TOTALNE doświadczenie kinowe, które odbiera mowę sekwencjami akcji i w połączeniu z torpedą muzyczną MIAŻDŻY zmysły ! Koniecznie do powtórki, może będzie 10.
A teraz na poważnie, nie jest to ani najlepszy film Nolka ani najgorszy. Jak przeczuwałem bardziej ubogi brat Incepcji. Niemniej po seansie nic nie zostaje. Gimmick z inwersją w żaden sposób niesprzężony emocjonalnie z bohaterami. Podobnie jak w Dunkierce, Nolan świadomie pomija bohaterów bo ich po prostu nie potrafi tworzyć. Tam mieliśmy niejako bohatera zbiorowego i chodziło o przetrwanie. Tu tajnych agentów bez osobistych motywacji, którzy odbębniają robotę, bo kolesie z przyszłości grożą. Rysowanie wykresów dotyczących pętli czasowych co-gdzie-kiedy na reddicie dla takiego kinomana jak ja to za mało. Jednak to człowiek będzie dla mnie zawsze najważniejszy a nie intryga a z postaciami to właśnie w tym filmie bywa różnie. Na tym nie koniec. Tenet składa się z samego ekspozycyjnego gadania lakonicznymi dialogami, w których z nieuwagi może umknąć widzowi coś istotnego oraz akcji militarnych przeplatanych tą bondowską dramą z Dębicką. Co prawda nie ma tu patosu i glutów z nosa, a szczypta luzu (DUŻY PLUS), to w zamian dostajemy bardzo techniczne podejście, dużo cięć, zwyczajny brak wyczucia narracyjnego, czy jakiegokolwiek napięcia początek spoilera (zwracam uwagę, że chyba z 2 razy na skraju śmierci Protagonisty mamy magiczne FIKU MIKU, a ten już zdrowy grzecznie sobie leży w łóżeczku). koniec spoilera
Kolejnym mankamentem jest muzyczne upośledzenie. To zaprawdę najgorszy OST w filmografii mistrza na poziomie porównywalnym z sieczkami Balfego, psująca sceny samą sobą oraz nader głośnym, nachalnym mixem. Ma swoje momenty, jasne, ale jak na kino akcji przeważa tu właśnie... muzyka akcji, gdzie kolejne kawałki są po prostu wariacją na temat trrrutututu znanego z trailerów. Jest taki montaż skaczący pomiędzy scenami, gdzie postacie po prostu chodzą i rozmawiają, kamera kręci się wokół nich i w tle to irytujące trrrrutututu wwiercające się w twój mózg, ani nie buduje atmosfery, ani donikąd nie prowadzi, w którejś z kolejnych scen cichnie i tyle tego było.
Wracając co niektórych pozytywów - szkoda całkiem ładnie zgranego duetu JDW/Pattinson, którzy starają się coś wydobyć z tych swoich kartonowych postaci. Gdyby powstał sequel, chętnie bym ich zobaczył, z lepszym scenariuszem włącznie. Dalej - zdjęcia, wszystkie lokacje schludnie, przejrzyście, estetycznie sfilmowane. Hoytema znowu ma się czym popisać sprawiając, że to kulejące taktycznie call of duty z biegnącymi strzelającymi do siebie chłopcami z finału jakoś wygląda.
Bez względu na powyższe nieźle się bawiłem, wyszedłem z kina, powchodziłem na fora rozkminiając parę niezrozumianych wątków i prędko o tym filmie zapomniałem. Ot, letni "theme park" naczelnego cyborga mainstreamu.