Rozważając na temat nowego „Terminatora” trudno nie myśleć o szerszym kontekście, w szczególności trzech poprzednich częściach, które „Mroczne przeznaczenie” w pewien sposób kasuje. Pomijam, że „Genisys” samo już wprowadziło kasowanie. Natomiast jakość nowego filmu chyba najlepiej obrazuje ilość pieniędzy włożona w reklamę, sugerująca wprost, że producenci niezbyt wierzyli w to dzieło. Zresztą sam Cameron też ostatnio się trochę dystansował od tego filmu.
Nie jest aż tak źle, z wyjątkiem tego, że jest to film totalnie niepotrzebny. W wielu miejscach jest kalką, w wielu miejscach jedzie na sentymencie, a przede wszystkim jest remakiem trzeciej części. Dalej będzie trochę spoilerów. Tam mieliśmy Johna już bez Sary, tu mamy Sarę, już bez Johna. Tam pojawiła się nowa bohaterka, równie ważna, jak nie ważniejsza, Kate Brewster, tu mamy Dany. Oba filmy łączą jeszcze dwie istotne rzeczy, dalej powielają fabułę poprzednich dwóch części w sposób dość odtwórczy, i na końcu dochodzimy do momentu, w którym fatalistycznie wiadomo, że przyszłość można zmienić, ale nie da się jej uniknąć. Ale też masa mało istotnych rzeczy, jak choćby wykorzystanie ogniwa, czy nawet działanie niektórych maszyn w fabryce jest wzięta z trójki. „Bunt maszyn” suma sumarum wypada lepiej, także przede wszystkim na niesamowitą końcówkę, której zamiast sugerować coś pokazano zagładę.
I tu dochodzimy do problemów, remake’u. O ile niemogący się odnaleźć John Connor, przynajmniej scenariuszowo miał jakiś konflikt w sobie, o tyle obie panie – Claire Danes jako Kate i Kritianna Loken jako Terminatrix umiejętnie potrafiły zagospodarować czas ekranowy. O tyle w nowym filmie, Grace (czyli Mackenzie Davis) jest przepakowana i raczej nijaka (bliżej jej do roli w „Marsjaninie” gdzie się nie wybijała, niż do tego, co potrafiła pokazać w „Blade Runnerze”), o tyle Natalia Reyes w roli Dani Ramos to już tragedia. Tak na poziomie scenariusza jak i gry aktorskiej, jest po prostu mdła. Do tego dochodzi równie nijaki Gabriel Luna w roli nowego Terminatora. Próbuje grać Roberta Patricka i to widać, tyle, że właśnie, w zestawieniu z oryginałem wypada słabo.
Mamy odtwórczy scenariusz, mamy słabą nową obsadę i właściwie na tym pewnie by się skończyło, gdyby nie Linda Hamilton w roli Sary Connor. Ona kradnie i ratuje ten film. Jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem „Mrocznego przeznaczenia” i faktycznie szkoda, że nie znaleźli dla niej miejsca w „Buncie maszyn”. Tu widać jak bardzo brakowało tam tej postaci. Do tego dochodzi oczywiście Arnold Schwarzenegger, tyle, że niestety ma mało czasu ekranowego. Szkoda. Ograniczony do żartów, bez wchodzenia zbytnio w emocję między bohaterami i od razu zdradzający swój los. Podobało mi się też pewne, chyba niecelowe, nawiązanie do „Ocalenia” z hybrydą / rozszerzeniem.
Natomiast powiedzmy sobie wprost, nie spodziewałem się po tym filmie ani gry aktorskiej na jakimś tam poziomie, ani przemyślanego scenariusza (dziur niestety trochę za dużo), ale przede wszystkim dobrej rozwałki ekranowej. I z tym właśnie też jest różnie. Są sceny bardzo dobre. Są sceny mocno kopiujące poprzednie filmy, jak ciężarówka na autostradzie, albo tym razem zamiast cysterny z benzyną mamy samolot z benzyną. Ale tu znowu mamy dwa problemy, pierwszy to kwestia montażu. Raz sceny są przyśpieszane, raz zwalniane. Brakuje im wizjonerstwa ekranowego (tu czekam na drugiego „Avatara”, Cameron to czuje). Druga rzecz, która jednak dowodzi, że to nie jest dzieło Jamesa Camerona to efekty specjalne. Te są, przeciętne, żeby za dużo nie powiedzieć. Wiedząc jak James przykłada do tego wagę, czuję się tym rozczarowany. One są zwyczajnie niedopracowane i biją miejscami sztucznością.
Podsumowując. Jak ktoś ma czas, może obejrzeć. Ale to jest film na raz. Nie pozostawia niesmaku jak „Genisys”, to plus. Ale też nie pozostawia uczucia, że czegoś tu jeszcze brakuje, jak przede wszystkim „Ocalenie” i w mniejszym stopniu „Bunt maszyn”. Ten niestety niewiele zostawia, był bo był i kończmy tę bajkę. Miło było zobaczyć Sarę Connor i właściwie to tyle, do reszty niestety wracać się nie chcę. Zaś najbardziej żałuję, że „Ocalenie” nie dostało kontynuacji, tam rozpoczęto historię wojny z maszynami, która dawała szansę na pokazanie czegoś nowego w serii. Tymczasem zostaliśmy przy kalce schematu, trzeciej z kolei i drugim reboocie i niestety niepotrzebnym filmie. „Mroczne przeznaczenie” to danie odgrzewane, w dodatku bez smaku, dobrze że choć deser był w cenie.
Więc jak ktoś chce Terminatora, to chyba lepiej wrócić do T1 i T2. A jak za mało to jeszcze T3.