Odcinek udowadniający, że może być spoko nawet jeśli jest w nim pełno głupot.
+ Akcja była rozegrana bardzo dobrze - sporo się działo i ani razu się nie wynudziłam.
+ Technicy Mattowie, choć jestem nieco zawiedziona, że w odcinku nie padły słowa "kalcynator" i "babeczka".
+/- Tam ewidentnie przejdzie na jasną stronę. I nie wiem, czy mi się to do końca podoba.
+/- Strasznie dużo technicznego żargonu. Znaczy się fakt, buduje to klimacik, ale... ugh.
- Znów cała fabuła odcinka osnuta wokół problemów Kolosa. Co będzie za tydzień? Misja po papier toaletowy czy meilooruny? Serio, dość już, może by tak ruszyć do przodu?
- Bardzo kiepsko scharakteryzowany Hux, sprowadzony właściwie tylko do roli cholerycznego krzykacza. A myślałam, że to Grievous jest tym, który tylko wrzeszczy i pryska (metaforyczną) śliną na wszystkich dookoła.
- Niewykorzystana okazja podpowiedzenia nam czegoś o stanie galaktyki podczas konferencji, z której dowiedzieliśmy się właściwie tylko tyle, że FO walczy z RO. Nic nowego.
- Czy Kazek serio nie mógł bardziej się postarać w kwestii charakteryzacji? Nawet u nas można za pomocą makijażu zmienić się nie do poznania, czemu choć włosów nie zafarbował?
- Malfoy i Tam zostali wysłani po zaopatrzenie, ok. Malfoy naładował całą paletę skrzynek. A potem wracali oboje TIE`em. Gdzie je pomieścili?
? Czemu CB była tak kiepsko pomalowana? Bo przypomnieli mi się "Rebelsi", gdzie Sabine ze swoim magicznym aerografem potrafiła pomalować Choppera w przeciągu minut. Brak artysty na pokładzie?
? To FO nie ma nic przeciwko, by brudni nieludzie pracowali w ich szeregach?