Byłoby miło gdyby bohaterowie nie wymykali się po 17 razy z beznadziejnej sytuacji - to ja się zgodzę.
Ale czy to jest problem gwiezdnych wojen jako całości? W filmach chyba poza ROTJ i ratunkiem ze strony ewoków nie ma takiej sytuacji, że ratunek dla bohaterów jest jakiś bardzo naciągany.
Problem pojawia się dopiero przy serialach: The Clone Wars i Rebels (w przypadku TCW to jest nie tyle ciągłe ratowanie tych dobrych, co wieczne walki Dobrych i Złych, w których prawie nikt nie ginie i nic z nich nie wynika. Już nie mówię o tym jak to psuje klimat ROTSa, gdy się okazuje, że Anakin ostatni raz walczył z Dooku w zeszłym tygodniu, a Obi-wan pojedynkował się z Grievousem już 4 razy).
W przypadku seriali rolę grają dwa czynniki:
Pierwszy to jak słusznie zauważyłeś dzieciaczki.
Drugi to ten cały sztab twórców, których firmuje swoim nazwiskiem pan Filoni (dlatego dalej będę pisał tak jakby, to on ponosił za wszystko odpowiedzialność). Ja kolesia toleruje, ale generalnie uważam, że jest mierny. Przy czym trzeba mu przyznać, że jest też całkiem cwany - to jaki fanserwis chwilami odstawia to się w głowie nie mieści. Ludzie lubią Maula? dobre, ja jestem hojny pan, dostaniecie Maula. Thrawn? Dawajcie go. Mando są cool? Dostaniecie ich aż za dużo. Tym mnie facet kupił, przyznaje. Gdyby nie ten fanserwis to bym nawet okiem nie rzucił na TCW, ani Rebels. Sęk w tym, że takie kunktatorstwo rodzi problem - im więcej kogoś pokazujesz, tym bardziej fani go kochają, a więc trudniej go zabić. Pół biedy jak chodzi o zabicie Złego, to jeszcze jakoś potrafią zrobić (choć z trudem), ale zabicie Bohatera już ich przerasta. Najbardziej jaskrawym przejawem tego strachu przed zabijaniem bohaterów będzie sprawienie, że Vader nie zabił Ahsoki.