Widzę, że nic nie pisałem po premierze, chyba bana miałem wtedy. xD
Cóż, film kiepski. Najjaśniejszy punkt to walka w autobusie, coś nowego, fajnie wyszło. Ale oczywiście na koniec zmarnowali okazję, by dać cameo Ant-Mana (a były takie plany), jak spóźniony wbija na zakończoną już akcję.
Spoko był jeszcze Trevor, ale to pomysł Blacka, twórcy Shang-Chi go jedynie przywrócili, no i jego puchaty stworek.
Finał to chyba najgorsza CGI sraczka w historii MCU. Główny bohater ma zero charyzmy, jego koledzy są irytujący, przeciwnicy to idioci (wielki typ żyjący tysiąclecia nabiera się na sztuczkę jakiegoś potwora - xDDD).
Aha, clou filmu - Mandaryn. Żenada, przecież typ był tragiczny, tak kiepskiego złego próżno szukać gdzie indziej. I to miał być niby ten prawdziwy Mandaryn. Beka. Prawdziwym Mandarynem był Killian. Tak powiedział w finale Iron Mana 3 i ja mu wierzę.
Swoją drogą, będąc przy Iron Manie 3... Rany, jak mi brakuje takiego MCU. Przecież to był najbardziej autorski film w tym świecie. No ale reżyserem i scenarzystą była ta sama osoba, z mega własnym stylem, a nie jakiś wyrobnik. Najbliżej powrotu do takiego kina była dwójka Strange`a.
Aha, właśnie, wyrobnik stojący za tym filmem będzie robił kolejną część Avengers - xD