Oglądając Rogue One pare tygodni temu naszła mnie myśl, że Łotrzyk zaczyna się bardzo interesującą i świetnie wprowadzającą do historii sceną na Lah`mu, a potem kończy się zbiorem scen bardzo dynamicznych i ciekawych, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że już powoli ikonicznych. Nawet jeżeli scena Vadera jest trochę przesadzona to była głównym tematem rozmów zaraz po seansie. Za to cała historia przedstawiona w środku filmu - Jedha, Eadu, Scarif - nie tyle, że jest jakaś nudna i nieciekawa, ale odbiega trochę od prologu i epilogu. W przypadku fanów naszego pokroju jest to jeszcze rekompensowane dużo ilością easter eggów i smaczkami, ale typowy widz (i widzę to po rozmowach ze znajomymi) zwyczajnie nudził się na scenach rozgrywających się w środku acji. Tak czy inaczej po wyjściu z kina odebrałem film rewelacyjnie. Zaczęło się od natychmiastowego wkręcenia się w historię, potem nawet jeśli ekscytacja mi trochę zelżała to zostało to bardzo szybko zrekomponsowane bitwą nad Scarif, Vaderem i Leią. Sam z psychologią mam tyle wspólnego, że moja narzeczona jest z wykształcenia psychologiem, ale efekt pierwszeństwa i świeżości to w sumie coś co można znać nie będąc psychologiem. I wydaje mi się, że działał on w przypadku mojego pierwszego (i drugiego) seansu Rogue One bardzo mocno.
Raczej nie robiłbym tego tematu tylko ze względu na R1. Z ciekawości znalazłem swoją odpowiedź w temacie "Który epizod jest najlepszy" i spróbowałem przeanalizować mój ranking ze względu na początkowe i końcowe sceny. I co ciekawe - można powiedzieć, że nawet się to zgadza.
Pierwsze miejsce to w moim wypadku TESB i ROTS ex aequo. TESB zaczyna się intrygująco. Po zobaczeniu ANH mamy jakąś wizję Luke`a, Rebelii i konfliktu galaktycznego. W pierwszej scenie TESB od razu robi się ciekawie - droidy szpiegujące, lodowa planeta, Luke na jakimś dziwnym stworze, bitwa naziemna i powietrzna jakiej w ANH nie było. O zwieńczeniu TESB nawet nie mówie, bo to chyba dla wszystkich fanów SW są kultowe sceny. To, że TESB jest pierwsze powoduje też nagromadzenie ciekawych i kultowych scen w środku, co dodatkowo potęguję ten efekt. Podobnie ROTS - w przeciwieństwie do poprzednich prequeli zaczynamy z grubej rury. Pamiętam, że przy tej scenie ( https://www.youtube.com/watch?v=ZZq53GloUhw ) w kinie oniemiałem, a potem jest tylko lepiej. Uwięziony Palpatine, walka z Dooku i lądowanie na Coruscant. Podobnie jak w przypadku R1 potem trochę akcja siada i może zacząć się nudzić. Ale wystarczy, że dochodzi do aresztowania Palpatine`a i zaczyna się jeden z najlepszych epilogów ze wszystkich epizodów Star Wars. W moim przypadku nawet te lekko wynudzające sceny na Coruscant w środku filmu nie mają znaczenia jeśli film tak dobrze się zaczyna i kończy.
Następne filmy, które również umieściłem na równi to ANH, TFA i R1. I pewnie zaraz ktoś powie, że TFA to gniot. Ale w moim przypadku nawet jeśli juz nie do końca chcę mi się oglądać scen, np. na Takodanie to zawsze z ogromną chęcią oglądam atak Kylo Rena na miasteczko Tuanul + ucieczkę Finna i Poe + wstęp do Rey. Kurde, całe wprowadzenie postaci w TFA jest naprawdę nieźle zrobione. Potem podobnie jak przy R1 nie jestem już aż tak zainteresowany kiedy walczą z Ratharami, są na Takodanie czy w bazie Ruchu Oporu. Pełne zainteresowanie wraca dopiero kiedy zaczyna się atak na Starkillera (mimo, że to jest akurat jedyna zżynka która mnie szczerze denerwuje). Film kończy się emocjonalną śmiercią jednej z najbardziej uwielbianych postaci tego uniwersum, świetnym pojedynkiem Kylo z Finnem i Rey, a wisienką jest cliffhanger z Luke`iem.
Tak jak te filmy, które cenię najwyżej może nie do końca oddają sens tego posta to dużo bardziej widać to w przypadku najgorszych moim zdaniem filmów. A wygląda to w ten sposób:
6. ROTJ
7. TPM
8. AOTC
Powiecie - jak to ROTJ na 6 miejscu, gorszy od TFA i ROTSa, no chyba Cie po$%^#@&. No ale właśnie taki mam odbiór tego filmu. Bo mimo, że lubię sam środek, przygotowania do bitwy nad Endorem, sceny na Dagobah, całe zakończenie, to wprost nienawidzę prologu w pałacu Jabby. Nie mam pojęcia dlaczego, ale tak bardzo nie trawię tego początku, że rzadko kiedy wracam do ROTJ. Na siódmym miejscu - TPM - i tu znowu to samo. Początek TPM z Qui-gonem i Obim, Separatystami i spotkaniem Jar Jara na Naboo jest dla mnie bardzo słaby. I to nie jest tak, że hejtuje TPM w całości, bo kiedy pojawia się Maul zaczyna się robić ciekawie. Cały motyw z podracingiem i zakładami z Wattoo to jedne z moich ulubionych scen w tym uniwersum. Po czym film ponownie kończy się.. średnio. Może i walka z Maulem jest fajna, ale bitwa na Naboo to znowu nic ciekawego. Na ostatnim miejscu jest u mnie AOTC. W tym filmie początek jest tak nudny, że bardziej się chyba nie da. Po czym nawet środek filmu tego nie rekompensuje. Można by rzecz, że od walki na Geonosis robi się ciekawiej, pewnie część z Was lubi już ten fragment, ale mi osobiście bitwa na Geonosis i walka Dooku nie bardzo leży. Jedyny plus to ostatnia, ostatnia scena rozpoczynająca wojny klonów.
Jakby tak np. porównać Rogue One i ROTJ to bardzo możliwe, że proporcjonalnie jest więcej scen w ROTJ, które lubię oglądać i cenię je, ale jak tak bez większego zastanowienia próbuje stworzyć taki ranking i staje mi przed oczami cały prolog ROTJ u Jabby to automatycznie film ląduje niżej. Za to kiedy myślę o ROTSie to zapominam o tym, że przez prawie połowę filmu jestem wynudzony, za to pamiętam absolutnie fantastyczny początek i koniec.
Jestem przekonany, że nie wszyscy tak macie, bo pewnie jedni są mniej, inni bardziej na to podatni, ale ciekawi mnie czy macie podobnie jeśli chodzi o odbiór filmów Star Wars. I to już nawet nie mówie o ocenie po ~10 seansach, bo wtedy człowiek zaczyna się zastanawiać, ale po wyjściu z kina. I tu najbardziej liczę na odpowiedź jeśli chodzi o TFA i R1, bo jeszcze pewnie pamiętacie swoje wrażenia po pierwszym seansie. Ciekawi mnie czy aktualna ocena tych filmów różni się od tego co uważacie aktualnie - po przemyśleniu tego, po kilku seansach.