Żeby trochę wskrzesić ten temat zainspirował mnie ostatni film Seva o Luke`u, a także krótka rozmowa w pracy. Rozmawiamy sobie o czymś i w jakiś dziwny sposób ktoś nawiązał do Hana Solo. Ja wtedy odpowiedziałem na pytanie dodając:
"No ale Han nigdy nie był moją ulubioną postacią w SW."
"To kto był? Vader?"
Wtedy przeleciała mi przez głowę masa postaci: Luke, Yoda, Vader, R2, Kenobi, Maul, Thrawn, Revan, Kylo, Tarkin, Dass Jennir, Quinlan, Leia, Wedge, Lando.. I zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie z czystym sumieniem wybrać jednej, ulubionej postaci. Tworząc ten temat podałem Tarkina i na pewno uważam go za jedną z najmocniejszych postaci w tym świecie, ale chyba jednak nie uznałbym go za moją ulubioną postać.
Odejdę trochę od tego kto jest najlepszy, bo zdałem sobie sprawę, że to właściwie nie ma znaczenia. Siłą SW jest to, że w tym świecie znajduje się ogromna masa postaci, które uwielbiam. Na prawie tym samym poziomie. Cenię Yodę za to, że jest postacią absolutnie oryginalną, nietypową, kultową. Podobnie zresztą Vader, który dodatkowo jest bardzo silnie wzbogacony przez komiksy (albo może spłycony?). Z drugiej strony mamy postacie takie jak Tarkin czy Maul, które pojawiają się w filmach tylko na trochę, ale były na tyle interesujące, że zapisały się mocno w pamięci fanów. Jest też Revan, bohater jednej z najbardziej kultowych gier - postać działająca na zupełnie innej płaszczyźnie niż główni bohaterowie, ale będąca tak kultowa, że większość ludzi zna go lepiej niż bohaterów sequeli. Mamy Thrawna, który był już wystarczająco rozbudowany i uwielbiany w Legendach, a teraz Zahn rozwija go w równie fajny sposób w Nowym Kanonie. Jeszcze z innej strony patrząc, SW jest pełne droidów, które uwielbiamy - R2, C3PO, BB8, HK-47, K2.
Wielu z Was pewnie się ze mną nie zgodzi, ale jeśli już miałbym wybrać najlepszą postać to byłby to chyba Luke, ale postrzegam go tak dopiero od epizodu 8. Często widzę taką opinię: w OT Luke był jednowymiarowy, typowy dobry charakter, który ratuję galaktykę, a dopiero w sequelach poznajemy głębię jego charakteru. Z drugą częścią zgadzam się w pełni, ale w OT wcale nie był jednowymiarowy. W ANH i TESB mamy Luke`a, który jest bardzo nadgorliwy, reaguje bardzo emocjonalnie, nie do końca wierzy jeszcze w Moc, nie potrafi jej zawierzyć. W ROTJ zachodzi w nim przemiana, staje się pełniejszy jako Jedi, ale to nie oznacza, że jest pozbawiony rozterek. Co widać doskonale w scenie finałowej, kiedy niewiele brakuje do tego, żeby Luke pokonał Vadera i stanął po stronie Imperatora. Albo go też rozjechał i sam rządził galaktyką. Kto wie. Ale mimo tych emocji, których Jedi teoretycznie nie powinien mieć, Luke się powstrzymuje. I dokładnie to samo widzimy w druzgocącej w skutkach scenie odpalenia miecza świetlnego nad młodym Benem Solo. To są dokładnie te same mechanizmy, może uśpione przez wiele lat? A może cały czas pomiędzy ROTJ i TFA Luke działał w ten sposób. Tylko, że tym razem kiedy Luke się ocknął, było już za późno. Po czasie Luke widzi, w swojej historii i w historii Jedi za czasów Wojen Klonów, że zasady przyjęte przez Jedi zupełnie nie działają. My jako widzowie czuliśmy to oglądając prequele, Luke odczuł to na własnej skórze próbując odbudować Zakon Jedi na swój sposób. W swój pokrętny sposób zamierza wycofać się, widząc, że jego działania przynoszą skutki gorsze niż gdyby pozostał w cieniu. Czy jest to z jego strony najlepsza decyzja? Prawdopodobnie nie, ale wszyscy popełniamy błędy. Nienawidzę postaci filmowych/książkowych, które błędów nie popełniają. Jestem też absolutnie zachwycony sposobem w jaki Luke wraca. Nie staję przeciwko Benowi po to by go zabić tak jak Kenobi (prawie) zabił Anakina. On udaremnia jego plany, ratując innych i jednocześnie ośmieszając Bena. Sam przy pierwszym seansie byłem trochę zawiedziony tym, że Luke tak szybko dał sobie spokój z ratowaniem Bena twierdząc, że jest nie do odratowania. Tylko, że nie tak brzmiały jego słowa: "I can`t save him". ON nie może go uratować. Ale to nie znaczy, że ktoś inny nie może tego zrobić. Po wszystkim Luke odchodzi jako legenda przekazywana z pokolenia na pokolenie. Ludzie w galaktyce nie będą pamiętać czy w ogóle wiedzieć o jego życiu w ukryciu. Wszyscy będą wspominać o tym jak przeżył zmasowany ostrzał AT-M6, miecz świetlny nowego Supreme Leadera zupełnie nic mu nie zrobił i na koniec zniknął zostawiając Kylo we wściekłości.
Poza tym projekcja Mocy to jest coś co bardzo chciałem zobaczyć w kinie, tylko nie zdawałem sobie z tego sprawy