a właściwie Lando i Han (to ten pierwszy gra tutaj pierwsze skrzypce). Z książkami, które wychodzą wraz z premierą filmu jako "dodatki" bywa przeważnie tak, że sa mocno średnie. Ot, na fali popularności filmy wydawnictwo liczy, że zarobi trochę więcej niz przy premierze samej książki. Jeśli dodamy moja tęsknotę za przygodami wielkiej trójki (i Lando) z okresu oryginalnego kanonu ,liczyłem na przygodową jazdę bez trzymanki. I pewnie coś takiego bym dostał gdyby nie Daniel Jose Older.
Bez owijania w bawełnę - to nie jest udana książka. Zamiast, prostej, lecz trzymajacej zainteresowanie przygody dostaliśmy fabularnego potworka na 3 płaszczyznach czasowych o skali przekraczającej to co widzielismy w epizodzie IX. Nie wiem, który z redaktorow pozwolił na tak kakołomny pomysł jak urządzenie, które zamienia wszystkie (!) droidy w galaktyce w zabójcze maszyny. Co więcej, po co w książce przygodowej tak ogromna skala? Przygody Hana i Lando to powinny pościgi, strzelaniny, czerstwy humor i szalona ekipa. W sumie to szalona ekipa jest - Gunganin strażnik z meta humore, Ewoczka-hakerka... absurd goni absurd. Nie rozumiem, jak twórcy mogą nie wiedzieć, że inteligencja, niektórych ras nie pozwala im na bycie haker, pilotem czy politykiem. W starym kanonie mieliśmy świetny żart eskadry widm, który polegał na tym, że straszyli imperialnych ewockim pilotem X-winga. Tylko tak naprawdę była to podpucha, zwykła kukła, a za sterami siedział ukryty pilot. Niestety pan Older nie ma takiego wyczucia. I niestety chyba nie nadaje się do pisania powieści "dla dorosłych". Dawno nie widziałem również takiego nie wyczucia postaci Hana - całkowcie do siebie nie pasujący, ani w przeszłości, ani w czasie właściwej akcji. Dostaje on od Sany pięścią w twarz i cały szczęsliwy mówi do Chewiego "Widissz? Ona mussi mnie kofać". Ręce po prostu opadają. Z drugiej strony, grający pierwsze skrzypce Lando wypada o niebo lepiej, dobrze oddając postać jaką znamy. Czy 3 płaszczyzny czasowe byly potrzebne? Absolutnie nie. Niewiele wnoszą do samej akcji (a w swoim segmencie Han nawet nie jest głównym bohaterem, gdyż ważniejsze są poczynania Sany...). Pan Older musi naprawdę nie cierpieć naszego zawadiaki. W lekkim zainteresowaniu trzyma jeszcze postać Fyzen Gora lecz tylko do pewnego momentu - gdy wiemy już co jest jego planem to pojawiają się pytania, na które nie ma odpowiedzi - dlaczego droidy dostają organiczne zamienniki konczyn? Jaki to ma sens? Skoro życie ma ewoluować w droidy to dlaczego korzystamy z organicznych zamienników? Nie bardzo zgadzaj się również skoki czasowe, ponieważ w pewnym momencie Lando i L3 są jeszcze razem podczas gdy ona juz dawno powinna byc częśćia "Sokoła..." A gdyby za mało było wkurzających elementów to autor co rusz wrzuca, dialogi w róznych językach przez co sporo dialogów można zwyczajnie pominąć. Marna, słaba powieść z absurdalną fabuła, wolałbym chyba wrócić do nieszczęsnej trylogii koreliańskiej jesli chciałbym czytać słabe przygody z Hanem Solo. 3/10 i zapomnieć.