Prequele przez wiele lat w fandomie Star Wars były uważane, jak wiemy, za nienajlepsze. Ja nie byłem tak zaangażowany, poza tym byłem też młodszy, a Atak klonów był pierwszy, filmem Star Wars, który oglądałem. Bardzo podobało mi się także The Clone Wars. Oryginalną trylogię nawet lubiłem, ale wydawała mi się taka stara i zatęchła.
Jako fan TCW oczekiwałem na Rebels i na prawdę pokochałem ten pierwszy sezon! Potem, latem `15, coraz bliżej było do premiery Epizodu VII. Pierwszy jesienny teaser wydawał mi się tragiczny, chociaż mocno zaintrygował - w końcu Star Wars wraca! Drugi - ten z Celebration - dawał nadzieję na najlepszą część Gwiezdnych wojen. Kupiłem Oryginalna trylogię na DVD i nawet spodobały mi się te filmy, właściwie to z każdym razem podobają mi się bardziej - ostatnio nawet ROTJ.
Wracając do prequeli - do premiery Epizodu VII, który nie był do końca tym, czego się spodziewałem, wciąż broniłem tych prequeli, jednak z dnia na dzień coraz bardziej znikały, za sprawą tego iż wszędzie dookoła było TFA, a razem z nim OT.
Teraz, kiedy jesteśmy w tej chwili w takiej pustce, a ja obejrzałem wszystkie Epizody to mam takie wnioski:
-bez historii z prequeli, klasyczna trylogia sporo traci fabularnie
-CGI w Epizodach I-III jest w dużej mierze słabe, ale wciąż powstaje wiele filmów właśnie na takim poziomie i da się przymknąć oko, ale z pełną tego świadomością.
-prequele to porażka aktorska, a przoduje tu Anakin
Obejrzałem też ponownie kilka odcinków TCW i mam wrażenie, że ten serial na siłę starał się udawać że jest poważniejszy niż jest w rzeczywistości. Dialogi próbują być skomplikowane i wyniosłe, ale takie nie są, przez co wypada do sztucznie. Byłem młodszy, to wszystko - prequele i TCW podobało mi się bardziej. Były miecze świetlne, dużo akcji, bitwy - ale teraz widzę, jakie to wszystko było po prostu "tanie". Nie lubię malkontenctwa, dlatego nieczęsto wytykam coś tym dziełom, ba, nawet staram się je, gdy trzeba bronić, ale wkurza mnie ostatnio pewne zjawisko - "dzieci prequeli" - które można bardzo dobrze zauważyć chociażby w komentarzach pod filmikami z Ossusa:
o I-III: https://www.youtube.com/watch?v=4MtCBMUobac
o TCW: https://www.youtube.com/watch?v=L9IQYX4l6u4
Wiecie, to jest teoretycznie moje pokolenie fanów. Niby też kiedyś lubiłem te preqele, ale wiem że to są zwyczajnie kiepskie filmy. Śmieszy mnie, że inni nie chcą dopuścić czegoś takiego do swojej świadomości. Ale najbardziej wkurza to, że to właśnie fanboje prequeli zazwyczaj najbardziej jadą po seqeulach! Trochę mnie to niepokoi, bo akurat sequele mimo że nie mają tego prequelowego "rozmachu", to jednak jako filmy są dużo lepsze - aktorsko, reżysersko, technicznie.
Nie wiem. Mimo że przez lata na prequelach i TCW opierała się moja pasją do SW, do muszę zacisnąć zęby, żeby obejrzeć jeden film do końca, za to OT i TLJ mógłbym oglądać cały czas.
Obawiam się, że sentyment dużej części fanów do słabych filmów zaczyna powodować bezguście i zamęt w fandomie. Słabe CGI, leniwa reżysera, dramat aktorski - ja to akceptuję w przypadku tych trzech filmów i nie mam problemu z tym, że ludzie nie chcą oceniać obiektywnie historii swojego dzieciństwa. Niepokoi mnie to, że oni patrzą na świat przez pryzmat tych trzech filmów i nie jest to wcale mała grupa. Jadą po Rebels, jadą po sequelach, a nierzadko nawet po samej Oryginalnej trylogii. Powtórzę jeszcze raz - możecie lubić co chcecie, ale wiele rzeczy na prawdę jest od nich lepszych i nawet jak nie chcecie się z tym zgadzać, to chociaż nie mówcie, że słabe jest coś, co akurat jest naprawdę dobre!