No cóż, po niezbyt długim oczekiwaniu doczekaliśmy się pierwszego odcinka 3 sezonu Rebelsów, z jakże wyczekiwanym Wielkim Admirałem Thrawnem i starymi śmieciami serialu .
Nie ukrywam, że do nowego sezonu podszedłem zbyt entuzjastycznie - trailery wyglądały świetnie, poszczególne sceny wyglądały bosko. Czego chcieć więcej od takiej animacji? Zdecydowanie w tym szale na Thrawna zapomniałem o pewnej zwiastunowej przypadłości TCW i Rebelsów. Ale do rzeczy.
Zgodzę się chyba ze wszystkimi w sprawie ogólnego wydźwięku otwarcia - nie ma pompy, podniosłego klimatu, czy tego Rebelsowego patosu (tak, nie ma, pomimo obecności naszego kochanego Chissa ). Odcinek był typu: “O! Mamy okazję? Do dzieła!”. Czyli “zdobywamy zaopatrzenie”, a większej nudy w tym serialu nie wymyślono.
Najpierw nasi bohaterowie uwalniają Honda i jego przyjaciela (o ile Hondo ma przyjaciół ). Akcja idzie szybko, miejscami zabawnie i gładko, JEDNAK wszystko psuje nadbudowane wykozaczenie Ezry. I po co to? Czy on naprawdę musi być taki kozacki? Luke Skywalker nie był - nawet w nowych komiksach - przez co jego przygody były ciekawe, tutaj nie martwimy się o Ezrę, bo… wiemy, że sobie poradzi .
Potem lecimy z wejściem Spalko Pryce, która odbywa jakże nudną rozmowę, która sprawia wrażenie wyciętej z AotC . BTW, można by tu wcisnąć jakiś romansik .
I lecimy dalej, mamy parę fajnych scen z napalonym Ezrą, jego promocję i Kanana. Tu się zatrzymamy.
Na “przemianę” liczyłem zdecydowanie później, nawet nie dano widzowi zobaczyć, co się stało z Kananem. O nie, zrobiono najgorszą możliwą rzecz - powiedziano to ustami Hery, znowu jak w AotC, gdzie za nic nie wyczytamy intencji i emocji bohatera z jego zachowania, uczynków, czy gry aktorskiej.
Oglądamy i napotykamy nową (tak, NOWĄ!!! ) postać, jaką jest Bendu - zdecydowanie największy plus odcinka. Na trailerze jakoś do mnie nie przemawiał - ale ten głos i jego… no, całokształt dają świetny efekt. No i moment łamania pałki .
I w momencie, gdy Kanan odchodzi, dalsza część animacji mnie już zbyt nie obchodzi. Przejdę do najważniejszego.
Thrawn w Rebelsach (a przynajmniej w tym odcinku, który tak go zapowiada) nie jest Thrawnem, jakiego znaliśmy. Dlaczego? Wyjaśnię przy okazji, jaki Thrawn powinien być.
1. Relacja. Wielki Admirał potrzebuję kogoś, z kim mógłby poprowadzić swoistą relację. Takiego Pallaeona, czy Car’dasa, którego mógłby pouczać, kierować i mentorować. Thrawn, który nie jest mądrzejszy od innych to nie Thrawn.
2. Ludzkość. Stary Thrawn od innych oficerów różnił się tym, że był bardziej otwarty. To nie Tarkin, czy Tagge - rozmawia z piratami, przemytnikami, nawiązuje relację z innymi (o czym wcześniej), a swoimi operacjami kieruje osobiście. Póki co, klipy wskazują, że tak będzie, i oby tak było. Ale na razie, od innych imperialnych różni się tym, że wszystko idzie po jego myśli.
3. “Bierząca” inteligencja. W tym odcinku Wielki Admirał zrobił wejście z buta, dowalił info reszcie i tyle. Thrawn to nie uczeń, który przygotował sie na lekcję z wyprzedzeniem. To osoba, która z miejsca potrafi ułożyć plan. Jak Sherlock - widzi, i wie.
4. Grubsza intryga. Jak w “Poza Galaktykę”, rozpisywanana już na początku książki/sezonu, polegająca na czynieniu przez Thrawna pozornie nieważnych, drobnych ruchów, śladów, które pod koniec sezonu okazałyby się zaplanowanym ze sporym wyprzedzeniem planem naszego Chissa. Bez tego, jego geniusz nie będzie kompletny.
To zgrubsza tyle. Mogliby jeszcze zrobić mu fajniejsze wejście i przedstawienie postaci. Tu miano duuużą swobodę - od wspomnianego zwycięstwa Thrawna (ogląda szczątki po bitwie, podchodzi adiutant “Sir, we have a call from Lothal System”), po sceny w samym Pałacu, ale to szczegóły.
Podsumowując, na plus:
Bendu
Hondo
Scena z Ugnaughtańskim
Porażka Bridgera.
Na plus-minus:
Thrawn
Kolejna akcja zaopatrzeniowa.
Na minus:
Potęga Ezry
Szybkie rozwiązanie wątku Kanana.
Nudne dialogi
SMG