Finster Vater napisał:
Dostaliśmy romansidło klasy C, na dodatek bez szczęśliwego zakończenia (i komu by to przeszkadzało), za to ze zrzynką końcówki TROS-ki, gdzie wzięła i się rozpłynęła i znikła.
-----------------------
No nie, zgadzam się, że film niczym nadzwyczajnym nie jest i rozumiem zarzuty o fabularne głupoty, ale rozwiązanie wątku Jane było zrobione wzorowo, więc proszę nie porównywać tego do starwarsowej abominacji, bo tam nie zgadzało się nic. Zakończenia bez happy endu są dobre, jeśli są dobrze wykonane. Widz musi odczuć katharsis, a to jest związane z daniem bohaterom wyraźnego zamknięcia ich wątków, co się osiąga na różne proste sposoby. No i tragedia musi byż wyraźnie uznana za tragedię. Taika dał im sobie na końcu porozmawiać, wymienić sztampowymi, ale niezbędnymi w tym momencie ily. Thor nie musiał nawet Jane opłakiwać, bo przygarnięcie przez niego Eternity dziecka (swoją drogą jakże udane wplecenie adopcji; porównaj z Rey Fakewalker ) było czymś, czego też chciała Jane, czyli także to pozostałość po niej w jego życiu. A jeszcze żeby widzowi smutno nie było to zostawili oczywistą furtkę dla Jane w scenie po napisach (może i samo dziecko jest furtką, jakby zacząć snuć teorie). Benek nie miał żadnej z tych rzeczy, nawet starwarsowego odpowiednika valhalli. Dodam jeszcze, że mimo, że Jane pełniła w historii Thora dokładnie taką samą rolę, jak Benek w historii Rey, czyli podrzędnej postaci, mającej go rozwinąć, to widać było jej niezależność i samodzielność w podejmowanych decyzjach, jej chęć podążania przede wszystkim za własnymi pragnieniami, obok większego dobra, podczas gdy Benek przeszedł swój xD redemption arc xD jak bezwolna kukła.