Ostatni wątek (/Forum/Temat/16820 był już bardzo długi, więc po pięciu latach robimy przeprowadzkę.
Ostatni wątek (/Forum/Temat/16820 był już bardzo długi, więc po pięciu latach robimy przeprowadzkę.
W zeszłym tygodniu ukończyłem Deus Ex-a, kilka lat czekania i pierwsze co przychodzi mi do głowy tuż po ukończeniu gry to "Ale jak to? Już?".
Kto grał w Bunt Ludzkości, ten wie czego się spodziewać, nowa gra to sequel dokładny, zmian w nim jak na lekarstwo. Zarówno graficznie, jak i pod względem rozgrywki zmieniło się niewiele. Fabuła kontynuuje wątek z Buntu, świat podzielił się na przeciwników ulepszeń i wszystkich innych. Pośrodku znalazł się Adam Jensen, który o ulepszenia się nie prosił, ale jak wiemy z pierwszej części, po prostu nie mógł bez nich żyć.
Początek gry jest co najmniej intrygujący, nie wiadomo komu można ufać, kto coś knuje i zdradzi, a kto jest przyjacielem -duży plus. Rozgrywka wydaje się rozgałęziać w wielu kierunkach, misje poboczne rozbudowują świat, nakreślają sytuacje polityczną, nastroje społeczne i wprowadzają ciekawe niuanse do rozgrywki. Szkoda tylko, że gra słabo zachęca do ich wykonywania, bo npc-e są dramatycznie nijakie i wyprane z emocji, może to kwestia stylizowanej grafiki, może fatalnej gry, ale nawet postacie prawie na kolanach błagające o pomoc nie wywoływały we mnie większych emocji, mimo że chciałem poczuć tę grę i dać się porwać. Z drugiej strony nagrodą za misję z reguły jest jakaś kwota pieniędzy, które są praktycznie bezwartościowe. Podczas całej rozgrywki w sklepie byłem RAZ i to bardziej na wszelki wypadek niż z konieczności, wątek ekonomiczny można by praktycznie wyciąć z gry bez uszczerbku dla zabawy.
Lokacje też wydały mi się krokiem wstecz -obraz z Buntu Ludzkości mógł mi się już nieco zatrzeć, ale i tak mam wrażenie, że tam było jakoś lepiej, więcej, rozleglej. Tutaj dużo biegamy po burej i nijakiej Pradze, a za mało po dzielnicach prawdziwie tworzących klimat gry -dlaczego tak krótka jest wizyta w Golem? Dlaczego ”dzielnice” to raptem plac i trzy-cztery domy? O bazie w Szwajcarii to już nawet nie wspominam, bo klaustrofobii można dostać...
Rozwój postaci to też ciężki temat, niby można poprowadzić cały wątek poboczny związany z tym, co naprawdę ma w sobie Jensen i gdzie to pozyskał, drzewka rozwoju są bardzo rozległe i zróżnicowane, ale wszystkie te nowe ulepszenia nie są potrzebne do ukończenia gry. Żadnego nie zdążyłem rozwinąć w stopniu, który by mnie interesował. Inna sprawa, że ciągle myślałem, że mam przed sobą jeszcze dobrych kilka(naście) godzin gry, a jak się okazało, nie miałem. Trzeba za to przyznać, że zależnie od wybranego sposobu gry można rozwinąć Adama w diametralnie różnych kierunkach. Dobry agent może przejść grę niemal niezauważony, jednak gdy przyjdzie do walki, będzie praktycznie bezbronny. Jeśli jednak ktoś bardzo chce przejść grę stosując proste argumenty siły, to też się da, prawie każdą misję da się zrealizować na kilka sposobów. Na tym tle słabo wypada finałowa konfrontacja, która mocno premiuje postać z umiejętnościami ofensywnymi, jest co prawda alternatywa dla tych, którzy chcą uniknąć walki, ale jej konsekwencje nie wszystkim muszą się podobać.
Zdecydowanie przypadł mi do gustu sposób, w jaki gra próbuje być nieliniowa, naprawdę odniosłem wrażenie, że sporo zależy ode mnie i od tego, jak głęboko sięgnę w każdy zakamarek produkcji. Nie wszystkie wątki udało mi się poprowadzić tak jak chciałem, wskutek czego zakończenie średnio mnie satysfakcjonowało, ale nie zamierzam przechodzić gry jeszcze raz, żeby nie zepsuć sobie dobrego wrażenia, jakie zostawiło po sobie złudzenie ogromu możliwości.
Szkoda, że gra sprawia wrażenie zrealizowanej w połowie, bo kończy się niczym ostatni odcinek pierwszego sezonu w dobrym serialu, może nie klasycznym i oklepanym cliffhanger-em, ale jednak każe czekać co będzie dalej. Podobno sequel jest już w produkcji- i tak dobrze, że nie DLC.
Czekam na kolejną część, chociaż już nie tak bardzo, jak czekałem na kontynuacje Buntu Ludzkości.
Ocena: 7/10
już w BF1? Dużo "achów" czytam o tej grze, a ostatnio mocno siedziałem w tematyce IWW... tylko się zastanawiam czy skoro to DICE to to nie będzie po prostu nakładka na BF?
Premiera jest dzisiaj, w trakcie bety nie miałem czasu nawet zainstalować, a preorderów na żadną grę (no poza Wiedźminem ) nie robię.
Pewnie będę grał, bo bardzo czekałem od dawna na grę w realiach wojennych, ale za tydzień, może dwa -jak dostanę bony do empiku, żeby nie płacić za grę
to opiszę cusik tutaj.
Zacząłem grać tak jak za mną chodziło - ludzkość przede wszystkim. Oczywiście normalna ludzkość i tu widać problem jak bardzo tego typu gry (bądź gry od BIo/EA) są ograniczone do:
a) jesteś totalnym Jezusem
b) jesteś totalnym p...bem
Właściwie to nie wiem czy do końca gram ze swoimi założeniami, bo plucie na obce rasy to nie jest to o co mi chodziło.
Staram się, ale też bez przesady, więc chyba jedynym objawem jest bieganie gdzie się da z Alenko i Ashley.
Co do tej drugiej to zgrywa nieprzystępną (fraternizacja maj ess hehehe), a Liara już zapuszczała emocje. I człowiek musi powiedzieć nie (ale nie, bo NIE JESTEŚ CZŁOWIEKIEM!!), zamiast przycisnąć ją do tego biurka i wbić się w to błęk... aaa tak, dzieci mogą to czytać. Fakt.
Więc jest jak jest. Jazda windami, cudowne wycieczki Mako i ogólnie ta kosmiczna surowość jedynki.
Na tą chwilę zwiedziłem parę systemów pobocznych, uwolniłem Liarę i przymierzam się do Noverii.
Parę screenów
https://vpx.pl/i/2016/11/07/me1.jpg
Wg mnie jeden z lepszych momentów w całej trylogii
https://vpx.pl/i/2016/11/07/me2.jpg
Klasyka.
https://vpx.pl/i/2016/11/07/me3.jpg
Fajnie zerżnięte czerwie/piaskale
https://vpx.pl/i/2016/11/07/me4.jpg
Ten moment z jej cichą szarżą zawsze mnie straszył...
https://vpx.pl/i/2016/11/07/me5.jpg
11 mld na tej biednej planecie i już 3 melony uchodźców księżycowych
https://vpx.pl/i/2016/11/07/me6.jpg
Imię na cześć niemieckiego madafaki z IIWŚ. Nie chciało mi się robić własnej twarzy, wąsa nie było, a oryginał ma właściwy kolor oczu
W ogóle gram sobie na pożyczonej wersji Ultimate i mam oryginalne dialogi (Wrex też jest niezły), napisy, DLC wszystkie, a poza tym zarezerwowałem sobie podobną wersję ME2 z 24 pierdółkami
ALE
w końcu poznam Kasumi.
Jak ktoś może pamiętać kiedyś przechodziłem oryginalnie posiadaną trylogię i próbowałem dorzucać do niej dodatki. Jak wychodziło, tak wychodziło, Kasumi się nie załapała.
A teraz mam wszystko, będę miał wszystko, tak samo w ME3, co oznacza m.in. urodzinową imprezkę, którą zachwalał Halcyon.
Czy to nie dziwne (kolejny raz), że karaibskie zatoki mają wszystko, a głupi płacący nie? Założę się, że jeśli EA wpadnie na mało oryginalny obecnie pomysł remastera całości to i tak nie dostaniemy wszystkiego z wszystkim.
Paranoja.
No z tymi DLC byłą bieda straszna, zwłaszcza, że powychodziły w tym dziwnym okresie, gdy nawet nie można ich było kupić normalnie, tylko za punkty BioWare czy jak im tam. I wychodziło to tak drogo, że po prostu nie było opcji, żeby zapłacić za godzinne czy dwugodzinne DLC więcej niż dałem za samą podstawkę. Na szczęście całą zawartość do dwójki udało się bezproblemowo zaimplementować, przynajmniej Zaeed był na moim pokładzie legalnie, bo dodawali jakieś karteczki z kodem do pudełka - ot taki cudaczny DRM zanim wyskoczyli z Originem, jak masz oryginał, to możesz pograć w kawałek bazowej zawartości, którą wycięliśmy. No super, dzięki.
Z trójką niestety było gorzej ze względu na Origina i szczerze mówiąc momentami żałowałem, że mam oryginał, tyle, że trochę w multi posiedziałem. Dodatków nie ograłem do tej pory, bo pełen pakiet DLC (pakiet w cudzysłowie, bo przecież kto by to oficjalnie zebrał do kupy...) kosztuje pewnie nawet w tej chwili więcej niż cała trylogia. Omega podobno słaba, ale Cytadelę czy Leviathana bym jednak sprawdził... Może kiedyś.
To jest niestety chyba mój największy ból, jeśli chodzi o tę serię. Większość gier kupuję jakiś czas po premierze, gdy dostępna jest już połatana, kompletna edycja z całą zawartością, bo wtedy jest jeden pakiet-produkt, który łapie się do różnych promocji i da się z tym żyć - a to zgarnąłem po latach GOTY Fallouta 3/NV po cenie dwóch piw w barze, a to legendarkę Skyrima za jakieś śmieszne pieniądze. A te nieszczęsne DLC do Mass Effecta tkwią mentalnie w jakimś głębokim początku dekady. Mass Effecta 2 zgarnąłem w empiku za 30 złotych praktycznie rok po premierze. Lair of the Shadow Broker wychodził w przeliczeniu z tych nieszczęsnych punktów na jakieś 70 - bo ilość punktów była tak wycyrklowana, że jeden pakiet by nie wystarczał i trzeba by kupić ze sporą nawiązką. Dodatek świetny, ale za godzinę gry wychodziło tyle, ile za całą podstawkę - tak średnio, bym powiedział. Obecnie - nie mam pojęcia, czy te DLC w ogóle można gdzieś dorwać, Origin ich nie pokazuje.
Żeby było zabawniej, na kupno DLC zdecydowałem się raz (Javik do ME3) i okazało się, że wyszedłem na frajera, bo za 3 złote można było ulepszyć do edycji Deluxe gdzie było From Ashes i parę innych bajerów plus pdf z którymś albumem. Super, poczułem się jak w empiku, gdzie za 120 złotych sprzedają gry, które od roku są we free to play Od tamtej pory kijem nie tykam DLC, które nie są w zbiorczej edycji z podstawką. No i gier EA też nie tykam (i tak mi nie pójdą ), bo co z tego, że nowa gra błyskawicznie tanieje do 25-30 złotych, skoro wszystkie DLC i tak trzeba zgarnąć oddzielnie, a nawet jak pojawią się w promocji, to i tak średnio się kalkuluje... Jak to jest, że ME1 z darmowym Bring Down the Sky miał edycję rozszerzoną, a dwójka i trójka są bez dodatków chyba nawet w tym zestawie z całą trylogią?
co to ją wydali to w ogóle powinna być kara więzienia za to
http://masseffect.wikia.com/wiki/Mass_Effect_Trilogy
Nie mówię, że nie ma wszystkiego, ale dlaczego wersje sprzętowe się od siebie różnią? o0
Dwójkę to chyba wygrałem w konkursie Gamecornera/Polygamii? Jakoś tak, razem z koszulką i w ogóle. Zaeed zdaje się był w pre-orderze...
Tak czy siak będę opisywał wrażenia, więc... ew. służę pomocą w znalezieniu odpowiedniej tawerny
To jest jeszcze słabsze niż myślałem. Na PC dali wyłącznie Pinnacle Station (nie grałem, ale to ponoć straszna popierdółka bez specjalnej fabuły), bo i BDtS i Cerberus Network były dołączane do każdej oryginalnej kopii, o ile pamiętam. Xbox w ogóle nie dostał niczego (poza dostępem do darmowego na PC multi), a na PS3 dali im wszystkie fabularne dodatki... poza Arrival. Może i średnie, ale jaki sens ma pomijanie jednego, dosyć istotnego zresztą DLC?
W sumie po tylu latach to te DLC mogłyby być już za darmo, biorąc pod uwagę, że czasem rozdają Battlefieldy i tego typu rzeczy.
Jestem po Feros i Noverii, po DLCkach, a przed strasznym Virmirem.
Ogólnie z dwóch głównych misji bardziej podoba mi się Noveria, taki klimat zerżnięcia z aliena, ale jednak jakoś idea Toriana i sama jego budowa... zdają się być ciekawszymi.
https://vpx.pl/i/2016/11/09/me6.jpg
Co do DLC... powiedzmy szczerze - obydwa nie są totalnie warte 400Biopunktów.
A w szczegółach?
Bring Down the Sky
Czułem się lekko jak Bruce Willis w Armageddonie
https://vpx.pl/i/2016/11/09/me5.jpg
w każdym razie jest tu szczątkowa fabuła, jakieś wybory + ci batarianie. Trochę to dla mnie dziwnie, że ta rasa, która gości potem do końca serii tutaj została wrzucona do krótkiego dodatku i nigdzie indziej nie da się ich potem spotkać.
Pinnacle Station
O ile Sky to jeszcze jakaś tam namiastka przygody, to PS jest jakimś ciężkim nieporozumieniem. Trafnie ktoś to opisał, że Bio puściło na rynek tryb dla jakiegoś fpsa (i to słaby tryb), a przecież podobno ME to RPG? Fakt, że trochę się strzela, ale nie tak?
5 z 8 podstawowych rund ukończyłem uczciwie, potem nie chciało mi się tracić na to czasu, więc wgrałem trainer. Nawet z nim ta pięciominutówka z turianami to jakieś grube nieporozumienie.
A co dostajemy na końcu? Całkiem ładny (choć z elementów prefabrykowanych ) kawałek kolonijnej chatki z kozacką bryką przed nim
https://vpx.pl/i/2016/11/09/me1.jpg
(taki lep na kosmiczne panny )
i panoramicznym oknem
https://vpx.pl/i/2016/11/09/me2.jpg
gdzie nie ma nic do roboty, poza darmowym uzupełnianiem żelu i granatów.
Fakt, jest jeszcze maszynka do zamawiania sprzętu, w najwyższej jakości trafiłem za pierwszym razem
https://vpx.pl/i/2016/11/09/me3.jpg
sprzęt z topu, ale czy to się opłaca?
Ogólnie BDtS oceniam na...5/10, a PS na... 2/10? Oczko wyżej za to, że Mako jest wywoskowane.
A teraz przede mną Virmir i decyzja z Wrexem. Boję się tego.
No i koniec. Zabieram się za ME2, znowu bawiąc się sterownikami, nigdy tego nie pokumam
A co końcówki... jest straszna. Wrex, tak czy siak, to jeden z moich ukochanych kompanów cRPGów ever. Nigdy go nie zabiłem. Nigdy.
https://vpx.pl/i/2016/11/12/me7.jpg
Nawet w tym momencie miałem blue/red wybory żeby mu przemówić do rozsądku...
Naprawdę decyzja żeby grać sk* człowiekiem, który misje wykonuje po trupach... żeby się tego trzymać... zrobienie tego przyszło mi ciężej niż jakakolwiek inna decyzja w serii.
https://vpx.pl/i/2016/11/12/me8.jpg
Zrobiłem to i nadal czuję się źle.
:/
Z "wesołych" rzeczy to Ash w końcu rozwiązała pas cnoty żołnierskiej i można było podziwiać jej wirtualne zagięcie i wypukłości.
Nie mniej rozbawiło mnie
https://vpx.pl/i/2016/11/12/me9.jpg
tak po staropolsku... daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj
https://vpx.pl/i/2016/11/12/me10.jpg
Szep tuż przed finałem i finał
https://vpx.pl/i/2016/11/12/me11.jpg
jakiś taki strasznie prostu.
Miałem pistol i shotguna tak ustawione, że się praktycznie nie przegrzewały i waliłem do tego skaczącego pchłokangura ile fabryka dała.
Nawet mi tarcz nie zdjął.
Tyle. Jedyna jest... surowa. Trochę jak pierwszy Matrix, tyle że on był lepszy jako początek niż ME1. Chyba jednak ME2 daje radę najbardziej, w porównaniu z Reaktywacją.
PS. Zapomniałem dodać, że wewnętrzne osiągnięcia nie zaliczyło mi ani przejścia większości gry z Ash, ani z Kaidanem. Mimo że łaziłem z nimi prawie non-stop.
Dziwne.
Lord Bart napisał:
https://vpx.pl/i/2016/11/12/me8.jpg
-----------------------
Ty potworze!
Swoją drogą, czytając Twoje posty wróciłem do ME2 - przechodziłem jedynkę i dwójkę przez wakacje, ale nie zrobiłem DLC w dwójce przed misją samobójczą, żeby mi drużyna nie poginęła (dodatkowe postacie lubią ginąć - a jak nie one to ktoś z głównej ekipy) i by zachować ciągłość chronologiczną wydarzeń. Wczoraj zacząłem a dzisiaj skończę - tylko Arrival mi pozostał.
A ja, czytając wasze posty, zacząłem się zastanawiać czy nie wrócić do ME, ale tak na dobre.
Bo kupiłem kiedyś jedynkę z dodatkiem, ale chyba nawet tej jedynki nie dokończyłem. Może już czas?
Stąd moje pytanie. Mam taką wersję rozszerzoną:
http://polter.pl/gry/Mass-Effect-Edycja-Rozszerzona-n15545
Czy wyszła jakaś tego rodzaju edycja ME2 (i ME3)? Taka żeby w jednym pudełku mieć grę w kupie z jakimiś dodatkami?
Na szybko odpaliłem wujka Google i pojawia mi się tylko część pierwsza. A pasowałoby mieć względnie podobne wydania.
Niestety nie ma. Oryginalna dwójka daje dostęp do kilku mniejszych misji, ale są aż 4 fabularne DLC, które trzeba złapać oddzielnie. To samo z trójką - można złapać jakąś cyfrową edycje specjalną, ale i tak są 3 czy 4 fabularne DLC, których nie da się złapać w żadnym pakiecie. Edycja pudełkowa dwójki ma właśnie kod na te mniejsze rzeczy i tyle, pudełkowa trójka w ogóle nie ma niczego poza podstawką.
Do tego na podobne wydania nie ma co liczyć - jedynkę wydało u nas CDProjekt, 2 i 3 to już Electronic Arts - więc wygląda to tak http://oi65.tinypic.com/ibjinb.jpg
Elendil napisał:
Bo kupiłem kiedyś jedynkę z dodatkiem, ale chyba nawet tej jedynki nie dokończyłem. Może już czas?
-----------------------
Chłopie, to już najwyższy czas!
Też mam taką wersję jedynki. Na pozostałe pytanie, odpowiedź już podano także nie będę się powtarzał.
Te osiągnięcia za większość gry z X już tak mają, ja u siebie przez chyba całą grę używałem Garrusa i Ash, a i tak nic nie dostałem. Nie pamiętam już jakie one dokładnie miały wytyczne, bo to chyba dotyczyło tylko głównych i ewentualnie pobocznych misji fabularnych, ale jednak.
Niby nic, bo i tak nie robiłem tego akurat dla achievementa, ale strasznie mnie denerwuje, gdy nie dostaję tej wirtualnej naklejki dzielnego pacjenta, chociaż wydaje mi się, że spełniłem wszystkie wymagania. Parę tygodni temu próbowałem złapać w HF2 osiągnięcie za ukończenie Ravenholm z samym Gravity Gunem i zrobiłem to praktycznie 1,5x, bo gdy nie dostałem za pierwszym razem, wczytałem zapis sprzed momentu, w którym (jak mi się zdawało) zepsułem (bo nawet machniecie czymś w powietrzu się liczy). Niestety nic to nie dało, teraz nie wiem czy gra już zapamiętała, że nie i strzeliła focha, czy w ogóle zrobiłem coś na samym początku, zanim oficjalnie zaczął się poziom. Niby satysfakcję mam, bo musiałem się nieziemsko nagimnastykować, ale niesmak zostaje
Dlatego generalnie nie przepadam za osiągnięciami typu zrób coś/nie rób czegoś przez całą grę i dopiero na koniec dowiesz się, czy gra ci to zaliczyła, czy przez moment nieuwagi nie strzeliłeś sobie w stopę.
A przy okazji, tak oglądam te screeny i aż zajrzałem do własnego zbioru zrzutów z moich przejść jedynki i dwójki, a kolekcję mam dosyć pokaźną Warto robić, można sobie powspominać bez konieczności przechodzenia gry od nowa. Własny zrzut to jednak własny zrzut, zwłaszcza, jak mam w nazwie daty i mogę sobie sprawdzić co, gdzie, kiedy i ile czasu mi zajęło.
Co do samej jedynki... Mi podobało się (poza dosyć nieźle napisaną i zwartą historią) to, że udało im się uchwycić klimat niezbadanego, pustego kosmosu. Czy to w misjach fabularnych czy to podczas zwiedzania zwykłych, jałowych planet, jakoś czuło się tę przytłaczającą wielkość galaktyki. Mimo, że raziły trochę dosłownie 3 powtarzające się na planetach instalacje, to klimat był świetny. Nawet takie drobiazgi, że ze statku wychodziliśmy przez śluzę bez wczytywania, te głupie windy, to, że po pokładzie wszyscy latali bez zbroi, a na planetach już tak, że tam, gdzie były jakieś problemy z atmosferą, postacie miały na głowach hełmy, a gdzie indziej nie, że każdy w załodze miał szafkę na ekwipunek, gdzie można było modyfikować jego wyposażenie (jeśli dobrze pamiętam) - ten klimat i te wszystkie szczegóły naprawdę sprawiają, że jedynkę wspominam chyba najlepiej. Pod względem mechaniki i ogólnie realizacji dwójka była lepsza, ale jednak coś tam zgubili po drodze. Strukturalna liniowość misji, pewnie uproszczenia (właśnie takie drobiazgi jak drużyna nosząca to samo na pokładzie i na jakichś wulkanicznych planetach), pewna schematyczność w projektowaniu poziomów (korytarz, pomieszczenie z osłonami i walka, korytarz...) - trochę pogubili ten klimat, za mało było w tym wszystkim poczucia latania po galaktyce, za dużo odhaczania kolejnych zamkniętych misji. W Overlord dali nieco bardziej otwarta strukturę i przemierzanie planety pojazdem, ale to tylko jedno DLC. Tych misji dedykowanych dla samego stateczku nie liczę, bo niby były ok, ale to jednak popierdółki.
Ciekawi mnie, jak to rozwiążą w Andomedzie, która trochę chyba celuje w te klimaty jedynki - eksploracja nowej galaktyki, Mako i tak dalej. Oby nie skupili się tylko na tym raczej męczącym aspekcie jedynki, czyli szukaniu wszystkich znajdziek i złóż na planetach. Ten motyw zmieniali w każdej części (skanowanie planet kursorem, potem a minigierka ze żniwiarzami), ale zawsze wypadał tak sobie.
cieszę się, że nie tylko ja mam takie zboczenie ze screenami.
Zawsze tłukłem ich mnóstwo, ale właśnie po to żeby sobie czasem powspominać, na własny użytek.
W ramach przygotowania do R1 wygrzebałem w domowym archiwum Nintendo GameCube i dwie gry Rogue Squadron II: Rogue Leader i Rogue Squadron III: Rebel Strike.
Co można o nich powiedzieć?
Są piękne, albo raczej były - niska rozdzielczość w czasach HD to niestety kiszka
Gdyby doczekały się wersji na PC, to... (gdyby)
Pobrałem emulator Dolphin i w wolnej chwili sprawdzę jak to działa (filmiki 1080p są obiecujące)
RS 2 i 3 to jedne z moich ulubionych gier, po prostu czuć, że są zrobione przez fanów dla fanów - 100% satysfakcji.
Jeden obraz wart 1000 słów więc:
https://youtu.be/Dqd3XJakRaE?t=83
Tutaj emulator Dolphin:
https://youtu.be/5awFVdsP9GM?t=51
Spoko, również mam GC! I do dzisiaj czasami pogrywam. Ostatnio Metroid Prime Echoes.
GC było cudowne... jedna z najfajniejszych konsolek, z najciekawszej chyba generacji.
Co do tych gier - też mam obie! Pamiętam pierwsze odpalenie Rebel Strike. Akurat na stronie tytułowej wypadły te sceny z Imperatorem! W połączeniu z fanfarą Rogue Squadron robiło to zabójcze wrażenie. Wywaliło mnie na orbitę. Sama gra również była bardzo przyjemna; masz 100% racji jeśli chodzi o ten fanowski klimat. Co by nie mówić, dziś niestety już się takich gier nie robi, design poszedł w innym kierunku.
Wrażenia estetyczne - czy naprawdę te gry wyglądają dziś kaszaniaście? LO-RES odpalane na kineskopowym telewizorze ma jednak specyficzny urok Co więcej, to chyba jedyne starwarsowe gry, które wyglądają naprawdę jak filmy pod względem "stylu" - w przeciwieństwie np do Battlefronta 2, w którym bitwy kosmicze dzieją się w jakiejś przedziwnej przestrzeni pełnej mgławic:
http://battlefront.wikia.com/wiki/File:Coruscant_Space_Battle.jpg
Czegoś takiego w filmach nie idzie zobaczyć
Podsumowując: RS 2 i 3 były świetne. "Jedynki" niestety nigdy nie widziałem.
Na kineskopowym wyglądały BOSKO. Cały czas miałem opad szczęki jak grałem, a te ładunki sejsmiczne - czysta frajda. W jedynkę grałem na PC - to skamielina, ale wygląda lepiej jak chodzi o rozdzielczość (to zaleta gier na PC).
Nintendo kupiłem tylko dla tych dwóch gier i to była świetna decyzja. Jest to chyba najbardziej "filmowa" gra i to oparta głównie na OT.
No, w końcu pograłem tyle żeby napisać. Swoją drogą to chyba się starzeję… Gra kupiona gdzieś w listopadzie, kampanii jest tu może na 6 godzin (i to na wyższym poziomie trudności) a mnie zajęło to w grudniu ponad 3 tygodnie :/
Siadałem do Battlefielda z dużymi nadziejami, bo w nawale wszystkich infinite warfarów, modern kombatów i innych future soldierów, zatęskniłem za starą wojną, a gra obiecywałą klimat.
I klimat to tu jest, nie mogę powiedzieć, że nie. Fabuły nie są przesadnie skomplikowane, ale jak przystało na produkcję o Wielkiej Wojnie, odpowiednio patetyczne. Grafika piękna -mimo że to ten sam silnik co w Battlefroncie, to jest jeszcze lepiej, muzyka bardzo dobra, wczówka przychodzi momentalnie. Oprawa audiowizualna robi robotę.
Battlefield obiecał nam jednak dużo więcej,w tym, między innymi dobrą kampanię dla jednego gracza. I tutaj mam problem. Bo to co dostaliśmy, to nawet trudno kampanią nazwać. To raptem sześć krótkich rozdziałów, w których wykonujemy silnie specjalizowane misje. Raz jesteśmy kierowcą czołgu, raz pilotem samolotu, raz szpiegiem wysyłającym rozkazy. Niby to fajne i zróżnicowane, ale po pierwsze za krótkie, a po drugie przez zbyt duże zróżnicowanie ucieka gdzieś “mięso” -mało tutaj żywiołowego strzelania.
Jeśli zaś o samo strzelanie chodzi to widać, że Battlefield jest grą zdecydowanie inną niż Battlefront. Nagle okazuje się, że Panowie z DICE umieją zrobić technicznie dobrego shootera -można się czołgać i skradać, można przycelować z karabinu co poprawi skuteczność względem strzału z biodra, w końcu można też zrobić model lotu przy którym się nie zasypia - na prawdę, samoloty z I Wojny Światowej są bardziej sterowne niż X-Wingi w Battlefroncie…
Co jeszcze mi przeszkadza? Bronie -bo jest ich zatrzęsienie. Widziałem gdzieś DevDiary twórców w którym wyjaśniali, że w okresie I Wojny Światowej każda broń była inna i nie istniało coś takiego jak ‘standardowe wyposażenie’, a oni chcieli nadać grze więcej realizmu więc przenieśli to na wirtualne pole bitwy. Efekt tego jest taki, że w grze opartej na strzelaniu liczę każdy nabój, bo gdy skończy się to co mam przy sobie muszę szukać nowej broni, niekoniecznie lepszej, ale za to z nabojami -dla mnie to nie tyle realizm co uciążliwość. Zwłaszcza gdy mówimy o grze, w której twórcy przedstawili brytyjskiego Mark V jako niemal niezniszczalną bestię :/
Z drugiej strony, gdy już przychodzi trochę postrzelać to jest fajnie. Rozdział we Włoszech to mój faworyt, wbrew wszystkiemu może właśnie dlatego, że do bólu sztampowy, a mnie tej sztampy brakowało. Bo tego chciałem od tej gry, ukrywania się za osłonami, strzelania do wrogów, pocisków przelatujących nad głową i wielkiego rozmachu. Niezła jest też misja lotnika bo samolotem lata się całkiem przyjemnie a i potem powrót zza linii wroga jest ciekawy. Najsłabiej wypadł fragment w Afryce -nudne jeżdżenie między posterunkami, na dodatek dziecinnie łatwe. Żeby było śmieszniej w tej misji odkryłem błąd pozwalający oszukać AI w całej grze -dobrze że to ostatni z rozdziałów bo zepsułbym sobie zabawę. Otóż po wykryciu przez wroga wystarczy wejść na wyższy poziom niż zostało się zauważonym i zejść mu z oczu, wtedy “znikam” z pola widzenia przeciwnika, który nie podąża za nami tylko traci orientację i po jakimś czasie się uspokaja -serio DICE? Z resztą to było jakieś dwa tygodnie temu, może to już załatali.
W multi zaś praktycznie nie gram, bo... jestem za słaby. Jak napisałem na wstępie mało ostatnio mam czasu na gry, a Battlefield jako produkcja dość złożona, wymaga sporego wkładu żeby robić na mapie za coś więcej niż mięso armatnie. I tutaj dochodzę do sedna moich przemyśleń, także w kontekście podświadomego porównywania Battlefielda z Battlefrontem. Battlefield w warstwie technicznej jest shooterem zdecydowanie lepszym, ale jednocześnie dał mi mniej radości z zabawy. Gdybym miał wybrać grę do której wrócę, to będzie to Battlefront -ze względu na jego przystępność.
Ostatnia sprawa to kampania, od jakiegoś czasu słyszymy, że będzie ona także w nowym Battlefroncie. Wszyscy na to bardzo czekają, wymieniają jako największą zaletę nadchodzącej gry i bolączkę części pierwszej. Gdy patrzę na “kampanię” doklejoną do Battlefielda, to zastanawiam się czy to jest słuszne rozwiązanie i czy jest na co czekać.
Tak czy inaczej to raczej na dłuższy czas koniec moich przygód z Battlefieldem, mimo że dałem mu szansę chyba pierwszy raz od czasu Bad Company 2, to kolejna szybko nie nadejdzie.
Ocena: 6.5/10
Battlefield przeżywa obecnie kryzys podobny do COD, tylko jest hypowany przez masy. Sam spędziłem mnóstwo czasu w BF 2142, BC2 i BF3, miałem okazję zobaczyć BF4, a BF1 tyle co z YT. Każdy BF wprowadzał coś nowego względem poprzednika, w 2142 mieliśmy świetny Titan mode i futurystyczny sprzęt, w BC2 mniejsze mapy i szybsze walki, w BF3 przeniesiony system z BC2, rozszerzony o nowe możliwości oraz duże mapy. BF3 to swoiste apogeum serii, unowocześniony, klasyczny BF. BF4 to DLC do trójki. BF1, z tego co słyszę, mimo settingu jest reskinem 4 z elementami Battlefronta. Co więcej BFy, jak na arkadowe strzelanki, zawsze dostarczały złudzenie zgodności historycznej, przez co były wiarygodne. BF1 nawet tego nie zapewnia.
Zapowiedź Battlefronta 2 w mniej niż ROK po premierze jedynki... to idealny komentarz do polityki EA i DICE. Zaczynam wręcz uważać, choć patrząc tylko na gameplaye, że Infinite Warfare jest ciekawszy i bardziej postępowy dla serii niż BF1. O ironio
Wczoraj siadłem do Nowego CoD-a i widzę, że na tle wszystkich strzelanek w jakie grałem ostatnio jest on cudownie ożywczy, świeższy, szybszy -chyba jeden z lepszych CoD-ów ostatnich lat -a jeszcze w pakiecie ma remaster MW!
Ale o tym za jakiś, dłuższy czas.
"Battlefield obiecał nam jednak (...) dobrą kampanię (...) dostaliśmy, to nawet trudno kampanią nazwać." Cóż w porównaniu do poprzednich to ta kampania jest dużo lepsza. Nie grałem co prawda, ale po pierwszym lepszym gameplayu widzę, że w porównaniu do 4 jest doskonale. Naprawdę kampania BF4 to jest doskonały przykład jak nie robić gry, jeden z najgorszych (o ile nie najgorszy) trybów singleplayer w jakie kiedykolwiek grałem, więc podsumowując i tak jest olbrzymi krok naprzód. Poza tym, ile jest osób kupujących najnowsze BFy dla kampanii? Nawet jeżeli kampania jest krótka, ale na dobrym poziomie to dobrze, bo to dobry dodatek, nie to co poprzednio.
"Nagle okazuje się, że Panowie z DICE umieją zrobić technicznie dobrego shootera -można się czołgać i skradać, można przycelować z karabinu co poprawi skuteczność względem strzału z biodra" A ktoś się spodziewał czegoś innego? Battlefront pod względem technicznym nie może nawet butów czyścić BFowi, w Battlefroncie wystarczy biegać i unikać. Owszem nie twierdzę, że BF jest idealny, są gry które mają to na jeszcze wyższym poziomie (np. Arma), ale porównując do Battlefronta jest dużo lepiej.
"Bronie -bo jest ich zatrzęsienie" W Battlefieldzie zawsze było dużo broni, nie wiem na co narzekasz, gdybyś więcej grał w multi to byś to docenił . W kampanię nie grałem więc nie wiem jak sprawa się ma z nabojami, może wziąłeś poziom trudności na którym trzeba strzelać po 10 pocisków na wroga? Realizmu w BFie nie było i nie będzie chcesz coś realistycznego, masz Armę.
"W multi zaś praktycznie nie gram, bo... jestem za słaby" Nie przejmuj się, kiedy grałem w betę również mi nie szło, mimo iż w BF4 zazwyczaj jestem w co najmniej pierwszej dziesiątce.
"Battlefront -ze względu na jego przystępność" Ja za to nie lubię kiedy od razu wszystko ogarniasz, nie masz możliwości postępu, Battlefront jest właśnie kierowany do "niedzielnych graczy".
Tak, odkopany z głębokiej piwnicy. Zestaw z dwoma padami i pistolem. Do tego magiczne kartridże (ach to słowo ) złotej piątki i złotej czwórki, 168 in 1...
Wpadłem z tym do kumpla, bo on miał właśnie i 4-kę i jeszcze jakieś swoje, zabawy masę w montowaniem tego na nowym telewizorze (i tak musieliśmy kupić przejściówkę, nie mówiąc o regulacji obrazu), a potem smaki dzieciństwa.
Mario, którego kiedyś ojciec przeszedł jak byłem na wakacjach i pocisnął mi na honor żeby to zrobić. I to plansza po planszy, nie po dachu cwaniacko.
Wild Gunman i człowiek się zastanawia czy to nie te pojedynki sprawiły, że pokochałem gunslingerów i WildWildWest?
Tanki i kłótnie kto ma pilnować bazy, a kto czyścić przedpole, wyścigi do łopaty...
GOAL3, lepszy niż jakakolwiek FIFA, jak pędzisz na bramkę podczas burzy, przeskakujesz saltem na głową przeciwnika, wbiegasz w kałużę, już masz oddać bananowego specjala... błyskawic kasuje całą akcję
Micro Machinesy, kurde nadal je kocham, te tory, ten pomysł, wybór zawodników.
Ale najlepszy, najukochańszy jest zawsze duet Big Nose. Jezu, kochałem tą platformówkę, to był czas dodatkowo Dino Riders, ale gra była mega-miodna, super fabuła, mapy, sklep z bonusami...
Zgrandziliśmy cały dzień prawie, gralibyśmy i w nocy, gdyby nie jego dziewczyna Tak czy siak, podróba czy nie - Pegasus nadal ma swoją moc.
A Contra? Nie zapominaj o Contrze -najlepszy Co-op w historii gier
Byliśmy z moim ojcem niepokonani, dokładnie wiedziałem w którym momencie podskoczyć żeby zmieścić się przed pociskiem, albo ominąć czołg
A w zeszłym roku siedliśmy do emulacji na kompa i doszliśmy do wniosku, że to jakieś takie bardzo trudne -na pierwszej mapie
tak, ale na 999 życiach, to dało się przejść. Na standardowych nie było szans, przynajmniej dla mnie.
I faktycznie, po dziesięcioleciach widać jak skill spada, teraz tylko myk za osłonę i już. Z jaskiniowcem też kiedyś wymiatałem, a teraz to mnie rozkładał ten pierwszy najmniejszy...
Tamte gry nie wybaczały błędów, ale były mega i jakoś wtedy człowiek nie klął na nie tak jak na obecne.
Lord Bart napisał:
jakoś wtedy człowiek nie klął na nie tak jak na obecne.
-----------------------
Powód był prozaiczny -słabo mi wtedy szło wypowiadanie "R"
tak mi się to spodobało, że mam nowy dzwonek na fonie
https://youtu.be/5OpKE_zUzZI
Mów mi jeszcze, ja od miesiąca walczę ze sobą żeby nie kupić nintendo mini
4-5 stów jednak trochę drogo przy tym co można wyciągnąć z piwnicy i kupić kabelek za 15 zyli
Pewnie tak, ale mój pegasus nie przetrwał próby czasu, a emulacje na kompie i klawiaturze to już jednak nie to samo :/
Walka z moją słabą Silną Wolą trwa
Czy grał tutaj ktoś i ma jakąś ciekawą opinię, poza tym co mogę przeczytać w necie? Powoli zbieram się pod ten tytuł, przeglądałem poradnik i czy... nie jest tam tego za dużo? Crafting, rozwój itd. wszystkiego wydaje się tyle, że czy człowiek się nie pogubi?
Ja sobie pogrywam w zamkniętą betę Gwinta i muszę przyznać, że ma zadatki na dobrą grę karcianą na lata. Tak na kilka, kilkanaście godzin jest naprawdę przyjemna, ale poza tym wydaje się być grą, która może wciągnąć na o wiele dłużej.
Pogramy, zobaczymy. Kibicuję Gwintowi i mam nadzieje, że zmobilizuje trochę team Hearthstone`a do wstania z kanapy i zrobienia czegoś nowego
W Gwinta nie grałem, ale ostatnio (no, już jakiś czas temu) w Hearthstone wyszło nowe rozszerzenie ("Ciemne zaułki Gadżetonu"), które dało powiew świeżości - m.in. karty trzech frakcji (każda przeznaczona na trzy klasy postaci) czy ogólnie nowe możliwości taktyczne.
http://www.gry-online.pl/S016.asp?ID=23347
http://store.steampowered.com/app/262060/
Już dawno szykowałem się do tej gry, spróbowałem i... czuję, że ciężko będzie się od niej oderwać. Na pierwszy rzut oka (i przez kilka pierwszych godzin bez samouczka itd.) to mniejsza siostra Dark Soulsów - trudna, wredna, złośliwa.
Ale później okazuje się, że wciąga cholernie, raz przez chęć zemsty i odkucia się, dwa że syndrom "jeszcze jedna tura, jeszcze jeden run" chwyta tu silnie za jaja, bo przecież nowy loot, rozwój miasteczka, a za tym rozwój postaci...
DD to połączenie turowego dungeon crawlera z rogue-lajkiem, w kapitalnej oprawie dźwiękowo-graficznej + RPG, biorąc pod uwagę że dzisiaj za RP uchodzi wszystko co rozwija statystyki postaci...
Gra oczywiście ma sporo minusów, czasami cienka linia graniczna między dop* graczowi, a zniechęceniem go jest przekraczana, ale... chce ją skończyć, nawet za 100h, z czystej ciekawości.
Naprawdę polecam wszystkim, którzy lubią przysiąść nad jednym tytułem dłużej i trochę go pomasterować. Bo właściwie nie da się tu inaczej
http://steamcommunity.com/profiles/76561198021322953/screenshots/?appid=262060
I wcale nie chodzi o Braci od Kaczora Donalda, czy raczej $knerusa. Chodzi o Tom Clancy`s Ghost Recon: Wildlands, grę przy której multi dano mi spędzić poprzedni weekend... o co chodzi?
Komu się nie chce czytać może obejrzeć to
https://youtu.be/P7lYs0BjQxw
i poczytać
http://www.gry-online.pl/S016.asp?ID=28153
Wszystkie 4 grające osoby pamiętają tą muzę Posta i Carpentera, pamiętają serial z lat `90, to bieganie po podwórku, pistolety na kulki... grając w takim towarzystwie ten sam produkt wygląda... zupełnie inaczej niż "normalnie".
A jak to jest? A to jest tak, że gierka kosztuje dwie stówy. Na PC. Nie będę się o tym kolejny raz produkował, pytał gdzie tańsza cyfra i tak dalej. Jestem ciekaw tylko dlaczego za taką cenę Ubi sprzedaje... nie gniota, ale grą tak niestabilną, tak zbugowaną, tak dziwną w singlu, że chociaż to jest ten ich assassinocreedowski kręgosłup to jednak :/
Ale może od początku. Do gry zaprosił mnie mój stary znajomy z LO. Kupili dla brata akurat drugiego kompa i do GFa dostali za darmo kopię GR:W. Brata nie było, brakowała czwartego do brydża do blackopsowania, szczęśliwie padło na mnie.
Nabierając trochę wprawy usłyszałem odrobinę o tym tytule - że na monstrach pokroju i7, 16 Ramu, GFach 1000coś 8GB, podwójnym chłodzeniu gra potrafi przyciąć tak, że nie idzie trafić stojącego kolesia ze snajperki na 200m, a uwierzcie - tutaj kilometrowe strzały to banał.
W SP 3 pozostałym operatorom można nakazać strzał synchroniczny, który jest... czitem wręcz, trafia zawsze, idealnie, a ich skradanie praktycznie nie powoduje wykrycia, nawet na hardzie.
Do tego dochodzą słabe czy bugowane animacje (o tej, którą widziałem na własne oczy trochę dalej) czy w końcu... zakończenie. Otóż (o ile dobrze zrozumiałem) tzw. dobre zakończenie można uzyskać nie przez wymaksowanie gry
https://www.primagames.com/media/files/news/132_training.jpg/PRIMAP/resize/618x/quality/80
(tj. zabicie/schwytanie wszystkich kapitanów, pułkowników, generałów i w końcu marszałka El Słenjo, system trochę jak z Shadow of Mordor, też nigdy go nie polubiłem)
ale przez wykonanie jakiś tylko dwóch questów pobocznych w pewnym momencie, czy złapanie jakiś dwóch informatorów ala Batman... coś takiego.
Są ludzie, którzy klęli na Ubishit za to, że spędzili w niemiłosiernie powtarzalnym singlu 60-80-100h, a i tak mieli złe zakończenie... serio? Aż ciężko w to uwierzyć, owszem słyszałem że ofapowany Witcher 3 robił coś takiego, że jak się z Ciri nie porzucało śnieżkami to ona potem umierała ale w to też nie chce mi się wierzyć. Ale jeśli tak...
Na końcu zatem spytałem go po ch* kupił pierwszą kopię za te 2 stówy? No bo... jest fanem stylu gier Ubi, tego kręgosłupa co to wchodzisz na wieżę, odsłaniasz znaczniki, zaczynasz je zbierać, potem idziesz do misji głównej, pokonujesz ją i znowu na wieżę i tak przez xxx godzin. Kręgosłup powstały od 2007 roku - Assassin`s Creed, Far Cry, Watch Dogs, The Division (czyli Tom Clancy`s) i innych wydawców, którzy to skopiowali. Tak? Ubisoft towers to już fraza obowiązkowa w słowniku graczy.
OK, na to że się coś lubi to się nie poradzi. Ale podpuściłem go bastionowym "myśleniem" - skoro to lubisz, to po na narzekasz? Po co się wk` na SP, przesiadasz na multi? To pierwsza taka gra Ubi? Nie!
Na to padła odpowiedź, że JEDNAK za 2 stówy, JEDNAK taka firma, powinna trochę graczy poszanować i wypuścić produkt z mniejszą ilością błędów, nie mówiąc już o fabule dla SP.
JEDNAK. Powinny być jakieś granice i niektórych rzeczy nie można obejść.
.
.
.
Brawo, jakże cieszę się, że tacy ludzie nadal istnieją, chociaż kupują Nie tylko bezmózgi popcorn, wszystko wajno, zuper, reszty udaję, że nie widzę.
Ale teraz to właściwej zabawy, czyli multi, czyli drużyny B. Gra z trójką ludzi, którzy czują klimat, nie tylko że są lepsi/gorsi w rozgrywce, czy że można z nimi pogadać, ale potrafią się tym pobawić, tym co akurat GR:W tutaj daje pięknie - to jest to. Nie randomy z gry publicznej, nie nie.
Tony rzeczy, które można zrobić, rzeczy nawet zapewne nieprzewidzianych przez twórców, testowanie produkcji, wyścigi helikopterowe, wojny na heli, kto podjedzie/zjedzie na motorze z gorszej góry, przechodzenie misji samemu, kiedy reszta lata dronem i obserwuje, docina i będzie patrzyła jak giniesz, dla beki - to wszystko da się tutaj zrealizować w postaci komandosów, operatorów z toną kapitalnego uzbrojenia.
Pisząc to teraz jestem już po ME:Andromedzie i spokojnie mogę powiedzieć, że Ubi w kontekście personalizacji postaci przebił to "AAA" Bio lekko i spokojnie. I to w grze, w której rzadko mamy okazję poszpanować ładną buzią czy fryzurą. Zarówno męską jak i damską.
To samo z uzbrojeniem - jasne, trzeba trochę odblokować, ale ilość towaru, jego wygląd, dźwięki - miodzio. Fakt, że strzelanie nie jest trudne, zwłaszcza snajpienie, ja po godzinny treningu przed tym, aż wszyscy się zejdą nie miałem problemu z trafieniem prawie, że w szpilkę od igły.
Ale, ale - zabawa. Wielkie tereny Boliwii, różnorodne ułożenie poszczególnych bossów, do tego żyjący świat i AI... nie tyle inteligentna co cudnie naginająca system powodują, że granie w coopie czasami przyprawia o spazmy śmiechów, że nie idzie nic zrobić tylko rechotać.
Ale to też Ubi, tak jak opisywałem to kiedyś przy FC
/Forum/Temat/16820#604204
moja ulubiona akcja (poza bugiem, do którego dojdę) to jest jest jak trójka cwaniaków zabrała helikopter i poleciała zatrzymać konwój z obiektem. Ja kręciłem się po bazie szukając ew. skrzynek na punkty rozwoju, mówię "lećcie z bogiem, zobaczymy jak wam pójdzie", po czym później wsiadłem w furgon z arbuzami i zacząłem jechać w ich kierunku.
Ekipa wylądowała, zablokowała helim drogę i szczerzyła zęby. Po czym okazało się, że konwój nie będzie walczył, ale przebił się, przepchnął po prostu helikopter i zaczął uciekać. A w okolicy żadnej innej bryki, facet trzeba było porwać, nie było mowy o zestrzeleniu go z powietrza? I co? Frajerzy zostali na poboczu, a Bartuś z dziki okrzykiem "banzaaaaaaiiii k`waaaaaa!) wjechał na czołowe, spadł razem z drugim samochodem na część drogi w dole, wyszedłem, otrzepałem się, zgarnąłem kolesia do wozu...
Ale, ale - co z jego obstawą? Tam jeżdżą w hamvi bolki z minigunami na dachu Obstawa zgłupiała i nie wiedziała gdzie jechać Wsadziłem cel do jego własnego wozu, objechałem eskortę, wróciłem do "specjalistów" na poboczu, którzy nadal czekali na okazję
Ale i tak nie to było najlepsze, bo samochód był jakoś za mały na 5 osób, więc czwarty operator schował się... do bagażnika! Dlaczego on, a nie cel? Nie wiem, ale ryczałem jak głupi
No i tego typu akcji jest mnóstwo. Kłócenie się o to kto snajpnie cel, po czym on zdąży się już schować za budynek, ale można go trafić przez ścianę (takie tam glycze ), no i w końcu to co widziałem na własne oczy - z jednej strony jeśli lecisz helim, a za twoimi plecami jest pościg to to nie jest przyjemne
ALE
genialny Ubisoft wymyślił, że nie muszę mieć zawsze uzbrojonego latającego, mogę trafić haesem pilota. Trafiony pilot pcha dżojstik w dół, heli pikuje i przypieprza o ziemię z resztą gangusów.
Cudo, nie? Jakie było moje zdziwienie kiedy trafiliśmy tak ptaszka, który spadł za skały, podjechałem tam zobaczyć co po nim zostało i... nie ma go Po prostu tekstury heliego wchłonęły się w tekstury gruntu i może gdzieś tam przy użyciu no_clip można go zobaczyć.
A tak - nie ma. I teraz wyobraźcie sobie, że w środku siedział typ, którego musieliście zidentyfikować, czyli zabić i zrobić mu fotkę... nie ma jak zrobić fotki, trzeba restartować. I oni życzą sobie za to 200 złotych.
Tak czy siak ubawiłem się grubo. Dziwna sprawa, że gra ma tak diametralnie różne oblicza, dziwne że w dobie dzisiejszych sprzętów wydaje się tak niedopracowane tytuły. Z czasem, za 20-30 złotych można to kiedyś kupić. Ale raczej przez pryzmat drużyny A
Nie mniej może kiedyś doczekamy się gry po 200-300GB, z otwartym, różnorodnym światem, w której wszystko będzie tip-top, będzie pięknie, bez bugów, a po 150h nadal będziesz chciał w to grać nie po to by zbierać muszelki czy piórka. Marzą mi się tacy wiedźmini, gra bez fabuły, z sezonami, porami roku... może kiedyś.
PS. Gra ma mikro przy okazji. To też jest bezczelność lekka, oczywiście w stylu skórek z CS:GO, wszystko da się wydropić, ale zawsze znajdą się frajerzy, którzy skina czy giwerę chcą mieć wcześniej. Za hajs. 200 PLN za tytuł, 200 PLN za największą paczkę kredytów czy co tam jest. Prawie pół tysiąca złotych za grę... właściwie nie przeszkadza mi, że ktoś za to płaci. Przeszkadza mi, że spora ilość osób, która to robi - nie stawia firmy pod ścianą, nie każe wprowadzić zmian.
Jest to styl "i ch* nieważne co zrobimy i jak, duży odsetek to łyknie i tak zarobimy". Szkoda jednak, dla całości branży.
Hmm, opinia się przyda bo to jest mój tytuł "numer trzy" tej wiosny, jeszcze się na niego nie zdecydowałem, pewnie przed wakacjami za jakieś kupony go wezmę
Grałem w darmowym weekendzie chwilkę (dosłownie, ze 2h) i miałem podobne odczucia. W multi może być świetnie i przede wszystkim dlatego, że chce się tą misję wykonać dla wspólnej radochy, a nie dla kolejnego gównianego stuff-u. Między innymi dlatego nie rajcuje mnie absolutnie zapowiedziane ostatnio Destiny 2.
A tak BTW to znowu mam wrażenie, że wystawiasz ocenę przez pryzmat tego co zobaczyłeś w sieci i kilku godzin grania To trochę tak jakby film ocenić po pierwszej ćwiartce i dwóch zwiastunach.
masz jakieś wrażenie (najczęściej błędne w stosunku do tego co piszę) to twoja sprawa. Mógłbyś spróbować na próbę odciąć się od niego i spojrzeć na to nie jako na "ocenę" (w ogóle kiedy ostatnio wystawiłem x/10 jakiejś grze tutaj?), ale po prostu opinię o produkcie.
Którą jest.
Którą można wyrazić nie kończąc go jak chociaż wyżej przykład DD, czy DS
/Forum/Temat/16820#612331
z którym się zgodziłeś jakoś, bo... zgodziłeś się opiniami? Ale jak już nie pasuje to wtedy wynajdujemy miliony powodów, tak bardzo mądrych jak "kilka godzin", czy owa "pogoda" z ME... nie próbuj ze mną sztuczek z Sellerem, bo to akurat tobie na dobre nie wyjdzie.
Jest jak jest, tym czym jest, nic więcej. A o ile się nie mylę to tutaj jakoś tak ćwierć zwiastuna wystarczy to zachwytów nad najlepszym "czymś" w historii i to wolno. Nie-zachwytów już nie.
Ta "bastionowa logika" zawsze potrafi mnie zadziwić nawet teraz. Nawet jeśli zalatuje Sienkiewiczem i czernuchami
A sam GR:W nie jest wart 200PLN w wersji PC, w której poza tym było mniej bugów na starcie, a i graficznie miała być 4K i inne litery. Dobrze się natomiast bawić można przy Pegasusie, ale chyba Ubi nie o to chodziło. Albo nie to im wyszło.
zluzuj gumę serio. Mentorski ton może przejdzie w kontakcie z nowymi użytkownikami, ale chyba za długo się tutaj znamy żebyś mnie straszył.
Selleryzmów z Tobą nie próbuję, sam to wyciągasz - i też uciekasz do stereotypów bo przenosisz jedne zachowania na ogół -to taki tylko kamyczek do twojej samooceny
Nie wiem czy zauważyłeś, ale są tematy, w których z założenia nie wdaję się z Tobą w dyskusję, bo raz, że nie chcę dodawać Kathi i spółce roboty przy sprzątaniu, a dwa wiem, że do niczego się na wzajem nie przekonamy. O tyle w przypadku gier, twoja opinia zwykle mnie interesuje, bo wiem że sporo grasz i możesz mieć coś ciekawego do powiedzenia.
Tyle tylko, że uważam, że w przypadku Wildlands zupełnie nie trafiłeś z oceną/opinią - i nie dlatego że nie podoba mi się końcowy wniosek o kupowaniu bądź nie, tylko dlatego, że w zasadzie nie powiedziałeś dlaczego tak a nie inaczej i wziąłeś się za to d*py strony . Z twojej długiej opinii dowiadujemy się, że gra ma bugi i nic poza tym. Owszem, sam bym to wypomniał i pewnie tak zrobię choćby przy opinii/ocenie Andromedy, której pod tym względem do ideału daleko. Tylko co dalej? Wiesz, przyczepiłeś się, do tego że to jest gra ubisoftowa - i owszem jest, z tym, że ona nie jest tak ubisoftowa jak Assassin`s Creed, tylko jak `The Division` a tutaj różnica jest zasadnicza. Bo o ile Asasyna można po 15-20 godzinach ocenić o tyle te gierki to zupełnie co innego -przecież sam wiesz że to ten nowy wymysł (którego nie jestem fanem) mmofps, czyli do jednego wora można wsadzić The Division, Destiny i Wildlands właśnie -a nawet trochę na siłę Borderlandsy. Te gry można oceniać/opiniować przez pryzmat krótszej bądź dłuższej kampanii (z tego co słyszałem w Wildlands-ach faktycznie kilkadziesiąt godzin), ale ich clue to sieć i endgame a na poznanie go potrzeba kilkadziesiąt godzin minimum. Ty liznąłeś tryb multi, zobaczyłeś kilka glitchy (jakby któraś gra sieciowa była gotowa na wszystkie pomysły żywych graczy ) i wydałeś wyrok - o to głównie mi chodzi, o opinię na podstawie zbyt małej próbki. To tak jakby skreślić Football Managera na podstawie wizualizacji meczu bo jest mniej widowiskowy od Fify. Nie mówię, że nie kupię za 2-3 miesiące tej gierki i po następnych dwóch nie dam jej oceny 5/10, ale wtedy będę wiedział za co
może czas zamknąć temat bredni o jakimś "mentorskim" tonie. Zawsze mnie to śmieszyło jak z suchego tekstu, bez jednoznacznych wyrazów/zdań w kierunku obrażenia/zganienia/pochwalenia kogoś, można wyczuć coś co podpada pod akustykę. Poza tym reszta podpada pod mimikę, mowę ciała i prawdziwe intencje, których imho nie da się odebrać przed kompem.
Do tego "mentor"... chodzi ci o mistrza czy prawienie morałów? Bo ani jedno, ani drugie mi w głowie. Morałów to raczej ja się tutaj nasłuchałem, a poziom mistrzowski... cóż, nieskromnie powiem, że w niektórych dziedzinach mam na tyle doświadczenia, że mogę wyrazić opinię, czasem nawet dosadniej/ostrzej.
Ale to jest tylko opinia, tak śmiesznie mylona tutaj z przymusem, mieszana jeszcze ze stosunkiem do mojej osoby.
Otóż, wyobraź sobie, nigdy nie uważałem, że moje zdanie na tak/na nie jest/powinno być obowiązującym w danej grupie. Nigdy nie miałem takiego zamiaru, nigdy mnie to nie rajcowało czy ktoś nie pójdzie na TFA, bo uznałem to za szajs, czy może zagra w coś, bo uznałem za arcydzieło.
Nie. To tylko moje własne zdanie. W tym przypadku dzielone z kumplem, który mi to opowiadał, po prostu to przekazałem, co jest wyraźnie (tak mi się zdaje) w tekście napisane.
A to, że może ono komuś stanąć w gardle, czy wywołać jakieś personalne przytyki - to już problem tej osoby, nie mój.
Natomiast to w jaki sposób wyrażam się o czymś nie ma przełożenia na spędzony z tym czymś czas. G***a nie polubię, chociaż bym w nim siedział po uszy, śmierdzi i jest chorobotwórcze. Motoru sobie nie kupię, bo jechałem nim raz, 15 minut i wiem że bym się zabił. Kwadrans komuś obytemu z szybką jazdą samochodem wystarczył żeby to stwierdzić.
Tak samo jest z grą. Na ME:A wystarczyło mi 20parę godzin, na Wildlands 6-7 + to co powiedział ktoś, kto teoretycznie mógłby uchodzić za fanboja Ubi, a jednak nie.
Jeśli dla kogoś to za mało żeby w ogóle brać moją opinię pod uwagę - to niech nie bierze. Ale bez jakich głodnych kawałków o "mentorstwie" czy "dupy stronie".
Do 21 maja, godziny 22.00 trwa otwarta beta Quake Champions, w której uczestniczę. Mi osobiście gra się bardzo przyjemnie, gra jest szybka i dynamiczna, a właśnie takich gier brakuje, w czasach zdominowanych przez gry takie jak LoL, CS, czy Overwatch. Co prawda jest kilka rzeczy rzeczy, która sprawiają, że gra różni się od swoich poprzedniczek (każda postać dysponuje jedną specjalną umiejętnością, innym zdrowiem, prędkością i pancerzem), ale mi osobiście to nie przeszkadza (grałem troszeczkę w Quake Live więc jakieś porównanie mam). Kiedy gra wyjdzie, będzie darmowa, a twórcy mają nadzieję, że ich dzieło będzie jedną z dyscyplin e-sportu. Jeżeli chcesz zagrać musisz zdobyć kod z tej strony: https://quake.bethesda.net/en/signup i wpisać go na https://bethesda.net/pl/dashboard w ustawieniach profilu.
Heh, akurat właśnie gram w Kłaka Live. Wciąż jest sporo ludzi i można się rozerwać, chociaż refleks już nie ten co kiedyś (małe mapy to koszmar) Na rynku gier faktycznie brakuje dynamicznych fpsów w stylu Quaków, Doomów albo Unreali, więc fajnie, że ktoś stara się na nowo rozpowrzechniać tego typu produkcje.
Ja sobie gram pierwszy raz w KOTORa (wiem, shame). I jest bardzo fajnie.
Poza tym ze miałem problem z Rancorem.
Trutka podrzucona do sterty ciał wystarcza. Albo wyskakiwanie co chwila zza rogu i strzelanie z blastera, połączone z uciekaniem za drzwi nim wkurzony rancorn nas dogoni (jakby się jakimś cudem nie miało tej trutki).
Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. Zboczenie nałogowego gracza
Joł joł. Nadchodzi takie cuś od id Software, pewnie wiecie. Quake Champions, czyli taka duchowa kontynuacja Quake`a III: Areny. W czasach dominacji trzaskanych od jednej sztancy "realistycznych" militarnych FPSów powraca drugi już klasyczny tytuł opierający się na bunnyhopsach, rocketjumpach, strafejumpach i błyskawicznych reakcjach graczy (pierwszym był nowy Unreal Tournament, ale on ma nieco inny model biznesowy i właściwie jest tworzony na raty i wypuszczany po kawałku, acz w pełni grywalny, polecam).
Nie siedziałem zbytnio dotąd w temacie tego tytułu, ale jeden z moich ulubionych recenzentów gier na YT właśnie wypuścił gameplay i wrażenia z bety, co skłoniło mnie do napisania tego posta.
https://youtu.be/acjTi_i2KRQ
Ogólnie wrażenia mam pozytywne, ładnie to wygląda, czuć klimat klasycznej Areny, jest szybko i arcade`owo. Tylko te różnice między "czempionami" mi niezbyt pasują, indywidualizowanie ich na siłę. Ale jeśli to się nie przyjmie, to gracze pewnie załatwią sprawę modami.
Jako fan dawnego Q3:A mówię: będę śledził. Dobrze, że Unreal Tournament i Quake nie odeszły w zapomnienie. Oby żyły wiecznie.
Na koniec moje pytanie do Szedała, o którym było w temacie: Szedź, jako weteran bojów na arenach dawnego Kłeja - czy będziesz w to grał?
Tak, będę. Mam nawet gdzieś zapro do bety ale nie umiem się zabrać za to jakoś. Ale na pewno nadejdzie taki czas, spoko, postrzelamy do siebie
swoją drogą, byłem z naszej bastionowej ekipy ostatnim graczem w Quake Live, wszystkim innym już pokasowało konta za nielogowanie się a ja wciąż czasem wpadałem odpadłem dopiero gdy przenieśli grę na Steama i wyzerowali osiągnięcia
To może będzie okazja poszczelać I cieszę się, że nadal Cię ta seria kręci, bo jakoś zawsze to z Tobą kojarzyłem
Jako długoletni fan Kwaka, który swoją przygodę z nim zaczynał w poprzednim stuleciu przy okazji grania w drugą część kilka miesięcy po polskiej premierze, też się wypowiem o tym całym Quake Champions.
Jak dla mnie kicha. Przesadna prędkość i klasy zabiją całą radość z dawnego kwaka. Ktoś powie "ale to szybka i zręcznościowa strzelanka". Pełna zgoda, ale jednocześnie to się łączyło z odpowiednią szybkością i umiejętnościami. Tutaj widzę, że mamy jakieś klasy, szalone tempo gry i nie wiadomo co jeszcze.
W Quake 2 grałem namiętnie, w Quake 3 Arena także. Gdy usłyszałem o Quake Live to czym prędko zacząłem grać. Na początku to była bajka, bo ta gra stanowiła perfekcyjny niemalże remake Quake 3 Areny, a do tego była free-to-play. Potem Quake Live zaczęło się psuć chybionymi w mojej opinii rozwiązaniami (np. jakieś niezrozumiałe dla mnie uproszczenia, czy też wyzerowanie statystyk). Nie wszystkie doświadczyłem na własnej skórze, bo wcześniej zrezygnowałem z gry. Bodajże zrobiłem to jeszcze przed resetem wszystkich statystyk.
Niemniej oprawa wizualna robi swoje - wszystko wygląda niby klasycznie, ale jednak współcześnie, przy tych wszystkich efektach. To jest bez wątpienia na plus. No i odgłosy podczas meczu. ;p
Jeśli chodzi o gry oparte na klasach czy tam rolach postaci, to pozostanę przy Paladins jak już mam wskazać taką grę.
No, pięknie, wygląda dokładnie jak Q3, tylko że "dzisiejszo". Ale jak to panie dzieju zapieprza! Ale szybkość! Jezus Maria, nie ma szans, żebym nadążył. Mam nadzieję, że będą jakieś zamknięte serwery, "community 40+" bo nie dam rady.
BTW "realistyczne" militarne FPSy zasysają na maksa. To największe oszustwo w dziejach przemysłu growego
darth_numbers napisał:
BTW "realistyczne" militarne FPSy zasysają na maksa. To największe oszustwo w dziejach przemysłu growego
-----------------------
Z tym zasysaniem to powiem tak: zależy które. CoD-y i BF-y oczywiście tak (choć fun jest przy nich niemały). Ale np. Red Orchestra już jest zupełnie przyzwoita.
po ślunsku. Grałem przed chwilą kampanię z 3 dzwońcami... umierałem ze śmiechu "kaj strzelosz?" "nie wiym" "nie nerwuj mnie"
Komedia.
Dla Ciebie ich rozmowa była śmieszna, a dla nich - jako posługujących się śląską mową - była czymś normalnym.
W L4D2 można spotkać jeszcze bardziej "barwne" przypadki konwersacji przez mikrofon. Jako przykład podam pewnego członka zespołu, który nagle zaczął skakać w jednym punkcie, rycząc przy tym (jeśli dobrze pamiętam): "why can`t you just leave it alone?!". ;D Albo kiedyś, gdy dołączyłem do jakiegoś losowego teamu, w którym akurat 4/4 osoby były z Polski (także licząc mnie, oczywiście). Wszyscy normalnie porozumiewali się, ale jeden sprawiał wrażenie ostro przytłumionego. Do tego stopnia, że na pytanie "chcesz [jakiś przedmiot]" każdy z nas czekał pół minuty na lakoniczną odpowiedź "tak" lub "nie". Teraz sobie pomyśl, że graliśmy z nim w trybie realistycznym w kampanię, co ma 5 rozdziałów... ;D
była nie dlatego, że gwary mnie bawią, ale w tej sytuacji, z ręką, nogą, mózgiem na ścianie ta godka po prostu rozkładała mnie na łopatki, głupawka totalna.
A ten ostatni był pewnie więc zwoje się luźno łączyły
Ja tam jednak uwielbiam udawać obcokrajowca w l4d2. Wtedy naprawdę wychodzi, że większość grających Polaków z mikro to dzikie dzikusy.
Wstyd trochę się przyznać, ale pierwszy raz ogrywam Fallout New Vegas. Jakieś półtorej miesiąca gry, ponad 50 h na liczniku i jeszcze daleko do końca. Jednak to wystarczająco wiele żeby ocenić warstwę narracyjną gry, questy czy system dialogowy. Nie jest to może arcymistrzostwo, ale dialogi potrafią być rozbudowane, a retoryka nie jest istotna tylko w teorii i pozwala uzyskać wiele informacji, ukończyć zadania w różnych konfiguracjach - w porównaniu z tym fallout 4 może tylko się wstydzić swoich biedo dialogów. Questy w praktyce sprowadzają się niestety do prostych schematów,
"przegadaj kogoś" "zabij wszystkich bandziorów" ale, że mają często ciekawą otoczkę fabularną, to jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy mówią o zdecydowanie większej pomysłowości Obsidianu od Bethsedy. W kocu radio na czarnej górze, historia krypty 22, zabawny pomysł na werbowanie osób do towarzystwa dla pewnego kasyna, kult ghuli, który chce uciec na księżyc, mitologiczna wiara boomersów w bombowiec. Naprawdę ta gra ma sporo fajnych motywów. Do tego porządny staro szkolny system reputacji wewnątrz wielu różnych społeczności, które często prezentują sprzeczne interesy. To mi dość mocno przypomina poczciwego Morrowinda.
Co do wad, to gra jak na tytuł oferujący rozgrywkę w dużym otwartym świecie, za często stawia przed graczem niewidzialne ściany co sprowadza się do tego, że nie mam pojęcia czemu postawiono w danym miejscu jakis pagórek, skoro nie mogę się na niego wdrapać jak przystało w porządnym sandboxie. Znów nasuwa mi się na myśl Morrowind gdzie nie istniał szczyt na który nie można było się nie dostać. Do tego gra ciągle ma jakieś dziwne bugi- czytałem, że w roku wydania gry, to była istna plaga. Postać raz, odmówiła posłuszeństwa i przestała się ruszać, innym razem zwłoki zabitego bandziora zaczęły same z siebie lewitować, dziwne obiekty, wielokąty raz przebijały ze ścian. Nie jest to znów bardzo częste, ale trochę budzi irytację, że 7 letnia robi momentami przedziwne niespodzianki.
Poza tymi technicznymi minusami to generalnie bardzo dobra gra, gdybym złapał się za nią dużo wcześniej, najlepiej w roku premiery, to jestem pewien, że zarwało by się na niej parę nocek. No ale czas już nie pozwala.
znaleźć relacje Bastionowiczów tuż po premierze...
/Forum/Temat/13222
Lepiej wychodzi zagrać teraz. To nadal są eFy od Bethesdy (nawet jeśli Vegas to dzieło Obsydianu), więc
Sam jakiś czas temu przelazłem F3 z dodatkami, teraz zbieram się na Nevadę GOTY, zbieram się... i cały czas się zbieram. A aczik za bana w kasynach kusi
Tak z ciekawości - grałeś w oryginały? Mam na myśli 1&2?
1 i 2 to znam wyłącznie z krótkich sesyjek u znajomego z gimbazy, ale to już bardzo zamierzchłe czasy. Ostatnio była jedyneczka za darmo na stem, więc będzie się nadrabiać w swoim czasie. Pozostaje dokończyć New Vegas, które swoją drogą jest na ostatniej prostej do końca. Zostało mi jedynie jeszcze parę zadań z Lonesome Road i zakończenie wątku głównego podstawki. Tak poza tym ponad 140 h na liczniku, postać śmiga w pięknym pancerzu wspomaganym z szerokim arsenałem różnych unikatowych broni pokroju wszechamerykańskiego, pompeczki czy snajperki z Gobi. Ponad 100 questów ukończonych, maksymalny poziom postaci.
Ostatnie lata to straszna posucha u mnie, jeżeli chodzi o gry, ale tak się złożyło, że naszło mnie na ten tytuł i wciągnęło mnie maksymalnie.
Ogólnie GTA to moja ulubiona seria gier. Grałem w GTA pierwsze, podobnie jak w GTA: London i byłem ogromnym fanem - miałem około 7 lat, gdy beztrosko zabijałem masy ludzi i proszę - wyrosłem na w miarę normalnego człowieka. Przeszedłem obie części. GTA2 grywałem często, ale fabularnie nie skończyłem, GTA3 mnie zachwyciło swoją grafiką (wole nie wracać i patrzeć jak to się zestarzało, ale wspominam, że grafika mnie w okresie premiery oszołomiła). Vice City przeszedłem MULTUM razy, San Andreas bodaj raz, ale też przekatowałem tę grę do granic możliwości. Grywałem też w Vice City Stories, ale nie porwało mnie. Jedynie GTA IV nie grałem, ale mam w planach po skończeniu V. A koniec już bliski.
No ale co do samej V: gra jest NIE-SA-MO-WI-TA. Grafika jest piękna, sandbox działa perfekcyjnie, wszędzie coś się dzieje. Wszystkie postaci są wspaniale napisane, misje jak zwykle są nierzadko absurdalne (polowanie na jelenie, walka z kosmitami lub klownami po szemranym towarze od okolicznego szajbusa) albo mogłyby być scenami w filmach (praktycznie każdy napad jest niesamowity: moje ulubione to na razie napad na jubilera oraz napad na bank na zadupiu, gdzie chłopaki wychodzą odziani w ogromne kamizelki kuloodporne i uciekają koparą ). Czasami są szokujące misje, jak np. torturowanie gościa różnymi metodami. Dziwnie się z tym czułem. Ale co tam. Niedawno miałem też misję rabowania sprzętu z samolotu, który był w powietrzu i trzeba było dostać się doń drugim samolotem. Można by tak każdą misję wymieniać, bo są niesamowite.
Apropo sandboxu: to naprawdę jest przykład jak powinny działać otwarte światy. Cały czas się coś dzieje, nie widać pustki dookoła. Tzw nagłe zdarzenia albo mijanie samochodem napadu na bank - mega. Mapa jest zrealizowana pierwszorzędnie, w ogóle nie ma wrażenia wtórności. A czasem widoki są przepiękne. Notabene fabuła jest tak wciągająca, że nie miałem okazji jeszcze dobrze pozwiedzać świata, a spędziłem przy tej grze już kilkadziesiąt godzin. Świat jest tak ogromny, że ostatnio się poruszam głównie taksówkami.
Myślałem, że będzie ciężko działało granie trzema postaciami, a nie jedną, ale jest idealne - czasami ciężko się oderwać od misji jednego z bohaterów i przeskoczyć do drugiego, a po chwili grania drugim, mamy to samo. Historia jest świetna i czekam na moment, w którym Trevor zrozumie, że Dave nie żyje i Michael ich zdradził. Będzie się działo. Na chwilę obecną mam 54% ukończone i podejrzewam, że powoli zbliżam się do finału głównej fabuły. Aktualnie Trevor musiał odwieźć Patricię do jej męża. I płakał. A ja z nim.
Niesamowicie działa też opcja telefonu. Internet, możliwość gry na giełdzie, możliwość zamawiana taksówki, służb, umawiania się z przyjaciółmi - to po prostu oszałamia. Dzisiaj uczestniczyłem w kursie jakiegoś guru, który miał kursy na stronie internetowej. Wydałem marne 20 000$, ale było warto. Myślałem, że San Andreas to szczyt możliwości rozwiniętego świata.
Świetnie też ta gra działa jako satyra z Ameryki. Najbardziej podoba mi się Trevor, który określa się jako pracowity biznesmen, podstawa gospodarki amerykańskiej. Wspaniali też są goście, którzy wyłapują tzw. nielegali (którzy nielegalami nie są zwykle). Ostatnio musiałem złapać Meksykańców. W samochodzie mieli gitary i ogromne kapelusze. Najbardziej mi się jednak podoba Rosjanin, który ma ogromny zapał do łapania szkodników w postaci imigrantów, a sam ledwo duka po angielsku. Apropo takich kontrowersyjnych spraw, to ostatnio byłem na wycieczce w górach i zostałem zastrzelony za bycie czarnym. Eh, Rockstar jak zwykle balansuje na granicy. Kocham ich za to, że się nie zmienili i dalej mają gdzieś poprawność.
Brakuje mi niestety trochę większej nawiązań do wydarzeń z poprzednich GTA i nieco mnie boli, że Groove Street się tak bardzo zmieniło - niby minęło trochę czasu, ale żeby most zniknął? Przesada. O domach chłopaków z Groove Street już nie wspomnę. Szkoda też, że konflikt rodzin właściwie jest w odstawce.
Ale to takie szczegóły.
10/10
would bang.
notabene: GTA IV jest fajne? nawet nie znam opinii.
IV Cię przygniecie, fabuła jest ciężka. Chyba najbardziej dojrzała część pod względem fabularnym.
Ludwik napisał:
notabene: GTA IV jest fajne? nawet nie znam opinii.
-----------------------
Nie bawiłem się tak, jak przy San Andreas (za mało możliwości takiej luźnej gry jak w SA, np. nie ma samolotów ), ale to wciąż poziom serii. Choć jest tam (konkretnie w dodatku The Ballad of Gay Tony) jedna genialna rzecz, dla której trzeba w to zagrać - Yusuf Amir. Zdaniem wielu, najlepsza postać całej serii. Możesz sprawdzić na YouTube
A w ogóle to w GTA V jeszcze nie grałem. W Vice City i GTA 3 też niewiele. Najwięcej czasu poświęciłem... drugiej części, bo jakiś czas łoiłem w to multiplayer - nawet były jakieś klany, organizowane turnieje, etc.
Och, GTA V. Może to jest najlepsza gra w dorobku ludzkości? Mam podobne doświadczenie z tą serią, co Ty, olbrzymia nostalgia do 1...i część piąta jest chyba najlepszą z serii. Co jest bardzo miłe. Własnie ostatnio skończyłem tę grę przechodzić drugi raz, tym razem na PC. Wcześniej specjalnie dla niej kupiłem PS3, co było całkiem miłym przeżyciem. Mieć grę w dzień premiery, to szczególne doświadczenie. Przede wszystkim cieszy, że to jest taki sam sandbox jak w oryginalnej grze. Tylko trochę bardziej trójwymiarowy. Po drugie gra ma naprawdę wybitny scenariusz, dialogi i świetnie zarysowane postacie. Co by nie mówić o klimacie Vice City, dopiero tutaj satyra i żarty są autentycznie śmieszne. I nierzadko celne. (W sumie oglądając wiadomości można dojść do wniosku, że to rzeczywistość zbliża się do świata w GTA.) Gra daje masę możliwości na dobrą zabawę, choć trochę tam mało zorganizowanych minigier, które wciągałyby na dłużej. Brakuje mi jakichś misji dodatkowych straży pożarnej czy policji. Aczkolwiek przyznaję, że w ogóle nie grałem w GTA Online, może tam bym znalazł to czego szukam. Dodatkową radość z jeżdżenia po Los Santos miałem za drugim razem razem, bo od tego czasu miałem szczęście być w Los Angeles i te miasta, wirtualne i prawdziwe, są do siebie naprawdę podobne! Nie wszystko, pewne rzeczy bardzo uprościli, ale niektóre uliczki są jak żywcem wyjęte z prawdziwego świata. Także grając w gre wspominam własne wakacje .
I w sumie, pewnie jak wyjdzie nowa część, to wtedy kupię nową konsolę.
Ja w ogóle mam wrażenia, że każde kolejne GTA jest najlepsze. Do tej pory San Andreas dla mnie było naj, aczkolwiek, jak wspominałem, nie grałem w IV. Ale V chyba przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Tak jak wspominałem, fabułę już na dobrą sprawę kończę, a jednak na pewno jeszcze nie odejdę od ekranu, bo ciągle tam jest tyle do zwiedzenia i zrobienia.
Kurcze, sam chciałbym się przekonać, jak to wygląda w porównaniu z rzeczywistością - bo też już słyszałem podobną opinię, że momentami widoki w grze, a LA są bardzo podobne.
A co do Vice City: ja mam ogromną nadzieje, że w GTA VI uświadczymy właśnie to miasto.
Nawet numerek by pasował: GTA VIce City.
Suplement: gra skończona już jakiś czas temu. Ogólnie finał sympatyczny, wybrałem jedyną słuszną opcję: nie zabijam Trevora ani Michaela*, tylko wspólnie gromimy przeciwników. Super mi się kosiło tych BANDZIORÓW. Chyba najfajniej mi się rozwalało pana Chenga, którego to kolumnę pojazdów obrzuciłem granatami, a resztę wykosiłem karabinem. :3 Haines piękny headshot na diabelskim młynie. Chociaż dziwi mnie, że to akurat Devin, a nie Haines został zabity na koniec. Jakoś miałem go za większego wroga, niż Devina. Bardzo wruszający moment, kiedy chłopaki wrzucają go do wody.
Z misji kończących grę, to bardzo podobała mi się również misja, w której Devin nasłał gangsterów na dom Michaela. Bardzo klimatyczna. Podobnie z napadem na siedzibę FIB. Wybrałem opcję napadu jako strażacy - super się spieprzało z tego walącego budynku. Szkoda, że potem nie widać jakoś tak tych zniszczeń. Sam skok na rezerwy złota - niby fajny, ale nie robił takiego wrażenia.
*Oczywiście alternatywne wersje finału też przeszedłem, ale są jakoś takie mało satysfakcjonujące. Źle się czułem jako takie ścierwo, co zdradza przyjaciół. Nie pasowało mi do postaci Franklina.
Ogólnie: jedna z najlepszych gier jakie miałem okazję przejść, na pewno kiedyś wrócę. GTA IV ma mi przyjść jutro, razem z kilkoma innymi grami, toteż rozstałem się z serią tylko na chwilkę.
Gram ostatnio w same klasyki: Poza Half-life`em i dodatkami, to pogrywam teraz z "Dark Forces II" i dodatek.
Jak w ogóle się gra w takie starocie jak DFII po latach? Ja szczerze mówiąc boję się wracać nawet do Jedi Outcast, bo mam obawy, że mi zatrze to dobre wspomnienia. Pograłbym sobie w sumie gdyby była jakaś wersja na telefon, ale na PC się cykam.
Akurat Jedi Knighty postarzały się bardzo dobrze, niedawno nawet kupiłem Dark Forces 2 z dodatkiem na Steamie Zabawa jest strasznie fajna, zwłaszcza jeżeli grało się w nią wcześniej, można też dostosować bez problemu rodzielczość, więc wizualnie nic nie kłuje bardzo w oczy. Tylko przed MotS`em ostrzegam, bo jest frustrująco trudny :/ A w JO i JA gram w miarę regularnie, na multi jest wciąż całkiem sporo ludzi.
W zeszłym roku przeszedłem Dark Forces (to pierwsze, najpierwsiejsze, jeszcze bez mieczy świetlnych). Nie powiem żeby była to wspaniała przygoda która dostarczyła mi wrażeń na lata xD, ale dało się to przejść, czasami z lekkim zmęczeniem, musiałem rozkładać na parę dni, ale dało radę.
Pirhania ma ten swój urok produkcji na poziomie qulity pleasure, więc nie mogłem sobie odmówić obcowania z Elexem. Problem w tym, że Elex to nawet nie jest fajne qulity pleasure. Nie powiem, że spodziewałem się wiele, bo już Gothic3 pokazał „klasę”, Risen 3 oferował tylko ból, a sama pirhania zdawała się przestać kontaktować z rzeczywistością.
Mechanika gry jest zaklęta w radosnym drewnie wczesnych lat 2000, walka to drewno, wiadomo.. Modele twarzy npców są zwyczajnie obleśne. Mimika to poziom papieru ściernego.
Nie interesuje mnie uparte powtarzanie mantry, że nie chcą się rozwijać, że dobrze im się pracuje w te 30 osób. Animacja, responsywność gry, model walki made in pirhania 2017 nie stanowią składowych elementów na takim poziomie by liczono sobie tyle, co za produkcje AAA. Duży świat, podobno największy z całego dorobku pirhani też oblewa egzamin, ale o tym później. Najpierw kwestia polskiej wersji językowej.
Dubbing to po prostu cudo. Zbija z tropu w paru momentach dziwną intonacją głosu, linie dialogowe są oparte na nudnej ekspozycji, a przy okazji są po prostu przykładem okropnego scenopisarstwa. Postacie powtarzają momentami po sobie te same kwestie, a ja zastanawiam się, czy od uderzenia komety, nie wyparowały im mózgi. Inne znów silą się na humor i wychodzi im poziom polskich kabaretów. Przykładowe linie dialogowe
” Jax- to, co mówisz, brzmi logicznie. Duras- to logiczne prawda?
„iii. Bum! Należało się kanalii, lata w kółko i straszy ludzi"
„ Lekcji pscyho- kologi? Posłuchaj siebie, nawet nie gadasz jak prawdziwi ludzie?- tutaj nie literówka a dosłowny cytat z gry.
Protagonista, Jax to archetypiczny twardziel, który stara się mieć tak groźny i zachrypnięty głos, że popada w karykaturę. Menelex, tak to można podsumować Gra
ma jeden z najgorszych dubbingów , jaki dane mi było słyszeć. Jak ucho pieścił Wiedzmin 3, a polski Skyrim był zaskakująco udany, tak Elex pastwi się nad człowiekiem bez litości. Wbija widelec w ucho.
Estetyka świata przedstawionego to równie interesujące zjawisko. Odpustowe, biedne uniwersum, w stylu niesławnego Two Worlds . Ktoś wpadł na jakże cudowny pomysł sporządzenia dania ze space opery w stylu mass effecta, mad maxowego/falloutowego post apo i gothicowego fantasy. Pulpa idealna.Logiczna wypadkowa tej decyzji jest taka, że na średniej wielkości mapie umieszczono klika skrajnie różnych środowisk, które łącząc się, wywołują dysonans poznawczy.Jak to działa w praktyce? Przykładowo mamy lokację ze zniszczoną autostradą, wzdłuż której po prawej stronie mamy lesistą oazę, a po lewej
widoki rodem z epoki lodowcowej. Wszystko w graniach góra paruset metrów. Patchwork z kosmosu. Daleko Magalanowi do spójności koncepcyjnej czołówki sandboksów w postaci New Vegas, Skyrim i Morrowinda. W tamtych grach przy nieporównywalnie większych mapach utrzymano sensownie i konsekwentnie spójną estetykę, bez żonglowania pomysłami totalne od czapy.
Feeling post-apo tez nie sprawdza się najlepiej. W falloucie w świetnie sugestywny sposób ukazano pozostałości minionych czasów. Tu i tam walały się wraki Chryslusa, Lataczy, które był w tamtym świecie rzeczywiście czymś innowacyjnym. Nawet billboardy przekazywały informację o lepszym, świecie pełnym cudów techniki.W Elexie za to mówią nam o dawnej, super zaawansowanej technologicznie cywilizacji, a potem pokazują wraki osobówek w stylu Passata. Beka na całego. Artystyczna porażka.
Dowód, że miksy gatunkowe w stylu Arcanum powinny być przemyślane 100 razy.
Wisienką na torcie jest motyw wpływu elexu na człowieka. W bebechach bardzo podobny do cyberpunkowych rozważań nad wpływem ulepszeń technologicznych na ludzkość.
Fabularna otoczka dookoła tytułowego elexu sprawia wrażenie, że tematyka przerosła samych twórców. Chcieli poruszyć ambitną kwestię, ale przez to, że nie operują sensownym zespołem do scenariuszów polegli. „Zabijsmoki, ocal świat” z Gothica 2 to szczyt pomysłowości tej ekipy.
Cała problematyka zostaje rozwiązana niezbyt ciekawym motywem quasi karmy, którego tutaj funkcję pełni współczynnik oziębłości. Według Pirhani człowieczeństwo = tylko emocje. Zero odniesienia do świadomości, wolnej woli, pierwiastka twórczego, abstrakcyjnego myślenia, istoty samostanowienia o sobie. Mamy za to banalny kontrast etyczny, oparty na starciu podkręconego do maksimum pragmatyzmu z sumieniem i uczuciami.Banał. Mało tego, żeby łopatologii i baśniowego pojęcia świata stało się zadość gra odwołuje się do konfliktu technologii i natury, gdzie ta pierwsza zostaje przedstawiona w sposób destruktywny, a druga życiodajny. Typki od złych maszyn rezydują na lodowym pustkowiu a jej kompletne przeciwieństwo w postaci dzikusów, żyjących zgodnie z naturą ma dom pośród bujnych lasów. Ci drudzy mają nawet specjalne drzewka, ożywiające ziemie i powodujące poniekąd rozrost lasów. Niby są jeszcze dwie inne frakcje, ale tylko nasi eko-wojownicy działają na rzecz odrodzenia planety. Dzięki pirhania za ten dojrzały przekaz. Po prostu Avatar pełna gęba-- a zapomniałem, że budżetem jednak nie ten.
No i żeby nie było zbyt obco. To wszystko, cała otoczka jest utrzymana w tonie odtwarzającym gothica. Elex to ruda magiczna, Duras to Diego, frakcje to obozy itd.
Byłbym zapomniał. Żeby odwróci uwagę od infantylnej narracji, wrzucono trochę bluzgów, więc gierka ma już fasadę dorosłego, szorstkiego, niby poważnego świata. Nie wiem, czy to wyłącznie pomysł na polski dubbing, czy pirhanie nie powstydziły się też takich tanich zagrywek, ale wygląda to słabo. Do tego nie mogę odpędzić się od wrażenia, że wpletli przekleństwa w takim stylu, żeby upodobnić grę do Wiedzmina. To, że wyszło „fajnie” i na siłę tojuż było wyraźnie mało istotne.
Nie rozumiem, dlaczego gry pirhani nadal mają wzięcie w Polsce. Nikt się tym studiem nie jara poza Niemcami- wiadomo dlaczego-- Polakami, Ruskimi i paroma mniejszym krajami z Europy wschodniej i środkowej. Ja rozumiem, że kiedyś gothic był na fali, miał śmieszne teksty, ciekawą jak na dawne lata prezentacje świata. Fabuła wchodziła lepiej od klasyków pokroju, planescape- w sensie, że była łatwiejsza w odbiorze, a nie lepsza. Co nie zmienia faktu, że Gothic nigdy nie był żadnym szczytowym osiągnięciem rpg, jak niektórzy chcieliby wierzyć. No i to było ponad dekadę temu. Do tego zaimplementowali mechaniki z gothiczka do tytułu z tego roku. Matko Bosko. Słowo daje, że Elex ma w Polsce hajp większy od udanych eksperymentów made in Poland, w postaci Ethana Catera Beat cop, ostatnio Observera. Cudze chwalicie, swojego nie znacie pasuje tutaj jak ulał.Ktoś się jara retro rpgami? To ma przecież Pillarsy, teraz wyszło Divinity 2, za rok wychodzi Wasteland 3. Ciekawe i lepsze od potworków z Niemiec. W ogóle mam wrażenie, że Pirhania robi gry jakie robi, bo tak naprawdę nie umie inaczej. Dla porównania Obsidian bawi się ostatnio w retro rpgi z rzutu izometrycznego mając na koncie takie gry jak Kotor2, Stick of Thruth czy New Vegas. Pirhania nigdy nie zrobiła tak naprawdę czegoś innego niż gry starające się gonić gothic, naśladować gothica, ba być gothciem! Cały czas tłuczenie od sztancy jednego i tego samego a gothicowcy oczarowani niczym świętym graalem. Fanboje pirhani to w ogóle egzotyczne zjawisko.
Wiem, że pachnie nieco bólem pośladków, ale po prostu ten pirhaniowy fenomen jest we współczesnej Polsce kuriozalny.
Imo jedyna dobra rzecz, które wynika z Elexa, to sygnał, że na rynku rpgów jest potrzebny porządny rolplej w klimatach sci-fi. Jakieś lekarstwo. Andromeda polegała, przy okazji psując jedną z najfajniejszych marek. Elex poległ. Zdaje się, że producenci AAA i ci ze skromniejszym budżetem kompletnie nie umieją w większości przypadków ugryźć w ostatnim czasie tematu. Pomimo ostatnio nieprzychylnych o cdp informacji, nie pozostaje nic jak innego pokładać nadzieje w cyberpunku 2077.
Tymczasem w 2030 roku Bjorn udziela wywiadu o planach studia. Robią Elexa 6, który będzie największą grą pirhani. Bo Bjorn i spółka to w sumie chcą robić gry jak Rocsktar, ale nie chcą powiększyć zespołu. Po co się rozwijać. Oni są małym studiem, nie chcą przyjmować nowych pracowników. Nie, bo nie.
Elexa 2 zresztą już zapowiedzieli. Serio.
Cóż nie grałem, ale sporo czytałem i wydaje mi się, że Klerycy również chcą odbudować planetę, ale w taki sposób, aby przypominała tę sprzed katastrofy. A co do teorii, że "źli" mieszkają na lodowej pustyni, a "dobrzy" w lesie to chyba wyszło Pirani przez przypadek. W sumie gdybym nie przeczytał twojej recenzji sam bym się nad tym nie zastanowił.
Napisałeś, że to wciąż to samo od czasów Gothica, nie rozwijają się, ale czy to źle? Wydaje mi się, że większość osób kupujących Elexa wiedziała na co się pisze (tym bardziej, że widać to było na gameplayach sprzed premiery). Natomiast Piranie nie zbankrutowały co znaczy, że ludzie to kupują. Najwidoczniej oni celują tylko w pewną niszę i nie chcą wychodzić.
W moim przypadku jest to jedna z niewielu gier na które czekałem. Elexa kupię w grudniu (dopiero wtedy, w święta będę mieć czas, aby się porządnie wciągnąć) i podejrzewam, że będę się świetnie bawił, tak samo jak to było w przypadku np. Risenów.
Klerycy, niby są istotni, do tego też korzystają z techniki, żeby nie było, że technika to wyłącznie domena chaotycznych złych albów. Wiem, że nieco to pominąłem. No ale motyw technologia vs przyroda jest w moim odczuciu bardzo akcentowany i rzutuje na całość gry.
Gra w sumie nie zirytowałaby mnie aż, gdyby po prostu była kolejnym dark fantasy albo najlepiej gothiciem.
Misz- masz gatunkowy szczerze irytuje mnie głównie z dwóch powodów. Jest zrobiony na odwal .Nie działa, estetyki się nie kleją, przez co mam wrażenie, że chcieli zrobić tak naprawdę parę różnych gier w jednej tylko dlatego bo uznali to za fajne. Nie wszystko jest wyjaśnione fabularnie i mam sens, a jak już coś wyjaśniają to imo naciąganie. Druga sprawa to wpływ stylistki na mechanikę. Tutaj dla porównania zastosuję analogie do Horizon zero dawn, który pomimo identycznej koncepcji na mieszankę skrajnie innych konwencji jakoś działał.
Pomysł na newralgiczne punkty maszyn brzmi sensownie, stwarza chociaż jakiś szkielet logiki świata i co najważniejsze po prostu łączy się z samą rozgrywką. W Elexie walisz w mecha toporem bo pirhania uznała, że to fajne. Fabuła nie przenika się w tym aspekcie z mechaniką. Logiki w tym nie ma żadnej.
Ja Elexa nie kupiłem. Miałem okazję w gościach ograć grę, przez około 3h. Przysiadłem z nadzieją, że chociaż gra spełni dla mnie rolę qulity pleasure, ale no nie wypaliło dla mnie. Lets playe na yt, utwierdzają mnie w odbiorze gry, to w sumie przedłużenie dla mnie tamtych wrażeń, tyle, że nie "z pierwszej ręki". Można mnie skrytykować, że to za mało żeby ocenić grę, dla mnie w zupełności wystarczy. Tzw efekt pierwszego wrażenia+ doświadczenie z poprzednimi grami studia.
Postanowiłem, że piraćić na będę, tylko kiedyś w odległej przyszłości kupie za dychę i jak będę czuł przesyt dobrych gier, to odpalę XD
A z tymi frakcjami to czasem nie jest tak, że masz konflikt natura-technologia, technologia-technologia, albo anarchia-technologia? Więc bycie zielonym jest jednym z wyborów. Grałeś tylko 3 godziny więc podejrzewam, że w tym aspekcie mało co widziałeś.
Co do spójności świata hmmm to już ciężej wyjaśnić, no ale to nie jest Star Wars, tutaj po prostu przymknę na to oko ;P.
Odnośnie fenomenu Piranhy - nigdy nie uważałem siebie za ich wilkiego fana i jestem świadomy jak bardzo upośledzone i pełne niedociągnięc są ich gry... a mimo to każda po kolei sprawiała mi więcej frajdy niż takie Dragon Age (poza Origins - jedyna naprawdę dobra część serii), Fallout 3, Wiedźmin 2 czy co tam jeszcze. Po prostu te gry mają w sobie coś, co sprawia, że w nie wsiąkam bez względu na to czy, obiektywnie patrząc, są niezłe (Risen, Gothic, Gothic 2) czy średnio-słabe (G3, Risen 2 i 3). Risen 3 ukończyłem dwa razy, za każdym się świetnie bawiąc, a Wiedźmina 2 skończyłem dwa razy, gdzie pierwszy był wymęczony, a drugi był tylko dla zapisanki do trójki i nigdy więcej..
Ale ja się bawiłem dobrze przy Andromedzie, więc może po prostu jestem dziwny
Za Elex pewnie też się wezmę, ale to kiedyś, jak już wyjdzie w jakiejs kolekcji klasyki czy coś.
spatchowany, plus fanowskie rozszerzenie "Content Mod" + "Quest Packi".
O ile 1 i 2 znam na pamięć, to trójeczki nie ruszałem .
No kusiło mnie, żeby po tylu latach wrócić jeszcze do pierwszej części, zapalić fajeczkę w obozie bagiennym ale ... kurczę, ile to już lat, a ile wspomnień . Jak dziś pamiętam ten klimat pierwszej części, grę odpaliłem gdzieś wakacje, późny gorący wieczór - na zasadzie, a sprawdzę co to, no i poszło !. Wessało mnie kompletnie, zresztą chyba nie tylko mnie. Wakacje i nocne granie. Magia. Później była dwójka, i chyba dodatek jakiś był. No i teraz, po tyyyluu latach trójeczka.
Tak wiem, później była Arcania, Risen-y, no i teraz Elex, ale ... dla mnie Piranha to trzy "Gotiki".
Co jeszcze ... Morrowind był super ! - zwłaszcza z dodatkami. No, ale tam też już nie wrócę, niech zostaną na zawsze w pamięci magiczne chwile i wspomnienia.
No wiem, strasznie to sentymentalnie wyszło
A, no i bym zapomniał - żaden Ork NIGDY nie będzie plugawił ziem Myrtany !
czyli Podzieleni, ale zRzyci
http://polygamia.pl/w-tyl-ku-akcji-south-park-mogl-miec-w-polsce-fajny-tytul-ale-slady-po-nim-znikaja/
czyli nowy South Park.
Dlaczego o tym piszę? Dociągam jedynkę ze Stima, pora nadrobić braki, ale widziałem początek dwójki i... myślę, że wielu Bastionowiczów powinno w to zagrać
Znowu dlaczego? Bo (cytując za GOLem)
Fabuła The Fractured But Whole startuje już po rozłamie wśród kumpli. Szop i Przyjaciele pragnęli, by ich cykl produkcji o superbohaterach był najlepszy, ale nie wszyscy chcieli się zgodzić na proponowany przez Cartmana plan i nastąpił podział. Szop i Przyjaciele (wcale-nie-Marvel) to grupa, do której na starcie dołącza nowy dzieciak, czyli postać kierowana przez gracza.
Kumple Wolności zaś to konkurencyjna ekipa (wcale-nie-DC-i-X-Men), walcząca ze złem na swoich zasadach – właśnie w jej szeregach znaleźli się Stan, Kenny, Timmy, Token i Butters. Ale nie dajcie się zwieść pięknym słówkom wygłaszanym po zmroku na dachach budynków.
Celem obu ekip jest zarobienie miliarda dolarów na własnej serii filmów, a pierwszy krok do osiągnięcia tegoż stanowi odnalezienie starego i brzydkiego kocura, za którego wyznaczono 100 dolarów nagrody.
Czyż to nie idealna gra dla miłośników "marveli" oraz marvelizacji SW? Nieważne jakie filmy robimy, ważny miliard No i fani na Instagramie, który zastąpił Fejsa, a tam mają tylko dwóch widzów, w tym jednego rudego
W każdym razie humor nadal został taki sam, pierdo-fekalny, ale nadal cisną po zjawiskach popkultury i nie tylko (ciekawe czy gdzieś tam dostanie się i SW?).
Natomiast co do superbohaterów to cudowny jest wstępniak w którym Cartman ujawnia motywy dla których zostaliśmy kolesiem z supermocami... bo każdy taki musi mieć swoją traumę.
Jaka jest nasza? Dla mnie przewidywalna, bo
początek spoilera wychodzimy w nocy z pokoju, obudzeni pojękiwaniem naszej matki i natykamy się na trzech włamywaczy, których pokonujemy.
Ale nie to jest ważne, podchodzimy do drzwi sypialni, a tam... TRAUMA Okazuje się, że naszą kochaną mamusię "krzywdzi"... tak, nasz ojciec, któremu ufaliśmy. Co robi? No to co mama i tatą robią w łóżku o 2 w nocy koniec spoilera
Można się skrzywić i wystartować z własną franczyzą? Można?
Przewidywalne, ale miałem banana na ryju.
Więc polecam i nie mogę się doczekać, aż sam zagram.
Lord Bart napisał:
cDociągam jedynkę ze Stima, pora nadrobić braki,
-----------------------
Zacząłem, nawet podobny
http://steamcommunity.com/sharedfiles/filedetails/?id=1176715589
<piard>
Skończyłem, nawet 2x. Nie dlatego, że gra jest super, ale chciałem wyfarmić przysłowiową "platynkę" i sprawdzić poziom hard.
Nie bo Pr0, tylko normal w tej grze jest dramatycznie niski (może poza walką z pewnym wicePrezydentem ) i szukałem lekkiego wyzwania. Niestety - na hardzie miałem postać idącą w dmg od ognia i było jeszcze łatwie lol może początki były trudniejsze, ale dalej...
Gra ma specyficzny sposób walki, oparty na QTE i różnym podobnym oryginalnym klikaniu, czasem to się sprawdza, czasem nie, długo trwało zanim perfekcyjnie jako tako opanowałem blok. Ale nawet mimo tego nie ginąłem, bo było za łatwo.
Minusem dużym jest też koszmarny system zapisu i brak możliwości zmiany klawiszologii. W dzisiejszych czasach...
Cała reszta jest jednak na plus, nie znaczy to znowu że gra jest świetna, ale po prostu bardzo dobrze mnie bawiła, mimo że to nie trafiłaby to ścisłej czołówki. Taka dziwota
Ale pewnie pasuje to do analno-fekalno-pierdo-nazistowskiego humoru, którego jest pełno i jeszcze trochę. Ogólnie gry franczyzowe to dramat w 95%, ale tutaj Trey Parker i Matt Stone dopieścili i zadbali żeby było wszystko tip-top.
LARPowy klimat dzieciaków z miasteczka wylewa się z ekranu, ale najbardziej spodobała mi się customizacja naszego niemego bohatera. Ilość kostiumów, bonusów w postaci okularów, fryzury itd. imponuje, dodatkowo bronie zmieniają wygląd w zależności jakie dodatki do nich wrzucimy - na dobrą sprawę nawet dziewczyny mogą w to grać, bo sobie przerobią męskiego bohatera na dżender
Bawiłem się świetnie, platynka styknęła, jestem bardzo ciekaw drugiej części, chociaż słyszę o jakiś tragediach, bugach, Ubisofcie który obłożył sequela drmami, horrendalnej cenie i jakimś season passie, bogowie wiedzą na co i po co... a dwójka, jak już wyżej wspominałem, to super-uber-franczyzowi bohaterowie, więc
Krótka relacja z weekendowego grania. W ogóle czekaliśmy z kumplem na cracka, bo Denuvo łamią ostatnio na luzie, ale nie.
Więc kupił na PS4 i tu jednak nutka zazdrości i sentymentu, że można taki tytuł przejść na konsoli i odsprzedać, jest na to rynek i nikt się do tego nie dobrał na poważnie.
Dlaczego tak? Bo to jednak kolejny Assassin od Ubi.
Więc przekleję mój post z innego forum
***
Tak czy siak jestem po pierwszym dniu gry z AC:O, zeszło mi jakieś 6 godzin, które spędziłem praktycznie w pierwszej lokacji, czyli Siwie. Wyeksplorowałem ją na maksa i dopiero wyjeżdżając z niej zobaczyłem napisy Assassin`s Creed Origins.
To znaczy, że Siwa jako wstępniak, prolog do gry, samouczek - jest k`sko wielki i solidny. Można tam zrobić praktycznie każdego rodzaju czynność, z którą przyjdzie się zmierzyć w dalszej części gry, łącznie z grobowcem ala Tomb Raider... dobra TR to to nie był, ale wiecie o co chodzi.
Naprawdę można się tam bawić przez 6h (pomijając to, że pada do PS4 nie skumałem w całości, ciągle mi się zdarzały błędy, ale tak to jest grać okazyjnie) i nie czuć potrzeby pójścia dalej. Nie mówię tego jako jakiś fan sandboksów - po prostu stwierdzam fakt, że jeśli już mamy sobie też zrobić jako taką wycieczkę po Egipcie to można to zacząć od samego początku.
Niestety... AC:O to nie jest zmiana serii na coś o czym zawsze marzyłem, czyli poniekąd miks Hitmana z Thiefem. To raczej brutalne pójście w stronę Diablo, Dark Soulsów, Witchera, Ghost Recon i z czego ta gra jeszcze zgapiała.
Prawda jest taka, że zawsze starałem się grać w ACki jak najbardziej skrycie. Nie przeszkadzała mi walka na kontry, bo... po prostu nie walczyłem. Kiedy trzeba było ciskałem bombę z gazem, gwiazdki-miny na ziemię i zwiewałem.
Oczywiście czyściłem bazy dla draki stealth-killami, ale to zawsze było granie właśnie na cichego zabójcę.
Tutaj... teoretycznie też można to robić. Są perki do wzięcia dające więcej XP za s-kille, są dymne bomby i strzałki powodujące berserk przeciwnika, ale... gdyby tak grać to straciłoby się szansę na tą jedną z nowości od Ubi, czyli system walki bez kontr (znaczy kontry są nadal tylko inaczej działają), oparty dodatkowo o levelowanie postaci i levelowanie ekwipunku.
Co mogę o tym powiedzieć? Nie czuję tego po prostu. Niektóre bronie są zbyt OP, niektóre nie zostały zrobione tak jak powinny, a przy tym łuki to prawdziwa broń maszynowa tej gry. Walka po prostu jest dziwna, może dlatego że wzorowana trochę na Witcherach, które nigdy mi nie pasowały.
Nie mówiąc już o tym, że dziwnie wygląda koleś który dźwiga na plecach 3 łuki, tarczę i miecz, biega sobie swobodnie i robi przewroty. Jeśli już chcieli pójść w tą stronę to brakuje mi ograniczenia ekwipunku + ograniczenia ruchów - masz więcej sprzętów, wolniej biegasz, nie możesz rollować itd.
Aż w końcu zostaje najważniejsze, czyli... eXPienie. Tak moi drodzy, nie ma się co oszukiwać, ale Ubi oszukuje nas, dając teoretycznie wielką swobodę, ale swoboda tj. wg słownika to możliwość postępowania lub zachowywania się bez konieczności ulegania przymusowi lub ograniczeniom.
Przymus eXPienia (w przeróżny sposób, więc swobodny przymus ) jest straszliwy. W Siwie jeszcze tego nie widać, ale mój kumpel jest już dużo dalej i mówił mi, że po prostu nie ma czasem możliwości przejścia głównego wątku, bo (nie ukrywajmy) AC to nadal walka, a ciężko walczyć z kimś kto zabija cię jednym ciosem na normalu...
Wygląda to trochę dramatycznie, w sensie "zrobiliśmy wam wielką mapę i milion aktywności, więc jak to nie chcecie ich robić? zrobicie je albo utkniecie" - dajemy wam seks z wymarzoną kobietą, ale to ona decyduje co i jak, a że lubi skuć was kajdankami i pobawić się straponem... cóż
Jutro zobaczę jak to wygląda w pierwszej większej miejskiej lokacji, nie mniej... wolałem jednak chyba stary format AC.
***
No i część z niedzieli
***
Dokończę to co dzisiaj ugrałem, czyli kolejne 6h.
Zwiedziłem dwie następne lokacje i wracając do eXPienia - jeśli faktycznie robi się wszystko, może nie wszystko, ale w misji pobocznej z jakąś bazą dodatkowo czyści się skrzynię czy inne takie to spokojnie doświadczenie skapuje i jest się 2 poziomy wyżej od wymaganego.
Jeśli jednak nie chce się tego robić... cóż - trzeba. Nie jest miło, gdy i tak mocny łuk zabija cię jedną strzałą. Jest to chamskie moim zdaniem - zrobiliśmy dla was taką grę, że zmusimy was żeby ją zwiedzić.
A jaką? Ciężko ocenić po 12h i 3 lokacjach, raczej zastanowiłbym się czy bardziej znaleźć czas na kopię warezową niż kupować oryginał. Kiedyś, w GOTY, może tak.
Wracając do pytania jaka to gra - to, zdaje mi się, jest kolejny tytuł z serii AC, w którym... mało jest oryginalnego Zabójcy, a więcej tego czegoś innego, jak w Black Flagu, gdzie właściwie chodzi o piratów.
Tutaj chodzi o Medżaja, takie po prostu wojownika, napierdzielacza, bo w końcu pod to ten system został zrobiony. Jak się człowiek bardziej w to zagłębi to nawet można powalczyć, poziom jest zaskakująco zadowalający, jak się wpadnie w zbyt dużą grupę do desynchronizacja murowana.
Ale jak tak sobie siedziałem i gadałem z kumplem, który użyczył mi konsoli to wyszło, że "nowa" gra Ubi wcale nie jest... "nowatorska", ale... cwanie miksująca wiele rzeczy, które już widzieliśmy w innych tytułach.
Wyszło nam tak, bardzo subiektywnie:
Far Cry – bo mamy polowanie na zwierzęta, czyszczenie obozów, znakowanie celów ptakiem
Mad Max – można napadać na kupców, co kojarzy mi się z konwojami
Witcher 2&3 – system walki
Dark Souls – niektórzy bossowie, zwłaszcza ci... więksi od nas, w różnym znaczeniu
Diablo – levelowanie ekwipunku, jakoś do tego nie mogę się przekonać, nie poczułem różnicy między kupowanie/zdobywaniem nowego, a ulepszaniem u kowala
Ghost Recon – wielki świat (fakt, że bardziej sensownie upakowany „życiem”) i drabinka bossów The Order trochę przypomina tamtejszą
Tomb Raider – zwiedzanie grobowców na upartego, wiem że takie lokacje były od dawna, zawsze je lubiłem ale ta Layla...
No właśnie, tak naprawdę najbardziej (poza samym wątkiem syna Bayeka i Rzymian w tle) to chciałbym się dowiedzieć co z nią dalej, o co chodzi, bo temat Abstergo, AC w "naszej" rzeczywistości Ubisoft sp`lił już dawno temu, chyba od początku nie wiedząc co z tym zrobić.
Na dobrą sprawę chciałbym się też przekonać czy znudziłbym się tą grą, będąc zmuszanym do levelowania, bo później mojego kumpla nawet nie interesowało o czym jest quest poboczny - po prostu patrzył, który mu da więcej XP i czy to styknie. Słabo.
Z pewnością świat jest imponujący, upakowany solidnie, ze szczegółami tamtych czasów. Robi wrażenie. Cała reszta... jest dyskusyjna pod tym względem co kto myśli o serii AC, jaką ma/miał jej wizję, czego oczekuje/oczekiwał.
Na mnie wymuszony level cap i poziomy miecza/tarczy nie działają marketingowo. Historia jest pośrodku, z lekki przechyłem na ciekawość, z większym na Laylę. Najbardziej chyba spodobał mi się klimat gry, omamy na pustyni i skarabeusze w grobowcach. Ale to chyba chwilowo trochę za mało.
Z trzeciej strony zawsze można liczyć na to, że ten system też się kiedyś opatrzy i może Ubi spróbuje zerżnąć z Hitmana i Thiefa? Wróci do początków, czyli do Assassina, a nie Warriora.
Żeby było jasne - nie jest to zła gra, ale moje oczekiwania były trochę inne.
***
Tak to wygląda. A naprawdę to 12h z tym AC skusiło mnie na powrót do najlepszej, cudownej trylogii Ezio. Dzięki Stimowej wersji mogę grać jak lubię, czyli ENG podpisy i włoskie dialogi... nie ma nic piękniejszego niż ten język w XV-wiecznej Florencji.
Do Bajeka pewnie kiedyś wrócę. Kiedyś. GOTY za jakiś czas to dobra wizja.
PS. Taka ciekawostka, bo sobotę padło połączenie jakoś, konsola się rozłączyła z TV i przez chwilę, chyba na reżimowej Jedynce leciał ten program `Pierwsza randka` czy coś takiego.
I była w nim całkiem fajna dziewczyna, która nagle powiedziała facetowi, że jest gikiem. Znaczy się uwielbia SW, ma plakaty, książki, pałeczki sushi.
...
Reakcja faceta była taka jak po ugryzieniu niedojrzałej cytryny. Heh i jak tu się nie potwierdza stare hasło, że "lubisz SW/Star Treka? Nie por***asz"
Także tego... ta końcówka nie ma nic wspólnego z ACO, po prostu taka luźna uwaga
Długaśny post, ale przekazuje fajną relację z pierwszych godzin gry. Sam w AC: Origins nie grałem i w najbliższej przyszłości nie zamierzam.
Nie wątpię, że jest to świetna gra oferująca soczyste sandboxowe doświadczenia i super klimat, ale do mnie to wszystko nie trafia. Chciałbym grę, która jest podobna do dawnych odsłon cyklu o Asasynach i Templariuszach, a nie czymś, co lekko do tego cyklu nawiązuje, dając nam w zamian grę pokroju slashera, zamiast umiejętnego połączenia skrytobójczych akcji, wspinaczki i realistycznie pokazywanej walki.
Przedpremierowy trailer, jakkolwiek klimatyczny, mnie zniechęcił. Potem gameplaye, nad którymi tyle osób się zachwycało, mnie dosłownie znudziły. Wszystko to pokazało mi jakąś grę akcji w Egipcie, w której mamy drona (sokoła) do podglądania przeciwników, jakieś samonaprowadzające strzały czy bossów w postaci jakichś gigantycznych ludzi czy węży (sic!).
Potem, po premierze, czytam o systemie zabezpieczeń Denuvo, który bardzo, ale to bardzo obciąża procesory graczy. Jako że uważam, że piractwo to zło, sam ten jeden powód wystarczy mi do bojkotowania tej gry. Jeśli studio zabezpiecza grę w taki sposób, że ostatecznie najbardziej cierpią na tym gracze, którzy kupili oryginalną wersję na konkretną platformę (na PC, bo o problemach tego typu na konsolach nie słyszałem), no to warto obejść się smakiem niż wydać dużo pieniędzy na grę, przy której mogą nas czekać nerwy związane z ogólnym jej działaniem.
Sam system rozwoju postaci czy wymuszanie odkrywania świata tym, że trzeba "expić" jest dla mnie kiepskie. Dobrze zrobiona gra, która mnie wciągnie, nie musi wymuszać na mnie rozwijania postaci, abym był zainteresowany eksploracją. Stąd w takim Wiedźminie 3, AC IV: Black Flag, czy nawet w Skyrimie albo Just Cause 2 wszelkie znajdźki czy znaczniki "nieodkrytych miejsc" uzupełniały eksplorację, a nie stanowiły bezwzględny wymóg, aby eksplorować. Bo eksplorowało się z własnej woli i ciekawości, przynajmniej u mnie.
czy i w W3 nie było pewnego wymuszonego levelowania, ale może w mniejszym stopniu.
W każdym razie AC:O poszedł w tą stronę, że masz miecz zadający średnio 50 dmg jak ty i przeciwnik jesteście na powiedzmy 18 levelu.
Ale ten sam miecz będzie zadawał 3 dmg przeciwnikowi na 21-22 levelu
CHYBA ŻE
też będziesz miał ten sam level wtedy dmg = 44, bo wiadomo że musisz podnosić też poziom ekwipunku.
To jest chore lekko. Denuvo zostanie prędzej czy później złamane, tak jak przy innych gracz, a biorąc pod uwagę jak rozwija się system mikrotransakcji i jak wielu ludzi to łyka i jakie zyski to przynosi... serio, wszystkie drmy powinny być zniesione.
Przez minimalny chociaż szacunek producentów dla kupujących graczy. Ale po co... przypomina się świetny tekst z "Gliny" Pasikowskiego
Wydaje mi się że tutaj wszyscy są bogaci...
Ale jedni są jeszcze bogatsi.
Tyle.
Tzn. levelowanie nie było wymuszone w klasycznym tego słowa znaczeniu. W miarę jak fabuła posuwała się do przodu, jak rozwiązywałeś questy i tak dalej, to Twoja postać stawała się silniejsza. Świat gry też dojrzewał wraz z fabułą i samym graczem, aby nie było sytuacji, w której jesteś albo za silny, albo za słaby. Zawsze, oczywiście odpowiednio ustalając poziom trudności (czyt. na najwyższy poziom), można było liczyć na jakieś wyzwanie. To normalne dla wielu gier.
Jednakże nie było tak, że gra stawia jakieś bariery nie do przejścia z powodu zbyt niskiego poziomu. Ot, na Skellige płynąłeś np. po zapłacie odpowiedniej sumie złota, a jakieś monstrum mogłeś spróbować upolować będąc na zbyt niskim poziomie. Wszystko było połączone fabularnie, stąd można było wyruszyć na Skellige i pokierować fabułą niekoniecznie tak, jak wielu by myślało (tj. wcześniej załatwiając sprawy w Novigradzie). Można było też wyruszyć na silniejszego o wiele przeciwnika, ale nie miało to sensu, gdyż była widoczna dysproporcja w sile, a na niskich poziomach też trudno o wszelkie wzmocnienia, eliksiry czy efektowne pancerze.
Z tego co pamiętam, bo ostatni raz w trzeciego Wiedźmaka grałem kilka miesięcy temu i to tak bardziej na luzie, to coś, co nazywamy "wymuszonym levelowaniem" idealnie wpisuje się w fabułę i sam charakter rozgrywki. Dzięki temu przy takiej walce z jakimś bossem możemy poczuć, że nasz Geralt rozwinął się w kierunku siły jako postać od czasów pierwszej wizyty w Białym Sadzie. Można było pokonać tych przeciwników jako tako, ale byłoby to męczące. Jak ktoś chce się sprawdzić w starciu z bardzo silnym przeciwnikiem będącym kilka poziomów wyżej, to na jednej wysepce na północy Skellige jest archegryf na poziomie 38 (na normalnej grze, bo w NG+ jego poziom jest oczywiście stosunkowo wyższy). Ja go pokonałem na najwyższym poziomie trudności bez niepotrzebnego grindu w celu zdobycia coraz to większego poziomu ponad ten, który się udało osiągnąć w ramach wykonywania wszystkich zadań.
Za to też mam żal do "Serc z kamienia", że bossowie w tej grze byli w dużej mierze przekoksowani, niepotrzebnie utrudnieni jeśli chodzi o walkę z nimi. Królewicz-ropuch albo Klucznik i ta zjawa z posiadłości von Evereców to doskonałe przykłady tego, o czym mówię. Świetny pojedynek na miecze z Olgierdem czy ostatnie starcie z Panem Lusterko ratuje bossfighty z tego dodatku. Co ciekawe, w "Krwi i winie" już walki z bossami były zrobione dobrze.
Wracając do AC: Origins i jego zabezpieczeń, to uważam, że w sytuacji gdy i tak rejestruje się grę na jakiejś platformie gamingowej (tutaj na Uplay), to dodatkowe zabezpieczenie mija się z celem. Jasne, pewnie zostanie złamane i kwestią jest takie zabezpieczenie gry, aby złamana została jak najpóźniej. Tylko w ostatecznym rozrachunku najbardziej cierpią nie piraci, ale gracze, którzy uczciwie zakupili grę. Muszą się oni męczyć od początku do końca swojej przygody z daną produkcją z systemem zabezpieczeń, który obciąża w niepotrzebny sposób ich komputery. Piraci natomiast mogą poczekać, a jak system zabezpieczeń zostanie złamany to i tak spiracą grę i pograją w nią bez włączonych zabezpieczeń.
Innymi słowy: w ostatecznym rozrachunku tego typu systemy zabezpieczeń nie opłacają się być wdrażane według mnie, bo ostatecznie tracą na tym uczciwi nabywcy, a piraci nie tracą nic, co najwyżej zyskują dodatkowo satysfakcję z lepszego działania ich spiraconej (czyli jakby to przełożyć na grunt świata nie-wirtualnego "ukradzionej") gry. Najbardziej bawią mnie "złote rady" wszelkiej maści ekspertów, którzy nakłaniają do użycia cracka przez uczciwego nabywcę, który nie może grać przez uciążliwe działanie DRM-a. Nie po to tenże nabywca kupił grę, aby po jej kupnie mieć problemy z jej działaniem niezależne od siebie i swojego sprzętu, które da się naprawić de facto poważną ingerencją w program (tj. grę) uruchamiając ją za pomocą podanego przykładowo cracka.
Pewnie ten facet to był stulejarz. Nie ma nic bardziej uroczego niż fajne dziewczyny, które są geekami. No i z racji tego, że fajnym dziewczynom łatwiej o seks, to facet wyszedł na przegrywa
można obejrzeć
https://vod.tvp.pl/video/pierwsza-randka,odc-5ii,33909594
dziewczyna ma choker, czy jak to się tam nazywa, a słyszałem że noszące to lubią ostrą jazdę Czy jakoś tak... więc jeśli faktycznie przestraszył się pałaczek do sushi
Przewijałem. Znalazłem fragment no i cóż napisać. Naprawdę ładna i sympatyczna dziewczyna. Facet to ewidentnie stuleja. Wygląd jegomościa nic tu nie zmienia- vide Elliot Rodger.
A właściwie: grałem.
Bardzo przyjemna gra, sympatycznie się biło pachołków od Jokera. Dawno miałem ochotę w to zagrać, ale dopiero niedawno w końcu sobie kupiłem. Tak się wkręciłem, że aż sobie odświeżyłem trylogię Nolana.
Klimat ponury, ciężka atmosfera, czyli jak to w Batmanie być powinno. Miło było zobaczyć DC od tej fajnej strony, a nie to, co każą nam oglądać twórcy DCCU. Fabuła oczywiście nie jest jakaś niesamowita, tylko stanowi wymówkę do obicia mord przez Batmana, ale nie jest też źle. Fajnie było spotkać kilku villanów znanych z kart komiksów. Najbardziej chyba mi przypadła do gustu Harley Quinn. Najbardziej irytujące za to były fragmenty ze Scarecrowem.
Sama bitwa finałowa: no tak średnio, no. Szkoda, że Joker zmienił się w tę bestię. Wolę go w tradycyjnej odsłonie. Niemniej jednak miło się grało, wrócę na pewno do serii.
Jedna z moich ulubionych serii ever, aktualnie na raty kończę Arkham Knighta. Polecam wszystkie części, nawet te, które mają złą prasę (Origins po spatchowaniu jest genialne, a ma najlepsze walki z bossami z całej serii. A Knight na PC miał z początku strasznie zje**ną optymalizację, ale już jest ok, gram i potwierdzam, choć najwyższe ustawienia odradzam).
Łykaj sequele, każdy jeden Ta seria ma dla mnie taką magię, że nawet mimo tego, iż każda kolejna część to w sumie więcej tego samego, to i tak nie mogę przestać i błagam WB o piątą część.
ale grając w te Batmany żeby sobie odświeżać... Nolana? To nieporozumienie
Podbijam
Moderacjo w osobie Kathi, proszę mnie nie szkalować, bo zakręcę kurek z donosami.
Trefnisiu w osobie Ludwika, szkaluję Nolana a nie Ciebie. Gdzieżbym szkalowała najlepszego z donosicieli!
Czemu? Mnie samego też na to naszło, a widziałem już te filmy raz w tym roku. Co, o gustach chcesz pogadać, czy tak się tylko dla zasady dowaliłeś?
Well, przynajmniej masz jakąś wspólną płaszczyznę porozumienia z Kathi w tym jednym z jakże niewielu przypadków
Kathi, napisałabyś tu, gdyby Bart nie zaczął?
poziomą czy płaszczyznę pionową?
Dowaliłem się do tego, że Batmany-video oddają moją, jedynie słuszną, wizję przedstawienia badassów - Joker wygląda i zachowuje się jak Joker, nawet po mutacji jest lepszy niż to rozmazane gówno Nolana.
Dlatego zabrzmiało to dla mnie tak jak po zagraniu w KotORa poszedłbym nasycić się JarJar Abramsem
Spoko, ja Batmany Nolana traktuję jako Elseworlds. Ale takie bardzo dobre Elseworlds, cenię sobie te filmy.
Natomiast Twój post nie wyglądał jak zaproszenie do rzetelnej dyskusji
Nie napisałabym pewnie, ale zdążyłąm się mocno skrzywić Choć akurat Ledger jako Joker to jest jedna z dwóch rzeczy które szanuję u Nolana - drugą jest Two Face. Dalej, dwie dobre rzeczy nie są w stanie uciągnąć całej tej miernej trylogii
Ale ja wiem, że Batman i Batman w wersji Nolan to dwie różne rzeczy. Co nie przeszkadza mi bardzo lubić i tego i tego. Nie zmienia to też faktu, że jestem świadomy za co można nie lubić TDK Trilogy. Kwestia gustu, o którym, jak mówi pewna bzdurna zasada, podobno się nie dyskutuje.
Raz że ten rok jest moim rokiem powrotu do grania, po dłuższej przerwie, to postanowiłem, w razie jakby mi się znowu odmieniło, przejść tytuły z serii już zakończonych. Tak więc zaliczyłem Bioshocki, Crysisy i Half-life`y, plus parę innych tytułów. Ostatnio odpaliłem "Maxa Payne 3", którego pierwsza część zapadła mi w pamięci. Trójka poza standardowym ulepszeniem silnika gry, w samej rozgrywce wiele nie zmienia, z początku jednak irytował mnie celownik, którego nieraz nie dało się zlokalizować na tle wszystkich widocznych fajerwerków. Fabularnie odstaje od mroku dwóch pierwszy części, co może trochę zawodzić, ale rozumiem chęć zmiany klimatu.
O kurczę, faktycznie, pierwszy Max miał niesamowity klimat, dłuuugo by o tym pisać. Pamiętam, że ten motyw z menu gry po prostu mnie prześladował .
Druga część też była super, ale tak jakoś pierwsza mi zapadła w pamięci. W "trójkę" nie grałem, może się skuszę.
Tak, pierwszy Max to jedna z tych gier, w której świat przedstawiony po prostu wchłaniał gracza. Klasyka absolutna i obowiązkowa.
http://www.eurogamer.pl/articles/2017-11-06-watch-dogs-na-pc-za-darmo
Jak ktoś jeszcze nie grał, a chciałby zobaczyć to gra jest dostępna za darmo na platformie Uplay. Jest to o tyle fajna promocja, że gra zostaje w naszej bibliotece for evaaa
Czytałem wiele różnych opinii na temat tej gry. Sama mnie jakoś ani nie grzała, ani nie ziębiła. Ale jak dają za darmo to się skuszę i w końcu zagram, żeby sprawdzić na własnej skórze co to jest to "Watch Dogs" i jak dobra bądź zła (przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu) ta gra jest. Dzięki za informację!
Skończone w zeszłym tygodniu. Eh, cała trylogia Modern Warfare, to jest coś pięknego. Pamiętam, że przechodząc już Call of Duty 4, które jakby nie było, trochę lat już ma, byłem w szoku jak świetny klimat ma ta gra. Właściwie bałem się, jak to będzie wyglądać w momencie odejścia od akcji w czasach IIWŚ, ale seria nic na tym nie straciła. Misja w Czarnobylu powaliła mnie na kolana (emocje!), sam finał też świetnie zrobiony. Modern Warfare 2 dostarczyło mi równie dobrej rozrywki, szokując zwłaszcza przy misji z zabijaniem cywili na lotnisku.
I Modern Warfare 3 niczym nie odstaje od poprzednich części. Jedyne co można zarzucić tej grze, to krótka kampania (skończyłem w jakieś 6,5h), ale emocje są naprawdę niesamowite. Wprowadzenie do gry podjęciem wydarzeń z MW2, czyli ratowanie umierającego Soapa oraz wypieranie Rosjan z USA to naprawdę dobry początek. Trochę mi zajęło przekonanie się do grania, bo to pierwszy FPS, w którego grałem na konsoli.
To co się potem dzieje, jest naprawdę zajebiste. Bardzo mi się podoba to, że wydarzenia tej III wojny oglądamy z perspektywy wielu osób. I tak na przykład widzimy to grając głównymi bohaterami, czyli Pricem, Soapem i Yurim, ale też np. ochroniarzem prezydenta Rosji, czy turystą w Londynie. W Londynie w ogóle dzieją się super rzeczy, ta wymiana ognia między Rosjanami Makarova, a komandosami na stacjach metra w pobliżu cywilów jest bardzo emocjonująca. Notabene ten fragment jako turysta, zszokował mnie chyba bardziej niż sławne strzelanie do cywilów na lotnisku w MW2. I tak oto Rosja atakuje Europe. Mega.
Wszelkie walki w Paryżu (waląca się Wieża Eiffle`a!), Berlinie (budynek spadający na łeb!) i Pradze (okupacja z egzekucjami ) są majstersztykiem. To są zdecydowanie najlepsze elementy gry. Te dziejące się w Afryce, szukając Makarova, troszkę odstają, ale też gra się przyjemnie. Zwłaszcza w misji z burzą piaskową. Bardzo mi się też podobał fragment, który podsumował całą trylogię, czyli Soap umierając () mówi Price`owi, że Yuri zna Makarova i dostajemy flashbacki: z Prypeci, detonacji bomby atomowej, egzekucji prezydenta i strzelaniny na lotnisku. No miazga. Co jak co, ale plot twistów się w CoD nie spodziewałem.
Misja finałowa fajna, ale wcześniejsze etapy sprawiły mi jednak więcej radości. Niemniej jednak koniec satysfakcjonujący. Szkoda tylko, że gra tak krótka i to już koniec MW.
Zdecydowanie 9/10. Czas na Black Ops.
Szukam czegoś ciekawego do pobrania na PS3. Mam co prawda czekające w kolejce Batmany, GTA IV, Max Payne 3 i The Last of Us i parę czesci CoD, ale chętnie coś jeszcze ogarnę.
Podobno Red Dead Redemption fajne, czy potwierdzacie?
Potwierdzam, RDR IMO lepsze niż jakakolwiek inna gra od Rockstar. Nie zastanawiaj się Ale te Batmany dokończ w pierwszej kolejności, bo warto. I skoro już o Batmanach mowa: ustaw sobie w opcjach gry jasność ekranu na minimum. Taka mała rzecz sprawia, że gra wygląda lepiej i klimat wydaje się gęściejszy. Szczególnie w Origins to widać.
Nie przeczytałem do końca, coby nie czytać za wielu spoilerów, ale muszę powiedzieć, że przekonałeś mnie do kupna trzeciego Modern Warfare. CoD 4 i MW2 są jednymi z moich ulubionych gier, kawał świetnej rozrywki. Trójki jakoś nie miałem ochoty kupować zaraz po premierze, tym bardziej słysząc negatywne opinie na jej temat, a potem moje zainteresowanie całą serią Call of Duty mocno zmalało...
Zapytam jeszcze tylko o multiplayer: jak to wygląda? Wciąż ludzie grają, można się spokojnie zabawić na multi nie będąc jednocześnie starym wyjadaczem, znającym każdy metr kwadratowy każdej mapki z MW3?
Dzięki, prawie zapomniałem o tej promocji :O. Akurat AC IV to chyba jedyna część, która mnie interesuje, ze względu na piracki klimat.
Nom, bardzo fajna gierka, chyba mój ulubiony Assassin.
Ja jako chyba jedyny jestem fanem Assassina 3. Strasznie siadł mi klimat Ameryki Północnej, lasy, Indianie, główne miasto. Miodzik.
Też go lubię, choć preferuję trylogię Ezio, Black Flag i Rogue. Klimat Ameryki fajny, ale preferuję klimaty włoskie, konstantynopolskie, pirackie... no i setting jedynki, chociaż jako gra oceniam ją słabiej przez schematyczność gameplaya. Ale bieganie po bliskim wschodzie było też miodzio.
W A3 bardzo podobał mi się wątek współczesny - w ogóle, Assassiny sporo straciły, praktycznie z niego rezygnując w ostatnich odsłonach (co z tą Juno w końcu??!!).
Za to męczył mnie Connor - nie trawiłem typa. Chyba najgorszy protagonist Assassina, no, aż do czasu Unity
Jeszcze dziś będzie MÓJ. Dobra wiadomość, bo właśnie chciałem zacząć grać w Unity.
Ale chodziła za mną ta gierka. Ale sie naszukałem działającej wersji. Ale mam. Jest... ciężko
https://en.wikipedia.org/wiki/Axis_%26_Allies_(1998_video_game)
Zacząłem grać Niemcami na 5* - dostałem wp` po 5 turach.
Zacząłem grać Niemcami na 3* - dostałem baty po 10 turach.
Zacząłem grać USA na 3* - dostałem baty. Nie liczyłem tur
Pora przysiąść do samouczka, poszukać tipów w necie. Ale kiedyś zagrywałem się w to z kumplami. Jaki ja stary jestem
na żółto i na... zielono
Przysiadłem, poczytałem, zagrałem samouczki i jest ok. Stare schematy wróciły, komp głupi i przewidywalny, ale mam więcej zabawy z 85MB niż z AAA po 100GB.
Tak wygląda świat na starcie
https://image.ibb.co/iyz0XG/01.jpg
Tak wygląda na żółto po 13 rundach
https://image.ibb.co/fQNb6b/jap01.jpg
https://image.ibb.co/kNCnCG/jap02.jpg
Gra ustawiona na 3* Allies i Rommla na 5 Wiem, słabo, ale zaczynałem. A i tak Amerykanie i UK okopali się po 30-40 piechty.
https://image.ibb.co/gEp0XG/02.jpg
https://image.ibb.co/k64Cew/03.jpg
https://image.ibb.co/eeo5zw/04.jpg
https://image.ibb.co/jSoimb/05.jpg
https://image.ibb.co/jci5zw/06.jpg
Tak za to wygląda wolność i demokracja po amerykańsku. Zwycięstwo na obydwie stolice po 13 rundach, wszyscy na 5*.
Zacząłem Niemcami...
Lord Bart napisał:
Zacząłem Niemcami...
-----------------------
Na kolor... właściwie jaki?
http://i1223.photobucket.com/albums/dd507/dalibor_cavic/10929077_10204343111910455_2212935841617013373_n.jpg~original
Inwazja na Wyspy jest jednak możliwa
https://image.ibb.co/kDtEzw/inwazja.jpg
A potem to już górki
https://image.ibb.co/e3yKXG/Ger01.jpg
https://image.ibb.co/dokuzw/Ger02.jpg
Ameryka pada w następnej/w dwóch rundach.
Dla odmiany czy uda się obronić ZSRR atakowany na dwa baty? Czy da się ponieść myśli marksizmu-leninizmu na Zachód? Zdominować Azję?
https://image.ibb.co/jtANmb/zsrr.jpg
Da się, chociaż za cholerę nie wiem co robią Amerykanie w Chinach...
Ogólnie gra zbugowała się przez skok Specnazu na Tokio, a że nie mam opcji cofnięcia rundy...
Zostało UK do rozegrania.
Lord Bart napisał:
Zostało UK do rozegrania.
-----------------------
Brytole. Z klasą.
https://image.ibb.co/fOcQWm/UK1.jpg
https://image.ibb.co/eaNEP6/UK2.jpg
https://image.ibb.co/cP9dj6/UK3.jpg
I jeszcze udało się obronić Europę przed czerwoną zarazą
Ostatecznie zabawiłem się też we wprowadzenie w życie idei Philipa K. Dicka z `The Man in the High Castle`. Znaczy zagrałem Osią przeciwko Aliantom, z tym że to ja byłem Azjatą z wąsikiem
Jak wyszło?
https://image.ibb.co/iTeprm/axis01.jpg
https://image.ibb.co/hbX9rm/axis02.jpg
https://image.ibb.co/eNMDHR/axis03.jpg
Coż... zostawiłem Szwajcarię na neutral, bo gdzieś (w razie czego) trzeba to złoto kitrać
A tak... cieszę się, że to odkopałem. Szkoda, że nie mogę znaleźć wersji Blitz, czy tej w 3D. Ale i tak było warto.
Wczoraj, z okazji noworocznej zamuły, skończyłem ten tytuł. I czekam na dwójkę.
Pierwszy raz styczność z TLoU miałem kilka lat temu, kiedy to zobaczyłem na YT gameplay z prologu. Byłem wtedy pod wpływem co najmniej dwóch używek i bardzo się zajarałem. Prawie jak na widok budki z kebabem, którą postawili 50m od mojego domu. Później obejrzałem to na trzeźwo - i o dziwo, dalej byłem zachwycony. W końcu kupiłem konsole i udało mi się przejść.
I było super. Kurcze, kocham takie gry. Pół film, pół gra. Ameryka zdewastowana epidemią wygląda niesamowicie, każda lokacja ma wspaniały klimat. Bardzo mi się podobało to, że trzeba było czasem mocno się nakombinować, żeby przejść jakiś fragment. Broni było mało, więc oszczędzałem jak mogłem - co też jest zaletą, bo gra nie polegała na wykaszaniu kolejnych fal biegaczy, klikaczy i purchlaków, tylko ciągłym myśleniu, jak tu zaoszczędzić parę nabojów do rewolwera. Moją ulubioną bronią później stał się łuk, bo przede wszystkim zarażeni nie wiedzieli kto i skąd strzela, a w dodatku czasem można było odzyskać strzałę.
Fabułą gry jest wspaniała. Tzn na dobrą sprawę nie jest to nic, czego by się nie oglądało w dziesiątkach filmów, ale w wersji grywalnej to tak wcięgnęło. Bardzo się przywiązałem do Joela i Ellie, tak więc niektóre fragmenty gry wywoływały sporo emocji. Pozwolę sobie wymienić kilka:
-Początek, czyli śmierć Sary. Cry like a river.
-Finał współpracy z Henrym i Samem: Sam zmienia się w potwora, zostaje zabity, a Henry popełnia samobójstwo na oczach bohaterów. Miazga.
-"Nie jestem twoim ojcem" z ust Joela
-Żyrafy!!! To była tak piękna scena, może nawet najpiękniejsza jaką widziałem w grze komputerowej?
-Cała końcówka. Jestem ciekaw, czy w dwójce wyjdzie kłamstwo Joela.
W sumie można tak wymieniać cały czas, bo spore emocje wywołały u mnie też np. szef społeczności kanibali (te trupy, które znajduje Joel!). Ogólnie gra podoba mi się głównie temu, że czuje się w niej, że może i wszędzie roi się od potworów, ale zdrowi ludzie są równie niebezpieczni. Cała wizja Ameryki podzielonej na strefy kwarantanny, opustoszałe miasta zamieszkałe przez bandytów (ten pojazd wojskowy z ciałem na masce!) - bardzo bym chciał zobaczyć więcej tworów z tego uniwersum. Czekam niecierpliwie na dwójkę.
10/10 chciałoby się tylko w takie gry grać. Polecam każdemu.
polecam - Żanetka Leta.
Też mi się podobał. Pograłbym w coś podobnego.
Plany na przyszłość: Uncharted, Mass Effect, Max Payne 3, Red Dead Redemption.
Myślę co najpierw. Mam też zaczęte GTA IV, ale nie porwało... na razie. Żałuje, że nie grałem najpierw w IV, a potem V.
podobnego w sensie, że coś na kształt zombiaczków? Że opieka nad nieletnią? Że takie prawie-że otwarty świat?
Co do wymienionych tytułów to MP3 jest kijowy i straszny jeśli pamiętasz część pierwszą i to z głosem Radka Pazury Nawet jak wrzucisz sobie to DLC ze skórką z jedynki to i tak... lipa. Fajnie się może strzela, ale klimat już nie ten.
ME1... nie grałeś jeszcze nigdy? Zagraj we wszystko, ze wszystkimi dodatkami. Warto. Żeby potem zobaczyć co zrobili w Andromedzie
Uncharted nigdy nie grałem, jakoś mnie nie ciągnęła ta seria, ale chyba jest najbardziej zbliżona do TLOU.
RDR... taaaak. Jeden z najboleśniejszych zawodów, że master PC race tego nie ma, a poddzieci z konsol tak Kapitalny western (pomimo fabuły, która od pewnego momentu zaczyna się ostro sypać), sporo aktywności sandboksowej, no i aczik z zakonnicą na torach
Przeszedłem w końcu "Risen 2: Mroczne Wody". Za którymś podejściem, bo mnie irytował system walki. Ostatecznie nie jest on taki zły, nawet ma swój urok, a sama gra bardzo mi się spodobała. Piracki klimat, muszkiety, fajne questy i widoczki.
W bibliotece gier na Steamie miałem "Risen 3: Władcy Tytanów", które kupiłem swego czasu z "Risenem 2". Przyjąłem zasadę, że nawet nie zainstaluję trójki jeśli przedtem nie przejdę jedynki i dwójki. ;p W końcu przeszedłem dwójkę.
Moje wrażenia póki co? Regres. Optymalizacja gry leży. Niektóre miejscówki wyglądają gorzej od tych w dwójce, a gra doświadcza spadków wydajności. Jak czytałem, ma to miejsce niezależnie od "bebechów" w środku PeCeta, bo osoby z lepszym sprzętem od mojego też miały problemy (tak jak osoby z gorszym sprzętem, no ale to rozumie się samo przez się).
System walki jest jeszcze gorszy. Gra wydaje się być chaotyczna. Nie wiem, pogram jeszcze trochę w następnych dniach, może gra mnie do siebie przekona. Na razie jednak widzę regres względem Risena 2 pod wieloma względami.
Legacy of Kain: Soul Reaver, czyli dużo strasznych wampiruf - niesamowicie dobra i przyjemna gra, którą bardzo ciepło wspominam z czasów, gdy byłem nieco młodszy. Jako że niewiele z niej już pamiętam i ostatnio w ogóle mam mało czasu na gry, a akurat naszła mnie ochota, postanowiłem ją sobie odświeżyć - i wcale nie żałuję. Interesująca fabuła, ciekawie wykreowany, mroczno-gotycki świat, grafika (wygląd Raziela, głównego bohatera, do dziś mnie jara), która mimo swojego wieku jakoś mnie nie kłuje strasznie w oczy (na to jestem bardzo odporny ) i satysfakcjonujący gameplay z fajnymi elementami zręcznościowo-logicznymi + walka (wysysanie dusz i nabijanie wrogów na włócznie/kolce ). Ech, dobrze, że przypomniałem sobie o tej perełce, jak starczy mi zapału to wezmę się za drugą część, a może i za inne gry z serii.
Ruszyło, oczywiście trzeba będzie poczekać z rok zanim zaistnieje w pełni działająca wersja, ale...
https://s1.gifyu.com/images/kc4.png
Już mi się podoba. Jak ktoś pogra wcześniej to czekam na opinie.
xD
Też śledzę losy tej gry i chyba rzeczywiście poczekanie roku będzie dobrym pomysłem. Mniej bugów i mniejsza cena. Same plusy.
na dzień dobry patche 40GB, problemy z sejvami i ludzie na najmocniejszych sprzętach mają 30 fpsów skokowe...
Ale fabularnie podobno super, więc warto czekać.
Już 40 ??? , łoooo, to ja też czekam
A poważnie, to jest na mojej "wishlist", jako pozycja numer 1 do ogrania. Generalnie, to bardzo dobre recenzje na różnych portalach, i już bym zagrał, ale ... no właśnie, poczekam aż toto będzie w miarę ogarnięte do grania.
Tak na marginesie, mogli przecież poczekać jeszcze miesiąc, po co ten pośpiech - bo to na dzień dobry, z tym patchem jest strzał w kolano
nie jestem pewien czy ten tytuł nie miał nawet zamkniętego chociaż EA... to po co to jak Day1Patch ma wielkość partów samej gry?
jeszcze
https://zapodaj.net/images/d8fb3da5f2e9d.jpg
koń z -5 do zręczności...
Ta gra ma potencjał na bycie Skyrimem 2.0
Z tym że S2.0 za jakiś czas, z łatkami społecznościowymi, jak to znajomy określił wzorem narzędzia moderskiego Skyrim
(chociaż ja grałem waniliowo i tak nie skończyłem )
Bo obecnie... 214PLN na Steamie... e-e.
Na cdp.pl wersja cyfrowa 199.99zł, a pudełkowa za 174.99zł., spadła z 219.99zł., konsolowcy mają za 229.99zł. Masakra normalnie.
Ciekawe, że wesja cyfrowa na pecety jest droższa od pudełkowej , dawno, dawno temu były piękne zapewnienia, że będzie zupełnie odwrotnie ... (szatański śmiech )
No, ale kiedyś człowiek był młody i naiwny ...
Tak czy siak, czekam na rozsądną cenę, no i liczę patch za patchem
Niemalże rykłem ze śmiechu. xD Mnie jakoś ta gra niezbyt interesowała. Wyjaśni ktoś pokrótce czemu taki hype był (jest?) na nią i czemu taka popularna jest niby? ;p To jakiś symulator rycerza?
Coś w ten deseń.
A czemu taki hajp? Bo to jest coś nowego na rynku gier. Można to postawić obok zaledwie kilku tytułów, które zagospodarowały sobie pewną niszę. I fanom takiego Mount&Blade (których jest niemało) z automatu blisko do Kingdom Come: Deliverance.
Właśnie przeglądam gameplaye na jutubce, no i powiem tylko, że ta gra mnie już kupiła
jest perk z Wiedźminem i takie historie
Wziąłem udział w turnieju strzeleckim "kłody" w Ledeczko, ja i dwóch wieśniaków, zostało jeszcze 15 strzał i nagle turniej przerwany, questy anulowane, łucznik Wacek uciekł, ja nie wiem co się dzieje. Okazało się, że jeden wieśniak zabił drugiego z łuku przy strzelaniu w kłody
Poza tym nadal kupa niedopracowań, drugie tyle modów od społeczności już wyszło, no i na tłiczu tytuł przegrywa na ilość oglądających tylko z lolem, Fornite i GTA5... ludzie oglądają tam jak komuś dobry wierzchowiec uciekł w las i chodzi 2h i go szuka.
I znalazł
jestem niezmiernie zainteresowany tym tytułem. Jako wielbiciel średniowiecza również.
Ale... poczekam. Bo na ten moment chyba jeszcze nie ma sensu brać się za tę grę na poważnie. Niech stanieje i ją spaczują, to wtedy się ogarnie
nowy M&B też ma wyjść w tym roku... btw fajosko, że nie tylko na B odchodzą ostre kłótnie co lepsze/gorsze
https://zapodaj.net/images/d8fb3da5f2e9d.jpg
https://images.weserv.nl/?url=i.imgur.com/d4GGrFJ.jpg
https://images.weserv.nl/?url=i.imgur.com/b8RqNdk.jpg
ale wiadomo, że Wiesiek i tak najlepszy, bo cebula
Tak to jest, że kiedyś, jeszcze w podstawówce, kiedy to publiczna witała okrzykiem "hej, hej, tu NBA!", miałem ze 2 lata ostrej ciągoty na kosza. Tak było. Nie to żeby basket wygrał z piłką, ale... czasem zostawiałem kumpli na kortach i szedłem pod kosz, jeździłem do Pruszkowa, jedyne rozsądne chwile z kapłanem chrystusowej wiary to były wtedy, gdy szkolny katecheta montował dwie piątki na parkiet. Równy był gość, prawdziwy... ksiądz, w znaczeniu i dosłownie. Ale jak to prawdziwy - wyj* go gdzieś na pipidów za konflikt, potem słuchy chodziły, że misjonarzem w Afryce został. Miał niezły rzut zza zasłony...
Tak czy siak ostatnio miałem okazję zagrać w kosza ponownie. Była to lekka kompromitacja, ale przynajmniej do osobistych nadal mam oko.
I jakoś tak wróciłem do NBA na kompie. Mam może ze dwa wydania NBA Live, zaskoczyło mnie chyba niemile, że EA wypięła się na na PCty w pewnym momencie.
Ale jest konkurencja (nie wiem czy jak FIFA i PES, bo nie mam możliwości porównawczych) i to w postaci 2K, gości od kapitalnych Borderlandsów...
Zacząłem sobie grać, może raczej próbować, bo lista zagrań zawsze była tu bardziej skomplikowana niż w piłce, nawet na padzie. I jest tam tryb kariery.
W ostatnich FIFAch, które pamiętam też była, ale jakoś tak... gra jednym zawodnikiem zupełnie mi nie wychodziła, a całą drużyną z myślą, że powinienem szlifować mojego awatara...
A tutaj i to grając tylko jednym - jest ok. Jakoś tak... daje radę. Ale w międzyczasie - wróciła też FIFA, bo tak od gadki do gadki doszło do mnie, że 17-tka zaproponowała tryb hmmm fabularny niejako.
Co prawda musiałem pożyczyć konsolę do tego, ale - jestem pod wrażeniem. Serio. Chociaż to ani RPG (chociaż niektórzy uważają, że już wszystko tym jest w grach video), ani Heavy Rain to... wciąga.
Klimat najlepszej i najbardziej imprezowej ligi świata (piłkarskiej, bo do NBA nie ma podejścia jednak), nawet Murzynek pasuje, chociaż czytałem że były sarkania na mieszańca Ale przecież to Wyspy... jest ciekawie i w cwany sposób pociągnięto to do FIFY18, którą też mam i podobno sejvy można przenieść.
Ciekawe takie wirtualne życie. Nigdy mnie nie pociągało, ani Simsy, ani symulatory prowadzenia ciężarówki, dziwnie jest dla mnie grać w coś co się dzieje w moim życiu (nie, nie prowadzę ciężarówek, ale samochodem się najeździłem w realu), ale taki piłkarski czy koszykarski bajer, w sensie nie tylko mecz - rozdanie punktów statystyk - mecz - punkty itd., ale i pewna historia, nawet dość sztywna - to fajny bajer.
Chyba, że po prostu lata nie grałem, przesiadając się poważnie na kuleczki z Football Managera. A ci co to tłuką to rok po roku i zbierają karty w Ultimejcie... dla nich to żaden bajer. Ale mnie się podoba.
Football Manager? Chyba nawet mam to gdzieś zakopane...
odkop. Najlepszy symulator świata
A co do F17 i Journeya - ok, pocisnę trochę. Skończyłem, Totki mistrzem kraju i z pucharem Anglii.
Co do rozgrywki - nie pamiętam kiedy FIFA wprowadziła tryb gwiazdy, że można grać "sobą" i tylko sobą. Ale wydaje mi się, że to jeszcze w czasach jak grałem w ostatnie FIFY, czyli gdzieś 9-10-11.
I po 8 latach, dajmy na to, EA nie potrafi napisać rozsądnych skryptów pod taką grę. Bieganie jednym kolesiem po całym boisku, gdzie wiele rzeczy powinien robić za nas komp (np. wracanie ze spalonego napastnikiem), a nie robi i jeszcze nas olewa - serio? Przez tyle lat.
Dlatego pamiętam tryb kariery, zawsze grałem całym zespołem. Bo nie dało się inaczej. Jeśli nie wymuszam podań (co uważam za kretyńskie realistycznie) to drużyna potrafi mnie olewać w najbardziej bezpośrednich sytuacjach. Nie lubią mnie? Uważają, że nie dam rady? Sami zaś odczyniają takie harce, że głowa mała.
Więc grałem Hunterem, ale w całości. Oczywiście na początku jest to trudne, bo trener stawia ci konkretne wyzwania i granie pod Huntera w ogóle zaburza całą rozgrywkę. Lepiej by to robi, gdy osiągniemy już stały pierwszy skład. Ale trudno. Taka jest potrzeba i tak się musisz starać. Brawo EA.
A teraz co do reszty - momentami przeplatanka film/mecz - trening doprowadzała mnie do senności z nudów. Jasne, że sporą część pracy zawodowy grajek robi na szkoleniach w tygodniu i te wzrosty statystyk są ważne, ale z czasem robi się to tak męczące i przede wszystkim tak nielogiczne... opisy niektórych ćwiczeń są zupełnie inne w stosunku do tego co trzeba zrobić.
Filmy/cutscenki? OK, cały czas powtarzałem sobie, że jest to tryb fabularny na silniku FIFY. Nie da się zrobić niektórych rzeczy, o które by się prosiło. To tak jak wrzucić symulację piłki do Simsów na silniku obsługującym Simsy...
OK, ale dlaczego managerowie są niemi? Dlaczego prowadzi nas trener/asystent, który umie mówić? Głosy nie muszą być oryginalne, ale nie da się tego udźwiękowić?
Poza tym niektóre sytuacje są tak drętwe i tak żenujące, że szkoda gadać i szkoda patrzeć. Średnio też spodobał mi się system wyboru odpowiedzi, w sensie zła - dobra - neutralna. Serio? Nie można tego skomplikować? Nawet pod ten silnik?
Co jeszcze? Nie można odpowiadać na tłity, nie można wydawać kasy, a już wyniki ligowe... ogólnie wyrzucali mnie z Totków jak byliśmy na drugim miejscu, wróciłem - byliśmy na drugim. Kumpel mi mówił, że zostawiał MU na pierwszym, wrócił na siódme
I tak dalej. EA poszło w bardzo ciekawą stronę, w prawie że genialny pomysł, ale wykonanie tego... cała masa poprawek i zmian, to jest to na co liczę w F18. Zapewne rozgrywki nie zmienią, bo ta jest ściągnięta z normalnego trybu, ale dialogi i sytuacje mogliby podciągnąć.
Jasne - jest konkretny skrypt i czy gramy źle, czy dobrze - on musi zaistnieć. Ale może chociaż jakieś minimalne realistyczne zachowanie?
W ogóle to marzy mi się żeby EA wydała oddzielną grę FIFA: Alex Hunter. Nie tylko z kolesiem w ataku, ale i pomocy, a może i defensywie. Kariera nie tylko w PL, ale szansa na zagranie w Barcelonie, Juventusie czy Bayernie.
A tak coś czuję, że będą to ciągnęli przez parę lat pod sprzedaż kolejnych odsłon FIFY i tyle :/
Ogólnie bardzo się tym zajarałem, nadal mi się podobna, nadal chcę zobaczyć F18 i dalszy ciąg. Ale minusów i przygryzania języka żeby nie krzyczeć co chwilę "no k` co to jest?" mamy tu sporo. Nawet przy dużej dawce wyrozumiałości.
Aktualnie praktycznie już w ogóle nie gram w poważne gry, ale mam słabość do mobilnych "gotcha games" ze znanych uniwersów. Łatwo się od nich uzależniam, jara mnie powolne zbieranie i ulepszanie kolekcji znanych postaci, którą mam zawsze pod ręką w telefonie.
Mam za sobą kilkumiesięczne okresy codziennego, hardcorowego grania w Marvel Contest of Champions, Marvel Future Fight i oczywiście Star Wars Galaxy of Heroes.
Za każdym razem wygląda to tak samo: po wyjściu gry początkowy zachwyt i rozpoczęcie bardzo aktywnej gry, później powolne psucie gry przez twórców i moja narastająca frustracja. Dochodzą do tego też coraz większe nerwy małżonki, o to że wciąż bawię się telefonem. Wszystko to w końcu powoduje porzucenie przez mnie danej gry. Po mojej ostatniej przygodzie z Galaxy of Heroes byłem wolnym i szczęśliwym człowiekiem, ale nagle dowiedziałem się o grze:
Marvel Strike Force
https://marvelstrikeforce.com/
No i znowu wsiąknąłem. Gram od kilku dni i świetnie się bawię. Gra czerpie z wszystkich poprzednich gotcha games (najwięcej z Galaxy of Heroes), w które grałem, ale bierze z nich najlepsze elementy, a nie kopiuje tych, które mnie frustrowały. Na razie jest w soft launchu, ale już teraz jest bardzo dopracowana i nieźle przemyślana, szykuje się kolejny mobilny hit. Do tego nie jest zbyt wymagająca czasowo, rodzinka nie będzie miała żadnych pretensji. Mam nadzieję, że twórcy nic nie popsują i gra zagości na dłużej w moim telefonie.
Grałem, i w porównaniu go GoH wydawała się… słaba? Niedopracowana? Nijak mnie nie wciągnęła, w odróżnieniu od gwiezdnowojennej wersji. Nie jest to też wina uniwersum, bo w CoC grałem blisko trzy lata (mechaniki nie lubiłem, ale tyle postaci do odblokowania… ).
Jak na grę, która jest cały czas fazie testów jest bardzo dopracowana, grałeś w GoH od samego początku? Początki MSF, a początki GoH to niebo, a ziemia.
Czemu podoba mi się bardziej niż GoH z czasów kiedy grałem:
- znacznie mniej czasochłonna
- brak modów czyli najgorszej rzeczy, która spotkała GoH
- brak obowiązkowej męczarni takiej jak Galactic War
- bardziej przejrzyste statsyi i system buffów/debuffów
- brak osobnych wersji postaci (milion różnych Hanów Solo, Luków itd. których każdego trzeba zbierać i ulepszać osobno)
- lepszy balans postaci, o wiele większy procent przydatnych bohaterów
- wszystko można farmić przez autowin
- lepsza grafika i animacja
- od samego początku chat, gildie, raidy, eventy itd.
- superbohaterzy lepiej pasują do bitwy drużyn 5vs5
Dark Forces 2. Niezła giera mimo, że oczy trochę bolą od pikselozy. Dawno nie grałem w połączenie platformówki i strzelanki i aż dziwię się jak dobrze się bawię
wstawki? To było jedno z najlepszych doznań gier tamtych czasów...
Ano. Wtedy to było coś niesamowitego i ultraklimatycznego. Nawet teraz, mimo że wygląda to staro (niestety, upływ czasu jest nieubłagany), to i teraz czuć atmosferę wypływającą z tych wstawek filmowych.
czyli głupia nadzieja, że może coś chociaż dorówna VTMB z Clan Quest modem... wszystko nieważne, kupię to sobie i tak jak będzie gdzieś za 50 zyli
ALE
czy ktoś, jak gra albo wie, ogarnia ideę drenażu śmiertelnego tych imiennych NPCów?
Chodzi mi właśnie o ideę, bo nie zaobserwowałem żeby nasz doktor miał ciągoty ku temu i chyba nawet "kanoniczna" gra do tego się sprowadza (nie licząc wątku startowego z siostrę )...
Miło by było gdyby ktoś podzielił się przemyśleniami.
Może już wiecie, a może (tak jak ja) dopiero się dowiedzieliście - pecetowa wersja gry "For Honor" do pobrania do 18.06. Z tego co wyczytałem na szybko, to od płatnej wersji różni się mniejszą ilością wyboru postaci - 6 zamiast 12, z czego trzy będą z frakcji wybranej przez gracza. Resztę można odblokować za "grową", lub prawdziwą kaskę
Oczywiście, trzeba miec/założyć konto na Uplay-u, albo zalogować się z tego linka : https://free.ubisoft.com/promotions/for_honor/26/, i dodać/pobrać grę do swojej biblioteki
To waży 50GB. Chciałem pobrać tylko do poziomu "grywalne", ale nie zawiera on niczego poza podstawowym treningiem. Już wiem co usunę jak zabraknie mi miejsca...
No, swoje waży, to prawda. Ale mamy pełną kampanię jak w podstawce, multi jest, a ograniczenia z wyborem postaci czy "customizacji" bohatera można odblokować w grze. Przynajmniej tak jest w opisie, bo sam jeszcze nie grałem. Jejk !, też będę musiał miejsce na dysku znaleźć
Dzień dobry państwu, przeszedłem grę, chciałem się pochwalić i podzielić tym doświadczeniem, bo to była fajna gra.
Gra nazywa się Kholat i wyszła w 2015 roku. Oparta jest o prawdziwe wydarzenia, znane obecnie jako incydent na przełęczy Diatłowa: https://en.wikipedia.org/wiki/Dyatlov_Pass_incident
Być może znacie tę sprawę, a jeśli nie, to warto poczytać, bo jest ciekawa i tajemnicza. W skrócie: w 1959 roku grupa rosyjskich studentów udała się na eksplorację północnej części Uralu, po czym zaginęła. Kilka tygodni później odnaleziono ich namiot, w okolicy ciała części turystów, półnagie, namiot był rozcięty, tak jakby coś ich przeraziło w nocy i wybiegli tak, jak spali, na kilkudziesięciostopniowy mróz. Przeszło dwa miesiące później w położonym nieopodal jarze znaleziono ciała pozostałych członków ekspedycji; co ciekawe - część miała poważne obrażenia (strzaskana czaszka, zmiażdżona klatka piersiowa). Radzieccy dochodzeniowcy przeprowadzili śledztwo, które nie dało konkretnych wyników - nie byli w stanie wyjaśnić co się stało, co oczywiście rozpaliło wyobraźnię ludzi na całym świecie i od tego czasu powstało mnóstwo teorii: UFO, Yeti, eksperymenty radzieckiego wojska, udział wywiadu, atak rdzennej ludności itd. itp.
To taki skrót całej sytuacji; zainteresowanym polecam poczytać na internecie, bo sprawa jest naprawdę ciekawa i daje pole do popisu dla wyobraźni.
W 2013 roku wyszedł amerykański film o tym wydarzeniu - The Dyatlov Pass Incident (znany też jako Devil`s Pass). Polecam, to fajny horror.
Ale do rzeczy. Jest też gra inspirowana tymi wydarzeniami, nazywa się Kholat i zrobili ją Polacy (!). Nie jest długa, choć jeśli człowiek nie wie co zrobić (i nie korzysta z poradnika) to może się w niej potracić. Otóż my - jako gracz - chodzimy po okolicy przełęczy Diatłowa i zbieramy strzępy informacji, w postaci skrawków gazet, kartek z dziennika i tym podobnych. Nie mamy żadnej listy questów, nikt nas nie prowadzi za rączkę, idziemy gdzie chcemy. Mamy mapę - ale nie pokazuje, w którym miejscu mamy jesteśmy. Mamy za to kompas, a więc nawigować trzeba ręcznie. Wypada to świetnie, bo już sama nawigacja w terenie jest pewnym wyzwaniem. Teren który badamy jest też w niektórych miejscach niebezpieczny... nie będę opowiadał tutaj więcej, bo lepiej żeby gra sama zrobiła na was wrażenie. Ja grałem na słuchawkach i bywały momenty kiedy czułem się mocno zestresowany, a i podskakiwałem ze strachu xD
Polecam. Kholat to gra jakby nie z naszych czasów, gdzie rozgrywkę upraszcza się do maksimum; trzeba dużo kombinować samemu, można się łatwo pogubić, nie ma save`owania na żądanie. Jest to gra bardzo klimatyczna i ciekawa (grajcie na słuchawkach!)
Osobiście polecam zaględanie co jakiś czas do poradnika, bo można się zniechęcić ("no i co, i gdzie ja mam teraz iść, czego wy ode mnie chcecie xD). Ale jak ktoś ma żelazny zapał i woli wszystko sam, to wiadomo, tak też można.
Dobra rzecz. Polecam cieplutko.
PS. Głos tam podkłada Sean Bean!
Historia prawdziwa, tak mroczna i tajemnicza, że wykracza poza normalną rzeczywistość. Przez lata próbowało wielu rozwiązać jej tajemnicę - bez rezultatu, bo są tylko hipotezy. Najbardziej prawdopodobna zdaje się - to robota ichniego wywiadu, No ale znów powraca pytanie o motyw ?, jeśli w ogóle w tym przypadku może taki być, to i tak się nie dowiemy. No a dwa, to rodzaj tej zbrodni - jak z filmu, a nie z realu. Coś nieprawdopodobnego ...
W grę nie grałem, ale wiem, że jest. Chyba nawet zebrała całkiem przyzwoite oceny. Ale znów, to nie jest tytuł kierowany do masowego gracza. Bo to właściwie nie gra, ale doświadczenie. Próba odtworzenia w jakimś stopniu tego, co się przed laty wydarzyło. Na jedno tylko chciałem zwrócić uwagę - zresztą też o tym piszesz. Jeśli ktoś będzie chciał zagrać w ten tytuł a nie wie z czym będzie miał do czynienia - albo orientuje się tylko trochę, bo gdzieś tam nazwa mignęła w sieci, to KONIECZNIE PRZED, należy zapoznać się z całą historią - inaczej można się odbić, a pewnie szkoda.
No i nie wiem czy się nie mylę, ale zdaje się, że studio co robiło tą grę tworzy kolejny tytuł, tym razem o katastrofie okrętu podwodnego "Kursk".
"Kursk" tworzy katowickie studio Jujubee, podczas gdy "Kholat" stworzyło studio IMGN.pro z Bielska Białej
Ja najbardziej wierzę w teorię z... lawiną, która została przez ówczesnych badaczy odrzucona, jako że w okolicy nie znaleziono śladów takowej, i która była postrzegana jako mało prawdopodobna, ponieważ Diatłow - kierownik wycieczki - był doświadczonym przewodnikiem, i wybrał na miejsce noclegu takie miejsce, gdzie zagrożenie śniegiem było niewielkie. Przeczytałem jednak kiedyś artykuł, który mnie przekonał do tej hipotezy - oto on:
http://www.planetagor.pl/articles/entry/Tajemnica-tragedii-na-prze-czy-Diat-owa-cz-II-rekonstrukcja
Jest tam też link do pierwszej części, która fajnie opisuje cały incydent. W każdym razie, autor bardzo przekonywująco opisał i uzasadnił swoje tezy - mnie kupił.
Chociaż serce i tak wolałoby wierzyć w komplikacje jakichś wojskowych eksperymentów z innymi wymiarami
Zdecydowanie warto poświęcić tę godzinkę z życia na zapoznanie się z tą historią, jeśli ktoś chciałby pograć w "Kholat" - polecam takie zachowanie. To raczej nie odtwarzanie historii (na to mamy za mało faktów), tylko fabularyzowana interpretacja tamtych wydarzeń. Oczywiście fabularyzowana w taki sposób, żeby była ciekawa dla gracza, a nie: o spadł śnieg i pozabijał, koniec gry
Aha, zastrzegam, że warto zbierać i czytać wszystkie skrawki informacji, bo odpowiedź nie jest tu podana na tacy i trzeba trochę pogłówkować, żeby wywnioskować o co tak naprawdę chodzi. Ale efekt końcowy jest satysfakcjonujący.
Jujubee - no tak ! , pisałem w wolnej chwili, i z pamięci poleciałem z tym "Kurskiem". W sumie Katowice-Bielsko Biała, prawie obok . Przeczytałem właśnie, że to oni robili "Realpolitiks", strategię w klimatach "Europa Uniwersalis" ale dziejącą się współcześnie. Pamiętam jak kiedyś szukałem takich modów do Cywilizacji, ale zawsze miałem jakiś kłopot z nimi. Jak nie wywalało do pulpitu - bo trza było łatek szukać, albo też nie były do końca takie, jakich szukałem . Może więc skuszę się na to, bo oceny były w miarę niezłe.
A wracając do hipotez, dzięki za linka !, chętnie poczytam przed północą
O tak, ciekawa historia, film przez Ciebie wspomniany oglądałem i na tyle mnie to zainteresowało, że szukałem dalszych informacji. Bodaj trafiłem na ta samą stronę co zalinkowałeś. Też jestem za opcją z lawiną, choć teorie spiskowe nieźle rozgrzewają wyobraźnię.
Ciekawy tekst, nie powiem. Autor opiera się głównie na analizie Jewgienija Bujanowa, która wydaje sie być najbliżej prawdy (?), bo jest najbardziej logiczna i prawdopodobna. Chociaż w jednym miejscu trochę zaprzecza sam sobie :
"... Podstawową, o której trzeba wspomnieć, nim przystąpi się do rekonstrukcji zdarzeń, jest powtarzanie fałszu, jakoby turyści wpadli w panikę i uciekli w popłochu. Owszem, rozcięcie namiotu nożem, by jak najszybciej się z niego wydostać, wskazuje na panikę. Ślady na śniegu, jakie odnaleźli ratownicy poniżej namiotu, świadczą już o czymś zupełnie innym."
Po czym w dalszej części pisze tak :
"Świadczą o tym zachowane na tym obszarze, chaotyczne i skupione w jednym miejscu ślady. Odkopano później tu szereg pogubionych drobnych rzeczy, m.in. kapcie, czapki. To, podobnie jak zgubiona przez Diatłowa latarka, świadczy o tym, że wszystko działo się, co zrozumiałe, w dużym chaosie i pośpiechu ... "
No, ale to takie moje czepianie ... ciekawe jest to, że właściwie przez lata nikt nie brał pod uwagę wersji z lawiną? . Przecież powstało przez ten czas mnóstwo opracowań, analiz, książek, często pisanych przez osoby, które zapewne wiedzą dużo o górskich wyprawach i niebezpieczeństwach z tym związanych, i nic ? ...
W pierwszej części mamy za to ciekawe informacje, ale autor przechodzi trochę obok nich :
- Sprawą tragedii zajmował się też dziennikarz ze Swierdłowska Jurij Jarowoj, który w 1967 napisał na ten temat książkę. Także w późniejszym czasie gromadził dokumenty i opowieści świadków, które miały posłużyć do wydania następnej pracy. W 1980 roku zginął w wypadku samochodowym, a jego archiwum zostało wywiezione na wysypisko śmieci. Uzasadniono to brakiem spadkobierców. W wypadku nie dopatrzono się winy osób trzecich.
- Tragiczny los spotkał lotnika Patruszewa, który daremnie ostrzegał Diatłowa. Jak wspomina jego żona, Patruszew po powrotach z lotów nad tajgą: „Mówił, że coś ciągle przyciągało go tam. W powietrzu często widywał świecące kule, a wtedy samolotem zaczynało trząść, przyrządy odmawiały posłuszeństwa, a głowa zaczynała potwornie boleć. Wtedy zmieniał kurs i wszystko wracało do normy. Później znowu tam wracał. Mi mówił, że niczego się nie boi, że nawet jeśli silnik przestanie pracować uda mu się wylądować (…).”Jego samolot rozbił się na zboczach Chołatczachl. W wyniku śledztwa stwierdzono, że Patruszew rozbił się podczas próby awaryjnego lądowania.
Przypadek ?, przypadki ? ... ciekawe, ale tego się na pewno nie dowiemy. Dziwić może, że najbardziej doświadczony z całej ekipy Diatłow decyduje się wbrew poważnym ostrzeżeniom na rozbicie kolejnego obozowiska - ale na odsłoniętym zupełnie stoku ?, w takich warunkach ? ... wystarczy spojrzeć na zdjęcie, czy zobaczyć filmik z linku by szybko zorientować się w sytuacji o jakiej jest mowa. Chociaż autor sugeruje, źe grupa chciała przećwiczyć taki wariant, no ale to jest jego (autora) interpretacja.
Na niekorzyść tej tragedii i trudności przy próbach jej wyjaśnienia wpływa na pewno to, że w tamtych rejonach były ściśle tajne poligony wojskowe, a biorąc pod uwagę lata w których wydarzenia miały miejsce, to zrozumiałe jest że historia obrosła niesamowitymi interpretacjami i fantastycznymi opowieściami. To akurat nie dziwi - latające światła na nocnym niebie ?, dziwne dźwięki, odgłosy w odciętym od świata miejscu ?. Ciekawa jest jedna wzmianka w tekście, gdzie okazuje się były przypadki w których ludzie wybiegali w czym spali z namiotów, w podobnych warunkach jak "Diatłowcy", ponieważ nocą zauważono dziwne światła i słyszano niepokojące dźwięki na niebie ...
Jedno jest pewne, prawdy co się tak naprawdę wtedy wydarzyło raczej nie poznamy. Wszystko to co wiemy do dzisiaj, to interpretacje - większe, mniejsze, lub zupełnie z kosmosu. Jest tajemnica, i pewnie tak już zostanie.
Mi się zdaje, że lawina to najbardziej oczywista opcja w takiej sytuacji - każdemu by to od razu przyszło do głowy, toteż skoro śledczy rozpatrzyli i wykluczyli taką wersję wydarzeń... to ludzie w to uwierzyli. Nie byłoby powodu, żeby w takiej kwestii kłamać.
Jedno jest pewne, prawdy co się tak naprawdę wtedy wydarzyło raczej nie poznamy. Wszystko to co wiemy do dzisiaj, to interpretacje - większe, mniejsze, lub zupełnie z kosmosu. Jest tajemnica, i pewnie tak już zostanie.
Ano racja. Prawdy nie poznamy już, możemy się tylko domyślać. I dlatego to jest takie ciekawe
od ostatniego posta tutaj.
Od "The Last of Us" udało mi się skończyć jeszcze:
1. Call of Duty: Black Ops - fajnie się postrzelało, ale jest zauważylny bardzo duża różnica jakościowa od Modern Warfare. Szczerze to mocno się wynudzilem, fabuła jest średnia, finał rozczarowuje. Straszliwie mnie irytowały te przeciągnięte sceny przesłuchań. Fajnie za to wyszło wplecenie tego w tło historyczne - pojawienie się Kennedy`ego oraz Castro. 6/10
2. Medal of Honor (2010) - No, przeszedłem. I tyle mogę o tej grze powiedzieć. W sumie to fabuła marna. Grało się podobnie jak w CoD, nic odkrywczego. Szkoda. Mam bardzo dobre wspomnienia z tą marką. 5/10
3. Wiedźmin - W "Dziki Gon" grałem stosunkowo dawno, a jedynki jakoś nie miałem nigdy chęci sprawdzić. Sprawdziłem i jestem zachwycony. Świetna gra, wspaniały klimat. Fabuła jest na bardzo wysokim poziomie. Grało mi się równie przyjemnie co w trójkę. Na pewno kiedyś wrócę. 9/10
4. Red Dead Redemption - Niedawno zacząłem lubić westerny, których swego czasu nie trawiłem. I powiem szczerze, że ta gra wywołała kolejny wzrost sympatii do tego gatunku. Początek był nieco rozczarowujący (strzelanie do królików, wypasanie bydła, a szczególnie przejazd do sąsiedniego miasteczka dyliżansem - o Jezu, jak tym się okropnie jeździ). Później, jak już fabułą się rozkręca, jest świetnie. Misje są może trochę na jedno kopyto, ale klimat gry wspaniale to rekompensuje. Jedna z moich ulubionych scen w grze, to wjazd do Meksyku:
https://www.youtube.com/watch?v=AUXGW6sWYDY
Końcówka jest wspaniała: początek spoilera odzyskanie żony i dziecka, a następnie zabójstwo Marstona przez agentów na farmie i zemsta syna po kilkua latach <3 koniec spoilera. Świetnie się bawiłem przy tej grze, aż żal było kończyć. 9/10
5. Max Payne 3 - Gra przyjemna, ale mocno inna od fenomenalnej 1 i 2. Miło było uslyszeć znajomy głos Maxa (chociaż jak wiadomo powinien on mówić głosem Radka Pazury, ale ten też fajny ), postrzelać sobie z bullettimem - chociaż znacznie różnym od tego co znaliśmy z poprzedniej części. Na plus też zaliczam trudność gry. Wpakowanie całego magazynka w przeciwnika nie rozwiązuje sprawy. Nie ma co marnować amnunicji. Bałem się trochę tego, że gra ma miejsce w Ameryce Południowej, ale da się to znieść. Chociaż i tak dużo lepiej odbierałem misje w Nowym Jorku. Jakoś tak lepiej się patrzy na Maxa w skórzanej kurtce, a nie w hawajskiej koszuli. Najbardziej z całej gry podobało mi się odegranie przewodniego motywu muzycznego na pianinie przez Maxa: There it was, the soundtrack to my life, and, for a few seconds, came harmony, finally.. <3 Fabuła jako tako jest dziwna i skomplikowana. Z tego co czytałem, to dużo osób chyba miało problem, żeby ją ogarnąć, tyle tam było zwrotów akcji i dziwacznych rozwiazań fabularnych. Niemniej jednak bawiłem się całkiem nieźle. 7/10
6. Batman: Arkham City - tak jak Arkham Asylum mi się podobało, ale fenomenu nie zrozumiałem, tak Arkham City mi niesamowicie podeszło. Otwarty świat sprawdził się naprawdę dobrze, na szczęście nie był jakiś ogromny (coś co mnie irytuje ostatnio, to wszędobylskie sandboxy, które są strasznie męczące). Walki świetne, dużo fajnych bossów (Two-Face, Pingwin, Bane, Harley Quinn, Ras`al`Ghul) i sojuszników (Robin i Catwoman). Osadzenie po raz kolejny w roli złoka Jokera wypadło świetnie. Zakończenie jego wątku jest naprawdę pierwszorzędne. Szkoda tylko, że nie ogarnąłem, że Protokół 10 kończy właściwie zabawę i nie dokończyłem połowy rzeczy, np. nie znalazłem Deadshota ani złodzieja tożsamości. Zabawa wspaniała, polecam każdemu. Zawsze przyjemnie prać mordy przeciwnikom Batmana. 9/10
A aktualnie gram sobie w Assassin`s Creed: Brotherhood i też wciągnęło mocno. Na pewno sprawdzę sobie jeszcze parę części, bo zacząłem tak od d. strony i to mój pierwszy AC.
Z Asasynów, to oprócz Brotherhood - koniecznie Revelations. W ogóle wszystkie, do "trójki", bo to jedna historia. Zaczynając historię od Brotherhood, jesteś fabularnie jakby w środku wydarzeń, ale jeśli wciągnęła cię historia, to i tak sięgniesz do korzeni - czyli jedynki i dwójeczki. Wysoko oceniana była też "Black Flag", za świetne zdaniem wielu wprowadzenie wątku "pirackiego" do serii, co odświeżyło zdecydowanie przyjemność z grania. Dalej nie wiem, bo straciłem już cierpliwość do kolejnych asasynów
Dla mnie w tych grach liczy się tylko bliski wschód, i Italia. Reszty w sumie może nie być
Jedynka już kupiona, więc po AC:B sobie pogram. Muszę trochę pocisnąć temat, bo z tego co wiem, to dwójka dzieje się we Florencji, a akurat w marcu się wybieram, więc miło będzie porównać. No, wcześniej może COD: BO2 dla odmóżdżenia, ale wiadomo jak to z CODami, kampania do przejścia w parę godzin.
A przy okazji "Maxa", kurczę, jak ja bym zagrał w odświeżone wersje jedynki i dwójki - ależ te gry miały klimat ! 👍👏👏👏
Max Payne 1 i 2 to jedne z najważniejszych gier z mojego dzieciństwa. Zaraz obok GTA. Sam bym chciał jakieś wersje remastered, ale jestem pewien, że jak kiedyś sobie odpale na laptopie, to szybko przestanę się przejmować grafiką i wciągnie mnie jak zwykle.
Nawet zapomniałem, że taki wątek jest. Ja ostatnio w Distraint, SOMA, Little Nightmares, Metal Gear Solid V, powtórka Skyrima, What Remains of Edith Finch, w pierwszej połowie roku dopiero ogarnąłem Wiedźmina 3 z dodatkami i GTA V. Do Mankind Divided sam się ostatnio przymierzałem, ale mnie trochę zmuliło.
Ludwik napisał:
1. Call of Duty: Black Ops
Nie zniechęcaj się i przejdź BO 2 i 3 - to już zupełnie inne klimaty. 2 to jakoś rok 2020, 3 - 2060. High tech, mechy, roboty, drony. Mega 2 to fabularnie kontynuacja 1 (świetnie powiązana), 3 to już bardziej niezależna opowieść osadzona w tym samym świecie.
3. Wiedźmin - W "Dziki Gon" grałem stosunkowo dawno, a jedynki jakoś nie miałem nigdy chęci sprawdzić. Sprawdziłem i jestem zachwycony. Świetna gra, wspaniały klimat. Fabuła jest na bardzo wysokim poziomie. Grało mi się równie przyjemnie co w trójkę. Na pewno kiedyś wrócę. 9/10
To teraz jeszcze dwójkę przejdź, tam też się walczy z potworami i w ogóle!!
A aktualnie gram sobie w Assassin`s Creed: Brotherhood i też wciągnęło mocno. Na pewno sprawdzę sobie jeszcze parę części, bo zacząłem tak od d. strony i to mój pierwszy AC.
xD dobra, a teraz przestań grać w AC: Brotherhood, które jest de facto częścią trzecią, i zacznij od jedynki. Co prawda gameplay jedynki jest koszmarny i mega powtarzalny, ale fabuła i główny bohater to miodzio. Nie wyobrażam sobie zaczynać AC od dwójki, a co dopiero od kontynuacji dwójki xD Na przyszłość pytaj się mądrzejszego i bardziej doświadczonego kolegi znajomego (mnie), zanim zaczniesz w coś grać - ja ci ułożę lepszy plan zajęć, niż ty. Już dawno ustaliliśmy, że w kwestii decyzji życiowych powinieneś konsultować się mnie, a nie decydować na samowolkę - rzadko kiedy wychodzi ci to na dobre.
Batman jest rzeczywiscie swietny!! Tez dopiero jakos pol roku temu zaczalem grac w ta serie na ps3 i Arkham Asylum i Arkham City wchlonalem na raz. Arkham Origins nie podszedl mi niestety juz tak baardzo i po chwili odlozylem ta gre na bok i dopiero nie dawno wrocilem zeby domeczyc ja do konca. Wczoraj jednak wzialem sie za Arkham Knight i chociaz to dopiero poczatek jestem niezwykle oczarowany. Przed gra bylem nieco sceptycznie nastawiony co.do wprowadzenia batmobilu jednak poki co spisuje sie doskonale i wyraznie urozmaicil i odswiezyl rozgrywke!! Ogolnie co do calej serii to zyczylbym sobie aby tworcy gier SW brali ja sobiie za wzor jak radzic sobie z znanymi markami i uniwersum!!
Jak już w temacie growym, to godzinkę-dwie wieczorem, poświęcam na świetny fanowski dodatek do czwartej - zdaniem wielu ostatniej tak dobrej Cywilizacji, "Realism Invictus". Zawsze brakowało mi w "civkach" większego rozbudowania, rozmachu, i skali wyzwań. "Realism Invictus" spełnia w 100% te zapotrzebowania, a ogromnym plusem tego dodatku jest to, że możemy poprowadzić Polskę !, i to na realistycznej, dużej mapie świata - ku chwale i przyszłej (światowej) dominacji ... tak jest !, nareszcie mogę pokazać Niemcom, że nie opłaca się przekraczać granicy, Francuzom - jak jeść widelcem, a Rosjanom - gdzie jest ich miejsce
A poważnie, to mega rozbudowany dodatek, który jest dopracowany w detalach, i daje masę zabawy - nie tylko z samej gry, ale i wizualnie prezentuje się świetnie, bez tej cukierkowo-bajkowej oprawy, która wali po oczach w ostatnich odsłonach. A co najważniejsze, mamy do dyspozycji rozbudowany "worldbuilder", gdzie możemy zmodyfikować po swojemu każdy aspekt gry, plus, mamy do wyboru bardzo dużo cywilizacji do ogrania-umieszczenia na mapie. Cud-miód !.
Właściwie, to mógłbym wymienić jeszcze jedną modyfikację, ale przyznam, że tutaj odpadłem - "Caveman 2 Cosmos". Autor, który "popełnił" to dzieło, powinien otrzymać od fanów pomnik, serio.
Tak rozbudowanej modyfikacji to chyba nie ma do żadnej strategii komputerowej. Arcy-rozbudowana, to mało powiedziane, czasochłonna ? - tu trzeba EONY wolnego czasu mieć w zapasie. Absolutne mistrzostwo, ale dla absolutnie wymagających fanatyków serii. "Cavemen 2 Cosmos" ma bowiem wszystko o czym myśleliśmy, a baliśmy się zapytać. A to czego nie ma - nie istnieje. kropka.
podobała ci się fabuła RDR i końcówka... nie mogę zrozumieć co ludzie w tym widzą. Nie muszą wszystkiego rozumieć, ale przynajmniej króliki to już coś
Czekasz na dwójkę na piecyka?
Końcówka najbardziej mi się podobała z całej gry. Króliki w sumie pół biedy, zaganianie bydła wystraszonego przez burzę... To było dopiero.
Wiesz co, ja bardziej z tych konsolowych. Zagram w dwójkę, ale nie mam jakiegoś bardzo dużego parcia. Nie jaram się aż tak końskimi jajami, ktore kurczą się w zależności od temperatury.
No i zapomniało mi się, że jeszcze było:
7. The Force Unleashed - Grałem 10 lat temu na PS2, teraz spróbowałem sobie na PS3. Z tego co zauważyłem jest trochę różnic (np. brakowało kilku misji, chociażby tej w opuszczonej Świątyni Jedi na Courscant). Grało mi się o wiele mniej przyjemnie niż te 10 lat wstecz. Kiedyś mi się to wydawała bardzo dynamiczna gra, a teraz odbiór był dużo gorszy. Fabuła jest dnem - straszny okres to był dla SW, w tym samym czasie wychodziło TCW. Sam pomysł na to, że to Galen Marek zainicjował Rebelię (herb jego rodziny to symbol Rebelii) jest straszny. A przecież było jeszcze to, że Vader ma ucznia, który prawie pokonuje zarówno jego, jak i Imperatora. Albo fakt, że Imperator schwytał przywódców Rebelii, których uwolnił Starkiller i ten później ich nie szukał? Masakra.
Mam jeszcze w domu dwójkę do przejścia. Kiedyś to zrobię, z masochistycznej potrzeby poznania dalszego ciągu tych bzdur. Ale muszę wykurować się po tej traumie.
Strasznie mnie to boli, że SW, które kiedyś miał niesamowite gry, od lat wypuszcza tylko takie crapy.
3/10
Port na peceta jest straszny, okropny, do dzisiaj zgrzytam zębami na wspomnienie męk - skusiłem się jednak, bo komputerowcy dostali w pakiecie jako "Ultimate Sith Edition". A i trafiło mi się w promocji, więc brałem
Jako gra - mogło być gorzej*, ale ten początek, że gracz jako Vader na Kashyyyk - jako darksajdowiec, wiadomo, prawie zawał miałem . Generalnie oprawą graficzną wypalało ekran, używanie Mocy na wiele sposobów, kombosy, no robiło wrażenie. Fabularnie, nawet nie najgorzej (przymykając lekko oko), pomysł na sekretnego ucznia - całkiem ok. Pamiętam odcinek specjalny na kultowym już "Hyperze", gdzie pokazywano wywiady z ludźmi robiącymi grę, aktorami (Nathalie Cox !!! ), nawet papa Lucas był ! - dawał cenne wskazówki producentom gry
Wracając do samej gry w wersji pecetowej - aż się prosiło o chociażby inne "menu" w grze, inną pracę kamery, ehhh, szkoda dzisiaj gadać. Mimo wszystko, wspominam miło, choć drugi raz bym nie zagrał
* o "dwójce" lepiej nawet nie dyskutować, a co dopiero grać https://giphy.com/gifs/poop-cussing-26uf10GWGaKqhD9Is/fullscreen
Gejmerzy, zwracam się do Was z zapytaniem. Jakie RPG polecacie (nawet MMO wchodzi w grę ).
Otóż ostatnio przeszedłem najnowszego God of Wara, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Było to co uwielbiam, swoboda w eksploracji świata, mnóstwo znajdziek/skrzyń i stopniowe polepszanie swojego eq.
Przede wszystkim szukam gier, które spełniają wyżej wspomniane cechy. Swoboda w eksploracji (na tyle na ile fabuła zezwala), potrzebę ulepszania EQ i wymuszanie tego na graczu*. Nie mam jakiś ograniczeń czy to ma być klasyczne średniowieczne fantasy czy sci-fun. Jednakże takie Horizon Zero Dawn nie przypadło mi do gustu, nie mój klimat.
Z gier, które ograłem (a nie było ich wiele) to starocie jak Gothicy, Kotory i stare Assasiny. Najnowszy God of War, Red Dead Redemption 2, Far Cry 4 oraz Destiny.
Na celowniku mam Kingdom Come Deliverance, ale gra wydaje się dość toporna, ale może akurat? Oraz Mount and Blade Warband, które ogrywałem laaata temu i wspomnienia zatarte.
Nie wykluczam też solidnych MMO, niegdyś grałem w Metina2 (), 4story, oczwyiście The Old Republic oraz Drakensang. W dwa pierwsze tytuły z chęcią bym odnowił znajomość, ale z tego co wiem to oficjalne serwery są beznadziejne i wszystko poszło w celu pay for win, ale może ktoś zna dobre prywatne, które nie padną po tygodniu? Do ToRa zamierzam wrócić jeżeli ludzie wciąż grają i jest z kim porobić Flashpointy (i inne teamowe).
Zatem co polecacie Bastionowicze ?
*Nie tak jak w RDR2 gdzie hajsu jak lodu, przeciwnicy łatwi, strzelanie słabiutkie, przez co nie było sensu robić dodatkowych misji.
Przybywam z pomocą niczym He-man !
Jako, że seria (?) "God Of War" przypadła Ci do gustu, to w podobnych klimatach śmiało możesz poszukać :
"Lords Of The Fallen"
"Bloodborne"
"For Honor"
"Darksiders"
Co do mmo, to jak najbardziej "The Elder Scrolls Online". Gra jest f2p, jednak by grać za free, należy kupić podstawkę. Później można grać za friko, albo płacić suba i mieć bonusy. Ogromny świat, masa ekwipunku. Tytuł nabrał wiatru w żagle i ostatnio fajnie się rozwija. Sporo nowych i dużych dodatków, plus 13 mln grających, to świetny wynik na grę, która miała na początku swój dołek, ale jak widać mądre decyzje wydawcy i słuchanie graczy, przywróciły grę do sieciowej topki.
"Star Wars The Old Republic". Jak najbardziej warto wrócić, w końcu to SW . Szkoda jednak, że EA ma wywalone na tą grę, i tylko podtrzymuje w niej życie. Jednak, coś tam się dzieje i zdaje się, że jeszcze w tym roku wydadzą nową zawartość.
A na Bastionie na pewno znajdziesz aktywnych swtorowców, tylko się ukrywają
Z singli, to zawsze polecam "Scrollsy", jeśli nie grałeś jeszcze w żadną część, to nie ma co się dłużej zastanawiać . Możesz też, o ile smartfon da radę, zagrać w mobilne "Blades", to na pewno jeden z najlepszych tytułów na fony.
"Kingdom Come ... ", oczywiście, że tak. Tym bardziej, że tytuł ostatnio wyszedł jako GOTY. Czy jest toporny ? - nie. Był strasznie zabugowany, i stąd te opinie, ale finalnie został już połatany. Pamiętaj jednak, że to "prawie" symulacja epoki średniowiecza, więc i "rycerzowanie" nie każdemu podchodzi, bo to gra wymagająca jest. Czesi po prostu zrobili świetną grę, ale nie dla każdego
Dzięki bardzo za odpowiedź
Wśród gier, które wymieniłeś nie widzę Dark Soulsów, to znaczy, że nie są aż tak wymagające i taki noob jak ja da radę ? Bo jakoś wbiło mi się do głowy, że Bloodborne to właśnie takie Soulsy, a Soulsy słyną z poziomu trudności
Totalnie zapomniałem o całych Scrollsach, a ta gierka (z tego co wiem) oferuje mnóstwo eksploracji, napewno spróbuję . Choć tutaj nie znam się na częściach, mowa o Skyrimie? Czy ogólnie warto każdą przejść giereczkę?
A na tego Kingdoma coraz bardziej się napalam.
Muszę tylko podjąć decyzję czy ogrywać wypisane przez Ciebie tytuły na PS4 czy na PC (którego od miesiąca składam ).
Jak RPG i swobodna eksploracja to tylko Dziki Gon 😊
Nie tylko, pierwszy Wiedźmin to taki KotOR, tylko lepszy i w innym świecie.
Btw. Mam chyba nawet postać w bastionowej gildii w SWTOR, ale chyba jest ona wymarła.
Swobodna eksploracja.
Na tyle, na ile fabuła pozwala.
Moim zdaniem jeśli ktoś polubił KotOR-y to nie może mu się nie spodobać Wiedźmin.
Te same silniki były, i stąd to podobieństwo ... Aurora Engine zdaje się to był, przerobiony i zmodyfikowany, znany jako Odyssey. Na tym hulał Kotor.
Wiedźmaki, znaczy REDzi dogadali się z BioWare i rozłożyli całość na kawałki, poprzerabiali, pododawali co trzeba, złożyli w całość i zrobili pierwszego Wiedźmaka
BioWare nie wierzyło, że tak można, i aż tyle jeszcze da radę wycisnąć z leciwej już Aurory
Taka ciekawostka, REDzi pierwszy raz prezentowali grę właśnie na stoisku BioWare. Takie fajne i ludzkie studio to wtedy było, to Bio
Właśnie wyszło Greedfall, fantasy ale z klimatem XVII-XVIII wieku. Pograłem trochę, daje radę
https://www.youtube.com/watch?v=jYkqIWUNzPE&t=00s
cyt."Wśród gier, które wymieniłeś nie widzę Dark Soulsów, to znaczy, że nie są aż tak wymagające i taki noob jak ja da radę ?"
HAHAHAHAHAHA ! , no wiesz, może napiszę tak - ja czasy rzucania joytickami, płytami, padami, pudełkami o podłogę, mam już dawno za sobą ;P. Dlatego też nie wymieniłem "soulsów", ale niejako w tych klimatach podałem naszą "polską" odpowiedź - czyli "Lords Of The Fallen"
- https://www.youtube.com/watch?v=aBHBXOBKyAM
, no i jeszcze "Bloodborne", czyli taki zamiennik "Dark Souls".
Ponieważ "God Of War" okazał się tym "strzałem w dziesiątkę", to mniej więcej w tych klimatach dopisałem tam cztery gry, z czego te dwie, to właśnie takie okołosoulsowe. Oczywiście, "soulsom" jak najbardziej możesz rzucić wyzwanie , ba, nawet trzeba . Generalnie, to posprawdzaj sobie na tubce gameplaye z tych gier, wtedy sobie możesz ocenić, który tytuł bardziej Ci podchodzi, a z którym nie będzie po drodze. Nie zawsze przecież jest tak, że to, co ma nawet i wysokie i zasłużone oceny wśród graczy, nam także podejdzie. Gry to jednak bardzo indywidualna sprawa jest, czasami mało istotna rzecz, potrafi zdecydowanie
zmniejszyć radochę podczas grania, a nawet odrzucić od jakiegoś tytułu na dobre.
"Scrollsy", to w ogóle temat-rzeka. E K S P L O R A C J A, to słowo klucz do całej serii. Ja dodałbym jeszcze określenie - drugie życie (wirtualne) . To są tytuły na naprawdę długie tygodnie, miesiące wolnego odkrywania i ogrywania. Można powiedzieć, że główna fabuła - choć dla wielu tam nie ma żadnej fabuły , jest wrzucona od niechcenia, bo siłą tych gier jest właśnie eksploracja ogromnego świata. Dla mnie, trzecia część, czyli "Morrowind" jest najlepszą odsłoną, z kapitalną fabułą, która jednak baardzooo powoli odkrywa się przed graczem, a gdy już dowiemy się co, kto, gdzie, i kim jesteśmy naprawdę ... no to jest epicko. Oczywiście, tytuł
ma już swoje s i e d e m n a ś c i e lat na karku, i graficznie nie robi już takiego wrażenia jak w dniu premiery, no ale od czego są graficzne fanowskie nakładki ? :
- https://www.youtube.com/watch?v=9YQz2o01V7c
Gdybym jednak po raz pierwszy miał grać w scrollsy, to raczej wybrałbym "Skyrim". Dlatego, że najbardziej współczesny z serii, nie tylko graficznie, ale pewne rzeczy związane z samą rozgrywką są hmmm, dzisiejsze ?. Ja natomiast, podobnie jak i wielu podobnych morrowindowych wariatów , czekam na tą fanowską konwersję całego "Morrowinda", na silnik graficzny "Skyrima`a" :
- https://www.youtube.com/watch?v=Qf8lMMpFIDU
jeśli W KOŃCU to się ukaże, to żadnych gier już nie potrzebuję do szczęścia. Właściwie, to zapominam o grach
ps. oczywiście nie wolno zapominać o naszych "Wiedźminach", ale to taka oczywista oczywistość. No i jeszcze przecież epickie "Mass Effect" !. No, ale miało być coś w klimatach "God Of War", więc część tytułów jest trochę okołotematowo
Tym razem techniczne pytanie.
Otóż wymieniłem kompa, w końcu windows 10, wszystko śmiga, ale mam problem z pingiem. Na speed testach wypadam nieźle, około 20 pingu. Mam radiówkę więc to nie jest jakiś bardzo dobry internet, ale dotychczas nie miałem problemu.
Teraz jak gram, najlepiej to widać na przykładzie Counter Strike`a to ping waha się od 60 aż do 100 czasem.
Zupełnie tego nie rozumiem, speed testy są git, a potem taka lipa?
Ma ktoś rady co mogę zrobić, słyszałem też, że dostawcy internetu robią taki myk, że w chwili kiedy robię speed test dokręcają, żeby były lepsze wyniki, a potem znowu jest cienizna?
Jak ktoś się zna na tym, albo ma doświadczenie to proszę o wskazówki, żeby poprawić to
A kolejna ciekawostka:
Sprawdzam teraz jak śmiga internet na innym sprzęcie i tam wynik jest taki, że pobieranie gry (przy włączonym netflixie) wynosi 3mb/s, a wczoraj kiedy ja pobierałem cokolwiek na swoim PC miałem maks 960 kb/s!
Tak jakby mój komputer miał jakieś ograniczenia, albo najmniejszy priorytet?
1. Masz radiówkę, więc nie spodziewaj się nie wiadomo czego.
2. Ping w grach w okolicach 60 to chyba norma i nic co by uprzykrzało granie (?). >100 bywa już odczuwalne, ale nadal - masz radiówkę.
3. To że jednego dnia miałeś inną prędkość pobierania, a na drugi dzień inną, nie jest jakąś anomalią. Nie ma czegoś takiego, że zawsze jest stała prędkość. Istotna jest choćby pora - w godzinach szczytu możesz mieć gorszą prędkość. A przy radiówce wpływ mają też warunki atmosferyczne.
Jak znam życie to w internecie jest pewnie pełno jakichś śmiesznych poradników typu "jak poprawić szybkość swojego internetu" i radzą tam, żeby na czas gry wyłączyć aktualizacje, antywirusa i Moc wie co jeszcze. Takie pierdoły nie są jednak w stanie zmienić faktu, że... tak jak w puncie 1 i 2 -> masz radiówkę.
Więc ja bym na Twoim miejscu szedł albo w kierunku zmiany dostawcy na jakieś UPC, jeśli masz możliwość.
Albo jednak ogarnięcie śmiesznych poradników - ale nie takich jak przytoczyłem. Prędzej może zainteresuj się tematem "wzmacniacza anteny" lub "anteny kierunkowej". Nie znam się na tym, ale chwilka googlowania podpowiada, że to może być coś dobrego dla ludzi z internetem radiowym. Więc ja na Twoim miejscu uderzyłbym na jakieś forum komputerowe do działu o internecie/sieci - tam przedstawił problem i zapytał od razu o te anteny.
To źle, że nie napisałem tego na początku. Z radiowki korzystam od paru lat, a dopiero ostatnie miesiące to jakieś problemy (po zmianie sprzętu mam wrażenie). Przez większą część mojej kariery prosa (xD) miałem ping w 5-20 :/ Więc teraz kminię co mogę skonfigurować i co ma sens, żeby polepszyć.
Zacząłbym od skonfigurowania tej dziesiątki, no chyba, że jest ogarnięta i ustawiona jak należy.
Pierwsze z brzegu : https://answers.microsoft.com/pl-pl/windows/forum/all/windows-10-wysoki-png/db34fe9b-0f68-4e1e-91f8-ac6db4be0d55
Dzięki bardzo, powoli staram się to ogarniać, mam nadzieję, że się polepszy.
I tak (odnośnie posta niżej) kiedyś było o niebo lepiej. Ja wiem, że radiówka nie jest najlepszą opcją, ale dawała radę przez dłuuugi czas.
I dla pewności jeszcze raz zacząłem porównywać pobieranie, na PC 520 kb/s na lapku już ponad 1mb... coś tu nie gra.
No dawała radę kiedyś, ale bierz pod uwagę, że szybko eter się zaśmieca w ostatnich latach. Być może wcześniej w Twojej okolicy miałeś czysto, a teraz jest gęsto ?. Sam tak mam u siebie, jak spojrzę po wi-fi na tablecie to zgroza.
Skontaktował bym się też i z dostawcą usługi, nie zaszkodzi zadać kilka pytań, może coś ukrywają ? ... chociaż i tak się pewnie nie przyznają, ale nie zaszkodzi z miejsca im walnąć , że sztucznie zaniżają prędkości, a co. Z nimi nie ma co się opalać, ładnie to tylko na reklamie jest, i do momentu złożenia podpisu .
No i ta dziesiątka, tu trzeba ogarnąć, powyłączać, ubić i na nowo poustawiać. Prosto ze sklepu, to ładnie działa tylko przy włączeniu
#7evenforever!
Najlepsze wyjście, to stałe łącze. W innych przypadkach to temat rzeka i moc atrakcji z tym związanych. Rozumiem, że wcześniej było ok., a teraz na nowym kompie z dziesiątką się krzaczy ?, well - taki ficzer
Nie wiem czy coś pomoże, ale ostatnie aktualizacje tego systemu mocno mieszają z wi-fi czy nawet ethernetem. Całkiem możliwe, że trafiło i na Ciebie
Tu poczytaj :
https://www.dobreprogramy.pl/Windows-10-ma-problem-z-WiFi-i-polaczeniem-LAN.-Powodem-najnowsza-aktualizacja,News,103687.html
posprawdzałem se co tam mam na różnych kontach, i się za głowę złapałem, bo części z gier zupełnie nie pamiętam, że sobie kiedyś tam dodałem . Tak to się dzieje, gdy człek trafia na promocje !, promocje !, po czym kupuje na zasadzie - biere, kiedyś zagram
No i tym sposobem zorientowałem się, że mam już od dawna cyfrowego "Skyrima" kupionego kiedyśtam za parę zeta, a wersja z płytkami - GOTY, stoi sobie na półeczce, już dawno ograna.
I tak sobie na chwilę odpaliłem, no i ponownie - wsiąkłem. Także tego, chyba ogram ponownie , choć będzie pewna przeszkoda by wsiąknąć kompletnie - "Jedi Fallen Order" za chwilę będzie ... i jak żyć ?!
Secondary, ogrywam dodatek do Civilization 4 - "Realism Invictus", który nie tylko jest jednym z najlepszych, największych, rozszerzających i usprawniających podstawową wersję gry, ale także posiada świetny edytor z realistyczną mapą globu, więc można sobie zrobić samemu własną, ulubioną wersję scenariusza .
No więc wybrałem, poustawiałem jak trza, i tak gram już od wiosny zdaje się, bo rozciągnąłem sobie okres czasowy na jakiś "marathon", czy "epic" . Ważniejsze jednak, że Konstantynopol jest mój, czyli Polski , Moskwa także, i część Skandynawii ... w 600 r.n.e
Hihihi, jak widzę po moim ostatnim poście z zeszłego roku, zaraz napiszę właściwie to samo . No więc, robiąc małe porządki tu i tam, posprawdzałem co na kompie mam - o, nawet się rymło
Dobre dwa lata minęły, od ostatniej odsłony jednego z najlepszych modów e v e r, do czwartej odsłony "Cywilizacji". Zdaniem wielu, najlepszej ze wszystkich części gier. "Realism Invictus" to olbrzymia modyfikacja fanowska do drugiego z oficjalnych dodatków, czyli "Beyond The Sword".
"Realism Invictus" nie jest nawet modem, to nowe życie tej kultowej już serii. Nowa odsłona całej gry, z nową grafiką, gameplayem, możliwościami, itd. Niesamowity pochłaniacz czasu, a że jest go ostatnio jakby "ciut" więcej - pozycja obowiązkowa. Właśnie ukazała się nowe odsłona moda, no to wklejam :
- źródło : http://www.realism-invictus.com
- albo stąd : https://www.moddb.com/mods/realism-invictus
po raz pierwszy zainstalowałem Wiedźmina 3 - taki ze mnie niedzielny gracz - i... jestem zachwycony. (Tym bardziej, że ostatnim cRPG-em w którego grałem był płaski jak heblowana deska dragon age 3).
Póki co, ukończyłem niecałe 50% (podstawki, a później przyjdzie kolej na dodatki).
Nie spieszę się
Gwent jest świetną odskocznią od polowania na potwory, choć w pewnym momencie przestaje być wyzwaniem.
Tak sobie myślę, że przy obecnym podejściu, w cyberpunka zagram pewnie w kolejnej dekadzie
Z innych tytułów, uwielbiam Magica (aka MGT Arena), choć mam już wielomiesięczną przerwę
Słuszna to koncepcja, by nie śpieszyć się z Wiedźmakiem. Powolne odkrywanie świata, który przygotowali dla nas twórcy, wsiąkanie w fabułę, klimat, jest wręcz nakazem w tego rodzaju grach. Najwyższego topu, bo do takich przecież cała wiedźmińska seria należy.
Podstawka "Cyberpunk`a" może sobie poczekać - jak już wyjdzie, będą przecież jeszcze oficjalne dodatki, podobnie jak w trzecim Wieśku. I wtedy można kupić jako wersję "GOTY". Także spokojnie, masz czas
Tak jest! Nie wolno się spieszyć.
Wiedźmaka Trzeciego (na bazie zachwytu nad Pierwszym i Drugim) kupiłem w przedsprzedaży mimo, że mój ówczesny blaszak nie miał odpowiedniej grafiki, aby go pociągnąć. Zainstalowałem (co było wyzwaniem, bo musiałem znaleźć w śmieciach stary napęd, który czytał płyty, bo nowy się wykładał ~, a Redzi poskąpili pena w kształcie medalionu), odpaliłem, gdy tylko było można i podziwiałem zabawne błędy; inne z każdym kolejnym patchem. ~ W końcu mostek południowy, w blaszaku specjalnie składanym dla Wiedźmaka Pierwszego (który zabił poprzednika ~), padł na amen i mogłem poskładać piec godny Wiedźmaka Trzeciego.
Odpaliłem, pokręciłem się po Białym Sadzie i posadziłem zmęczonego Geralta gdzieś w krzakach, aby pospał. Pojawiły się dodatki, GotY, a Geralt spał. Gdy go ostatnio odwiedziłem, okazało się, że któraś aktualizacja lub wymiana windy odesłała go w niebyt.
Kiedyś zacznę kolejne podejście, pewnie gdy na horyzoncie pojawi się Wiedźmak Czwarty, jak było z Pierwszym i Drugim. ~ Nie warto się spieszyć.
A historię o upadłych zakonnikach już nabyłeś?
Odpowiedź znasz
Nigdy nie można być niczego pewnym na 100%, jak mawiała pewna staruszka która codziennie wypłacała pieniądze z banku, przeliczała "czy wszystko jest" po czym wpłacała ponownie
Yyy... Gdyby to był dodatek do Wiedźmaka, to bym kupił, bo mają dobre ceny (Jedynka za 1.49, Dwójka za 1.99, Trójka od 19.99 do 29.99). Ale 139 za PieCową grę SW??? Nie dam. ~
Za to kupiłem sobie dwie brakujące Małpie Wyspy. ~ Czyli mam chyba wszystko od LA. Ma ktoś wolny czas na sprzedaż? ~
Zaraz, to "Małpie Wyspy" chodzą na WIN 10
Chyba nie sądzisz, że mam zainstalowane? Mam kupione na wirtualną półeczkę. ~
Wg opisów powinny chodzić, a większość obietnic GOGów jest prawdziwa. Czasami trzeba coś samemu doklikać (np. kiedyś 3D w serii X-Wing/TIE), ale ogólnie jest OK.
Żal było nie brać, skoro dają po 13.29. ~
"Trójka" w tej cenie jest nieopłacalna . 20-30 zeta za podstawkę ?, to na GoG`owych wiosennych sales`ach wersja GOTY coś lekko powyżej 40 zeta ostatnio była
Jako że epidemia i kryzys, moja firma każe mi siedzieć w domu. Nie oznacza to bynajmniej nudy (małe dziecko w domu, ha ha) ale wieczorami mam na tyle czasu i chęci, że ogrywam gierki na moim cudownym SNES mini. Klasyka, jak na zgreda przystało, pamiętam te gry (choć nie wszystkie) ze złotych czasów w pierwszej połowie lat 90-tych, kiedy się grało na SNESie sprowadzonym z USA.
Anyway, w co pykam? Udało się w końcu skończyć dwa absolutnie bombowe tytuły:
Super Castlevania IV - hardkorowa platformówka, z fajną oldskulową grafiką, świetną muzyką, momentami upiornym klimatem, kilkoma ciekawymi pomysłami designersko-programistycznymi. Strasznie trudne, ale do opanowania, a pokonywanie kolejnych etapów daje niesamowicie przyjemne wrażenie "podróży" i jakąś trudną do wyrażenia satysfakcję. Może to stąd, że gra nie "przechodzi się sama" i trzeba faktycznie się postarać a nawet (o zgrozo) wyćwiczyć pewne rzeczy? Tak czy owak, polecam ze względu na totalnie odjazdową muzykę, klimat, dla programistów gier to pozycja obowiązkowa, jak projektować levele i robić nastrój, wszystko prostymi i bezpośrednimi środkami.
Super Metroid - o proszę Państwa to już jest prawdziwy miód. Kocham tę grę, mimo że nie grałem w nią za "złotych czasów". Uwielbiam to, że jest tak strasznie niewybaczająca i nietolerancyjna wobec popełnianych błędów (jak życie, he he!!), nikt nie mówi graczowi co ma robić, wszystko trzeba samodzielnie zbadać. Niektóre fragmenty są nieziemsko trudne, np serie niesamowicie precyzyjnych skoków, niektóre ruchy postaci wymagają bardzo dokładnego timingu, trzeba mieć metronom w głowie. Miejscami gra jest tak trudna, że warto sprawdzić w internecie co robić, bo idzie oszaleć (mnie złamały dwa miejsca. Za czasów "przed-internetowych" też niektóre fragmenty były "nie do przejścia", chyba, że komuś udało się coś przypadkiem, normalną metodą było czekanie na następny numer NINTENDO POWER, z jakimś tzw strategy guide). Ale znowu, być może właśnie dlatego, że gra jest tak potwornie trudna, pokonywanie kolejnych przeszkód sprawia ogromną satysfakcję jaką rzadko dają współczesne tytuły (DARK SOULS przychodzi od razu na myśl jako szlachetny wyjątek). Super grafika, fajne sprajty, świetny level design, eksploracja i dużo backtrackingu ale w tak zaprojektowanym "świecie", to czysta przyjemność, przedzieranie się przez te wrogie otoczenie sprawia niesamowitą frajdę. Muzyka zasługuje na wzmiankę, złowrogi minimalizm, momentami trochę upiorny (znowu) klimat. Końcowa sekwencja gry to czysta adrenalina. W grze nie pada ani jedno słowo, a jednak ma się wrażenie uczestnictwa w historii, w misji, można się zżyć z bohaterem (bohaterką jak się okazuje). Generalnie gra rewela, ciekawy jestem, jak byłaby odebrana i czy w ogóle grywalna dla dzisiejszych młodych graczy. Dla programistów i designerów też pozycja obowiązkowa. Polecam, odpalać emulatory i grać.
To by było na tyle. W zanadrzu, na liście mam dużo ciekawych pozycji, głównie oldskool, zarówno pecetowy jak i konsolowy, nie omieszkam się pochwalić w miarę postępów
dobry port na PS4, nawet błędy te same co na PC Gra ma kilka irytujących momentów, mimo, że grałem 15 lat temu to pamiętałem kilka rozwiązań nad którymi głowiłem się jako młody licealista. Mimo archaicznych rozwiązań to nadal dobra gra, piękna przygoda w odległej galaktyce - Luke ma już Akademię Jedi na Yavin 4 a my zmagamy się z jej niedoszłym absolwentem, który przy pomocy artefaktów sprzed tysięcy lat próbuje stworzyć armię użytkowników mocy. Dużo w tej grze MOCY, znanych z filmów i starego kanonu scenerii, postaci i broni. Bawiłem się cudnie. Fajnie się to komponuje z trylogią "Akademia Jedi" Kevina J. Andersona i powieścią "Miecz Ciemności", również jego autorstwa oraz kultowym "Ja, Jedi". Chociaż nie do końca wiem, jak to dokładnie w chronologii jest datowane. Podejrzewam, że inwazja sił Desanna miała miejsce już po oblężeniu Akademii przez siły Daali?
Gram w Baldurs Gate na PS4 - sterowanie bardzo sensowne, wymaga tylko przyzwyczajenia, po 2-3 godzinach klikałem z zamkniętymi oczami po ekwipunku - na padzie gra się świetnie. Gra w wersji EE ma sporo usprawnień w stosunku do klasycznej wersji w którą grałem 2 lata temu. Postacie z drużyny same używają leczenia, można spisywać do dziennika listy i pamiętniki i nie marnować miejsca na zwoje. Można zebrać cały ekwipunek z ciała jednym przyciskiem i to ze wszystich poległych na planszy! I bagatela - w ekwipunku i w sklepie w po prawej stronie wyświetla się porównanie z obecnie używanym sprzętem - gra usłużnie na zielono podkreśla zalety nowego rynsztunku, albo wady na czerwono - ktoś tam w studio był mocno ogarnięty bo jest to udogodnienie KOLOSALNE. Ponadto można w jednym slocie mieć teraz 80 strzał/pocisków zamiast 20. POWTARZAM sterowanie na padzie przyjemne.
Gram klasycznym Wojownikiem na poziomie normalnym - przy losowaniu statystyk udało mi się uzyskać (po 10 minutach "rzutów") wynik 91 dzięki czemu na dzień dobry gram autentycznym synem Boga - siła/zręczność/kondycja po 18, charyzmę nawet ustawiłem na maksa, chociaż to nie Planescape, co najwyżej zniżki w sklepie dostanę zamiast innej linii dialogowej.
Po ściągnięciu 2.5 GB patcha jest kultowy polski dubbing - obejmuje on 90% gry, reszta z dodatków jest w pięknym angielskim, ale napisy w 100% polskie. Piękna solidna wersja o jakiej marzyłem na PC i której nie mogłem odpalić na moim netbooku z win10.
I nie są to wspominki z IIWŚ
Rozczarowany faktem, że 3-dniowy EA dla premier chyba się skończył, ale 4-dniowy dostają pato-strimerzy, więc nie mogę grać w Valhallę, postanowiłem sobie ściągnąć Legiona.
I jaką postać mogłem wybrać jako lidera odrodzenia? Hakera? Może komandosa? Nieeee...
https://i.ibb.co/X3RVWtC/polishpower.jpg
To ile on zarabia potrafi wpędzić w kompleksy, ale komiczny akcent, zachowania rodem z jaskini i to, że zwerbowałem też bokserów, których pokonałem w turnieju (a jak, Polak potrafi dać po mordzie!) sprawia, że gra jest zabawniejsza niż WD2. Chociaż podobno wróciła do poważniejszego podchodzenia do spraw terroryzmu, opresji władzy itp.
Zabijam czas do wtorku, czy tam do nocy w pon na wt, jest zabawnie. Słabo technicznie, ale zabawnie.
Horus Heresy Legions - karcianka p2w na telefony i pc, prosty system, prosta rozgrywka, ale wraz z nowymi kartami zyskująca na głębi. Dedykowana fanom Warhammera i serii książkowej - kampanie w grze mocno bazują na wybranych wątkach z powieści. Miło jest ujrzeć ilustracje znanych bohaterów, sprzętu i jednostek. Doceniam też próbę przełożenia kultury wojny poszczególnych legionów na taktykę w samej grze. Np. legion Space Marines znany z fortyfikacji ma w grze spore premie do defensywy i trwania w niej przez kilkanaście rund. Pożeracze Światów natomiast są uzależnieni od samobójczych szarży, przez co granie nimi kończy się w kilkuminutowej potyczce. Mój ulubiony Legion Alpha to zakon konfidentów, szpiegów, konspiracji i zdrady - w grze kradniemy przeciwnikowi karty albo "zapychamy" mu talię i paraliżujemy jednostki. Coś pięknego, gra robiona ewidentnie przez fanów dla fanów.
Co do p2w - można bezproblemowo grać nie wydając ani jednej złotówki - większość wydarzeń czasowych i kampanii ma ustaloną z góry talię kart, tylko potyczki rankingowe czasem ukazują wyższość płacących na "złotówami". Jeżeli gracz jest dobry, ma kilka rzadkich kart i wie co robi to rozgrywka z nim jest istną mordęgą. Zwłaszcza, że odpłatni dowódcy mają więcej punktów życia - gra w żaden sposób nie balansuje takiej rozgrywki, jasno dając do zrozumienia, że kto płaci, ten ma większe szanse na wygraną - jak w życiu.
Jako fan W40K jest kontent z gry, jest za darmo, płacić nie zamierzam, pogram aż mi się znudzi.
Zawsze byłem fanem kampanii w serii Call of Duty, ale od kilku lat nie ma to najmniejszego sensu. Co mi po "kinowym doświadczeniu" skoro samej rozgrywki ubywa - część sprzed roku pod względem wstawek filmowych była istną przesadą, pierwszy Modern Warfare również był obładowany moralizatorskimi filmikami, ale nadrabiał kilkoma niezłymi momentami i solidnym systemem strzelania.
A MWII nie oferuje niczego wyróżniającego się - misje to odcinanie kuponów z poprzednich części i reinterpretacje motywów z pierwszej trylogii sprzed dekady. Różnica jest taka, że twórcy usilnie chcą przedstawić przyziemny, bardziej wiarygodny konflikt ale fabuła nadal jest naiwna i durna. Kiedyś była przynajmniej realizowana z rozmachem, niszczyliśmy Paryż, wypieraliśmy rosjan z Nowego Yorku i detonowaliśmy rakiety nuklearne na orbicie.
Tym samym zdrada Shepherda w nowym wydaniu to kiepski żart, mocno naiwny i pozbawiony kinowego rozmachu.
Ale muszę przyznać, że w tej części jest więcej momentów, gdzie można sobie solidnie postrzelać a i filmiki nie są już tak długie. No i momentami liczba żołnierzy na ekranie jest spora. Ale to nadal 5,5 godziny rozgrywki, to nawet nie dodatek do multi, tylko swoista ciekawostka na 5+/10.
Od dłuższego czasu w nic. Zaglądam czasem do swtora (3 season awardsów), by być mniej więcej na bieżąco, no i jak mam fazę, to sobie powolutku kończę ostatnią klasową postać, czyli smugglera. Cholernie mi się nie chce, ale postanowiłem sobie, że zrobię w końccu tą acziwkę "Legendary Player". Kiedy ? - bóg raczy wiedzieć
Natomiast zawsze chętnie wracam do "Civilization", które nigdy nie znika z moich dysków. Tym razem piąta odsłona i duuużaa mapa ziemi - "Play The World Extended". Wraz z "R.E.D. modpackiem", który podmienia oryginalne jednostki, odpowiednio je skaluje, i jeszcze dorzuca wiele nowych - każda nacja ma swoje unikalne.
W civkach zawsze na pierwszym miejscu stawiam rozgrywkę (najlepiej jak najdłuższą), gdzie walka o panowanie nad galaktyką planetą toczy się na realistycznie odwzorowanej mapie ziemi wraz z nacjami współcześnie nan znanymi i jeszcze ich lokacje są historycznie umiejsowione. Znaczy, przykładowo Chińczycy są tam gdzie powinni, a nie w Afryce.
To zresztą jest zmorą tej serii, gdzie za cholerę nie chcą w grze umieszczać realistycznej mapy ziemi - najlepiej jak największej, z dowolnym wyborem nacji - najlepiej jak największej. Tu znów przykład - nie pamiętam, by kiedykolwiek była Australia, albo Argentyna ... albo Singapur ... albo hehe, Tajwan
WAŻNE!, ponieważ zawsze edytuję mapy w edytorze, więc szukam takich scenariuszy, w których autor umieścił możliwie jak największą liczbę nacji do wyboru i umiejscowienia ich sobie w grze. Słowem, chodzi o to, by na mapie znalazły się państwa współcześnie istniejące, by po Ameryce Środkowej w 2022 nie hhulali na Abramsach Aztekowie albo inni Majowie.
I to właśnie zapewnia mi "Play The Wordl Extended". Dodatkowo scenariusz umożliwia wstawienie do mapy niepodległych miast-państw, które oczywiście możemy później podbić, ewentualnie wejść z nimi w sojusz - różne bonusy przy tym uzyskując. I tak, przykładowo mam sojusz z Kijowem , który chroni mnie przed nagłym najazdem kacapów. Na zachód od Wisły mam oczywiście szwabów, ale ich wcześniej zneutralizowałem zajmując dwa duże miasta i jeszcze wchodząc w sojusz z religijnym Watykanem, który w razie czego, będzie ich nawracał na pokojową ścieżkę wiary, od południa.
Litwa, Łotwa jest podbita przez moich ciężko zbrojnych wspieranych przez doborowe jednostki łuczników, którymi zapędziłem się i zagarnąłem przy okazji (skoro już tam byłem, to czemu nie ?) całą Finlandię aż spotkałem przypadkowo przechodzących Szwedów. Zrobiliśmy więc deal, wydaje mi się, że całkiem niezły. Otóż, ja zajmuję wszystko aż po Murmańsk nie wchodząc do ichniego Sztokholmu, a oni mnie nie atakują ... Uczciwa to propozycja, tak mi się wydaje. Generalnie, moje imperium państwo Kazimierza III w roku 600ne. rozciąga się od Wisły po Morze Czarne, a w linii prostej od Warszawy na wschód - aż po Morze Barentsa ... No co, trzeba myśleć przyszłościowo
I patrz, nikomu w Europie to się nie podoba, ale co zrobić ...
Ach, bym zapomniał. Sojusznikiem i przyjacielem w Afryce jest Maroko, dzięki któremu mam otwarte w dużej części Morze Śródziemne (pakt o otwartych granicach), no dostęp do luksusowych towarów dzięki którym mam + happy w narodzie. By podbijać rozwijać swoje imperium państwo, musowo musi być szczęście w narodzie. Tak to sobie wymyślili. A poza tym - to też ważne, kiedyś tam mogę złożyć przyjacielską wizytę moją flotą desantową, w tej Afryce. Zupełnie przypadkowo
AJ73 napisał:
W civkach zawsze na pierwszym miejscu stawiam rozgrywkę (najlepiej jak najdłuższą), gdzie walka o panowanie nad galaktyką planetą toczy się na realistycznie odwzorowanej mapie ziemi wraz z nacjami współcześnie nan znanymi i jeszcze ich lokacje są historycznie umiejsowione. Znaczy, przykładowo Chińczycy są tam gdzie powinni, a nie w Afryce.
-----------------------
No to witam w klubie, bo też jak wracam do Civki (moją ulubioną częścią jest akurat czwórka), to tylko mapa Ziemi i realizm. Choć wracam coraz rzadziej, bo górą u mnie jest jednak Europa Universalis 4.
Teraz gram sobie Teodoro (małe państewko Gotów na płw. Krymskim) i również doskwierają mi kacapy. Na początku miałem nawet z nimi sojusz i laliśmy razem Polskę (mogę to wytłumaczyć! xD), ale ruskim oczywiście było mało i musieli zwrócić się przeciwko swojemu słabszemu, acz wiernemu sojusznikowi. A że chytry dwa razy traci, a Teodoro stara się być takim języczkiem u wagi, to oddałem Polsce zagarnięte wcześniej ziemie i zawarliśmy sojusz, po czym pomogłem Polsce zrewanżować się za wcześniejszą przegraną wojnę.
Chciałem choć jedną grę z nieprzekokszoną Polską z granicami po Ural, ale oczywiście kacapy nawet w grze muszą udowadniać, że są kacapami. Pomogłem im z ekspansją w Skandynawię (Finlandia i połowa Szwecji aż po Sztokholm) i już napoczęliśmy Polskę, to jeszcze konieczne do szczęścia były im moje stepy.
https://i.imgur.com/7B0N0Rx.png
Wracając do Civki, powiedz mi jedną rzecz. Grałem dawno temu w piątkę i była fajna, ale dwie rzeczy mnie od niej ostatecznie odrzuciły.
1) w późniejszych latach gra stawała się jednak coraz wolniejsza (w czwórce też jest ten efekt, ale chyba nie aż tak) - wiem, na to akurat nic nie poradzisz, ale...
2) granie na mapach Ziemi sprowadzało się do tego, że tam gdzie robiło się już ciasno (przede wszystkim Europa) i nie było miejsca do założenia osady, to te kraje wysyłały osadników w pierwsze wolne "miejsce parkingowe", czyli zazwyczaj gdzieś do Azji. Więc normalką były np. miasta niemieckie na Syberii. Czy w tym modzie, o którym piszesz, jest podobnie?
W każdym razie z tych powodów tak zwany late game działał bardzo zniechęcająco do dalszej gry.
1. Generalnie, jest zasada imI większa mapa, więcej państw dodanych, tym wolniej w późniejszych epokach. Dlatego bardzo duże mapy - do "czwórki" można było znaleźć wręcz gigantyczne, są w mniejszości, najczęściej spotykane w scenariuszach są "large".
Faktem natomiast jest, że każda kolejna odsłona serii ma problem z wydajnością. W legendarnej czwartej części też tak było, ale piąta odsłona rzeczywiście ma z tym problem - też tak mam. W szóstej pewnie jest jeszcze gorzej
2. Tak, nie ma znaczenia w jaki mod/scenariusz/mapę grasz. By to ograniczyć do minimum, trzeba sobie odhaczyć z warunków zwycięstwa "expansion" - czy jak tam zwał. W edytorze można to zrobić, i chyba w opcjach gry też jest, ale raczej w generowanych losowo mapach. Chyba.
Chodzi o to, że jeśli jednym z warunków będzie jak największe zajęcie terytorium, to growa si (która zawsze oszukuje, swoją drogą) będzie dążyła między innymi do zajęcia każdego wolnego skrawka terytorium. I później takie kfiatki, że Niemce mają drugą ojczyznę na Syberii przykładowo.
Btw., w czwórce był na to sposób - w edytorze sejwów można było co jakiś czas sobie sprawdzać postępy growej si i w razie czego odpowiednio korygować, czyli gumkować z mapy
Gra, którą powinno się ogrywać z ogarniętymi kolegami w multi. Naiwnie sądziłem, że na najniższym poziomie trudności boty się sprawdzą - chciałem tylko przejść kampanie i chłonąć klimat ukochanego uniwersum.
Na przeszkodzie stoi sam model rozgrywki - nasz trzyosobowy skład Space Marine musi notorycznie przebijać się przez zastępy wrogów co nie pozwala na zwiedzanie monumentalnych pokładów okrętów. Wszystkie monstrualne kaplice, ołtarze, siłownie, generatory, kładki i mostki migają nam w czasie ciągłej wymianie ognia. Ta jest źle zbalansowana - silnik gry nie jest w stanie wygenerować więcej niż 8-10 wrogów na raz, toteż gra wymaga ładowania w nich po kilka- naście naboi. A to jest @#$_ W40K i Kosmiczni Marine - gramy tu takimi prosami, wyposażonymi w boltery, których pociski powinny jedną serią robić sito z dziesiątków tych przeklętych genokradów. Fani pod tym względem mogą być poirytowani, brakuje poczucia mocy postaci, którą gramy. Przecież to elitarny oddział zabijaków, żyjących często po sto-dwieście lat. A ich specjalne pancerze są wielkości czołgów.
Ale już sama scenografia to majstersztyk i jeden z powodów dla których dam grze szanse po świętach. AI kompanów jest kapryśne - sami się nie uleczą (a w Republic Commando sprzed tylu lat było to normą!), na wyższych poziomach trudności są zmorą dla gracza, nie ogarniają pola walki. Ale jak już pisałem - to tytuł stricte pod multi, jak "Left 4 Dead".
Jednak udało mi się przekonać do mechaniki gry i tak powoli z mozołem, po jednej misji dziennie skończyłem kampanie.
Odnoszę wrażenie, że cały budżet gry poszedł na silnik unreal, a reszta prac była napędzana miłością do Warhammera 40K. Widzę to, jak twórcy gdzieś w piwnicy, zajadając się zupkami chińskimi i kanapeczkami od mamusi z lubością projektują lokacje, wertując podręczniki, albumy i książki z tego uniwersum. Tak jak wspomniałem, lokacje są przygotowane z niebywałym pietyzmem, pełne detali, które zauważy tylko fan z kilkuletnim stażem.
Ta gra to również próba przeniesienia zasad "Space Hulka" do gry FPP, może sztuka się udała w multi, tam gra zyskuje zupełnie inne oblicze podobno. W kampanii trzeba posiłkować się złym balansem broni tzn. używać "plasma gun", który rozwiązuje wszelkie problemy z poziomem trudności gry Niektóre bronie mają zaskakująco duży rozrzut, niewspółmierny do tego co reprezentują w "lore", ale może zmiany były podyktowane jakąś mechaniką gry. Podejrzewam, że zabrakło pieniędzy na testy, podobnie jak na muzykę i przerywniki filmowe.
Jako fan jestem bardzo zadowolony, do gry jeszcze wrócę by chłonąć klimat. Tylko dla fanów!
Jedi Academy - co za piękny hołd dla EU! Oczywiście zupełnie nieobiektywnie, otumaniony nostalgią grałem z olbrzymią przyjemnością. Ostatni raz uczyniłem to w drugiej klasie liceum (będzie ze 18 lat temu ...), ale nadal mam pamięć do ówczesnej mechaniki gier akcji. Mam też sporą tolerancję na toporne obecnie me
rozwiązania, konstrukcje poziomów, ogólnie rozgrywkę, która nadal potrafi dać sporo satysfakcji, ale nie umywa się oczywiście do współczesnych standardów.
Gramy jednych z uczniów Akademii Jedi (chronologicznie są to okolice "Miecza Ciemności"), co prawda kanoniczny Jaden jest białym szatynem, ale prosty edytor pozwala na granie panną, także innej rasy.
Gra się lekko ... w porównaniu do poprzednich części. Brak tu złożonych etapów, zagadek i kluczy, przejście poziomu to kwestia parcia przed siebie i okazjonalnego wciśnięcia jakiejś dźwigni, panelu dostępu. Jest szybko i łatwo, zwłaszcza, że gra składa się z kilkunastu krótkich misji zlecanych przez Mistrza Skywalkera.
I tu zaczyna się magia! Odwiedzimy planety znane z książek i komiksów, walczyć będziemy z jednostkami Imperium z EU a sam Luke wydając polecenia wspomina Horna, Stena czy Tione. A naszym antagonistą jest pewna postać z "Tales of The Jedi" ...
Coś pięknego i serce fana rośnie i kwitnie! Stare dobre EU z początku tego wieku! ( uwaga - stężenie nostalgii ponad normę)
Szkoda, że to równocześnie koniec serii. Widać, że twórcy próbowali dostosować rozgrywkę do "casuali", zgodnie z trendami miało być przystępnie. Wyszło to dobrze, aczkolwiek gra jest niezwykle krótka, kwestia 5-6 godzin. Potem nadeszła era TFU.
I patrz pan, wystarczy zrobić rimejk serii, postawić serwery na multi, i rozbijają bank, a kasa płynie strumieniami niczym Niagara ...
Liczę, że LucasGames na to wpadnie, podobnie jaki i na kolejne "Empire At War". Czas pokaże, czy są na tyle kumaci by to zrobić
Gierka "souls-lke" cokolwiek to jest W każdym razie Paryż 1789 r., gramy Aegis, robocicą w służbie królowej Marii Antoniny. Jakieś tam elementy z AC lekko są, a to trzeba poskakać i się powspinać, żeby gdzieś dotrzeć, a to można jakiegoś automata (bo warto dodać, że walczymy głównie z różnymi rodzajami mechanicznych wrogów) z cichacza podejść.
Moja Aegis:
https://tinyurl.com/y65vdkp2
wersja 3.6, czyli sztuka nówka !
- https://www.moddb.com/mods/realism-invictus/news/realism-invictus-36-released
Cziterstwo ai na skalę niespotykaną chyba skutecznie odrzuciło mnie od civki piątej. Na szóstą w wersji kompletnej - albo GOTY, przyjdzie jeszcze sporo poczekać, zatem - wracam do czwóreczki
I od razu petarda, bo nie miałem pojęcia, że w końcówce zeszłego roku ukazała się nowa wersja jednego z najlepszych modów do "Beyond The Sword" !. Tak, mówię o "Realism Invictus" absolutnym "must see, must play" modów do czwartej części z serii.
Oprócz petryliarda mniejszych i większych zmian czy poprawek (do poczytania w linku) względem poprzedniej wersji, to co od razu rzuca się w oczy to zmienione i bardzo czytelne UI. W połączeniu z zupełnie nową czcionką, sprawia wrażenie bardziej estetycznego, poukładanego. Nie to, że wcześnie tak nie było - bo też było, tylko teraz po prostu jest tak jakoś ładniej, czytelniej - o, to właściwe słowo.
A resztę - czyli co w grze piszczy, se sprawdzę, jak już poustawiam sobie mapę ziemi, po swojemu. I tu muszę wspomnieć o bardzo ułatwiającym życie maniakowi strategii, edytorze - czyli worldbuilder, do którego dostęp mamy od razu, podczas rozgrywki, wprost z menu gry. Żadnych "zewnetrznych" edytorów sejwów, żadnego szukania po necie. Wszystko pod ręką, i za jednym klikiem. Można ?, można.
Trochę RPG, trochę karcianka. Wcielamy się w postać o imieniu Hunter, mamy 300 lat i musimy pomóc superbohaterom pokonać Lilith, którą przywołali źli ludzie z Hydry.
Grałem zaraz po premierze, to będzie chyba moja ostatnia gra na PS4, którego specjalnie wyjąłem z szafy, razem z monitorem by ograć tego klasyka.
To chyba jeden z najlepiej przygotowanych remasterów, pełen dodatków, misji i nawet ma wersję z nintendo 64, która była kompletnie inną grą.
To również całkiem odmienna część od jedynki, pełna futurystycznego dizajnu i przemysłowej wojny.
A jak się gra? W moim odczuciu trochę monotonnie, schematycznie tzn. na każdego przeciwnika łatwo wypracować schemat walki i eksploatuje się go do znudzenia. Ciśnienie mogą podnieść wyższe poziomy trudności albo misje specjalne, pełne wchłaniających amunicję robotów, czołgów i cyborgów. Co kto lubi.
Fajna, wygodna podróż w czasie za ekwiwalent dwóch granderów z KFC. Polecam, grę i grandery.
-Survivor.io - grałem najdłużej, ponad 3 miesiące, takie "koszenie tłumów" w 2D - nie wiem jaki to gatunek, ale kiedyś szalenie popularne na konsoli były takie nawalanki w stylu Dynasty Warriors, gdzie kosiliśmy wojownikiem zastępy wrogów. Tu mamy to samo ale takim izometrycznym 2D - bijemy komiksowych zombie, wszystko na automacie, musimy tylko sterować "ludkiem" i na bieżąco decydować o wyborze umiejętności i broni. Dużo jest takich tytułów w sklepie play czy na steamie np. "Vamire Survivors" albo "Brotato". Gra mnie wciągnęła jak bagno, przez pierwszy miesiąc nie zapłaciłem nawet złotówki, ale z czasem uznałem, że mogę kilkadziesiąt złotych na taka fajną rozgrywkę przeznaczyć. To było moje pierwsze zetknięcie z mikro transakcjami - a gra jest nimi usiana. Poważnie, mógłbym napisać pracę licencjacką o tym, jak sprytnie i niecnie gra ta jest skonstruowana, ażeby prędzej, czy później zmusić grającego do wydania prawdziwych pieniędzy. Można nie płacić, ale w pewnym momencie dochodzimy do sytuacji, gdzie progres jest zerowy i wymaga 4x/6x tyle grania co przy posiadaniu np. miesięcznej przepustki. Ta generuje więcej moment i diamencików za wygrywane potyczki, misje, zadania itp. Jest tu mnóstwo dodatków, przedmiotów i broni, które się łączą, transformują i awansują na kolejne poziomy. Po pewnym okresie grania dochodzimy do kolejnego momentu w grze, gdzie nawet posiadanie przepustki nie daje już gwarancji na widoczny postęp. Teraz najlepiej by było jeszcze dokupić osobno diamenciki ... Ale nie wiem co by było dalej, bo przegraniu kilkudziesięciu godzin gra mi się po prostu znudziła. Wydałem niecałe 100 zł. i za tyle rozrywki było warto. Ale nie wiem, jak można kręcić w tej grze setki godzin, przy dosyć szybko powtarzających się schematach rozgrywki. Zwłaszcza, że brakuje tu balansu i po pozyskaniu pewnego miecza wszystkie inne bronie nie mają sensu, pakuje się już tylko w owy kawał żelastwa, który daje najlepszy postęp. Ilość błahostek i dupereli do odblokowania a tym bardziej - do kupienia - to jakiś karnawał i szaleństwo konsumpcjonizmu, aż miałem zgagę.
Jest to karcianka dziejąca się w uniwersum Marvela w którą można grać zarówno przez telefon jak i komputer (za pośrednictwem Steam). Gra ma już 2 lata, a charakteryzuje ją szybka rozgrywka, niski próg wejścia i co najważniejsze twórcy skutecznie bronią się przed chamskim pay2win. 2-3 tygodnie temu do gry zostały dodane gildie stąd pytanie czy ktoś z forumowiczów gra i chciałby do nas dołączyć (a jak nie gra, a chciałby zobaczyć czy mu się spodoba, to też zapraszamy). Jest nas już kilka osób i gramy raczej for fun także jeżeli jesteście chętni wspólnie pograć w niezobowiązującej atmosferze to zapraszam. Aby nas wyszukać należy w menu gry wejść w zakładkę "Alliances" > "Search" i wpisać nazwę "Matka Bossk`a"
Czego nie wiecie o mnie, bo i skąd byście mieli, skoro o tym nigdy nie pisałem, to że jestem sporym entuzjastą serii Horizon.
Na początku tego roku przeszedłem sobie na PS4 jedyneczkę, czyli Zero Dawn. Podchodziłem do niej bez większego entuzjazmu, ot, dali kiedyś za friko, no to się obczai. Ale jakaś indianka z łukiem i roboty przypominające zwierzęta? Eee, nie brzmi dobrze xD
Na szczęście myliłem się, gra wessała mnie na długie godziny i wypluła głęboko usatysfakcjonowanego. Od razu czułem apetyt na kontynuację (która już była), ale powstrzymywało mnie to, że tylko podstawka była na PS4, a dodatek to już exclusive na piątkę, której nie mam. No więc czekałem. W międzyczasie całość wyszła na peceta, a ja sobie kupiłem nowego peceta, więc sprawa jasna. Zabrałem się za nią od razu... od razu jak tylko przeszedłem Alana Wake`a 2. No i znowu wsiąkłem.
Zazwyczaj gry open worldowe przechodzę starając się skupić na głównym wątku fabularnym, ograniczając ilość rozpraszaczy do niezbędnego minimum. Wyjątkiem są gry od CD Projektu (Wiedźmin, Cyberpunk), no ale to są przekoty. W innych przypadkach szkoda mi czasu.
Do listy wyjątków dołączył też Horizon. Gra mi się w niego po prostu fantastycznie, on aż się prosi o więcej eksploracji, o zwolnienie i sprawdzenie co jest w tych ruinach, o powalczenie z tamtą grupą maszyn, poszukanie jakichś reliktów ze starego świata. I ta grywalność jest dla mnie jedną z największych, jeśli nie największą, siłą Horizona. Po prostu fajnie mi się w nim spędzało czas. Zrobiłem sporo misji pobocznych, po przejściu głównej fabuły zrobiłem resztę Niby wczoraj skończyłem, ale zostało jeszcze kilka gatunków zadań do zrobienia i trochę kusi. Ale już tak wyczyściłem mapę, że wbiłem 65 lvl (główny wątek jest do bodajże 34, dodatek do 50).
Od strony technicznej gra jest arcydziełem. Walka jest satysfakcjonująca, eksploracja, wspinanie się - przyjemne. Graficznie całość wygląda pięknie. Silnik gry jest bardzo plastyczny i naszpikowany takimi drobiazgami, które może same w sobie nie są specjalnie istotne, ale pokazują możliwości współczesnych technologii. A kiedy w pewnym momencie dostałem opcję ujarzmienia latających wierzchowców i zwiedzania świata gry z powietrza... wow. Wszędzie można się dostać, cały ten świat został faktycznie zaprojektowany i stworzony. Jeśli masz tam np. górę, to nie jest to tylko pretekstowa kupą pikseli wsadzona tam żeby gracz nie polazł dalej, tylko jest to faktycznie góra na którą możesz się wspiąć albo na nią wlecieć. I takich rzeczy jest od groma.
Strona fabularna. Mamy tutaj Ziemię odległej przyszłości, zrekonstruowaną przez specjalny zespół AI po tym, jak w 2066 roku nastąpiła całkowita zagłada biosfery (dzięki maszynom stworzonym przez człowieka, a jakże). "Nasz" świat jest osnuty legendami, współczesna ludzkość jest na poziomie plemiennym, z paroma bardziej zaawansowanymi odchyłami. Swiat jest naszpikowany reliktami z czasów minionych, od czasu do czasu odkopywanym przez ludzi. Główna bohaterka ma na imię Aloy i dotychczas żyła jako wyrzutek jednego z plemion, mając tajemniczą przeszłość (nie wiadomo kto był jej rodzicami). Splot zdarzeń rzuca ją w środek wielkiej intrygi której stawką są losy tego nowego świata.
O ile "współczesna" strona fabuły jest dla mnie najsłabszym elementem gry - ta cała plemienna polityka niespecjalnie mnie interesuje, o tyle eksploracja przeszłości i prawdy o świecie przedstawionym jest wspaniała. Kiedy gra skręca w klimaty sajfajowe, czuję się jak w domu. Nie chcę tu więcej się rozpisywać, żeby nie walnąć spoilerów.
To świetna gra osadzona w przemyślanym, interesującym uniwersum. Polecam.
Polecałem Horizon Mossarowi zanim było to modne
Jedyneczka też ma więcej niż dobry dodatek, w zasadzie samodzielną gierkę w uroczej lokalizacji. W ogóle to jest jedna zalet z każdej części, że można pojechać i powiedzieć "o, już tu byłem wcześniej".
A możliwość latania w dwójce to naprawdę dobrze zrobiona rzecz, tym bardziej że można polecieć sobie tam gdzie się nie chciało męczyć wspinaczką, czy też lądować n Tallnecku bez kombinowania. Niby mała rzecz, a cieszy tak samo, jak możliwość pływania pod wodą.
To jeszcze dopowiem, że dwójeczka też ma dodatek, równie dobry - Burning Shores. I głównego villaina gra tam Sam Witwer
Tylko że on chyba tylko na "PS5" chodzi, 😞
Tak jest. Swoją drogą, chamska zagrywka - gra na PS4 i PS5, dodatek tylko na PS5. Dokładnie z tego powodu przechodziłem na pececie. Tak samo zresztą zrobili z Cyberpunkiem, gdzie Phantom Liberty na PS4 już nie uświadczysz. Nie podobają mi się takie praktyki.
Byłem sympatykiem serii inkwizytorskiej Piekary jakieś 20 lat temu. Pasuje, bylem wówczas targetem pod jaki te książki są pisane. Został mi sentyment, kupuję serię na bieżąco, nie czytam - domyślam się, jakie teraz miałbym wrażenia. Szczególnie, że nawet zagorzali fani serii zdają się mieć dość jej wiecznego rozciągania na nic niewnoszące spinoffy.
W tym roku wyszło jednak coś, co nie wymaga znajomości fefnastu książek. Gra. Tak się złożyło, że mam w tym roku sporą fazę na granie i Inkwizytor, znany również gdzieniegdzie jako Ja, Inkwizytor, znalazł się na moim celowniku. Pewnie, od tamtego czasu gra zdążyła mieć premierę i zebrać chłodne recenzje, więc nie spieszyło mi się. Ale twardy jestem, nie zniechęcają mnie takie drobnostki, chcę się przekonać sam. Czas ten w końcu nadszedł.
Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek złego słyszeliście o Inkwizytorze, nie słyszeliście wystarczająco wiele.
Gdyby gra wyszła w 2007 roku, to byłaby niezłą, budżetową odpowiedzią na pierwszego Wiedźmina CD Projektu. Uboższą, ale w gruncie rzeczy myślę, że przyjęłaby się nieźle i dziś ludzie wspominaliby ją z pewną dawką sentymentu. Uwaga: mówię o grze w dokładnie takiej formie, w jakiej ukazała się w 2024. W ten oto zawoalowany sposób chcę wam powiedzieć, że gra wygląda jak sprzed jakichś dwóch epok (17 lat różnicy w gamingu to kosmos).
Graficznie mamy dramat do potęgi n-tej. Naprawdę skojarzyło mi się z pierwszym Wiedźminem i jego Wyzimą - tu też mamy miasto (Konigstein). Tyle, że tam był to setting bodajże dwóch z pięciu aktów, a tu w Konigstein spędzamy cała grę. Akurat miasto ma swój pewien klimacik. Na retro sposób, ale ma. Niestety, od strony technicznej jest to parodia - okolica jest całkowicie nieplastyczna, ot, gracz może otworzyć drzwi X, bo drzwi X prowadzą dalej fabularnie. Innych drzwi już nie otworzy. Przechodząc między poszczególnymi dzielnicami miasta mamy ekrany ładowania. Mieszkańcy miasta stoją niczym drewniane NPC z lat zamierzchłych, a ich modele są tak kanciate i brzydkie, że nie umiem uwierzyć, że ktoś, napewniej cały ciąg decyzyjny, zdecydował że można na rynek wypuścić grę z tak wyglądającymi postaciami. Patrzy się na nie - wszystkie, od Mordimera po postacie poboczne - z bólem.
Rozumiałbym to, gdyby to była jakaś niskobudżetówka dla graczy szukających retro klimatu. Tak nie jest. Spójrzmy na wycinek z wymagań:
Minimalne: CPU Intel Core i5-8400 / Ryzen 5 2600, GPU GeForce GTX 1060 6GB / AMD RX 590, RAM 16 GB
Zalecane: CPU Intel Core i7-7700K / Ryzen 7 2700, GPU GeForce RTX 2070 / AMD RX 5700, RAM 16 GB
Do czego wykorzystywana jest ta moc? Nie wiem, zabijcie mnie, nie wymyślę xD Ostatnio na zesłanie do piwnicy poszedł stary komp z GeForce 560, na nim ta gra powinna śmigać minimum na średnich ustawieniach xD
Z innych rzeczy - ta gra to nie jest RPG. To nie zarzut, tylko obserwacja, bo ktoś mógłby tak z rozpędu założyć. Tu nie ma ekwipunku - nie zmieniamy Mordimerowi broni, nie leczymy go eliksirami, nic. Nie ma questów pobocznych. Jest trochę znajdziek (notatki porozrzucane po świecie), ale ich nie zbierałem, bo chciałem jak najprędzej skończyć grę, a te które znalazłem i tak nic istotnego nie wnosiły. Nie ma mapy. Nie ma... właściwie większości rzeczy, do których jestem przyzwyczajony w grach tego typu. Ot, kierujesz sobie Mordimerem chodzącym po mieście od punktu A do punktu B.
Walka - jest. Potrafię sobie wyobrazić alternatywny świat, w którym w młodym wieku stwierdzam, że uczę się programowania, projektowania gier. Po kilku latach nauki siadam i wraz z jakimś kolegą we dwóch tworzymy grywalny model walki taki sam, jak tu w Inkwizytorze. Z pewnością to, co jest w grze to nie może być efekt pracy wykształconego i doświadczonego zespołu. Prawda? Prawda?
Na plus - polski dubbing. Dobrze przeprowadzony, aktorzy zrobili swoją robotę. Podobały mi się też dwa motywy (opętany kat - creepy! i Pomór).
Fabularnie jest... OK. I to nieco ratuje grę w moich oczach, bo to ważny element. Jak już się zaciśnie zęby i przymknie oko na problemy strony wizualno-grywalnej (a są one w każdym z możliwych tam aspektów), to otrzymujemy niezłą historię. Jakbyśmy czytali kolejną książkę Piekary z serii. Jest intryga, morderstwa, dochodzenie Mordimera. Spiski kościelne, opętanie, tajemnice. Standardzik. Nic powalającego na kolana, ale tu przynajmniej nie łapałem się za głowę.
Na pewno na korzyść grze nie wyszło, że podszedłem do niej tuż po przejściu Alana Wake`a 2 i Horizon Forbidden West, które to są współczesnymi dziełami zarówno od strony fabularnej, jak i technicznej. Wiem, inna skala, inne budżety, możliwości, inne wszystko, ale jednak było to jak przesiądnięcie się z mercedesa do malucha z zasraną tylnią kanapą.
Od studia The Dust nie tknę już nigdy nic. Antyfani Piekary mogą zacierać ręce - jemu wyprawa w świat gamingu nie wyszła. Rozumiem, że studio nie miało pieniędzy (choć czytałem gdzieś o doniesieniach, że mieli kilka milionów budżetu, więc to nie tak, że robiła to grupka zapaleńców w swoim garażu w wolnym czasie), ale da się zrobić dobrą grę bez wielkich kokosów. Tu zabrakło też talentu, kreatywności, umiejętności. I może kogoś, kto by w pewnym, wczesnym momencie powiedział: słuchajcie, jak TO jest najlepsza wersja gry jaką jesteśmy w stanie wypuścić, to lepiej się ani za to nie zabierać.
Chciałem powiedzieć, że szkoda dać Piekarze zarobić chociaż złotówkę ale wszyscy wiemy, że TY akurat sięgając po grę nie dałeś mu zarobić
Zwłaszcza wiedząc ile czardżowano za ten, hmm, produkt
Na temat pisarstwa Piekary mam zdanie "nie przedstawiono nas sobie", Piekara jako człowiek... [potencjalne naruszenie leguraminu], więc mam tylko ubaw że zatrudnił Dwie Kancelarie do opracowania umowy gwarantującej mu udział w zyskach że sprzedaży...
Jako człowieka nie darze sympatią, ale odcinam to co mówi od pisania...
Natomiast z nim jako pisarzem mam kosę od lat, bo jest przedstawicielem najgorszego typu autorów żerujących na nostalgii i przy tym będącym grafomanem. Ale też i od lat z uwagi na to nie kupiłem żadnej jego książki.
(gdzie jest "Czarna śmierć"!? Choć w sumie nawet to mnie już nie obchodzi )
We wtorek premiera, dziś gra skończona. Człowiek czuje dobrze, dawno (nie wiem, czy kiedykolwiek) nie miałem tak, żeby rzucić się na jakąś grę wraz z wszystkimi innymi. U mnie zazwyczaj jest to nadrabianie gdy już mało kto o grze pamięta. Ale nie tym razem. Nigdy wcześniej nie grałem w żadną grę Silent Hill; problem z nimi miałem ten sam, co (do niedawna) z Residentami, czyli: pierwsze części wyszły dawno temu i obecnie są już praktycznie niegrywalne. Na szczęście, Konami poszło śladami Capcomu i zlecilo polskiemu Bloober Teamowi zrobienie remake`a dwójki.
Zaraz, czemu zaczęli od dwójki a nie od jedynki? - spytacie. Jaki to ma sens? Też się nad tym zastanawiałem. Ukończywszy grę i poczytawszy sobie o innych, stwierdzam że to była dobra decyzja. Dwójka uznawana jest za najlepszą grę z serii, a fabularnie nie jest to kontynuacja jedynki. Ot, inna opowieść osadzona w tym samym przeklętym mieście. Nowi bohaterowie, nowe wszystko. Jeśli wskrzeszać jakąś markę (bo Silent Hill od lat jest martwy), to właśnie tak. Spoiler alert: udało się.
Gra od strony technicznej jest bez zarzutu. Gra się w nią po prostu przyjemnie, zero frustracji. Klimat - top. Zamglone miasto to właściwie samograj i zadziałało to pięknie.
Fabularnie, z tego co piszą ludzie, jest to bardzo wierny remake. I za to przeogromny szacunek. Bloobery nie pozwoliły na manifestację swojego ego pt. "pokażemy wam naszą wizję artystyczną, jesteśmy wielkimi artystami i wiemy lepiej niż twórcy oryginału jak powinno być", tylko po prostu na szkielecie starej fabuły stworzyli nowoczesną technicznie grę.
Jest więc wiernie, to ustaliliśmy. Ale czy dobrze? Tak, dobrze. Z początku miałem wątpliwości, fabuła wydawała mi się naciągana, ale to po prostu dzieło które należy oceniać po zapoznaniu się z całością, bo to wszystko ma sens, tylko twórcy nie od razu odsłaniają wszystkie karty. Końcowo dostałem grę skłaniającą do myślenia o niej, tworzenia swoich teorii, w ponurej tonacji, ale niekoniecznie całkiem pesymistyczną. Dobrze wyważona rzecz. Siedzi mi w głowie i mam apetyt na więcej.
Podsumowując: jest to zarówno dobre miejsce na początek swojej przygody z Silent Hill, jak i (chyba) gra, która powinna zadowolić starych fanów. Dobrej jakości produkt. A Piramidogłowy to jeden z najlepszych konceptualnie villainów w grach. Sam jego widok powodował, że podwyższało mi się tętno
9/10