No dobra. Żeby się nieco usprawiedliwić to powiem wam, jak do tego doszło.
Zaczęło się od tego, że zabrakło mi miejsca na półkach. Książki mnożyły się w tempie geometrycznym, a regały nie są z gumy.
Do Ikei mi się nie chciało iść, wkładać książek do piekarnika (jak niektórzy znajomi) nie mogłam, bo piekarnik często w użyciu... spojrzałam więc na moje biurko i stwierdziłam: "Hm. Da się tu zamontować dodatkową półkę pod blatem!".
Poszłam więc do Castoramy i kupiłam deskę. Pocięłam ją. A raczej - miły pan w Castoramie, widząc, jak się męczę z piłą, mi pociął. Kupiłam paczkę gwoździ. Zaniosłam majdan do domu.
Byłam zbyt skąpa, by kupić młotek. Po co kupować młotek, jak ma się w domu kamień, który się wzięło z wycieczki na Słowację?
No to wzięłam kamień i zaczęłam walić nim w gwoździe.
Półka, a nawet dwie, trzymają się do dziś.
A ja dałam samej sobie tytuł Honorowego Jaskiniowca. No bo wiecie, rozumiecie. Kamień, gwoździe.
Od tego zaczęła mi się faza na paleolit. Radośnie kupiłam następne dziesięć książek - tym razem o człowieku pierwotnym. Kupiłam Far Cry Primal i zarwałam przy nim kilka bardzo przyjemnych nocy. Zaczęły mi powstawać rysunki.
A że jestem monotematyczna i mam w sobie zapał neofity, to pomyślałam: hm... a jakby tak Star Wars w jaskiniach? Jakby się to nazywało w ogóle...?
Stone Wars. To by się nazywało Stone Wars.
https://stone-wars.tumblr.com/
WARNING. Zawiera niewielkie ilości kyluxów oraz (później) gingerpilotów. Ale delikatnych. Poza buziaka nie wychodzą Oczywiście, Hux w ilościach dużych.
Zawiera również Millicent.