-W prequelach jest przecież pokazany proces upadku Jedi.
W prequelach jest pokazany proces upadku demokracji, a Jedi, pomimo ze na pierwszym planie, sa tego czescia, a nie przyczyna. Zakon nie upadl, tylko zostal wymordowany.
Kulawe reguły, których ucieleśnieniem jest Obi Wan doprowadziły do upadku Anakina i całego zakonu.
Obi Wan byl Obi Wanem, a nie zadnym ucielesnieniem regul zakonu. Anakin jest Anakinem, a nie zadnym upadlym aniolem/ wybrancem kogos, czy czegos tam, Dooku jest Dooku, Maul Maulem. Ja tam widze osoby, wplywy, relacje, konsekwencje w roznych konfiguracjach. Nie wiem o ktore reguly ci chodzi, ale sa one prawie zywcem zerzniete z filozofii wschodu i przyciete tak, aby pasowaly do fikcyjnego zakonu Jedi. Wspolczucie dla wszystkich istot,"rozpuszczanie" ego i emocji za pomoca praktyk medytacyjnych, poswiecenie dla ogolu etc. I albo to kupujesz albo nie. Ja to kupuje i kocham te Lucasowskie bajeczki.
To może nie jest zbyt dobrze pokazane, ale zakon dostaje pod swoje skrzydła miłe, dobre dziecko, i po paru latach pod opieką Obiego widzimy aroganckiego, okropnego młodzieńca, z którego następnie wyrasta człowiek żyjący w kłamstwie - a przecież Anakin nie jest w tym czasie złym człowiekiem, jego głównym grzechem jest to że kocha, chce mieć rodzinę, i ogólnie troszczy się o ludzi.
Kazdy ma jakas liste rzeczy, ktore w SW nie sa wedlug niego dobrze pokazane, a nowe epizody wcale sie z tego nie wylamuja.
Zakon wychowal tysiace dzieci i niewiele z nich zostalo skurczybykami.
Maly Anakin wcale nie jest niesmialym dzieciaczkiem z paluszkiem w buzce, tylko wytrawnym surviwerem siwietnie dajacym sobie rade (zupelnie jak Rey).
Anakin kochal sie z Padme, turlali sie razem na oba boki calkowicie bezgrzesznie. Co najwyzej dokuczalo im poczucie zlamania zasad czy porzucenia obowiazkow, bo pojecie grzechu w SW (na szczescie) nie istnieje. Nie widze jakiegokolwiek powodu, dla ktorego Anakin i Padme w bardziej przyjaznych czasach, nie mogliby zrezygnowac z owych obowiazkow, i zyc sobie jak im sie podoba. Jesli ktos ma watpliwosci, to w TCW jest romantyczny motyw Obi-Satine, z ktorego jasno wynika, ze z zakonu mozna bylo odejsc i nikt nie byl trzymany na sile.
W klonach także nieustannie pojawiają się w sytuacje, w której Zakon nakazuje zostawić jakąś osobę na pastwę losu i tylko Anakin wbrew zasadom leci na pomoc.
E tam, nie jeden Ani naginal zasady.
Wszyscy Jedi nadstawiali karku nie dla siebie czy kumpli z organizacji, tylko dla innych i ze konsekwencja moze byc smierc, bylo dla kazdego z nich oczywiste. Nikt na to nie narzekal. Robili co mogli, aby podczas dziailan wojennych minimalizowac straty tak w cywilach jak i podleglych im klonach. Anakinowi tez nie raz i nie dwa ktos uratowal tylek, a ze byl ryzykantem i przy tym prawie zawsze mu wychodzily akcje ratunkowe, to juz tylko zyczliwosc scenarzystow. Ashoka szla ta sama droga i zdarzylo sie, ze zginelo przez to wiele klonow. Nie bylo jej z tym pozniej latwo.
Skutek jest taki, że na koniec jedynego "przyjaciela" Anakin widzi w Palpatinie, bo Zakon jest zajęty dowodzeniem wojskiem i powtarzaniem, że nie wolno się emocjonalnie angażować.
Pod ten skutek, Palpi przez kilka lat przygotowywal grunt. Anakin widzi w nim przyjaciela, bo ten mu wchodzi w tylek bez mydla. Bezustannie sie podlizuje, lasi, podjudza i rownoczesnie slodzi. Udajac troskliwego wujka, gra na jego najnizszych instynktach. Na koniec, gdy "przyjaciel" ujawnia swoja prawdziwa twarz, omamia go klamstwem o potedze, ktorej rzecz jasna nie posiada i sklania do zrobienia rzeczy, po ktorych juz nie ma odwrotu iz "przyjaciela" staje sie mistrzem niewolnika. Gdy mowi do Anakina per przyjacielu, to mam ochote go udusic.
Natomiast w OT widzimy, jak duch Obiego nadal truje o nieangażowaniu się emocjonalnym i każe Lukowi zabić ojca, a Luke wygrywa właśnie dzięki miłości rodzinnej i niezabiciu ojca.
On mu tam nieczego nie kaze, a Luke wygrywa dzieki temu ze pokonuje gniew i odrzuca nienawisc. Ja zawsze widzialam to w ten sposob. Inaczej cala ta historia nie ma dla mnie sensu.
Kazdy fan interpretuje te wszystkie zdarzenia na swoj sposob, a dla mnie Jedi sa esencja SW i nikt mi nie wmowi, ze sa negatywnymi postaciami. Rozumiem ze ten sposob opowiadania o "walce dobra ze zlem", moze juz byc przestarzaly, niezrozumialy dla wspolczesnego odbiorcy i nie mam nic przeciwko temu, aby ta historia toczyla sie na innych zasadach, bo do TLJ wszystko mi sie podoba; TFA, R1, Rebels -wszystko lykam jak pelikanek i ciesze sie jak dziecko. Niestety, obecni wlodarze w ramach jakiejs glupiej rewolucji(?) i najwyrazniej z braku pomyslu jak odpalic bombe, zdecydowali sie zrobic z moich bochaterow zlamasow. Przykre.