinę. Po czym wziąłem ostatnia kartkę z podsumowaniem, a tam (parafrazując) "Biorąc pod uwagę charakter pracy doktorskiej i postawione wymagania, mogę uznać Pani pracę za udaną i dobrze opisującą badany problem". Czwórka.
Czemu o tym piszę? Bo ja i pewnie wielu innych fanów SW ma dokładnie tak samo. Nie w momencie premiery, ale kiedy mogę się odnieść do filmu na spokojnie to jestem w stanie podać 100 różnych błędów filmu i nadal postawić ocenę 9/10. Mogę stwierdzić, że AOTC to największy szajs jaki powstał w filmowym SW i nadal dać mu 7/10. TESB to film, który chyba oceniam na 10/10, a mimo to potrafię strzelać jak z rękawa problemami tego filmu.
Z TROS mam podobnie. To nie jest świetny film. Ale mi się podobał, dobrze się bawiłem. Ale już w czasie samej premiery odnotowałem dziesiątki rzeczy, które mi nie pasowały. Po upływie dnia - setki. I zastanawiam się skąd się to bierze - innych filmów tak nie drążę. Lubię Piratów z Karaibów mimo, że można by wypunktować w nich o wiele więcej błędów i dziwnych decyzji. Podobnie zresztą z Harrym, na którym się wychowałem. No kurde, co roku wielkie zło akurat przytrafiało się pod koniec roku szkolnego, akurat nie było Dumbledore`a i to Harry zawsze trafiał na trop.
Jak ja Cię rozumiem. Mam podobnie - im dłużej od premiery, tym miałem większą ochotę na kolejny seans. Do ostatniej chwili liczyłem, że powrót Imperatora to zmyłka, więc gdy nadzieje opadły to byłem niezadowolony, ale jak już się z tym oswoiłem, to bardziej zwracam uwagę na to, co mi się podobało i co mnie poruszyło. Trochę miałem podobnie kiedyś z prequelami.
Mossar napisał:
[...] TESB to film, który chyba oceniam na 10/10, a mimo to potrafię strzelać jak z rękawa problemami tego filmu. [...]
-----------------------
I dare you, I double dare M... ossar wymienisz 5?;p
Proszę bardzo.
1. Luke wpadający do luku (Luke do luku hehe) po słynnym "Nooooo!" to scena zbliżona do latającej Lei z TLJ, co tam było, jakieś specjalne wywiewniki przygotowane na przypadek spadającego człowieka?
2. Serio, Vader czekał na nich przy zastawionym stole? Co to miało symbolizować?
3. Jak Han przetrwał całą noc na mrozie?
4. Jak Rebeliantom udało się uciec z Hoth? Imperium powinno mieć jakąś sensowną flotę w powietrzu, która powstrzymałaby uciekające statki
5. Dlaczego Imperium/Vader zablokowali hipernapęd w Sokole? Skoro już podjęli takie kroki to trzeba było całkowicie zablokować Sokoła, żeby nie dało się odlecieć
Ale rzeczywiście jakoś bardzo dużo bym nie wymienił.
Gdyby dziś ktoś "usiadł" Sokołem na ścianie niszczyciela i nikt by go tam nie zauważył, to śmiech byłoby słychać na Kessel
Czy Imperium nie ma radaru, czy nie potrafią odróżnić sygnatury skoku w HyperSpace od zwykłego zwrotu bojowego, dlaczego nikt nie wyjrzał przez okno, dlaczego okrętom nie towarzyszą myśliwce w celach obserwacyjno-ochronnych, skąd Han Solo ma pewność, że Imperium i tym razem wyrzuci śmieci, jakim cudem Boba Fett przewidział manewr Solo z przyczepieniem, czy Han Solo nie ma lusterka wstecznego, przecież Fett leci jakieś 100 metrów za nim, co za idiotyzm, Kershner zabił gwiezdne wojny, Lucas nad niczym nie panuje, chaos, bezsens, idiotyzm
1. Jedi mają to do siebie, że "can see things before they happen", wiedzą kiedy skoczyć żeby trafić tam gdzie chcą - patrz Anakin w AOTC
2. Imperium jest cywilizowane i dotrzymuje słowa, obiecali kolację to była kolacja;p
3. Zbudował szałas ogrzewany flakami tauntana
4. Zdrajca Admirał Ozzel wyszedł zbyt wcześnie z nadprzestrzeni żeby zaalarmować rebeliantów przez co flota Imperium nie miała czasu odpowiednio ustawić się do blokady planety, dodatkowo rebelianci mieli giant boob-nipple guna
5. Znowu zgodnie z obietnicą statek został naprawiony. Zablokowanie w zupełności wystarczało na 99,99% sytuacji w galaktyce, super-hiper-mega droid R2 nie przewidzieli ;p
Takie "błędy" to nie błędy ;p
Yoda siłujący się o latarkę z droidem, którego powinien znać od dziesięcioleci
Znać? Nie mówiąc o tym, że R2 był takim samym taśmowym droidem jak każdy inny, to w filmach jakie Yoda miał z nim osobiste porachunki?
6. Czemu X Wingi nie atakowały maszyn kroczących?
7. synchronizacja czasu treningu Luka z lotem na Bespin.
8. Potwór w asteroidzie i brak skafandrów tam wywołany cięciem budżetu.
9. Skąd Luke wiedział, gdzie wylądować na Dagobah?
10. Dlaczego Imperium wysłało tylko 5 AT-AT?
11. Dlaczego nie wysłało myśliwców na uciekające transportowce?
12. Skąd Vader wiedział, że Rebelianci są na Hoth? Bo Moc? A gdyby scrollował listę z nazwami planet to też by zadziałało?
Ad 12 - Kula szpiegula na początku.
No super, sonda znalazła generator. Ale skąd Vader miał pewność, że to nie piraci czy przemytnicy?
1. Najwyraźniej jedyny sposób zatrzymania uciekających rebeli to stanąć im na drodze, przecież w SW nie ma broni dalekiego zasięgu, czy Imperium to debile
2. Imperium nie potrafi przeprowadzić blokady, ani oblężenia, rebeli można było wziąć głodem, czy Imperium dowodzi jakiś idiota
3. 3 imperialne niszczyciele wraz z całymi eskadrami myśliwców na pokładzie nie są w stanie zatrzymać jednego wiecznie psującego się frachtowca. Kpina, kto dowodzi tymi okrętami, czy jest to ktoś opóźniony w rozwoju
4. Darth Vader w celu złapania jednego gościa wpada na "genialny" plan wdania się z nim w niebezpieczny pojedynek i zapędzenia go do maleńkiego urządzenia w celu zamrożenia (!!!). Ma przecież jego kumpli jako zakładników, czy on nie umie złożyć "propozycji nie do odrzucenia"? "Komandorze Skywalker, Imperator chce z Panem porozmawiać, gwarantuję bezpieczeństwo i nietykalność Pańskich przyjaciół i oficerów Sojuszu, zgodnie z Konwencją Koruskańską nr bla bla bla". FACET STAWIA WSZYSTKO NA JEDNĄ KARTĘ RYZYKUJĄC ŻYCIE WŁASNEGO SYNA I NAJWAŻNIEJSZEJ OSOBY W GALAKTYCE, CZY D. VADER TO IDIOTA
5. Film w ogóle nie trzyma się kupy czasowo-przestrzennie, pościg za Sokołem trwa kilkanaście godzin, Luke siedzi u Yody kilka tygodni (?) o co tu w ogóle chodzi?
BONUS!!!
6. Darth Vader zostaje ośmieszony i pokonany przez kompletnego amatora po raz drugi, czy to ma być w ogóle straszny Villain i Badass? To kpina, wiadomo, że w następnej części zostanie pokonany w żenujący sposób, szkoda gadać, film dla idiotów
PS. to było dla żartu i na szybko, do Imperium można się przyczepić jak do każdego innego filmu, jak ktoś chce może go lubić, jak nie, znajdzie milion wad formalnych i określi mianem korporacyjnego wyciągania pieniędzy od widza. Tyle w temacie!
6. Vader przegrał? W Imperium? Pojedynek.
Przypominam też, że to było pierwszy raz a sekłele powtarzają to wszystko trzeci raz. Prekłele były drugie.
Wszystkie schematy fabularne powtarzane są w literaturze po raz n-ty od czasów Homera (przynajmniej) więc...
Nie było wcześniej takiej bitwy w kosmosie
1. i 2. - w filmie jest powiedziane że Admirał Ozzel (sympatyk rebelii i szpieg) wyszedł z nadprzestrzeni zbyt blisko układu alarmując w ten sposób rebelię, która włączyła pola siłowe zdolne odeprzeć bombardowanie orbitalne, a flocie Imperium nie dając czasu na odpowiednie ustawienie blokady. Imperium przeprowadziło desant i atak naziemny, a rebelia poniosła ciężkie straty.
3. Tankowcem raczej ciężko gonić motorówkę;p A jeśli chodzi o myśliwce TIE, które nie posiadają osłon, to w polu asteroid tak jakbyś na wzburzonym morzu tę motorówkę gonił na pontonie;p
4. Chodziło nie tylko o złapanie, ale i o test Luke`a - "perhaps you`re not as strong as emperor thought"
5. Sokół ma uszkodzony hipernapęd i nie leci w nadprzestrzeni, lot do innego układu musiał trwać tygodnie.
6. Vader ośmieszony i pokonany przez amatora? Cały pojedynek to był jeden wielki test i zabawa z Luke`iem, w momencie jak Luke`owi udał się raz trafić w ramię Vadera ten kończy walkę w dosłownie 3 ruchach odcinając mu dłoń;p I kiedy był pierwszy raz? ;p
Szukać dziury w całym można wszędzie, ale TESB ich po prostu nie ma;p
Wiesz, dowcip polega na tym, że gdyby ktoś te rozwiązania wymyślił na potrzeby sequeli, to miałbyś dziesiątki komentatorów twierdzących, że to idiotyzmy
PS Jeśli Sokół nie leci z nadświetlną to jakie odległości muszą wchodzić w grę przy możliwych do osiągnięcia prędkościach podświetlnych?
(jeśli już wprowadzamy jakąś realność do roboty)
Mossar napisał:
/..../
Z TROS mam podobnie. To nie jest świetny film. Ale mi się podobał, dobrze się bawiłem. Ale już w czasie samej premiery odnotowałem dziesiątki rzeczy, które mi nie pasowały. Po upływie dnia - setki. I zastanawiam się skąd się to bierze - innych filmów tak nie drążę. Lubię Piratów z Karaibów mimo, że można by wypunktować w nich o wiele więcej błędów i dziwnych decyzji. Podobnie zresztą z Harrym, na którym się wychowałem. No kurde, co roku wielkie zło akurat przytrafiało się pod koniec roku szkolnego, akurat nie było Dumbledore`a i to Harry zawsze trafiał na trop.
-----------------------
To się nazywa konwencja. Powiedzmy w Nagiej Broni nie ma co się doszukiwać sensu i jest to taki gatunek. Piraci z Karaibów i Marvel? Weźcie.
Czego wy chcecie? Tak się dzieje, gdy Disney przejmuję pałeczkę. Nie ma co wydziwiać. I tak był to b. dobry film... Pozostawiając dużo niewyjaśnionych kwestii pozostawia ich rozwiązanie waszej wyobraźni...
Hm, ale co to znaczy, że tak to jest jak Disney przejmuje pałeczkę? Fakt, mi się Star Wars pod ich kierunkiem nie podoba, ale np. taki MCU jest prowadzony świetnie. Wiadomo, że może się nie podobać wszystkim, ale ma jasno wytyczony kierunek, którego sie konsekwentnie trzyma. Nie dzieją się takie sytuacje jak w przypadku SW, że jakaś część zaprzecza poprzedniej.
Jestem sceptykiem jeżeli chodzi o obecny kierunek w jakim podążają Gwiezdne Wojny. Hołd oddaje Starej Trylogii, traktując Trylogię Prequeli jako może zbyt przejaskrawiony, jednakże niezbędny i całkiem zgrabnie wykreowany wstęp do klasycznej historii. Postanowiłem zatem swoją aktywność w ‘’nowym kanonie” ograniczyć jedynie do nowych filmów/seriali aktorskich, traktując je jednakże jako swoistą wersję alternatywną wydarzeń w stosunku do tych, które są w moim osobistym przekonaniu ‘’prawdziwymi Gwiezdnymi Wojnami”. Mowa tu o Starym Kanonie, na którym wzrastałem jako fan, który zgłębiałem aktywnie czytając 95% wydanych w Polsce powieści i na który wydałem także od groma pieniędzy, od Tazosów, poprzez figurki Kennera, klocki Lego, książki, komiksy, aż po ściągane z USA za uciułane z trudem pieniądze, nowe przewodników rozszerzające i próbujących spawać całe przebogate uniwersum.
Czym zatem rozczarowało mnie hucznie reklamowane zakończenie Sagi Skywalkerów w tym ‘’nie moim’’ świecie Gwiezdnych Wojen? Otóż tym, co ubodło mnie najbardziej, było przede wszystkim spłycenie roli Anakina Skywalkera. Epizody I-III ukazują nam powstanie tejże postaci, jej wzrost i końcowy upadek. Mniej lub bardziej pokrętnie tłumaczy nam powody przejścia na Ciemną Stronę, przyczyny jego frustracji, dążenia do nieograniczonej potęgi, ale także bólu psychicznego jak i fizycznego w jakie zamieniło się jego życie. Siła i władza jak i pozorny pokój w galaktyce okupione straszliwą ceną. Epizody IV-VI prezentują nam powolny powrót na właściwą stronę, którego ukoronowaniem jest zabicie swojego dotychczasowego guru w postaci Imperatora i uratowanie życia swojego syna. Sześć pierwszych epizodów opowiada nam zatem historię Anakina, Wybrańca, którego czyny odcisnęły wyraźne piętno na galaktyce, ale koniec końców wyzwoliły ją z tyranii Imperatora i przywróciły równowagę w mocy.
TROS rujnuje brawurowo całe dzieło Anakina, ale także Lucasa, Imperator nie wiedząc jak przeżył, jego syn nie żyje, główną wybawczynią galaktyki zostaje uzurpująca sobie prawo do nazwiska Skywalker pani Rey Palpatine.
Ale w tym filmie nielogicznych scen napotkamy całą masę. Wyróżnię kilka spośród nich, które mnie osobiście kolą w oczy najbardziej i przeczą jakiejkolwiek logice czy też temu co znamy z poprzednich filmów (które nomen omen są stricte głównym elementem obecnego kanonu):
1. Podróże w nadprzestrzeni ograniczone do wciskania magicznego guziczka, trzy sekundy i jesteśmy w dowolnym miejscu w galaktyce. Żadne wyznaczanie odpowiednych koordynatów, by np. nie zderzyć się z jakąś planetą, asteroidami, innym podróżującym statkiem nie jest potrzebne, nie spędzamy też w nadprzestrzeni godzin ani tygodni, przemierzając galaktykę wzdłuż i wszerz. Cyk i wszystko gra. W końcu przedział czasowy akcji TROS to zaledwie 16 godzin, nie można stracić ich na zbędne przeloty.
2. Tellirium. Wskazujące drogę do NAJPILNIEJ strzeżonej tajemnicy Imperatora. Jedno znajduje się na Mustafar po środku lasu na kamiennym cokole strzeżonym jedynie przez tubylców. Drugie natomiast można namierzyć dzięki starożytnemu sztyletowi Sithów, który ma zapewne setki bądź tysiące lat. Natomiast zapisana na nim inskrypcja dotyczy wraku Gwiazdy Śmierci, który raz, że według ROTJ totalnie wyparował ledwie 35 lat temu, dwa – posiada on przyrząd do namierzenia metodą ‘’na oko’’ aby wskazać miejsce miejsca przechowywania. A co gdyby ten fragment akurat był pod wodą, Rey podchodziłaby do wraku od innej strony, albo po prostu wyparował w trakcie eksplozji? A jeżeli nawet napis na sztylecie powstał już po zniszczeniu GŚ to powiedźcie proszę kurka wodna – po co? Coś w deseń Luke’a – niby chowa się przed całą galaktyką, aby nikt go nie znalazł, ale zostawia po sobie jednak mapę?
3. Imperator zebrał najpotężniejszą flotę w dziejach galaktyki. Już pomijam fakt, że każdy z niszczycieli wyposażony jest w absurdalną superbroń zdolną dezintegrować bez trudu całe planety. Ale dlaczego do licha te setki bądź tysiące okrętów są wybijane jak Muchy przez zbieraninę okrętów, które przybyły z odsieczą? Nawet brak działających tarcz w atmosferze, który podobno był wspomniany w filmie (choć tego nie wyłapałem), powoduje, że liczący 1600 metrów okręt rozpada się hop siup od paru strzałów? Każdy z nich przenosił 72 myśliwce TIE – dlaczego zatem w początkowej sekwencji bitwy nad planetą jeden stateczek komandosów Ruchu Oporu w towarzystwie kilkunastu przestarzałych myśliwców ma jakiekolwiek szanse im się oprzeć? Jakim cudem Lando w ciągu pół godzinki zebrał w punkcie zbornym przegromną flotę stateczków (chociaż tutaj pewnie w grę wchodzi skakanie sobie w nadprzestrzeni w ciągu paru sekund, to tu to tam) i zniszczył taką plugawą zbieraniną najpotężniejszą flotę w galaktyce?
4. Duch Mocy łapiący pewnie w rękę miecz świetlny, unoszący później X-Winga spod powierzchni wody? (Już pomijam fakt, że absurdem jest to, że po takim czasie był on na tyle sprawny by Rey mogła dolecieć nim sobie do kwatery Imperatora w Nieznanych Regionach). Czemu zatem Skywalker nie może włączyć się do walki, przecież i tak nie możne już być bardziej martwym?
5. Motyw ukrywania przez Luke’a. Już w poprzednich epizodach był on naciągany, jednakże tutaj urasta on do rangi absurdu. Zdawał sobie sprawę, że jego główny antagonista żyje, trochę go w sumie poszukał, ale nie wyczuwał sztyletu pod powierzchnią gruntu jak Rey na pokładzie niszczyciela (kolejny przedstawienie jej jako Uber-koksa) więc poleciał się schować na odosobnioną planetę? Nie wiem jak Wy, ja odebrałem go w tym momencie jako zwykłego lamusa, a nie gościa, który co prawda przy znaczącym udziale Vadera (którego swoim uporem i wiarą przywrócił na jasną stronę) stawiał dzielnie czoła Imperatorowi, wchodząc z uniesionym czołem do paszczy lwa samemu oddając się w jego ręce?
Pomijam już całą masę innych absurdów. Żołnierze First Order/Sithów oczywiście totalnie nie potrafią walczyć, jedni padają trafieni, inni dla towarzystwa kładą się po prostu razem z nimi. Ale tu się już niestety przyzwyczaiłem, ich rolą jest jedynie wyglądać i efektownie (najlepiej zbiorowo) ginąć. Swoją drogą zwróciliście uwagę, że większy odsetek padających paradujących ‘’groźnie’’ teatralnie szturmusiów posiadał kobiece głosy? Imperator, który mimo tego, że samounicestwia się, nadal atakuję Rey błyskawicami mocy (tak, ją wspiera duch tysięcy Jedi, jednakże jego mniej więcej tyle samo duchów Sithów, zresztą przed chwilą dopiero co pożywił się mocą Reylo co raczej powinno zadziałać na jego korzyść, wyczerpując przy tym jego rywalkę), konsekwentnie razi aż sam wyparowywuje?
Muszę przyznać, że owszem, "momenty były". Sceny w swiątyni Sithów, niszczyciele wydobywające się spod powierzchni i dumnie dryfujące w przestworzach, skradający każdą scenę C3PO a nawet rozwój relacji Reylo, aż jego nawrócenia i ostatecznego poświęcenia (nawet kwestia pocałunku jest moim zdaniem dyskusyjna, mnie osobiście aż tak mocno nie raził).
Nadal będę oglądał nowe epizody, spin offy (świetny R1, niezły Han Solo) oraz seriale aktorskie (przeciętny, aczkolwiek posiadający potencjał Mando). Disney nie zrezygnuje z tego poletka, wyeksploatuje je do granic możliwości tworząc wiele filmów. Cieszę się, się po tylu latach jest to temat nader płodny i obiecujący sympatykom stały dostęp do nowych widowisk. Jednakże nie będę ukrywał, że niski poziom jakości fabuły nowych epizodów oraz podziały i kontrowersje wśród fanów, zarówno tych siedzących w temacie od wielu lat, jak i tych nowych tudzież niedzielnych bardzo mnie cieszą. Czerpię wręcz lubieżną radość, że "moje” Gwiezdne Wojny, pełne infantylnych, często wręcz kretyńskich historyjek, pozostawią we mnie niezatarte wspomnienia, natomiast cały nowy "kanon" równie dobrze za lat 28 może zostać zaorany na nowo.
trudne pytania zadajesz...
Ja tylko przypomnę, że pierwotna Trylogia NIE BYŁA historią Anakina Skywalkera (a już zwłaszcza jej pierwszy akt), więc jeśli trylogia prequeli zredefiniowała Sagę jako historię Anakina, to tak samo może zrobić trylogia sequeli (która notabene w dużej mierze czerpie z pomysłów Lucasa) - i jak prequele symbolicznie zaczynają się od Skywalkera poczętego "znikąd", tak w ostatnim sequelu Saga kończy się Skywalkerem z wyboru.
I cyk pierwsza odpowiedź orze całość
https://www.youtube.com/watch?v=Sk7RN3t2v14
Pierwszy seans był dla mnie fatalny, film mi totalnie nie podszedł, JJ wziął kilka najdurniejszych pomysłów jakie widziałem w SW i wrzucił je do filmu nie siląc się na tłumaczenie, początek mnie załamał i zepsuł cały wieczór, wyszedłem z kina wku**wiony. Nie wiem czego oczekiwałem, ale na pewno nie tego co zobaczyłem. Na szczęście jestem dużym chłopcem, nie traktuję SW śmiertelnie poważnie i mam większe problemy w życiu niż rozczarowujący film. Niesmak trwał 1-2 dni. Puknąłem się w głowę, że znowu za bardzo się wkręciłem, zluzowałem poślady, przetrawiłem to co zobaczyłem i pogodziłem się z tym. Miałem coraz większą ochotę, żeby zobaczyć ponownie aż w końcu kupiłem bilet. Przed seansem udało mi się przestudiować słownik ilustrowanym, który trochę mi wyjaśnił i pomógł sobie kilka rzeczy poukładać w głowie. Także przygotowany psychicznie i merytorycznie poszedłem do kina...
I było świetnie! Wyszedłem z kina podjarany i zadowolony, nie mogłem zasnąć. Dzisiaj mam zaje**sty humor. Zdania jakoś bardzo nie zmieniłem - nadal uważam, że film w wielu miejscach jest durny, jest zmarnowanym potencjałem i mógł wyjść znacznie lepiej (jak cała trylogia). Nie zamierzam go bronić, z większością zarzutów mogę się zgodzić i przyznać rację narzekającym. No ale kur*a bez kitu bawiłem się na nim bdb i dzisiaj chce mi się o nim gadać, pisać i czytać (chociaż aktualnie nie mam na to tyle czasu ile potrzebuję). Tym razem zupełnie nie przeszkadzało mi szalone tempo. Jak już z góry wiemy co, gdzie, kiedy, dlaczego, to ogląda się świetnie. Wizualnie jest przepięknie, sceny akcji sprawiają, że kopara opada i morda się cieszy. Fabularnie nadal jest słabo, ale do części pomysłów się przekonałem, na resztą przymknąłem oko pamiętając, że oglądam bajkę w kosmosie (po co się wcześniej tak spinałem?!). Nie mogę się już doczekać kiedy kanon zacznie te wszystko łatać, uzupełniać i wyjaśniać. Jest Moc
mkn, ja też wczoraj zaliczyłem drugi seans i właściwie słowo w słowo mógłbym kopiować twój tekst U mnie była jeszcze ta różnica, że za pierwszym razem nie włączyli efektu 3D, totalnie się nie skupiłem a zamiast tego wkur***** i można powiedzieć nie widziałem pierwszych 5 minut. Cały efekt 3D też mi nie podszedł. Było ciemno i chaotycznie. Teraz w 2D oglądałem jakby nieco inny film. Z obniżonymi oczekiwaniami trochę mi się na początku rozjaśniło fabularnie i generalnie mimo że grubymi nićmi jest to szyte i w wielu miejscach absurdalne przyjąłem tą chaotyczną fabułę. Bawiłem się o dużo lepiej ale dokładnie to samo miałem z wszystkimi wcześniejszymi filmami trylogii. Byłem z bratem któremu w sumie się podobało, za pierwszym razem z dziewczyną, której w sumie się podobało. Czyli film raczej się podoba laikom, i mnie fanowi też oczywiście "w sumie się podobał" jeśli obniżę standardy. Tym samym trzeba zaznaczyć, że mogło być filmowo i gwiezdnowojennie o wiele wiele lepiej.
Tak więc po drugim seansie +1 czyli 6/10.
Wróciłem z maratonu, dni minęły mi na próbie przypisania uczciwej oceny TROS. Nie udało się. Nie potrafię tego ocenić negatywnie, pozytywnie, ani nawet na średniaka w porównaniu do poprzednich epizodów. Najzwyczajniej w świecie nie potrafię. Po pierwszym seansie targały mną emocje, bo i recenzję pisałem tuż po powrocie z kina i skupiłem się przede wszystkim na pozytywnych stronach filmu, o kilku, być może, zapomniałem, więc wrzucę je tutaj, żeby nie było, że jadę po TROS jak po burym psiem, ale fakt, mam zamiar nie zostawić suchej nitki na tym filmie.
- Mimo, że wiele postaci polubiłem z marszu, jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że każda postać, która miała swój czas na ekranie, została całkowicie przypisana do roli "popychacza fabuły", bo hej, widzowie to idioci i nie rozumieją co się dzieje na ekranie, więc tłumaczmy im na każdym kroku, co widzą. "Otrzymaliśmy przekaz, że Palpatine żyje. (Postać Dominica Monaghana) - Wierzycie, że to w ogóle możliwe? Ale jak to? AaLe jAk tO? - Zawsze chciał oszukać śmierć."
Tego typu dialogów było mnóstwo. Ja rozumiem, że JJ Abrams miał ciężki orzech do zgryzienia po skoku w bok Johnsona, który kompletnie nie pomyślał o sequelach, jako trylogii, a jedynie kręcił swój niezależny film, co mu się zresztą udało. JJ ewidentnie chciał doprowadzić tę trylogię na właściwe tory, ale najzwyczajniej w świecie, zabrakło mu czasu, a zamknięcie całej sagi trwającej od dekad nie ułatwiło mu tego zadania. No, ale mówmy o tym, co ostatecznie mamy i jak to wygląda, bo jasne, bohaterzy powinni być częścią opowieści i napędzać historię, ale nie kosztem własnego charakteru, a dokładnie to miało miejsce w TROS.
- Elementy napędzające fabułę wyskakują z kapelusza. "ByŁy DwA WaYFiNdErY!" Dlaczego? Oczywiście, to wszystko wina tego, co pozostawił po sobie TLJ.
- Postać Finna... Gdybym miał ją streścić, to wyglądałaby tak "Rey! Reey! ReeY! Oh, no... REY!" Kompletnie nie znalazł swojego miejsca w tej historii.
+ Jestem zachwycony postacią Poe. Nareszcie kunszt aktorski przełożył się na postać w tym filmie i dostaliśmy Damerona, jakiego wszyscy chcieliśmy dostać. Dowcipny, szukający zaczepki dowódca.
- To wszystko pędziło, wirowało ciut... za szybko. Nigdy nie byłem w butach Abramsa, ale mam wrażenie, że można to było zrobić lepiej, pójść na ustępstwa, porzucić swoją wizję w jakiejś 1/3 lub sprytniej to wszystko rozegrać. Nie pogniewałbym się, gdybyśmy otrzymali film 2.5 h. Zdecydowanie, można było to zrobić lepiej tak, żeby fani mieli moment na oddech.
- HIT... Palpatine wymieniony w napisach początkowych. Od jednego z laików zza mnie usłyszałem soczyste "Żeeee ccc-co? Palpatine? Jaak?".
- Postać Rey... No, cóż. Daisy Ridley zagrała tutaj najgorzej z całej trylogii. 6/10. Mało wiarygodna gra aktorska, ale myślę, że przywyknę, podobnie jak do wszystkiego w tym filmie, jak i poprzednich.
+ Uwielbiam scenę, gdy młody Luke trenuje młodą Leię. Czekałem na nią podczas drugiego seansu i nie pamiętając po pierwszym seansie w którym momencie ona się pojawia, czekałem i czekałem z odrobiną cierpliwości. To jedna z rzeczy, która trzymała mnie w siedzeniu, bo fakt, maratony nie są dla mnie. Chyba, że wygodnie w swoim domku, na kanapie i na moich warunkach.
+ "Dad... - I know."
+ RED 5.
+++ Postać Lando. Mimo, że niewiele było go na ekranie, to poczułem takie "TO SĄ JEDNAK STAR WARSY". Zupełnie jakby wyjęli go z TESB. <3 Kocham najmocniej.
Mimo wszystko TROS to dobry materiał na rozwój uniwersum w książkach, grach, filmach Disney+, komiksach, serialach. Dodatkowo, dzięki temu filmowi zrozumiałem jak niezależnym filmem jest The Last Jedi i teraz wiem, że równie dobrze mógłby być spin-offem, gdyby wyciąć z niego śmierć Snoke`a.
Część ogólna:
A gdyby tak z Palpatine zrobili takiego Borga? Ale ja nie o tym:
A nie mówiłem?
Gorzką satysfakcję mam, gdyż mówiłem, że tak będzie. Gwiezdne Wojny weszły nieuchronnie we wiraż podobny jak tzw. transformersy: obecne filmy jeszcze się sprzedały, ale przyszłość już jest niepewna. Stąd różne tam takie ruchy Disneja, który zaczyna lawirować. Na razie wyniki finansowe Skywalkera:Odrodzenie są poniżej oczekiwań, i tak obniżonych. Recenzje wątłe, opinia widzów słaba. Musiało do tego dojść, tzn nie że akurat takie słabe rozwiązania musiały być zaprezentowane ale jakieś dowolne rozwiązania słabe. Gdyby mieli jakiś pomysł na nową trylogię to by go zaprezentowali radośnie już przy pierwszym filmie Przebudzenie Mocy a nie kisili do drugiego albo trzeciego. Kto był bystry to zakumał już lata temu a mniej lotnym osobom zajęło zrozumienie sytuacji więcej czasu. Nie jest to moją winą w najmniejszym stopniu.
Nie mamy (jeszcze) wiedzy insajderskiej z tzw. wyżyn ale najwięksi fanboje nie moga zaprzeczyć, że początkowo każdy epizod miał być autorskim działem jednego człowieka, który napisałby scenariusz i wyreżyserował odcinek. Przy czym JJ Abrams, Rajanek Johnson i ten cały Trevorrow to nie były jakieś orły scenopisarstwa. Mówiąc szczerze to dorobek Abramsa sugerował, ze nie umi w scenariusz. Zwolnienia reżyserów też są faktem: wyleciał Trevorrow, wyleciało tych dwóch od Solo, drugich dwóch od Gry o Tron. Przy Łotrze 1 były jakieś mecyje z dokrętkami? Wydaje się że przyczyn jest tu kilka: Ponieważ nie mieli pomysłu na filmy przeto nie mogli przekazać reżyserom swoich oczekiwań, bo ich nie było (oczekiwań a nie reżyserów). Miało tak być, że coś tam twórcy wymyślą a kaska będzie lecieć. No to ci dłubali po swojemu ale okazało się, że nie spodobały się efekty wytwórni. Domysł jest, że szefowa Lucasfilmu umawiała się konkretnie z reżyserami dając im wolną rękę ale wchodził wyższy szczebel i kasował im tą wolną rękę domagając się konkretnych zmian. Ci zaś nie puszczają pary z gęby bo nie chcą mieć kosy z Disnejem, który może im bardzo zaszkodzić.
Kierowanie Gwiezdnymi Wojnami (Lucasfilmem) wymaga specyficznych kompetencji: znajomość tzw. uniwersum, kontrola kreatywna, czyli wymyślanie fabuł, utrzymywanie spójności miedzy filmami i innymi, takie tam, określanie wymagań wobec reżyserów (i innych), przedstawianie wymagań reżyserom (i innym), egzekwowanie wymagań od reżyserów (i innych). Kathleen Kennedy (obecna szefowa) tych specjalnych kompetencji nie posiada, więc mają dodać jej triumwirat który się będzie tymi rzeczami zajmował a ta Kennedy tylko produkcją.
Musiało minąć kilka lat i kilka filmów musiało zostać spaszczonych aby świadomość problemu zaczęła się przebijać. Tzw hejterzy rozumieli sytuację już lata temu i oceniali Kennedy wedle tego, co winna robić. I kompetencji, jakie winna posiadać. Za bardzo do przodu jesteśmy a reszta burzy się bo jeszcze nie rozumie.
Powyżej przedstawiłem przyczyny strukturalno-organizacyjne a teraz dodam kreacyjne:
Bardzo trudno jest dopisać dalszy ciąg skończonej opowieści. A Powrót Jedi zamknął opowieść w sposób pełny i kompletny. Imperator zginął, Sithowie wykończeni, Imperium obalone. Dlatego tzw. Expanded Universe czyli obecne Legendy było słabe: na siłę wymyślali tam jakieś klony Imperatora, dzięki którym jego duch przeżył i inne bzdury. Ale ludzie chcieli to kupować i oglądać i czytać więc popyt był. Luke Skywalker przeszedł tam na Ciemną Stronę i inne takie rzeczy. Nowe Gwiazda Śmierci była malutka ale równie skuteczna jak poprzednie. A cały czas istniała taka jakaś baza orbitalna która miała możliwości takie same jak Gwiazda Śmierci albo nawet większe. Cały czas czyli mniej-więcej od stuleci.
Nie twierdzę, że kontynuacja zamkniętej opowieści jest niemożliwa. Jest możliwa ale bardzo trudna. Wymaga przebłysku geniuszu. Ja się przyznaję, że nie mam takiego przebłysku dlatego nie kreowałem kontynuacji ani Gwiezdnych Wojen, ani tez np., Władcy Pierścieni. Disnej ze swoimi finansami i zasobami też nie ma przebłysku dlatego zlecili robotę Abramsowi, który prochu nie wymyśli. Skopiował on scenariusz Nowej Nadziei, przywracając na siłę sytuację z początku sagi. Wprowadził głównego przeciwnika Snołka, który nie miał racji bytu w tym momencie. Bo niby skąd się wziął. Dalej z filmu wyleciała Nowa Republika, bo proste przeciwieństwo Rebelia-Imperium musieli zastąpić niejasnym trójkątem Ruch Oporu - Nowa Republika - Najwyższy Porządek. Przy czym Nowa Republika musiała wyjść na durniów, którzy nie rozumieją co się dzieje i o co chodzi. Czyli trzeba było zeszmacić osiągnięcie Powrotu Jedi - przywrócenie Republiki. Nie o take republike walczyłem - Tak Luke powinien powiedzieć. Doszła kolejna Gwiazda Śmierci, przygotowująca nas na rozpasanie ostatniej części.
O bohaterach napiszę w części spoilerowej, bo naprawdę nie było potrzeby wprowadzenia Mary Sue, czyli Rey. Powiem wam szczerze że nie rozumiem, dlaczego nie mogą zatrudnić w Lucasfilmie kogoś umiejącego pisać scenariusze? Scenariusz to najtańszy element filmu wysokobudżetowego - wystarczy mieć długopis i zeszyt. A najtrudniej o dobry scenariusz. Przecież w Mandalorianinie w każdym odcinku jest dyskwalifikujący błąd fabularny. Jak juz pisałem albo mamy dobór negatywny albo grupę która dorwała się do koryta i nie chce dopuścić nikogo z zewnątrz. A następny film już musi być dobry bo może się skończyć klapą. Solo był pierwszym ostrzeżeniem, Skywalker: Odrodzenie drugim i czekają chyba na trzecie. Może to działa na zasadzie: "znajdźcie mi tu 10 obiecujących pracowników kreatywnych mogących coś stworzyć i natychmiast ich zwolnijcie". Może jest silna korpotendencja mająca zadławić Star Warsy aby nie trzeba się było użerać z fanami i w ogóle wysilać? To jest korpologika. Taki domysł czytałem. A inna ciekawa opinia jest taka: jakby Ford się pytał ludzi jak ma wyglądać samochód to ci by mu powiedzieli, że chcą wozu konnego. Może jakiegoś ulepszonego ale wciąż wozu. Wizjoner musi zaś stworzyć wizję i to taką, która się spodoba widzom. Te dwa warunki muszą być spełnione jednocześnie i na to uczulam. Jest bowiem wysuwany argument taki, że nie dogodzisz fanom: jak jest zrzynka z Nowej Nadziei to kręcą nosem a jak jest coś nowego to też. "Coś nowego" to nie znaczy, że ludzie zaakceptują każdy badziew byle nie było go wcześniej. Widownia chce, żeby było nowe i fajne. A nie że w poprzedniej części bohaterowie chodzili mordą do przodu i zadkiem do tyłu to teraz niech chodzą zadkiem do przodu a mordą do tyłu. To taki przykład ilustrujący jest, bo Rajanek Johnson serwował nam nowości tej właśnie miary.
II Jaka jest geneza Skywalkera: Odrodzenie?
Wysłali grupę stażystów na reddita, aby wypisali co się tam ludziom nie spodobało w Ostatnim Jedi. Druga grupę napuścili na te legendy, żeby popaczyli co tam jest. A że to byli niskopłatni stażyści albo na bezpłatnym stażu więc nie stworzyli elaboratów głębokich tylko po łebkach: Rose się nie spodobała, Luke się nie spodobał, ucieczka krążownika się nie spodobała, że nie było walki na miecze. Brak mentora dla Rey, która jest Mary Sue. Zaś w starym kanonie są klony, jest Imperator, są jakieś tajne floty, są supergwiazdyśmierci, sztylety tajemnicze, przejście syna Lei na ciemną Stronę już wcześniej zerżnęli. I mamy podstawy scenariusza. Finn w Przebudzeniu Mocy jest kręcony tak, jakby miał kręcić z Rey. W drugiej części dostaje kopa i kręci z Rose. Straszny romans się narodził przez 16 godzin. W Ostatnim Jedi nie zostaje po romansie śladu i Rose jest wywalona praktycznie, czego tym tumanom nie daruję. Jak ów Ford mają być, który przekracza horyzonta odbiorców a nie jak inżynier Mamoń, któremu podobają się piosenki, które już słyszał.
Nic dziwnego, że pojawili się renegaci. Renegaci to są najgorsi: Opiewali Przebudzenie Mocy, że bezpieczny początek stwarzający możliwości. Opiewali Ostatniego Jedi, że nowatorski i dekonstruuje. Ale Skywalkera: Odrodzenie nie opiewają tylko załamali się i labidzą, ze słabe. No słabe. Co poradzisz jak nic nie poradzisz? Z kolei fanboje zredukowali swoje oczekiwania. Głównym argumentem za jest obecnie że "się dobrze bawili". A dobrze bawić to można się i na Kiepskich, i na jakimś durnym kabarecie i na Nagiej Broni. Mamy sprowadzenie Gwiezdnych Wojen do poziomu Leslie Nielsena i Nagiej Broni. Dziękuję Ci Disneju. Prymitywna rozrywka niskich lotów jest potrzebna, ale gdyby apologeci ostatniej części trzeciej trylogii powiedzieli wprost, że mają takie oczekiwania to byłoby łatwiej.
Przykładowi Renegaci
https://youtu.be/5K8GlE7iHBI - ten to faktycznie jest biedny. Wyrwał se cała czuprynę i chodzi łysy.
https://youtu.be/0X2OnwAHVSU
Rise of The Skywalker
Jeśli scenariusz jest dobrze napisany to na ogół film jakoś wychodzi. Aktorzy, nawet jak są słabi wiedzą co mają grać, dialogi jakieś są. Widz rozumie co się dzieje na ekranie i fabuła się mu jakoś zazębia. A jak scenariusz jest do bani to efekty i tzw budżet nie pomogą. Osobiście przywiązuje dużą wagę do sensowności fabuły a różne tam takie inne są na dalszym planie. Weźmy popularny serwis Red Letter Media. Nakręcił on komedię Space Cop: prosta fabuła: Policjant z przyszłości razem z policjantem z przeszłości prowadzą śledztwo w sprawie ufoludków. Gra aktorska tam jest żadna, efaktów nie ma ale ponieważ opowieść trzyma się kupy da się ten film z przyjemnością oglądać. Tempo akcji potrafią określić.
Tymczasem przyszedł czas na recenzję spoilerową "Skywalkera: Odrodzenia" (Rise Of The Skywalker). Reżyser, JJ Abrams ma taką manierę że zatrudnia jakąś gwiazdę do epizodycznej roli ohełmionej: Phasmy czy tej Zori. Przecież aktorki te wcale nie musiały grać praktycznie, ponieważ postać przez nie grana chodzi w kasku praktycznie cały czas i zagrać ją może byle statysta. Każda w jednym ujęciu się musiała pojawić praktycznie. Trochę się wróci ze sprzedaży figurek ale jeśli one jakieś kosmiczne gaże dostały gwiazdorskie to jednak jest coś nie tak. Wyprowadzanie kasy jednak. "Gry o Tron" gwiazdę tu mamy a ta druga to nie wiem z czego jest. Nie obchodzi mnie to wcale. Co tu się odpalpiło w ogóle? Tzn rozumiem osoby, które wywodzą, że się dobrze bawiły. Przy pewnym podejściu jest to możliwe. W każdym bądź razie zaczynamy jazdę, chyba żeby jednak nie. Okazuje się, że nie wiadomo w co ręce włożyć. Przedstawiam zatem kilka założeń:
Jak odległe rubieże mogą istnieć, skoro wszędzie jest blisko? Pyk i jesteś. Tak było już w "Łotrze 1" i widz nie ma wrażenia odległości, drogi, czegokolwiek takiego. To już nie są Gwiezdne Wojny bo praktycznie nie ma kosmosu. Jakby w Disneju doszli do wniosku, że ludzie nie rozumieją przestrzeni kosmicznej i należy ją wyeliminować z filmu. Zresztą: jakie bitwy mogą być skoro w napisach do "Ostatniego Jedi" czytamy, że Najwyższy Porządek zajmuje całą galaktykę. I nikt mu nie podskoczy. Konsekwencje tego są takie, że nie bardzo mają z kim walczyć w nowym filmie. "Ostatni Jedi" wprowadził też dekadenckie pojęcie równowagi mocy którego konsekwencje są takie: po co robić cokolwiek skoro wzmocnienie jednej frakcji pociąga za sobą wzmocnienie drugiej frakcji więc chodźmy gdzieś na plaże bo jak tamci coś osiągną to i nam przybędzie. Po co się wysilać?
Ta idee równowagi została zarzucona w Epizodzie IX i nie ma o tym nic. Słusznie, bo to jest bełkot bez sensu. Nie pierwszy i nie ostatni. Zanim przejdę do części spoilerowej chciałem ostrzec, że będzie wiele porównań z Oryginalną Trylogią i trochę z tzw. Prekłelami. W owej Oryginalnej Trylogii wyraźnie podzielili wydarzenia pod względem skali na dwie kategorie: duże i małe. Duże to bitwy kosmiczne, niszczenie gwiazd śmierci itp a małe to konflikt Jedi-Sith i konieczność wyeliminowania Imperatora. Walka Luka o ocalenie własnej duszy, ojca, przyjaciół itp. Te dwie warstwy są wyraźnie oddzielone ale są tak samo ważne. Z pewna gracją zostały te wątki poprowadzone. Wiadomo, Imperium jest potężne, nie da się go pokonać w otwartej walce i potrzeba podstępu. Tak jak Dawid pokonujący Goliata. Ale jeśliby Dawid miał pokonać dwustu Goliatów to już publika tego nie kupi. A mniej- więcej tak jest poprowadzona narracja Sekłeli i pomieszali wspomniane dwie kategorie o czym później. No a teraz pora na:
UWAGA SPOILERY zdradzające szczegóły fabuły i zakończenia. Że słabe jest.
A gdyby tak Księżniczka Leia była Jedi już w tzw "Przebudzeniu" tzw "Mocy" i tam nauczała Rey i walczyła z tymi rycerzami Ren? Problem jest taki, że oni wprowadzają zmiany z mocą wsteczną. Leia była Jedi ale nie była bo wtedy (jak kręcili owo "Przebudzenie...") jeszcze nie wiedzieli o tym. A to by było coś. Logiczne to jest w świetle pierwszej trylogii, która jest drugą (tzw OT), gdzie była mowa o predyspozycjach Lei. Cóż mogę więcej powiedzieć o księżniczce? Śmierć aktorki Carrie Fisher skomplikowała sytuację i z tego powodu trudno mieć pretensje. Tzw siła wyższa spowodowała, że wygląda jej wątek tak jak wygląda i na tym kończę omawianie tego wątku.
Pytanie mam tylko jedno: jaki jest sens emigracji wewnętrznej Luka w poprzedniej części ("Ostatni Jedi") skoro nie jest on ostatnim Jedi bo jest jeszcze Leia?
"Powrót Jedi" definitywnie domknął tą historię: Imperator Palpatine zginął w szybie, Vader przeszedł ponownie na Jasna Stronę, Gwiazda Śmierci została zniszczona. Cała galaktyka się cieszy. Żeby pociągnąć taką opowieść dalej potrzebna jest iskra geniuszu. Nie ma bowiem wroga, Sithowie zginęli i z kim maja Jedi walczyć? Publika chciała jednak dalszego ciągu i stąd wzięło się tzw Expanded Universe - książki, komiksy, figurki, cuda, wianki - gdzie reinkarnowali Imperatora poprzez wprowadzenie klonów i innych bzdur. Duch Palpusia błąkał się tu i tam i wcielał w klony i różne takie. Bez sensu to jest zupełnie ale pozwala wysnuć wniosek, że nie da się zrobić sensownej kontynuacji i jak chcemy dalszy ciąg to będzie on bez sensu. I druga strona medalu jest taka, że publika wiele zniesie i reinkarnację Palpatine wytrzyma. Jak już kiedyś pisałem jeden baboł może być. Np. utrzymywanie ludzi przez maszyny przy życiu w Matrixie jest bez sensu ale cóż. Żeby był film trzeba iść na pewne kompromisy.
Jaką wizję dziejów dostaliśmy w "Skywalkerze: Odrodzeniu"? Z jednej strony istniał sobie Najwyższy Porządek powstały z resztek Imperium i budujący sobie wielką bazę Starkiller. Rządził nim Snoke, który w książkach żył już za czasów Imperium. Teraz Snoke jest istotą stworzona przez Imperatora i pozostająca pod jego kontrolą. I obok owego "Porządku..." tworzy się tajna flota gwiezdnych niszczycieli - Gwiazd Śmierci na planecie Exagol. Postęp techniczny znaczny w warunkach klęski odnotowuję gdyż jeszcze niedawno do niszczenia planet konieczna była wielka stacja bojowa. Powstaje też pytanie: dlaczego Palpatine dublował wysiłki? No i drugie: jak stworzył tą flotę niszczycieli w jakiejś dziurze, kto je produkował i kim obsadzili załogi? Przecież na ten Exagol doprowadzić mogły tylko dwa urządzenia nazywane tajemniczo "wayfinderami" z których jedno znajdowało się we wraku drugiej "Gwiazdy Śmierci" a drugie na Mustafar. Jak zatem dowozili załogi i surowce skoro nikt tam nie latał? Jest jeszcze bezsensowny sztylet Sithów który wskazywał drogę do wayfindera na Gwieździe Śmierci. Musiał on powstać już po Powrocie Jedi bo wskazywał drogę do wraku. Kto go zrobił i po co? Jest to nieudana kalka z Indiany Jonesa, zrobiona bez zrozumienia medium: tam mieliśmy starannie przygotowane przed wiekami wskazówki a tu mamy nieudolną karykaturę.
Przy czym nieprawdą jest, ze trzeba mieć ów Wayfinder aby dotrzeć na Exagol. Każdy kto raz poleciał kierując się urządzeniem już wiedział gdzie to jest i mógł ponownie lecieć bez wayfindera. Przecież Poe i spółka tak odkryli drogę sprawdzając dane znalezionego statku. Przecież Kylo Ren przyleciał tam w finale filmu bez żadnego wayfindera. To jest już robienie sobie jaj z widza i Disnej oddawaj piniondze za bilet. Dodatkowo jak już pisałem nie bardzo wiadomo kogo Najwyższy Porządek miałby atakować skoro wiemy, że zajęli cała galaktykę. to wszystko jest zaprzeczeniem zasady przeźroczystego scenarzysty: to co się dzieje powinno wynikać z wewnętrznej logiki świata przedstawionego. Tymczasem tu wyłazi scenarzysta zza ekranu: dzieją się różne bezsensowne wydarzenia bo scenarzyście tak pasuje. Pisałem o tym problemie dawno temu i był kwik w reakcji(tak "Ostatni Jedi" tez jest bez sensu). Mówiłem: "jeśli bohater musi szybko przemieścić się z Wrocławia do Rzeszowa to trzeba uzasadnić, czemu dyrda nie piechotę zamiast pojechać pociągiem". A nie że scenarzyście pasuje peregrynacja i już.
II Bohaterowie
Kylo Ren/Ben Solo zgodnie z wszelakimi zasadami sztuki filmowej powinien zginąć, tzn zawsze postacie nawracających się złoczyńców giną bo nawrócenie nawróceniem ale ciąży na zbrodzieniu zawsze odpowiedzialność za występki których się dopuścił. Weźmy rozkaz wymordowania mieszkańców wioski w pierwszej części. Nie podarują przecież mu tego. No ale teraz mamy do czynienia z fenomenem fanek tzw Reylo czyli romansu Rey z Kylo. Geneza tego zjawiska jest nieznana, może kult gangsta? Przestępcy imponują kobietom jako samce alfa, łobuz kocha najbardziej, takie klimaty? Kylo pojawia się jako postać zwichrowana: z jednej strony posiada umiejętności których nabycie wymaga stabilizacji psychicznej z drugiej strony jest emo popierniczonym nastolatkiem. Jest tu sens i logika? W "Skywalkerze..." już prezentuje się lepiej. Jego powrót na Jasną Stronę jest kolejną kalką z "Powrotu Jedi" gdzie Vader zabija Imperatora wrzucając do szybu reaktora (chyba żeby nie). Wspomnienie ojca jest tu miłym akcentem proojcowskim. Han SOlo pojawił się raczej wywołany wyższą koniecznością ale wypada ta scena prawdopodobnie i jest wzruszająca. Natomiast ta cała miłość z Rey? Widzieli się 3 razy w życiu i w dodatku walcząc i od razu romans? Paczyłem na te wizje mocy i nie wiem gdzie tam jest jakieś większe zrozumienie i w ogóle.
Rey w "Przebudzeniu Mocy" kręci z Finnem, który wypada do tzw friendozone. Oskarżana była o marysiuzm (m. i. przeze mnie) i wzięli sobie do serca te cenne uwagi i dodali Rey mentorzycę. Że niby nie wszystko umie i musi się uczyć. Za późno to jest trochę i cały efekt psuje wyprawa na wrak Gwiazdy Śmierci. Widzi pierwszy raz morze i od razu płynąć jakaś łupinką pokonuje pięćdziesięciometrowe fale co jest nierealne dla nikogo w ogóle. No i kiszka. Z ciekawych akcentów aby ratować flotę godzi się na zabicie Palpatine aby uratować flotę, o czym później.
Rose wycięli, jej miłość do Finna diabli wzięli. Poe też jest i się stara. Został przemytnikiem z mocą wsteczną. Ogólnie prowadzone przez nich działania pozbawione są sensu. I to tyle o nich. Po drugiej stronie Hux został zdegradowany, obraził się, zdradził i tyle.
No dobrze. Wszyscy wiemy po co jesteście na Bastionie i że recenzja Krogulca zrobi większy chaos i sheetstorm niż wszystkie bezbarwne recenzje innych bardzo lub mniej szanowanych przeze mnie użytkowników. Tak więc w ramach urodzin dostałem bilet i wybrałem się na Epizod IX... Poniżej jest recenzja, ale prawdę mówiąc powinna być oczywiście w formie osobnego newsa na głównej
Poniżej są oczywiście grube spoilery.
PRZYPOMNIMY TO PANU HURTOWO, PANIE DISNEY
Epizod IX to bez wątpienia film słaby. To, że komuś się bardzo podoba nie jest moim problemem. Znam studentów i kolegów, którzy uważają Marvele za najlepsze dzieła kinematografii, a najlepszy film w historii to dla nich "Django". No i nie ma w tym nic złego. Takie jest prawo konsumenta by oceniać swoim gustem i miarą konsumpcyjnego, rozrywkowego podejścia. Ale to nie zmienia faktu, że miarą oceny dla osoby, która posiada orientację w danej dziedzinie jest też historia medium, gatunku i ogólna jakość filmowego dzieła, którą da się zestawić i porównywać. Pod tym względem - i nie ma tu żadnych wątpliwości - Epizod IX, jak i cała trylogia Disneya, jest po prostu słaby, wtórny, pozbawiony artyzmu, pozbawiony nowatorskiej wizji, z fatalnie dobranymi aktorami spośród których 3/4 nie zrobi żadnej istotnej kariery itd. Innymi słowy: Skywalker Odrodzenie (tytuł zaiste straszny) to film kinematograficznej klasy B. A jest filmem klasy B, bo ma wysoki budżet i pewną jakość wykonania oczywistą dla dzieł tej klasy. Inaczej mogłoby być jeszcze gorzej.
A jednak... Jest to film udany na tyle, na ile w tej sytuacji tylko mógł być.
Nie zrozumcie mnie źle. Przebudzenie Mocy to wtórny i zbędny film. Ostatni Jedi - niech za komentarz w jego przypadku posłuży fakt, że ten epizod wymazał całe jego znaczenie. Natomiast Epizod IX naprawdę z trudem, ale się broni. Jest to film, który jest dowodem na to, że JJ Abrams i Disney, choć są twórcami fatalnymi... To jednak się uczą! To jak ze studentem, który nagminnie przynosi złe i pełne błędów ortograficznych prace. Ale za trzecim razem wykazuje już pewne oznaki poprawy. It learns! Widać, że zaczął już zdawać sobie sprawę, że trzeba robić przypisy w odpowiedniej formie; że tekst naukowy nie może mieć odsyłaczy do strony ściąga.pl... I tu mamy taki przypadek. Pierwszy raz jest tu zawarte coś więcej niż tylko maglowanie starych wątków i postaci!
Nie nazwałbym tego "słuchaniem fanów". Reżyser IX`tki wyraźnie pojął jednak, że poprzedni epizod w dużej mierze po prostu zepsuł istotę Gwiezdnych Wojen. Abrams znalazł się w sytuacji beznadziejnej i możemy szczerze mu współczuć. Ten niezbyt zdolny twórca dostał zadanie naprawy całej trylogii w jednym filmie...
Na jego barkach spoczęło zadanie uratowania opinii i poziomu całej disneyowskiej trylogii. Naprawa wszystkich bohaterów, ich wątków. Odkręcenie pseudoupadku Jedi. Stworzenie wreszcie przekonujących złych. Zrobienie jakiejś bitwy większej niż kretyńska pogoń dyliżansów, która nie wygląda jak 30-osobowa walka na Zewnętrznych Rubieżach. Zorganizowanie jakiegokolwiek morału. Wyjaśnienie cudownych talentów głównej bohaterki. Odkręcenie totalnej głupoty, jaką było wygnanie Luke`a. Odkręcenie totalnej głupoty, jaką było zrobienie ze Snoke`a clowna, a z Najwyższego Porządku clownfestynu. Poprowadzenie w sensowną stronę wątku więzi głównych bohaterów. Rozstrzygnięcie konfliktu galaktycznego. Dokonanie rozstrzygnięcia losu Kylo Rena. Naprawa kompletnie położonych wątków głównych bohaterów i usunięcie zbędnych (jak np. Rose).
Konkludując: to była misja niemożliwa nawet gdyby ten film reżyserował zmartwychwstały Kershner ze zmartwychwstałym Isaaciem Asimovem i Georgem Lucasem. Za dużo złego zrobiono, zbyt dużo fatalnych postaci i scen rozpisano. Zbyt wiele czasu zmarnowano na wątki poboczne, zbędne lub sagę zwyczajnie psujące.
A jednak Abrams spróbował. I wyszło mu to w połowie. Więcej jednak naprawił niż zepsuł. Jest to też jedyny film, który posiada jakikolwiek zalążek tego, czym mogłyby być Gwiezdne Wojny po Lucasie. Abrams zachował się odważnie i odwagi nie można mu odmówić. Wykasował radosną twórczość Riana Johnsona unieważniając za jednym zamachem: całe backstory Luke`a, całe backstory Rey, cały manewr Holdo, zmieniając zupełnie układ sił w Galaktyce, przywracając siłom zła minimalną godność (zamiast operetkowego Huxa, który był trollowany jak dziecko przez Poe mamy wreszcie pełnokrwistego imperialnego: Pryde`a), odwracając brednie o końcu Jedi i Sithów i tworzeniu niewiadomoczego "nowego", czy nadając wreszcie minimalną powagę postaci Kylo Rena. Wiele z tych manewrów było koniecznych, większość z nich się udała. Podkreśla to jedynie fakt, że Disney nie miał żadnego pomysłu na tę trylogię, królował chaos, a jakikolwiek głębszy zamysł po prostu nie istniał.
Abrams spróbował to ocalić i wreszcie też sięgnął do źródeł... Które cały czas były i czekały!!! Do EU. Ten film jest bowiem bardzo wyraźną kopią komiksów Mroczne Imperium. Począwszy od klonów w słoikach, po użycie techniki Force Worhmole mamy tu mnóstwo nawiązań do tej komiksowej serii. Do serii, która wcale nie była taka zła i miała dużo więcej sensu, spójności i uroku niż reboot Nowej Nadziei, czy tragiczny Ostatni Jedi. Abrams w odróżnieniu od Johnsona pojął, że Star Wars to walka Jedi z Sithami, to dużo mocy. I wreszcie dołożył sporo z sithowego lore do filmów. Sceny w świątyni na Exegol, nawiązania do Sithów, a nawet niszczyciele z superbronią... To wszystko wygląda dobrze, spójnie, ma jakieś fabularne tło i dobrze się broni, bo stoi za tym magia świata. Wreszcie przeciwnicy mają też choćby minimalne szanse na sukces, a Imperator Palpatine budzi nawet odrobinę grozy, nie jest godnym pożałowania i wiecznie trollowanym dzieciaczkiem.
Ta historia powinna być szkieletem całej trylogii od samego początku. A jednak nią nie była. I tu zaczynają się schody.
Bo ten film jest pośpieszny, rwany, teledyskowy i wyraźnie chaotyczny. Motto Abramsa brzmiało "Skicham się, nie dam się, wszystko zmieścimy!". I to widać. Cała fabuła to chyba ledwie dwa dni, a w tym czasie Rey i Kylo spotykają się chyba czterokrotnie. Rzadziej widuję swojego sąsiada!
Wszystko gna tutaj na złamanie karku, a liczne wydarzenia są pozbawione sensu (np. porzucony i niezbadany przez dekady statek). Wszystko na siłę i w przyśpieszonym tempie gna do tego, co miało ratować tę sagę: konfrontacji z wreszcie godnym przeciwnikiem, głównym złym, którego nie da się ciachnąć na pół... W pół sekundy. I tu zaczyna się cała sekwencja tradycyjnych błędów, które wynikają przede wszystkim z fatalnego poziomu scenariusza. To jest w ogóle temat na pracę magisterską lub doktorską - w jaki sposób wielomilionowe korporacje w filmach wartych setki milionów dolarów zawierają scenariusze tak pełne dziur, tak wtórne i tak źle napisane? W łódzkiej filmówce taki scenariusz dostałby może tróję. A tutaj pojawia się w filmie wyświetlanym na całym świecie. I nie chodzi tu o to, że nie zgadzam się z wydarzeniami. One ujdą. Leży po prostu tempo, montaż scen, a zwłaszcza (jak zwykle w tych filmach) spójność ze światem przedstawionym.
Abrams dużo bowiem mówił o hołdzie dla starych filmów... Ale stare filmy Lucasa były robione z wielkim przywiązaniem do szczegółów. Wszystko musiało mieć określony sens WEWNĄTRZ świata przedstawionego, by nadać mu realizmu. I dlatego te historie były tak bardzo - na swój sposób - realistyczne. Bo świat był dopracowany, bez wielkich dziur fabularnych i bardzo rozwinięty. Posiadał zawsze wewnętrzną spójność. Jak to się ma do tego, że w tym epizodzie nadprzestrzeń urasta nagle do rangi natychmiastowego, sekundowego przeskakiwania przez portale, jak w Wiedźminie? Jak to się ma do tego, że dysponując dekadami czasu odrodzony Imperator ginie w zasadzie chwilkę po ujawnieniu się, a cała jego monstrualna flota okazuje się być zwykłym śmieciem przy jakiejś chaotycznej zbieraninie cywilów? I znowu reaktor gwiazdy śmierci tylko z antenką... serio!? Jak to się ma do tego, że Skywalkerowie cały czas wiedzieli o dziedzictwie Rey, a jednak milczeli by na własną rękę doznała szoku??? Lubią się znęcać, czy jak? Jak to się ma do tego, że Rey odrzuca opcję uśmiercenia Palpatine`a jak niegdyś Luke Skywalker... By trzy minuty później jednak go zabić i już bez konsekwencji w postaci przejścia na ciemną stronę?!?!?! Jak to się ma nawet do tego, że Ben oddaje życie za Rey, ale Rey już nawet nie próbuje go uleczyć z powrotem, choć przedtem to już zrobiła?
Nawet, kiedy Abrams chce bardzo dobrze wychodzi to głupio i w oderwaniu od spójności wewnętrznej. Przykład? Chewie otrzymujący medal. Oczywiście: jak widzieliście Nową Nadzieję to pewnie boli was trochę, że Chewie medalu nie dostał... Ale od tych wydarzeń minęły dekady!!! Nowa Nadzieja nie zdarzyła się pięć minut temu! Było zatrzęsienie czasu by go dostał w innym źródle, a nie w bezsensownie wklejonej scence, która jest tam... No bo właśnie Abrams nie umie w myślenie światem przedstawionym.
Takich sytuacji jest więcej.
To wszystko można mnożyć. I sensu jest tu bardzo niewiele. Dużo mniej niż w bardzo precyzyjnych prequelach. Dużo mniej niż w komiksie Mroczne Imperium. Natomiast dzieje się to wszystko w oparciu o pewne założenia. I te założenia: powrót niezabijalnego Sitha, wielka ukryta flotylla, manipulacje Palpatine`a... To się broni. Broni się, bo są to wątki, które były już albo we wcześniejszych filmach albo w niezłych dziełach z EU i są częścią dość spójnego lore świata przedstawionego. I to jest na swój sposób bardzo pocieszające, że po te źródła wreszcie sięgnięto. To bardzo dobry prognostyk na to, jak mogłyby wyglądać np. filmy osadzone w realiach Starej Republiki. Przedsmak tego z Exegol budzi wielkie nadzieje!
Natomiast Skywalker. Odrodzenie jest filmem... Ratunkowym.
To jak referat, który pisze się już po otrzymaniu uwag od profesora... Ale w sytuacji, kiedy zostały wam na to trzy godziny.
To jest film, który ma przywrócić sytuację z Powrotu Jedi bez wielkich szkód dla świata. I to się w miarę udaje. Nie przeszkadza tu nawet, że Rey staje się przybranym Skywalkerem. OK. Nie przeszkadza ponowne ubicie Palpatine`a (choć jego duch chyba nie zginął?... UPS, kolejna dziura xD). Wracamy do punktu wejściowego... No właśnie tylko, że od niego zaczynaliśmy. To powoduje niestety, że cała ta trylogia jest zupełnie pozbawiona sensu. Jest bonusową opcją dla nadgorliwych, którzy godzą się z dużo gorszą jakością, byle mieć powtórkę z rozrywki z trochę innymi bohaterami. Jeśli już jesteśmy przy bohaterach to trzeba nadmienić, że cały ten film ratuje Kylo Ren/Ben. Adam Driver wreszcie zaczął coś grać i jest to bardzo jasny punkt tego filmu. Jedyny aktor, który rzeczywiście zaczął dobrze rokować. Rey jest sztywna i żadna (postać-idea, pozbawiona własnych właściwości). Poe staje się podróbą Hana, nagle też jest urodzonym dowódcą (już nie złym maczo xD). I ogólnie większość postaci dalej jest nijaka. Śmierć Księżniczki to przy tym jakiś kolejny odcinek patośmierci słynnej Trójki. Dlaczego padła i co takiego osiągnęła śmiercią? Że szepnęła coś Kylo? ... No ile można to samo? Nie broni tego wcale śmierć aktorki bo dało się to rozwiązać sto razy lepiej. Koniec tego filmu na szczęście nie rokuje na kolejne filmy. Przygody Rey to byłaby straszna nuda, ona zresztą jest postacią wiecznego dziecka i na mistrza Jedi nigdy się nie będzie nadawać. A jedyna interesująca postać (Ben) ginie. I moim zdaniem akurat słusznie, ponieważ w zasadzie nie dało się już bardziej odkupić ojcobójcy i masowego zbrodniarza. To jest jednak baśń i źli nawet po nawróceniu kończą marnie. Zasada gatunku. Złączeni Reylo w świecie rodem z kucykowego marzenia i piątką słodkich bobasków to nie te klimaty, idźcie już lepiej na erotyczne roleplaye.
Do tych wad dołączają oczywiście klasyczne wady filmów Disneya: fatalne dialogi ("Nie znacie mnie" mówi Rey jak rasowa alternatywka do Finna, a ja łapię się za głowę kto to pisał...), bzdurne heheszki (hehe handlował przyprawą, trzymajta mój beret szturmowce mają jetpacki), fatalne sceny bitwy (To w ogóle jakaś była? Poza jednym ujęciem morza statków?), fatalne sceny walk (Brak bitwy naziemnej odpowiedniej skali, wszystko wygląda dalej jakby siedmiu z drągiem za pociągiem latało w kółko), czy niedopracowane lokacje (znowu same nowe planety i bardzo mało interesujące poza Exegol) i odwalone obce rasy (Abrams powinien zobaczyć Mandalorianina, bo pewnie serio nie widział xD).
IX`tka jest jednak filmem który dokądś zmierza. No bo już wypadało.
Bo poprzednie zmierzały albo do totalnej powtórki, albo do rozwiązania uniwersum Star Wars. Tu mamy odratowany Zakon Jedi, wątek Sithów budzących wreszcie grozę, BARDZO rozwinięty i świetnie poprowadzony wątek nowych technik mocy (uzdrawianie, wormhole, dark transfer...) i naprawdę przyzwoicie rozwiązany wątek Bena Solo. Choć oczywiście dalej są to głównie powtórki i ratowanie tonącego statku. Faktem jest jednak, że ten film świadczy o tym, że ta korporacja ma jednak jakieś minimalne zdolności do uczenia się na swoich błędach. I choć Rey jest tak drewniana i żadna, że jej mroczna wersja była wręcz komiczna to jednak backstory z byciem wnuczką Palpatine`a jest 10x lepsze od historii pod tytułem "jesteś znikąd, nikim". Ten film dalej cierpi na ciasnotę, ale Abrams też wreszcie zdał sobie sprawę z tego, że te filmy były zbyt ciasne. Stąd wprowadzenie tej gigantycznej flotylli ochotników wreszcie minimalnie rozbiło tę klaustrofobiczną wizję, jakby cała Galaktyka była uzależniona od trzydziestu osób z Ruchu Oporu... Z dziesięcioma myśliwcami. Bardzo mnie cieszy też, że Abrams doszedł do wniosku, że np. źli nie mogą być tylko komicznymi nieudacznikami i potrzebny jest jakiś dramatyzm, czy że trzeba uratować postać Luke`a Skywalker`a. Udało się to połowicznie... Ale była próba.
Przypomnijmy też od początku, co pisałem od dawna. I co się potwierdziło. A więc - Tak, Disney nie miał żądnej spójnej wizji na tę trylogię. Tak - pomysł zamknięcia Luke`a na bezludnej wyspie i zrobienia z niego freaka był głupi. Tak - Najwyższy Porządek rządzony przez nieudacznika Snoke`a i idiotę Huxa był zupełnym niewypałem i nikt się go nie bał, potrzebni byli sensowni źli. Tak - zaoranie sensowności Jedi było zaoraniem Star Wars. Tak - można było sięgnąć po Sithów, źródła z EU i dodać wątki, które są trochę bardziej mroczne od Kylo Rena rozwalającego komputery ze złości. I wreszcie - Tak, do robienia Star Wars potrzebny jest namysł, duży plan i wysoka znajomość tematu. Nie da się podzielić trylogii na trzy niezależne filmy i zrobić z tego osobnych dzieł, gdzie każdemu wolno wszystko. Bo Star Wars to nie są "jakieś sf z mieczami", tylko dość dopracowane uniwersum, gdzie poruszać trzeba się z bardzo dużą gracją i ostrożnością... A nie mówiłem??? Warto to wszystko przypominać bo wiele oczywistych krytyk dotyczących już Przebudzenia Mocy po prostu się sprawdziło. Nową Trylogię robili twórcy nieudolni, pozbawieni planu i będący słabymi artystami. Przykromi, że część się przez lata łudziła. Ja się teraz mile zaskoczyłem, kiedy inni cierpią wielkie rozczarowanie.
Co więc można ostatecznie powiedzieć o tym filmie? Nie obraża inteligencji widza. I to jako jedyny z tej trójki. Jest to w dalszym ciągu powrót do znanych przebojów. Jest to w dalszym ciągu słabo zrealizowane, pośpiesznie wykonane i pełne dziur dzieło. Ale oddające minimalną sprawiedliwość starej sadze i adaptujące wątki z EU, których strasznie tu brakowało od pierwszych scen Przebudzenia Mocy. To oczywiście dalej film niepotrzebny, na który żal tracić czas by oglądać go ponownie. Ale nie jest to masakra sagi i dobrych o niej wspomnień. To taki opcjonalny dodatek do tego, co było. Jak te ze słabych dzieł z dawnego EU.
Najśmieszniejsze jest to, że ten film totalnie usuwa w zasadzie Ostatniego Jedi.
A także robi z Przebudzenia Mocy dość duże głupstwo.
Oby ten film był już końcem znęcania się nad tym, co zrobił George Lucas. Bo zrobił to znacznie lepiej. Jeśli Disney chce kolejnych filmów to czas na odwagę. Czas wyruszyć w inną epokę, z lepszymi scenarzystami, większą ilością nawiązań do EU i lepszymi aktorami. Powrót bohaterów ze Starej Trylogii to był w zasadzie JEDYNY pomysł na tę trylogię. To było jechanie na sentymencie, jechanie na dorzynaniu starych bohaterów i powtórce z rozrywki. To właśnie się skończyło. Potrzebne jest całkowicie nowe rozdanie. Czy Disney jest w stanie dobrze je zrealizować? Nie wiem. Na pewno nie obejdzie się bez rewolucji i zwolnień. Ale moc jest jeszcze żywa, po prostu nie tkwiła wcale tam, gdzie myślano. Największą skarbnicą sagi nie są wcale dalsze losy Wielkiej Trójki! To dalsze losy GALAKTYKI, Zakonu Jedi, Zakonu Sith, kwestie dotyczące potężnych użytkowników mocy, mroczne rytuały, epickie starcia i czerpanie z EU. To wszystko oczywiście trzeba też umieć przedstawić, pokazać i zadbać o to, by ludzie w to uwierzyli. Śmieszkowi bohaterowie z licbazy i clownowaci źli to coś, czego absolutnie nam nie trzeba i EP IX to udowadnia. Gwiezdne Wojny potrzebują epickości rodem z KOTORa. Potrzebuje nowego rozdania z nową POWAGĄ. Historia o chłopaku z farmy już była, a utrzymywanie się z samego wątku Skywalkerów właśnie się skończyło.
Skywalker Odrodzenie to w rzeczywistości Skywalker Dorżnięcie.
Ale na pewnym poziomie... To jest dorżnięcie konieczne.
Saga Skywalkerów skończyła się już bowiem na Powrocie Jedi. To rozszerzenie z "Mary `Rey - wnuczką Palpiego` Sue" za 1-2 dekady będzie już kompletnie zapomnianym wypadkiem przy pracy. Historycznie bez znaczenia. Jako kino rozrywkowe dla casuali Ep. IX ma u mnie 6/10, z perspektywy fana Star Wars to byłoby 5/10. Co czyni ten film najlepszym z całej trylogii i drugim po Hanie Solo z tych zrobionych przez Disneya.
P.S - Fajnie, że była szarża na konikach po niszczycielu, ale zdaje się... ŻE WSZYSTKIE PADŁY, BO POTEM ICH JUŻ NIE MA I NIKT ICH NIE RATUJE XD
To taki sam udany ekologizm, jak Holdo była udanym feminizmem xDDD Wybili konie w idiotycznej szarży xDDD
Może dobrze więc, że nie kontynuowali wątku z dzieckiem z miotłą by padło se gdzieś poświęcając się w walce z Palpiem
Nie spodziewałbym się tym razem burzy po Twojej recenzji, bo TROS to film, który mało kto chce bronić. Dla mnie osobiście najgorszy z sequeli - głównie pod kątem fabularnym.
A jak już chcesz kłótni/dyskusji (wybierz co wolisz) to powiem tak:
Nie, Disney i Abrams się niczego nie nauczyli. Jest całkowicie odwrotnie.
To też efekt tego, że hyperów tego filmu i Disneya jest już bardzo mało. Po Przebudzeniu Mocy to była spora grupa, a teraz hejt na Disneya jest czymś powszechnym i już nie jestem wyjątkiem
Od początku nas (bo rozumiem, że zaliczam się do tych słynnych hyperów Disneya) nie rozumiesz. Zresztą nie ma czegoś takiego jak hyperzy Disneya, a jeśli są to jest ich niewielu. SW na dzień dzisiejszy jest tak dużo i tak wiele różnych pokoleń je odbiera z różnymi oczekiwaniami względem tego świata, że nie da się określać ludzi tak zerojedynkowo.
Ja broniłem sequeli na etapie TLJ, bo mimo że nie było to top of the top SW to uważałem, że jest pewna konsekwentnie prowadzona wizja. TROS trochę strzeliło mi w twarz, bo mimo że nie uważam tego filmu za bezwględnie zły to jednak w wielu kwestiach zupełnie olał dorobek nowego kanonu i poprzednich filmów. I tu zmierzam do wniosku - dla mnie to jest problem, bo przywiązałem się do wcześniej budowanej narracji. Dla Ciebie nie, bo Ty ten etap miałeś w momencie kasacji EU i przejęcia SW przez Disney. Tego typu różnice powodują, że w zupełnie inny sposób odbieramy te same filmy. I SW jako takie.
Nie miałem tego momentu w momencie kasacji. Miałem ten moment w momencie, kiedy się okazało, że zamiast EU dostajemy wtórny szajs w postaci TFA. Co do reszty prawdopodobnie masz rację, niemniej EP IX i tak jest filmem dużo bardziej spójnym i jednocześnie twórczym w porównaniu do poprzednich dwóch części trylogii. Nie wiem jaką wizję ci on zaburza.
Piękna recka. Przytaczając największe wady filmu jako jego zalety, idealnie wykłada skąd bierze się hejt na nowe filmy - ze skostnienia w Kościele Świętego Łukasza
Niemniej w pełni się zgadzam, że czas na odwagę i wyruszenie SW w nowe tereny. Oczywiście, nie w jakieś reminiscencje z Legend, tylko w zupełnie nowe przestrzenie Galaktyki
Recka Krogulca jest kolejnym dowodem na to, że KAŻDY widzi starwarsy ZUPEŁNIE inaczej, i że nie ma szans, żeby wszystkim dogodzić JEDNYM filmem. Myślę oczywiście o "dogodzeniu" fanom. Jest to kompletnie niemożliwe. Żadnymi trikami, zabiegami fabularnymi nie zmieni się, nie "otworzy" tej widowni. Każdy ma swoją definicję tego, co jest "zajebiście starwarsowe", a co NIE, i koniec.
Jedyne wyjście, jedyna przyszłość dla STAR WARS, to robić filmy dla KAŻDEGO, dla "general audience", dla casuali. Konstruowanie filmów z myślą o fanach to ślepa uliczka.
Robienie Star Wars dla casuali przy jednoczesnym szacunku dla uniwersum i zdania fanów jest możliwe. Dowodem na to są choćby prequele, czy Mandalorianin...
Ekhm. Gdyby w 1999 roku istniał internet as we know it, shitstormy o sequele byłyby niczym w porównaniu z tym co by się działo wokół TPM
Korzystałem z internetu od lat dziewięćdziesiątych i dyskusji było naprawdę bardzo wiele. Także po premierze AOTC i ROTS. I nigdy nie było takich podziałów i krytyki, jak w przypadku Disneyowych produkcji
Trawa z młodości zawsze wydaje się zieleńsza
Starzy fani po premierze TPM byli potężnie rozczarowani (a młodzi zachwyceni). Tyle że miejsc, w których wtedy fani wylewali żale, dziś już za bardzo nie ma (a i dostęp do netu w tamtych czasach był nieporównywalnie gorszy). AOTC wówczas wydawało się o klasę lepsze i stanowiło iskrę nadziei, która miała rozpalić na nowo serca fanów (wady zaczęły kłuć w oczy później).
Niestety mam wrażenie, że masz zbyt mało doświadczenia fandomowego by odpowiednio to ocenić. Pamiętam dobrze dyskusje na forach Imperial City Online, Bastionu, Outer Rim i na innych stronach tuż po premierach naprawdę sytuacja jest nieporównywalna. Nikt tak nie skonfliktował fandomu i go nie skurczył jak Disney
Moja pamięć czasów list dyskusyjnych trzyma się mojej wersji.
" Za kazdym razem kiedy wychodzilem z kina po obejrzeniu Episode 1 bylem troche szczesliwy a troche zawiedziony . Lucas mogl zrobic cos
wyjatkowego , niezapomnianego . A zrobil tylko podrobe starej trylogii"
No, ale Ty pamiętasz dyskusje na forum nieistniejącego wtedy jeszcze Bastionu
Z drugiej strony teraz głos internetu jest silniejszy, jeśli można to tak nazwać. I nie wiemy jak dużo nowych, głównie młodych fanów trylogia sequeli przyciągnęła.
Ja mam ogromny sentyment do prequeli, bo sam wtedy siedziałem jako dzieciak w kinie na AOTC i ROTS i fascynowałem się SW nie wiedząc do końca jak się ta cala historia łączy. Będąc w kinie na TROS byłem trochę rozczarowany, ale humor poprawił mi chłopak, może 10 lat, który opierał się przez pół filmu o siedzenie z głową podpartą rękami i zachwytem na twarzy.
Zmierzam do tego, że Mando jest bardzo dla mnie. JFO jest dla mnie. Rogue One i Solo też było dla mnie. Niektóre książki i komiksy są bardzo dla mnie. Ale sequele nie są dla mnie. Cześciowo mogą mi się podobać, ale ostatecznie target jest inny.
Chłopie przecież Ty w roku premiery THE PHANTOM MENACE miałeś 9 lat. Bez obrazy ale dziecięciem będąc nie ma się pojęcia, co myślą i mówią "starzy". Prequele "wycięły" z szeregu fanów tak na oko z 70% pokolenia fanów urodzonych w latach 70-tych. Przetrwały tylko "olewusy" jak Bartoszcze czy ja plus weterani i skamieliny jak Finster, których już nic nie rusza (sorry Finster ).
Na forach internetowych w latach premier Prequeli w PL siedziały same dzieciaczki. Starzy dyskutowali na grupach usenetowych. Trzeba też wziąć pod uwagę, że duża część "starego" fandomu nie była jeszcze technologicznie dojrzała i nie włączyła się w dyskusję w Sieci (nie umieli, nie mieli technicznych możliwości, nie byli zainteresowani dyskusjami w Internecie).
Jest takie powiedzenie, "The Golden Age of Science Fiction is 12". Już wiesz, czemu tak miło wspominasz Prequele? To jest przyczyna, dla której "my starzy" uwielbiamy OT. To samo będzie z Sequelami.
Się teraz mówi Boomer a nie skamielina
Tylko, że mnie TFA ruszyło strasznie negatywnie (coś jak teraz Krogulca), i gdyby nie AOTC to nie wiem czy bym się tym dalej interesował.
Natomiast jak ktoś wspomina że w czasie TFA dyskutował namiętnie w internecie, to... no niech wspomina dalej
OK Boomer
Prawdę mówiąc tak miałem pisać ale to byłby disrespect, więc nie. BTW w Twoim poście powyżej zastępujemy TFA przez TPM, prawda? I moja historia z TPM i AOTC wygląda dokładnie tak samo. Obu nas AOTS uratowało (jak już niedawno wspominaliśmy )
Internet w czasach TPM w PL był i ludzie dyskutowali ale nie na forach (usenet, irc).
Dalej się nie zgadzam i pamiętam wielu starszych użytkowników. Mroczne Widmo miało spory negatywny odzew, ale nie był on tak ogromny, jak to co się stało przy okazji trylogii Disneya. Jeśli chodzi o to, że dobrze wspominam prequele bo byłem młody... Najpierw widziałem oryginalną trylogię, w wieku 5 lat i zawsze stała ona dla mnie wyżej... Więc pudło
Bias. Wydaje Ci się, że skala była inna, bo teraz w kręgu osób, z którymi Ci najbliżej, macie zgodne odczucia, podczas gdy nie jest to reprezentatywne dla całości. Poza tym "negatywny odzew" jest niejednorodny, bo jedni się obrazili już za kasację EU, drudzy za TFA (bo Han umar), trzeci za TLJ (bo Luk i wogle), a jeszcze inni za TROS (bo Palpi). Przy TPM "starzy" się obrazili po prostu, że to już nie ich starłorsy, i ich głos nie przebił się tak mocno - ale gdyby w tamtym czasie istniały dzisiejsze kanały komunikacji, poczynając od Bastionu przez media społecznościowe po recki na jutubie, to miałbyś namacalny dowód jak silny był wtedy negatywny odzew (którego z racji wieku nie byłeś świadom).
bartoszcze napisał:
Trawa z młodości zawsze wydaje się zieleńsza
-----------------------
Święta Prawda
Starzy fani po premierze TPM byli potężnie rozczarowani
-----------------------
Rozczarowani to mało powiedziane. Fandom się wtedy nie skonfliktował jak dziś, tylko po prostu ludzie już na E2 nie poszli do kina. Ja to kiedyś liczyłem, z ok 20 (?? - nie pamiętam dokładnie liczby, nawet ją w poście tu na B kiedyś przytaczałem) prawdziwych fanów w moim otoczeniu, zostało 2 (ja i kolega).
Tyle że miejsc, w których wtedy fani wylewali żale, dziś już za bardzo nie ma (a i dostęp do netu w tamtych czasach był nieporównywalnie gorszy).
-----------------------
Dokładnie, fora wcięło, trza by archiwa przeszukiwać a ja już nie pamiętam jak się te fora nazywały. Są archiwa USENETU, ale tam też ciężko szukać i się przez to przegryzać. Na pl.rec.film były dyskusje, np.: https://groups.google.com/forum/#!searchin/pl.rec.film/mroczne$20widmo|sort:date/pl.rec.film/tDkB7Y9udKc/BYc7_qqw4psJ
AOTC wówczas wydawało się o klasę lepsze i stanowiło iskrę nadziei, która miała rozpalić na nowo serca fanów (wady zaczęły kłuć w oczy później).
-----------------------
Bo BYŁO o klasę lepsze, to powinien być Epizod 1. ROTS po tym to był znowu zjazd i zawód, tylko ludzie nie pamiętają, i jeszcze wszyscy sobie jeszcze wtedy wmawiali, że "zamknięce Sagi" ma się wszystkim podobać (Spielberg, który na prywatnym pokazie u G.L. "rozpłakał się" ). Ech, inne czasy, naiwne, niewinne
Bo BYŁO o klasę lepsze, to powinien być Epizod 1 [2]
TFA - jedyny film SW, na którym byłem jeden raz...
A tak, TPM winno być, an TFA byłem kilka razy
Dzięki za czujność
No niezły wkórFF był co nie? TWÓRCA Gwiezdnych wojen śmiał kontynuować swoja wizję wbrew FANFIKOM napalonych tru-fanów, którą sobie zakładał jeszcze za OT (ale wtedy było netu, jak tru-fani mogli wiedzieć? Biedaczki). Na przekór powszechnej opinii Żorżu jednak dobrze zrobił - to się nazywa selekcja naturalna. Boomerzy wyeliminowani jak zaraza Domestosem. Szkoda, że do dziś jego scenariusze sequeli nie zostały zrealizowane, te sięgające jeszcze głębiej do OT "From the Adventures of Luke Starkiller as taken from the Journal of the Whills" - to by były dopiero płacze, ale historia przynajmniej byłaby opowiedziana od początku do końca. Swego rodzaju opowieść o Mocy, a mamy zniszczenie Jedi 2.0, zniszczenie Sithów 2.0
Ja raz widziałem na komputerze tę nieszczęsną wersję zgraną w kinie, gdzieś w czerwcu 1999, potem dwa razy w kinie we wrześniu (premiera 4 miesiące po amerykańskiej!!!) a potem już tylko narzekałem Większość ludzi poszło dwa razy, żeby uwierzyć w to co widzą Starszym i mądrzejszym raz wystarczył
disclaimer napisał:
No niezły wkórFF był co nie? TWÓRCA Gwiezdnych wojen śmiał kontynuować swoja wizję wbrew FANFIKOM napalonych tru-fanów, którą sobie zakładał jeszcze za OT
-----------------------
Jaką wizję??? przecież facet nie miał nic poza numerami, Epizod 1, 2, 3... nic ponadto. Jest przecież ta słynna scena w dokumencie "making of", jak G.L. siada przy biurku w listopadzie 1994 nad pustą kartką zatytułowaną "The Beginning"
(ale wtedy było netu, jak tru-fani mogli wiedzieć? Biedaczki)
-----------------------
Był
https://groups.google.com/forum/?hl=en#!topic/net.movies.sw/olm8Ub_Long
Boomerzy wyeliminowani jak zaraza Domestosem
-----------------------
Przecież to samo można by było i dziś powiedzieć o pokoleniu Prequeli więc lepiej przestań.
Szkoda, że do dziś jego scenariusze sequeli nie zostały zrealizowane, te sięgające jeszcze głębiej do OT "From the Adventures of Luke Starkiller as taken from the Journal of the Whills"
-----------------------
Jakie scenariusze sequeli? 1 strona z 3 linijkami tekstu: Episode 7, 8, 9?
historia przynajmniej byłaby opowiedziana od początku do końca
-----------------------
Czy ty chłopie naprawdę wierzysz w to, że to, co G.L. stworzył, miał napisany początek i koniec? Nic nie miał. Wszystko było tworzone "w locie" na kolanie, w wielkim pośpiechu.
-Jaką wizję??? przecież facet nie miał nic poza numerami, Epizod 1, 2, 3... nic ponadto. Jest przecież ta słynna scena w dokumencie "making of", jak G.L. siada przy biurku w listopadzie 1994 nad pustą kartką zatytułowaną "The Beginning"
__________________
Scenariusz to jedno, ale pomysły miał od dawna na tzw outline. Już za czasów "Imperium..." mówił o 9-częściach. Story miało się skupiać na młodym Obi-wanie i Anakinie, Imperator był politykiem, który dobrał się do władzy, Vader swój drażliwy los spotkał na wulkanicznej planecie, jak Luke i Leia zostali od siebie rozdzieleni. Większość z tych planów zostało chociażby rozpisana w książce "The Making of Star Wars: Return of the Jedi" JW Rinzlera
Fragmenty tego znajdziesz np tu: https://www.comicbookmovie.com/sci-fi/star_wars/read-george-lucas-original-plan-for-the-star-wars-prequels-back-in-1981-a80126
Był https://groups.google.com/forum/?hl=en#!topic/net.movies.sw/olm8Ub_Long
__________________
Do tego stopnia, że ludziska sobie mogli poczytać, co Żorżu sobie bazgrolił pisząc OT. No raczej nie
Przecież to samo można by było i dziś powiedzieć o pokoleniu Prequeli więc lepiej przestań.
__________________
A czy pokolenie prequeli nie jest za młode przypadkiem? Wyeliminowani przez co? Bo raczej nie fanfiki pisane przez fanboyów dzisiaj, that`s for sure. Na to nie ma co zwracać uwagi. W końcu nie Żorżu robił, ale znowu to chyba boomerzy powinni czuć się zmartwieni, bo zretconowano im Powrót Jedi
Jakie scenariusze sequeli? 1 strona z 3 linijkami tekstu: Episode 7, 8, 9?
__________________
Te, które podarował KK sprzedając Lucasfilm w 2012. Wiesz które. Z zarysami opowieści na całe 3 filmy. Z reguły zajmują >20 stron, czasem bardziej nieregularnie. Jeden z nich zaczął już tworzyć na wespół z Michaelem Arndtem. James Cameron ma w nawyki pisanie 70-stronnych treatmentów.
Czy ty chłopie naprawdę wierzysz w to, że to, co G.L. stworzył, miał napisany początek i koniec? Nic nie miał. Wszystko było tworzone "w locie" na kolanie, w wielkim pośpiechu.
__________________
Nie musiał mieć rozpisanego każdego szczegółu, wiadomo jak to działa. Jak z podróżą bohatera. Co do czego prowadzi. Zmiany w chronologii, nazwy planet, pojedynczy villiani itd to nieistotne drobnostki.
disclaimer napisał:
[/cytat]Scenariusz to jedno, ale pomysły miał od dawna na tzw outline. Już za czasów "Imperium..." mówił o 9-częściach. Story miało się skupiać na młodym Obi-wanie i Anakinie, Imperator był politykiem, który dobrał się do władzy, Vader swój drażliwy los spotkał na wulkanicznej planecie, jak Luke i Leia zostali od siebie rozdzieleni. Większość z tych planów zostało chociażby rozpisana w książce "The Making of Star Wars: Return of the Jedi" JW Rinzlera
Fragmenty tego znajdziesz np tu: https://www.comicbookmovie.com/sci-fi/star_wars/read-george-lucas-original-plan-for-the-star-wars-prequels-back-in-1981-a80126
[/cytat]
-----------------------
Sorry, ale moim zdaniem to w sumie składa się na jedno wielkie nic. Outline może wyrażać ideę w jakimś bardzo ogólnym zarysie, ale to szczegóły tworzą historię. Lucas miał zgrubny pomysł na jeden film - i pisał go przez 5 lat. Reszta OT to wielka improwizacja pisana na kolanie w wielkim pośpiechu. To co skleciła Brackett a potem dokończył Kasdan miało jeszcze ręce i nogi ale Lucasowe ROTJ jakiej jest jakości to wszyscy wiemy.
To, że Lucas pisał SW`77 tyle lat sprawiło, że miał tony materiału, ale jakiej jakości? Mnóstwo dziwnych pojęć i terminów ("Jedi-bendu`, "Mace Windu", "Padawaan"), to był jakiś strumień świadomości a nie Tolkienowe lata studiów językowo-filozoficznych. Lucas patrząc na objętość materiału odrzuconego z filmu wymarzył sobie 9 części, ale nic z tego nie było ustrukturyzowane, garść luźnych pomysłów i motywów.
To nie było tak jak z Diuną Jodorowskiego, który miał projekty dekoracji, kostiumów i storyboardy na 12-godzinny film. 9 części to tylko późniejsze (po sukcesie SW) dorabianie legendy do czegoś co powstało zupełnym przypadkiem.
Bardzo łatwo jest powiedzieć: "Epizody 1-3 opowiedzą historię młodego Anakina, Obi-Wana i upadku Republiki". Czym wypełnić te 7h materiału? Przecież Lucas pisał te rzeczy w latach 90-tych prawie od zera. Tyle, że nie musiał wymyślać Obi-Wana i Anakina. Ale Padme i Palpatine`a już tak, i to widać.
9-epizodowy plan Lucasa to coś, co wymyślił i sprzedał prasie pod koniec lat 70-tych gdy miał jeszcze młodzieńczą energię i poczucie hipisowskich ideałów. Z energii odarł go pierwszy film, z ideałów współpraca z Kershnerem, Kasdanem, Kurtzem (KKK!) i gigantyczny sukces finansowy.
Dobrym uzupełnieniem książki Rinzlera jest to:
https://www.amazon.com/Secret-History-Star-Wars/dp/0978465237
było kiedyś całe dostępne w necie, teraz wcięło niestety, ale dobre, polecam.
George Lucas prezentuje outline Star Wars:
https://www.youtube.com/watch?v=qjKHPv7b3fQ&feature=youtu.be&t=428
7:09 - 7:40
W pewnej chwili to był nawet 12-epizodowy plan, nie pamiętam jak to się potem przesuwało.
Teraz zaczynasz mówić o pisaniu spójnego scenariusza pod określony przekaz filmowy. Tyle że 90& tego procesu to techniczne sprawy. W przypadku prequeli wiedzieliśmy już dokąd mają prowadzić i co pokrótce ma się w nich wydarzyć, niewiadome było jedynie jak ta podróż się odbywa. Rezultat już znamy, dla storyline`u oryginalnej trylogii tamtejsze szczegóły są mało ważne.
Lucas konsultował scenariusz razem z Beckett, ale przed doręczeniem go Kasdanowi sam napisał jeszcze 2 drafty, tak więc to nie jest tak, że miał znikomy wpływ. ROTJ musiano pozmieniać, bo nie istniała jeszcze technologia, która mogłaby urzeczywistnić wybujałe pomysły Żorża, jednak patrząc na to co dostaliśmy finalnie, nie gryzie się to zbytnio z tym co mieliśmy wcześniej.
Z tych odrzuconych materiałów to akurat powstała spójna historia, bo jako szkic scenariusza i oficjalnie opublikowano ją w formie serii komiksowej od Dark Horse. Co ciekawe te pojęcia dalej mniej więcej znaczą to samo, zmieniło się tylko nazewnictwo z braku potrzeby większego komplikowania. A takie pierdółki jak imię postaci można zmienić w jednej chwili. To naprawdę jest czysto kosmetyczne.
Dosyć niezgrabne porównanie do Diuny, która ma przecież za sobą bagaż materiału w postaci powieści Herberta. No i tu masz już właściwie żwawe przygotowania do pracy nad filmem, a nie jak w przypadku Lucasa w latach dopiero rozkminianie jak skleić swoje pomysły w logiczną całość i zbudować zupełnie nowe światy.
Bo dostawała na wejściu +1 za to że wszyscy na własne oczy mogli zobaczyć Jak To Się Stało
Ja pamiętam, że mojemu ogólnemu zadowoleniu towarzyszyło mocne meh na awaryjne lądowanie ("co za to Con Air..."), mało udane Kashyyk i przesadzony finałowy pojedynek. No, ale tak jak mnie jednocześnie pozytywnie poraziła Felucia...
Nie ma szans... nie ma żadnej zgody co do tego, czym jest "szacunek dla uniwersum i zdania fanów". R1, Solo, Mandalorianin, Sequele - wszystko wywołuje skrajne reakcje. Prequele były jeszcze bardziej znienawidzone i odrzucane przez fanów niż Sequele dzisiaj.
Poza OT nie ma żadnej jednoczącej fanów definicji "jakości". Ale nawet i tego nie jestem już pewien.
Ja ogólnie nie jestem w stanie stwierdzić jaki podział wywołały prequele. Mi się bardzo podobały. Bo byłem dzieckiem. Powiem więcej, ja widziałem wcześniej Oryginalną Trylogię i pewnie później tutaj pisałem we wczesnych latach na forum, że TYLKO ORYGINALNA TRYLOGIA, ale jestem prawie pewien, że mi się bardziej podobały prequele. Bo takie są dzieci.
Ale zmierzam do tego, że aż się trochę uśmiałem z tego, że w tej całej dyskusji już nikt nawet nie pamięta jaki zamęt wywołało The Clone Wars. 10 lat temu myślałem, że oto jest właśnie projekt, który najbardziej podzielił fanów Star Wars.
Też mam wrażenie, że to sequele wywołały najwięcej kontrowersji, ale w sumie ciężko to jednoznacznie określić. Przy wychodzeniu prequeli opinie mogłem wyczytać tutaj (co też skutecznie rozmywa nostalgia) i skonsultować z kolegami ze szkoły (którzy w wieku 8-14 lat byli raczej mało krytyczni ). 11 lat temu był tylko Bastion i omawianie głupot TCW tylko z ludźmi z Bastionu na priwach. Teraz zewsząd zalewają mnie opinie - z Bastionu, z portali filmowych, z fejsbuka. Przez lata też zmienił się poziom dyskusji, która w internecie stała się bardzo agresywna. Może to też zaburza mi postrzeganie sytuacji. I faktycznie raz na kilka lat powstaje w SW coś, co wzbudza tak ogromne kontrowersje.
Odnośnie TROS z lwią częścią nie można się nie zgodzić, bardzo trafnie ująłeś największe mankamenty tego filmu. Niektóre rzeczy zawsze widzi się inaczej ale fundamentalne wady tego "dzieła" są właśnie takie.
Niemniej jednak jedno zdanie wydaje się żartem
"Co czyni ten film najlepszym z całej trylogii i drugim po Hanie Solo z tych zrobionych przez Disneya. "
TROS niby lepsze od Rogue 1? Teraz już jest jasne jak na dłoni, że najlepiej stworzonym filmem gwiezdno-wojennym od Disneya i najlepiej ocenionym statystycznie przez fanów i krytyków jest Rogue 1 .Każdy ma swoje SW i każdy czegoś broni i wychwala. Wiem że ostatnio dla Ciebie jest to Mandalorian i gdyby wyciąć z niego te fillerowe odcinki i zostawić pilota i 7 np. to faktycznie jest to SW którym można się podniecać. Jedna scena z Esposito jako imperialnym bossem i już mamy namiastkę klimatu R1 i od razu przypomina się Krennic. No ale właśnie, póki co to jest namiastka. Mandalorian do poziomu fabularnego i emocjonalnego R1 ma jeszcze daleką drogę, ale kierunek i wykonanie mają ten szczególny potencjał z którego zbudowany był R1. Bo R1 to reprezentant najlepszych idei i jakości w SW. Osadzenie w najlepszym, oryginalnym okresie (OT), dojrzalsze podejście, spójność z uniwersum, rozszerzony wszechświat, nowi bohaterowie w klasycznym otoczeniu, historia nie będące kalką OT, idealnie wywarzanie tego co nowe i stare. Poza tym R1 to film przede wszystkim z najmniejszą ilością wad a przy tym z największym stężeniem starwarsowej zajebistości. TROS może ma to drugie w jakimś tam stopniu i jakaś tam fabuła jest, ale to wszystko tonie w nieudolnym wykonaniu. Żeby nie było, że R1 to ideał. To co najmniej dobry film, który w połączeniu z gwiezdno-wojennym silnikiem jest objawieniem, rewelacją na rynku. Tak samo było z OT. Można by wymieniać w dziesiątkach drobne wady i czepiać się za każdym razem innej części, jak to tu czy tam zwalono jakaś postać czy scenę. Ale to już jest ten poziom dopracowania i tamta oryginalna historia , które zachwycają całością wykonania. Mam głęboką nadzieję, że Mandalorian dołączy do tej rodziny. Sequel trilogy natomiast traktować należy jako po łepkach zrobioną, w dużej mierze bezsensowną, niedopracowaną historię, która jest echem dawnej świetności i jej miejsce jest w jakimś alternatywnym wszechświecie. Jako rozrywka przy której za dużo się nie rozkminia jest spoko
R1 jest po pierwsze bardzo wtórny, po drugie Jyn Erso to postać nielogiczna, niespójna i z papieru. Poza tym cały pomysł, że jeden naukowiec może zasabotować w ten sposób Imperium... No parodia. Więcej o tym pisałem w swojej recenzji. R1 jest naprawdę marnym dodatkiem do Nowej Nadziei, kompletnie niepotrzebnym.
Mylisz się i to bardzo. R1 jest najbardziej nowatorskim z filmów Disneya. To jest film który po formule trylogii był czymś nowym. Jest to pierwszy raz przedstawienie Star Wars z innej strony.
Jyn Erso nie jest może najwybitniejszą na świecie postacią, ale jest przemyślana, ciekawa i dostajemy cały jej backstory także w książkach typu Rebel Rising czy Catalyst. Natomiast sama adaptacja książkowa R1 jest najlepszą po Zemście Sithów adaptacja filmu. Te książki stanowią idealnie rozszerzenie EU a rodzina Ersów jest jak dla mnie najlepszym dodatkiem do pomysłów związanych z OT.
W sprawie tego co nazywasz parodią... gdyby nie R1 to pomysły zniszczenia DS wydają się... właśnie parodią. Teraz jest to w jakiś sposób wyjaśnione i to że przy budowie DS pracowali różni ludzie jest o wiele ciekawsze niż że stali za tym tylko imperialcy. Jeden człowiek owszem mógł zasabotować nie tyle całe imperium co projekt którego był głównym inżynierem. Jest to całkowicie spójne, logiczne i sensowne. Jak masz się czepiać to czepiaj się głupot w OT i PT bo tam jest ich co nie miara. R1 jest jak na skalę SW najbardziej realistycznym jak dotąd filmem tej marki.
Podsumowując R1 jest idealnym dodatkiem do ANH, jako że ta historia zawsze miała swoją pierwszą niezrealizowaną część. Informują nas o tym napisy początkowe ANH, niejako streszczając co było w poprzednim odcinku. R1, Catalyst i Rebel Rising to narazie najlepszy zestaw pomysłów na rozszerzanie świata klasycznej trylogii, dziesięć razy lepiej zrealizowane od chociażby prequeli. O tym jak bardzo R1 spełnił oczekiwania fanów i krytyków pokazują chociażby sondy i statystyki, także bastionowe. Żaden inny disneyowski projekt nie ma tak miażdżącej przewagi opcji "był świetny". I nie mów że niepotrzebny był to film. Na taki film czekałem całe swoje świadome życie a przeżycia z niego były odpowiednikiem przeżyć, które miałem przy oglądaniu ANH. Te dwa filmy stanowią nierozerwalnie dwie strony tej samej monety a historia Death Star, jej budowy, zdobycia planów, wędrówki tych planów i ostatecznie jej zniszczenia stanowi dla mnie centrum mitologii Star Wars.
Nijak nie kupuję głównych wątków i postaci z Łotra 1 i uważam ten film za słaby dodatek do Nowej Nadziei, kompletnie zbędny. To nie jest wątek do tego więc nie będę tu ciągnął tego tematu, ale jest to film, który próbuje być fan servicem, ale jest tak naprawdę niespójną gonitwą.
Ale co w tym złego, że jeden człowiek może zasabotowac imperium? Nauka i postęp opiera się na indywidualnosciach właśnie, nie na kolektywizmie marksistowskim. Jesteś dobry i potrzebny bo masz unikalną wiedzę, to Cię ściągną z drugiego końca galaktyki, jak pana Erso, nie szczędząc środków. I analogicznie możesz wtedy zrobić ze swoim projektem wszystko, wstawić tam różne furtki, bo nikt cię nie sprawdzi.
Nie ma czegoś takiego jak kolektywizm marksistowski xD
Nie, nie ma takiej możliwości by tak gigantyczny projekt mógł paść od sabotażu jednego człowieka pozbawionego jakiejkolwiek kontroli.
Jeszcze gdyby ta wada Gwiazdy Śmierci była jakaś mega nieoczywista, ale dwumetrowa dziura xD Szanujmy się.
Jest jak najbardziej możliwe. Bowiem problem z kontrolą jest taki, że nikt (poza samym zainteresowanym) nie ma takiej wiedzy, żeby skutecznej kontroli dokonać. Fachowcy dlatego są wysoko wynagradzani, bo o fachowców trudno.
Taki np. Von Braun, gdy chciał, to spokojnie mógłby sam jeden zsabotować cały niemiecki program rakietowy. Taki dokładnie Galen jeżeli idzie o możliwości i wiedzę. Nb. i tak nie wiadomo czy jednak nie sabotował, forsując program rakiet V kosztem dużo bardziej potrzebnego programu Rheitochter.
Ale...
Abrams zachował się odważnie...
Ano, w którym miejscu? Każda decyzja jest podyktowana ewentualną reakcją "targetu", odważny reżyser zrobiłby "po swojemu", najwyżej by go wywalili za burtę. Ale Abrams odważny nie jest, jest wykonawcą woli Najwyższego Zarządu, nie twórcą. Miał pomysł na zabicie Chewiego i byłoby to super, smutne i dramatyczne (o ile fakt dostałby czas ekranowy na przemyślenie i odczucie tego co się wydarzyło...) i coś by wniosło do rozwoju bohaterki. Ale nie, bo co fani powiedzą... Będą słali groźby śmierci, lepiej Chewiego "wskrzesić" w kolejnej scenie. Podobnie z C3-PO. Wprowadzenie Imperatora, bo większość "targetu" lubi tę postać itp.... Dokopywanie wizji Johnsona to nie odwaga, tylko dziecinne złośliwostki na poziomie młodszej podstawówki...
odwracając brednie o końcu Jedi i Sithów...
Znasz stary kanon. Tam nieustanne opowiadanie historii o Jedi i Sithach doprowadziło do bredni. Czytałam i pisałam o tych książkach i w fazie końcowej miałam serdecznie dość Jedi jako wszechmocnych bogów o moralności Kalego traktujących "mugoli" jak nieistotne tło (w najlepszym przypadku). Nie będę teraz szukać, ale padały cytaty, że wiedza prowadzi do zepsucia, Jedi nie słabną, a "złych" (tzn. o innych niż moje poglądach ) ludzi można likwidować jak leci. Nowe SW dały cień nadziei na zmianę status quo i odrobinę oddechu. Niestety...
w zasadzie nie dało się już bardziej odkupić ojcobójcy i masowego zbrodniarza
Oj dałoby się... Jakie to odkupienie, jeżeli nie ma szans na naprawienie błędów Jeden dobry uczynek i już jest OK, a "zły" sobie traci wolę życia? Niechby musiał naprawić każdy błąd, cierpieć, pokutować, ale żyć. Jedno naprawione życie za jedno zniszczone i tak przez lata. Toby dopiero był proces odkupienia i ciekawsze, odważniejsze rozwiązanie. Niestety....
1) Odważnie bo: próbował naprawić bardzo wiele wątków, sięgnął po źródła z przekreślonego EU, nie bał się kompletnie zanegować ustaleń z Ostatniego Jedi, czy spróbował też zwiększyć powagę filmu i przedstawić wreszcie złych w nowym świetle, nie jako parodię.
2) Niestety Star Wars to jest konflikt Jedi kontra Sith. Ostatni Jedi próbował zrobić z tego love-hate story Reylo, ale to nikogo nie grzeje i jest głupiutkie. Wszystkie najlepsze historie filmowe i z EU są poświęcone Jedi/Sithom: od filmów, po KOTORy, Dartha Bane`a, serię NEJ, Opowieści Jedi, serię Republic...
3) To jest baśń. W baśni źli dostają karę. Taka jest zasada gatunku. Poza tym odkupienie postaci, która zrobiła tyle złego, kiedy nie ma zaplanowanego dalszego ciągu nie było możliwe. Gdyby dać końcówkę, że Ben po prostu se żyje szczęśliwy to byłoby to i tak bardzo niespójne ze światem przedstawionym: powinien przecież czekać go proces i więzienie. Chyba, że chcesz dla niego uniewinnienia "bo się nawrócił"? No ale na tej samej zasadzie to Polański też nie jest przestępcą
-ale to nikogo nie grzeje...
Nikogo Te tysiące fanów i fanek tego wątku to "nikt"... Dzięki... Nie jestem specjalistką od społeczności fanowskich, ale są tu osoby, które wiedzą lepiej.
Argument "nikogo" w odniesieniu do potwierdzenia własnych poglądów wkurza mnie obłędnie Wszyscy Polacy uważają... Wszyscy ludzie mówią...
A historia Reylo to jedyne, co w tym filmie było warte oglądania. Według mnie, nie "wszystkich".
chcesz dla niego uniewinnienia...
Nie uniewinnienia. Pokuty polegającej na naprawianiu świata. Istnieją inne kary niż śmierć. To rozwiązanie to pójście na łatwiznę, nie wiemy co z nim zrobić, więc niech umiera i to w taki... mało wyrazisty sposób.
Przestępcy mogą wrócić po odbyciu kary, właściwym zadośćuczynieniu. Coś o odpuszczaniu i wybaczaniu i odkupieniu mówi też chrześcijaństwo, ale co ja o tym wiem...
Nie jestem typem shippera, reylo to był mój jednorazowy wyskok, ale po tym doświadczeniu wiem jedno, że z pogardą od nieshipperów trzeba się pogodzić i tyle, bo masz tego przykłady na tym forum także. Ba, podejrzewam, że gdyby mnie to nie wzięło to tak samo z wyższością bym patrzyła np. na Ciebie, ale here we are Dla mnie zawsze żywy Ben na końcu IX był priorytetem, nie jakiekolwiek reylo, bo on daje zwyczajnie więcej ciekawych możliwości na ewentualną przyszłość i po prostu jest ciekawszą postacią. Poza tym wiemy właściwie, że Rey musiała to przeżyć, bo jest głównym bohaterem, także brak reylo, ale sam fakt, że oboje by przeżyli stwarza opcję "co by było, gdyby", która dla mnie osobiście byłaby najlepszym rozwiązaniem. Ben nie musiał stawać przed żadnym trybunałem, nie w tym momencie. Serio, tak trudno jest się ukryć w odległej Galaktyce?
Zawsze liczyłam się z tym, że go utłuką, właśnie ze względu na Hana. To, jak to zrobili, przy innych rzeczach, które się w tym filmie odjebały, i tak im wyszło bardzo dobrze i bym była usatysfakcjonowana, ale... No właśnie, są małe, ale bardzo ważne "ale". O ile ostateczne poświęcenie jest przedstawione wybornie to to, co do tego prowadzi i co następuje potem jest zwyczajnie słabe. Wiemy, że TROS jest niczym innym jak negacją TLJ, odhaczaniem punktów z listy, które mają zrobić dobrze jak najszerszemu gronu odbiorców. Ktoś zatem zapewne pomyślał, że sprzedając kissa załatwi sprawę i usatysfakcjonuje tym część fanów. Ktoś, że dając 2 minuty odkupionego Bena usatysfakcjonuje mnie. Te rzeczy nie są satysfakcjonujące, bo są tylko punktem na liście.
Wcale się nie dziwię, że niektórzy robią po TROS wielkie oczy na reylo, bo to jak do tej pory było tak naprawdę w podtekście. JJ zdecydował się to ukanonicznić. Jak? 80% filmu Kylo za nią gania tylko po to, żeby jej sprzedać prawdę o pochodzeniu. Przez ten czas nic między nimi się nie dzieje, nie ma żadnego progressu, Rey się tylko coraz bardziej wnerwia. Wszystko jest załatwione jednym zdaniem na DS "renkem wziońć kciałam, ale nie twom, ino jego", potem Exegol, szybki sacrifice, szybki kiss, reylo instant i zgon. Mnie to nie przekonuje za bardzo jako relacja obustronna, a ma przekonać szeroką publikę? Kij z tym, co będzie w materiale dodatkowym. To się nie broni w filmie. I serio, to nie jest tak trudne do zrozumienia, że jak już się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Skoro był kiss trzeba było dać mu przeżyć. Skoro miał zginąć trzeba było sobie to odpuścić, bo zrobili z tego jednoznaczną relację na 10 sekund dla ga. Bezsens i tyle.
O ile sacrifice jest satysfakcjonujący, o tyle nawrócenie się absolutnie nie. Już nie wspomnę jak bardzo ten film zamknął drzwi na interakcje między Benem, a członkami Resistance np. Finnem (który jeszcze się okazał fs! To by była miazga!). I jak w ogóle nie ruszył wydarzeń z Akademii Luke`a. Abrams poszedł po najmniejszej linii oporu i zrobił powtórkę z TFA dla umysłowych ameb, żeby zrozumiały, że ojciec już wtedy mu wybaczył, używając jeszcze identycznych linii dialogowych. Można to było przedstawić na milion sposobów, można było nawet do tego nie wracać, bo to było OCZYWISTE od TFA, no, ale możan było sprzedać Hana po raz enty. Serio, mając takiego aktora, jak Driver możesz sprzedać konflikt wewnętrzny bez uciekania się do takich zabiegów, no, ale... Co jest w tym najgorsze? Kylo/Ben to niewątpliwie najwyżej oceniana i najbardziej lubiana nowa postać sequeli, po nawróceniu się i zgonie nie dostajemy okazji, żeby się z nim właściwie pożegnać. Jak umarł tak nie dostaliśmy NIC. Mi osobiście by to wystarczyło, żebym mogła być z jego finałem pogodzona. Tak sobie myślę, że nawet w GoT mieli lepsze pożegnania. Dankę zabrał gdzieś smok. Nawet ktoś Cersei opłakiwał. Tu nie można było dać j..anego force ghosta? Wyszłabym w zupełnie innym nastroju z tego filmu? I czy komuś by ten fg przeszkadzał? Teraz już wiem, że nie. Idę o zakład, że nie chcieli go wrzucać, bo to by mogło zdenerwować fanbojów i wrzucą to do książki, ale to nie to samo. W kinie nie było.
Po TROS jednak mam pewną satysfakcję z tego, że po pierwsze reylo wcale nie zostało gremialnie odebrane jako kontrowersyjne. Wręcz jestem zdziwiona jak pewne kręgi przyjęły to ot, tak, a nawet kupiły. A po drugie cieszy mnie ile osób w końcu tę postać doceniło i polubiło. A już głosy, że Rey powinna kojfnąć, a Ben przeżyć to miód na moje serduszko
Myślę, że gdyby to Rian reżyserował TROS, to może dostalibyśmy takie zakończenie - Ben żyje, a Rey nie. A może i oboje przeżyli.
Relacja Ben/Rey uważam, że wyszła super we wszystkich filmach i ja to kupuję. Rozumiem też zakończenie, śmierć Bena jest niby zgodna z wymogami gatunku, ale... No właśnie ale. Jego przeżycie byłoby ciekawsze. I Ben na to zasługiwał, od dzieciaka był manipulowany przez Snoke`a, rodzina nie była dla niego żadnym wsparciem, a teraz mógłby wreszcie pożyć po swojemu.
Czyli niby fajnie, ale nie do końca ^^ I brak jego ducha nawet mi się podoba, bo daje nadzieję, Ben jeszcze wróci z martwych. no co, jak Palpatine ni stąd ni zowąd przeżył, to wiele rzeczy może się zdarzyć
Ja też uważam, że Abrams powinien się gęsto wytłumaczyć z takiego potraktowania ( i spierdziuelenia) wątku Bena... Po pierwsze, jak ktoś napisał wyżej, żywy Ben Solo, to nie dość, że złotodajna kura, to można było takie ciekawe rzeczy z nim zrobić. Jakaś empatyczna część duszy pragnęła dla niego lepszego końca. Po drugie- wprowadzili wątek tej diady mocy i w sumie po nic, bo z niego nic nie wynika. Ja uważam, że w takim wypadku Ben i Rey powinni być razem, więc jeżeli chcieli już uśmiercić jedno z nich, to uważam, że umrzeć powinno również drugie- oboje łaczą się z mocą i są na zawsze razem. NO CHYBA, że brak żałoby Rey i jakichkolwiek nawiązań do Bena w scenie z bazy rebeliantów i Tatooin, świadczy o tym, że Rey wie coś, czego my nie wiemy (słyszałam różne teorie- ciąża Rey, pewien rodzaj ducha mocy, który łączy się z wybranym Jedi tworząc pewien związek, przez co mają ze sobą kontakt, lub najmniej prawdopodobna, że niby Ben przeżył, a na Exogol była tylko jego projekcja)... Jednak patrząc na poziom filmu, mam niestety smutne wrażenie, że pominięcie jego postaci w zakończeniu to po prostu bubel scenariuszowy....
camilla1313 napisał:
Jednak patrząc na poziom filmu, mam niestety smutne wrażenie, że pominięcie jego postaci w zakończeniu to po prostu bubel scenariuszowy....
-----------------------
To jest pierwsza opcja lub druga, równie prawdopodobna, że właśnie nie chcieli wkurzyć, dając SpAcE HiTlErA obok duchów Lei i Luke`a. Jeszcze kilka dni temu bym może i widziała to za celowy zabieg fabularny, ale im więcej znajduję wywiadów z Terrio, tym bardziej jestem o tym przekonana, w zasadzie tego pewna, że jest to któraś z tych dwóch opcji. Tam nie było jakiegokolwiek myślenia długoterminowego o tych bohaterach, nie ma się co łudzić.
Ja fanem Reylo nie jestem i absolutnie nie uważam że powinni żyć potem razem "dlugo i szczęśliwie", ale fakt, że Ben mógł przeżyć i pokutować, a ta scena gdzie ginie a ona go uzdrawia/przywraca mogła miec miejsce po walce z Senatem. Takie symboliczne Gustavus obiit Hic natus est Conradus - umarł Kylo i mamy już tylko Bena.
"Długo i szczęśliwie" wchodziło w grę tylko i wyłącznie, jeśli IX to byłby film faktycznie o jego nawróceniu i wstępie do procesu odkupowania win. Po tym w TROS zostaje tylko wygnanie, co dla mnie jest lepsze od hea, bo zwyczajnie jest całe pole do popisu na to, jak mógłby tego dokonać, w książce chociażby.
Mój małżonek, będący nie-fanem skwitował zgon Benka następująco "Nie lubię, kiedy pozytywny bohater ginie na końcu". Ale film mu się podobał, poza wycięciem Rose, co odebrał jako niekonsekwencję. To taka drobna próbka reakcji osoby niezaangażowanej.
Jeśli chodzi o fandom, to zabiciem Benka Disney właśnie się pozbył dużej części nowych fanów, tych którzy zaczęli oglądać od TFA. Mam ścianę na twitterze zawaloną deklaracjami, że Disney oszukał ludzi opowiadając o szczęśliwych zakończeniach i nie będą tego dłużej oglądać, bo nie ufają marce.
Jeśli chodzi o bajkowość, to wszystkie poprzednie części SW idą albo zgodnie z Campbellem, albo za rozwinięciem jego teorii (TLJ), co faktycznie daje bajkowy efekt. W TROS Campbell leci do śmieci, co jest obecnie jednym z powodów niskich ocen krytyków, a potencjalnie może spowodować, że film będzie się źle starzał.
Jeśli wyjmie się główne wątki TROS ze starwarsowego kontekstu, to zostaje nam przeklęty książę, który po odczarowaniu i pocałowaniu księżniczki kipnął na zawał. Po czym księżniczka, nie roniąc jednej łzy poszła robić pogrzeb jego rodzinie, ale już nie jemu samemu. Można nawet złośliwie uznać, że to pocałunek zabił księcia. W TROS bajkowość leci przez okno.
Owszem źli powinni być ukarani, ale na koniec zaklęty książę powinien zostać odczarowany, dobrzy powinni dostać nagrodę (Rey chciała rodziny, ale nic z tego jeśli chodzi o TROS), i powinno być wesele.
Bajkowa, to jest końcówka ROTJ. Końcówka TROS to jakaś anty-baśń. To nie pasuje.
Oczywiście, że pocałunek go załatwił ! , w tym właśnie momencie wiedziałem, że już po chłopie, że nam wykopyrknie. Pamiętać też należy, że Rejówna wcześniej b e z w s t y d n i e i b e z c z e l n i e, łamiąc wszystkie zasady obowiązujące podczas pojedynku - P R Z E G R A N E G O, zresztą, bo Kylo pięknie wykorzystał jej wewnętrzne "force is female", przeciwko niej samej, zwyczajnie go przedziurkowała. Z taką babską nienawiścią, że aż mnie zmroziło, serio.
W tym właśnie momencie, czar prysł, i trzymałem kciuki, by ją dorwał i zaciukał na tym Exogolu, ale mnie nie posłuchali, i wyszło w finale to, co wylazło.
No i to jest kolejny ból siedzenia, bo reylo owszem w filmie jest, ale jakość wątku przypomina fanfik pisany przez dziesięciolatkę.
Jeśli ktoś w Disneyu uznał, że to zadowoli reylofanki, to się grubo przeliczył. Niekonsekwencja wali po oczach, do tego stopnia, że w pewnym momencie ma się chęć kibicować Kylo, żeby załatwił już tę wredną i durną, zakłamaną babę. ;-P
Asfo napisał:
jakość wątku przypomina fanfik pisany przez dziesięciolatkę.
-----------------------
Widocznie tak Disney postrzega reylofanki. Wyszli z założenia, że one niewiele się różnią od hardkorowych fanbojów i entuzjastycznie przyjmą ochłap, tak, jak ci drudzy kwestie wypowiadane przez bohaterów, żywcem wyciągnięte z poprzednich filmów. I starczy. To tak nie działa.
Ale w sumie ładnie pokazali tę drogę Rey na darksajdyzm - najpierw jak oszalała wali kijkiem treningową kulkę, uszkadzając biednego BB-8, potem rzuca się z mieczem na Kylo, który chce ją przelecieć TIE fighterem, potem z wściekłością wali błyskawicami (efekt byłby lepszy, gdyby zamiast Czuliego rzeczywistości tam zginął np. Finn), na koniec dziurkuje bezbronnego jego wlasnym mieczem. Darth Rey jak nic.
Ano, dlaczego w ogóle traktujemy Rey jak stuprocentowo "dobrą" bohaterkę? Ona przez cały czas jest wkur...zona, ona atakuje. Cały absurd SW to operowanie na poziomie dobry/zły pociągniętym do skrajności. Utalentowany twórca mógłby cały film pociągnąć wątkiem "złego" ratującego "dobrą" przed upadkiem. Byłby zachwyt dla zainteresowanych i piu piu dla reszty. A tak dostaliśmy wytwór Jar Jara pod dyktando zarządu.
A poza tym sądzę, że Epizod IX nigdy nie powstał
Ale nie traktujemy? Ona miała ciągoty i w TFA, i w TLJ, w TROS tylko zostało to sprowadzone do banału jej legacy xD Choć można odnieść takie wrażenie, że jest stuprocentowo dobra, i to aż tak, że na końcu przyjmują Palpatinównę do rodziny oficjalnie, a potomka mają w głębokim poważaniu xD Poza tym ten wajb, że zły ratuje tę dobrą trochę tu jest, bo na DS ona jakoś nie do końca wydawała mi się sobą podczas pojedynku, a on ewidentnie, po raz kolejny, nie próbował jej zabić, no ale wtrąciła się do wszystkiego Leia. I gdyby się na Exegol nie pojawił też by nic nie było z Rey bohaterki światła. Niemniej nie wybrzmiewa to, jak zresztą wszystko w tym filmie.
Ja nie traktuję, Ty nie traktujesz, ale wielu widzów patrzy tylko przez pryzmat białych i czarnych ciuchów ----> dlatego Ben (już nie Kylo) paraduje w t-shircie (białej podkoszulki nie miał akuratnie) żeby publice się nie pomyliło
I w filmie wszystko jest "trochę" - rzucają ochłap, żeby potem zabrać i zepsuć co mogłoby być naprawdę wartościowe...
Fakt, że te jej ciągoty widać od TFA (podchodzi Finn a ta go od razu kijem), lub to, że facet znalazł niczyjego droida a ta mu grozi i okrada ze znaleziska (i gość grzecznie słucha, ciekawe czy wcześniej jak nie słuchał go nie dusiła mocą?), potem kradnie statek, i chce innych wytruć gazem.
W TFA rzuca się na Luka z mieczem.
No nie jest tak kryształowa, jak ją malują.
Ona była dobra, aż za sweet nawet. Te uśmiechy w co drugim dialogu, jakby się jakiego zioła opaliła. No i fakt, jest ten wajb na DS. Tam ewidentnie Kylo sprowadza ją do poziomu, nie chce jej zabić, jakby chce się przekonać jak daleko Rey posunie się w swoim szaleństwie
Ale żeby tak go zaciukać ... nie mieści się w głowie
Wielu widzów nadal nie kupuje jego odkupienia, bo "przecież zabił z premedytacją uczniów w Akademii Luke`a". O czym my tu w ogóle rozmawiamy? W filmie się nawraca, ale nie daje się jasności publice w takiej kwestii? I ta publika, oglądając te filmy, już zawsze będzie żyć w nieświadomości.
W filmie wszystkiego jest trochę, bo tym miał być - damy coś, co ucieszy jedną grupę, ale nie przeginajmy z tym, bo to zdenerwuje inną. To jest jedyna logika, którą się posługiwali przy tworzeniu tego produktu.
Jeśli Palpi jej coś szeptał do uszka to mi się to mieści w głowie. Może się kiedyś dowiemy.
Ale w sumie o co kaman z tą Akademią? Przecież kazał wybić wioskę na Jakku, bo tak. W czym Akademia lepsza/gorsza?
Akademia gorsza, vo tam jednak wujek mu przylazł w nocy do łóżka z mieczykiem, i musiał walczyć o przeżycie (lub przynjamnie mu się zdawało) - więc można to zrozumieć.
Wybicie wioski nonejmow (zamiast dać po 10 kijów na tyłek) to jednak dużo większy kaliber, nie wspominając że w Resistance wręcz mowa o planetach wybitych przez Kylo Rena.
Księciunio nie jest przeklęty, zaczarowany itp. On ma własną wolę i robi co robi na swoje konto i rachunek mu rośnie.
I, jak Rey chciała rodziny, to przecież sobie może założyć własną, niekoniecznie ze swoim przesladowcą z ep. VII.
> mów, że zniszczenie szczęśliwego zakończenia Wielkiej Trójcy i zrobienie z nich przegrywów jest fajne i oryginalne i takie życiowe.
> narzekaj, że śmierć głównego antagonisty serii, zaraz po odkupieniu jest zła, bo mało baśniowa.
Wybierz jedno.
Zakończenie, którego oczekujesz wyglądałoby tak, że Rey dostaje rodzinę (zresztą, czy nie dostała? W końcu ma Poe i Finna) Benek żyje, ale później dowiadujemy się, że za kilka lat Benek umiera/cokolwiek, a Rey załamana tym faktem rozstaje się z przyjaciółmi i udaje się na wygnanie. Poe wraca do bycia przestępcą i traci kontakt z Finnem i BB8. Finn zostaje sam.
Byłoby to zgodne z bajkowością TFA.
Hmmm...
Pomyślmy...
W moim przypadku rozwiązaniem Twojej zagadki jest... czas.
Losy Rey/Benka to świeża sprawa, narysowanie postaci "złego" w inny sposób przyciągnęło mnie do SW po latach. I kibicowałam, żeby skończyło się pozytywnie bo takiej relacji postaci z przeciwnych stron jeszcze nie było w SW. Do tego już teraz nie wiem czy polubiłam Kylo dzięki Driverowi czy Drivera dzięki Kylo...
Stare postaci miały swój szczęśliwy koniec w roku 1983. Wszyscy tańczą, śpiewają, całują się...
A potem, przez kolejne 29 (o matko ) lat Luke, Han i Leia ratowali galaktykę od jakże śmiertelnego zagrożenia co najmniej raz na dwa miesiące. W trakcie prawie nigdy się nie kłócili, nie rozstawali, nie obrażali. Początkowo jarałam się tymi opowieściami jak szalona, później się znudziło. I gdyby TFA pokazał Wielką Trójkę jako wymiataczy znów robiących to samo... nie byłoby mnie tutaj.
I nie wiadomo czy po szczęśliwym ocaleniu Benka późniejsze losy jego i Rey byłyby cukierkowe i szczęśliwe. No niekoniecznie... Ale cudownie byłoby się tego dowiedzieć...
Między Wielkim Trio relacje nie zawsze były kolorowe, ale sęk w tym, że nigdy nie poróżnili się na tyle, żeby dojść do punktu w jakim znajdują się w TFA.
Ale czas czy nie czas, nie kupuję argumentu o bajkowości. Bo jeśli koniec końców nasi bohaterowie przegrywają swoje życia, tzn. wracają do punktu wyjścia (Han przemytnik, Luke na zadupiu, Leia samotny bojownik o wolność) rozstają się, by nie spotkać się nigdy więcej razem we 3 (!), a jak już ktoś się spotka to albo na 5 minut albo w nie do końca fizycznej formie... to jednak bzdurne jest to wymaganie bajkowości. Bo koniec końców losy Luke`a, Hana i Lei są tragiczne. A w takim wypadku na jakiej podstawie można oczekiwać sweet happy endu tutaj? Który swoją drogą JEST happy endem dla Rey - ma rodzinę, ma tożsamość i ma cel w życiu. Jedynym tragicznym losem jest ten Kylo, który jednak spełniał rolę Vadera i podobny los go czekał - już po TFA Abrmasa było widać, że jest to nieuniknione. Ale zaraz, to teraz jak naśladujemy OT to jest źle?
Idealnie byłoby, gdyby nowe filmy w ogóle nie naśladowały OT i ani nie robiły jej rimejku (dla części fanów - źle!) ani nie odwracały schematów OT (dla innej części fanów - źle!) tylko wymyśliły SW na nowo.
Wtedy nie byłoby sporów o "niszczenie" legend i "kopiowanie" starych filmów. Ale mamy co mamy...
Tak ogólnie postacie tragiczne są dla mnie o wiele ciekawsze w filmach i literaturze niż te słodziutkie i szczęśliwe.
Ale dla mnie los Kylo nie powinien być odbiciem dziejów dziadka - niechby w tym przypadku rimejk podążył w inną stronę. Ile innych tragicznych historii można by potem opowiedzieć Na przykład taką Historię małżeńską w wersji SW...
Krogulec napisał:
2) Niestety Star Wars to jest konflikt Jedi kontra Sith.
-----------------------
W OT taki konflikt nie występuje, cieszę się że mogłem pomóc.
Na TROS szedłem z małymi oczekiwaniami przez co film oglądało mi się dobrze. Nie miałem poczucia że ktos zniszczył mi dzieciństwo. Ale po czasie czuję już jak na wielu płaszczyznach TROS jest gorsze od TLJ.
1. Motywacje bohaterów - Rian przemyślał praktycznie każdą z postaci. W TROS widać było jakieś plany względem postaci, ale było to dużo mniej konsekwentne
2. Tempo - TROS pędzi na złamanie karku, TLJ szanuje czas i pozwala sobie na chwile refleksji, np. Na Ahch-To
3. Głupotki - w TLJ jest ich stosunkowo mało. TROS jest ich pełne z daggerem na czele. To jest taki głupi koncept że aż nie chce mi się rozwodzić na ten temat
4. Klimat - zdecydowanie wolę klimat Ahch-To i Crait niż tych planet które wprowadził Abrams.
5. Emocje - na Kef Bir działają, ale w innych momentach filmu jest po prostu płytko. A w TLJ sceny na Crait ruszają mnie za każdym razem. Zresztą załamany Luke również
Mossar napisał:
1. Motywacje bohaterów - Rian przemyślał praktycznie każdą z postaci.
-----------------------
Szczególnie Rose. Ogólnie to co się tam wyrabia z postaciami to woła o pomstę do nieba.
Rose jakiś tam sens ma, ale też nie jestem fanem. Zresztą mówię głównie o głównych bohaterach.
hmm jakiś tam? Pisałeś, że przemyślane z głównych słabo czuję Finna, w którym w TFA dokonała się przemiana, a w TLJ dokonuje się ta sama jeszcze raz. Miał uraz głowy, czy co?
Po pierwszym seansie TRoS może bym się nad tym zastanawiał, ale po oswojeniu się z IX (oraz mając w pamięci, że zaraz po wyjściu z kina TLJ miało u mnie gorszą ocenę niż po kilkunastu dniach) jednak nie mogę się z tym zgodzić.
ad.1. Kylo, Luke i Rey gdzieś tam w tle - wszystko super, ale już na Finna nie było kompletnie pomysłu, nikogo nie interesujący wątek Rose, niedająca się polubić Holdo, miotający się Poe (w TRoS moim zdaniem wypadł najlepiej)...nie powiedziałbym, że Rian przemyślał każdą z postaci.
ad.2. Zgadza się jeśli popatrzymy tylko na samo szkolenie Rey, tyle że dzieje się to równocześnie z pościgiem, gdzie mają paliwa na kilkanaście godzin, a mimo to tracimy czas na kasyno.
ad.3. Motyw ze sztyletem jest beznadziejny, ale nie jest on głównym punktem programu, jak ww. pościg. Na dodatek prawie każde pojawienie się BB-8 wzbudza zażenowanie - całkowicie odwrotnie do TFA (a w IX tę rolę przejmuje świetny C3PO). Są również takie drobne, które same w sobie nie powodują obniżenia oceny, ale jak się je zbierze razem, to irytują: zakrzywiony tor lotu pocisków w próżni, brzydko nakręcona scena Lei w kosmosie (nie czepiam się samego faktu, bo człowiek nie umiera od razu, ale wykonania, którego odpowiednikiem w TRoS jest śmierć Palpiego - no słabo to wyglądało), Luke poświęcający się, by kupić trochę czasu resztkom RO, ale jednocześnie NIE MÓWIĄCY IM TEGO, więc oni siedzą i czekają, obserwując co się stanie (!), jakby Poe na to nie wpadł, to wszystko poszłoby na marne.
ad.4. Mnie z kolei dużo bardziej odpowiada klimat Abramsa, bo Rian psuje mi go zbyt dużą "samoświadomością" TLJ, jakby film sam sobie zdawał sprawę, że jest Gwiezdnymi Wojnami i czego oczekuje widz, więc on specjalnie zrobi na odwrót, więc dostajemy kilka zwrotów akcji wyjątkowo na siłę - przy czym podkreślę, że za taki nie uważam zabicie Snoke`a, bo to jest jedna z najlepszych scen i dla m. in. dla niej warto do niego wrócić oraz ma znaczenie dla rozwoju postaci Bena. Przez to po jakimś czasie byłoby większym zaskoczeniem, gdyby nie było zwrotu akcji, a już przy kolejnych seansach oddziaływanie takich numerów dodatkowo spada.
ad.5. Do mnie sceny z odkupieniem Bena i z jego przejściem na JSM, czy właściwie większość scen na 2 DS wzbudzają - przy najmniej na razie, bo jednak to wciąż dość świeżo po premierze - większe emocje, ale przyznaję że poświęcenie Luke`a oraz sceny w sali tronowej Snoke`a bardzo mi się podobają.
6. Dodałbym od siebie jeszcze jeden punkt: humor. Dla mnie ten w TRoS jest dużo lepszy niż w TLJ, dużo bardziej gwiezdnowojenny niż np. scena z żelazkiem, w ogóle żarty Riana są w przeważającej większości - wg mnie - bardzo słabe i sam C3PO w IX ma więcej udanych niż mieliśmy przez cały epizod VIII.
Zgadzając się ogólnie co do specyfiki Rianowego poczucia humoru (przeciągał żarty), to jednak scena z żelazkiem była spoko, sugerowała jak bardzo to, co widzimy, jest zwodnicze.
Dlatego nie wymieniłem humoru bo ten z TROS jest lepszy.
Wspominasz też odkupienie Bena - to mój ulubiony moment TROS. Od spotkania wewnątrz GŚ aż do scen na Ahch-To. Plus sam Ben na Exegolu. To jest powód dla którego lubię TROS. Bez tego byłoby mi ciężko. Wątek Rey bojącej się tego co w niej drzemie też jest fajny. Problemem TROS, moim zdaniem, jest wszystko wokół - daggery, latanie z planety na planetę no i dziwnie poklejony wątek Palpa.
Mossar napisał:
Dlatego nie wymieniłem humoru bo ten z TROS jest lepszy.
-----------------------
Możliwe że dla mnie jest to ważniejszy element niż dla Ciebie, bo w moim przypadku od zawsze był to znaczący punkt charakterystyczny dla SW, zwłaszcza w OT, taki specyficzny i subtelniejszy niż Riana.
Mossar napisał:
Wspominasz też odkupienie Bena - to mój ulubiony moment TROS. Od spotkania wewnątrz GŚ aż do scen na Ahch-To. Plus sam Ben na Exegolu. To jest powód dla którego lubię TROS.
-----------------------
Tu się zgadzamy - najmocniejszy punkt programu, zwieńczenie drogi rozpoczętej w TFA.
Mossar napisał:
Problemem TROS, moim zdaniem, jest wszystko wokół - daggery, latanie z planety na planetę no i dziwnie poklejony wątek Palpa.
-----------------------
Tu też się właściwie zgadzam, z zastrzeżeniem, że przy drugim seansie wszystko, poza sztyletem, przeszkadzało mi już dużo mniej.
Wygląda na to, że możemy mieć podobną opinię odnośnie elementów składowych, ale z różną wagą dla oceny całego filmu.
1. Holdo nie miała być lubiana. Nie każda pozytywna postać w filmie jest po to, żeby ją lubić. Holdo jest tam po to, żeby stanowić kontrast i problem dla Poego.
2. TLJ wcale nie odwraca oczekiwań, a na pewno nie dla samego odwracania. TLJ zamiast podążać za schematem podąża za psychologią i motywacjami postaci. Johnson bierze postać, zastanawia się, jakie ta postać ma cechy i motywacje i jaka będzie jej reakcja na zaistniałą sytuację. Wynik czasem jest lekko niezgodny z oczekiwaniami, ale nie powiedziałabym, że jakoś szczególnie zaskakujący - w każdym razie nie dla dorosłej osoby.
1. tylko, że z Holdo masz problem, że to w filmie nie zadziałało, także z powodu takiego a nie innego montażu. Najlepiej jest z manerem Holdo i tymi wszystkimi zniszczonymi okrętami Ruchu Oporu zanim ona go wykonała. W kinie nawet próbowałem to liczyć, koszmarnie to wygląda.
2. Tu też nie kupuję tej psychologii patrząc choćby na Huxa. Na Starkillerze facet podchodzi do okna. 2-3 sekundy na chłodno ocenia sytuacje i wydaje rozkazy, jak kompetentny dowódca. A potem widzę rozmowę z Poe.. i oficera, który mówi mu, że Poe się z niego nabija. Nie jestem w stanie takich kwiatków zrozumieć psychologią, czy motywacją postaci. Raczej niekonsekwencją w jej prowadzeniu.
Hux zaliczył w TFA huśtawkę nastrojów - najpierw poczucie triumfu, kiedy Starkiller odpalił i zniszczył Hosnian Prime z flotą Nowej Republiki, i wszystko wydawało się być tak wspaniale. A potem wielka przegrana, o której w TROS mowa jako o "hańbie Starkillera".
Nie dziwi, że kiedy ma zlikwidować siły Ruchu Oporu, to jest przemotywowany i pobudzony. Choć żart przeciągnięty, zgadzam się (ale też, jak zauważa Canady, myśliwce należało wypuścić parę minut wcześniej).
Od momentu, kiedy Hux mówi Supreme Leaderowi o namierzaniu Raddusa, mamy już z powrotem ambitnego, kompetentnego oficera.
na tym solnisku w Boliwii też? Kiedy się ściga z Kylo Renem na rozkazy? Tam też jest kompetentny? bo nie wygląda.
Natomiast Rian zrobił z niego postać komiczną, te przeciągnięte żarty zaś psują jego osobowość. i to mi nie gra.
ad.1. Nie chodzi o to, by ją lubić, ale o sztuczne - przynajmniej ja taki miałem odbiór - budowanie do niej niechęci, by finalnie okazało się, że tak naprawdę ona jest bohaterką. Można zbudować rywalizację na zasadzie dwóch równoprawnych bohaterów, zwłaszcza że i tak sympatia byłaby po stronie Poego, bo dłużej go znamy, a w TLJ od początku Holdo wyraźnie miała być przedstawiona negatywnie.
ad.2. Ale np. taki Finn przeszedł pewną drogę już w TFA, a potem cofa się w rozwoju, by następnie chcieć się poświęcić, a tu bach, budowanie napięcia przerywa Rose (pomijam już fakt, że nie wiadomo jakim cudem ona zdążyła zawrócić, by przeciąć jego trajektorię). Powtórzono też numer ze złapaniem ich na statku Snoke`a, potem uratowania od egzekucji - zbyt dużo tego jak na jeden film.
W ogóle to doszedłem do wniosku, że dla postaci Finna najlepiej byłoby, gdyby cios Kylo okazał się śmiertelny, bo w pamięci zapisałby się zdecydowanie pozytywnie, zamiast mieć zjazd w dwóch następnych epizodach
Jakby motywy Holdo były wyjaśnione od razu, to nie byłoby żadnego napięcia.
Finn w TFA leci na Starkillera żeby ratować Rey, Ruch Oporu i walka z nim go mało interesuje. Więc jak się budzi na statku zmierzającym ku zagładzie to chce uciec. Logiczne. Przecież on się nigdy do RO nie zapisywał. A później to nie było szlachetne poświęcenie tylko próba samobójcza, tzn. postanowił zginąć z dodatkowym efektem specjalnym, bo przecież nic by nie zdziałał tym pier***cyklem.
Nie uważasz, że to budowanie napięcia było trochę na siłę?
Od chęci ocalenia Rey za wszelką cenę po próbę samobójstwa - czy ja wiem... Może Finn nie myślał jasno, ale wydaje mi się, że jednak chciał się poświęcić dla reszty.
Sytuacja wyglądała na beznadziejną, a jakby przeżył i go złapali, to mogliby go wziąć na tortury.
Natomiast jeśli weźmiemy za prawdziwą interpretację, że się poświęcał, to jego ocena sytuacji była zła, ponieważ to poświęcenie byłoby daremne - to tak jakby taranować czołg skuterem. Nawet jakby mu się pojazd nie roztopił przed osiągnięciem celu, to by tej rury i tak nie zatkał wystarczająco skutecznie.
Finn już w TFA grał mi na nerwach. Czym się nie zajmie to s...doli. Pół TLJ to historia jego złych, pochopnych, nieprzemyślanych decyzji. A to chce uciekać, innym razem chce się poświęcić, z Rose mu najwyraźniej nie wyszło. No chodząca porażka. I teraz ta niby budząca się moc- toż to obraza dla Mocy :/
W TFA przynajmniej była jakaś konsekwencja w tych działaniach, najpierw ciągle chce zwiewać, aż dla Rey zmienił podejście.
Co do Rose: może Finn ją sfriendzonował, jak jego wcześniej Rey? Ten pocałunek wyglądał na jednostronny
U mnie jest odwrotnie.
1. Holdo? BB-8? Hux? Leia? Rose? Hm... w ogóle tego nie widzę, co piszesz. Może DJ jest przemyślany, ale i tak mnie irytuje.
2. to ok
3. Mało? ad punkt 1 chociażby. nie mówiąc o tym, ileż to Rian musiał nawypisywać na twitterze tłumaczeń . Dalej nie jestem w stanie zrozumieć czemu Porządek nie zrobił mikroskoków by osaczyć Ruch Oporu. Dwa kameralność galaktyki ukazana przez Riana też problemem. Zaś wątek na Cantonice z hakerem też robi swoje.
4. To kwestia gustu. Mnie ciary przełażą jak widzę Exegol . Zaś na Crait mam problem z humorem Riana - który mi nie pasuje, którego jest za dużo i który nie potrafi go umiejętnie wpasować w film.
5. znów kwestia gustu, co do Crait, patrz w moim przypadku punkt 4.
1. Okej, ale głównych bohaterów przemyślał. Leię też. Holdo mi pasuje. Rose, Hux i BB8 nie bardzo, ale tak jak piszę - miałem na myśli główne postacie.
3. Jedyna głupotka to dla mnie właśnie taktyka NP. Poza tym wszystko jest logiczne jak na SW.
4. No jasne że kwestia gustu Mówię o sobie. Zresztą Exegol też mnie jara.
1. A Finn? A Poe? Luke raczej jest spadkiem i tu jest rozwinięcie myśli, której dostał - i ten wątek, zwłaszcza rozwinięcie na koniec z walką na Crait mi się podoba. Natomiast jego wykonanie już nie. Rey rozwija się dopiero w TROS - w takim psychologicznym sensie, że musi zrozumieć, że nie jest wszechmocna. Dla mnie piękną sceną w jej rozwoju jest to załamanie, gdy myślała, że zabiła Chewbaccę. Innymi słowy, w TLJ widzę szkolenie, nie rozwój tej postaci. Zostaje też Leia, ja to widzę tak, że Johnson nie zapanował nad Fisher i wyszło jak wyszło.
3. Cały czas wątek na Cantonice odstaje i to mocno, gdzie lecąc na ważną misję, lądujemy na miejscu, gdzie jest zakaz wiedząc o tym, i nic z tym nie robimy. Nie kupuję tego . ale cóż, kwestia gustu.
3. Czym "zostawiamy statek na zakazie, zaraz wracamy" z TLJ różni się od "myślisz że ten lód jest gruby" z TROS?
Różni i to dość mocno. Przede wszystkim znaczenie dla fabuły i miejsca w scenariuszu.
W TROS ten wątek nie ma znaczenia fabularnego - z wyjątkiem, gdyby się rozbili i zabili. Coś takiego jednak nie ma miejsca. Raczej ma to na celu pokazanie momentu ala Han Solo (wlatujący w asteroidy lub w wir), czyli pewną brawurę Poe Damerona wynikającą z improwizacji. Nie udała się akcja, szukamy czegoś szalonego, a nóż się uda. Po przeleceniu przez ścianę, ma to jeszcze tylko jeden cel, by w dialogu ukazać charakter Damerona. Nic więcej. Scenę wycinasz i możesz ją zastąpić inną, nie ruszając opowieści.
W przypadku TLJ na tym jest oparte założenie fabularne z ucieczką z Cantonici. Gdyby nie zaparkowali na nielegalu, to by ich nikt nie ścigał... Tylko tu dochodzimy do sytuacji, w której - per analogia (ani Cię nie namawiam, ani Cię nie podejrzewam) - robisz skok na kator, a na Facebooku zadajesz pytanie ze swojego konta, czy kantor będzie czynny w sobotę o 23:00. Jednocześnie patrząc na to jak próbowano ukazywać Rose takie zaniedbanie jest niezgodne z jej postacią. To mi tam siada. Natomiast jak wytniesz ten wątek, to nagle okaże się, że można było arcyhakera zrekrutować.
Z punktu widzenia pewnej lekkomyślności w działaniu efekt jest ten sam ("eee, nic złego się nie stanie"). Ja lubię ten wątek właśnie dlatego, że wprowadza rzadki element realizmu - coś jak wątek ramy w "Vinci", nie mówiąc o twiście z "Gangsterów i filantropów". Na dodatek w dobrym kierunku prowadzi proces dojrzewania Finna (który prawdopodobnie przekonał Rose, że zostawienie statku byle gdzie to żaden problem).
to z tym przekonaniem to już Twoja interpretacja. Patrząc na film to raczej Rose miała większy wpływ na Finna niż odwrotnie.
możliwe, ale OIDP to on podaje jaki jest plan, że myk-myk i już
ja tam cały czas widzę lenistwo scenariuszowe. Nie wiem jak rozwiązać problemu, by Canto Bight nie wyszło, to wrzucę problem z parkowaniem, który wynika wprost z tego, że bohaterowie nie podejdą poważnie do misji, a potem rozwinę to w taki sposób, by musieli uciekać. Nadal nie kumam, dlaczego nie lepiej było zapłacić mandatu, tylko robić hucpę narażając misję.
To samo można było uzyskać na kilka różnych sposób, w tym np. tym, że ktoś rozpoznał Finna i tu masz pełne pole do wyboru, a tak mam wrażenie, że dostałem parodię filmu "W Starym dobrym stylu".
W przypadku filmu tego typu poza scenariuszem trzeba jeszcze umieć to pokazać na ekranie. To typowe kłamanie, tak by nawet bzdura wyglądała przekonywująco. Tu niestety nie wyszło.
No więc Ty widzisz lenistwo, a ja widzę nieoczekiwany, a bardzo życiowy twist, przypominający jak niewiele potrafi zepsuć nawet pieczołowicie przygotowany plan (przypomina się Bastien-Thiry w zamachu z Petit-Clamart, przynajmniej tym powieściowym). I kiedy słyszę Twój zarzut o niepoważnym podejściu do misji (w sensie: niedostateczne jej zaplanowanie), to przypomina mi się fragment SOLO, kiedy Han mówi, że plan skoku na Kessel jest "foolproof". Hell yeah.
Czy wypadło wiarygodnie - znów: mnie pasuje, Tobie nie
Lord Sidious napisał:
/..../
3. Cały czas wątek na Cantonice odstaje i to mocno, gdzie lecąc na ważną misję, lądujemy na miejscu, gdzie jest zakaz wiedząc o tym, i nic z tym nie robimy. Nie kupuję tego . ale cóż, kwestia gustu.
-----------------------
A zakaz to jest powód do aresztowania?
w kasynie pojawiają się zomowcy z Canto Bight i koleś, który mówi, że zaparkowali na zakazie.... (podczas mega ważnej misji). I oni zamiast zapłacić mandat, wyłgać się... uciekają.
Nie chce mi się włączać płyty, ale OIDP dostali strzała i polecieli do aresztu zanim zdążyli mrugnąć.
No dokładnie tak.
A co fajniejsze, potem w 3 części Freemakerow (All Stars) było z tym złomem na plaży sporo kłopotów dla pana parkingowego
pierwsza reakcja Finna to było chyba znowu uciekamy, jak dobrze pamiętam. A to powoduje resztę.
o ile ja pamiętam to byli w stanie "lecimy do Hakera", a tu znienacka pojawia im się przed nosem gość od "mówiłem im że tu nie wolno parkować" i zanim zdążyli się zorientować że obok są policjanci, to dostali od nich strzała i polecieli na glebę
-Dalej nie jestem w stanie zrozumieć czemu Porządek nie zrobił mikroskoków by osaczyć Ruch Oporu.
Bo nie patrzysz na to jak na trylogię
Po TROS jest to jasne - cały TLJ jest o tym, jak mistrz manipulacji Palpek wykończył swojego największego wroga, Luka Skywalkera (w zasadzie, jak zmusił go do tego, że się sam wykończył). To wszystko, poświęcenie marionetki Snołka (których miał jeszcze kilku w słoikach, więc żadna strata), forcebondowanie R&R miało na celu dwie rzeczy - doprowadzenie do pojawienia się tej parki przed Mistrzem Manipulacji (co się nie udało, ale co się odwlecze, to nie uciecze) oraz ujawnienie się i znisczenie Luka, który już raz pokrzyżował Palpkowi szyki. To drugie udało się znakomicie.
właśnie jak patrzę na trylogię i widzę mikroskoki Poe Damerona to mi się to bardziej przypomina
Tylko, gdyby wtedy wykończyli całą rebelię w 15 minut, to Luke dalej by siedział na wyspie, nie ujawnił się i był zagrożeniem dla Palplka. Z punktu widzenia Paplpatina taki Luke to jest problem, a nie Resistance, które przy Rebelii stworzonej przez Baila jest bardzo miniaturowe.
Tym samym uświadczasz mnie w przekonaniu, że to scenariuszowe Deus Ex Machina, nic więcej . Dzięki.
Co Luke może?
W sensie musi być balans między walką małą - na mieczyki a dużą - galaktyczną.
Mikroskoki to jedna z najsłabszych rzeczy w TROS, tak jak to piszesz to mam wrażenie że wrzucona tylko po to żeby próbować podgryzać Johnsona
W TESB żaden z okrętów floty imperium nie wykonuje mikroskoku, żeby zagrodzić drogę Sokołowi. Tak tylko zauważam
ale wysyłają myśliwce i nikt nie narzeka, że go nie dogonią. Tylko, że pilot jest niezły . Zresztą Han ich bez mikroskoków wykiwał.
No to tak samo jak tutaj, cały czas ich gonią i trzymają dystans, czekając aż tamtym skończy się paliwo
tylko, że w TESB gonią z różnych stron, po prostu pilot robi manewry i jest umiejętny. Skoków nie można robić, bo są asteroidy. A w TLJ jest jedno wielkie lenistwo, od scenariusza zaczynając.
i tu wracamy do tego, co pisałem w innym wątku. Jako trylogia mi się to nie spina. Właśnie w takich podgryzaniach to widać.
Co do punktu 1, wyjaśniam - mam na myśli najważniejsze postacie czyli:
Kylo, Rey, Luke, Poe, Leia.
To na ich rozwoju najbardziej mi zależało. Natomiast zgadzam się co do niezbyt udanego prowadzenia postaci Huxa i Rose. Z BB8 mam pewien problem, bo momentami był świetny, momentami był parodią samego siebie (BB na AT-ST, jedna z najgłupszych scen całego SW).
Celowo nie wymieniłem Finna, bo ten nie wyszedł za dobrze ani w TLJ ani w TROS. Nie było na to ani czasu ani pomysłu.
Finn w TROS wyszedł właśnie bardzo dobrze. Jest już innym, rozwiniętym Finnem. Nie tak narwanym jak Poe, oddanym sprawie, ale także odkrywającym w sobie Moc i to, że to dopiero początek jego drogi i jego prawdziwego przeznaczenia. Podoba mi się jak mówi Jannah, że to Moc postawiła Poe i Rey na jego drodze. To oni go zmienili. Poe pomógł mu się wyrwać, a potem w TROS zaangażować w walkę. Rey zaś ma do odegrania jeszcze inną rolę, jego mentorki.
Bardzo podoba mi się też to, że Finn w TFA i TROS ma pewien kompas moralny. Nie chce zabijać cywili. W TFA boi się, strach go paraliżuje, ale w TROS świetnie się kontrastuje z Poe, który zwyczajnie kradnie, handlował przyprawą itp.
To kwestia gustu, a jak wiadomo o gustach...należy dyskutować. Te dwa filmy to też trochę dwie różne wizje Gwiezdnych Wojen. Dla mnie idealny film Star Wars to jest taki film, w którym grupa przyjaciół razem jedzie robić rzeczy, i na końcu wygrywają. TLJ jest przeciwieństwem takiej przygody. TROS jest pełną realizacją takiej przygody. Dlatego TLJ <<<< TROS
Ad. 1. Problem np. z Rey w TLJ jest taki, że ona już w finale TFA postanowiła szukać sobie nauczyciela, czyli przestała czekać na rodziców, czyli nagle w TLJ znowu cofa się w rozwoju. Finn podobnie. W sumie wszyscy bohaterowie nagle albo zawrócili, albo dostali nowych cech negatywnych, żeby pokazać w filmie jakiś morał (Poe stał się głupi, żeby pokazać pychę, Hux stał się słaby, żeby pokazać słabość nazistów, Phasma stała się słaba, żeby pokazać siłę Finna, First Order stał się słaby, żeby pokazać siłę BB-8, Snoke stał się głupi, żeby pokazać potęgę Kylo…i w tym filmie jedynie Ben się broni).
Ad. 2. TLJ przez swoje tempo pozwala skupić się na tragediach, które się dzieją na ekranie, jest więc swoistym „porno smutku”, a nie kinem przygodowym. Cokolwiek spróbujesz - przegrasz, im większe masz doświadczenie tym szybciej umrzesz...i masz czas, żeby się nad tą śmiercią zastanowić.
Ad. 3. TLJ ma nie tyle głupotki, co rzeczy dla mnie niezrozumiałe. Na przykład do dziś nie wiem jak konkretnie w filmie zmienia się motywacja i nastawienie Luka do Rey. Jakoś się chyba zmienia, ale trudno powiedzieć jak. (Scena wycięta z TLJ pokazuje jeszcze bardziej, że Luke z założenia miał być okropny w tym filmie).
Ad 4. Klimat – to chyba najbardziej kwestia gustu.
Ad 5. Emocje – według Lucasa sztuka po to służy, żeby wywoływać emocje, ale niekoniecznie chodziło o mu smutek, nostalgię i depreseję . We mnie dużo więcej wywołują emocje pozytywne, gdy grupa przyjaciół, biegnie Sarlaccowi naspotkanie, albo konie galopują po niszczycielu, albo Imperator obiecuje, że wszyscy Twoi przyjaciele umrą (ale tak naprawdę nie umrą), albo jak Ewoki się cieszą. To są emocje!
Widziałem ostatnio ankietę SWNN, gdzie można było wybierać swój ulubiony film sequeli. Co ciekawe wyniki były bardzo zbliżone - praktycznie po 33% w przypadku każdego z tych filmu. I mogę się poniekąd zgodzić, że to filmy dosyć równe - zależy co dany fan lubi w Gwiezdnych Wojenkach. A najciekawsze w tym jest to, że każdy z sequeli oferuje coś zupełnie innego - mimo tego, że 7 i 9 jest robiona przez tego samego reżysera.
Przebudzenie Mocy to dla mnie taka bezpieczna przystań - SW, które znamy, odpowiednia ilość przygody, twistów, film, który mocno bije w nuty, które już znamy (podobne planety, statki, nawet postacie). Ostatni Jedi jest totalnie inny - tak jak mówisz, dominuje tu aura przygnębienia, załamania, jakiś przemian i uświadamiania sobie swoich błędów. TROS to za to zamknięcie, które dostarcza 110% akcji, zabawy i przygód, a poza tym otwiera się szerzej na różne Star Warsowe motywy, nawet jeśli kiczowate to jest tego więcej i mocniej. I tak naprawdę zależy kto co lubi. Dla mnie w TROS było już tego po prostu za dużo, co nie znaczy, że się źle bawiłem. To właśnie taki specyficzny film, na którym się dobrze bawiłem, ale trochę mnie żenuje.
Zresztą ciężko mi powiedzieć jaka będzie moja opinia na temat tych filmów za rok, dwa. Wydaje mi się, że 4 lata wystarczają mi, żeby wiedzieć co sądzę na temat TFA. Z TLJ mam trochę taki okres zachwytu, ale wydaje mi się, że to nie jest jeszcze tak w 100% ugruntowana opinia. Natomiast TROS oglądałem nieco ponad tydzień temu - moja opinia może się jeszcze 20 razy zmienić. Wiem, że nie będę nienawidził tego filmu, bo tak jak pisałem, bawiłem się dobrze. Wydaje mi się, że za jakiś czas może mi się ta opinia poprawić, zaakceptuje to jak wprowadzono Palpiego, zaakceptuje to, że był takim trochę kiczowatym tworem. Zresztą.. Czy Sidious nie był przerysowany w ROTJ i ROTS? Nie wiem, wyobrażam sobie, że ludzie też przed ROTJ mogli oczekiwać trochę innego filmu, a dostali długą sekwencję u Jabby i Ewoki pokonujące Szturmowców. A potem minęły lata i ROTJ jest kultowe. Dla nas pewnie sequele nie będą kultowe, ale kto wie jak za 10 lat będą je odbierać dzisiejsi 10-latkowie.
Wydaje mi się, że jeszcze długo nie przestaniemy dyskutować o różnicach między ep 8 i ep 9. I jest w tym pewna wina Disneya, który pozwolił na tak różne podejścia do SW. I myśle, że o epizodzie 7 mało kto będzie dyskutował, poza kilkoma ludźmi, których nie bawi Finn, wszyscy czują, że Przebudzenie Mocy było wygodnym standardowym SW. Pamiętam, że moja opinia o Ostatnim Jedi też się zmieniała, musiałem dojrzeć to tego jak rozumiem ten film. Pewnie tak samo będzie z TROS.
Natomiast mnie nadal czasem zaskakują ludzie, którzy mówią, że Powrót Jedi to słaby film, że zawiódł TESB, że zbyt dziecięcy i zbyt wesoły, a dle mnie to są najważniejsze Gwiezdne Wojny, najbardziej epicki finał, i prawdziwe podparcie dla fajności Imperium kontratakuje. Bez "Powrotu Jedi" film "Imperium kontratakuje" jest słabym filmem.
Podobno J.J. potwierdził że Jannah to córka Lando. Jedna z wad tego filmu. Pocięty. Bo co.. bo szybko.
Obejrzałem raz, parę dni temu, więc i czas wreszcie na parę słów.
Nie miałem już takiego ciśnienia na ten film i nie wyczekiwałem go tak, jak poprzednich części. Wcale nie dlatego, że mi się te poprzednie nie podobały. Po prostu, jakoś tak... żar przygasł Dlatego poszedłem bez spiny i nawet mi się podobało, chociaż co innego epizod IX, a co innego sequele jako całość...
Film miał przede wszystkim pędzić niemiłosiernie ze względu na masę wątków do pokazania i dokończenia. No i faktycznie tak było, ale szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, że można to było ścisnąć lepiej. Dużo się działo, trzeba było być skupionym, ale jakie inne wyjście miał J.J.? Moim zdaniem poradził sobie z dopięciem wszystkiego w miarę logiczny sposób.
Film jest też piękny wizualnie, chyba najlepszy z całej trylogii. Tu naprawdę wyszło zagrało, niemal każda sceneria była genialnie przedstawiona, efekty idealne, kolorystyka jak trzeba - po prostu dzieło sztuki.
To teraz jedna rzecz, która mnie od razu uderzyła - Palpatine. Ok, było wiadomo, że wróci, grano nim w teaserach i trailerze, ale postawmy się w sytuacji kogoś, kto unikał zwiastunów i jakimś cudem wyłączył się z wszelkich doniesień. I ktoś taki, mający w pamięci Snoke`a, Najwyższy Porządek etc. dostaje W NAPISACH POCZĄTKOWYCH taki strzał w mordę Imperatorem, który nagle pojawia się znikąd. Ogólnie nie było zgrzytu w tym, że Palpi występuje już w pierwszej scenie. Szybko, ale mimo wszystko mogłoby to wywołać u nieświadomego widza spore wow!. Tymczasem fajna rzecz zostaje wywalona łopatologicznie zanim film się w ogóle zaczyna. Pamiętam, że były kiedyś obawy o to, że Leia zostanie uśmiercona w napisach - no to to jest podobny kaliber.
No to pierwsze pochwały i żale wylane. A co dalej?
Podobało mi się:
- Na pewno jest chemia między główną trójką. Są to generalnie fajni bohaterowie, chociaż nie wróżę im w dłuższej perpektywie statusu kultowości Ale przyjemnie się ich ogląda, dialogi lekkie, humor w miarę. Szkoda, że dopiero w ostatniej części są wszyscy razem, ale przynajmniej są!
- Nie było tym razem kalki z OT. O ile TFA było prawie 1:1 Nową Nadzieją, a TLJ - mimo swojej inności - obficie czerpało z TESB i ROTJ, o tyle tutaj, poza standardowo wykorzystywanymi motywami, nie było chamskiego zżynania.
- Rycerze Ren! Podobnie - szkoda, że dopiero teraz, ale przynajmniej są. Spoko była scena, gdy szturmowcy na statki mówią o nich "upiory". Naprawdę wywoływali nieprzyjemne wrażenie. Widziałbym dużą historię komiksową o nich, potencjał na horror jest
- Lando! Też super, że jednak się pojawił, ale przy okazji drobny minus, że jednak nie zmontowano go jakoś z Leią. Niestety, do samego końca łącznikiem między starymi bohaterami pozostał tylko Chewbacca, który jako jedyny miał w sequelach kontakt z nimi wszystkimi :/
- Bardzo wzruszająca ostatnia scena na Tatooine z duchami Luke`a i Lei. Tak sobie wyobrażałem ostatnią scenę.
- Świątynia Imperatora była ekstra, szczególnie w ostatnich scenach z Rey. Te postacie starożytnych Sithów, ich głosy, sam Palpatine, paskudny i zniszczony. Jeszcze Rycerze Ren wyłaniający się z cienia i otaczający Bena - wszystko jak w najlepszych klimatach z Dartha Bane`a albo KotoR II. WSPANIAŁE.
- Wreszcie normalny i w porządku dowódca Najwyższego Porządku, ten, który zabił Huxa. Dlaczego ktoś taki nie mógł być obecny od pierwszych scen Przebudzenia Mocy? To chyba byłoby lepsze rozwiązanie niż rudy przygłup, który był Jar Jarem sequeli.
Co było nie tak?
- Palpatine jednak wrzucony z dupy. Jeżeli były plany wobec niego od początku tworzenia trylogii, to zupełnie tego widać. Imperator pojawia się, jakby wymyślony w ostatniej chwili, na zasadzie: "TLJ zostało masakrycznie zhejtowane, trzeba zrobić coś, żeby ogarnąć fanów - a j*bnijmy Palpiego do filmu!". Cała intryga z jego zakulisowym działaniem jest wyjaśniona masakrycznie po łebkach, nie wiadomo w ogóle jak przeżył, co się z nim działo, jak to "stworzył Snoke`a" i właściwie po co? Ok, widać na początku to laboratorium, jakieś słoje z klonami Snoke`a, no ale to wszystko trochę mało. W poprzednich filmach zupełnie też brakowało choćby drobnej wskazówki, że za Najwyższym Porządkiem stoi jakaś tajemnicza siła.
Z drugiej jednak strony - Palpatine jest jednym z mocniejszych punktów tego filmu
- Ciąg dalszy tego wątku, czyli pochodzenie Rey. Skąd nagle syn Palpatine`a, jak to wszystko się działo? No nic, nic, zupełnie żadnych wyjaśnień. Ukrycie Rey, jej wrażliwość na Moc wynikająca z odpowiednich genów - ok, to się trzyma kupy, ale brakuje po prostu dobrego backgroundu pod tę historię. Tu wychodzi problem braku czasu i konieczności upchnięcia wielu rzeczy w tym filmie.
- Brak Anakina - na niego bardzo liczyłem. I na to, że ostatnia część jednak nawiąże jakoś do kwestii Wybrańca, przywrócenia równowagi, że pojawi się duch Anakina, weźmie jakoś udział w nawróceniu Bena, będzie mieć wspólną scenę z Lukiem (to byłby sztos!). Niestety, usłyszeliśmy tylko jedną jego kwestię, wśród głosów innych Jedi. Skoro można było wykorzystać Haydena do nagrania jednego zdania (bo to chyba był on?) to może można mu było dać też normalną rolę?
- Han Solo - a kto umarł, ten nie żyje i tak powinno pozostać. Jak ktoś umie wrócić jako duch Mocy to ok, ale skąd ten Han? Jako wizja, czy zwykła wyobraźnia Bena? Skąd on się tam wziął? Bezsens. Zginął i go nie ma, koniec. Tam właśnie można było dać Luke`a, albo Luke`a z Anakinem. A tak - chłop wyobraził sobie ponowną rozmowę z ojcem, która tym razem przebiegła odwrotnie niż na stacji Starkiller i to sprawiło, że ostatecznie powrócił na JSM? Nie powiem, było to może wzruszające i symboliczne, że tym razem Han - już z zaświatów - osiągnął zamierzony efekt, ale jednak... jego już nie ma i nie powinien wystąpić.
Jak to więc jest?
Jak ocenić ten film? Rozpatrując go jako pojedyncze dzieło, jest ok. Fajna dawka Gwiezdnych Wojen, efektowna, szybka, bardziej rozbudowana niż poprzednie części, pięknie zrealizowana, przyjemna w odbiorze. Palpatine spoko, tylko zabrakło lepszego wprowadzenia i wyjaśnień. Wreszcie trochę więcej nawiązań do prequeli, więc też super. Dużo o dawnych pokoleniach Jedi, wrócili Sithowie, fajnie wkomponowano Leię - no niby jest git. Jako zakończenie trylogii też się sprawdza, bo wszystko jest zrobione z przytupem, jak należy.
Tylko czy to jest godne zakończenie całej sagi? Czy w ogóle takie zakończenie było jeszcze potrzebne, skoro historia idealnie kończyła się już w Powrocie Jedi?
Cała trylogia sequeli była najzwyczajniej w świecie zbędna, to fakt. Ale skoro już powstała, to można było z pewnością zrobić to dużo lepiej, tak by sama fabuła broniła się przed zarzutem, że jest to zwykły skok na kasę. Moim zdaniem problemem nie było to, że stara gwardia dostała drugorzędne role - to akurat dobrze, bo ich zadaniem było dokończyć swoją misję i wprowadzić na scenę nowe pokolenie. Złe było w tym wszystkim to, że nowi bohaterowie byli zupełnie przypadkowymi ludźmi. Rey na końcu okazała się osobą powiązaną z dawnymi czasami, ale to mało. Kontynuacja powinna być oparta na dzieciach Luke`a i Lei - nie na jednym jedynym Benie Solo, który w dodatku został obsadzony w roli czarnego charakteru. Powinno być bardziej tak, jak to było w Legendach. Wtedy nadal można by mówić o sadze Skywalkerów, o kontynuacji. Sequele w formie, w jakiej je dostaliśmy, to raczej spin-off głównej opowieści z dodanymi gdzieś tam oryginalnymi bohaterami.
TROS jest więc najlepszy z trylogii, w miarę nieźle kończący sequele, ale - podobnie jak epizody 7 i 8 - nie jest to kontynuacja i wielki finał na miarę Gwiezdnych Wojen.
ja myślę, że ta scena z Hanem pierwotnie miała być sceną z Leią :/ To matka za życia powinna go przekonać ostatecznie do powrotu na Jasną Stronę. Ale cóż, nie było wyjścia, musiał więc pogadać z ojcem.
Obejrzałam wczoraj. To całkiem fajny film, zainteresował mnie i wzruszył, a tego właśnie chciałam
To, co mi się podobało najbardziej:
- relacje między trójcą - jest przyjaźń i nienachalny humor. No przyjemni byli razem.
- Rey! W tym filmie jest chyba najbardziej rozbudowana, silna, zdecydowana dziewczyna, która przeżywa też momenty załamania (Chewie, scena z błyskawicami). To charyzmatyczna bohaterka i na pewno zostanie wielką mistrzynią Jedi.
- Kylo Ren/Ben Solo - czapki z głów dla Adama. To zawadiackie wzruszenie ramion po pokonaniu Renów i przede wszystkim ostatnia scena z Rey, poważne spojrzenie podczas ostatniego uścisku i taki szczery, szeroki, chłopięcy uśmiech - w tym uśmiechu widać Bena Solo, a nie Kylo Rena. Ech, że też musiał zginąć :/
- cała relacja Rey i Kylo, walki są emocjonujące, mają fajną chemię,
- nowy droid,
- scenka z młodymi Lukiem i Leią - faktycznie szkoda, że w latach 80 nie nakręcono filmu o nich,
- Leia mistrzynią Jedi,
- lokacje, kolory, muzyka, montaż
- fajne Jannah i Zorri,
- Lando nie zginął,
- duchy na Tatooine i Rey Skywalker,
- niespodziewany Harrison Ford - ciut od czapy, ale Harrisona zawsze miło zobaczyć,
- głosy Jedi i sceny z Palpatinem - jak z horroru, bardzo umiejętnie sfilmowane, bo łatwo mogło zrobić się śmiesznie, a tak było odpowiednio ponuro,
- Huxa mało, ale zakończenie miał satysfakcjonujące,
Wkurzyło mnie, że ewidentnie przesunięto Rose na trzeci plan, żeby nie wywoływać niezadowolenia widzów. Niezbyt to fajne, nie wiem też, o co cho z postacią Charliego z Lost, co to właściwie był za jeden.
I jasne, to film z rodzaju tych, w którym lepiej nie zadawać zbyt wielu pytań, bo może się zrobić mocno nielogicznie. Bardzo widać też cięcia, pośpiech i próbę upakowania jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Można się na to zżymać, a można dac się pochłonąć wspaniałej przygodzie i kibicować bohaterom. Jak już pisałam, mnie film wciągnął, dostarczył sporo emocji i rozbudził trochę przygasłe zainteresowanie SW.
Dla mnie SW nigdy nie były logiczne, to taka baśń, w której ważne są postacie i granie na emocjach. I to się udało, postacie były fajne, emocje były. A, no i Benek żyje. Przynajmniej w fanfikach.
to było, kompletnie niespodziewane. Choć czytałem Wasze recki, a liki znałem na pamięć , to nie byłem przygotowany na to, co zobaczyłem. Ehhh, po co Disneyu ci to było ?, po co było odkopywać przeszłość ?, po co niszczyć nam wspomnienia - czytaj dzieciństwo ? ... wcześniejsza porada Evening Star, by wybrać browarki zamiast seansu, była jak najbardziej słuszna . Choć browarków też nie wybrałem, bo ... bo plany swoje, a real swoje
Rozczarowanie, to słowo, którym mogę określić finalny epizod - "The Rise Of Skywalker". Nie będę powielał i ponownie opisywał tu głupot i wad, tego filmu, bo praktycznie w każdym z postów w tym temacie, przewija się mniej więcej to, co sam chciałbym napisać. Szkoda, że tak to finalnie wyszło, choć sam pomysł, by połączyć stare z nowym nie był głupi. Trzeba jednak jakiegoś większego przemyślenia całości, by to "stare", umiejętnie przekazało pałeczkę nowemu. Wszak taki był pierwotny zamysł.
Kilka spostrzeżeń jednak, bo trzeba.
Podobało mi się :
- strona wizualna, bo to Abrams, a on mnie kupił obrazem w TFA.
- it`s alive !, w końcu, ten epizod ma jakiś puls, rytm, jest jakaś energia, czego brakowało wyraźnie poprzednim częściom. Można powiedzieć, że jest tu rozmach
- Kylo, to jest JEGO film, wbrew widocznym już bez ukrywania, zamierzeniom K.K, jej karykaturalna wizja Rey pokazała wyraźnie, ze jak przekracza się pewną granicę, to robi się śmiesznie, wręcz żałośnie śmiesznie.
Nie wiem czy stało się to niejako "przy okazji", ale cała moja sympatia do Rey, przeszła na stronę Kylo. Albo Bena.
- walki na miecze świetlne !. Brawo !, tak właśnie powinno to wyglądać. To nie machanie kijkami jak w ROTS`ie, gdzie nawet kropla potu - nie mówiąc o zadyszce, nie występuje podczas takich "manewrów". To jest fizyczne opadanie z sił, i tak właśnie powinno to wyglądać.
- Exogol, klimat w tych momentach w świątyni Sitha. Jak pięknie przypomina to lokacje z gier, aż się prosi, by było więcej i więcej. Tym właśnie Star Warsy stoją !, doskonale rozumieli to tworząc gry, BioWare i Obsidian. Ten kierunek powinien utrzymany w przyszłych filmach. "Old Republic" się kłania, i w te klimaty powinny iść przyszłe produkcje.
- Han i Kylo, scena ponownego spotkania jest najlepszą w tym filmie, w tej trylogii, i jedną z kilku tych najlepszych w całęj sadze. Adam Drivier zagrał emocjami tak, że aż ciary szły. Aboslutnie piękne i wzruszajace.
Wad tego epizodu nie chce mi się wymieniać, nie ma sensu pisać o głupotach jakie dane nam było obejrzeć. Znów jednak się powtórzę, próba zrobienie z Rey, jedynej "słusznej" Skajłoker - nie powiodła się. Force is NOT a female.
Coś niedobrego stało się po drodze w tym Disneyu. Wyraźnie coś jeb*o, i obawiam się, że nie wróży to nic dobrego przyszłym filmom . Na szczęście, jest jeszcze Mando, jest więc nadzieja, że to seriale będą tymi Star Warsami, które będzie chciało się oglądać, o których będzie się gadać.
Moja ocena tego epizodu, to 4/10, i have spoken
Kilka nowych przemyśleń po trzecim razie.
Wyłączając tryb czepiania się wszystkiego co tylko możliwe, to jak dla mnie pierwsza połowa tego filmu jest naprawdę spoko, druga już nie. W pierwszej trochę chaos wiadomo, ale dzieje się, ładnie to wygląda i budzi zainteresowanie. W drugiej natomiast połowie, czyli mniej więcej wszystko co się wiąże z Palpatinem, zaczyna się festiwal kiczu i żenady. Marvel gorszego sortu. Gdyby tylko zamiast tego nieszczęsnego Imperatora dalej ciągnąć wątek FO, jego oficerów, rycerzy Ren, Snoke`a itd... to by może coś z tego sensownego wyszło. Sam Kylo Ren i jego wątek jest najjaśniejszym punktem tego filmu. Żeby tylko to jakoś połączyć nie z Palpatinem ale z czymkolwiek innym. Ta flota, ta bitwa, wysadzanie nadajnika, wszystko co się tam dzieje jest tak naciągane i kiczowate, że nie da się ukryć grymasu zażenowania.
Jaka więc konkluzja? Wszystko mi się zgadza.
Gdzieś niedawno Abrams udzielał wywiadu, w którym mówił, że nie lubi robić zakończeń. To prawda. Abrams jest świetny w początkach a kiepski w zakończeniach. Zarówno TFA jak i TROS mają kapitalne pierwsze połowy. W drugich jednak następuję taka odtwórczość i nieudolność że pozostaje niesmak i mieszane odczucia. :/
Wulgarny wyziew Dakanna:
https://youtu.be/c9VwjcVhT3c
oceniam na plus
I tu właśnie widać, że Grzesiu jest osobą, której zależy na jakości filmów, w przeciwieństwie do takich pretensjuszy jak chociażby Ichabod, którym za jakość robi to, że bohaterowie komunikują się one-linerami, a zwyczajowo jego argumentami o wyższości sequeli nad prequelami jest "nie, bo tak!" (znane z autopsji).
Biblioteka Ossus daje 8/10 i tu by mogła być ciekawa dyskusja między grubaskami: https://youtu.be/MhVrz3Q6vzI
Ktoś zauwazył akcję z Phasmą i Zorii? JJ Abrams ma taką manierę że zatrudnia jakąś gwiazdę do epizodycznej roli ohełmionej. Przecież aktorki te wcale nie musiały grać praktycznie, ponieważ postać przez nie grana chodzi w kasku praktycznie cały czas i zagrać ją może byle statysta. One tylko dokłapały te kilka zdań tekstu w studio. Każda w jednym ujęciu się musiała pojawić praktycznie. Trochę się wróci ze sprzedaży figurek ale jeśli one jakieś kosmiczne gaże dostały gwiazdorskie to jednak jest coś nie tak. Wyprowadzanie kasy jednak.
i dresiarski bełkot. 2 minuty i odpadłem. Jak ktoś oglądał całe 38 min to gratuluję!
Aha, wywnioskowałeś to po wysłuchaniu wstępu i co, kilkanastu sekund pierwszego zagadnienia?
[nie ma czego gratulować]
Jezu, ile?
Przecież jakby to zapisać to pewnie wyjdą 3 minuty, góra pięć. Po co marnować pół godziny życia?
Jesteś 100% lepszy ode mnie Dwie minuty to o jedną za długo.
Niektórzy uważają że dobre bo wulgarne. To jak z Grą o Tron - dużo cyckow i wackow i też niektórzy uważają, że dobre.
Akurat wulgarność jest częścią osobowości Grzesia od zawsze i to jest piękne (np tu https://youtu.be/IDQ0dl4soqk ) W przeciwieństwie do kalkulacji telewizyjnych korpo-komitetów
Obejrzałam. I cóż, zgadzam się. Owszem mógłby sobie darować przekleństwa ale wcale mu się nie dziwię. Niejeden użytkownik tego forum byłby w stanie dobierając sobie kilku kolegów z Bastionu stworzyć scenariusz o wiele lepszy, spójny i bez cholernego Palpatine`a! Kto poza fandomem pamięta Palpatine`a??? Mój mąż dzień po seansie zapytał nieśmiało- a kto to był? Co to za film, który trzeba oglądać z instrukcją?! Pierwszy seans spędziłam w towarzystwie rodziny, której ciągle coś musiałam tłumaczyć na żywo. Na drugi pójdę sama.
Krótko mówiąc -epizod dla zaawansowanych ale z ujowym zakończeniem i kiepskiej jakości.
Nie wiem czy dla zaawansowanych, bo ze starwarsowym lore też się nie zgadzało, a jak zaczynasz analizować, to wychodzą straszne głupoty.
Chodziło mi o to, że zwykły widz nie będzie rozumiał większości easter eggów, nie załapie mrugania okiem, ni cholery nie pamięta Palpatine`a a OT ostatni raz widział jak rok temu skakał po kanałach pilotem. Dla niego istnieją tylko Luke, Leia i Han Solo. No i ten kudłaty. Poszedł na TROS bo to podobno finał. I co dostał? Wizualnie może ok ale fabularnie TROS leży i kwiczy.
No to epizod IX obejrzany, nie jest to dzieło wybitne, raczej typowy disneyowski średniak.Z wieloma lukami w fabule na które nie było czasu, aby je pokończyć.Nie jest to najgorsze zakończenie sagi choć było wiele innych możliwości zakończenia trylogii tak aby móc rozpocząć nową serię.Osobiście mam nadzieję, że Disney wypuści wersję reżyserską na DVD lub Bluray bo ponoć JJ miał 3 wersje testowe dla publiki zanim oddali film do dystrybucji kinowej. Jak na razie to Disneyowi poszedł tylko dobrze serial The Mandalorian i Rogue One. Gdyż oba dzieła są osobnymi historiami nie kontynującymi niczego z starych wątków.Jak dla mnie po raz kolejny patrząc na prowadzenie filmu JJ zrobił trochę kalkę ROTJ.
Maló tego nie musieli rozwalać kanonu, gdyż motyw z klonem/powrotem Palpatina był już w trylogii Thrawna a potem w komiksach DE.
Jak dla mnie skoro chcieli zamknąć sagę Skywalkerów to Ruch oporu powinien ponieść ciężkie straty w bitwie tracąc wielu głównych bohaterów, Rey powinna zginąć z rąk Palpatina lub przejść na ciemną stronę mocy i powinno dojść do równowagi mocy czyli powrotu imperium sithów i nowego imperium galaktycznego.A tak żyje nowy skywalker/Palpatine i nie wiadomo z czym będzie walczył w przyszłośći.Po pierwsze Disney zrobił błąd robiąc film na szybko po kupnie licencji bez większego pomyślunku.Do tego nie dobrał odpowiednio reżysera. A można było na spokojnie rozpisać scenariusz na 3 filmy od razu i kręcić film jeden po drugim jak było z Trylogią Władcy Pierścieni i dopiero po nakręceniu wszystkiego przygotować się na spokojnie do premiery trylogii rok po roku.
W jednej z moich wersji filmu , Rey właśnie ulega Palpatinowi i przechodzi na stronę Sitha. Ależ ta scena zjarałaby ludziom mózgi, ależ by to miało moc w kinie, gdyby Rey zdecydowała się wziąć udział w tym rytuale. Albo reytuale . Nikt by nie pamiętał, jakim dziadostwem, finalnie okazał się "TROS" , wszyscy byliby w szoku, no bo jak to ?, REY ? ... wbrew krążącym po sieci od miesiąca i więcej likom ?
Moje spojrzenie na IX prawie idealnie odwzorowuje ten oto film. Ostrzegam, występują w nim przekleństwa. https://www.youtube.com/watch?v=c9VwjcVhT3c
O nie, to znowu ten brodaty burak!!
że Shmi Skywalker jest babcią cioteczną Rey ?
Nie, nie to właśnie Rey jest Shmi...
Tylko wg. starej teorii SW-Yogurta
Nb. jeżeli Senat majstrował przy Anakinie, jak to pokazali w komiksie, to w sumie dobrze dla Benka że kopyrtnał, bo inaczej byłby incest jak nic.
Ale przepraszam bardzo, jakie kazirodztwo? Według wizji Sheev tylko zapoczątkował podział komórki, żadnego DNA od siebie nie dał, więc tak naprawdę nie ma pokrewieństwa. Zresztą Disney ostatnio potwierdził ( https://youtu.be/Bm1-6gjKRWI ), że ta wizja nie pokazuje prawdy (co samo w sobie jest dla mnie słabe, ale jak ludzie mają się czepiać Reylo, to może tak rzeczywiście lepiej).
Nie śledzę na bieżąco wszystkiego co wypisuje firma na "D", więc nie bijcie
natomiast historia, że najpierw robią kanoniczny komiks a potem wydają oświadczenie, że nie jest kanoniczny (a przynajmniej jego część) byłaby zabawna na swój sposób, gdyby nie była smutna zarazem, so Diney...
To nie jest tak, że część komiksu jest niekanoniczna. Ani też tak, że Disney uznał, że twórca komiksu popełnił błąd i w związku z tym wycofują się z tego, dekanonizując go. Nie, ten komiks, ten zeszyt i te konkretne ilustracje traktujące o tej nieszczęsnej teorii ojcostwa Palpatine’a wciąż obowiązują.
Nie jest też tak, że Soule popełnił jakieś wielkie faux pas. Cały ten komiks jest bardzo dobry (moim zdaniem najlepszy zresztą spośród wszystkich kanonicznych) i koncepcja tego, że pod zamkiem Vadera znajdowało się miejsce silne ciemną stroną i że był to Force nexus też jest świetna. Wątek związany z World between Worlds też do mnie przemawia. A co do tego, co Vader widział w tej przestrzeni, gdy użył już tego portalu, to trzeba jasno powiedzieć, czym są wizje. I że przecież nie pokazują danym Force userom zawsze tego, co naprawdę się zdarzyło ani tego, co rzeczywiście się zdarzy. Wizje w SW są takimi swoistymi lustrami, w których mogą się doznający ich przejrzeć. To pewnego rodzaju ilustracje największych lęków i marzeń, tak więc wizja ta była istotna pod tym względem, że obnażyła nam Vadera, pokazując, co konkretnie go nękało, oprócz śmierci Padmé oczywiście.
A to już nie wina Soule’a, że nie każdy zrozumiał. Winą jest natomiast, że rok czekał na rozwianie wątpliwości, których pojawiła się masa. Powinien był wziąć przykład z Filoniego, który jasno dał do zrozumienia już na dniach po premierze odcinka Rebels, w którym Obi ostatecznie zabił Maula i powiedział, że to Luke jest Wybrańcem, że to jedynie Obiego zdanie, a nie obowiązująca prawda w świetle kanonu.
Niech Moc będzie z Wami.
Przepraszam bardzo, już oficjalnie z tydzień temu było powiedziane, że ta wizja z komiksu nie pokazała Vaderowi prawdy, więc Palpatine nic nie manipulował przy jego stworzeniu.
Niech Moc będzie z Wami.
Widziałem po raz drugi, i tym razem film spodobał mi się o wiele bardziej. Być może związane jest to z tym, że w końcu wybrałem seans o "normalnej" porze (w przeciwieństwie do totalnej męczarni, gdy film kończy się o 2:00AM), być może byłem już przygotowany, na to co się wydarzy, i o wiele bardziej "czujny".
A czujnym przy oglądaniu TROS trzeba być. Za drugim razem wrażenie totalnego "speedu" (thrashu?) pozostaje, ale głupoty jest o wiele, wiele mniej. Prawdę mówiąc, to jest zadziwiające, że film, którego akcja dzieje się w takim tempie, trzyma się kupy i ma sens.
Film jest o wiele bardziej "komiksowy" niż poprzednie gwiezdne wojny. Na szczęście nie miałem wrażenia, że akcja polega na fetch-questach, niczym w grze komputerowej, tu mamy jednak do czynienia z klasycznym filmem przygodowo-wojennym, zgodnym z duchem i tradycjami starwarsów. To jest "Indiana Jones" do kwadratu.
TROS jest ewidentnie skierowany do młodszego odbiorcy. Jego "emocjonalna konstrukcja" będzie miała problemy z dotarciem do starego, cynicznego zgreda. I nie chodzi tu prawdopodobnie o złe od początku nastawienie widza. Ja tym razem szedłem na seans z wielkimi obawami. Dobrze zaznajomiłem się z głosami krytycznymi, punktującymi wady filmu, i liczyłem się z tym, że i ja przejrzę w końcu ten korporacyjny produkt na wskroś, i jego bieda ukaże się w całej okazałości.
Nic takiego nie nastąpiło. Film jest technicznie, kompozycyjnie i od strony wykonania bezbłędny. Strona audio-wizualna wymiata totalnie. Aktorsko bez zarzutu, bohaterowie są żywi i łatwo jest trzymać ich stronę.
Jeśli chodzi o scenariusz i opowiadaną historię, wiadomo, króluje prostota. To jest film przygodowy dla młodszego widza. Wszystko musi się mieścić w ramach walki dobra ze złem, jasno pojętych i zdefiniowanych. Tu nie ma miejsca na jakieś ciężkie wybory moralne dokonywane przez bohaterów.
Podoba mi się to, że TROS niesie jasny i klarowny przekaz, zrozumiały dla i starych, i młodych. Nie ma tu wielkiej filozofii ani niczego finezyjnego - chodzi o (wiadomo) opór wobec zła, tyranii, ludzką solidarność, możliwość panowania nad swoim własnym losem, wolność indywidualną i całych społeczeństw, potęgę nadziei i walkę z własnym strachem, nieustępliwość wobec, wydawało by się, nieskończenie potężnych przeciwników. Przekaz jest "postępowy" w tym znaczeniu, że bohaterowie wierzą w lepszą przyszłość i walczą o nią. To jest dziś bardzo odważne i "rewolucyjne" podejście, szczególnie w porównaniu z filmami MCU (było nie było z tej samej "stajni" - dziwne!), które są w swojej istocie "ultra-konserwatywne". Gwiezdne Wojny, moim zdaniem, są o wiele lepszym i "zdrowszym" filmem dla dzieci i młodzieży.
Jeśli chodzi o powrót Palpatine`a i całą tą szaloną akcję - moim zdaniem jest to trafiony pomysł, bardzo ryzykowny ale wykonany pierwszorzędnie. Czy można było zrobić to inaczej? Oczywiście, że można było, sam Kylo Ren byłby w zupełności wystarczający. Można było zrobić drugiego "Ojca Chrzestnego II", i gdyby to Johnson był u steru, prawdopodobnie taką wersję byśmy dostali. Ale ucierpiała by na tym widowiskowość filmu. A Abrams prawdopodobnie stał na stanowisku "mamy budżet, więc go wydajemy!". Nie dostaliśmy rozgrywki między Kylo Renem i Huxem razem z całym F.O., ale mamy sithowych kultystów, bardzo fajna i ciekawa rzecz, łatwiejsza do zrozumienia i "ogarnięcia" przez dzieciaki (a o tego widza w końcu chodzi najbardziej!).
Jeszcze parę słów o zawartości emocjonalnej. TROS jest bardzo "wielokolorowy" - perfekcyjna mieszanina scen strasznych, śmiesznych, przygnębiających i podnoszących na duchu. Historia Bena i wizji Lei - faktycznie, przeraźliwie smutne.
Podsumowując, film jest zdecydowanie udany, pogłoski o śmierci Gwiezdnych Wojen są zdecydowanie przesadzone. Nadaje się do wielokrotnego oglądania, mam zamiar jeszcze Skywalkera z raz czy dwa zobaczyć. Działa dobrze jako i zakończenie, i jednocześnie "setup" nowych przygód; np Finn i Jannah (o rany przecież to ta wariatka Bonnie), ewidentnie nowi Force-Userzy, świetni bohaterowie, niesamowita chemia. Mam nadzieję, że jeszcze tych bohaterów zobaczymy.
Kurde, już zaczynam tęsknić za starwarsami w kinach. Już mi ich brakuje! Oby tylko Disney nie zamroził ich w karbonicie. Ale nawet jeśli tak by się stało, może dostaniemy seriale, jest Mandalorian, ma być Obi-Wan. Może jakoś wytrzymam do 2022. Jestem naprawdę zadowolony z tego epizodu, z tej trylogii, dostałem naprawdę to, na co czekałem. A tymczasem...
https://www.youtube.com/watch?v=3V_7-7myPxM
Uwaga spoilery. Wczoraj (dopiero!) poszedłem drugi raz. I tu zaskoczenie. Bawiłem się świetnie . Naprawdę serio przy drugim seansie ten film to dla mnie sama przyjemność. Nie trzeba śledzić "fabuły", wystarczy mocno trzymać się rollercoastera, i jest super. I czuję, że będę wracał do tego filmu. To się będzie dobrze oglądać ponownie.
Czy ten film jest mądry? Nie. Czy jest elegancki? Nie. Czy jest subtelny? Nie. Ale też "Ostatni Jedi" złamał mi serce (poważnie!), i chyba właśnie z tego powodu, skoro Luke już nie żyje, film dziejący się po jego śmierci może mieć aż tak abstrakcyjne pomysły jak TROS. Tak jak pisałem wcześniej, ten film jest niepoważny, ten film sam siebie nie traktuje poważnie. Nie będę więc jakoś specjalnie mówić o tym, że Final Order jest kontynuacją First Order, że medalion do swobodnego podróżowania pojawił się nagle, i natychmiast został oddany głównym bohaterom, że Rycerze Ren to tandetny boyband, ani nawet o umieraniu tylko na chwilę, a potem wracaniu do żywych, którego w tym filmie jest za dużo. Choć to, technicznie rzecz biorąc, są bardzo złe rzeczy w filmach. Natomiast wszelkie oskarżenia o rzekome dziury fabularne, albo jakieś przekłamania, są bardzo przesadzone. Ktoś nie oglądał dokładnie, więc tylko wydaje się, że czegoś brakuje.
Chciałbym raczej skupić się na tym czy są Gwiezdne Wojny. Dla mnie Gwiezdne Wojny są wtedy, gdy grupa przyjaciół razem jedzie robić rzeczy, i na końcu wygrywają. I tutaj, och ta grupa przyjaciół. To co JJ ogarnia znakomicie, to gdy grupa przyjaciół ze sobą współdziała i jak razem mają przygody. Relacje między Rey i Poe, Rey i Finnem, Poe i Finnem, oraz między Poe i 3PO są znakomite (każda mina Poe kiedy C3PO zaczyna mówić!). To tutaj oparte jest serce filmu, tutaj jest najwięcej filmowego humoru, śmiesznych żartów. (You were a Stormtrooper? Were you a spice runner? Were you a scavenger? I mean we can do this all night!). Od pierwszej sceny (może drugiej), akcja filmu biegnie bardzo szybko, przy drugim seansie zastanawiałem się kiedy nastąpi pauza, która zepsuje film. Na przykład w Przebudzeniu Mocy dla mnie film siadał za bardzo na Takodanie. W przypadku Nawrotu Skywalkera tempo siadło dopiero na Kefirze? A to chyba dobry moment. Wcześniej, jak w rollercoasterze, akcja biegnie szybko, i to jest bardzo intensywne, ale kiedy już wiemy czego się spodziewać, nawet nie jest męczące. Naprawdę dobrze się bawiłem jak kolejne przeszkody się rozwiązywały, a kolejne komunikacje z Kylo powodowały coraz więcej wątpliwości u Rey. Podobała mi się też historia D-0, droidy jako przyjaciele, których spotykamy po drodze, to jest znakomity motyw.
Gdzieś w filmie jest też wątek Rebelii, oraz Generał Leii…i uważam, że film zrobił wszystko co mógł, po stracie Carrie. Czy jest dobrze? Może nie. Czy mogłoby być lepiej? Myślę, że nie dało się tego lepiej zrobić. Ale. Po tym filmie już naprawdę nie lubię Maz Kanaty. Maz Kanata jest Generałem Grievousem nowej trylogii. (I to źle).
Finał filmu jest ponad-epicki. Epicki do przesady. I jak zmrużyć oczy na tą przesadę, to jest spoko. Palpatine to najźlelszy zły, dziadek wszystkich złych, teksty ma wtórne, a knowania mocno lekkie. Wydaje mi się, że tutaj tak samo jak w ROTS, najpierw uknuł bardzo skomplikowany plan, a potem nagle zaczął improwizować. Klasyczny Sheev! No i ważny aspekt finału czyli Ben Solo. Już chwaliłem wcześniej, ale pojawił się tylko na kilka sekund, a kradnie serca. Jest znakomicie zagrany, taki przygodowy, tak podobny do rodziców. Super jest. Podoba mi się też scena z głosami Jedi…nawet jeśli Anakin Skywalker brzmi trochę zbyt pewny siebie. Serio Annie? Będziesz się przechwalał, jak to przywróciłeś balans? Finał finałów podoba mi się. Choć ostatni dialog Lando z Jannah jest totalnie bez sensu. Epilog podoba mi się, szczególnie jeżeli stara babą jest Camie .
Smutne, że film kompletnie olewa Expanded Universe. Niestety, wbrew moim naiwnym nadziejom, wszystkie te dotychczasowe książki i komiksy mają bardzo małą wartość dla filmowców…ale mówiąc to, nie mogę się doczekać, żeby teraz wypełnili wszystkie puste miejsca w 9. Niech wyjaśnią historię każdego statku, który widzimy w bitwie nad Exogal. Czy to Ghost? Czy to statek Mando? Muszę to wiedzieć . Do roboty lucasfilmowi pisarze .
Aha, i nie mogę się doczekać filmu „Finn: Narodziny Jedi”. Serio, bardzo chcę.
Ocena: 10/Numeryczne oceny są bez sensu
Znaczy no ja jestem po stronie TLJ całym sercem.. ale nie mogę się z Tobą nie zgodzić. Pierwsze moje wrażenie po seansie było takie, że się dobrze bawiłem, a dopiero potem zacząłem tworzyć do tego ideologię pt. "głupie, za szybkie, przekombinowane". A w praktyce to minęło ok. 10 dni od tego seansu i ja bardzo chciałbym obejrzeć ten film jeszcze raz. I to nie po to, żeby się popastwić nad nim albo szukać smaczków (których za wiele nie ma). Po prostu mam ochotę obejrzeć TROS, bo w sumie dzieje się dużo i jest fajnie. Zresztą ankieta SWNN na temat ulubionego sequela pokazuje, że TROS wcale nie odstaje od reszty.
https://twitter.com/StarWarsNewsNet/status/1210993382018953216?s=20
Pokazuje (może) nawet więcej - że lepiej przesadzić bądź zaryzykować niż iść bezpiecznie (jak w TFA).
BTW Widzę, że wszyscy mamy problem z nazwą planety Palpiego. Ja sobie od razu po seansie sprawdziłem i wbiłem do głowy EXEGOL. Ale jakoś bardziej by mi pasowało Exogol. A Exogal to też dobra nazwa na tą planetę
Będzie problem z tym Exagelem. Nawet googlałem jaka jest prawidłowa nazwa, ale najwyraźniej źle wygooglowałem , czyli nawet Google nie wie jak to pisać. Szczególnie, że jest też coś takiego jak "exogal". Mogli już zrobić jakiś Korriban, byłoby wszystkim łatwiej .
Mossar napisał:
BTW Widzę, że wszyscy mamy problem z nazwą planety Palpiego. Ja sobie od razu po seansie sprawdziłem i wbiłem do głowy EXEGOL. Ale jakoś bardziej by mi pasowało Exogol. A Exogal to też dobra nazwa na tą planetę
-----------------------
Ja nie musiałem sobie nawet jakoś bardzo wbijać tej nazwy do głowy i w niej ją powtarzać. Ale faktem jest, że zawsze słowa tak skonstruowane, w których blisko połowę liter stanowią samogłoski (w tym akurat równo połowę, więc tym gorzej), sprawiają trudności w zapamiętaniu, gdzie która samogłoska powinna być wyartykułowana. A sytuację komplikuje jeszcze to, że nie jest tak, by dwie samogłoski spośród trzech w tej sześcioliterowej nazwie planety stały obok siebie, bo wówczas z zapamiętaniem owej nazwy byłoby pół biedy. Dodatkowe schody stanowi sytuacja, w której samogłoski i spółgłoski bez wyjątku są po sobie. Tak więc Exegol to najtrudniejszy możliwy przypadek słowa z dużą liczbą samogłosek.
Niech Moc będzie z Wami.
Po trzecim i kolejnych seansach jest jeszcze lepiej.
W filmie się za dużo dzieje i za pierwszym razem się go tylko chłonie, na drugim docenia się szczegóły i skupia na detalach, bo już wszystko wiemy i jesteśmy bardziej rozluźnieni. Na trzecim łapie się więcej wzruszenia i tego co nazywamy "magią SW" - a na kolejnym jest już sama przyjemność, i rozumiem już dlaczego JOR tyle razy chodził na TFA.
I tak mi się wydaje, że gdy ktoś idzie na film bez nastawienia że musi być szczęśliwie "reylo", to zdecydowanie odbiera ten film lepiej.
Ja byłem o tyle zadowolony pod koniec filmu, że zupełnie nie oczekiwałem szczęśliwego Reylo. Bardziej oczekiwałem Reylo kończącego się Benem na wygnaniu albo nawet żyjącym Benem zamiast Rey. Ale jakoś nie wyobrażałem sobie Bena i Rey żyjących długo i szczęśliwie.
Nie, błagam tylko nie film o Finnie! Tego nie przełknę. Po tym ciągłym- mam coś ważnego powiedzieć, instynkt, coś czuję, przeczucie. W TROS ciągle nas walili po głowie tą jego rodzącą się mocą. Fuj.
To już wolę o Poe. A najlepiej o kimś zupełnie nieznanym kogo potem jak się rozkręci ubiją
Recenzja ze spoilerami.
Nie powiem, że mi się podobało, nie powiem też, że nie. Jakbym miała dać ocenę liczbową w skali od 0 do 10, to dałabym jakieś… 6? Może, przy dobrym dniu. No zbyt wiele rzeczy mi zgrzytło.
Od początku. A nawet wcześniej, bo, jak się okazało, dostałam cholernie ważną informację wcześniej niż cała reszta. No, ja i kilkadziesiąt tysięcy innych graczy w Fortnite. Bo w filmowym evencie w grze puszczono, na sam koniec, wiadomość wygłoszoną głosem Palpatine’a, że oto nastał czas Sithów. Pomyślałam – łaał, ale fajnie, ale klimat. Ale kurde, potem się okazało, że ta wiadomość to jest TA wiadomość. I powiem już teraz, jako graczka i jako fanka Star Wars – Disney, TAK SIĘ, K…, NIE ROBI. Ja rozumiem, że promocja, sam event jest świetny (zaprawdę powiadam wam, dajcie szansę Fortnite, póki trwa – widok Kylo Rena żrącego pizzę albo skaczącego na pogosticku jest bezcenny <3), ale nie można dać kanonicznych słów Imperatora, wiadomości rozpoczynającej całą akcję filmu, W CAŁKOWICIE NIEZWIĄZANEJ Z NIM FABULARNIE GRZE.
No ale dobra. Umarli przemówili, szkoda, że w napisach początkowych. Mówię – ogromny minus dla Disneya. Tę wiadomość powinni przekazać na ekranie, z jakąś podbudówką. Ale okej, spoko. Jedziemy z akcją. I to jedziemy szybko, bo naprawdę – tempo akcji tego filmu zbliża się niebezpiecznie do prędkości światła. Mrugnij i przegapisz planetę. To jest mój kolejny zarzut. Praktycznie nie ma chwil oddechu, wszystko, co się dzieje, jest cholernie ważne i widać, boleśnie widać, ile tego filmu skończyło na podłodze montażowni. I zamieszanie w produkcji też widać. A przede wszystkim widać ten warunek Abramsa, że chce niezależności od Storygroup.
Taki Poe. Poe, który nagle został przemytnikiem. Poe, który zawsze chciał latać i który był przed Ruchem Oporu przykładnym oficerem Nowej Republiki. No dobrze, niech będzie, bunt nastolatka, nastolatki są głupie, nastolatki robią głupie rzeczy, zdarza im się czmychnąć z domu i iść na gigant. Nawet, jak mają najlepszych starych na świecie. Ale nadal – no kłóci się to ze wszystkim, co o Poe wiemy. A skoro jesteśmy już przy pilotowaniu… no sorry, ale chyba nawet Solo i nawet Anakin nie umieli robić takich skoków. Aż mi Han w głowie krzyczał, że skok w nadprzestrzeń to nie opryski. Jeśli można tak po prostu kicać po Galaktyce bez wyliczania, to… po co to wyliczanie? Wiele istnień mogłoby się uratować, gdyby nie to, że nie można tak po prostu „kicnąć” z pola bitwy. Poe – pstryk, jedziemy z tematem, jedna planeta, druga, trzecia… a jedyną konsekwencją jest usmażenie Sokołowi obwodów. Żadna czarna dziura i żadna asteroida. Gupi Han, po co on się tak starał?
Finn. Finn głównie stara się przekonać Rey, że trzymanie się z kolegami to jest ważna rzecz. A, no i ma ważną rzecz do powiedzenia, której w końcu nie mówi. Ale co do tego, że była to informacja, że on w sumie też jest wrażliwy na Moc - …no nie jest to takie głupie jak na początku sądziłam. Bo w sumie… po obejrzeniu jeszcze raz „Przebudzenia Mocy” jestem w stanie w to uwierzyć. Ren wyraźnie wyczuł przebudzenie, ale nie w Rey, której wtedy nie znał, tylko w dziwacznym szturmowcu na Jakku. I to Moc, jak sam Finn przyznał, dała mu kopa do ucieczki i, przede wszystkim, wątpliwości co do Najwyższego Porządku. Co oznacza, że miałam rację – to nie nagle przebudzone, a wcześniej zrodzone z absolutnie niczego, sumienie, tylko Moc. I o ile ma to sens jeśli idzie o psychologię postaci, bo sumienie faktycznie nie bierze się z niczego, to jednak sam przekaz jest dość śliski. Bo wyszło tak, że jeśli nie jesteś wrażliwy na Moc, to w sumie nie masz szans żeby się wyrwać z tej patologii w której żyjesz. Jannah podobno też poczuła „instynkt”, razem zresztą ze swoją bandą. Niewrażliwi nie mają szans… ale do tego jeszcze przejdziemy.
Rey i Kylo, a raczej Ben. Bo tych postaci nie da się w tym filmie omówić osobno. Rey uczy się na Jedi, Kylo jej w tym konsekwentnie przeszkadza, a to grożąc, a to zapraszając do współpracy. Istotny dialog: „Niełatwo cię znaleźć, Rey” – „A ciebie niełatwo zgubić (chociaż bym bardzo chciała)”. Ich walki przez przestrzeń są, przyznaję, niesamowite, w ogóle gra Daisy i Adama (zwłaszcza Adama) to jest coś fantastycznego, dla nich samych warto iść ze dwa razy na ten film.
A co do samej Rey… no, widać, że dziewczynę ciągnie do Ciemnej Strony. A to, wkurzona, rąbnie drzewem o droida (niechcący), a to rozwali Kolekcjonerską Edycję Hełmu Vadera ™, a to ma wizję samej siebie na tronie Sithów… no, przykładny, starorepublikański Jedi to z niej nie będzie 😉 Ale może to i lepiej, bo Jedi w końcu przepadli między innymi przez swoje zasady i przez to, jak bardzo nijak miały się one do rzeczywistości i ludzkiej – czy raczej: organicznej – natury. W niej jest mnóstwo pasji i zapału. Za to mniej cierpliwości.
A skoro Rey ciągnie do ciemności, to Kylo… hm. Nie, nie powiem, że ciągnie go do światła. Jego ciągnie do Rey. Czy to jest zakochanie? No kurde, oby nie, bo jeśli tak, to mam nadzieję, że nikt się we mnie nigdy tak nie zakocha. Serio, on głównie ją szpieguje za pomocą Mocy, obraża ją, grozi jej, a potem jęczy, że „ciemu nie wzięłaś za rączkę? ☹”. A poza Rey – ni cholery, ani promyka. Przynajmniej do momentu. Do momentu, w którym w końcu odzywa się do niego mama.
Ech, Carrie. Straszneś uczyniła pustki w domu naszym. Widać, jak bardzo ten film byłby lepszy, gdybyś nadal była z nami… zresztą, świat jako taki byłby znacznie lepszy, gdyby nadal była w nim Carrie Fisher.
Ale wracając – widać, jak bardzo Ren jest przerośniętym dzieciakiem. Zresztą, to było od zawsze jasne, dlatego zawsze uważałam za błąd, że to Han poleciał na Starkillera, nie Leia. Leia zaciągnęłaby synka do Sokoła choćby za ucho, a on by nawet nie pisnął. Bum – trylogia skończyłaby się na jednym filmie A Ben/Kylo… wiecie, ja rozumiem, że gmeranie w głowie przez Palpatine’a jest widoczną alegorią do choroby psychicznej, a ludzie chorzy psychicznie i z zaburzeniami mają ogromny problem z uznaniem, że są chorzy, a jeszcze większy – z szukaniem dla siebie pomocy. Mnóstwo takich ludzi uważa, że wręcz nie są tej pomocy godni – i to jest chyba przypadek Bena. Ale niestety, nie mogę powiedzieć, że Benowi nikt nie dał szansy. Benek miał szanse. Miał mnóstwo szans. Tylko każdą po kolei odrzucał. Jego zaburzenie miało w tym ogromną rolę, ale gdyby po prostu poszedł do mamy i opowiedział o wszystkim, najlepiej zaraz po zniszczeniu świątyni… chociaż nie, rozumiem. Obwiniał się, że to on tę świątynię zniszczył i zabił Luke’a (swoją drogą, ciekawe, kiedy się dowiedział, że wujek jednak żyje). Ciężko po czymś takim pokazać się rodzinie na oczy. Ale potem przyszedł do niego Han. Potem Rey. Wiele rąk się do niego wyciągnęło. Ale Kylo uparcie trwał przy swoim, do połowy filmu. A samo Bendemption wyszło… no tak sobie, powiedziałabym. Bo powiedzmy sobie szczerze, on może i uświadomił sobie, że źle robił, ale jego głównym motywem była chęć zdobycia dziewczyny.
Za to scena z Hanem – miód. Co do rozważań, czy to naprawdę był Han, czy nie – to jest nieważne. Nieważne też, że tylko Jedi mogą być duchami Mocy. Powiedzmy sobie szczerze, to nie Han potrzebował Mocy, tylko Moc potrzebowała Hana. Han może robić, co mu się rzewnie podoba
Palpek. Palpek się wziął znikąd, znikąd wyczarował popleczników (okej, sekty, organizacje, te rzeczy – niby jakaś podbudowa w książkach jest, jestem w stanie zrozumieć), i znikąd wyczarował CAŁĄ ARMADĘ OBSADZONYCH NISZCZYCIELI. OBSADZONYCH. No nie, tego to nawet ja przełknąć nie mogę. Skąd załoga?! Skąd zasoby?! Skąd aprowizacja?! Kto tym kieruje? Te czerwone zbroje i mundurki się powietrzem żywią? Czy może czystą, skoncentrowaną Ciemną Stroną? Bo pod Najwyższy Porządek nie podlegają – Najwyższy Porządek był dokładnie tak zaskoczony, jak my wszyscy.
Poza Prydem.
Bo Pryde to świnia i zgnije w piekle.
No… no to już doszliśmy do TEGO punktu recenzji 😉
Rudzielec jest, cholera, najlepszy. Jedno spojrzenie na tą twarz i już wiesz, że to on jest szpiegiem. Jeden rzut oka na Pryde’a i Kylo i już wiesz, dlaczego. Ale… zauważyłam, że ludzie w internecie nieco nie łapią, więc może poelaboruję. Najwyższy Porządek to nie Ostateczny Porządek. Hux przysięgał wierność Najwyższemu Porządkowi. Rae i ojciec uczyli go, że Imperium było słabe, za słabe by przetrwać. Że muszą być lepsi od Imperium. A tu nagle jeb! Dostał Imperatorem w twarz i ma się go słuchać, bo mu statki wyczarował? No chyba nie. A może ma słuchać milusiego Kylo, który nadal rzuca się, tłucze statki i dusi załogę? początek spoilera …ale wiecie co? Wedle moich źródeł, a one są dość dobre – słuchał. Hux miał przynajmniej dwie sceny, które zostały wycięte. Z jednej został cytat w Słowniku, z drugiej – jedno ze zdjęć, jak gada z Renami. W pierwszej Pryde miał mu pokazać, na Exegolu (Richard i Domhnall nawet o tym opowiadali, że mieli taką „polową” scenę), Palpatine’a, a Palpatine miał pokazać jemu przyszłych rekrutów do Jeszcze Większej Armii. JEGO Armii, oczywiście, Palpka. I przy okazji wyszło, że wszystko, cały Najwyższy Porządek, baza Starkiller, wszystko, czemu Hux poświęcił całe życie i całe serce – to była tylko irytująca przygrywka. Oni byli Imperatorowi zupełnie niepotrzebni – bo w końcu miał już flotę i ludzi. Sam by się w końcu ujawnił. koniec spoileraWięc Najwyższy Porządek to nie dzieło Palpatine’a. To dzieło Rae. A Palpatine, pod postacią Snoke’a, ordynarnie to dzieło wykradł. Tak, jak teraz okradziono Huxa ze wszystkiego, co miał i w co wierzył.
początek spoilera A w drugiej scenie ten gość, który nie miał już w zasadzie nic – tytuł Wielkiego Marszałka dostał Pryde, którego wzięli z jakiegoś kolejnego Nowhere, w dodatku kolega ojca i macochy (czyli pewnie też się swoje nad młodym Armitagem poznęcał, bo tatko z innymi się nie zadawał), Ren nie daje mu żadnych ważniejszych zadań – może sobie co najwyżej pozwiedzać stacje paliwowe – widać, że oficjalna degradacja zbliża się wielkimi krokami – ten gość poszedł do Rena. I powiedział mu, że słuchaj, Pryde, Palpatine, to jest jedno wielkie oszustwo, zostaliśmy oszukani, uważaj na niego. I co, wedle moich źródeł, zrobił Kylo? To, co Kylo lubi najbardziej – rzucił Huxem o ścianę. Po czym poszedł sobie, mówiąc, żeby się nie spóźnił na spotkanie rady. Gratulujemy, Kylo, naprawdę cudowne zarządzanie personelem, zbliżasz się do Jasnej Strony jak cholera. koniec spoilera
To nie Hux zdradził Najwyższy Porządek. Kylo i Pryde zdradzili Najwyższy Porządek. Hux zrobił wszystko, by go uratować. Albo po prostu miał już po kokardki jednego i drugiego, wiedział, że wiele tu już nie zdziała i chciał po prostu jeszcze, na odchodnym, dokopać Renowi. I to też jest w porządku.
O ile lepszy byłby ten film, gdyby te sceny nie poleciały… chociaż. Ten wątek zrozumiały jest i bez tego.
Jeszcze wracając do niewrażliwych na Moc – kolejny brzydki przekaz. Kylo ma wsparcie rodziców, Moc i wspaniałe dziedzictwo familiarne = walić wyrżnięte osady, tortury, porwania, zabójstwa, bendemption! Finn jest sam, nijak nie miał skąd wziąć przekonania, że Najwyższy Porządek jest be, ale jest wrażliwy, przynajmniej biernie, na Moc – proszę bardzo, jesteś rebeliantem, strzelaj teraz wesoło do kolegów, z którymi się wychowałeś. Hux jest niechcianym przez nikogo ani po Ciemnej, ani po Jasnej Stronie bękartem kucharki, który ma wrażliwość na Moc poniżej zera? No sorry, spadaj, kolego. Nie szkodzi, że swoim raportem w zasadzie ocaliłeś Galaktykę, bo Ruch Oporu wiedział, że trzeba się spiąć i że wrócił Palpek, i zaraz się zrobi gorąco, więc trzeba na gwałt szukać wskazówek. Pa, strzał w nogę na odchodne, żebyś się „przypadkiem” nie zaplątał na naszego Sokoła.
…ale, jeśli mogę podkreślić coś z całą siłą – Hux żyje 😉 Jak zauważył Finster – po trafieniu z blastera człowiek pada, jak stoi. Odświeżyłam sobie dziś „Przebudzenie Mocy” i fakt – pod trafionym szturmowcem po prostu uginają się kolana i pada na hełm. A Huxa odrzuciło na dwa metry. Zupełnie jakby „coś” przejęło energię strzału… coś… jakaś kamizelka blasteroodporna… 😉
Dobrze, co do filmu jeszcze – bardzo bolał mnie brak konsekwencji. Możecie mnie uznać za hipokrytkę, no bo sama jestem pewna, że „zabili go i uciekł” 😉 ale nie wpycha się dwóch „zmartwychwstań” do jednego filmu. Albo Chewie nie żyje, albo C-3PO nie odzyskuje pamięci. Inaczej to już za dużo, widz zupełnie nie odczuwa wagi decyzji bohaterów. Bo przecież zaraz się okaże, że nie, że jednak Kudłaty żyje, a C-3PO ma kopię wszystkich danych w schowku R2. Żeby chociaż musiał je odzyskiwać powoli, ale niee. Umknęło mu kilka godzin z całej akcji. Z czego wynika, że w sumie naprawdę nie ma po co trzymać kciuków za bohaterów. Bo niby wiadomo, że protagoniści nie giną (no chyba, że „Grę o Tron” przerabiamy akurat) – ale jednak dobry pisarz i dobry scenarzysta umie przekonać widza lub czytelnika, że wszyscy zaraz przepadną straszliwą śmiercią i ogryzaj paznokcie, dostawaj zawału z każdą sekundą. Bo warto, bo jest poczucie konfliktu i zagrożenia. Tu nie było. Było przez moment, nad Exegolem, jak Poe mówił, że „jest ich zbyt wielu” i zginął Wexley. Ale… zaraz potem wyskoczył Lando.
Lando, który ma córkę, co potwierdzono też poza ekranem, no cudnie.
Co do Rey Palpatine, muszę, choć bardzo nie chcę, zadać to pytanie – kto przeleciał Imperatora?! Serio, jakoś… wiedziałam, że w Starym Kanonie Palpatine miał kochanki, ale jakoś… ugh.
No i jednak kłóci mi się zakończenie z tym, co starali się przekazać Luke i Leia. Mówili, żeby nie bała się tego, kim jest, żeby nie wstydziła się samej siebie, że jest taka, jaka jest, i jest dobrze… ale w końcu jednak uznała, że bycie Palpatinem to za dużo i lepiej być Skywalkerem. Którym nijak nie jest, chyba że ten pocałunek z Benkiem uznamy za pocałunek ślubny.
O Boże, ten pocałunek, jak to była straszliwie źle poprowadzona scena. Abrams, cholera. Jak bohater ma zaraz umrzeć z wyczerpania, to nie każ mu się tak szczerzyć! Przecież ten chłop wyglądał, jakby mógł góry przenosić, żenić się za godzinę i spłodzić dziesiątkę dzieci. A potem nagle jakby mu kto światło wyłączył. No kurde XD
Ogólnie – no, no nie jest dobrze. I jest to chyba głównie wina wytwórni. Która wyraźnie odczuła czknięcie po Ostatnim Jedi i tym razem chciała zadowolić wszystkich, w rezultacie nie zadowalając prawie nikogo. Widać to też po paskudnym potraktowaniu Rose. Okazało się, że Disney, niestety, słucha fanów. I na żadne „nowatorstwa” już nie ma ochoty po tym hejcie, jaki się wylał po filmie Johnsona. W rezultacie dostaliśmy film „bezpieczny”, który wycofuje się rakiem z niektórych decyzji z poprzedniej części (Poe, który znowu ma regres i zachowuje się jak „flyboy”), w którym ważne postaci nie giną, chyba że akurat muszą (Leia musiała, no bo… wiadomo, Ben musiał, bo życie z piętnem bycia Kylo Renem to jest chyba za dużo do przekazania przez Disneya)… No, rozczarowałam się nieco, powiem.
Com rzekła, rzekłam. A teraz czekam na oficjalnie ożywienie Huxa i innej wersji nie przyjmuję do wiadomości.
-Palpek. Palpek się wziął znikąd, znikąd wyczarował popleczników (okej, sekty, organizacje, te rzeczy – niby jakaś podbudowa w książkach jest, jestem w stanie zrozumieć), i znikąd wyczarował CAŁĄ ARMADĘ OBSADZONYCH NISZCZYCIELI. OBSADZONYCH. No nie, tego to nawet ja przełknąć nie mogę.
Spieszę z pomocą.
Palpek, jako mistrz intrygi, szykował sobie backup floty na wszelki wypadek. I, skoro wyprodukowano 25 tysięcy ISD dla imperium, to spokojnie mogli wyprodukować dodatkowy tysiąc. Ale oficjalnie mówi sie że były ich "setki", więc tysiąca nie było. Powiedzmy 600. Przy wielkości całej produkcji to spokojnie 2.4%, błąd statystyczny, łatwy do przeoczenia. Ot co któryś tam z kolei ISD stocznie w Kuat dostarczały na wybrane miejsce, skąd "odbiorca" transportował je na Exegol. Gdzie je później doposażali w te działa.
Teraz załoga - Xsyston ma 30 tysięcy załogi. Mnożymy x 600 niszczycieli. No wydaje się sporo, ale to niecałe 18 milionów. Tak, niecałe - Jedna, planeta, Ziemia, miała w II wojnie światowej około 300 milionów ludzi pod bronią. Więc spoko dadzą radę. Nawet jak dołożymy drugie tyle na techników naziemnych i zaplecze. I jedna planeta spokojnie da radę tylu wyżywić.
Nb., na tym tle te nędze kilka milionów klonów na całą galaktykę w PT wygląda strasznie głupio.
Przepraszam że tak na wyrywki odpowiadam, alem czasem limitowany
Co do Rey Palpatine, muszę, choć bardzo nie chcę, zadać to pytanie – kto przeleciał Imperatora?!
Odpowiedź będzie drastyczna, i da się ją streścić do jednego obrazka:
http://www.humoar.com/wp-content/uploads/2015/07/girls-on-instagram.jpg
O chronologię tego wątku nawet się nie pytam.
Tytuł mało oryginalny, ale Budziol już wykorzystał najlepszy (a właściwie najlepszy, gdyby ten film był epizodem Sagi).
Byłem akurat w innym mieście i nie mając nic do roboty postanowiłem to obejrzeć, bo jednak kiedyś trzeba, dla tych którzy dawniej tworzyli prawdziwą Sagę. A jak się obejrzało, wypada też zhejtować zrecenzować.
I muszę pogratulować Abramsowi. Można było zrobić coś gorszego niż TFA, które było rozczarowaniem, bo mogło być dobrym filmem rozpoczynającym dobrą trylogię. Kolejne dwa filmy nie miały szans je naprawić, ale TLJ jak na swoje możliwości było dobre, a przy TROS ósmy sezon GoT to idealne zakończenie serii, ale tak to jest, gdy zamiast porządnego filmu próbuje się połączyć wszystkie sprzeczne ze sobą oczekiwania widzów.
Plusy są, ale głównie detale. Na przykład medal dla Chewbacci, który był najlepszym momentem filmu. Podobno to medal Hana, więc była to nawet logiczna scena. Liczyłem, że Lando będzie ratował film tak jak Han i Luke w poprzednich filmach, ale z taką rolą nie mógł. Pierwsza scena z nim trochę na siłę, ale później było lepiej, więc ogólnie występ na plus. Cieszy też powrót Wedge`a (mogło go być więcej, ale pewnie nie chciał), Han (uznam to za wyobraźnię Bena), Luke (można było wykorzystać go lepiej, ale najważniejsze, że się pojawia), głosy Jedi, scena z Wicketem i cameo Williamsa (którego muzyka oczywiście też zalicza się do plusów). Poe miał lepiej rozwinięty wątek, a Hux zakończony w jedyny sposób, który choć trochę ratuje tę postać. Przede wszystkim chyba wszyscy główni bohaterowie i ich odtwórcy wypadli lepiej niż w TFA. Relację Rey-Kylo ogólnie też bym tu zaliczył. Jestem przeciwnikiem Reylo, ale w takiej ilości jak w filmie zaakceptuję. Gdyby to były epizody to trochę poprawiona taka relacja pomiędzy głównymi bohaterami z jasnej i ciemnej strony by się przydała. Na siłę znalazłbym coś jeszcze, jak ograniczona rola Rose, Charlie Pace przypominający o czasach, gdy Abrams był dobrym reżyserem i scena dla LGBT, która nie wpływa na fabułę.
Najważniejszym minusem są oczywiście wszystkie ich pomysły typu teleportacja nadprzestrzenna na początku (najgorsza scena trylogii na równi z Flying Leią), program Superbroń+ dla każdego niszczyciela, które wzięły się nie wiadomo skąd, ale tak samo siły, które przybyły z Lando i wiele innych absurdów. Ogólnie powrót Palpatine`a oceniam na minus, mogli zrobić to lepiej albo z niego zrezygnować (lub ograniczyć do jakiejś wizji), jako dziadek Rey może być. Najważniejsze, że ani ona ani Kylo nie sprofanowali naszego tytułu. Pryde niby daje radę, ale jednak zmarnowali potencjał postaci. To będzie kontrowersyjne, ale jestem rozczarowany, że Threepio i Artoo przetrwali. Moim zdaniem powinien to być tylko jeden z nich (obojętnie który, ale C-3PO byłoby łatwiej uśmiercić "z honorami" zamiast usunięcia pamięci, bo R2 zostaje tylko zestrzelenie w bitwie, chyba że dostałby większą rolę. Ale umieranie należy do najsłabszych punktów tej trylogii, bo o wiele smutniejsza była (na wszelki wypadek oznaczam spoilery z Mandaloriana) początek spoilera scena samozniszczenia IG-11 niż śmierć Hana, Luke`a czy Lei. O Kuiilu nawet nie wspomnę, bo to jeszcze smutniejsze. koniec spoilera Chciałbym też, żeby ostatecznie rozwiązali kwestię Użytkowników Mocy (uśmiercili wszystkich wrażliwych na nią, a ich następcy jej nie opanowali, przy tylu głupich pomysłach ten też mógłby przejść, może wreszcie wzięliby się za TOR). Jak chcą to potrafią zrobić coś dobrego, ale ta trylogia od nakręcenia TFA była skazana na porażkę i teraz postanowili ją tylko dobić. Chyba jednak źle zrobiłem decydując się to obejrzeć.
W skrócie:
Czy mi się podobało: nie
Czy jestem rozczarowany: nie
Czy obejrzę jeszcze raz: nie planuję
Ale zawsze mogło być gorzej.
Szczerze mówiąc, to myślałem, że po The Last Jedi nie dostanę już niczego gorszego. TROS nie był gorszy. Był zły na innych poziomach. I tak jak nie lubię TLJ, to jeszcze bardziej nie lubię braku konsekwencji. A ten film ewidentnie jest przeprosinami za EP8. I dowodem na to, że ta trylogia albo nie miała żadnego planu albo z tego planu zrezygnowano. Masakra.
Szczerze to jestem tak zrezygnowany przez te trylogię, że nawet nie chce mi się specjalnie rozpisywać. Podpinam te trzy filmy pod jakieś fanfiction. Mam nadzieję, że numerowane Epizody i Skywalkerow zostawi się już w spokoju. Czekam na jakieś filmy dziejące się lata w przód lub wstecz. I na seriale.
Większość moich uwag pokrywa się z tą recką: https://www.youtube.com/watch?v=c9VwjcVhT3c
Ode mnie 3/10. Na pewno nie chce mi się do tego wracać.
Btw, taka refleksja mnie nachodzi - widziałem, że parę osób z tego forum, którym ten film się nie podobał, oceniają go mimo wszystko na 10/10. xD Serio, chciałbym wiedzieć skąd się bierze takie podejście. Wystawianie najwyższej noty za logo SW. Serio? Ja rozumiem, że poziom hejtu na nowe Gwiezdne wojny jest przerażający, ale odpowiedzią nie powinno być ślepe uwielbienie.
Nie wiem skąd 10/10, ale u mnie wszystkie 11 filmów SW ma oceny od powiedzmy 6/10 do 10/10. Bo za każdym razem bawiłem się i tak lepiej niz na większości słabszych blockbusterów, które zwykle oceniam na 4-5/10. I mimo że mnie TROS zawiodło to nie wyobrażam sobie dać mniej niz 7, bo jednak oglądało mi się je lepiej niż AOTC, które powiedzmy oceniam na 6.5.
W ogole oceny numeryczne to szajs
Heh, te 10/10 jest tak samo skrajnie nie na miejscu, jak powiedzmy 1/10. Nie może być przecież aż tak dobrze, lub niedobrze w cenie tego filmu. Subiekywne uwielbienie - bądź nie, bez względu na to, jak faktycznie jest, nie może przesłaniać rzeczywistej wartości oglądanego obrazu.
Wydaje mi się, że oceny w przedziale 4-7 są tu odpowiednie do tego, co zobaczyliśmy. Za całokształt oczywiście, nie robiąc żadnych wyjątków typu, wiecie film oceniam na tyle, ale za obraz to dałbym jeszcze inaczej ...
I też mam podobnie jak piszesz, że rezygnacja jakaś najszła po tej trylogii. Też tak mam, też to przetrawiam, i końca nie widać
A Fallen Order już ma? Gra?
Ma i gra
Jak gra, to niech nie smęci o "rezygnacji"
A gdzież tam ! . Jest "JFO", będzie następne "JFO" , kolejne gry, pyknie się i w Old Republic czasem. Jest Mando, będzie Mando , będzie "High Republic" ... cokolwiek to znaczy , także nie tak, że od razu mam wyj*ane całościowo na SW ... się przetrawi ST, to i przejdzie
Ale nie potraktowałeś czasem serio żartów że każde kinowe aktorskie SW jest 10/10?
Odpowiem za kolegę , Luie napisał, że :
- "widziałem, że parę osób z tego forum, którym ten film się nie podobał"
A zatem, chodzi o opinie post factum, a nie nasze częste żarty w ocenach - przed .
Tak jak tu?
http://www.star-wars.pl/Forum/Temat/23774#767844
Początek był dobry ! , ale później nie dałeś rady i niestety poległeś ...
10/10 ludzie dają dla hecy albo na przekór, żeby "ich było na wierzchu". Natomiast oceny 0,1,2,3/10 wyglądają na zupełnie "na poważnie", ale tak naprawdę są równie niedorzeczne jak te dychy. Chyba, że to też z czystej przekory. 3/10 to moim zdaniem jest coś takiego:
https://www.youtube.com/watch?v=HyophYBP_w4
Klasyka!
Panie, przecież to jest świetne. Kiczem trzeba umieć operować.
Szczerze mówiąc, aż do teraz nie byłam pewna, co właściwie chcę napisać w tej recenzji. Dlatego tak późno. Uprzedzam, że nie zaznaczam spoilerów, bo wszyscy pewnie i tak już widzieli film.
Zacznę od tego, że w kinie „The Rise of Skywalker” bardzo mi podobał. Może dlatego, że podeszłam do niego z maksymalnie pozytywnym nastawieniem, pewnie też dzięki temu, że spotkała mnie ze strony Abramsa masa miłych niespodzianek, ale rzeczywiście film trafił w mój gust. Nie jest to dzieło dla intelektualistów (czy którekolwiek Gwiezdne wojny nim są?), to po prostu bardzo sympatyczny film, który oglądałam z dużą przyjemnością.
Zaczyna się mocno, od razu zostajemy porwani w wir akcji, a ja zawsze lubiłam takie początki, więc zaliczam to na plus. Ogólnie przez cały film tempo jest bardzo ostre, tak że naprawdę dużo się zmieściło w tych dwóch godzinach z hakiem, ale ogląda się to bardzo przyjemnie - szkoda tylko, że nie było trochę czasu na refleksję, ale ta jej namiastka, którą dostaliśmy, też się jakoś sprawdza. Dzięki temu, że co chwilę na ekranie pojawia się jakieś nowe ciekawe miejsce albo wychodzi na jaw kolejna tajemnica, film wciąga i nie pozwala się nudzić.
Kolejna zaleta TROS - moim zdaniem największa - to bohaterowie. Są przesympatyczni. Wszyscy - nawet Hux! - zostali przedstawieni jakoś tak, że naprawdę miło się ich ogląda. Szczególnie Poe w tej części dużo zyskuje i to chyba jego najlepszy występ w całej trylogii. Finn nie błyszczy szczególnie, a jego fryzura po prostu mnie śmieszy, ale miał parę rzeczywiście fajnych scen, więc jego rolę też oceniam pozytywnie. Rey wypada trochę słabiej niż do tej pory, miejscami nawet nijako. Wygląda to tak, jakby przez ten rok rzeczywiście bardzo się zmieniła. Z jednej strony przez większość czasu jest bardziej opanowana i pewna siebie, jak prawdziwa wyszkolona Jedi, ale z drugiej jak za bardzo zbliży się do ciemnej strony, to już idzie na całość. Wydaje mi się też trochę spłycona i niedopracowana, zwłaszcza w ostatnich scenach. Mimo wszystko to ciągle Rey i ciągle ją lubię.
Ja przez chwilę autentycznie myślałam, że ona naprawdę zabiła Chewiego. Serio. Ale potem przyszło mi do głowy, że Abrams wiedziałby, że go za to zhejtują, że nie pozwoliłby sobie na coś takiego. I jak się okazało, miałam rację. To dobrze, bo inaczej byłoby mi po prostu szkoda.
Poszukiwania z udziałem różnych dziwnych przedmiotów? Film spokojnie obszedłby się bez tego, ale nie przeszkadza to jakoś. Powrót Landa? Nawet nie wyszedł tak na siłę, jak się obawiałam. Powrót Palpa? No... W sumie to mam trochę mieszane uczucia. Wiadomo, że naciągany, ale w jakiś sposób saga staje się spóźniejsza, gdy dowiadujemy się, że to on od początku stał za wszystkim. Palpi był tu po to, aby zająć miejsce Snoke`a jako wielkiego złoczyńcy, którego bohaterowie muszą pokonać. Sprawdził się w niej całkiem nieźle, zwłaszcza jak na postać wprowadzoną w ostatnim filmie, i był autentycznie przerażający. Jednak finał sagi mógłby chyba wyglądać nawet ciekawiej, gdyby po prostu dokładnie ukazywał ostateczne rozwiązanie konfliktu między Imperium/Najwyższym Porządkiem a Rebelią/Ruchem Oporu. Trudno, Abrams postawił na epickość i też wyszło to przyzwoicie.
Palpi spełnił w tym filmie jeszcze jedną rolę: dziadka Rey. Ja już w 2016 roku pisałam o takiej możliwości ( https://www.star-wars.pl/Forum/Temat/20193#632677 ), ale później właściwie już nie dopuszczałam do siebie tej teorii na poważnie. Ostateczne mogło to wyjść lepiej. Jednak Abrams zrehabilitował w ten sposób rodziców Rey i za to jestem mu bardzo wdzięczna.
W ogóle bardzo fajnie przedstawiono wątpliwości Rey, jej reakcję na tę wiadomość, mroczne pokusy i lęk przed sobą samą. Szczególnie cieszę się, że poruszono ten ostatni problem (uważam, że to dobry i ważny temat i jakoś tak mnie on osobiście porusza). To także jakoś mi wynagradza wszystkie te obszary, na których postać Rey poprowadzono gorzej, niż było można.
Bardzo się też cieszę, że Abrams zostawił połączenie Rey i Bena. I tu już nawet nie chodzi o Reylo, tylko o zwyczajną spójność trylogii.
No ale właśnie... Teraz przejdziemy do najbardziej subiektywnej części recenzji.
Najfajniejsza dla mnie część TROS: nawrócenie Bena. To było jeszcze bardziej uproszczone i zrobione po łebkach niż niektóre moje wyobrażenia sprzed paru lat, a podobało mi się jak nie wiem. W moim przypadku było to oczywiście do przewidzenia, ale na pewno swoje zrobiła też scena z Hanem. I myślę, że nie tylko we mnie wywołała ona silne emocje.
Od tamtej chwili cały wstęp Adama to jest coś pięknego, a sceny po tym, jak już wyczołgał się z tej dziury - miód na moje serce. Tylko po co najgorsza dla mnie część TROS, czyli śmierć Bena? No ale to, co miało miejsce bezpośrednio przedtem, było tak cudowne , że jestem raczej zadowolona niż nie.
Wszystko inne, co należało powiedzieć w tej kwestii, napisali już inni przede mną, więc nie będę ich powtarzać. Dzięki temu tę skrajnie nieobiektywną część recenzji możemy zakończyć szybko.
Babu Frik był spoko, a pomysł z wymazaniem C-3PO pamięci fajny o tyle, że dostarczył materiału na sporo zabawnych żartów. W ogóle humor w tym filmie jest bardzo dobry.
Występ Luke`a oceniam pozytywnie, ale trochę jednak bez sensu, że wuj w ogóle nie odwiedzał Bena. Zupełnie to nie współgra z końcówką TLJ - zwłaszcza że szanse, żeby twórcy kiedykolwiek odnieśli do tego w jakichś źródłach pozafilmowych, są mizerne. Na plus zaliczam za to retrospekcję ze szkolenia Lei. Spodobało mi się, że zasygnalizowano coś takiego w filmie kinowym. Zresztą w tej scenie w ogóle jest dużo ciekawych elementów, które sporo wnoszą.
Skoro już mowa o Lei - wypadła niestety słabo, ale przy możliwościach, jakie mieli twórcy, jest to w pełni zrozumiałe i wybaczalne. Bardzo mi się za to spodobały głosy Jedi na Exegolu, a zwłaszcza Anakin, na którego najbardziej liczyłam.
I jeszcze parę zdań o nowych bohaterkach. Spędziły na ekranie niewiele czasu i z tego powodu nie wypadły jakoś rewelacyjnie - widzieliśmy dużo akcji z ich udziałem, ale nie zdążyliśmy ich zbyt dobrze poznać - jednak pomimo tego da się je lubić. Szkoda natomiast, że tak bardzo ograniczono rolę Rose i nawet słówkiem nie wspomniano o jej uczuciach do Finna. Rozumiem, że rozwiązano tę kwestię w książce, ale w filmie też wypadałoby się do niej odnieść, choćby w jednym dialogu. Z mojego punktu widzenia to drugi największy minus tej części sagi.
No i jeszcze zakończenie wypada słabo. Nie wiem, czy to kwestia braku mojego ulubionego bohatera , ale te sceny były takie nijakie i zupełnie nieporuszające, drętwe. Podobał mi się tylko nowy miecz Rey - jest żółty, czy to znaczy, że Rey trochę odcina się od starego Zakonu Jedi? Za to nieszczególnie mi podoba, że zakopała miecze Lei i Anakina (nie mogła ich zatrzymać i postawić gdzieś na honorowym miejscu? Trochę szkoda, że pozbyła się takich pamiątek). A kiedy pokazali duchy Lei i Luke`a, ruszyło mnie to tylko o tyle, że pomyślałam: „O, Luke i Leia” - i może byłam troszeczkę zawiedziona, że to tylko oni.
Podsumowując: TROS ogląda się superprzyjemnie. Wizualnie i muzycznie jest dobrze, a w porywach nawet bardzo dobrze. Film na pewno nie powala spójnością i logiką, ale zapewnił mi tak potężny ładunek pozytywnych emocji, że mimo tych niedociągnięć i słabego w moim odczuciu zakończenia muszę, po prostu muszę dać 10/10. Gdyby Ben przeżył, byłoby to 10/10 z serduszkiem 💖; gdybym była bardziej obiektywna, pewnie wystawiłabym 9.
KiraSolo napisał:
Palpi spełnił w tym filmie jeszcze jedną rolę: dziadka Rey. Ja już w 2016 roku pisałam o takiej możliwości ( https://www.star-wars.pl/Forum/Temat/20193#632677 ), ale później właściwie już nie dopuszczałam do siebie tej teorii na poważnie.
-----------------------
No i wykrakałaś
Rey Palpatine ma jeszcze tę zaletę, że tłumaczy dlaczego ciągnęło ją do złych chłopców czy wręcz ludobójców choć bardziej pasuje masowych morderców bo nie tylko ludzi mordowali
Gratuluję intuicji i to też pięknie pokazuje jak spójna jest ST, mimo iż na kolanie pisana.
Na początek chciałem się ze wszystkimi przywitać, jako, że jestem nowym użytkownikiem na stronie Co prawda stronę i forum odwiedzam od dawna, ale jakoś wcześniej się nie logowałem. Premiera TROS jednak to zmieniła.
Nie spodziewałem się jakiś cudów po tym filmie, po tym co otrzymaliśmy w dwóch ostatnich epizodach, ale liczyłem na to, że jakoś uda się złożyć tą trylogię w całość i to w miarę możliwości sensownie, zwłaszcza po tym co stało się TLJ. Pozytywem TROS jest to, że jest on dla mnie nieznacznie lepszy od TLJ, ale niewiele. Niestety ilość różnych rzeczy, które gryzą mi się ze światem wykreowanym przez Lucasa jest zbyt duża. Dla mnie nowa trylogia zaburza świat Gwiezdnych Wojen wykreowany przez tak wiele lat. O ile TFA było dość ostrożne w tym temacie, tak dwie ostatnie części poszły na całość. Niestety ja tego przełknąć nie mogę, dlatego wracam osobiście do starego kanonu, a nowy zaczynam traktować jako legendy. Przyznam szczerze, że dzięki temu, że czytałem spoilery (które pokryły się prawie w 100%) było mi łatwiej znieść to co zobaczyłem na ekranie.
Od początku byłem sceptyczny co do powrotu Palpatine`a, ale skoro już się pojawił do miałem nadzieję, że wywoła u mnie duże emocje i dostaniemy wyjaśnienie jak przeżył. Jednak "nadzieja matką głupich". Dopowiedzmy sobie sami. Ale pomijając jego cudowny powrót, ja nie zdążyłem się nacieszyć imperatorem, dla mnie został on tu wręcz strasznie ośmieszony. Powstał tylko na chwilę, by zginąć w żałosny sposób. Naprawdę scena kiedy Rey uśmierca Palpatine`a wywołuje u mnie olbrzymie zażenowanie i zniesmaczenie. Naprawdę nie dało się wymyślić lepszej sceny/walki/pomysłu?
W tym momencie mogło mi się wydawać, że najbardziej żenująca scena jest już za mną. Nic bardziej mylnego, za chwilę otrzymujemy coś co przebija śmierć Padme z powodu "braku sensu do życia". Pojawienie się Bena, wskrzeszenie Rey, pocałunek, a potem śmierć Bena to scena, po której zadawałem sobie pytanie, co kto brał, że wpadł na taki pomysł. Nie wiadomo czy śmiać się z tego czy płakać.
Zanim obejrzałem film naczytałem się wiele, że również ostatnia scena wywołuje spory "śmiech" wśród fanów. O dziwo muszę przyznać, że mnie to akurat nie ruszyło. Scena z mieczami dobra, a jedyne co rzeczywiście jest kontrowersyjne to mianowanie się przez Rey Skywalkerówną, ale to już pół biedy w porównaniu z innymi rzeczami.
Zacząłem jednak od końca, a jest parę innych rzeczy na które również muszę zwrócić uwagę. Nie ukrywam, że bardzo rozczarowała mnie finałowa walka obu flot na Exogol. Liczyłem na spektakularne widowisko, a dostałem coś co kompletnie nie zapadnie mi specjalnie w pamięć.
Duże kontrowersje wywołuje u mnie też to leczenie ran przez Rey. Ja wiem, że w uniwersum nie raz słyszeliśmy, że Jedi mieli zdolności uzdrawiania. Jednak w filmach nigdy tego nie uświadczyliśmy i pozostawiło to u mnie mimo wszystko lekki niesmak.
Nie mogę oczywiście zapomnieć też o tej więzi między Rey, a Kylo. Sorry, ale nie kupuję tego, choć zdaję sobie sprawę, że zapoczątkował to Johnson. Obie osoby w innych miejscach, a oni walczą między sobą, gdzie? W myślach? I jeszcze to zrywanie naszyjnika, czy podawanie w ten sposób miecza. No nie klei mi się to.
Cała akcja z tym przeprogramowaniem C3PO też dla mnie bardzo na siłę, mogło się bez tego obyć. Poza tym to przyciąganie transportowca przez Rey, pomysł na Huxa to również coś co ciężko było przełknąć.
Mógłbym się jeszcze wiele rzeczy przyczepić, ale te ruszyły mnie najbardziej. Olbrzymim rozczarowaniem po raz kolejny była dla mnie muzyka Williamsa, niestety ale wygląda, że chyba najlepsze lata ma za sobą. Z całej trylogii jedynym utworem, który wpadł mi w ucho był ten kiedy Rey odszukała Luke`a w TFA. Poza tym, słabo. Nie umywa się to do epizodów 1-6.
Ale żeby nie było, że nie ma żadnych plusów. Jeśli ktoś wyłączy całkowicie myślenie, zapomni o epizodach 1-6, o tym czy to wszytko ma sens i logikę, to można przy tym filmie się dobrze bawić. Dlatego za drugim razem, gdy już pogodziłem się z tym co tu ujrzę, oglądało mi się to o wiele lepiej. Niestety co chwilę pojawia się w głowie taka lampka ostrzegawcza: "przecież to się nijak nie zgrywa z resztą sagi".
Bardzo dobrze skompilowane sceny z Leią, walka między nią, a Lukiem we wspomnieniach, wywołała u mnie poruszenie. Jak również ta wstawka z Ewokami, czego bym się nigdy nie spodziewał. Przyzwoity Lando jak i parę innych sentymentalnych scen, wywoływało przyjemne uczucie. Jednak to trochę za mało. Pewnie o niektórych scenach w tym momencie na szybko zapomniałem.
Ogólnie nie spodziewałem się, że finalnie dla mnie TFA okaże się najlepszym epizodem sequeli. Za TROS mogę co najwyżej dać 5/10. Ja za Gwiezdne Wojny od Disneya już podziękuję. To nie moja bajka. Zapewne nowe filmy obejrzę z ciekawości, bo może trafi się taka perełka jak Łotr 1, ale ogólnie w większości niczego specjalnego się już nie spodziewam. Szkoda, bo zmarnowali olbrzymi potencjał i przykro mi się patrzy jak rozmieniana jest ta wielka saga na drobne. Cieszę się jednak, że są osoby, którym się nowe Gwiezdne Wojny podobają, zawsze to jakieś pocieszenie
Można to uznać za ostateczny głos w dyskusji;
jak ktoś sobie znajdzie wolne 2 godzinki w środku tygodnia
https://www.youtube.com/watch?v=0528-TlRODI
#MacMuffin
Kurz pobitewny opadł jak ISD na Exegol, więc i reckę czas zacząć;
Scenariusz, reżyseria, fabuła 5/10
Pierwszy seans, tak do wielkiego finału w nowym domku Palpiego, odebrałem na plus. Zapewne był to efekt całej masy nostalgicznych nawiązań, dobrego tempa akcji, całkiem fajnych dialogów i tego, co jako fan kocham najbardziej, a więc odniesień do odwiecznej rywalizacji między Jedi i Sithami. Ten film posiada ciekawą linię fabularną, chociaż nie sposób przejść obojętnie, obok tych wszystkich głupotek, które z logiką mają tyle wspólnego co moja fryzura z dredami, których nie miałem i już nigdy nie będę miał. Drugi seans, bawił mnie już mniej, gdyż emocje zanotowały mocny spadek, a na chłodno wyłapuje się znacznie lepiej wszystkie niedoskonałości.
Co na plus, to już powyżej zacząłem wymieniać, a teraz kontynuacja. Mimo tego, że scenariusz był pisany po 120 razy do tego epizodu, to nie jest zły. Może nie jest porywający, ale ma w sobie magię SW, ten klimat, który przyciąga. Dla mnie, najważniejszym było, że kontynuuje główny wątek z ósemki, a więc relacje Ray - Kylo. To swoiste przeciąganie liny nadal trwa, chociaż w nowym wydaniu (Abrams). Pochwalić można reżysera i korpo - Disneya, że nie zdecydowali się na odtwórczość filmową (TFA), a poszli trochę na przełaj, głównie przez stare EU, o czym będzie dalej. Snoke wytworem inżynierii genetycznej Sitha? Czemu nie... Kupuję! Jako zaletę wymieniłbym rozchwianie emocjonalne głównej bohaterki, taki dualizm życia, co zrobić, gdy świat się wali, a przeczucia podpowiadają, że dziedzictwo nie jest tym wyśnionym i zamiast kopciuszka wyłoni się zza węgła prawda o mrocznej przeszłości krwi. Nie przeszkadzała mi galopada w pierwszej części filmu. Dużo akcji o różnym charakterze, było OK. Ważne, że film zwalnia tempo od połowy, aby skupić się na głównym motywie. Ten fragment filmu, przypominał mi ROTS. Tam też pierwsze minuty, to nawał akcji, aczkolwiek bez zmiany tylu lokacji.
Wad bardzo dużo. A jeszcze więcej po drugim seansie, gdy człowiek zorientował się, że J.J. z ekipą jadą na sentymencie. Przede wszystkim, ta przełajowość przez stare EU. Dla tych mało obeznanych, zapewne mogło to się wydawać nawet nowe, ale dla mnie jest tu baaardzo dużo elementów wtórnych (Darksaber, Ciemna strona mocy, seria Dziedzictwa mocy, Mroczne Imperium).Sentyment fajny, ale momentami tylko on trzymał mnie przy filmie. Powrót Sidiousa, to przyznanie się do tego, że Snoke był porażką, jako główny szwarc charakter. Nie potrafili wykreować kogoś przekonującego, więc wyciągnęli trupa z reaktora. Film jest za krótki, przez co niedopowiedzenia mnożyły się jak króliki. O dziurach logicznych w fabule, napisano już wiele, więc nie będę się powtarzał. Przytoczę tylko te, które dla mnie były najbardziej jaskrawymi przypadkami; Palpatine, jak się okazało, cierpiał na demencję starczą, bo Ray odesłała dziadziunia w niebyt za pomocą sztuczki na M. Windu. A może Sidious też był nienawistnikiem prequeli i wymazał z pamięci, że brał w nich udział. Po raz kolejny generał przyroda zniszczył wraz z pułkownikiem sprytem wielką machinę wojenną ("koniki" z Endora). No żal wielki było patrzeć na ten cały muppet show. No i krem z rurką na koniec: finał w postaci uśmiercenia Bena i Ray adoptująca się do Skywalkerów. Ze wszystkich możliwych zakończeń, to było najgłupsze. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł za lat X, aby w epizodzie X, duchoplemniki Solo przeprowadziły inwazję na... Oj, lepiej nie płynąć w tę stronę.
Generalnie, jeżeli na końcu J.J. Abrams powraca do sentymentu i zasady kopiuj/wklej, gdy niszczyciele w całej Galaktyce zamieniały się w atomy i złom niczym DS II, to warto było postawić na odkupienie Bena i pełen happy end nowej trylogii. Śmierć tej postaci była kompletnie niezrozumiała, szczególnie w momencie, kiedy Zosia samosia Palpatine uzdrawia na potęgę i bez większych przeszkód, a przypominam, że uzdrowiła Rena po wcześniejszym ciosem miecza. Więc czymże była w tej sytuacji gorączka i przemęczenie młodego Solo, po namiętnym pocałunku?
Postacie i gra aktorska 6/10
Całokształt gry aktorskiej można najkrócej zawrzeć w jednym zdaniu: stara gwardia górą nad młodymi. Driver robił co mógł, chociaż koleżeństwo ciągnęło w dół. Słabiej wypadła Ray, grana przez Ridley. Z duetu Poe – Finn, stawiam na tego drugiego. Ten pierwszy zaminusował u mnie patosową gatką szmatką i modlitwą nad zmarłą Leią. Generał Pryde... Jaki żal, że tak późno i że całkiem nie wyparł Huxa z tej trylogii, byłoby lepiej dla tej serii, gdyby tak się stało. Rycerze Ren, to totalna klapa. Zmarnowana frakcja. Billy De Williams, to kolejny niewykorzystany potencjał, a Anthony Daniels, gestykulacją i mimiką twarzy jako C-3PO, wypadł doskonale na tle słabnącej aktorsko Daisy. Mistrz Ian – majstersztyk, pomimo błędów fabularnych, w jakie wpakowali jego postać scenarzyści.
Pojedynki na miecze świetlne 6/10
Ładnie zaprezentowano nam ten aspekt filmu. Śliczne starcie w ruinach DS II, gdzie Kylo zaimponował unikami w początkowej fazie, potem zakrólowała sceneria, a na jej tle dobrze zaprezentowane cięcia, sztychy i parowanie ciosów przeciwnika. Warto zauważyć, że był to pojedynek wygrany przez Rena i pierwsza porażka Zosi „Ray” Samosi. Żal, że nie zostaliśmy uraczeni pokazem możliwości ze strony rycerzy Ren. Bo za taki, nie uznaję ich ostatniego akordu, w momencie zakończenia żywota z ręki B. Solo.
Pozostałe starcia wyglądały OK, ale bez szału i wyjątkowych ochów, achów.
Muzyka 2/10
Tu pozostanę bezwzględny. Każdy epizod od 1 do 6, zawsze kojarzyłem z charakterystycznym dla niego motywem. Tu, jest jak i w TLJ – bez polotu. Słyszałem tylko to, co poznałem już wcześniej.
Wielka szkoda, bo po każdym epizodzie oczekiwałem czegoś nowego i pozostanę wierny tym oczekiwaniom.
Frakcje i polityka 2/10
Mało tego. Niby pojawienie się Imperatora i narada wierchuszki Najwyższego porządku z jednej strony pokazują, że źli też mają swoje wewnętrzne machinacje, a z drugiej – do decydującej batalii stają nie tylko siły oporników i NR, ale i bandy przemytników, jednakże to tak mało. Dla mnie za mało.
Efekty specjalne 9/10
Bardzo ładne widowisko. Ekipa od „czarnej” roboty, pokazała że na rynku kinematografii wciąż są w światowym czubie speców od magii ekranu. Patrzyłem i zachwycałem się wszystkimi scenami akcji i wykreowanymi lokacjami. Żal, że nie postawiono w scenariuszu, na któryś ze światów z centrum Galaktyki, bo magicy z ILM na bank wycackali by planetkę na wysoki połysk.
Epizod IX, to średnie zakończenie nijakiej trylogii, aczkolwiek z dobrymi momentami. Mam takie przeczucie, że po kilku dekadach będzie to film zapomniany na tle przekopiowanej siódemki i kontrowersyjnej ósemki. Trochę szkoda, ale żadne zabiegi nie zatuszują smutnej prawdy – ten film nosi w sobie brzemię braku wizji na kształt dla tych części. Padł ofiarą niedopracowanej koncepcji Disneya, który potraktował tę markę, jak kolejną wyciskarkę miliardów dolarów. Z sentymentem będę wracał na Exegol i w sumie to wszystko.
Ocena: 5/10
A więc młody Jedi się narodził przed premierą i dopiero teraz moja żona mogła obejrzec TROS. No i parę spostrzeżeń jak odebrała ten film:
- No generalnie to weszła w fazę "oglądam to jako bekę z SW" już od początku. Właściwie od lewitacji Rey
- z latania od Pasaany przez Kijimi na Endor chyba nie zrozumiała wiele
- motyw z daggerem wyśmiała
- najbardziej rozczulił ją C3PO
- najbardziej bawił ją C3PO
- no i oczywiście Palpatine ją też bawił
- stwierdziła, że ona tych wszystkich akcji z rozwalaniem wieżyczek, stacji dowodzenia itp nie rozumie
- jak Kylo powiedział, że Rey Palpatine to kazała mi zastopować, bo musiała to sobie poukładać
- odpowiedziała "Ale że syn Palpatine`a nie miał Mocy, słabo trochę, wstyd"
- "Ale dlaczego Leia umarła?"
- "Co to jest to całe Kijimi?"
- "Ale jak on przeżył? Zamieszał Parszywek i go wskrzesił?" - "Żebyś wiedziała, że coś w tym stylu"
- "No. Dobrze się bawiłam."
Czyli generalnie głupie, ale tak głupie, że aż się dobrze bawiła.
To ostatnie to chyba najważniejsze, bo przecież o dobrą zabawę tu chodzi
I możesz jej,podpowiedzieć, że to tak dopiero za trzecim razem się z grubsza łapie niuanse fabuły.
Ja załapałem wszystko za pierwszym razem, ale przyznam, że trzeba było mieć do tego na blachę ogarnięte częsci 1-8, skupiać się na każdym pojedynczym dialogu i najlepiej znać już pewne nazwy przed seansem.
A teraz oglądałem drugi raz i zauważyłem, że Abrams strasznie śmiesznie zaznaczał mocowrażliwość Finna i przeszłość przemytniczą Poe. Takie sceny strasznie na siłę pt. "O Poe otwarł coś w śmigaczu, spytam go skąd to umie, żeby potem wielki reveal miał sens". Z Finnem w sumie jeszcze lepiej - ten suspens, przerwa, obrót głowy i "To instynkt". Hahahahaha ;D
-ale przyznam, że trzeba było mieć do tego na blachę ogarnięte częsci 1-8, skupiać się na każdym pojedynczym dialogu
Nie no, o ile na TROS całkiem dobrze się bawiłem - choć obejrzałem dwa razy i raczej się nie zapowiada bym w najbliższym czasie do niego wrócił - to jednak film był tak prymitywny pod wieloma względami, że nie doszukiwałbym się tu jakichś ukrytych przesłań ani wymogu skupiania się. To znaczy, jeśli ktoś nie zna starwarsów to dla niego to był pewnie czysty chaos, ale to jednak IX część, więc siłą rzeczy musi po części nawiązywać do poprzednich.
Pisząc o "skupianiu" miałem na myśli to, że dzieje się tak dużo i szybko, akcja goni akcję że za pierwszym razem nie ma szansy na wyłapanie wszystkiego co się widzi na ekranie, po sceny po prostu przelatują.
osiąganie zadowolenia przez redukcję oczekiwań to nie jest dobra metoda. Tak to se możesz ogladać Resident Evil
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę Eustachy, ale na tym polega bycie FANEM
Btw wczoraj miałeś imieniny
Dzięki za pamięć. Bycie fanem polega na oczekiwaniu poziomu.
No, TROS jest trochę bekowy. A jeszcze tak z ciekawości zapytam: żona lubi pozostałe części czy tak nie bardzo?
Im bardziej teraz analizuje ten film, tym widzę, że on po prostu miał tylko dać fanom odp na najważniejsze pytania.
Ciekawą analizę zrobił Yako na Ossusie. Tylko, że to z d... Jak dla mnie zakopanie mieczy oznacza koniec Jedi. I poniekąd realizacje wizji Bena czy tam Kylo. Zapomnijmy o przeszłości.
Jak tak teraz patrzę i jest news że Imperator to klon, to jest oczko do fanów prequeli. Klin powstał, aby Palpatine w razie śmierci mógł działać.
Tylko, że szkoda, że całość tej trylogii nie cofa nas bardziej w przeszłość. Nie ma odniesień do starych nauk Jedi, wspomnień dawnych sithów.
To nie jest film zły. Tylko, że też nie jakiś co wyznacza nowe formy. Pojdziesz, miło spędzisz czas, pójdziesz jeszcze raz czy nawet dwa. Potem obejrzysz na dvd lub poczekasz aż będzie w tv.
I jak chcesz dogodzić wszystkim fanom, to wychodzi potworek dla tych, którym chcesz dogodzić. Ważne jest pochodzenie Rey, ale bez Reylo byśmy się obyli. Tak jak bez Hana.
Trzeba było pozamykać wątki, nie zabierać do ksiązki pochodzenia Janny i juz na ekranie powiedzieć że Lando ma córkę. I ew w książce rozwinąć jak ją stracił, kim była matka. I też niech by ten Fin powiedział Rey co miał powiedzieć.
I jak tak patrzę film niestety stał się zapowiedzią książki. The Last Jedi jest w miarę zgrany, nawet TFA. A tu mamy jedynie zachętę na książkę.
I serio darować sobie dalsze losy Rey. Tu jedynie dopowiedzieć gdzieś całe story. A jeśli cos ma powstawać, to niech to będzie film o starciu mocy, bez całej polityki. Niech jasna i ciemna strona walczą ze sobą gdzies obok nowej republiki.
Ale to i tak bez sensu. Prequele według mnie mają średni sens, sequele w sumie też. Na sequelach się lepiej bawiłem, ale uważam, że części 7,8,9 Lucas powinien robić wtedy co prequele.
Prequele powinny być na samym końcu. bo tam była zgrana historia i było wiadomo co jest ważne i jak ma się skończyć.
„Trzeba było pozamykać wątki, nie zabierać do ksiązki pochodzenia Janny i juz na ekranie powiedzieć że Lando ma córkę. I ew w książce rozwinąć jak ją stracił, kim była matka”
Mogli chociaż Lando dać normalną rodzinę, bez porwanych dzieci
„Ale to i tak bez sensu. Prequele według mnie mają średni sens, sequele w sumie też. Na sequelach się lepiej bawiłem, ale uważam, że części 7,8,9 Lucas powinien robić wtedy co prequele”
Albo krótko po tym jak zrobił prequele.
W Star Wars chyba malo co jest normalne w wątkach rodzinnych.
Nie zrobił, bo była ostra jazda po prequelach. Słusznie zresztą.
Dlatego mogli chociaż tu zrobić wyjątek.
A co do fabuły IX to było dużo rzeczy naciąganych np nikt nie wiedział niby o Exegolu, nie było tej planety na żadnych mapach, a tam co: stumilionowa armia plus jeden Imperator, jego alchemicy, strażnicy, kultusci a nawet Rycerze ren. I jeszcze ten motyw z mini sztylecikiem sithów. Mimo ze bardzo fajne sceny były z tym C3PO i Babu Frikiem jak mówił, ze patrzy ostatni raz na swoich przyjaciół.
Jest wspomniane że Luke tego szukał, czyli czuł że Imperator żyje. Ale to moja myśl po IX epizodzie i słowach Lando.
Klon Imperator powstał zapewne dużo wcześniej. Exegol pewnie był jakąś tajną pracownią, a ta flota.. No tu jest już nie do wyjaśnienia.
Dlatego IX epizod jest za krótki. I też czy nie można było wyjaśnić obecności Palpatina z sensem.... Ale tak to jest, jak sie Azjatom chcesz przypodobać i duchów być nie może.
A Palpatine jako duch mocy ukrywający sie i sterujący Snokiem, byłby dużo ciekawszy. Ja też żałuje, że ta trylogia nie poszła w odkrywanie dalekiej historii.
Ja pamietam przecieki do IX i miał być Palpatine jako ,,duch” który opętał Kylo a pózniej postać graną przez Matta Smitha akolitę/rycerza ren. A jeszcze przedtem Matt Smith miał grać Syna, czego żałuje, ze nie było. Przynajmniej byłoby coś nowego w trylogii, zamiast Sheeva.
Taka sytuacja: siedzę to sobie ja w tę piękną sobotę, robię rzeczy do pracy przy komputerze i piję herbatkę. Brat wbija do pokoju.
Brat: Te, a oni już wyjaśnili co to się stało z Kylo?
Ja: To znaczyyy coo niby mieli wyjaśniać?
B: No on nie zginął.
J: Bo?
B: Leia coś zrobiła, ale nie wiem co. To jest dziwne. Jak nie wyjaśnili to będzie cd.
J: A po co ci ciąg dalszy w ogóle? To jest tak zrobione, że to koniec.
B: Mi po nic, ale jak będą chcieli ciągnąć Skywalkerów to ona do końca nie jest Skywalkerem. Musi mieć potomka.
J: (doceńcie, że miałam cały czas poker fejsa, przynajmniej tak mi się zdaje xD) Ta, nie zauważyłeś, że została na końcu Jedi tak jakby wg starego porządku, a w zasadzie strażnikiem?
B: Taa, bo ty sądzisz, że oni to tak po prostu skończą? Co ty.
J: (chcąc to skończyć) Nie no, pewnie masz rację.
FIN
Nadal nie wiem czego byłam świadkiem.
MATERIAŁ SPONSOROWANY
Kylo powróci, i to nie jako duch, w Star Wars: Clash of Orders®️. Chcesz wiedzieć więcej? Już dziś wykup abonament Ponda+.
Taki mały fan serwis proszę, żeby to nie był klon. Kiszone Snołki w TROS w słoiku to było zbyt wiele dla mnie. Klonersi z Kamino się w grobach przewracają jak oglądali TROS
Jeżeli brat wie jaki masz osobisty stosunek do Kylo i TROS, to po prostu pięknie Cię potrolował.
Na początku pod wpływem emocji i postanowienia, by skupiać się na jasnych stronach filmu, entuzjastycznie wystawiłam TROS-owi 10/10, ale z biegiem czasu coraz więcej widzę rzeczy, które mnie w nim denerwują albo powinny być moim zdaniem zrobione inaczej. Już jakiś czas temu zmieniłam ocenę w statystykach na 9, teraz spuszczam jeszcze na 8. Mam nadzieję, że taka już zostanie i moja sympatia do tego filmu nie osłabnie jeszcze bardziej.
Ja po premierze plasowałem TROS w osobistym rankingu SW, za TFA, ale przed AOTC, TPM i TLJ. Po czasie TROS u mnie spada poniżej TLJ. IX jest tak pocięta, że tego się nie da nawet oglądać, nie prędko raczej obejrzę ten film, a jeśli w ogóle to wyłączę zaraz po scenie Han/Ben.
Miałem podobnie. Po wyjściu z kina byłem całkowicie zachwycony i oczarowany tym, co zobaczyłem, a jedyne, co mi nie pasowało, to brak dokładniejszego wytłumaczenia Snoke`a.
Po jakimś czasie, kiedy entuzjazm osłabł, TROS spadł w moim rankingu na jakieś 7,5/10 -i w moim odczuciu to odpowiednia ocena.
Bo to chyba tak właśnie jest. Za pierwszym razem działa siła zaskoczenia, film trzyma w napięciu i człowiek zastawia się, co za chwilę zobaczy (zwłaszcza, jeśli się nie czytało spoilerów, jak ja). Jest sporo niespodzianek i wszystkie one w pewien sposób podnoszą wyobrażenie widza o filmie. Natomiast za drugim razem ten element zaskoczenia przestaje mieć znaczenie, a wtedy TROS wypada o wiele słabiej.
Inaczej mam z TLJ, który też jest pełen niespodzianek, ale zyskuje u mnie z każdym seansem.
Minął już prawie rok, oglądałem TROS sumarycznie dwa razy, najmniej z wszystkich filmów od Disneya. Czemu? Nawet nie dlatego, że ten film jest dramatycznie zły, bo jak tak patrzę na swoją recenzję ze stycznia to nawet w miarę mi się podobało. Po prostu TROS, niezależnie jakim by było filmem, spowodowało, że sequele jako całość można opisać jako chaos, zmarnowany potencjał i brak jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Nie chce mi się oglądać TROS, bo podczas seansu jest mi smutno, że tak to zostało rozwiązane. Że Resistance Reborn w żadnym stopniu, najmniejszym, nie zostało użyte w E9. Że narracja budowana w TFA i TLJ została zupełnie porzucona w TROS. Że nie nawiązano absolutnie do niczego z książkowo-komiksowego kanonu. Że świetny wątek Luke`a z TLJ doczekał się w TROS tylko fanserwisowego podnoszenia myśliwca.
No i last but not least, Palpatine.. To nie jest tak, że mi jego powrót zupełnie nie leży. Jakby planowali to od początku, jakby to wszystko się skladało do kupy i możnaby powiedzieć "Nooo tak, teraz to wszystko się klei" to okej, byłbym za. Ale powrót Palpa w napisach początkowych to jest jakaś kpina. I ten tekst Poe "Somehow Palpatine returned" wyjaśnia właściwie jak badziewny był to pomysł. A podłoże byłom Yupe Tashu wierzył, że Palp zyje. Messenger z Battlefronta też na swoj sposób wspieral tą teorię. Zresztą Freed w Alphabecie fajnie to ograł, pokazując, że Imperialni w pewien sposob czczili tego Messengera i mieli wrażenie jakby coś chciał im przekazać, jakby się im przyglądał. Zresztą koncowka Aftermath sugerowała, że Palp miał jakiś większy plan po Endorze. Ale co z tego skoro Abrams nie rozwikłal tej zagadki, po prostu wrzucił go do historii bez kontekstu i bez pomysłu. A powiązanie go z Rey to kolejny z niewybaczalnych błędów, ale już nie chcę mi się tak na ten temat rozpisywać.
Jest jeden plus. Humor. Średnio wyszedł Abramsowi w TFA. Słabo Rianowi w TLJ. A w TROS jest śmiesznie. C3PO ma najlepsze linie dialogowe w historii SW. Babu Frik i Dio (czy jak mu tam) to świetne humorystyczne postacie. Lando pojawiający się w finale robi mega robotę. Poe z latarką - może trochę cringe, ale mnie bawi. Hux tym razem wypadł całkiem zabawnie.
Są też momenty, które mnie radowały i radują. Scena Bena i Hana. Po czasie i po książce o Poe, lubię też hyperspace skipping. Klimat Exegolu. Wjazd floty Landa. Kylo i Rey siłujacy się na statek. Ale to niestety ginie w gąszczu tego co mnie niesmaczy, boli i denerwuje.
przypomniało mi się, że w trakcie kręcenia TESB w brytyjskim insiderze "wyciekła" plota z Pinewood, jakoby Vader miał być ojcem Luka - i choć faktycznie tak było, zostało to "zdementowe" z każdej możliwej strony, że "no była taka koncepja kiedyś tam" i w tym duchu - na tyle skutecznie (ale też, nie było wtedy netu) że w kinach "Luke, I`m your Father" było ogromnym zaskoczeniem.
A tutaj Burger King sobie robi z tego jaja spojlerując ile może, a w Disneyu śpią, kiedy to się roznosi. Jakby ich to w ogóle nie interesowało, że wyciekła fabuła (a to że nie pilnują i mają na to wywalone, też dobrze o nich nie swiadczy)
Mossar napisał:
Ale powrót Palpa w napisach początkowych to jest jakaś kpina. I ten tekst Poe "Somehow Palpatine returned" wyjaśnia właściwie jak badziewny był to pomysł.
-----------------------
Z cyklu "czy dało się ugłaskać wszystkich?", bo JJ Abrams bez dwóch zdań próbował i to jest fakt. Jak tu pójść na kompromis, gdy na drodze stoją fani dwóch różnych spojrzeń na Gwiezdne Wojny? Jedni wychowali się na OT, drudzy na PT, a łączy ich tyle, ile ich dzieli. Wydaje mi się, że TROSka zabolała jednych i drugich. Pierwszych przyzwyczajono, że postawienie się Vadera/Anakina Sidiousowi było najwyższą oznaką poświęcenia, kulminacją sagi. Z kolei tych drugich zabolało, że retconują im równowagę Mocy, że wybraniec to jednak status przydzielany cyklicznie. O ile nie zgadzam się z pierwszymi, bo mimo wszystko, nawrócenie Anakina polegało na odrzuceniu Vadera, sprowadzało się do relacji ojciec - syn, rola Sidiousa była na drugim planie, to jednak prequelowcy mają częściowo rację, Gwiezdne Wojny to już więcej niż jedna trylogia i można nie uznawać jakichś epizodów z osobistych powodów, ale prawda jest taka, że aby odczytać pierwotną wizję, trzeba spojrzeć na nie jako całość. Sequele dały ciała z przynajmniej jednego głównego powodu: ich zadaniem było zbudować most między fanami wszystkich trylogii, skupić się na częściach wspólnych, żeby ta saga się kleiła, a nie bawić się w "i od początku..." Na tym etapie Disney powinien zamykać całą historię, a nie szukać nowych historii. Jeśli tak bardzo im zależało na własnej serii, trzeba było zacząć nową sagę.
Insider napisał:
Z cyklu "czy dało się ugłaskać wszystkich?", bo JJ Abrams bez dwóch zdań próbował i to jest fakt. Jak tu pójść na kompromis, gdy na drodze stoją fani dwóch różnych spojrzeń na Gwiezdne Wojny? Jedni wychowali się na OT, drudzy na PT, a łączy ich tyle, ile ich dzieli.
-----------------------
Upa, a nie próbował. Jedyne co próbował, to zrobić wszystko po swojemu, odcinając się od wszystkiego co mógł, a zwłaszcza TLJ. Plus Terrio który spełniał swoje fanbojskie marzenia.
To nie jest zarzut z mojej strony, raczej ocena sytuacji. JJ współtworzył scenariusz do filmu, więc nie możesz zaprzeczyć, że ten film to nawiązanie na nawiązaniu. Tyle tam mrugania do fanów, że oczy wołają o wizytę u okulisty. Ostatecznie film skończył bez własnego charakteru.
Problemem tego filmu nie jest mruganie
Mossar napisał:
Są też momenty, które mnie radowały i radują.
Kylo i Rey siłujacy się na statek.
-----------------------
Już sama ta scena rywalizacji słabnie kiedy Kylo dodaje, że "I pushed you in the desert, because I needed to see it".
Zupełnie nie mam ochoty, żeby wrócić do tego filmu. Obejrzałem go, jak do tej pory, tylko ten jeden raz, na pokazie przedpremierowym wraz z Krakowskim Fandomem Star Wars. Miałem zaplanowany jeszcze jeden seans, tym razem z kolegą, ale w ostatniej chwili coś mu wypadło, więc z naszej wizyty w kinie nic nie wyszło.
I przyznam, że choć po tym pierwszym oglądnięciu miałem mocno mieszane uczucia, tak później, im więcej czasu mijało od premiery, tym miałem w głowie więcej myśli o tym, jak bardzo scenariusz TROSki został w ostateczności zepsuty.
Hm, w sumie, wyjaśnienie ponownego pojawienia się Palaptine`a może przypominać trochę sprawę powrotu Maula. W jego przypadku też wszystko sprowadziło się do stwierdzenia, iż "jakimś cudem przeżył i powrócił". A jak to zrobił? O, tym niech się martwią autorzy okolicznościowych komiksów i książek. Prawda, panie Filoni?
Chyba że o czymś nie wiem?
W ogóle, jeśli ktoś tu chciał nawiązywać do tradycji Legend, to odrodzony Imperator i kolejne superbronie (dla mnie Starkiller to najgorszy elementy TFA) zdecydowanie nie są najlepszym, co EU miało do zaoferowania.
Wszystkie filmy Disneya, nie licząc TROS, obejrzałem w kinie dwukrotnie. Ale, tak jak pisałem, powtórny seans tego ostatniego nie wzbudza u mnie żadnego entuzjazmu.
Zgodzę się, że humor był całkiem udany, scena z latarką mnie rozśmieszyła. Ale "dokujące" żelazo z TLJ także wywołało w mnie uśmiech.
-A jak to zrobił? O, tym niech się martwią autorzy okolicznościowych komiksów i książek. Prawda, panie Filoni?
Z uporem godnym lepszej sprawy będę prostował (nawet oficer floty Starej republiki ) że decyzje i pomysły w TCW za Lucasa pochodziły od Lucasa. Tak jak ta z rogatym. "Wińmy" rękę, a nie tępe narzędzie.
Ja się złamałem i w końcu kupiłem sobie do domu na BD. Film to dla mnie jedno wielkie rozczarowanie, no ale tak do kolekcji jednak trzeba posiadać. Obejrzałem razem z synem (prawie 7 lat). Moment w którym okazuje się że Rey to wnuczka Palpka. Ja ze skrzywioną miną bym najchętniej przewinął do następnej sceny, a młody oczy jak złotówy, rozdziawiona paszcza i WOW. Nie za bardzo mogę się cieszyć filmem, to chociaż mam radochę z frajdy młodego
Ponad rok po wszystkim mam wrażenie, że ta trylogia im dalej w las, tym brakowało planu. Czy jakby po krzykach po TLJ zdecydowano, że idziemy własną drogą, fani by nie przyszli??? Raczej żadne ryzyko.
Chcesz dogodzić każdemu, to tracisz tych, co nie chcą Reylo, ozdrowień Palpiego [choć to był raczej jakiś jego klon] czy mało wiarygodnego nawrócenia Kylo.
Zarzucono mi, że zły Kylo do końca i ginący z rąk NO, to banał... A to co dostaliśmy to co.. Banał nad banały.
Trochę wysiłku i kto wie. A tak... czy to był epicki koniec?? Nie. Sama Rey jest ciekawa. Natomiast robienie z niej geniusza i wszechmocną zabiła jej ludzkość.
Czy nie można było w TLJ uśmiercić nudnej Lei??? I ew w IX części raz czy dwa mogła się objawić??? A Luke będący do końca trzymałby fabułę.
Czy Lando w IX części jako pomoc dla Poe nie byłby lepszy??? Czy naprawdę ktoś zapomniał o dziedzictwie w tej serii???
A takie skakanie, że raz robimy coś nowego, raz wracamy, po czym znów coś... Czy jakby fani napisali, że weźcie uśmierćcie wszystkich i niech w IX części wejdą nowe postaci, to też by zrobili to...
Brak logiki i takie robienie co ktoś chce. A ostatnia część to takie odwalenie roboty. I zamiast wyjść z kina z uczuciem - wow i łezką w oku, że koniec, wyszedłem zmieszany i myślą - dobrze że koniec.
I na koniec.. Mando 2 sezon niestety z fanserwisem poszedł w tą samą stronę.
No bo widzisz - TLJ w końcu zerwało ze schematami, nadal było dość zachowawcze, ale było powiewem świeżości. Obrażony na świat Luke, reżyser nabijający się ustami bohaterów z pomysłów wcześniejszego, nieco marvelowskie wajby - i drama na całego, że durr zniszczyli mi dzieciństwo. I wygląd na to, że po prostu tym razem twórcy stwierdzili, "dobra elo wrzucamy wszystko co się da jakoś to będzie i hajde ciao lecim dalej ale za parę lat bo na razie to szkoda strzępić na te dramy".
Karaś napisał:
No bo widzisz - TLJ w końcu zerwało ze schematami, nadal było dość zachowawcze,
-----------------------
To zerwało ze schematami czy było zachowawcze?
Karaś napisał:
Obrażony na świat Luke,
-----------------------
Rozumiem, że to miał być przykład tego "powiewu świeżości"? Tylko to nie był powiew świeżości, albowiem Yoda też był obrażony na świat w drugim filmie pierwszej trylogii. Mało tego, jeśli brać pod uwagę prequele to błędy "wielkiego mistrza zakonu" doprowadziły do przejścia najbardziej zdolnego ucznia tego zakonu na stronę przeciwnika, więc ten motyw to największa zrzynka z wcześniejszych sw. Dodatkowo była źle zrealizowana.
Karaś napisał:
reżyser nabijający się ustami bohaterów z pomysłów wcześniejszego
-----------------------
Ciekawi mnie w jaki sposób, naśmiewanie się z poprzednika może być tłumaczone jako dobra rzecz.
Karaś napisał:
nieco marvelowskie wajby
-----------------------
Też mnie dziwi w jaki sposób unifikacja, z innym, gorszym uniwersum jest czymś dobrym.
Karaś napisał:
I wygląd na to, że po prostu tym razem twórcy stwierdzili, "dobra elo wrzucamy wszystko co się da jakoś to będzie i hajde ciao lecim dalej ale za parę lat bo na razie to szkoda strzępić na te dramy".
-----------------------
Skąd pomysł, że JJ-owi zależało na opinii fanów? Wielokrotnie kopiował już elementy z komiksów w swoich filmach, najprawdopodobniej przez brak talentu.
Miałem nie oglądać. Nawet jakoś szczególnie się nie zapierałem. Po prostu po dwóch poprzednich filmach najzwyczajniej w świecie, nie czułem takiej potrzeby. Pierwszy raz w życiu starwarsy były dla mnie kompletnie obojętne. Może rozrysuje kontekst jak doszło do tego, że w końcu to filmidło trafiło przed moje oczy. A więc zaczęło się od tego, że syn doznał delikatnie mówiąc problemów jelitowych i trzeba było przy nim siedzieć, nawadniać go, przebierać i sprawdzać czy nie ustały funkcje życiowe. Jakoś trzeba było sobie ten czas urozmaicić więc padło na leżącą gdzieś w koncie płytkę (nie kupowałem, po prostu mam taką robotę, że co jakiś czas dystrybutorzy wysyłają mi pudła z różnym chłamem). No i jakoś tak od niechcenia włączyłem... I muszę powiedzieć, że przewijanie pieluch z zawartością, której nie chcę opisać oraz oglądanie filmu "Skywalker: Odrodzenie" okazały się doświadczeniami zaskakująco komplementarnymi.
Co sądzę o tym filmie? Podobnie jak w przypadku "Ostatniego Jedi" w sumie to nie wiem jak ubrać niezadowolenie w słowa. Przede wszystkim mam wrażenie, że cała ta trylogia jest posklejana na zasadzie, jak to amerykanie mówią, "duck tape and hope". Drugi film zupełnie nie wynikał z pierwszego, a ten chyba istnieje w kompletnej izolacji od pozostalych. Przyznam, że nie pamiętam już za dobrze o co chodziło w poprzednich, ale nawet z szczątkowymi wspomnieniami widz powinien odnaleźć się w bezpośredniej kontynuacji oraz zamknięciu trylogii oraz, rzekomo, całej sagi. A tutaj? Już na samym początku JEB! Imperator tak naprawdę żyje i jest głównym złolem! Serio? Kiedy to się stało? Czy chociaż raz, w którymś z poprzednich dwóch filmów zostało to zasugerowane? Kompletnie nie wierzę, że ten pomysł istniał wcześniej. Całą ta historia to jest fasada, z którą kryje się twórcza niemoc. Jedyna rzecz, która jako tako zapadła mi w pamięć z Ostatniego Jedi to wątek tamtej sympatycznej Azjatki i szturmowca, miedzy którymi niby rodził się jakiś romans. Urocze. I postaci kupiły mnie od razu. I oczywiście w tym filmie o wszystkim zapomniano. Trzy filmy, wypuszczane co dwa lata i po każdym reset. Czego nie zarzucać Lucasowi, to pomimo braków w talencie, facet konsekwentnie (czasami mniej ) realizował swoją wizję. Naprawdę nie spodziewałem się, że można stworzyć aż tak wymuszony i nieciekawy obraz.
OK, tyle - musiałem z siebie wyrzucić zażenowanie. Podsumowując, aktorzy spoko, muzyka spoko, efekty spoko. Tylko to wszystko zasługiwało na chociaż przyzwoitą fabułę, a nie zlepek scen z generatora.
O, dobrze, że odświeżyłeś wątek. Dawno nie oglądałem TROS, więc najwyższy czas znowu zanurzyć się w tym wspaniałym świecie STAR WARS
U mnie TROS jest akurat znacznie wyżej niż TFA i TLJ razem wzięte. Hierarchia SW Disneya wygląda tak:
SOLO>R1>TROS>TLJ>TFA
Ale nawet najsłabsze TFA ma świetne momenty i miło wspominam
Oczywiście >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
- "I muszę powiedzieć, że przewijanie pieluch z zawartością, której nie chcę opisać oraz oglądanie filmu "Skywalker: Odrodzenie" okazały się doświadczeniami zaskakująco komplementarnymi." ... , to porównanie jest niestety, ale dobitnie pasujące
Echh, szkoda, że tyle czasu już minęło, a wciąż te sikłele nie chcą odejść w zapomnienie. Aktorzy byli spoko, muzyka spoko i efekty były spoko. A wyłożyli się na fabule.
Te braki w fabule możnaby jeszcze przykryć jakimś przyzwoitym dialogiem, ale nie. Nie chciało im się. W kluczowych momentach postacie posługują się okrojonym słownictwem z przedszkola.
No, to też.
Ja w ogóle miałem wrażenie, że dialogi pisane były na kolanie. O ile w TFA moim zdaniem było świetnie i fajnie żarło na ekranie, u Rajana jeszcze dało radę pominąwszy te głupoty, które podobno miały być śmieszne. Ale w TROSie to się posypało okrutnie. No, ale skoro fabularnie leżało, to czego tu od dialogów wymagać
To jest najgorsze, że wszyscy zdali egzamin z wyróżnieniem - montażyści, scenografowie, dźwiękowcy, graficy, aktorzy - istna RZESZA kompetentnych osób ...
Tylko scenarzyści wszystko spartolili - aczkolwiek tu odpowiedzialność rozmienia się na drobne, bo do końca nie wiadomo, kto był osobą decyzyjną i kto np. zatwierdził VIII epizod a kto przyklepał niektóre decyzje artystyczne w IX - skoro nawet reżyser miał mało do powiedzenia.
Mi sequele przypominają jakieś streszczenie EU w krzywym zwierciadle - taki miks Dark Empire z Krzystałową Gwiazdą.
Zawartość TROS-ki to spełnienie żądań fanów z reddita itp. miejsc. Abrams postanowił wszystkim zrobić dobrze.
Finn, więcej Finna, Jedi Finn - odfajkowane
Zabić Benka - zabity
Rey musi być potomkinią kogoś znanego - proszę bardzo
Rey musi trenować - no to trenuje
Rose brzydka, a Finn powinien mieć białą, ładną dziewczynę - Rose wycięto
Musi być prawdziwy pojedynek na miecze - jest, co prawda fabularnie bez sensu, ale za to jaaaaka scenografia...
Ostatni Jedi i Rian fuj - no to odwołujemy i udajemy, że nie było
Chcemy ducha Luka - jest i duch, w dodatku gada odwrotnie niż w poprzednim odcinku
Ma być Skywalker - mianujemy Rey, z braku innych kandydatów (bo wcześniej wszystkich zabiliśmy)
Chcemy Reylo - no, to jest, 10 sekund
Reylo głupie - więc po 10 sekundach jest po wszystkim
Ma być trójka - jest trójka, co prawda quest nie ma sensu, ale trójka zajefajna.
Lando, gdzie Lando - jest i Lando
Holdo to zła kobieta była - zdyskredytujmy ją jednym zdaniem...
itd, itp.
Problem w tym, że fani wcale nie muszą mieć zawsze dobrych pomysłów, pasujących do fabuły, a w dodatku te pomysły często są sprzeczne. Zaiste jest to wybitny przykład braku kreatywności i umiejętności skonstruowania fabuły.
Za każdym razem jak słyszę, że zależało mu na tych filmach jak na własnym dziecku to po prostu łapię się za głowę. Wiadomo, że fabuła jego obu filmów była podyktowana czystym zyskiem. Byleby ściągnąć jak najwięcej gawiedzi, a co później powiedzą to traktuje tylko wymijającym "Mają prawo. Ja to szanuję w 100%." i umywa ręce.
Jeszcze żeby mu się udało zadowolić ludzi.
Ale efekt jest odwrotny, udało się zjednoczyć skłóconych fanów w nielubieniu TROS. Każdy dostał ćwierć ciastka (czyli pożądanego przez siebie motywu) zamiast całego, pogrążonego w niestrawnym sosie pozbawionej sensu fabuły.
Bo ostatecznie motyw wyszedł taki, że Palp dokonał z sukcesem ostatecznej zemsty na Skywalkerach, pozbywając się wszystkich, a przeżyła tylko jego krew. Czyli ostatecznie w jakimś sensie wygrał. Super podsumowanie sagi.
Jakie znaczenie może mieć krew Palpatina? Rey miałą po nim odziedziczyć jakąś deformację midichlorianów czy co? Wykończyłą dziadziusia ( przynajmniej na tę chwilę), wyparła się całej jego spuścizny i aby to dobitnie ośwadczyć ubi et orbi przyjełą nazwisko Skywalker pozostając po jasnej stronie mocy. Podejrzewam, że przez wszystkie próbówki z Palpatinami, poukrywane gdzieś w całej Galaktyce, przebiegł krzyk wściekłości. Cała ta trylogia była strasznie kaszaniasta, choć dla mnie z zupełnie innych powodów niż np. dla ciebie, bądźmy jednak sprawiedliwi.
klasyczne znaczenie ma. wygrywa ten ród, który przetrwał.
Klasysyczne nic nie znaczy, bo wszyscy są przegrani
Palpior przegrał, bo umrzył i nikt go już nie wskrzesi. Ród nie przetrwa, bo raz, że Rey się wyparła, a dwa, że potomków z tego ciasta to nie będzie
Zakon się nie odrodzi, bo nie ma komu budować skoro Reyówna na pustynie wróciła z taką chęcią. Poza tym, nawet gdyby i chciała, to z piasku bicza nie ukręci przecie.
First Order przegrał, ale czy La Resistance wygrało ?. Owszem, rozbito flotę Palpiora, ale czy Republika może czuć się już pewnie ?. Finał powinien dawać pewność, że oto najszedł koniec końców, i wreszcei zapanuje porządek, ostateczny.
A zamiast tego mamy la burdello, którego przez następną dekadę nia ogarną. Marne jakieś to zwycięstwo
Dostrzegam tu motyw, że ród Skywalkerów, mając od początku przerąbane nie zdołał się wygrzebać i wszyscy jego członkowie tragiczne zginęli walcząc ze złem w postaci Palpa. Który to Palp chciał się dodatkowo osobiście na nich zemścić psując i zabijając Benka, za to że Anakin zdradził i popsuł Palpowi szyki.
Oczywiście, nie wierzę, że Terrio z Abramsem zrobili to celowo, raczej samo im wyszło. W jakiś sposób.
Widzisz, rzecz w tym, że to nie powinna być kwestia niepewna, dyskusyjna i wątpliwa. Pierwsza trylogia miała jednoznacznie pozytywne zakończenie i tak powinno być to zrobione i tym razem. Jeśli duża część fanów wychodzi z kina z poczuciem, że saga źle się skończyła, i nie mając ochoty oglądać jeszcze raz, to coś tu poszło mocno źle.
No ale dlaczego kwestia Rey jest wątpliwa? Przecież na litość, w całej sadze nie ma mowy o żadnych wielkich rodach mocy, a jedynie Skywalkerowie byli takim wybrykiem, gdzie midichloriany były dziedziczne. To, że Rey pochodziła od kogoś tam było imho idiotycznym pomysłem, ale to nie zmienia faktu, że to ona zdecydowała po której stronie stanąć i co dalej robić, a nie jakieś tam rodzinne dziedzictwa. Nie będę się kłócić o to, że patrząc z szerszej perspektywy ta końcówka jest ni w kij ni w oko (jak słusznie wypunktował AJ73), chodzi mi jedynie o Rey Palpatine i przyszłość zakonu.
Ogólnie w kulturze motyw walki rodów pojawia się często i w takim wypadku przetrwanie dziedziców jednego i wyginięcie drugiego jest uważane za zwycięstwo tego, który przetrwał.
Ned Stark kopnął w kalendarz, ale na koniec Sansa rządzi w Winterfall, Bran jest królem, a Arya bohaterką, podczas gdy wszystkie dzieci Cersei umarły -> Starkowie są górą.
Zrobienie z Rey wnuczki Palpa wprowadza ten motyw do SW i część ludzi odczytuje to tak, jak przedstawiłam.
Co jest kolejnym aspektem niekompetencji scenarzystów, którzy powinni mieć kontrolę nad całością przekazu i tym, jak ich opowieść może być zrozumiana.
Ujmując rzecz w ten sposób, to masz całkowitą rację. I wielka szkoda, że ludzie wciąż o tych SW gadają, gadają i gadają ale mało kto je chyba uważnie ogląda. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Do głowy by mi nie przyszło aby patrzeć na to w ten sposób, ale ja do 2017 nie miałam nic wspólnego z fandomem, więc u mnie relacja z trylogiami była prosta i klarowna; twórca - widz, bez żadnych mącicieli wody. Niestety Lucas poszedł na emeryturę i z tego co widzę, w ramach bycia fanem SW mam przesrane w życiu.
Jest gorzej,
bo przecież to, że Reyówna będzie dziedziczką Palpiora nie było w ogóle hehe planowane. Ona została Palpatinówną gdy Abrams wpadł na ten pomysł (albo ten koncept mu posunięto bez możliwości odrzucenia, co też jest w sumie możliwe ) na "chwilę przed" kręceniem TROSki.
To jest w ogóle zastanawiające, skąd i czemu akurat w finale ten Palpatine ? ... Czy był to objaw paniki w Disneyu po krytyce jaka spadła na rajanowy epizod, kiedy zorientowali się, że nie mają "kim" robić finału sikłeli ?. Musieli przecież wiedzieć, że ubicie Snołka i przedwczesne odejście Luke`a sprawi, że zrobi im się pustka i nie mając tak naprawdę pomysłu co dalej, staną przed ścianą. A czas nie czeka, i plan systematycznego dostarczania kolejnego z epizodów na gwiazdkę, może im się zwyczajnie sypnąć.
Dwa, skąd w ogóle ta zmiana w podejściu, że oto ma być finał całej sagi ?. Przecież nikt wcześniej o tym nie wspominał ?. Disney nie po to kupił markę, by kończyć ze SW, tylko miał odświeżyć historię dla młodszego pokolenia, i z nowymi bohaterami kontynuować kosmiczną bajkę. A zamiast tego, ni z gruchy ni z pietruchy - koniec. Czego koniec, skoro miał to być dopiero początek nowego w SW ? ...
I trzy, przecież spokojnie można było (nie wskrzeszając licza) z TROSki zrobić całkiem przyzwoity film spinający zgrabnie całe sikłele. Świat był już po dwóch epizodach, i wiadomo już było, że arcydzieła z tego nie będzie. Ale nagle okazało się, że ludzi interesuje co stanie się z Kylo, i w jakim kierunku ta historia się rozwinie ?. Część liczyła na happy ReyLo, część trzymała skostniałe już kciuki, że pójdzie (ten Kajlo) w dark sajdy - choć zupełnie inne niż te Anakinowe, a część pewnie liczyła, że go Hux uciuka, tego Kajlo. No i jeszcze Renowcy ... tak bardzo schrzanieni w finale, echh. A można było, można z tego było zrobić nawet i wstęp pod nowe filmy !. Kurde, taki potencjał na ciekawą historię, i tak spartolono.
Cztery jeszcze , bo zapomniałbym, że całkiem możliwe, kiedy zorientowali się, że to nie Rey a Kylo zaczyna być główną postacią tej historii, to wyciągnięto w panice właśnie tego Palpiora, co by Rey go ubiła i ponownie stała się tą, kim miała być od początku w zamyśle Kachny z DC - Lukiem w spódnicy.
Co oczywiście się nie udało, bo nie mogło się udać, po prostu
To jest jak ze złotą rybką: spełni Twoje życzenia ale tak, że masz przerąbane.
O co by ich nie prosić i na co wskazywać to i tak spaszczą.
cwany-lis napisał:
kto np. zatwierdził VIII epizod a kto przyklepał niektóre decyzje artystyczne w IX - skoro nawet reżyser miał mało do powiedzenia
-----------------------
Ja tylko poproszę o doprecyzowanie - czy to o epizodzie VIII jest oderwane od reszty? Bo pierwsze słyszę żeby reżyser miał mało do powiedzenia w VIII.
(w IX miał zdaje się jednocześnie za dużo i za mało, ale nie chcę iść w dygresje)
Fabuła była niemożliwą do skonstruowania.
Można było, można
Nikt nie wymagał, by przeskoczono fabułą klasyki czy prikłele, ale by to miało jakieś rence i jeszcze nogi.
Taki mały Respawn potrafił fabularnie z "JFO", a takie wielkie "elektroniki" od dekady nie potrafią. W filmowym Disneyu jest podobnie, choć skala dużo większa. Ale podobnie
Teraz jesteś taki mądry bo po Bombelku wiadomo, że trzeba zrobić reset i zacząć od kameralnego. No i Grogu idealnym bohaterem sekłeli jest. Lalka, postać, co nie istnieje przeskoczyła całe to towarzystwo z sekłeli. Zamiana bohatera męskiego na bohaterę żeńską nie kończy się dobrze:
https://www.salon24.pl/u/ryuuk/1156510,007-bedzie-kobieta-czyli-whamen-atakuja
Teraz wszyscy jesteśmy mądrzejsi po tym, co Disnej nawyprawiał w sikłelach
Bombel zaskoczył pozytywnie, fakt. I chyba nawet twórcy serialu tego się nie spodziewali, że taki odzew będzie.
Jednak to, co fajnie ogląda się w serialu, niekoniecznie będzie pasować do głównych filmów, gdzie powinna być wielka kosmiczna przygoda, rozmach, konflikt na skalę galaktyczną, floty szczelające do siebie i dżedaje vd shity na moc i sabery. Tym są filmy Star Wars, i nie da rady inaczej. Kameralnie to moża, ale do spin-offów, albo właśnie do serialu jak w przypadku Mando.
Co do linka, to nie mam problemu z tym, że głównym protagonistą ma być kobieta. Także mnie to rybka, że teraz nowym Bondem będzie (?) kobieta. Nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że by było to mądrze, ciekawie, interesująco i z sensem przede wszystkim napisane.
Pomysł na to, że oto wprowadzamy postać kobiecą tylko po to, by przekreślić wszystko to co było wcześniej, jest z góry skazany na porażkę. Niestety, ponieważ taki kierunek myśleniowo-życzeniowy dzieje się obecnie w filmach, możemy tylko patrzeć na klapę za klapą kolejnej produkcji. No i czekać, kiedy skończą im się pieniądze
Ale trzeba przyznać, że nie potrzebnie wchodzi w cudze buty, zamiast być nowym agentem o innym numerze. Są ich setki, a my ciągle tylko o siódemce ? To samo tyczy się Rey Skywalker...
Potrzebny był okres przejściowy, w którym seriale zarysują nową kontrowersję. Ale zważ, że nie chodzi tu tylko o zastąpienie faceta kobitką ale też o zniszczenie starych bohaterów.
Ja to tak właśnie odebrałem w finale TROSki, z tym niszczeniem
Disney zwyczajnie napisał drugi raz finał Lucasowej sagi. Oczywiście, z wiadomym skutkiem. Nikt przecież nie kupi tego, że Rey from nowhere, za jednym razem pokonała wskrzeszony Senat, któremu nie dał rady cały Jedi Order. Zajęła miejsce Skywalkera, bo tym było symboliczne zakopanie mieczy na Tatooine. I finalnie, jeszcze przejęcie jego nazwiska.
By było jasne, ja lubiłem Rey w TFA, i TLJ. Ale ta dziewucha powinna pisać swoją własną historię, a nie lansować się na czyjejś
Wszyscy praktycznie bohaterowie zostali zeszmaceni. Nawet Leia.
Serducho mi krwawi jak widzę porównania Ostatniego Jedi do Odrodzenia. Po epizodzie 8 stan tej trylogii, moim zdaniem, był cały czas w dobrym porządku. Może 7 i 8 się różniły, ale to wciąż dla mnie była ta sama historia tylko z niespodziewanymi zwrotami akcji. Ostatni Jedi był dobrze poprowadzony, ciekawy, a wątek Luke był odważny, może dla niektórych był to zawód, ale ja ceniłem, że został pociągnięty w taki niestandardowy sposób. Inaczej niz w Legendach. Na swój sposob.
Skywalker: Odrodzenie to już nieporozumienie na tak wielu płaszczyznach. Po tym filmie trylogia już nie ma sensu i nie ma w niej nic co mogłaby przekazać, czym mogłaby przyciągać. Abrams powinien dostać jakąś nagrodę za to jak w crawlu można zniechęcić do filmu połowe fanów. Wjechał crawl, a ja już się rozsiadłem z rezygnacją wiedząc, że nic z tego nie będzie. Jak jeszcze Poe dorzucił "Somehow Palpatine returned" to już w ogóle miałem dość. Palpatine wrócił, dał im 24 godziny (czy ileśtam) właściwie nie wiadomo na co. Jedna decyzja, o powrocie Palpa, pogrzebała tą trylogię. Nie mówię, że Abrams bez Palpa zrobiłby lepszy film, ale to zostało wklejone tak żałośnie, że wszystko inne przy tym blaknie. Choć wielkim sukcesem Abramsa jest to, że mimo cringowego Palpa najbardziej cringowym momentem jest gdy Kylo mówi Rey, że jest wnuczką Palpatine`a. Tona ekspozycji, dziwne dialogi i zero emocji w związku z tym. Chyba bardziej śmiech niż przejęcie.
Jakkolwiek ten film ciągnie Adam Driver i jego Ben Solo. Dobra scena z Hanem, całkiem udane sceny z Rey i wejście na Exegol. Tyle dobrego z mojej strony.
Jackson napisał:
Podobnie jak w przypadku "Ostatniego Jedi" w sumie to nie wiem jak ubrać niezadowolenie w słowa.
-----------------------
Często ludzie nie potrafią wyrazić swych odczuć ,dlatego trzeba badać i dociekać o co im chodzi.
Podobnie jak chory nie powie lekarzowi, co mu jest tylko trzeba zbadać.
Jestem po kolejnym seansie TROS i w sumie nic się nie zmieniło w jego odbiorze, dobrze przetwał próbę czasu. Moje odczucia zgodne są z pierwszymi wrażeniami po kinowej premierze czyli 10/10 ♥
Nie bez znaczenia jest fakt, iż uważam "Dark Empire" za najlepszy komiks SW, inna sprawa że komiksy SW to chłam i na tym tle "Dark Empire" błyszczy, ale co zrobisz, nic nie zrobisz, chyba że masz smykałkę i sam coś narysujesz
Na siłę można się przyczepić do paru rzeczy w TROS, ale większość z nich wynika albo z wcześniejszych błędów typu zły dobór aktorów i nieumiejętne ich prowadzenie, albo z przyczyn od twórców filmu niezależnych jak śmierć Carrie Fisher.
No właśnie, tym razem odczuwałem mocno, iż sceny z Leią są wciśnięte trochę na siłę i niewiele wnoszą - zabiera miecz od Rey, potem oddaje i to w krótkim odstępie czasu, więc wygląda to trochę głupio, łatwo to można sparodiować.
Jednak znając okoliczności, musiałbym być bardzo małostkowym człowieczkiem żeby się tego czepiać, bo sumie nie chciałbym żeby inna aktorka zastąpiła Carrie w TROS, a tym bardziej jakiś CGI potworek jak Luke w Mando
Wciąż zastanawiam się jednak, jaki młot wpadł na pomysł, że Adam "Pan Bulwa" Driver może być synem Harrisona Forda i Carrie Fisher? Abrams to ty?
Równie wiarygodnie wypadłby John Boyega jako Ben Solo. Z taką twarzą "Pan Bulwa" mógłby zagrać syna Snoke`a (jak już musieli koniecznie Adama zatrudnić) i tu mogłaby być ciekawa rywalizacja syn Snoke`a kontra syn Hana, tylko trzeba było zatrudnić kogoś podobnego do Aldena Ehrenreicha, a Drivera odpowiednio ucharakteryzować, tak żeby się ludzie nie brechtali jak ściągnie maskę, i to już ewidentna wina Abramsa, bo Domhnall Gleeson również wypada fatalnie, a skoro taki placek jak Russell Crowe, może z powodzeniem grać gladiatora, to można wszystko, magia kina
Gleeson i Driver to nie są źli aktorzy, widziałem ich w innych produkcjach i wypadają o wiele lepiej, zostali źle pokazani jak Gleeson i źle obsadzenie jak Driver, który wypada najlepiej w niszowych filmach, które jadą na schematach, że jak wyglądasz brzydko to jesteś wrażliwy i masz bogate życie wewnętrzne, w przeciwieństwie do przystojniaków, którzy są płytcy i próżni, ale jak widać takie schematy się sprawdzają i Pan Bulwa się świetnie w nich odnajduje, bo jednak żadne HaDeeRy bajery nie zmienią jego facjaty i tutaj tylko twarde zasady Mando żeby nie ściągać hełmu uratowałyby sytuację.
No nie ma co płakać, był czas żeby się przyzwyczaić tak jak do tego głupiego miecza świetlnego z jelcem.
Aki-Aki dziewczyny i chłopaki
https://zapodaj.net/da3af5a038c3f.jpg.html
"Wciąż zastanawiam się jednak, jaki młot wpadł na pomysł, że Adam "Pan Bulwa" Driver może być synem Harrisona Forda i Carrie Fisher? Abrams to ty? "
Nie, to była pani Kennedy. Nie dalej jak tydzień temu widziałam fragment wywiadu z KK i JJ na temat obsadzenia Adasia w powyższej roli. Tyż uważam że to był niefortunny wybór, ale odwrotnie niż ty. Driver to ciasteczko. Jak myślisz, skąd taki wysyp żeńskich miłośniczek Reylo? Przecież nie dla Daisejówny, a przynajmniej nie tylko.
O! To bardzo ciekawe co piszesz, jeżeli to prawda że KK sugerowała lub miała wpływ na obsadę TFA, no to grubo.
Do tej pory raczej jej broniłem jako słupa Boba Igera, że niewiele miała do gadania, a jedynie jej zadaniem było ściągać na siebie uwagę hejterów.
Jak porównamy casting do OT i PT, to ST wygląda nieciekawie, a porównując do R1 i SOLO, to wręcz dramatycznie źle i to nie tylko główne role, ale przede wszystkim aktorzy drugiego i trzeciego planu. W ST jest taka zbieranina przypadkowych osób, że chyba nikt tego nie kontrolował, a wyglądają jak z zupełnie innej bajki i kompletnie nie pasują do SW.
Co do popularności Pana Bulwy, wśród pewnych kręgów, to mnie wcale nie dziwi. Jak w życiu, gdzie największe branie mają faceci o przeciętnej urodzie.
Większość ludzi jest powiedzmy standardowo ładna, więc jeżeli ktoś się korzystnie wyróżnia, to taka szara myszka myśli sobie: "ja nie dla niego, więc jeżeli się mną interesuje, to najpewniej chce mnie tylko wykorzystać i porzucić". Co innego taki Pan Bulwa: "jestem piękna, będę dla niego skarbem, na pewno mnie nie zostawi i będzie nosił na rękach dziękując Bogu za takie szczęście"
I tu mi się przypomniał wątek LGBT w najnowszych produkcjach, zazwyczaj serialach takich jak Star Trek: Discovery.
Przeważnie takie wątki są realizowanie przez aktorów o kontrowersyjnej urodzie, w przypadku Discovery, facet ma zeza i ogólnie typ albinosa.
Może ładni aktorzy nie chcą takich ról, a brzydcy nie mają wyboru (albo grasz geja, albo nie grasz wcale), albo to celowy przekaz twórców (patrz, jeżeli jesteś brzydki i nikt "normalny" cię nie chce, to masz szansę na miłość w środowisku LGBT), jest jeszcze trzecia opcja iż to są naturszczycy i nikt tu nie gra, po prostu tak jest
Nie podoba mi się ten trend, jak już takie wątki mają się pojawiać, to wolałbym żeby były realizowane przez aktorów o ponad przeciętnej urodzie, albo przynajmniej jakoś w sposób zrównoważony, w serialach SF na które trafiałem można było odnieść wrażenie oglądania kobiety z brodą z cyrku osobliwości rodem z XIX wieku, a może właśnie jest na to zapotrzebowanie, nie wiem.
@ratha-raczek jak znajdziesz ten wywiad KK i JJ na temat obsadzenia Adasia, to wrzuć tutaj, ja jutro wyjeżdżam na urlop, ale jak wrócę to zaglądnę i chętnie poczytam, może zmienię zdanie na temat KK
To był tylko fragment wpleciony w youtubowy filmik o SW, a że już dwa tygodnie jestem sama, to wieczorami oglądam różności. Postaram się jednak to znaleźć.
Co do samego Drivera, to niech cię nie zmyli męski punkt widzenia. Adam jest kawałkiem tortu i basta. Nie jest to co prawda Christensen na którego widok niektóre panie dostawały orgazmu bezinwazyjnego, ale on ma w sobie to COŚ co nie umyka żeńskiej hetero publice. Nie łudź się nawet przez chwilę, że dziewczyny gremialnie wybaczyłyby brzydalowi zabijanie niewinnych ludzi, bezbronnych staruszków i własnego ojca do tego stopnia, że chciałyby związku takiego skurczybyka z główną bohaterką i wymazania win na zasadzie, bo on taki biedny i mu się należy. Przez bite trzy filmy Kylo nie zrobił nic, żeby zasłużyć na rękę księżniczki i królestwo. W życiu różnie bywa i ciężko powiedzieć co ktoś myśli o sobie i swoich szansach, są kobiety o topornej urodzie, którym się wydaje że piękniejszej od nich być nie może, są też bardzo ładne ale z małą wiarą w swoje siły i zostają szarymi myszkami. Magia kina to już zupełnie co innego - on/ona jest przecudnej urody i mój/moja ci ona na zawsze. To gra z zakamarkami własnej fantazji i nie ma to nic wspólnego ze światem rzeczywistym. Że zacytuję ;
" Inna znów dziewczynka była,
A wołali ją Ludmiła.
Mimo dość tłustego cielska
Była bardzo marzycielska.
Często śniło się jej w nocy,
Że ją Rycerz miał w swej mocy.
A ona z wielką ochotą
Uraczyła go swą cnotą.
I z sympatii doń miotała
Duże kształty swego ciała.
Nikt na palcach nie policzy
Ile miała w tym słodyczy.
Jednej nocy, bawiąc wspólnie,
Rycerz czuły był szczególnie.
Ciągle mówił: "Ach, Ludmiło!"
(Niby tak się to jej śniło.)
Wciąż mężniej sobie poczynał,
Aż łóżko wpadło w urynał.
Oto jak nas, biednych ludzi,
Rzeczywistość ze snu budzi. "
Ot, ludzka natura.
A co do "brzydkich" grających gejów, to wydaje mi się, że po pierwsze, w związku z rewolucyjnymi nastrojami korpo zwyczajnie dokonuje wszelkiego rodzaju pinkwashingów. Skoro coraz częściej wytykano im (i słusznie) kreowanie w filmach bądź co bądź dla dzieci nierealnych kanonów urody, to oni teraz dwoją się i troją żeby to jakoś "odpokutować". Co moim zdaniem nie bardzo przejdzie. Po drugie, fakty są takie, że cis heteryków jest zdecydowanie więcej niż osób LGBTQ i nie wszyscy oni, delikatnie mówiąc, charakteryzują się postawą głębszego zrozumienia wobec odmienności. Może się mylę, ale coś mi mówi że hetero panie nie byłyby do końca zachwycone, że ten piękny chłopak na ekranie, nie ku nim skłania swe serce. A krociowych zysków nie wyrobi garstka zaangażowanych sojuszników mniejszości. I tak kombinują jak koń pod górę, jakby tu i zadowolić i nie urazić publiczności.
Jak znajdziesz ten fragment to super, nie ma pośpiechu
Że Pan Bulwa może być ciachem, to wierzę na słowo, na podobnej zasadzie również zapewne i Danny Trejo, ale jak sama zauważyłaś "Nie jest to co prawda Christensen" czyli jest jednak jakiś konsensus. Utarło się w społeczeństwie że duże odstające uszy czy nos nie są pożądane:
https://paczaizm.pl/content/wp-content/uploads/zdjecie-profilowe-w-dowodzie-adam-driver-kylo-ren-star-wars.jpg
https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRkpekkLr5iTVhAEYCerxSm7fBMWusyQ5ZSgQmVTl6tKPxfcgixXEKNcpFP0xj_jQwEOZo&usqp=CAU
Skąd to się wzięło, nie wnikam, faktem jest że niektórzy ludzie poddają się operacjom plastycznym własnie z powodu odstających uszu czy dużego nosa.
Więc to nie jest mój wymysł, czy męski punkt widzenia.
Czy słusznie robią to już inna sprawa.
Co do reszty o tej niskiej samoocenie lub wysokim mniemaniu o sobie, to się zgadzam, choć zapewne lepiej sobie radzą w życiu osoby, które się rozpychają łokciami.
Zdjęcie po prawej w pierwszym linku, wyfotoszopował jakiś złośliwiec. Nie zauważyłeś? Wpisz w wyszukiwarkę frazę "Adam Driver en face" i zobaczysz, że jak mu zasłonić te uszyska włosami i przypudrować nosek, tak jak to zrobili w filmach, to zupełnie inny człowiek. Oprócz tego liczy się też postura aktora, głos, kostium i ujęcia. W Sequelach zrobili z niego sex bombę i to nie jest tylko moje zdanie. Ileż ja się w netach naczytałam peanów na temat Kylo Rena, to głowa mała. Nawet o jego klacie w rajtkach, co faktycznie trąci brakiem zmysłu estetycznego.
Próbowałam odszukać cały wywiad, ale znalazłam tylko ten fragment
https://www.youtube.com/watch?v=SyG5Fb6nz54
Nie pomoże ci ustalić jaką rolę pełni KK w Disneyu, tak czy siak, Abrams dostał Drivera w teczce.
Mam nadzieję, że wakacje były udane.
Dziewczętom tak się on nie podoba, że aż zakładają tego typu konta: https://twitter.com/AdamDriverFiles (HAL - nie klikaj w to).
25 tysi folowersów w skali światowej, niespecjalnie coś urywa. W myśl zasady "każda potwora znajdzie swego amatora" 😀
Dziękuje za link do YT
Przyznaję się, że nie zauważyłem manipulacji przy tym żarcie złośliwca - raz że się nie przyglądałem, dwa że widziałem gorsze fotki Adama, więc to kwestia odpowiedniego zestawienia
Inna sprawa, że Kylo Ren nawet w hełmie mi się nie podoba - wzornictwo denne, jakieś ozdoby, które kojarzą się z ruskim dresiarzem lub amerykańskim raperem (trzy paski Adidasa), brakuje tylko łańcucha na szyi
Że są panny. które na to lecą, to mnie nie dziwi - koleś to psychol, trudno, nikt nie jest doskonały, ważne żeby kasa była ha ha ha
Ciebie o to nie podejrzewam - żeby było jasne
W sumie fajnie, że Disney zatrudnia aktorów, którzy nie mają klasycznej urody, ale dlaczego do roli zwyrodnialców, czy Adam nie mógł grać kogoś dobrego jak w OT Yoda
Co do włosów, to był czas (druga połowa XX wieku), że i HAL 9000 nosił włosy
https://zapodaj.net/26877de3a56e1.jpg.html
Pozdrawiam
Hełm jak hełm, może być, gorzej jest, kiedy trafia się postać, której nie lubisz. Nie w sensie moralnym (że tak powiem), tylko tak zwyczajnie; patrzysz na gościa i czujesz, że masz ochotę własną piętę żuć z irytacji. Nigdy mi się to jeszcze w GW nie przydarzyło, a tu masz - Kylo Ren. W kolejce do kasy bym z typem nie zdzierżyła, a co dopiero oglądać go na ekranie. Ach Dżordżu, czemu odszedłeś w siną dal
Yoda w PT też był kimś dobrym.
Ładny dzieciaczek, jak nic mógłbyś robić za Anakina w TPM, chociaż fryzurka bardziej na Luke`a. Ja w tym wieku miałam grzywę na Conana.
Grzywa Conana to już poważna sprawa ha ha
https://d-tm.ppstatic.pl/kadry/80/b7/dd931574cca9163f6be18e6b81f1.1000.jpg
Czy Yoda w PT był kimś dobrym? Powiedzmy że tak
No szkoda że Dżordżu odszedł w siną dal, zobaczyć jego wersję Epizodu VII chciałbym bardzo, nie zdarzy się to jednak już
"Miał przed sobą rosłą, potężnie zbudowaną postać, odzianą w czarny łuskowy półpancerz, wypolerowane nagolenniki i błękitny, stalowy hełm, z którego starczały lśniące bycze rogi. Z okrytych żelazem ramion zwieszał się, łopocząc na wietrze, purpurowy płaszcz. Do spiętego złotą klamrą szerokiego skórzanego pasa przymocowana była pochwa miecza. Pod rogatym hełmem równo przycięta czarna grzywa kontrastowała z płonącymi błękitnymi oczyma."
Jak pani matka mnie strzygli, to ja grzywkę sobie zawsze życzyłam, bo Conan taką miał, a ze Schwarzeneggera to tyłek wołowy był a nie Cymeryjczyk z nagich północnych wzgórz.
Tak, Yoda był dobry w PT. A co, to już dobrzy ludzie mylić się nie mogą?
Cała trylogia jego powinna być, a później mogliby sobie robić czego dusza zapragnie.
Wiem o co chodzi z tą grzywką i cieszę się że Arnold nie miał takiej:
https://zapodaj.net/575e47ab013c2.jpg.html
Mnie akurat jego drewniane aktorstwo pasowało do roli Barbarzyńcy
Tak nawiasem mówiąc o przygodach Cymeryjczyka czytałem tak mniej więcej w okresie gdy powstało zdjęcie które wrzuciłem wcześniej i pamiętam jedynie, że głowy przeciwników potrafił miażdżyć jak melony i nigdy nie zapominał kobiecych kształtów. To nie moja bajka, podobnie jak Wiedźmin i te wszystkie historie ze smokami, czarami i innymi pierdołami
A że George Lucas powinien robić całą ST, to pełna zgoda
Nie to, że ja tych filmów nie lubię, bo lubię, Arnolda też, tyle że on ma za poczciwą gębę do tej roli, a Conan to nie była pozytywna postać. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie tego wagabundę dla którego rozwalić komuś łeb, to jak dla mnie karmelka zjeść. Dodaj do tego mojego osobistego świrka, jeśli chodzi o umiejętność poruszania się aktora. Z każdym jego ruchem było widać, że gościu życie na siłce spędził a wysiłek praktyczny jest mu obcy. Tak samo jak np. Qi`ra w Solo. Od patrzenia na jej walkę z Vosem rozbolały mnie oczy, to już lepiej wypadła Rey u Snoka, ale tylko dlatego że nie kazano Daisy skakać na rękach. Tak na sto procent, to mnie zadowalają chyba tylko wuxie i inne wygibasy w wykonaniu Azjatów, ale skoro oni martial arty mają już w szkole podstawowej, to trudno się dziwić że to tak naturalnie i pięknie wygląda. Wyobrażasz sobie jakby do ról użytkowników mocy dawali tylko takich miśków jak Ray Park? Ludziom by pandolety pospadały
Za George`a
Ale, że Abrams zatrudnił chłopaków z filmu "Raid"
https://youtu.be/SUdbu-kjk9A?t=29
I nie dał im szansy pokazać co potrafią, tego mu nigdy nie zapomnę
"(...) łatwo to można sparodiować."
Ja to w każdej scenie z TRoS mam takie odczucia. ^^
oraz "wygląda to trochę głupio".
-musiałbym być bardzo małostkowym człowieczkiem żeby się tego czepiać
Byłbym małostkowy, gdybym mówił to samo o wszystkich filmach Star Wars, a tak nie jest.
Aha
Tu nie chodzi o zwykłe "Wielka Stopa z kuszą na ekranie. LOL!" tylko o (bez)sens tego, co się dzieje na ekranie.
Najlepszy z najlepszych SW
https://youtu.be/GYaM90YQmqI?t=15
To jest jedynie krótki element komediowy, a ja mówię o całej fabule, (nie)wykorzystaniu postaci i scenach akcji w dziewiątce.
Kolego, karetka już jedzie, tylko wytrzymaj!!
gdzie Twoja recka
Shit, tak długo odwlekałem, że zapomniałem I co ja teraz mogę powiedzieć o tym filmie, co ja z niego pamiętam? Tyle przegrać
Co za różnica, i tak nikt nie będzie oczekiwał że się trzymasz szczegółów
HAL 9000
A co sądzisz o Renie z The Rise of Kylo Ren? Taki by Ci pewnie pasował na villana w ST
Ha, nie wiem co napisać, bo nie wiem co to jest "The Rise of Kylo Ren"
Mogłeś wrzucić jakąś fotkę czy link. To chyba nic oficjalnego, bo nie kojarzę. Zapewne twórczość fanów, albo jakieś porno, ewentualnie komiks, w sumie na jedno wychodzi jeżeli chodzi o poziom, dlatego unikam i nie jestem w temacie
To jest oficjalny komiks o tym jak Ben Solo przechodzi na ciemną stronę.
Tu masz jak wyglada Ren bez maski
https://ovicio.com.br/wp-content/uploads/2020/02/20200205-rise-of-kylo-ren-3-page-3.jpg
https://abload.de/img/rco019_158152785618k0v.jpg
https://i.redd.it/omkq7z6oqm941.jpg
No tak, teraz coś sobie przypominam, musiałem czytać o tym, tutaj na Bastionie.
Co do wyglądu, to niestety te komiksy są obleśne jak większość współczesnych komiksów SW, nawet nie chce mi się robić selekcji, bo mnie normalnie mdli od tych spartolonych kolorów. Podziwiam ludzi którzy to kupują, choć pewnie większość korzysta z pirackich ripów, więc może nakładają jakieś filtry, żeby nie zwymiotować. Sam kiedyś coś przez chwilę próbowałem zrobić zwykłą korektą na Windows 10, bo czasami widać że niektóre miały całkiem zjadliwe rysunki i normalnie szkoda ich było, ale dałem sobie spokój, ehh... gdyby chociaż można było zamówić wersje pozbawione kolorów.
Znalazłem kilka kadrów:
https://zapodaj.net/3311bd4ce9638.jpg.html
https://zapodaj.net/084f2b4bcedec.jpg.html
https://zapodaj.net/9520a0120ad56.jpg.html
https://zapodaj.net/bff216f7f045a.jpg.html
https://zapodaj.net/622d2db87f822.jpg.html
Robiłem to na szybko, na kolanie, więc gdyby ktoś się nad tym pochylił z profesjonalnym oprogramowaniem itd. to myślę że wiele komiksów można by uratować, ale cóż, jest jak jest.
Najbardziej podoba mi się ta czarno-biała strona.
I co Hal, byś widział takiego Rena jako złoczyńcę w ST zamiast Kylo?
On ma podobno pojawić się w nowym komiksie crimson regin
https://www.starwarsnewsnet.com/wp-content/uploads/2021/08/stwcrimsonr2021001-cummings-1629291527664-scaled.jpg
No i super. Czerń i biel to jest to co tygrysy lubią najbardziej
https://img.myloview.pl/fototapety/tygrys-i-zebra-bez-szwu-desen-ilustracja-400-90759483.jpg
Co do Rena może być, nie chcę też wyjść na jakiegoś psycho-anty-fana Drivera, ja bym chętnie ponad połowę obsady TFA "wymordował":
Fina, Phasmę, Rena, Snoke`a, Huxa itp. Ale co zrobisz, nic nie zrobisz
Choć w finale TFA było blisko: Drań mógł zabić Fina, Rey mogła zatłuc drania, Hux i Phasma mogli zginąć razem w zgniatarce śmieci, a głowa Snoke`a mogła nie wytrzymać wrażeń i eksplodować od środka.
HAPPY END