Bo kampania marketingowa Wonder Woman była umiejętnie prowadzona - w sposób pozytywny: "Hej, pierwszy film z superbohaterką w roli głównej!" (pomijając już fakt, że to stwierdzenie jest równie prawdziwe jak to, że Czarna Pantera była pierwszym filmem superhero z czarnym w roli głównej, no ale xD). Gal Gadot sprawia wrażenie inteligentnej, sympatycznej i stonowanej osoby, która po prostu zrobiła swoją pracę i zrobiła ją dobrze (chyba każdy się zgodzi, że to ona niosła ten film i z inną aktorką byłoby dużo gorzej). Film i postać WW dobrze rezonowały z kobiecą częścią publiki (przekonując do siebie nawet osoby które na codzień na kino superhero patrzą z politowaniem), jednocześnie nie zrażając do siebie męskiej części publiczności. No i mamy sukces.
Oba filmy szczyciły się silną bohaterką kobiecą, tyle że WW robiła to w sposób nienachalny, nikt z ekipy nie walił jakichś nawiedzonych, pompatycznych tekstów. A Brie Larson wydaje się być z tego samego wora co Daisy Ridley, czyli: palnę coś głupiego ale to wszystko w ramach podkreślania siły kobiet, równości, walki z patriarchatem (itd. itp...) więc jest spoko. A tu surprised_pikachu.jpg, jednak nie spoko, alienuję potencjalnych fanów swoim zachowaniem i prowokuję do hejtu xD
Pewnie, w jakimś stopniu oceny są zaniżane, zarówno CM jak i kiedyś TLJ. Tylko nie należy uogólniać i stwierdzać, że każda zła ocena to hejter, troll i bot i się nie liczy bo gdyby nie oni to film by miał 95%, wszystkim się podobał, krytycy to niestotny promil, prawdziwe dzieło sztuki alleluja. TLJ rzeczywiście podzieliło widownię i rzeczywiście była znacząca grupa widzów, której się po prostu nie podobało. I owego wskaźnika jakości na RT by nie zawojowało tak czy siak.
Ja poniekąd rozumiem zachowanie tych trolli. Samego bardzo mnie męczy zasłanianie się jakimiś ocenami z portali jako argumenty w dyskusji nt. jakości danego dzieła ("Nie podoba ci się? To się nie znasz, ten film na ROTTEN TOMATOES ma 93% świeżości, on jest super a twoje zdanie to margines!"). Więc z pewną dozą satysfakcji patrzę, jak owi zaniżający oceny zamykają buzie takim ludziom, sprowadzając wskaźnik niżej. Szczególnie, że dotyczy to praktycznie tylko takich rzeczy, które są popkulturalnie santo subito - Star Warsy, Marvele. Jeszcze przed premierą wielbionymi, gdzie ich fani hype-trainem taranują wszystkich którzy są mniej entuzjastyczni, a po premierze - nabijają kolejne rekordy w box office, chodząc po pięć razy na ten sam film. Oceny branżowe w najpopularniejszych portalach są albo bardzo entuzjastyczne, albo w najgorszym przypadku - stonowanie pozytywne. Jakby kolejne części disneyowskich seriali były nietykalne. Dodaj to tego polityczno-obyczajowe agitki ze strony działaczy SJW i około (film o czarnych!!! film z silną kobietą w roli głównej!! women power!!! black lives matter!! itd - sam wiesz), i naprawdę nie dziwi mnie, że są i tacy, którzy mają dość jeszcze przed premierą i chcą wsadzić temu hype-trainowi kij w szprychy, choćby dla wyładowania frustracji z powodu bycia wyalienowanym i atakowanym przez coraz bardziej absurdalne przekazy medialne. Ja to rozumiem, ja to nawet wspieram, bo bliżej mi właśnie do tych ludzi, którzy czują się wyalienowani, którzy z coraz większym niesmakiem patrzą na to, co się dzieje w mainstreamie.