,,Gwiezdne Wojny - Wojny Klonów" są dla mnie świetną historią, sporą - może nie skarbnicą - ale jednak niezłą dawką wiedzy. Uwielbiam moment gdy załączam sobie kolejny odcinek i jakby zza widza zaczyna przesuwać się w przestrzeni ku dalekiemu pośród gwiazd punktowi: zółta ramka, której obramowanie złożone jest ze słów :Star i Wars, a w środku znajduje się główny napisany grubą czcionką tytuł ,,Clone Wars". Po tym ekran momentalnie czernieje jak ,,ciemna strona Mocy" by po chwili zmaterializował się na nim napis,morał jakaś myśl, czy sentencja - która założę się, że zawsze jest tą jedną z wielu ważnych dewiz czy Credo Jedi, gdyż jej treść wypowiadana przez lektora lub nawet sam lekko niebieskawy kolor nie odnoszą się chyba do Sithów czy innych akolitów Mrocznej Strony Mocy.
Końcowe odcinki drugiego sezonu ,,Star Wars - Wojen Klonów" były dla mnie taką fajną KinderNiespodzianką. Dostałem Rarytasik w postaci Ekipy Łowców Nagród, której przewodziła Aurra Sing, a do której należał m.in. jaszczurowaty gadzi Obcy: Bossk no i nawet Boba Fett. Nie spodziewałem się, że ten później najsłynniejszy Łowca Nagród w Galaktyce będzie aż tak bardzo mścił się na Mace Windu. To ten Jedi zabił jego ojca - Jango Fetta, którego DNA - co nie miałem kompletnie pojęcia aż do obejrzenia odcinków 02x21-22 ,,The Clone Wars" - posłużyło za podstawę do stworzenia Armii Klonów dla Republiki. Jednym słowem: świetne rozszerzenie do historii Boby, który już jako młodziak miał zadatki na Łowcę i który kompletnie nie akceptował tym kim jest.