Cały szkopuł w tym, że nic specjalnie "tam nie wypisywałam". Bo i nie było o czym.
Napisałam w opisie, że choć TFA to wtórny, efekciarski i asekuracyjny fanfic, to i tak super się bawiłam. Co było prawdą, WTEDY, oglądając w kinie na dużym ekranie, nie przeszkadzało mi że dają mi, mówiąc metaforycznie, stare mięso, a ja je zjadam. POTEM zaczęło mi to jednak przeszkadzać i uwierać. Diabelnie. I taka jest ta, wg Ciebie "radykalna, szokująca różnica" - początkowo nie przeszkadzało mi, teraz, po czasie i większej ilości seansów, przeszkadza.
Ostatni raz. Żeby Ci to obrazowo wytłumaczyć, posłużę się analogią do nowego Blade Runnera. (Uważam za zabawne że akurat Deckarda w tej części polubiłam, a widząc go w Jedynce zgrzytałam zębami.)
Jest w nim jedna, naprawdę fenomenalna scena, która mnie za serducho chwyciła. I jak o całym filmie mam zdanie silnie chłodne, tak w tamtym momencie...
Otóż w stosunku do TFA, i Sagi Lucasa, czuję się jak Decard na widok "nowej-starej" Rachaeli...
(Epizody 1-6 to, wyobraż to sobie, są dla mnie jak Pierwsza Rachaela dla Deckarda. TFA - to "Rachaela 2.0" z Blade Runner 2049. )
Zdawałoby się, idealnego sobowtóra. Kiedy on jest początkowo urzeczony jej widokiem, a jeszcze Kreator w tle, usilnie stara mu się wmówić*: Zobacz. To ONA. Przywróciłem ją dla Ciebie...Czy nie taką ją pamiętasz? Jest TAKA SAMA. Doskonała. Piękna.
I tak. Z wierzchu, wizualnie, nowy klon bardzo przypomina Rachaelę. I to fizyczne podobieñstwo, na samym począteczku wzrusza Deckarda. Wstaje. I podchodzi bliżej. Coraz bliżej. Ale kiedy staje z nią twarzą w twarz, kiedy przygląda się dokładniej...To co czuje w zasadzie nie da się opisać. Te dojmujące rozczarowanie, promyczek nadziei, rozbudzony na jeden króciutki moment, kiedy zaczął wierzyć/chciał uwierzyć, że to naprawdę ONA. Ta prawdziwa, jedyna. A teraz widzi wyraźnie...Kiedy pod idealną skorupą nie znajduje nic. Bo ta "Rachaela" jest zupełnie pusta w środku. Sztuczna. W żaden sposób niewyjątkowa. Obca. Tamta rozumiała jego, on rozumiał ją. A toto tamto, co stoi przed nim, ta tania podróbka, która owszem, fizycznie wygląda jak Rachaela, ale nią nie jest? Jest uosobionym kłamstwem, czystym fałszem w postaci robota. Prawdziwego robota. Swe rozczarowanie facet wyraża jednym, druzgocącym zdaniem:
*"Ona miała inny kolor oczu".
Jedyne co on ma jej do powodzenia, jest nieme: **"WYNOŚ SIĘ".
Taki jest mój mniej więcej, obrazowy stosunek do TFA. Nie postawię znaku równości, ani tym bardziej nie wywyższę Rachaeli 2.0 nad prawdziwą Rachaelę.
Przypadkowo temu reżyserowi na V, udało się niechcący wspaniale zobrazować moje uczucia odnośnie filmowych Star Warsów. 💗
Szkoda że cały film nie wyszedł mu podobnie mądrze i wzruszająco, bo jedna jaskółka imo wiosny nie czyni.
Spróbuj to pojąć, albo i nie.
I ja bym chciała rzec disneyowskim "Kreatorom" - Nie pokazujcie mi więcej podróbek Rachaeli!
Tylko cholera, wiem że to nic nie da. :/
*zaznaczam że to nie jest dosłowny cytat z filmu, podaję jak ja go zapamiętałam. Nie przeczę że mogłam coś popierniczyć.
** tego nie ma na filmie, tak odczytałam emocje Deckarda.