Ron Howard to taki gość, który kojarzy mi się z totalną przeciętnością. To reżyser, którego filmy oglądasz, dajesz im 6/10, szybko o nich zapominasz i nigdy nie wracasz. Tak go odbieram. Chociaż aby być sprawiedliwym, muszę przyznać że w jego filmografii znalazłem trzy filmy, które oceniłem wyżej – „Piękny umysł”, „Frost/Nixon” i „Rush”. Ale też do żadnego nie wróciłem po pierwszym seansie i nie planuję.
Stąd też pasowało mi logicznie wybranie go na reżysera Solo. Dwójka panów która została zwolniona – chyba nigdy nie dowiemy się, czemu. Każdy może spekulować, wybrać wersję jaką woli – albo dlatego, że chcieli zrobić z filmu komedię, więc wytwórnia zareagowała (brawo, dzielny Lucasfilmie), albo dlatego że chcieli zrobić film zbyt odważny, autorski, nie stosowali się do sztywnych korpo-wytycznych (ty okropny Lucasfilmie). Ja nie wybieram żadnej z opcji, nie zamierzam się bawić w takie spekulacje. Tak czy siak – sprowadzono pana Howarda, który wydawał się logiczną opcją, który wyprostuje to, co nie podobało się w twórczości dwójki zwolnionych reżyserów i sprowadzi film na bezpieczne, asekuracyjne tory widowiska na 6/10. I wydaje się, że dokładnie tak wyszło, jako że szerzej pojęte internety mniej więcej tak ten film oceniają. Lucasfilm dostał to, czego chciał.
Osobiście podchodziłem do tego filmu z mieszanymi uczuciami. Bałagan produkcyjny i zakulisowe doniesienia nie nastrajały dobrze, a i sama tematyka nie wydawała się zbyt porywająca – Solo i szerzej pojęte hive of scum & villany nigdy nie było moim konikiem w SW. No i fakt, że historię młodego Hana to ja już poznałem lata temu, a nowokanonicznemu przepisywaniu wydarzeń mówię stanowcze NIE. Z drugiej strony, zebrano tam fajną obsadę, pierwszy spinoff wyszedł znośnie... były pewne przesłanki, żeby nie być całkowicie negatywnie nastawionym.
I okazało się, że wyszedł przyjemny film. Powiem więcej: skoro już muszą robić nowe filmy, to ja chciałbym żeby to były takie filmy jak Solo.
Aktorzy wypadli bardzo dobrze – bez wyjątku. Alden to Han Solo, Donald to Lando, Czubaka to Czubaka, ani na chwilę nie czułem dysonansu poznawczego, nic mi się tu nie rozjeżdżało. Panowie w te ikoniczne role wcielili się bardzo dobrze. Drugi plan też świetnie: Harrelson, Newton, Bettany to aktorskie instytucje, które poniżej pewnego poziomu nie wchodzą. Z Emilią Clarke różnie bywa, ale tutaj sprawdziła się świetnie, wykreowała bardzo fajną postać, chyba moją ulubioną z całego filmu. Chemia między nią a Aldenem była mocna, aż człowiek żałuje że Han z nią nie został, tylko wybrał jakąś księżniczkę Pamiętając jak zachwycałem się Felicity Jones, ktoś może powiedzieć teraz: tobie to wystarczy dać fajną dupeczkę do filmu i od razu ocena idzie w górę.
No tak, no. I co teras xD
Fabuła – tu siadło. Film był mocno przewidywalny, w ogóle nie trzymał w napięciu, wyglądał mi na zlepek scen potrzebnych do pchania dalej fabuły. O, tu akcja z pociągiem, pilot musi zginąć żeby Han mógł zasiąść za sterami, napad nie może wyjść żeby był napęd dla kolejnych przygód, kradzież w kopalni już musi wyjść , z Vosem nie mogą się dogadać, musi wyjsć na koniec jakiś kwas żeby była konfrontacja, właściwie tylko przy Qi’rze się wahałem, czy zdradzi, czy tragicznie zginie. Ale efektu końcowego byłem pewien: Han ją traci i staje się większym cynikiem.
Nawiązania – doceniam. Choć wyróżniam dwa rodzaje: pozytywne i negatywne. Do negatywnych zaliczam Aurrę Sing – no niestety, w moich Star Warsach to ona żyje pięć dekad później, więc cześć. Z kolei Maul nie żyje od jakichś 20 lat, więc wtf xDDD a no tak, przepraszam, w bajeczce go ożywili.
Dobra, patrzę przez pryzmat moich osobistych uprzedzeń; tak naprawdę to świenie, że takie rzeczy wrzucają do filmu. To buduje uniwersum i daje poczucie ciągłości.
Z drugiej strony mamy Lando i wzmianki o systemie Oseona i o jego przygodach wśród Sharów. Nie powiem – szczerzyłem się przy tym jak głupi Kilka słów, a ile radości. Plus Kessel, Mimban, wzmianka o Caridzie – szanuję. Korelia odwzorowana pięknie, dokładnie tak sobie ją wyobrażałem.
Postać L3 - nie bardzo wiem, jak ją odbierać. Czytając inne komentarze, zauważyłem że wywołała dużo naładowanych ideologicznie/politycznie reakcji. Dla mnie jest to parodia tych wszystkich bojowników o równość, tolerancję i poprawność - tych co im się te jakby nie było szczytne idee rzuciły na mózg i wypaczyły rozumowanie. Ale z drugiej strony, tak zachowawcza i poprawna firma odważyłaby się w 2018 roku, pośród tych wszystkich afer i pretensji o wszystko, na takie coś? No nie wiem. Może czegoś nie zrozumiałem i źle zinterpretowałem xD
To też smutny znak naszych czasów, że człowiek nie odbiera takiego robocika jako po prostu elementu humorystycznego, tylko doszukuje się drugiego dna, krytyki czegoś. Niezależnie od tego, czy to dno tam jest, czy nie. No ale tak nas to Hollywood wychowuje. Próbując to analizować czuje się trochę jakbym grzebał w kupie, więc zostawmy ten temat. Był śmieszny robocik zafiksowany na punkcie robociej emancypacji i tyle.
Patrząc po wynikach z box ofisu – no typowe, k***a, pierwszy film który mi się spodobał i poległ w BO xD – na kontynuację nie ma co liczyć, a szkoda. Ciekawy jestem, jak rozwinąłby się wątek Qi’ry i jej syndykatu, dalszych relacji z Hanem, no i ogólnie duet Alden/Donald to coś, czego chętnie pooglądałbym więcej. Chociaż to SW, więc jak nie w filmie, to może napiszą jakąś książkę o dalszych losach Qi’ry, o jej pracy z Maulem i nieuchronnej śmierci. Chociaż patrząc na korpo-mentalność Lucasfilmu, to obawiam się, że za niedługo skończy się era promocji „Solo”, potem zacznie promocja E9, a o tym co było i co by można jeszcze opowiedzieć – zapomnijcie. Tak a’la „Rogue One”, które już jest zamkniętym rozdziałem uniwersum i jestem pewien, że więcej w tematyce tego filmu nie będzie. Z „Solo” będzie podobnie, zobaczycie. Cały merch skoncentrowany na filmie który akurat wychodzi, a potem lecimy dalej.
Ogólnie widać, że zostały tu zbudowane spore podwaliny pod kolejną część, albo inaczej: są poruszone wątki, które będzie można rozwinąć: Qi’ra, Crimson Dawn i Maul, Enfys Nest, praca Hana dla Jabby (chcę sequela choćby po to, żeby zobaczyć sceny z kartelem Huttów, sceny z Tatooine i Pałacem Jabby!!!)
Ogólnie – oceniam film na 7/10, co jest u mnie bardzo wysoką oceną jak nowe filmy SW. Właściwie wyżej się już nie da – jednak sprzeczność z moim kanonem to jest coś, wokół czego nie dam rady obejść . Dla mnie młodość Hana Solo to Garris Shrike, Dewlannamapia i Bria Tharen, koniec. I za to pisanie historii na nowo film ma u mnie największego minusa. Co też jest dobre, bo znaczy że innych większych minusów nie dostrzegłem. „Solo” jest nieco zachowawczy, często przewidywalny, ale ogólnie to naprawdę dobra rzecz. Jak na realia w których powstaje, jak na firmę która się tym zajmuje, jak na osobę reżysera i biorąc pod uwagę wcześniejsze dokonania Lucasfilmu pod egidą Disneya – jest bardzo dobrze. Świetni aktorzy, dobra proporcja akcji i humoru (czyt. nie jest tak śmiesznie, jak się obawiałem), dobrze zaprezentowane bogactwo świata. Czułem tu Star Warsy. I pierwszy raz nie wychodziłem z nowokanonicznego filmu z uczuciem pustki w sercu i z pogorszonym humorem. Nie żałuję.
Przy okazji poruszę inną kwestię, na którą już się w paru miejsach sieci natknąłem – nasycenie sagą. I tu widzimy, jaką potęgą jest MCU, skoro po dekadzie wychodzenia mogą sobie pozwolić na trzepanie trzech filmów rocznie, z czego każdy jest dużym sukcesem zarówno recenzenckim jak i box ofisowym. Tymczasem w przypadku SW, no proszę – czwarty film, po raz pierwszy w odstępie półrocznym a nie rocznym, i już lawina: przesyt sagą, za często, za dużo, ledwo co był TLJ, rozmycie marki, potrzeba przerwy. Czyżby SW nie było jednak tak silną marką? Ciekawa kwestia.
I kilka słów o przyszłości, skoro już tak na chwilę oderwałem się od trollerki ku poważniejszym tematom Otóż spoglądam w przyszłość w miarę optymistycznie. Najbardziej cieszy mnie fakt, że teraz będzie 1,5 roku bez filmu SW , potem trzeba będzie przełknąć gorzką pigułkę jaką będzie E9 (to będzie tragedia – jestem pewien na 100%, nie mam cienia wątpliwości, po prostu fabularnie E7 i E8 zabrnęły tak daleko, że dla tej epoki nie ma ratunku). Ale potem? Potem może być ciekawie. Spinoff o Fetcie z Mangoldem jako reżyserem – brzmi bardzo interesująco. Spinoff o Kenobim – to już wam mówię, że mi się podoba – bo niemożliwe żeby film o Kenobim, z Ewanem w roli głównej, zszedł poniżej pewnego poziomu. Jeśli tylko nie przesadzą z nowokanonicznymi naleciałościami – jakimiś kryształami Kyber, Snoke’iem... itd, skoncentrują się na jakichś przygodach Obiego na Tatooine, rozmowach z Qui-Gonem i Yodą, chronieniem młodego Luke’a, tępieniem Tuskenów, cokolwiek... będzie super. Film o Kenobim to samograj, musieliby się naprawdę mocno namęczyć żeby go zepsuć. Kurła, niech oni już go ogłoszą, to jest hype-train do którego ja chętnie wsiądę; nie, k***a, ja będę jego konduktorem!
Panowie D&D po GoT mają u mnie spory kredyt zaufania, więc wierzę że lipy nie będzie – byleby zajęli się jakimś nowym tematem, nie tykali ery sequeli. Podobnie z trylogią Riana Johnsona. TLJ spalił swoimi próbami bycia oryginalnym i zaskakującym, ale na całkowicie nowym materiale, bez wykorzystywania znanych postaci i znanego settingu, może wyjść lepiej. Bardzo ostrożny jestem z jakimkolwiek optymizmem w kierunu tego człowieka, ale uważam że w autorskiej trylogii osadzonej np. w dalekiej przeszłości, czy też z boku głównych wydarzeń, może zadziałać coś dobrego. Tam, gdzie nie będzie miał co zepsuć, tylko wszystko zbuduje od podstaw.
Ogólnie: byle przetrwać E9, potem może być nawet nieźle. No ale zobaczymy, bo też bajzel jaki mają w tym Lucasfilmie i fakt, że de facto poza E9 nie znamy żadnej innej daty premiery, żadnych konkretów, wszystko mgli się gdzieś tam jako odległe plany o których niezbyt błyskotliwa Kathleen Kennedy i jej minionki zdają się obawiać myśleć. Klapa finansowa Solo też może nieco namieszać, nie zdziwiłbym się gdyby do dalszych nie-epizodowych planów podchodzili z większym dystansem, no bo hej, jeden film poniósł klęskę, aj waj cały projekt spinoffów to klęska xD – naprawdę bym się nie zdziwił. A szkoda, bo jak do tej pory spinoffy to coś, w czym w miarę się odnajduję w tym nowokanonicznym światku, a przynajmniej nie mam ciarek zażenowania na samą myśl o nich xD
PS. Mam nadzieję że clickbaitowy tytuł nabrał chociaż kogoś, chociaż przez chwilkę!!