głównie żeby się przekonać na własnej skórze, jaka to straszna ch..nia. No i co się okazuje, nie jest to najgorszy film na świecie, tylko po prostu kolejny bardzo dobry pomysł wrzucony popularnemu, młodemu, "hot" reżyserowi (reżyserce?? ) okulawiony przez nadzór studia. Film na powierzchni przypomina The Watchmen, podobny set-up, grupa superbohaterów zmagających się jakoby z utratą celu, skłóconych wewnętrznie i pozbawionych możliwości realnego wpływu na świat. Różnica pomiędzy Eternals a Watchmen jest taka, że Snyderowi udało się zbudować realistyczną wizję świata na krawędzi zagłady, gnijącego i pozbawionego moralnego kompasu. Snyder bezczelnie podkręca absurd na 110%, dzięki czemu nastrój udziela się widzowi i można jakoś pokonać nudę.
Pani Zhao niestety kompletnie zaniedbuje tzw worldbuilding, niby próbuje koncentrować się na postaciach ale jakoś zupełnie to nie wychodzi. Świat niby ma sugerować nadchodzące straszliwe zagrożenie, ale ten fakt jest tylko raz zasygnalizowany a optem kompletnie zignorowany. Mam wrażenie, że film miał być czymś zupełnie innym, ale go pocięto i przebudowano, wywalono to co mogło nadać "dziełu" ducha, a powstałą pustkę wypełniono słabo nakręconymi i wyreżyserowanymi scenami bijatyk (pani Zhao kompletnie nie wie jak i po co pokazywać przemoc). W swoim rdzeniu jest to jakaś gnostycka historia o zbuntowanych aniołach i niedoskonałym demiurgu zarządzającym niedoskonałym wszechświatem materialnym, gdzie wszystko ma swoją cenę a życie musi istnieć w równowadze ze śmiercią. Kosmologia w ETERNALS wygląda tak, że ów demiurg w celu sprawnego zarządzania rozwojem życia we Wszechświecie stworzył sobie aniołów, którzy byli zbyt doskonali, więc się ich pozbył. A że czarną robotę ktoś musi wykonywać, więc stworzył sobie następnych, tym razem mniej doskonałych którzy na dodatek nie mają pełni wiedzy ani o sobie, ani o Stwórcy, ani o świecie, ani o swoim zadaniu. Życie w kłamstwie oczywiście w końcu prowadzi do buntu kolejnej ekipy.
Tak w założeniu mamy tutaj bombową historię, której chyba studyjni decydenci się przestraszyli (tematy wprost religijne? filozoficzne???? publika nie zrozumie, nie będzie chciała oglądać!!) więc naprędce sklecono coś na tym samym szkielecie, wywalając całe "mięcho" i zastępując je pseudo-progresywnym bełkotem. Wątek ewoluującego Dewianta jest moim zdaniem dowodem na to, że nie bardzo się dało ten film przestawić na inne, bardziej klasycznie marwelowe tory, i mamy mieszankę zupełnie dwóch różnych "bajek". Ewoluujący Dewiant chce coś bohaterom przekazać, jakąś prawdę o świecie i ich w nim roli, ale jego próby komunikacji ponoszą klęskę i dostaje klasyczny wpi...ol, w sumie nie wiadomo za co.
Wstyd, Marvel miał okazję zrobić coś naprawdę fajnego, zostało to koncertowo spieprzone, ingerencję księgowych i specjalistów od targetowania produktu widać jak na dłoni. Moim zdaniem taka niekonsekwencja świadczy o kryzysie "koncepcyjno ideologicznym" w Marvelu. Ogólnie mimo wszystko nie jest to kompletna tragedia, można obejrzeć. Moja ocena 3+.