Fajnie, że DC tym razem odeszło od papugowania Marvela i zamiast kina typu "bzium bzium pew pew haha dupa" dostaliśmy coś ambitniejszego, rodzaj mainstreamowego kina alternatywnego. Niestety, film przerósł sam siebie i momentami twórcy musieli wstawiać niepotrzebne momenty jak początek spoilera wyjaśnienie które rzeczy Joker widzi, a które są urojeniami koniec spoilera - takie rzeczy powinny pozostać w sferze domysłów, no ale film jest jednak skierowany w dużej mierze do tej części widzów, która była zaskoczona, że w Rogue One nie ma Skywalkera i gdzie jest Rey, a jednak musi się zwrócić, więc na łopatologię musiał sobie pozwolić.
Lubię też, gdy antagonista nie jest zły bo zły, ale ma ku temu powody. Może być szalonym lewakiem jak Thanos, albo Jokerem - człowiekiem, który zwyczajnie załamał się pod ciężarem codziennej walki o przetrwanie. Zarysowali go ciekawie, nie przesadzali z tym jak miał źle, ale też zamiast śpiewki "było nas jedenaścioro mieszkaliśmy w jeziorze na śniadanie matka kroiła wiatr" autorzy dali początek spoilera chorobę psychiczną jako katalizator przemian koniec spoilera. Mnie to przekonało, bo nie jest głównym powodem, a jego życie nie jest aż tak złe, by stać się aż tak zgorzkniałym z jego powodu, te dwa mechanizmy się uzupełniają.
Joaquin zagrał bardzo dobrze. Wykreował nowego Jokera, ale adekwatnego do stopnia rozwoju, na którym się bohater znajdował. Ledger zagrał Jokera wykształconego, stabilnego w swoim szaleństwie; Phoenix pokazał Jokera rozchwianego, załamanego, któremu zaciera się granica między rzeczywistością a wymysłami, któremu całkowicie brakuje pewności siebie, a momenty asertywności są raczej wybuchami rozpaczy. Sama przemiana zachodzi stopniowo, schodkowo, nawet po początek spoilera pierwszych zabójstwach nie staje się Jokerem, to był tylko impuls do zmian i do tego, by "ludzie zaczęli go zauważać", kolejne uczyniło z niego "Jokera" - ale na razie tylko z nazwy, w końcu chciał się zabić na antenie. Dopiero gdy zdał sobie sprawę, że jego idol, którego uważał za mentalny ersatz ojca którego nigdy nie miał, tak naprawdę przyszedł go wydrwić coś w nim pęka, zabija go, wyrzuca z siebie co tak naprawdę o wszystkim myśli. I podobało mi się, że ta gadka wcale nie była jakaś wielce przekonująca, moralizatorska, ani nawet sensowna. Wpisala się tym samym w nurt dojrzewania Jokera, który już chce zacząć gadać, ale jeszcze nie wie co. koniec spoilera. Nie czytałem jeszcze recenzji, ale widziałem nagłówki o "brutalności", ale nie wiem gdzie ona była. Były początek spoilera ze trzy razy strzały i raz zadźganie typa koniec spoilera, mniej niż przeciętnej sieczce z Jackie Chanem choć trochę bardziej obrazowo pokazane, nadal daleko od przeciętnej norweskiej produkcji choćby niedzielnej, ba, film wręcz stroni od brutalności koncentrując się na przeżyciach bohatera a nie bezmyślnej bijatyce, strzelance i zabijaniu.
Wizualnie i dźwiękowo bajka, muzyka świetna, wizualnie często operuje pięknem brzydoty.
Generalnie: 8, na 10, zależy jak to we mnie dojrzeje, kawał dobrego kina ugryziony od dobrej strony, choć brakowało mi paru elementów, ale spoko