Pomyśleliście o tym? Tyle się mówi o tym, jak to KK niszczy Star Wars. A może naprawdę o to chodzi?
Może skrycie nienawidzi tej marki, bo woli te, nad którymi od zawsze pracowała: Park Jurajski, Indiana Jones, Powrót do przyszłości, inne filmy Spielberga... A zwłaszcza E.T.! Ale te tytuły nigdy nie mogły osiągnąć tego, co Gwiezdne wojny, więc Kathleen postanowiła te ostatnie... zniszczyć?
Może ona jest Lordem Sithów? Szkoliła się latami w tajnikach Ciemnej Strony i nikt o tym nie wie? Powoli, krok po kroku, zyskiwała władzę w Hollywood, a potem niecnymi manipulacjami przyczyniła się do popsucia Prequeli? Jednak nie udało jej się wtedy pogrzebać marki, jedynie zdyskredytowała nieco George`a L. Więc na tym się skupiła, jego reputacja w wyniku jej działań podupadła strasznie, był już tym zmęczony, co w końcu doprowadziło do kluczowego wydarzenia, czyli odsprzedania Lucasfilmu Disneyowi.
I wtedy mogła wkroczyć! Niczym Sheev Palpatine, kiedy wygryzł Valoruma - miała wszędzie wtyki i była jedynym liczącym się kandydatem na stołek szefa Lucasfilmu. A od tej pory pani Kennedy może już wszystko. Ma "UNLIMITED POOOWAAAAAAHHHH" w kwestii tego, co będzie dalej ze Star Łorsami. I wszelkie narzędzia, by zniszczyć je raz na zawsze.
Tak, proszę państwa. To dlatego takie kontrowersyjne są te nowe filmy SW. To dlatego bezcześci się starych bohaterów. To dlatego nie ma nigdzie (baczność!) Starych Ras (spocznij). To dlatego Galaktyka jest taka mała. To dlatego wszędzie dominują w tych filmach kobiety, a faceci to idioci i przegrywy. A będzie jeszcze gorzej. Tak! Bo Kathleen Kennedy jest Lordem Sithów.
Albo Lady.
I może być tak, że Lucas jest naprawdę dobrym scenarzystą i reżyserem, tylko przez Kennedy nie mógł tego pokazać.
Zobaczycie, niedługo zapowiedzą sequel E.T., który niedługo później przerodzi się w początek nowej, olbrzymiej franczyzy. A o Star Wars nikt nie będzie pamiętał.