No i skończyłem Wiedmaka. Będą spoilery.
Rozumiem złość fanów książkowej sagi, którzy oczekiwali wiernej ekranizacji. Albo chociaż wiernawej. Bo o ile w pierwszym sezonie chociaż utrzymywali pozory, tak w drugim - po pierwszym odcinku - pozory te praktycznie porzucono, a zamiast tego mamy wesołą twórczość scenarzystów. Ze zdziwieniem natomiast odkryłem, że niespecjalnie mi to przeszkadza. Tak, skrzywiłem się widząc opętaną Ciri mordującą Wiedźminów, było to zupełnie niepotrzebne i jakoś takie... krzywdzące. Śmierć Eskela też z d..., znaczy - fajny wątek, ale czy ten Wiedźmin to musiał być AKURAT Eskel? No, nie musiał, to mógł być któryś z tych bezimiennych Wiedźmaków i nic by na tym historia nie straciła. No i Yen próbująca przehandlować Ciri za swoją magię... dobrze umotywowane, widzieliśmy tę jej obsesję na punkcie utraconej potęgi przez cały sezon, ale jednak to gryzie się z moim obrazem relacji Yen-Ciri na tyle mocno, że mnie odrzuciło. Te trzy rzeczy mi się nie podobały.
Drugi sezon Wiedźmina tak naprawdę jednak nie poszedł w kierunku, z którego nie będzie w stanie wrócić na tory wyznaczone przez Sapkowskiego. Główny wątek fabularny posunął się do przodu może nie za mocno, ale odhaczyliśmy kilka "książkowych" etapów. Twórcy dużo od siebie dodali, ale to nie stoi w sprzeczności z Sagą, przynajmniej w znaczącym stopniu. To nie tak, że odpłynęliśmy tu jak z telewizyjnym Lucyferem w porównaniu do komiksowego.
Jeśli jednak nie oceniać Wiedźmina jako adaptacji, tylko jako ot, serial, to jest bardzo dobrze. Historia jest ciekawa, postacie są świetne, czuć że Nefflix sypnął pieniądzem. Główną siłą napędową serialu - obok, oczywiście, fabuły, jest casting, który został przeprowadzony rewelacyjnie. Drugi sezon potwierdził moje wrażenia z pierwszego, czyli:
Henry Cavil to świetny Geralt,
Freya Allan to świetna Ciri,
Anya Chalotra to świetna Yen,
Anna Shaffer to świetna Triss,
Kim Bodnia to świetny Vesemir,
Joey Batey... a nie, chyba nikt nigdy w historii oglądania nie śmiałby narzekać na Jaskra <3 więc nawet nie piszę
i tak dalej. Oglądanie tych ludzi odgrywających swoje role sprawia mi sporą przyjemność. Nie jest dokładnie tak jak w książkach, no ale tego już nie oczekuję.
Fabuła ciekawa, może dzięki temu, że nie trzymali się książek i nie wiedziałem co będzie dalej, wciągnęło mnie bardziej niż gdybym po prostu porównywał z wydarzeniami które już znam? Wbrew smutnemu krytykanctwu, którego już się naczytałem na internetach, nie jest "głupio" ani "bez sensu"... no, poza jednym momentem, na którym trzeba zamknąć oczy (Yen i Cahir uciekający z egzekucji tego drugiego - XD XD XD co to było i jak to wyszło?!). Skoro już o tym wspomniałem, to dodam, że naprawdę nie warto czytać opinii innych, szczególnie na polskich zakątkach internetu, bo po parunastu minutach przeczytałem już krytykę właściwie każdego możliwego elementu serialu. Ja rozumiem, że coś się może nie podobać, ale w przypadku Wiedźmaka mamy w naszym narodzie takie malkontenctwo, że aż ciśnie mi się na klawiaturę nielubiane przeze mnie sformułowanie "hejt". Odsialiby się już ci niezadowoleni, może zrobiłoby się mniej toksycznie? (uwaga: nie piszę tutaj o nikim z Was, bo celowo nie czytałem Waszych opinii przed napisaniem swojej, więc bez obrazy. Jeśli ktoś mimo to poczuje, że opisuję jego postawę, bo mój zarzut pasuje do jego opinii, to... no cóż, musimy z tym jakoś żyć xD)
Ogólnie - mam swoje zastrzeżenia, uczucia są miejscami mieszane, ale jestem na tak, podoba mi się ten serial i z przyjemnością będę oglądał dalej. Widać, że twórcy mają na niego pomysł, i choć nie jest to pomysł pt. "wiernie zaadaptujmy Sapka!", to wciąż jest dobrze.