Kwestia moralności w SW.
Padały tutaj pewne zarzuty w tym względzie. Stwierdziłam że to ciekawy temat więc może warto rozważyć. I nie, nie jest to temat trollski, jak zapewne niektórzy chcieliby myśleć, jest to całkiem poważne bo tendencje do podwójnych standardów można spotkać wszędzie, przy każdych postaciach.
Mianowicie.
Co sprawia że np. morderstwa dokonywane przez Jedi, Rebelię bądź Sojusz pozostają niezauważone bądź nie przywiązuje się do nich właściwie żadnej wagi – a Sithów, Imperium czy Najwyższy Porządek odwrotnie?
Czy zabicie osoby służącej Imperium jest moralnie „lepsze” od zabicia Rebelianta?
Rebelianci są powszechnie uznawani za postaci dobre, szlachetne. Pytam więc, czy mordercy setek tysięcy istnień są moralni?
Co czyni takiego Luke’a – Jedi i Rebelianta „lepszym” moralnie skoro wysadził Gwiazdę Śmierci i uśmiercił tym samym 300 tysiącami osób załogi? Dlaczego jest to uznawane za bohaterstwo? Bo zginęli „ci żli”? Bo są randomowi i nikt nie chce się z nimi identyfikować? Bo ich śmierć widza nie obejdzie? Ci ludzie służą Imperium z różnych pobudek, bo wierzą w Imperatora i słuszność jego poczynań, bo chcą lepszego życia dla swoich rodzin. Czy zaraz należy przyklejać wszystkim 300 tysięcy istotom łatkę złych?
Wiadomo że widz zwykle chce się z kimś identyfikować.
I identyfikuje się z tymi którzy są dobrzy. Wróć, tymi których uważa za dobrych.
Co sprawia że jednych uznajemy postępujących podobnie/bądź tak samo za moralnych a tych drugich nie?
Teraz przykłady tych, rzekomo szlachetnych i postępujących moralnie..
Z TFA:
Taki Finn nie chce zabijać dla Najwyższego Porządku.
Owszem, i nie zabija. Za to zabija dla Sojuszu swego dawnego kolegę. Czy to jest moralne?
Dlaczego?
Bo Maz Kanata stwierdziła że my – my czyli „ci dobrzy” musimy zwalczać zło, a tym złem jest Najwyższy Porządek? Czy to usprawiedliwia zabijanie tych którzy służą Najwyższemu Porządkowi?
Rey. Podobno bardzo pozytywna postać. Kobieta która znajdując się przypadkiem w środku konfliktu króry imo nawet specjalnie nie rozumie, ani nie wierzy - wzięła pistolet laserowy i zabiła dwóch szturmowców (w tym jednego próbowała skrytobójczo w plecy, nieświadomego zagrożenia, tyle że jej się za pierwszym razem nie udało bo zapomniała odbezpieczyć broń). Kobieta która próbowała zabić Kylo Rena. To on musiał się bronić przed nią, nie ona przed nim.
Wreszcie sytuacja z Nowej Nadziei. Mamy dwa morderstwa popełnione przez dwie istotne postaci.
Vadera i jego córkę Leię. Dlaczego więc zwraca się powszechnie uwagę tylko na te pierwsze, gdzie wściekły Ogar Imperatora dusi kapitana Antillesa, a zupełnie pomija się morderstwo księżniczki?
(Bo szturmowcy mieli broń ustawioną na ogłuszanie, w przeciwieństwie do niej).
To że Vader zabił, chyba nie trzeba powtarzać, it is known.
Ale co z Leią?
Dla przykładu fragmenty obu nowelizacji, żeby nie było że to mój wymysł:
„-Zaraz. Chyba coś widziałem…
„Przeklęta biała sukienka” – pomyślała Leia, mierząc z pistoletu.
- Tam jest! Ustawcie broń na ogłuszenie!
Leia nie zamierzała ustawiać swojego blastera na ogłuszenie. Strzeliła i trafiła szturmowca znajdującego się z przodu.”
„Uniosła trzymany dotąd za plecami miotacz energii i wyskoczyła ze swej kryjówki. Jako pierwszy padł żołnierz, który miał nieszczęście ją znaleźć – wystrzał zmienił jego głowę w masę stopionego metalu i kości. Ten sam los spotkał kolejną okrytą pancerzem postać nadbiegającą z tyłu.”