Cóż, z jednej strony ogromna ulga, bo żyją i byli o włos od wejścia na pokład samolotu, który się rozbił krótko po starcie. Z drugiej jednak stracili wieloletnich przyjaciół, współpracowników, artystów, z którymi działali od dawna. Cieszę się, że chociaż trzech solistów przeżyło, ale to kropla w morzu jeśli spojrzeć na to jak duży był skład Chóru Aleksandrowa lecący do Syrii.

Jeśli chodzi o tym soliście, o którym mówisz, to czytałem, chociażby tutaj: http://muzyka.onet.pl/newsy/jednego-z-trzech-ocalalych-czlonkow-choru-aleksandrowa-przed-smiercia-uratowaly/t9ss6b

Musi być cholernie szczęśliwy, bo nie dość, że poród przeszedł prawidłowo i został ojcem, to jeszcze będzie mógł być tym ojcem naprawdę, a nie tylko we wspomnieniach matki, które by przekazała dziecku. Krótko mówiąc można powiedzieć, że jest to żywy przykład człowieka, który "wygrał życie".

Racja, powiedzą że to nie oni, tak samo jak z Smoleńskiem