czyli jeden z wokalistów i "twarz" The Prodigy - klasyka i legendy muzyki elektronicznej. Muzyk miał 49 lat i najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Wielka szkoda, mimo że za produkcję muzyki Prodigy odpowiadał głównie Liam Howlett, to jednak Flint był zawsze nieodłącznym, charyzmatycznym elementem składu zespołu i jego duszą.
https://www.bbc.co.uk/news/entertainment-arts-47442312
Kurczę, widziałem to okropne info dzisiaj ... nie wiedziałem tylko jaka przyczyna zgonu, choć przewijało się, że bez udziału "osób trzecich", a więc trochę można było się domyślić 
Nie jestem i nie byłem fanem tego rodzaju muzyki, ale ten album "The Fat Of The Land" zrobił kiedyś piorunujące wrażenie. Szczególnie na wszelkiego rodzaju imprach, właściwie to był czas, że żadna impreza wśród znajomych nie mogła się odbyć bez hiciorów z tej płyty. Co ja tu będę pisał, każdy chyba wie o których utworach mówię ... czysty obłęd i adrenalina na maksa.
Smutne to i przykre, ostatnie odejścia tych znanych, to niestety samobójstwa. Straszna to cena.
Tak jednak wybrał, tak wybrali, nie nam to jednak osądzać. Wielka szkoda.
Szkoda, lubiłem zawsze Prodigy - mieli kapitalne single i wideoklipy:
https://youtu.be/wmin5WkOuPw
https://youtu.be/6_PAHbqq-o4
Samobójstwo, jeśli naprawdę tak było, ciężka sprawa.
Dla mnie pierwsza płyta The Prodigy to absolutne szaleństwo i mistrzostwo świata.
To był świetny frontman, bez niego Prodigy pewnie podzieli los Linkin Parku i Soundgarden. Smutno się patrzy, jak tyle kapel ikonicznych dla lat 90 się wykrusza, szczególnie w tak tragicznych okolicznościach.
Smutno mi też, że już więcej nie zobaczę ich koncertu - tym bardziej, że miałem w planach jeden festiwal z Prodigy w sierpniu. Cholera, to była petarda live.
