Ostatnio bardziej niż kiedykolwiek uderza mnie jedna rzecz. Wzburzenie, które powodowała, stopniowo rosło, aż nareszcie przekroczyło pewne granice. Nie chodzi mi tu o kolejne powtórzenie nudnego frazesu, jakim jest "Bastion zszedł na psy", bo nie o to tu chodzi. Po pierwsze, problem jest znacznie szerzy, a po wtóre poza podobnym brzmieniem mój zarzut ma z powyższym stwierdzeniem niewiele wspólnego.
Powszechną wadę, jaką zarzucam wszystkim ludziom bez żadnych wyjątków jest skłonność do krytyki dla samej krytyki. Bezpodstawne oskarżenia i narzekania tylko dlatego, że ktoś chce dobrze. Ile razy dziennie w naszym otoczeniu takie zdarzenie ma miejsce. Nie szukając daleko: sam Bastion. Większość z was nie byłaby nawet w stanie zrozumieć tego, co napisał, żeby strona działała. Poświęca na to mnóstwo czasu wolnego, który mógłby spożytkować na własne przyjemności. Co dostaje w zamian? "Te kolory się gryzą." "Nie można tego zrobić estetyczniej?" "E, może być, ale szału nie ma." To cud, że Rusis wciąż tu jest.
Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie macie pojęcia, jak często zdarza się coś takiego: ktoś stara się coś zorganizować, męczy się, pompuje mnóstwo energii i środków, żeby wyszło jak najlepiej. A tu komuś się nie chce, ktoś to olewa, ktoś przychodzi, ale wiecznie niezadowolony wszystko krytykuje. Jeszcze inny przykład sprzed kilku dni. Moja klasa organizuje dzień kobiet. Jest świetny pomysł, dokładny plan, obowiązki podzielone, a ktoś - jak w demokracji szlacheckiej - zaczyna narzekać i się sprzeciwia chyba dla samego tylko sprzeciwu. Przez jedną osobę wszystko idzie w ruinę. Nie da się zadowolić wszystkich, ale litości...
Naprawdę ciężko stwierdzić, czemu tak się dzieje. Na pewno od dawna - pokrewny problem dokładnie ukazany w "Lalce", a przecież jeszcze czasy liberum veto - i nie tylko w Polsce, jak wielu twierdzi. By to udowodnić, wystarczy spojrzeć za granicę. Ale jak to jest, że jeden człowiek zniszczy, ukatrupi, zrobi wszystko, by drugi upadł? Nawet za cenę jeszcze większego swojego nieszczęścia? Dlaczego ludzie są tak krótkowzroczni? Może się kiedyś dowiemy. Dość, że niszczenie idzie im świetnie.
Jak mówiłem, chęć dotyczy wszystkich, i o ile przeciwstawia jej się chęć pomocy, wszystko jest w porządku. Ale u tak wielu ludzi przeważa niszczycielska natura, i to nie czasami, jak można by zaakceptować, ale chyba zawsze.
Więc można zadać sobie pytanie: po co to piszę? Ww. większość zrobi to, co potrafi najlepiej, czyli będzie hejtować. Ci rozsądni zaczną się zastanawiać. Ale ja napisałem to w jednym celu, dosyć prozaicznym zresztą: chciałem powyzywać tą większość żeby poczuć się lepiej. I nawet pomogło, a może będzie miało na kogoś pozytywny wpływ? A co tam, zaapeluję do wszystkich: nie niszczmy siebie nawzajem. Nie krytykujmy się bez powodu. Nie psujmy czyjejś ciężkiej pracy. Współpracujmy, a świat będzie lepszy dla wszystkich.
"Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; [...] Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, w belki w swoim nie dostrzegasz?" (Łk 6,37 i 6,41)
Cóż, ja idę pracować nad sobą, wam życzę miłego hejtu mnie, tematu i wszystkiego, co lepsze od was. O ile ktoś nie wpadnie na genialny pomysł usunięcia tematu (jak w poście! :O). Pa pa.
(Jeśli jakimś cudem czyta mnie ktoś ogarnięty to proponuję kontemplację, pracę nad sobą i przekazanie myśli dalej. Jak do was dotarła to może przez was do kogoś jeszcze?)