Zainspirowany wpisem Darth Zabraka na głównej postanowiłem trochę podjć się oceny generała i jego roli głównie w TLJ
Dla przypomnienia wpis o Huxie
Hux w TFA od biedy byl jeszcze jako tako, ale w TLJ to już zrobili z niego totalnego błazna którym Snoke (de facto kolejna ciota po tym jak zginął) wycierał sobie podłogę na mostku gwieznego niszczyciela niczym szmatą, chociaż to podobno generał, a jak wiemy generałowi powinna przysługiwać jakaś dostojność.
Specjalnie odświeżyłem sobie na tę okazję TFA - i jest tam tak:
W scenie otwierającej Hux wyraźnie zaznacza, że realizuje plan Snoka. Pewnie może by i wolał zaatakować "Raddusa" od razu, ale musi czekać na Drednota bo takie ma rozkazy więc je wykonuje. Mimo to ma w zanadrzu plan awaryjny ze śledzeniem w nadprzestrzeni.
Snoke wycierając Huxem podłogę (za niepowodzenie swojego planu) wystawia złe świadectwo sobie. Raz, że zrzuca odpowiedzialność za swoje błędy na kogoś innego (bo może), dwa że działając w ten sposób podważa autorytet dowódcy przy podwładnych i powoduje rozprężenie dyscypliny.
Na Crait Hux chce nacierać nie zważając na Luka, ale - znowu - musi wykonywać głupi rozkaz Rena. I to on swoim "enough" powstrzymuje tę bezsensowną kanonadę, bo inaczej to pewnie Resistance by dawno odleciało a Benek dalej krzyczał "more"
I znowu - zamiast posłuchać swojego generała i kontynuować natarcie, woli rzucić nim o ścianę - a czas ucieka.
Ja tutaj nie widzę nic błaznowatego w Huxie. Tylko oficera, który chce robić swoją robotę ale ma do czynienia z niezrównoważonymi emocjonalnie przełożonymi, co on może.