Generalnie świetna książka (Caludia jak zwykle pisze pięknym językiem) z którą mam kilka problemów. Ale zacznijmy od pozytywów.
Przedmówcy już wspominali, że w końcu pojawiła się powieść FAKTYCZNIE wprowadzająca do TFA, mamy początki FO, mamy kontynuację historii Lei z Hanem i S-ką w tle, mamy świetnego drugiego bohatera książki, pana C., mamy rysujący się konflikt polityczny z przemytnikami, kartelami itd. w tle. Zdecydowanie jedna z lepszych książek SW nie tylko nowego kanonu. Niemniej, nie jest to powieść na miarę "Lost Star" - co zrozumiałe, Caludia to nie Victor Hugo czy Tołstoj.
Co w książce zgrzyta - trzy sprawy:
Leia - jest świetnie przedstawiona, "uczłowieczona", z całym bagażem wad i zalet. Podoba mi się taka Leia. ALE - jednocześnie, to NIE JEST moja Leia zapamiętana z ekranu ANH- moja najbardziej ulubiona postać kobieca z całego Uniwersum, Heroina nie raz ratująca tyłki dwóm ciamajdom na 100% powiedziała by panu C. swój mroczny sekret. Ryzykując że to definitywnie zakończy ich przyjaźń. Bo po prostu ludziom, których się uważa za pzyjaciół, z którymi się uciekało spod ostrzału mówi się o wiele więcej niż innym. Przecież ona też była ofiarą Vadera, to ją torturował, to jej planetę zniszczył. To że takie proste przedstawienie sprawy wyszło by wszystkim na dobre, to inna sprawa. Tylko znowu ALE - taka Leia była by bajkową, baśniową postacią bez wad (Leią z ANH), vel nieprawdziwą. Leia trzymająca swój mroczny sekret w nadziei "że się nie wyda" jest tak ludzka aż do bólu. - w tym miejscu wypada też podziekować "Padawance pewnego Vonga" za cenne i celne, nazwijmy to, "konsultacje merytoryczne"
Drugi zgrzyt to pan Ransolm. Claudia buduje fajną postać, ciekawą, naprawdę da sie go lubić - i potem, nie z tego ni z owego, gość zachowuje się jak skończony dupek [dlaczego, - przeczytajcie to zrozumiecie]. No nie, tak się panie Casterfo nie postępuje, takie rzeczy da się załatwić inaczej i z klasą [Claudia, dlaczego tak, WHY???]. A wydawało się, że pan klasę posiada. No jednak wyszło, że nie. I jeszcze na koniec koleina volta. Przepraszam - tytuły do senatu galaktycznego rozdają na ulicy? Nie trzeba walczyć zębami i rozpychając się pięściami najpierw w senatach planetarnych? "wystrzegajcie się swoich pierwszych odruchów, zazwyczaj są szlachetne” - to podstawowa zasada dyplomacji i parlamentaryzmu. Tutaj nikt o niej nie słyszał najwidoczniej
I trzecia, największa wada tej książki - polityka. Polityka na poziomie podstawówki. Jak tak działał poprzedni senat, to się nie dziwię że Palpatine ograł ich bez mydła.
Serio - DWIE partie? no wiem, tak jest w USA, ale gdzie indziej bywa inaczej... Naprawdę światy rolnicze mają te same interesy co planety z kopalniami? Nie ma ruchów "antyludzkich"? Żeby to jeszcze były jakieś federacje, ale nie, dwie i wystarczy...
I jeszcze postępowanie polityków jak "sprawa się rypła" - no ja przepraszam, partia, jaka by nie była, zawsze będzie stać za swoim liderem, przechodząc do kontrataku. Bo jak wiadomo:
- Vader przecież ostatecznie zniszczył tyrana Palpatina
- Vader był człowiekiem honoru
- Nagrania zdobyto nielegalnie
- To był Vader Wallenrod
- Odp...cie się od Mrocznego Lorda
- A wy stoicie tam, gdzie stali wtedy Szturmowcy
- To poważne zarzuty, nie bagatelizujemy ich..
i tak dalej ciągnąć można w tych klimatach. A nie jak tutaj, przykro nam Leia, ale musimy wyrzucić cię do kosza bo nam nie pasujesz i „imidż” psujesz. A sprawiedliwych można policzyć na placach jednej ręki, i to tracza z tartaku w Bieszczadach.
Nie, polityka (niestety) zdecydowanie inaczej wygląda niż to ukazano w książce.
Ale jak pisałem na początku – czyta się fajnie i mimo wszystko to dobra powieść. Tylko, niestety, nie jest to poziom „Lost Stars”