TWÓJ KOKPIT
0
FORUM Wioska Gungan w Lesie Ewoków

Władca notatnikow

Jackson 2003-09-21 15:03:00

Jackson

avek

Rejestracja: 2002-06-07

Ostatnia wizyta: 2024-11-17

Skąd: Wioska Gungan

I znow tekst znaleziony w Tawernie RPG. Autorem jest nie jaki Mal`Ganish

======================================
<kobiecy głos czytający prolog>


Ashaforanamurkoktajlmercedes. Świat się zmienił. Wiele z tego, co było przedwczoraj, nie będzie pojutrze.




Władcy Notatników: Drużyna Torpedy





Trzy notatniki były dane elfom, pięknym i inteligentnym. Siedem dostali krasnoludzcy królowie, silni i odważni. Dziewięć było danym recenzentom, słabym i chciwym. Ale był jeszcze jeden notatnik... Smuggler, Władca Ciemności, stworzył jeszcze jeden notatnik. Jeden, by kontrolować wszystkie. Wielka i krwawa bitwa miała nastąpić <tu maszerują pancerne dewizy policyjne> nazwana „Ostatnim przymierzem administratorów i użytkowników” <W tej scenie wielka bitwa. Policjanci gazem i pałkami gromią korki i skaytów. W pierwszym szeregu Falka i RIP miażdżą bez litości> Zwycięstwo było blisko! <RIP się cieszy> ...ale moc Notatnika była nieograniczona... <na scenę wchodzi Smuggler, ubrany jak Darth Vader. Pokazuje przeciwnikom swój Notatnik, pełen zmian terminów i deadline`ów. Rycerze padają, mdleją i umierają. Upada RIP, podbiega do niego Falka> I wtedy, kiedy cała nadzieja wypełniła się, Falka, córka Chaosu, podniosła bazukę swojego wujka i przy***** Smugglerowi z bliskiej odległości w korpus <Smuggler mruczy „Oh shit” i wybucha><W rozsypanych kawałkach ciała Falka znajduje notatnik, podbiega do niej krasnolud Baro>

- Falka! - krzyczy - Musisz wyrzucić Notatnik do otchłani chaosu! - pokazuje na gigantyczny kosz z makulaturą. - To jedyna metoda uwolnienia się od zła!
- Nieee... - mruczy złośliwie Falka przeglądając zapiski i notatki. - Należy do mnie i tylko do mnie!

Po czym odchodzi.

<znowu cholerna narratorka>
Jednak Notatnik zdradził Falkę, wpadła za oszustwa podatkowe, a on wylądował w kanałach. Znalazł go tam pewien szaleniec i zatrzymał. Jednak i jemu nie było dane długo go posiadać. I wtedy wydarzyło się coś, czego Notatnik nie przewidział. Został znaleziony przez najbardziej nietypowe stworzenie...

Txtwritera.





O znalezieniu Notatnika





Txtwriter nazywał się Equinoxe, mieszkał w małym kraiku nazywanym Tawerną lub po prostu Shityear. O znalezieniu Notatnika napisał w swym pamiętniku „Zwyczajni, niezwyczajni”, bezpiecznie zatytułowanym „Gdzieś i z powrotem”. Otóż pewnego dnia do motelu, który prowadził, przybył czarodziej GhanD Zielony i trzynastu krasnoludów. A nie był to nikt inny jak Baro Żelazna Czacha i parszywa dwunastka. Equinoxe, znudzony dotychczasową egzystencją, przyłączył się do wyprawy. Nie będziemy pisać co było dalej, kupcie „Gdzieś i z powrotem”. Zdradzę tylko, że wyprawa zakończyła się sukcesem. Bazyliszek został zabity (jak sądzono...), a skarb zdobyty (unikalna kolekcja bonów McDonalda i autografy polskiej reprezentacji szachistów). Podczas wyprawy dokonano wiele głupich i bezsensownych czynów, ale interesuje nas jak Equi zdobył Notatnik. Podczas powrotu drużyna została zaatakowana przez oddział korków. Equi wycofał się na z góry ustalone pozycje i wpadł do szybu na bieliznę. Obudził się w brudnym kanale, gdzie spotkał małego, pokracznego człowieka. Był on niegdyś prowadzącym teleturnieje i zadał Equinoxowi serię pytań. Co było dalej, nikt nie wie. Jedna wersja głosi, iż Equi wygrał turniej i zgarnął Notatnik jako nagrodę. Bardziej prawdopodobna wersja twierdzi, że uśpił potwora wykładem o „cennym czasie”, a Notatnik wziął przez przypadek. Txtwriterzy są istotami z natury dobrodusznymi i życzliwymi, dlatego wpływ Notatnika był słaby. Equinox wykorzystał zawarte w nim informacje i rozbudował sieć Hoteli Grand*****. Nigdy nie powiedział nikomu, co się wydarzyło w kanałach. Jednak po roku bogactw do Bug End przybył GhanD i powiedział Equinoxowi o jego strasznym przeznaczeniu.





A miało być tak pięknie...

- Witaj GhanD, przyjacielu. Dawno nie byłeś, co cię zatrzymało?
- Nie czas o tym, przybywam w ważnej misji.
- Co ty? Przecież bazyliszek zabity...
- Chodzi o notatnik.
- Jaki notatnik? - spytał Eqi chowając notatnik do kieszeni.
- Ten - powiedział GhanD - który chowasz do kieszeni.
- Achaaa... ten notatnik!
- To nie jest zwykły śmieć papierowy.
- Wiem, jest pełen przydatnych informacji i ...
Czarodziej spojrzał na przyjaciela, wziął głęboki oddech i wyrwał mu notatnik.
- Ej, no co ty? To moje! - Eqi próbował przechwycić notes od dwa razy większego starca.
GhanD wyrzucił notesik do płonącego kominka, po czym wyjął go bez użycia rękawic. Na pierwszej stronie zalśnił napis:

Jeden, by wszystko kontrolować
Jeden, by wszystkim władzę wyperswadować

- Co to jest? - spytał Eqi nie kryjąc zdumienia.
- To kawałek prastarego wiersza napisanego przez bliżej nieokreślonego grafomana. W pełni brzmi on:



Ten notes sam wyprodukowałem
I żadnego Vat-u nie opłacałem
Dla Tawerny wielka zmora
Daje super moc, lecz przmienia w potwora
Jeden, by wszystko kontrolować
Jeden, by wszystkim władzę wyperswadować


Tłumaczonego również:


Trzy notesy dla elfów za twarze
Siedem dla krasnali za zadymy w barze
Dziewięć dla recenzentów
Chciwych, naiwnych (wielkich galantów)
Jeden notes dla Smugglera na AR tronie
Jeden, by wszystko kontrolować
Jeden, by wszystkim władzę wyperswadować


- Smmuu...Smugggglerrr? - Eqi cały dostał drgawek. - Ale go już nie ma!
- Nie wierz we wszystko co przeczytasz - powiedział Ghand. - Jeśli Smuggler odzyska notatki, cały śwat będzie zgubiony! Już teraz moi szpiedzy zauważyli hordy skaytów i korek zmierzających do Shityaer. Musisz brać Notatnik i walić na Wielki Zjazd Wolnych Plemion w Valkirii, tam zdecydujemy co robić dalej. Mam jeszcze parę spraw na głowie, więc dołączę do ciebie w Barze „Pod garbatą małpą” za cztery dni. Weź zaufanych towarzyszy i nikomu nic nie mów!
- A nie może tego odwalić mój siostrzeniec? Ma zadatki na bohatera!
- NIE! Ty to zacząłeś i ty to skończysz! Jasne? Kuma gitara? Czujesz bluesa? To do zobaczenia za cztery dni w Blee. Nara.





GhanD wypadł równie nagle co wpadł. Equinoxe był zaskoczony, że jeden człowiek jest w stanie powiedzieć tyle słów w ciągu niespełna minuty. Spojrzał na Notatnik i zrozumiał, że coś się kończy i coś się zaczyna.





Czworo to już mafia.





Equino wyruszył nad ranem. Zabrał ze sobą trzech zaufanych towarzyszy (i towarzyszek!): Gwintora, Bazyla i Everanta. Txtwriterzy hołdowali bowiem starej zasadzie, że w grupie każdego można skopać. Bazyl nie był txtwriterem. Był on smokiem z jaskini, z którym Eqi dogadał się i zatrudnił go jako ochroniarza. Gwintor był z kolei wybitnym strategiem, który wygrał wiele bitew figurowych. Everant był nie-wiadomo-skąd najemnym awanturnikiem. Podróż szła gładko.

- Daleko jeszcze? - nudził Bazyl.
- Zobaczmy, to będzie... - zamyśliła się Gwintor trzymając mapę do góry nogami - chyba prosto....
- Nie ma żarcia - stwierdził Ever. - Gdyby ten jaszaczur tyle nie żarł....
- JA CHCĘ PERTYFIKOWAĆ! - nawrzeszczał zgadnij kto.
Equi westchnął. Zapowiadała się „wesoła” przygoda. Jednak wbrew wszystkim zapowiedziom, droga była krótka. Dotarli do Blee po czterech tygodniach. Przez ten czas nie działo się nic ciekawego, ot tylko zmagania ze zmutowanym drzewem, spotkanie najstarszej istoty świata i walka z upiorami mogił. Zwykła normalka.





Blee była małym, bagnistym miasteczkiem w którym administratorzy i txtwriterzy żyli zgodnie i w pokoju. Od razu zauważyli karczmę z szyldem małpy z skrzywieniem typu „S”. Weszli do środka. Karczma była ludna o tej porze, ale Equinoxe nie zauważył nikogo podejrzanego. Było tam trzech wiedźminów, dwóch Zabójców Trolli, siedmiu Hitmanów i paru wieśniaków. Equi zagadał do starego karczmarza.
- Przepraszam, czy jest tu GhanD Zielony, czarodziej i kabareciarz?
- GhanD? Zara, zara, zara... Tak, pamiętam go. Taki stary, garbaty dziadek noszący hawajską koszulę i trzy kilo amuletów?
- Tak, to on! Co z nim?
- Czekał na jakiś sojuszników z tajną misją, jakieś trzy tygodnie temu.
- Trudno, może wróci... cztery piwa proszę.

Drużyna rozsiadła się wygodnie przy brudnym stolik. Eqi poprosił pozostałych o nie mówienie o „nie wiecie czym”, a Bazyla o nie atakowanie gości. W trakcie spożywania alkoholu Eqi poczuł na sobie czyjś wzrok. Dyskretnie rozejrzał się i zobaczył wyglądającego groźnie, zamaskowanego szlachcica w ciemnym kącie. Jarał skręta i wpychał sobie coś do nosa.
- Przepraszam - zagadał przechodzącą kelnerkę - kto to jest, ten tam, o tam?
- To niebezpieczny człowiek - odpowiedziała szeptem kelnerka - jest czatownikiem z północy, a nazywają go Longinus. Na waszym miejscu uważałabym na portfele.





Nastała ciemna noc, wszyscy w Blee dawno spali. Strażnika zbudziło stukanie do bramy. „Jak to dzieciaki, to chyba zatłukę” pomyślał. Otworzył wizjer i zobaczył ładunek C4. BUM! Zanim zdążył krzyknąć, już leżał przygnieciony potężnymi wrotami. Po jego spłaszczonych zwłokach przejechało dziewięciu motocyklistów w czarnych kurtkach. Natychmiast podjechali pod karczmę i udali się na piętro nie budząc żadnych podejrzeń ze strony licznych gości „Garbatej Małpy”. Wkradli się do korytarza dla gości. Jeden z upiorów szykował się do klejenia plastiku na drzwiach, ale drugi go powstrzymał i nacisnął klamkę. W ciemnym pokoju dostrzegli śpiących txtwriterów, przykrytych kołdrami. Upiory przykręciły tłumiki do berret i na umówiony sygnał odpaliły.
BANG! BANG! BANG!
Wpakowały całe kilogramy śrutu, zanim zorientowali się, że coś jest nie tak. Pod kołdrami były ukryte manekiny! Jeden z nich trzymał kartkę:


Na górze róże,
Na dole fiołki,
Ja nie mogę,
Jakie z was ciołki!


Demony rozzłościła taka bezczelność. Zaczęły krzyczeć, kląć po góralsku, tłuc meble i z rozmachu zabiły karczmarza.

- Dobrze, że panu zaufaliśmy, panie Longinus - rzekł Everant obserwując przez lunetę zabawną scenkę w kamienicy naprzeciwko.
- Mówcie mi Longi - powiedział czatownik chowając noktowizor - skoro teraz mi wierzycie, że jestem kumplem GhanDa. Jutro wyruszamy do Valkirii, legendarnej stolicy fantazy.
- Po co?
- Po to - opowiedział czatownik.
Equinoxe nadal patrzył przez lornetkę na Upiory robiące rzeźnię w karczmie.
- Kim oni są? - spytał nie wiadomo kogo.
- Niegdyś byli wielkimi pisarzami recenzji gier komputerowych - powiedział Longinus. - Jednak Smuggler skusił ich notatnikami, proponując wieczne życie. Nosili je tak długo, aż ich ciała znikły. Pozbawieni naturalnej postaci i poczucia humoru podróżują po świecie, zabijają dla kasy i piszą kiepskie felietony. Są lojalni wobec Smugglera, a ponadto nie można zabić ich bronią zwykłą, niemagiczną. Nazywają ich Smaggulami.
- Zatem to straszni przeciwnicy.
- Tak, każdy wart 2.000 exp.





Zadyma na drodze i spotkanie Luinil





Drużyna nareszcie zdobyła towarzysza, który miał geografię na poziomie większym niż jeden. Drogi stały się krótsze i przyjemniejsze. Pokonywali 40 kilometrów dziennie, co było 10x tego, co dokonywali wcześniej. Kiedy nastała noc, zatrzymali się na doskonale widocznym pagórku. Po zjedzeniu wieczerzy z upolowanego łosia Longinus rzekł:
- Zaraz wracam, nie ruszajcie się stąd - ostrzegł.
- A dokąd idziesz? - zapytał ciekawski Everant.
- To moja sprawa.
- No powiedz.... - naciskał Ever.
- No... idę odcedzić kartofelki...
- Słucham?
- No... si-si, ka-ka, siu-siu...
- Przepraszam, nie rozumiem...
- ODLAĆ SIĘ!
- Achaaa...trzeba było tak od razu.

Minęła dobra godzina dobrej nudy, a Longi, czatownik z Północy, nie wracał. Equinoxe próbował zasnąć, ale warkot jakiś silników nie pozwalał mu na to już od godziny. Zdenerwowany wstał i zobaczył czterech Smagguli parkujących pod pagórkiem. Zbudził pozostałych.
- Co robimy? Ich jest tyle samo, ale mają przewagę taktyczną! - biadolił.
- Zostawcie ich mnie! - zawołał Bazyl, po raz pierwszy uśmiechnięty.
- Eee... Bazyl... Nie możesz ich pertyfikować, oni nie mają materialnej postaci...
Bazyliszek spojrzał zdziwiony na towarzysza. Nagle wpadł w histerię.
- WSZYSCY ZGINIEMY!!!!!!!!
- USPOKÓJ SIĘ - Everant przywalił mu siedem razy w twarz. - JESTEŚ Bazyliszek Królewski, masz żądło, masz skrzydła, budzisz strach! Walcz jak na bazyla przystało!
- Racja... - wydyszał gad - sorry, poniosło mnie.
- Przyjmijmy wojenne postawy, zaskoczymy ich - zaproponował Gwintor.
Jedak kiedy słudzy zła weszli na pagórek, odwaga prysła, a morale padły. Wszyscy pochowali się w krzakach, z wyjątkiem Equino, który miał kiepską inicjatywę. Czterech oprawców otoczyło go zabójczym pierścieniem. Jeden z nich wyjął kopertę i sypnął białym proszkiem prosto w twarz txtwritera. Już szykowali się, bo go ukatrupić, gdy nagle...
- ŁYCHAAAAA!!!!!!!
Z lasu wypadł Longinus, wymachując złamanym baseballem jak szaleniec. Padł pomiędzy wrogów jak skunks do tramwaju. Zasypał ich gradem ciosów, których nie byli w stanie odparować ani uniknąć, mogli tylko się cofać. Jeden oberwał po głowie, drugi w korpus, trzecie w miejsce, gdzie kiedyś miał narząd rozrodczy. Czatownik atakował z szybkością prokuratora, walczył z gracją baletnicy i zapałem kibica. Smaggule załamały się takim poziomem walki i uciekły do swoich cennych motorów. Wszystko wyglądało na zwycięstwo, dopóki Eqi nie upadł blady i różowy jednocześnie. Longi podszedł do niego, zjadł szczyptę proszku i wypluł z pogardą.
- To wąglik, straszliwa broń nieprzyjaciela - wyjaśnił. - Policzmy: jedynym miejscem, gdzie mogą cię leczyć, jest Valkiria. Mamy do niej jakieś siedem dni drogi na pieszo. Umrzesz za dwa. Módl się o cud, albo pisz testament.
- Naprawdę nic nie możemy zrobić? - spytał Bazyl szlochając.
- W sumie możemy - stwierdził czatownik. - Musimy tylko znaleźć „trawkę”, ona spowolni wirusa.
- Trawka? Ten chwast bez zastosowania?
- Tak, ten. Ja poszukam na prawo, wy na lewo.

Po 2 filmowych sekundach Longi znalazł trawkę. Schylił się i sposobił urwać, gdy nagle ktoś przyłożył mu gnata do skroni.
- Proszę, proszę - usłyszał znajomy, melodyjny kobiecy głos - czatownik przyłapany na nieuwadze...





Eqi czuł się źle. Miał kaca, jakiego jeszcze nie miał żaden żywy. Świat wirował, zmieniał barwy, po ziemi biegały małe krasnoludki i zielone ludziki. Nie wiedział czy to sen, ale nagle pojawił się czatownik z ubraną w wojskowy uniform elfką.
- Eqino, słuchaj mnie uważnie - usłyszał zniekształcony głos czatownika - to jest Luinil z Zielonych Beretów. Ma transport, zawiezie cię do stolicy.
Na polanie sto metrów dalej stał starannie wypucowany biały kabriolet z rejestracją „SMELL THIS”. Wspólnymi siłami czatownik i elfka wrzucili Eqa na przednie siedzenie.
- Jak mi zarzygasz tapicerkę, to normalnie nie zdążysz powiedzieć „przepraszam” - pocieszała go elfka.
- Burbubabul... - podziękował Eqi.
- A ty „wojowniku” - kontynuowała elfka - powstrzymuj jak tylko długo możesz tych popaprańców z tanich horrorów. A w Valkirii pogadamy o pieniądzach, które ty kiedyś ode mnie...
- Jedź już - ponaglił czatownik z kwaśną miną.





Gdy tylko przejechali pierwsze cztery kilometry, Eqi od razu poczuł się lepiej. Wiatr miło wiał we włosy, a w radiu grała spokojna muzyka. Już dawno przekroczyli Klimatyczną Granicę Hollywood, z równikowego lasu wyjechali na pustynne stepy. Luinil gwizdała do rytmu, gdy nagle spojrzała w tylne lusterko.
- Mamy towarzystwo - powiedziała przyciskając gaz do dechy.
Za białym kabrioletem goniło dziewięciu motocyklistów Smugglera. Trochę się zmienili od czasu, gdy Equinoxe ostatnio ich widział. Ubrani byli w brązowe kapelusze, niebieskie jeansy, skórzane, brązowe kurtki i buty z ostrogami. U pasów nosili pepesze i lassa. Do przednich świateł motorów przyczepili bycze rogi. Mieli ogromne przyspieszenie, powoli ich doganiali.
- Nie bój nic - powiedziała z uśmiechem elfka - to specjalny model samochodu z filmów o Bondzie. Jest specjalnie przystosowany do takich sytuacji.
Po czy wcisnęła jeden z licznych guzików. Z bagażnika wypadły ze świstem dwie rakiety ziemia-ziemia. Niestety, wyboista droga utrudniła naprowadzanie. Jedna uderzyła w pobliską rafinerię, a druga w przydrożnego kojota. Elfka zaklęła po krasnoludzku i powciskała wszystkie guziki na raz. Uruchomiła liczne miniguny pokładowe, rozlała olej, wysypała pinezki, zapuściła zasłonę dymną, ale wszystko na nic. Upiory nadal jechały. Jeden dogonił ich i wskoczył na bagażnik.
- Przejmij stery! - krzyknęła odrywając kierownicę od tablicy rozdzielczej i podając ją txtwriterowi.
Poczęła okładać z całej siły psełdo-kowboja, ale ten dzielnie to znosił. Eqi, chcąc być przydatny, rzucił tym, co akurat miał w ręce w obrzydliwą twarz. Świsnęło, huknęło i napastnik już turlał się po ziemi. Jego towarzysze nie zatrzymali się, nawet zbytnio nie przejęli się tym, że przejechali kumplowi po twarzy.
- Dziękuje za pomoc - rzekła eflka - ale czy musiałeś to zrobić kierownicą????
Pozbawiony kontroli samochód przekroczył kolejną Granicę Klimatyczną Hollywood do klimatu umiarkowanego, będącą wielką rzeką.
- Na trzy skaczemy! - krzknęła elfka wstając - Raz...
Samochód z wielką siłą uderzył w stojące drzewo. Elfkę odrzuciło w pobliskie krzaki agrestu. Straszliwi Smaggule dojechali do rzeki i zatrzymali się. Equinoxe resztkami sił walczył z poduszką powietrzną. Luinil wypełzła z krzaków, spojrzała na swój ex-samochód, jęknęła, wstała i zawołała do nieprzyjaciół.
- Ja, Luinil, Miss Nastolatek 2002, nie pozwalam wam przejechać!
Blef się udał. Upiory Notatnika ostrożnie wjechały do rzeki, starając się nie zmoczyć drogich butów.
- Niechhh was choleraaa psieeee synyyyy - Luinil wyszeptała zaklęcie.
Przycisnęła wszystkie trzy guziki zegarka, który dziwnym trafem też pochodził z filmów o agencie 007. Parę metrów dalej, w elfiej elektrowni wodnej, eksplodowały umieszczone ładunki. Tama pękła, wylewając dziki żywioł.
- Czy coś słyszycie? - spytał upiór Yassiu towarzyszy.
Nagle zobaczyli pędzącą na nich falę uderzeniową wody. Zdawało się, że piana układa się w kształt pięści z wyprostowanym środkowym palcem. Potężna fala zmyła dziko krzyczące demony. To było ostatnie, co Equino pamiętał, zanim urwał mu się film.


Masz babo placek, czyli niespłacone długi.






Eqino obudził się w ciepłym miejscu z olbrzymim bólem głowy. Nagle stwierdził trzeźwo, źe skoro czuje ból, to znaczy, źe źyje. Otworzył zmęczone oczy i zobaczył znajomą twarz kanciarza i iluzjonisty.
- GhanD!
- Tak, to ja młody przyjacielu - powiedział starzec. - Było z tobą kiepsko, najlepsi znachorzy Valkirii nie dawali rady. Sir Torpeda zaproponował nawet wiercenie czaszki. Na szczęście znaleźliśmy lepsze rozwiązanie...
- Jakie?
- Twój towarzysz, Bazyl, jest odporny na wszelkie rodzaje wirusów i trucizn. Zaaplikowaliśmy mu wąglika i wszeszczepiliśmy jego szpik kostny tobie.
- Będę musiał mu bardzo podziękować.
- Niestety, jeszcze się nie obudził - GhanD pokazał na swój złamany, źelazny kostur. - Musisz jak na razie wypoczywać, za dwie godziny odbędzie się narada co zrobić z notatnikiem.






Po dwóch tak nudnych godzinach, źe trzeba było je pominąć, rada składająca się z pięciu przedstawicieli kaźdej rasy powoli rozkręcała się w ogrodach hippisów. Na wielkim tronie siedział Sir Torpeda, jeden z władców tej krainy. Eqi z zadowoleniem zobaczył swych towarzyszy: Longiego, Everanta, Gwintora i Lunili. Zobaczył nawet dawnego kumpla, krasnoluda Baro. Byli też tam królowie z królestw o dziwnych nazwach. Bazyla nigdzie nie było. Drzwi ogrodów otworzyły się i weszła dwójka elfów. Jednocześnie szurali butami, jednocześnie dyszeli i jednocześnie przepraszali za korki na głównej.
- Kto to? - spytał Eqi GhanDa.
- To Lorien i Zieziór, Elfy Godne - odpowiedział pytany. - Mają małe problemy z osobowością. Myślą, źe są jednym i...
- Bo jesteśmy jednym - odpowiedziały elfy idealnym chórem.
- Czy moźemy zaczynać? - spytał dostojnie Sir Torpeda. - O osiemnastej mam fryzjera i...
- NIE BEZE MNIE! - usłyszeli krzyk zza bramy.
Do ogrodu medytacji wpadła dziwna kobieta ubrana w strój w biało-czarne paski z numerem więziennym. Na rękach nosiła kajdany.
- Witamy szanowną Falkę - powiedział Torp. - Siadaj i nie przeszkadzaj! Widać więzienie Stanowe to dla ciebie za mało.
Falka uśmiechnęła się, zapewne myślała, źe to komplement. Torp chrząknął.
- A więc, współ-mieszkańcy Valkirii, stoimy przed pewnym problemem. Otóź domniemamy, źe Jedyny Notatnik został odnaleziony.
- Iiii...? - spytał krasnolud Baro.
- No cóź... Naleźał do Smugglera - odpowiedział.
Na dźwięk tego imienia Baro zakrztusił się lemoniadą. Miejsce, gdzie byli, zakrył na chwilę cień przelatującego sterowca.
- Tak, Smugglera - nawijał Torp. - Sądzimy równieź, źe jeśli odzyska Notatnik, czasy mroku i średniowiecza powrócą.
- Skąd wiadomo, źe to Jedyny Notatnik? - spytał jeden z ludzkich królów.
- Jest wiele symboli, jakie moźe odczytać mędrzec, Jarlu z Polanek Lorien - wtrącił GhanD. - Eqi, notatnik!
Eqino posłusznie oddał notatnik czarodziejowi. GhanD uniósł go tak, by wszyscy widzieli.
- Jest tu logo Mordowni, tytanowa okładka, numery top modelek i inskrypcja: ”Jeśli znaleziony, zadzwoń pod (0 71) 3436167 i poproś Smugglera”
- W TAKIM RAZIE TRZEBA GO ZNISZCZYĆ!! - zawołał Baro wyciągając topór. Zadał zamaszysty cios. Jednak w momencie zetknięcia notatnik błysnął, topór rozpadł się na kawałki, a Baro wylądował w fontannie 5 metrów dalej.
- To nie takie proste Baro, potomku Duriana Któregośtam - Sir Torpeda jako jedyny zachowywał powagę. - Notatnik trzeba wywalić do Odchłani Chaosu, którą inteligentni autorzy postawili pośrodku Mordowni.
- Musimy znaleźć kogoś, kto zaniesie go do Mordowni - powiedział GhanD. - Ale kto się podejmie?
- My moźemy - stwierdzili Lorien i Zieziór.
- Prędzej mnie fryzjer dorwie, niź zobaczę Notatnik w rękach elfa! - wrzasnął Baro wypluwając wodę.
- Coś powiedział kmiotku? - zapytała Luinil.
Wybuchła wrzawa. Zebrani przekrzykiwali się nawzajem, doszło do rękoczynów. GhanD uniósł oczy ku niebu, a Torp załamał ręce nad głupotą kolegów z wolnych plemion. Jedynym, który nie przyłączył się do mordobicia, był Equinoxe. Popatrzył na notatnik i zrozumiał, źe cokolwiek by nie zrobił, i tak zostanie Frajerem Roku. Postanowił uprzedzić fakty. Wstał i powiedział głośno:
- Ja poniosę Notatnik, chociaź nie znam drogi!
Wrzawa natychmiast uspokoiła się. Baro przestał walić głową jakiegoś elfa o drzewo. Lorien i Zieziór przestali robić „Double team up technik” Everantowi, a Falka przestała dusić Luinil łańcuchem od kajdanek.
- Ja cię poprowadzę, chociaź równieź jej nie znam - odpowiedział GhanD.
- To wielkie wyzwanie - rzekł Sir Torpeda - posyłamy Cię na pewną śmierć, ale to nic.
Longinus wstał i powiedział:
- Skoro ma umierać, niech nie umiera samotnie - tu podniósł swojego baseballa - masz mój kij!
- I moja snajperkę - powiedziała Lorien.
- I moje ingramy - dodał Zieziór.
- I mój topór! - podsumował Baro.
- Świetnie - ucieszył się Torp - od teraz jesteście "Parszy... tfu! "Druźyną Torpeda". Dołączy do was Everant, Gwintor, Jarl i Falka.
- A Bazyl? - spytał Longi.
- Jeszcze kuruje pęknięta czaszkę, - tu wymownie spojrzał na czarodzieja - macie moje błogosławieństwo. Equinoxe, ho no tutaj.
Eqi posłusznie podszedł do tronu.
- Twoja misja jest beznadziejna.
- Wiem - odpowiedział.
- Musisz był twardy!
- No... będę.
- Jak bulterier!
- Będę.
- Jak wściekły byk!
- Będę!
- Jak Lezli Nilsen w Nagiej Broni!
- BĘDĘ!
- No, to wynocha i z Notatnikiem nie wracaj!

Na polanę weszła Falka, która korzystając z okazji zmieniła mundurek na strój komandosa. Była cała obwieszona uzbrojeniem, miała CKMy, pistolety, noźe i granaty. Zrobiła krok do przodu... i padła na ziemię rozsypując naboje.
- Myślę - rzekł Sir Torpeda - źe wystarczy ci to - podał jej okrągły futerał.
- PATELNIA??!!
- Tak, naleźało do siostry stryja brata twojej sprzątaczki - wyjaśnił - jest cały pokryty runami. Został wyprodukowany przez Telemangoczyków. Smaźone na nim potrawy nigdy nie przywierają do powierzchni, a w walce zadaje 4k6 + 3Sił obraźeń.
- Dzięki!
- Oby ci dobrze słuźyła... A teraz: DRUŻYNA WYMARSZ!
- Poczekaj... – zaczął Jarl, – a co z Darkim? Jest wielkim mędrcem, może nam pomoc.
- Darki zdradził nas. Pragnie Notatnika dla siebie by zawładnąć światem – odpowiedział GhanD wyraźnie przybity
- Skąd wiesz?
- Powiedział mi.


***


- Pragnę Notatnika dla siebie, by móc zawładnąć światem – powiedział chrapliwie Darki tego dnia, kiedy GhanD odwiedził Legoland.
- Jesteś obłąkany – stwierdził GhanD.
- Nie, jestem realistą. Pomyśl tylko – położył rękę na ramieniu zielonego mędrca - Darki i GhanD, dwóch bestmasterów, moglibyśmy się podzielić władzą.
- Nigdy! Notatnik ma tylko jednego władcę, tego w wieży AR.
- Zawsze byłeś głupcem, teraz giń!

Darki odpalił pocisk energii negatywnej. GhanD zablokował kosturem i posłał mu kulę ognia. Tamten teleportował się w powietrze i z jego ust wyleciał ogień. Zielony tułacz zasłonił się tarczą psychiczną i wypalił kwasową strzałę. Darki odbił ją dłonią, jakby odpędzał komara, zrewanżował się piorunem kulistym. GhanD odbił Znakiem Heliotropu, jednocześnie przyzywając demona. Walka trwała dwadzieścia minut, po niej obydwaj mędrcy byli zdyszani i żaden nie mógł wstać z podłogi.

- Wygrałem... uf... zamknę cię na dachu, dopóki mi nie powiesz... gdzie... jest... notatnik.
- Na dachu? – spytał GhanD. – Więźniów zazwyczaj zamyka się w lochu.
- Hi hi hi... to mój plan! – Darki zaśmiał się jak dumny z siebie psychol. – Jakby próbowali Cię odbić, czekałoby ich rozczarowanie. A teraz: leć!

„Naprawdę mu odbiło” – pomyślał GhanD Zielony, kiedy z prędkością rakiety z leciał na dach.



***


- Naprawdę nie rozumiem, jak ktoś tak mądry jak Darki, nie przewidział, że skorzystam z zaklęcia teleportacji...
Zamilkł wiedząc, że wszyscy śpią.
- WSTAWAĆ!
- Co? ...gdzie? Aaaa, ty... – Sir Torpeda otworzył ciężkie powieki. – Wyruszajcie na tą wyprawę, bo nudno się robi. I niech Bosh będzie z wami...

Kiedy oddział podekscytowanych wojowników opuścił Valkiriie, Sir Torpeda zapytał Lunili:
- Jak myślisz, czy maja jakieś szanse?
Powiadają, źe od tamtego czasu Lunili zawsze na widok starego władcy wybuchała długim i histerycznym śmiechem.



***



Nikt jednak nie mógł przypuszczać, źe wśród elfów znajduje się kapuś, który tylko po skończeniu narady złapał za komórkę.
- Tu tajny numer Mordowni, Smuggler przy telefonie - odpowiedział głos.
- Indianie wkroczyli na wojenną ścieźkę - rzekł szpieg czytając księgę z szyframi.
Smuggler rozejrzał się.
- Tu nie ma Indian...
- Sępy krąźą nad zwłokami, powtarzam, sępy krąźą nad zwłokami - czytał podekscytowany szpieg.
Smuggler spojrzał tępo w powietrze.
- Widzę kilka mew, ale...
- Mastodont uciekł z klatki, ceny spadają, bandyci napadają na monopolowy...
Władca ciemności spojrzał na słuchawkę.
- Jaja se robisz ?







Ogniem i mieczem - czyli walka o sławę





Tak oto rozpoczęła się długa, epicka wyprawa. Podróźowali na północ, w kierunku Mordowni. Nikt dokładnie nie wiedział, czemu Torp nie dał im dziesięciotysięcznej armii, a kaźdy podejrzewał, źe drugi wie. Podróźowali w dzień, a w nocy urządzali gorące kolacje. Współpraca szła gładko. Longi lub Jarl szli do pobliskiej wiochy i kradli bydło, GhanD rozpalał ognisko, a Falka smaźyła. Piątego dnia podróźy dotarli do rozwidlenia Klimatycznej Granicy Hollywood. Na prawo: bagniste, mroczne puszcze, na lewo: wysokie, śnieźne, góry.
GhanD zarządził postój na rozmyślanie nad wyborem rozsądnej drogi.
- Idźmy na prawo - zaproponował Baro do palącego skręta czarodzieja - znam podziemia Korii jak własną kieszeń, spędzałem tam kiedyś kaźde wakacje.
- Pójdę tam, jak nie będzie innej drogi - odrzekł czarodziej - nawet nie wiesz co tam się zalęgło od czasu, gdy krasnoludy zbudowały przedział dla niepalących.

Korzystając z postoju, Falka polerowała patelnię, a Dawid uczył txtwrierów tekundo.
- To naprawdę proste - powiedział jednym kopniakiem powalając sędziwy dąb.
- Ja wolę pozostać przy wbijaniu noźa w plecy...
- KRYĆ SIĘ! WRÓG!
Nad opustoszałą polanką przeleciał helikopter bojowy. Był calutko czarny, z wyjątkiem loga pomarańczowej mordki Garfielda.
- To zwiadowcy Nieprzyjaciela - stwierdził trzeźwo GhanD wychylając głowę z jaskini - teraz musimy iść górami.

Druźyna przyjęła to z entuzjazmem cmentarzyska. Jednak okazało się, źe w schroniskach są płatne toalety i musieli zawrócić. "Dam głowę, źe to robota Darkiego" myślał GhanD. Zawrócili prawie bezproblemowo i dotarli do bram Korii. Był to niegdyś płatny tunel wybudowany przez krasnoludów, ich królestwo i podstawa zarobku. Przed sobą zobaczyli wymalowane na litej skale potęźne wrota, wyglądające lekko na graffiti.
- Co jest na nich napisane ? - spytał Gwintor
- To staroźytny slang młodzieźowy, tu jest napisane: "Powiedz hasło, i wejdź".
- Co to znaczy?
- Że jeśli jesteś przyjacielem, to powinieneś znać hasło. Nie martwcie się, zaraz się tym zajmę.
Czarodziej podłączył laptopa do wrót i rozpoczął łamanie dostępu. Reszta nudziła się, jak zwykle. Z nudy podziwiali pobliskie bagno. Czarodziej zaklął, najwyraźniej nic się nie udało. Eqi dostał olśnienia.
- Jak jest "hasło" w tym języku?
- "Pasłord", czemu pytasz? - zapytał GhanD
Wrota otworzyły się, skrzypiąc niemiłosiernie. Mag skrzywił się.
- To ja miałem powiedzieć...
Nagle coś się wydarzyło. Z bagna wyskoczyła gumowa macka i chwyciła txtwritera. Gumowe macki oplotły go, i potwór powoli wciągał Equina do bagna. Reszta rzuciła się z pomocą, jednak nikt nie mógł przebić gumy.
- FALKA! CO Z TOBĄ!? WALCZ! – wrzeszczał Longinus siekając zaciekle.
Falka leżała na ziemi, pochlipując cicho. Miała fobię przed gumowymi potworami.

Kiedy cała sytuacja wyglądała na beznadziejną, nadciągnęła nieoczekiwana pomoc. Z głuszy wylazł jakiś wojownik. Posiadał pomalowany na srebro miecz i białe włosy. Wyjął spray i potraktował potwora zieloną farbą firmy „Aard”. Następnie skoczył jak zapaśnik i wjechał potworowi w wielkie oko. Reszta drużyny, wykorzystując sytuację, wycofała się. Świeżo wyzwolony Equinoxe popatrzył po raz ostatni na dziwnego szaleńca (który gryzł macki potwora zębami) i zatrzasnął głośno drzwi.


Mroczne tunele Korii przypominały istny labirynt. Były pełne ulic, objazdów i niedziałających telefonów ratunkowych. GhanD przywiązał flarę do końca laski i ruszył przodem.
- Przy odrobinie szczęścia – powiedział Baro – natkniemy się na ekspedycję mającą na celu oczyszczenie tunelów z kosztowności...
- CICHO! – Longinus rozejrzał się.
- Nie ładnie tak się...
- Cicho powiedziałem, coś słyszałem – zrymował.
Wszyscy nadstawili uszu. W istocie, coś było słychać, jakiś dziwny dźwięk, jakby muzyka mówiona.
- Fajne – kiwała głową do rytmu Falka.
- Nie podoba nam się to... – zachórowali Zieziór i Lorien.
- Czytałem kiedyś o plemionach dzikich ludzi, zwanych skaytami... – zaczął Everant.
- Nie wywołuj skayta z lasu – rzekł trochę bez sensu GhanD. – Proponuję ruszać dalej.



Szli dosyć długo, wszyscy mieli ciarki. Wydawało się, że w ciemnych korytarzach coś czyha. Coś, co wywoływało hałas wrotek. Drużyna doszła do wielkiej sali, zapewne skarbca, teraz pustego i obrabowanego. Na podłodze leżało pełno kościotrupów i połamanej broni, oznaki walki. Na środku sali stał grób z wygrawerowanym napisem:


BAŚKA, CÓRKA BAŃKI


Baro zachlipał cicho. Ghand rzekł:
- A więc nie żyje, trudno, zonk, ciekawe, co się tutaj wydarzyło.
- Może to pomoże – powiedział Jarl podnosząc niechlujny pamiętnik z rąk kościotrupa.
- Hmmmm... – zastanowił się GhanD czytając. – Mnóstwo błędów ortograficznych... hmmm... bardzo trudny do odczytania, ale spróbuję: „30 lótego, ftorek”, co zapewne znaczy 30 lutego (???), wtorek... ”znależlisimy żłoto, prawdziwe bonny”, pewnie chodzi o bony wciskane frajerom, tu dalej: „Basike zabili skejci, ekierkom w tfasz, miendzy oczy”. Biedna Baśka, musiała umrzeć straszliwą śmiercią. Fuj, guma. Zobaczmy ostatni wpis, pisany inna ręką, to widać... ”Nie mamy gdzie uciec, zablokowali windy. Nasz koniec jest bliski. Słyszę ich, zbliżają się... rap.... rap... słyszę go".
- Rap? – spytała Falka. – Czy to nie to, co słyszeliśmy?
- Wynośmy się... – zaproponował Longi, patrząc na windę.
- Popieram – poparł Eqi.
Wcisnęli zielony guzik i czekali na windę, która jechała wolno od 30 piętra.
- Najważniejsze, to nie czynić hała...
W tym samym momencie Gwintor podniósł monetę spod nóg stojącej zbroi, a ta zawaliła się, czyniąc jazgot, na następną, ta na następną, jak domino. Kiedy wszystkie piętnaście zbroi leżało na ziemi, GhanD krzyknął:
- NAJGŁUPSZY Z GWINTÓW! Powinienem cię...

Nie zdąrzył nic powiedzieć. Z jednego z szybów wypadły dwie postacie na deskach....


***


Skayci – albo hiphopowice. Wielu uważa, że skayci to gatunek pokrewny korkom, bo się z nimi szwendają. Jest to absolutna nieprawda. Korki to humanoidalne walenie w trampkach, a skayci z grubsza przypominają ludzi. Noszą workowate jeansy i jeszcze obszerniejsze bluzy z kapturami. Cechują ich czarne okulary i zamiłowanie do dziwnej muzyki. Ich język był prawdopodobnie kiedyś językiem polskim, jednak wulgaryzmy i bełkoty wypaczyły go, i nie widać dziś podobieństwa. Skayci, jak każda rasa, stworzyły własną kulturę, taką jak tańce nogami i jazda na desce, jednak szybko wyskakujące noże z ich kieszeni zniechęciły badaczy. Jedyne stosunki, jakie utrzymują z innymi rasami, to handel zielem fajkowym ich produkcji, najlepszym na kontynencie. W paleniu i hodowaniu ziela przebiją nawet hobbitów. Niewiele widuje się kobiet-skaytow, a to dlatego, że noszą brody i nieogolone ręce, są częstokroć mylone z mężczyznami. Ze współczesnych badań należy dodać, że skayci noszą smyczy z kluczami na szyjach, o kolorze ich plemienia. Te z nich, które przeszły na stronę Smugglera, noszą kolor pomarańczowy.

„Max Bzdety” – czyli Dodatek Ł, przełożył: Mal’Ganish


***



Jeden z napastników przeskoczył nad grobem, przejechał Everantowi po stopie i zeskoczył z deski z krzywym nożem, prosto na Falkę. Ostatnie, co zobaczył, to błysk patelni. Drugi uciekł.
- Sprowadzą posiłki – zawołali Zieziór i Lorien dobijając leżącego, – zablokujcie wrota!
Longinus i Jarl zastawili wrota grobem, halabardami, deskami i innym sprzętem, jaki udało się znaleźć. W porę zdążyli się uchylić przed serią z pepeszy z drugiej strony. Jarl wyjrzał przez jedną z dziurek w drzwiach.
- Mają Tony Hawka – stwierdził trzeźwo.
- Co robimy? – zapytał Gwintor bliski paniki.
- Opróżniać kieszenie! Załatwimy to jak ludzie cywilizowani – zaproponował Everant.
Na ziemi wylądowały różnorakie monety. Ever liczył, podczas gdy napastnicy taranowali wrota.
- Dwadzieścia pięć srebrnych groszy, guma do żucia i garść żetonów. Nie wystarczy nawet na złamany miecz, a co dopiero na okup. Nie ma bata, trzeba walczyć.

Equinoxe spojrzał z sentymentem na swój Miecz Ciemności. Gwintor i Everant podnieśli gazrurki. Zieziór sprawdził i załadował uzi. Lorien wypolerowała lufę snajperki. Falka czytała w skupieniu podręcznik „Wiedźmińskie znaki w weekend”. Longinus napluł w ręce i mocno złapał baseballa, pospiesznie sklejonego w Valkirii. Jarl zagrał na harfie jakąś pieśń bojową. Wszyscy czekali. Winda niemiłosiernie długo jechała. Wrota pękły i w tym momencie wysypała się z nich banda wrogów. GhanD wykrzyczał zaklęcie, koniec jego laski eksplodował fioletowym światłem i fala uderzeniowa zwaliła pierwszy szereg deskarzy. Jarl włączył niebieski miecz świetlny firmy Osram i pozbawił pierwszego przeciwnika głowy. Zieziór i GhanD byli jedynymi z tylnej linii, reszta rzuciła się w bój. Falka z pieśnią bojową dobijała rannych, ale trzeba oddać jej honor - załatwiła wodza wrogów. Kiedy olbrzymi skayt w dresie Championa miał zadać jej cios, ona skrzyżowała ręce w geście „pardonu”. Nieświadomie złożyła znak i odpaliła w twarz wroga młodą kałamarnicę, która udusiła go. Miecz Ciemności Eqino działał nie gorzej niż reszta wspaniałego oręża, dla przykładu, wchłaniał dusze poległych i przemieniał co niektórych w galaretę. Reszta walczyła równie dzielnie, a szala zwycięstwa przechyliła się w stronę bohaterów. Longinus zmusił do ucieczki ostatni oddział przeciwników i wtedy do sali wpadł Tony Hawk. Jadąc na desce, uniknął ciosu Jarla, uderzył łańcuchem Lorien i pociągnął Gwintora z piąchy. Wiedzieli, że nie mają szans. Już mieli rzucić się w wir walki i umrzeć z honorem, gdy drzwi windy otworzyły się. Drużyna nie czekając na dalszy tok wydarzeń uciekła i zostawiła oniemiałego mistrza deski.
- Co dalej? – spytał krasnolud Baro.
- Musimy %@$$# przebić się przez ten $%% &^ korytarz, pognać tym ^%$#% mostem i *^%$ tym ***** i *&^#$%$^ skaytów- powiedział Jarl.
- Co on powiedział?
- Powiedział – odparł czarodziej, – że musimy przebić się przez korytarz, pognać mostem i załatwić skaytów czekających na zewnątrz.
- Oki.

Dojechali windą na najwyższe piętro i jak szaleńcy pognali korytarzami. Liczni skayci strzelali do nich z karabinów snajperskich. Lorien odpowiedziała celniejszą salwą. Gdy tak gnali, nagle coś gdzieś z tyłu zarżało. Wszyscy stanęli osłupieni, a za nimi pojawił się różowy kształt.
- Co to jest? – spytał z przerażeniem Equinoxe.
- Przeciwnik, z jakim nie możecie się mierzyć! Uciekamy!! – oczy GhanD wyrażały maksymalne przerażenie.
Pobiegli korytarzami, aż dotarli do bezdennej przepaści. Most był zerwany, ale na szczęście dało się przejść po starym akwedukcie, który niegdyś sprowadzał wodę do toalet. Zagrali w marynarza i przechodzili pojedynczo, bo cud architektury wyglądał na dawno nie konserwowany. Ostatni przechodził GhanD, a kiedy był w połowie, kształt ich dogonił. Była to bestia straszliwa wielce, promieniała różowo-fioletowym blaskiem, a sama wyglądała jak różowy kucyk z wielkimi niebieskimi oczami, wesołym ogonkiem i tęczowym amuletem na szyi. Obrzydliwie słodki widok konika powodował mdłości. GhanD obejrzał się i zatrzymał. Nie wiedział kompletnie co robić. Jeśli ucieknie, wyjdzie na tchórza, a jak będzie walczył - zginie. Wybrał trzecią metodę, wziął głęboki wdech i krzyknął:
- Odejdź piekielna kreaturo, wynocha!
Kucyk wesoło zamerdał ogonkiem i skierował się w ku nowemu przyjacielowi. Czarownik nie dawał za wygraną.
- Ja, GhanD, prezes Klubu Młodego Arcymaga, nie pozwalam ci przejść!!
- GhanD, uciekaj stamtąd! – wrzasnął ktoś z drużyny, która znajdowała się obecnie na bezpiecznych pozycjach.
Różowy konik wlazł na akwedukt i w podskokach niebezpiecznie szybko się zbliżał.
- Zaklinam Cię na wszystko co dobre! NIE PRZEJDZIESZ!
Konik był już tylko trzy metry od czarodzieja. Ghand zrozumiał, że ma tylko jedną szansą.
- NIE PRZEJDZIESZ!!! – powtórzył z całej siły uderzając laską w podłoże.
Dla starego akweduktu to było zbyt wiele. Konstrukcja zatrzęsła się i załamała zrzucając piszczącego demona w bezdenną przepaść. Zadowolony z siebie mag odwrócił się na pięcie i... nie zauważył, że akwedukt zawalił się również z drugiej strony. Nie zdołał utrzymać równowagi i upadł, resztką sił chwycił się krawędzi i z błaganiem w oczach spojrzał na drużynę.
- Wracajcie głupcy! – wydyszał.
- Co on powiedział? – spytał stojący dalej Eqi.
- Powiedział: ”Uciekajcie głupcy” – rzekł Longinus. - Spełnijmy jego ostatnią prośbę.
Nie oglądając się za siebie, wszyscy pobiegli do światła w tunelu, oznaczonego wielkim napisem „EXIT”.
„Szkoda czarodzieja, poległ tuż przy wyjściu. Przynajmniej będzie wątek dramatyczny do moich ballad” pomyślał Jarl, gdy tylko wyszli na chłodne powietrze, w jakiś leśnych terenach.

Zaginiona Dolina

- Jak wy wyglądacie! – zawołał elf w złotej todze, zapewne król.
Drużyna przebyła dosyć długą podróż, aż w końcu, zbiegiem okoliczności, weszli na tereny elfów. Zostali zaproszeni do bogatego dworu, należącego do pary najstarszych elfów: Comodora i Amigi.
- Jak wy wyglądacie! – powtórzył Comodore, teatralnym gestem łapiąc się za twarz.

Istotnie, cała siódemka wyglądała jakby wróciła, jeśli nie z wojny, to przynajmniej z hobbickiej imprezy - byli cali w błocie, krwi i brudzie.

”Ciekawe jakbyś ty wyglądał – pomyślał txtwriter Eqino - ciekawe jakbyś ty wyglądał, wyglansowany pyszałku, gdybyś przez trzy tygodnie włóczył się po uroczyskach, jadł jarzyny, był ścigany przez korków. Ciekawe jakbyś ty wyglądał, gdybyś obudził się z celownikiem laserowym na głowie, otoczony elfimi oddziałami specjalnymi. Gdybyś był zamknięty w ciemnicy i wleczony na przesłuchania. Jestem tego bardzo ciekaw...”.
- Acha, byłbym zapomniał – przemówił ponownie elf, – przepraszamy za to małe więzienne eeee..... nieporozumienie. Oczywiście jesteście wolni i nie przeszkadzamy w waszej tajnej misji.
- I jeszcze pozwolimy przenocować i zaopatrzymy was na drogę – dodała Amiga.
- Już sobie przypomniałem! – wrzasnął niespodziewanie Baro, a reszta spojrzała na niego dziwnie. – Wiem gdzie słyszałem ten głos. W prologu!
- Zgadza się... – odpowiedziała elfka, czerwieniąc się lekko - ...nawet wielcy władcy muszą czasem dorabiać.... ach nie ważne! Korzystajcie z gościny, póki ją jeszcze macie.



Większość drużyny wzruszyła ramionami i poszli wypoczywać. Inni szwendali się po pałacyku, jedli owoce z misek i chowali srebrne sztućce pod ubraniami. Elfi magowie (w ramach resocjalizacji) uleczyli Lorien i Ziezióra, co sprawiło, że było trudniej z nimi wytrzymać. Pobyt w Zapomnianej Dolinie o niezapamiętywalnej nazwie wszystkim wyszedł na złe.

Nocą, gdy wszyscy spali, Equinox poczuł nieodpartą i niewytłumaczalną chęć wyjścia na dziedziniec. Spotkał tam królową Elfów, która siedziała na krawędzi studni i malowała paznokcie.
- Czy wiesz czemu cię tu przywiodłam? – spytała.
- Czy to się wiąże z kolejną praca dorobkową? – zrewanżował się txtwriter sennie.
- Tak... znaczy NIE! – twarz Amigi zmieniła barwę na krwisty czerwony. – Jestem ponad takie niskie głupoty! Chodziło mi o wieszczenie, przyda się wam wróżba przed wyprawą.
- Aha, jeśli tak, to bardzo proszę

Blada wieszczka kazała mu gestem popatrzeć w studnię. Txtwriter zobaczył tam szybkie i niezrozumiałe stop-klatki przywodzące na myśl „The Ring”. Oczy Amigi zamgliły się, z ust wypadł metaliczny głos:
- Coś się metuje, coś się startuje. Świat się zmienił, czuję to w tyłku. Wiele z tego co było przedwczoraj, nie będzie po jutrze. Nastało przymierze dwóch wież, jedna ciemniejsza od drugiej. Nadejdzie czas podagry, czas tanich superprodukcji, nadejdzie król, nie pytaj go o imię, ono jest tajemnicze.
- A kiedy nadejdzie?
- W grudniu 2003 roku, tak mówią w internecie... Tasz masz hasz.... Bazuka Pancerfaust ma dwa końce. Jednym jesteś ty. A drugim?
- Śmierć?
- Masz sto złotych i wszystkie koła ratunkowe...
- A może coś konkretnego, odnośnie wyprawy?
- Takk.... Waszaa wyprawaaa siee powiedzieee, tylkoo... musisz zaufać wrogowi. Tak, tak, wrogowie będą sojusznikami, a sojusznicy wrogami, jak w „Golden Eye”.
- Co to znaczy?
- Macie w drużynie wroga, kogoś kto zdradzi. On sam nie wie, ty nie wiesz, nikt nic nie wie. Mimo to, będzie najlojalniejszy ze wszystkich...

Txtwriter odszedł, był śpiący i męczył go ten monolog. Przepowiednia, jak każda przepowiednia, była niejasna, zawiła i nabierała sensu dopiero post factum.


***



Następnego dnia zostali wcześnie zbudzeni, kontrola oddała im broń i paszporty. Od lokaja dowiedzieli się, że na zewnątrz przygotowują łódź dla nich. Zmęczeni przeszli przez ogrody, którymi żaden się nie zachwycił. Dotarli do rzeczki (wprawdzie małej, ale jarej), gdzie na dziesięciometrowe czółno elfy pakowały skrzynki takich marek jak „Doom Doom” czy „TNT”. Comodore zauważył ich i odparł:
- Witajcie! Właśnie kończymy. Macie trochę amunicji i żywności. Oprócz magicznej wody macie pakunek Knopersów, magicznych wafli elfów. Jeden kęs wystarcza na osiem godzin.
- Pamiętajcie myć zęby i w ogóle uważajcie na siebie.
- Dziękujemy za wszystko itp., itp. – odparł Longinus łamiąc elfowi palce w uścisku dłoni. – No, drużyna. Pakować się i wypływamy!
- Ja nie płynę – odparła Lorien, – jadę na wschód, walczyć na tyłach i organizować partyzantkę.
- Dlaczego?
- Bo wolę narażać życie w lasach niż ryzykować idąc z wami, Zieziórze zwany Pędzącą Wiewiórką, oto mój karabin snajperski „Max Paint”, tobie się bardziej przyda...
- Dziękuję – odpowiedział Zieziór bardzo formalnie, - prezent przyjmuje z honorem i...
- Przestańcie! RUSZAMY NA WYPRAWĘ!



Rozpad Drużyny Torpeda
(który co prawda nastąpił wcześniej, ale teraz ostateczny)




Drużyna, po raz kolejny uszczuplona, spakowała manatki i resztę ekwipunku. Wpakowali się ciasno do łódek i popłynęli z prądem rzeki, która prawdopodobnie prowadziła do Mordowni.

Czterech txtwriterów momentalnie zmieniło zdanie o elfach, kiedy tylko spróbowali magicznej wody o nazwie „Łódka Bolss”. Reszta również się poczęstowała i atmosfera stała się jakoby przyjaźniejsza.
- Rołling.. rołling on the river… - śpiewał Jarl kompletnie zlany.
- Jak temu coś odbije… - odparł Longinus wiosłując.
- Hej.... patrzcie – Everant pokazał palcem na coś wielkiego i złotego.

Łódki właśnie płynęły Aleją Chwały, przy której stały gigantyczne pomniki starożytnych władców w najróżniejszych pozach. Wszyscy w milczeniu podziwiali cuda głupoty, do czasu, aż zostawili je z tyłu.
- Czy mi się zdaje – spytał Gwintor – czy jeden z tych pomników miał przed chwilą obie ręce podniesione? Teraz ma lewą...
- Czy to jest – spytał Equinox by przerwać niezręczne milczenie – czyste złoto?
- Rano było czyste, tylko te gołębie sra** - stwierdził Baro.
- Dobra, wodujemy... znaczy lądujemy... znaczy kotwiczymy – Longinus miał problemy z wymową – tutaj, musimy obmyślić taktykę.


Zatrzymali się, przywiązali łódki i usiedli na polance w lesie. Rozpalili ognisko i rozsiedli się wokół racząc magicznymi Konpersami.
- No wiec – zaczął Longinus – nasze zadanie jest beznadziejne, nasz przewodnik GhanD poległ śmiercią niezbyt chwalebną, a my nie mamy konkretnego planu na dalsza drogę. Co wy na to?
- Trzeba wybrać nowego przywódcę – zaproponował Baro.
- Racja, robimy rzuty na cechy przywódcze. Hej Eqi, skocz po Jarla, dawno nie wraca z tym drewnem.


Txtwiriter posłusznie poszedł, chociaż nie miał ochoty. Dręczyły go myśli odnośnie przepowiedni. Sądził również, że sam dałby sobie lepiej radę, niż z tą banda dziwaków. Kiedy tak rozmyślał, usłyszał szelest. Odwrócił się szybko i zobaczył Jarla, blokującego mu drogą powrotną. Coś się w nim zmieniło, w jego oczach był dziwny błysk, a na ramieniu chodził mu szczur.
- Szukasz mnie? – spytał melodyjnym głosem.
- No...
- Wiesz, tak sobie ostatnio myślałem... Czemu nie użyć mocy Notatnika przeciw Smugglerowi? Przecież to potężna broń.
- Tak, ale łatwo nad nim stracić kontrolę, kontrola nad nim może być objęta przez kogoś potężnego...
- JA NIM JESTEM!!! – krzyknął dobywając miecz świetlny.
- Jesteś pijany! Naoglądałeś się telewizji! – wrzasnął rozpaczliwie Eqi.
- To nie telewizja czyni morderców, to brak telewizji to czyni! A teraz oddasz mi Notatnik, czy tego chcesz czy nie....
- Nigdy... – odpowiedział coraz bardziej łamliwym głosem.
- No to giń !


Jarl skoczył i miał zamiar go rozpłatać, miecz świsnął i..... miecz uderzył w drzewo. Małego spryciarza nigdzie nie było widać. Bard wyładował złość na ziemi klnąc mocno, po czym upadł na ziemię i zapłakał... „Co ja zrobiłem? – myślał. – Co mnie napadło? Musze pójść tam i przeprosić”.

Kiedy szedł nagle zobaczył oddział czarnych wojowników spacerujących po lesie. „Korki” – pomyślał. Bez zastanowienia skoczył na nich wydając okrzyk bojowy.


***



Tymczasem Equinox za sprawą notatnika teleportował się przy łodziach. „To moja szansa” – pomyślał i wskoczył do łódki. Odwiązał linę i opłynął.


***



Jarl walczył z czarnymi wojownikami i zdał sobie sprawę, że to nie korki. Byli dwumetrowi i mieli owłosione, czarne ciała. Jako pierwsi z pomocą przybiegli Gwintor i Everant, i głupio, bo dali się złapać. Jarl dalej wlazły, odrąbał głowę kolejnemu potworowi. Nagle przebiła go strzała. Zachwiał się, ale wstał i zabił kolejnego. Następna strzała zaśpiewała, następna, i następna... i siedemnasta. Naszpikowany jak jeż, Jarl w ostatnim wysiłku zabił przywódcę i padł pod trzydziestą strzałą. Odział czarnych wycofał się, minutę później przybiegli Baro, Longinus i Zieziór.
- Co się stało – spytał Longinus – z kim walczyłeś?
- Nie wiem – wycharczał Jarl i zamknął oczy...
- Baro, dzwoń do kostnicy...
- JA JESZCZE ŻYJĘ! Słuchajcie....
- Dzwoń po karetkę – odrzekł Longinus.
- Te monstery... porwały txtwrierów... pobiegli.... pobiegli....
- Dzwoń do kostnicy.
- Na prawo...i...ii.....
- Po karetkę.
- I..... to moja wina, przepraszam.... – i umilkł.
- Do kostnicy...
- TO GDZIE MAM DZWONIĆ????? – wkurzył się Baro.
- Myślę, że trzeba ruszać za nimi i odbić kolegów – zaproponował elf.
- Zgadzam się – była to historyczna chwila, krasnoludy nigdy nie zgadzał się z elfami.

Longinu popatrzył na zabitych.
- A niech to! Wiem co to za bestie i chyba mamy problem.
- Dlaczego?
- To są Chomiki. W języku Mordowni: „Wu-Glut-Hawaii”. Są dziełem Darkiego. Bawił się w genetyka, chciał stworzyć rasę perfekcjonalną krzyżując skaytów, ludzi i korki. Efekt był zadowalający. Chomiki to straszliwi i nieustępliwi wojownicy.
- Dośc gadania, ruszamy!!!!

I wyruszyli w pościg, nie myśląc nawet by ograbić trupa.


***



Txtwriter Eqino był zadowolony. Uciekł bandzie psychopatów i płynął w dobrym kierunku. Nagle jeden z worków z zapasami poruszył się i wylazła spod niego kobieta.
- FALKA???????
- Tak, trochę się zdrzemnęłam. Co słychać?
- Nie, nie, nie – txtwriter walił głową o burtę.
- No spoko, mamy questa, którego trzeba wykonać.
- No dobraaa... czemmuu ja? – spytał sam siebie.

Czółno kierowało się w kierunku Mordowni, ciemnej krainy rządzonej przez Smugglera...

LINK

ABY DODAĆ POST MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..