No może racja, nie znałem go z tej strony. Ale Gambon imo ogarnął Dumbka, że nie mam zastrzeżeń. Snape Rickmana też 10/10.

Pamiętaj też o genialnym Grifitthsie r woli wujka Vernona i Broadbencie jako Slughorn (jedyny plus ujowej szóstki).

Ależ owszem, napisałaś, tylko wiesz definicja... I właśnie owo "poszerzanie" generuje problemy. Ot taka TROS-ka - damy Senat, bo ludzie lubią. Damy Lando, bo ludzie lubią. I ISD, ludzie je kochają, to wiecie, dużo ich musi być. I Łedżu, bo ludzie mają sentyment. I żeby wybuchła planeta, bo w SW wybuchają planety.

Zresztą, to samo mamy w zwierzętach. Pierwsza część była w miarę, gamoniowaty lecz sympatyczny rudzielec, fajne stworki, pączki. Ale nie, za proste, trzeba dodać Dumbledora, Grindenwalda, Nagini i to pewnie jeszcze nie koniec niespodzianek.

Z tym porównaniem Diuna / Potter to też nie do końca, bo tu przecież przede wszystkim inna jest jakość materiału źródłowego, Herbert to jednak literacko kilka klas wyżej niż Rowling. I ja rozumiem że pomysł, motywacje, inicjatywa - wszystko prawda, ale też i pieniądze, bo za darmo tego nie zrobił.

A co do ostatniego - to to jak to wygląda teraz jest efektem niespolegliwej odmowy współpracy, i braku jakiejkolwiek oznaki canossowości. Co rozumiem, bo gdy się ma sporo monet na koncie, to ma się komfort patrzenia na krytykę z pogardą i obrzydzeniem.

Finster Vater napisał:
Ależ owszem, napisałaś, tylko wiesz definicja... I właśnie owo "poszerzanie" generuje problemy. Ot taka TROS-ka - damy Senat, bo ludzie lubią. Damy Lando, bo ludzie lubią. I ISD, ludzie je kochają, to wiecie, dużo ich musi być. I Łedżu, bo ludzie mają sentyment. I żeby wybuchła planeta, bo w SW wybuchają planety.

No ja nie poradzę nic na to że ktoś jest idiotą i nie zna umiaru w upychaniu rzeczy ;p

Zresztą, to samo mamy w zwierzętach. Pierwsza część była w miarę, gamoniowaty lecz sympatyczny rudzielec, fajne stworki, pączki. Ale nie, za proste, trzeba dodać Dumbledora, Grindenwalda, Nagini i to pewnie jeszcze nie koniec niespodzianek.

Dla mnie pierwsze zwierzęta były nieoglądalne, więc...

Z tym porównaniem Diuna / Potter to też nie do końca, bo tu przecież przede wszystkim inna jest jakość materiału źródłowego, Herbert to jednak literacko kilka klas wyżej niż Rowling. I ja rozumiem że pomysł, motywacje, inicjatywa - wszystko prawda, ale też i pieniądze, bo za darmo tego nie zrobił.

Nie bardzo wiem co ma piernik do wiatraka. Abstrahując od tego że Herbert jest przeceniany bo napisał ledwie przyzwoitą książkę; abstrahując od faktu że z miernego materiału źródłowego można zrobić świetny film (Odyseja Kosmiczna) - to najistotniejsze jest czy twórcy mają inspirację i zapał. Pieniądz jest na efekty specjalne i gaże aktorskie, ale nie jest warunkiem zrobienia świetnego filmu. Najlepsze czasy Doktora Who to te kiedy budżet był mniejszy, bo zmuszał do kreatywności.

-to najistotniejsze jest czy twórcy mają inspirację i zapał.

To jest ważne, przecież nie przeczę i chyba sam jestem (lub może bardziej: byłem) tego dobrym przykładem , ale, vulgo, samą inspiracją i zapałem się nie najesz. Wiec równie ważne jest, żeby za Twoją "inspirację i zapał" ktoś jednak zapłacił, najlepiej przyzwoicie. Zresztą, Ty jesteś artystka, to sama wiesz dobrze - porządne pędzle kosztują, porządne farby, aerografy czy profesjonalny tablet i oprogramowanie. I to nie są tanie rzeczy. A jak jeszcze masz jakieś gęby do wykarmienia, to tym bardziej. Twórca musi być porządnie wynagradzany, żeby miał za co tworzyć a nie przejmować się jak tu zapiąć budżet domowy, by starczył odo pierwszego.


Pieniądz jest na efekty specjalne i gaże aktorskie, ale nie jest warunkiem zrobienia świetnego filmu. Najlepsze czasy Doktora Who to te kiedy budżet był mniejszy, bo zmuszał do kreatywności.

Wiesz, że w R&D mamy taki imperatyw ,że jak się chce aby powstało coś dobrego, to budżet musi być niewystarczający a zespół projektowy o wiele za mały Właśnie z powodów jak podałaś. I też zgadzam się że budżet na efekty i gaże absolutnie o niczym nie przesądza: "7 Pieczęć" - nie ma tam jakichś wielkich pieniędzy, a jak się to ogląda. "Zakazana planeta" - mimo że dzisiaj te efekty wydają się być śmieszne, to jednak dalej jest to film który się dobrze ogląda - wątpię że za ileś tam lat powie się to o dzisiejszych Marvelach. .

Finster Vater napisał:
Zresztą, Ty jesteś artystka, to sama wiesz dobrze - porządne pędzle kosztują, porządne farby, aerografy czy profesjonalny tablet i oprogramowanie. I to nie są tanie rzeczy. A jak jeszcze masz jakieś gęby do wykarmienia, to tym bardziej. Twórca musi być porządnie wynagradzany, żeby miał za co tworzyć a nie przejmować się jak tu zapiąć budżet domowy, by starczył odo pierwszego.
-----------------------

Sorry-not-sorry to burst your bubble, ale nie, praca `artysty` tak nie wygląda. Przew[ra]ażająca większość twórców to ludzie którzy comiesięcznie drżą nad własnym budżetem, którzy dzielą swoje życie między odwalanie chałtury za którą ktoś [miernie] płaci (korporacje/jednostki rządowe z dofinansowań UE) i sztukę, która mało kogo interesuje, a do której najczęściej trzeba dokładać. Osoby mające dobre finansowo życie w sektorze okołokreatywnym to w przeważającej części ludzie którzy zabili w sobie ambicję, poupychani po wielkich agencjach, albo tych trzech typów na krzyż którym udało się wypromować zapierniczaniem 18 godzin na dobę przez lata swojej młodości, ale na szczęście jako faceci mogą odłożyć sobie prokreację na później. I - to nie jest kwestia tylko Polski, bo sprawdzałam ostatnio oferty zagraniczne.

Don`t be sorry for being not sorry 😉 I nie, nie zniszczyłaś mi banieczki, bo ja wiem jak jest, dlatego napisałem "musi być" żeby można było tworzyć w spokoju., a nie że jest. Z jakichś wszak powodów wybrałem jednak polibudę a nie na historię sztuki.

Z tym że przecież chyba prawie zawsze tak było. Impresjoniści nie smierdzieli groszem, a creme de la creme holenderskich mistrzów pędzla to portrety, czyli "chałtura" na zamówienie za pieniądze, aby starczyło do pierwszego i na farby oraz płótna. I wiesz, zawsze byli szczęściarze, którzy łapali się na "państwową" robotę, bo za taką kaplicę sykstyńską wynagrodzenie musiało być konkretne. Choć można było i źle trafić, o czym przekonali się architekci cerkwi Wasyla Błogoslawionego. Dzisiaj też - jak trafisz w gusta (szczególnie polityczne) mocodawców to zarobisz krocie za zdjęcia o ssaniu banana, a z artystki Nieznalskiej staniesz się znalska, znaczy, znana, będą ci organizować wystawy i generalnie spać kasą.

Inna sprawa jeszcze, jak dzisiejsza sztuka wygląda - ostatnio w Philadelphia Museum of Art na części poświęconej impresjonistom spędziłem prawie trzy godziny, dział sztuki współczesnej przeszedłem w 15 minut, zainteresowały mnie tam może 2-3 rzeczy.