niestety choroba mnie dopadła i nie byłam w stanie tego wkleić. Dodatkowo gdzieś zapodziałam ten tekst i dopiero go teraz odnalazłam.
Trochę czasu minęło od podzielenia się wrażeniami z pierwszego wyemitowanego odcinka po przerwie z Rebelsów. Obejrzałam go we wtorek tylko raz i to chyba w godzinę po pierwszym który był na tyle dobry że kolejny wyszedł dość słabo. Na chwilę obecną nie chce mi się go oglądać po raz kolejny, po pierwsze dlatego ze muszę załapać dystans do nowych odcinków, po drugie, po prostu mi się nic nie chce. Dlaczego, ano dlatego że złapałam jakieś przeklęte przeziębienie i próbuje jakość funkcjonować w pracy co jest dość ciekawym doświadczeniem bo czuję się jak Hera po prochach. Wracając zaś do meritum. Mogę wydzielić w odcinku dwa wątki: wątek Wilki-Ezra i wątek Zeb-Sabine, gdzieś w tle przemyka duet Hera-Chopper i Pryce-Thrawn. Zanim się rozpiszę o głównych wątkach , zajmę się pobocznymi. Hera przeżywa stratę Kanana na swój sposób, nosi ją w sobie, nie dzieli się smutkiem z nikim innym – jedyną osobą bo tak chcę go nazwać która ją pociesza to jest Chopper – scena w której chwytakiem ujmuję dłoń Hery jest dla mnie magiczna – wygląda to tak, że jakby maszyna posiadała uczucia, rozumiała co przeżywa druga osoba. Dodatkowo symboliczne wręcz przyjęcie Kanana do rodziny poprzez dołączenie kolejnego elementu przez Herę do kalikori. Drugi poboczny wątek – nie do końca rozumiem motywów gubernator Pryce co do organizacji kolejnego święta. Nie sądzę by na Lothal oprócz imperialnych miał ochotę ktoś świętować, zresztą widać to było w pierwszym sezonie, a teraz sytuacja nie jest lepsza – niszczenie i ograbianie z surowców planety, blokada planetarna czy też inne ograniczenia – to organizowanie uroczystości w takich warunkach zakrawa na kpinę. Zresztą sama Pryce chyba za logicznie nie myśli – co to było za zwycięstwo – śmierć jednego Jedi – rycerza nie mistrza za cenę zniszczonych zasobów paliwa i fabryki. Miała szczęście że na miejscu Thrawna nie jest Vader, bo by skończyła jak admirał Ozzel. Zresztą od ostatniego odcinka 3 sezonu to jej decyzje to jedno pasmo niepowodzeń. Nie dość że doprowadziła do utraty kolejnego Interdictora, pozwoliła uciec pozostałej flocie rebelianckiej, to wisienką na torcie była ucieczka Kallusa – jakby nie było wysoko postawionego oficera IBB. Kurcze zwiał im facet który miał dostęp do najważniejszych tajemnic Imperium, znał zasady działania służby bezpieczeństwa, znał kody, z pewnością wiedział kto i gdzie jest szpiegiem Imperium. Już za to powinna wylecieć ze Stanowska i za przeproszeniem sprzątać imperialne kible. Teraz zwieńczeniem jej osiągnięć jest nieudolne przesłuchanie Hery, jej ucieczka wysadzenie zbiorników paliwa i przy okazji fabryki. Ale jej zdaniem jest powód do świętowania – usunięcie jednego, dosłownie jednego Jedi, który nie ujmując zasług Kananowi nie stanowił dla samego Imperium dużego problemu – chyba że chodziło o symbol. Mam nadzieje że jak wróci na Lothal Thrawn to zrobi jej z tyłka jesień średniowiecza – chociaż wątpię – bo na fotosie krążącym w sieci (przypuszczam ze jest to z ostatnich odcinków) to pani gubernator ma się dobrze (nie licząc że dostała się w ręce rebeliantów). Teraz główne wątki: Wilki-Ezra – nadal za bardzo nie potrafię zrozumieć znaczenia tych zwierząt w serialu – z jednej strony są one ściśle związane z Mocą, z drugiej strony nic więcej o nich nie wiemy, oprócz tego że są. Zastanawiam się co było przyczyną, że agresywnie podeszły do Ezry (po cichu liczyłam na parę kłapnięć pyskami i problem by się rozwiązał), co chciały mu przekazać i dlaczego Lothal jest związana z Mortis – wiemy z zapowiedzi że bohaterowie będą kierować się do świątyni Jedi na Lothal, ale wydaje mi się że po infiltracji świątyni przez Inkwizytorów i chyba Vadera niewiele z niej zostało. Jest więcej pytań niż odpowiedzi. Co oznacza też tablica którą przyniósł Ezra. Mam nadzieję że znajdą się jakieś sensowne odpowiedzi. Drugi główny wątek Sabin-Zeb. Dwóch wojowników z dwóch różnych klanów i gatunków. Oboje wyszkoleni do walki. Śmierć Kanana i sposób przeżywania smutku po nim połączyło ten jakby się wydawało niezgrany duet. Sabine pragnie zemsty, w najbardziej prosty, ludzki sposób, a Zeb jest chętny jej w tym pomóc. Chociaż pomysł z kolejnym „zepsuciem” uroczystości Imperium uważam za niezbyt trafiony – po pierwsze już raz to przerabiali (vide pierwszy sezon), po drugie, myślę że imperialni nie są tacy głupi na jakich ich kreuje się w serialu i będą przygotowani na takie atrakcje. W tym odcinku ta dwójka jest motorem działania i wykazuje jakąś inicjatywę. Walka Ruch – Sabine-Zeb niezbyt mi podeszła, po pierwsze prawie zrobiono kretyna z Rukha – może się okazać, że w nowym kanonie tak dla odmiany to admirał zabije swojego ochroniarza za niekompetencje. Dodatkowo, strój maskujący, słabe. Ale bardziej słabe było to, że Sabine pozwoliła by Rukh odszedł wolny. Tak czy inaczej czekam na kolejny odcinek.