No dobra, Windu powiedział co powiedział, i nawet po części mógłbym się z nim zgodzić, ale nie w pełni. Faktem jest że pojedynki w prequelach były zbyt przekoksowane, efekciarskie i nie miały żadnej głębii, tak jak te z oryginalnej trylogii, ALE, zależy które mamy na myśli, bo duel Maul vs. Qui-Gon and Obi-Wan z TPM, jest jak dla mnie najlepszym pojedynkiem prequeli, świetny jest również ten który go poprzedza, czyli Maul vs. Qui-Gon na Tatooine, a także Dooku vs. Obi-Wan z AotC i Dooku vs. Anakin and Obi-Wan z RotS. Nie twierdzę że one tę głębię OT posiadają, lecz tylko sądzę że w niektórych przypadkach, ten balet nie wyszedł tak źle, można zatem pewne elementy z nich stosować, używać w kolejnych epizodach.
A co do pojedynku z TFA... sam pojedynek, styl w jakim był rozgrywany, mi się podobał, i moim zdaniem został dobrze poprowadzony, choć pewnie mogłoby być lepiej. Ale kiedy przechodzimy do kwestii, co konkretny osobnik w tym duelu zrobił, to widzę że wiele osób wpada w taki czarno-biały schemat. Jeżeli teraz weźmiemy te logiczne podejście osób na których, krótko mówiąc, TFA nie zrobiło szczególnego wrażenia, to jeżeli Kylo Ren to taki twardziel, to pomagier-szeregowiec Finn, nie powinien pięciu sekund przetrwać, odrazu z miejsca Kylo powinien zrobić dokładnie to samo, co nasz drogi motherfucker Windu zrobił z biednym Jango Fettem . Tylko jakie to byłoby widowisko? Jar Jar Abrams musiał znaleźć jakiś środek, i myślę że to się udało, Finn trochę powalczył, nie długo, po czym po zranieniu w ramię jelcem i końcowym cięciu, Ren go załatwił na amen. Widzicie panowie, traktujecie TFA jak jakiś reportaż albo film dokumentalny w którym wszystko powinno być idealnie wytłumaczalne, podczas gdy moim zdaniem, nie można przesadzić ani w jedną, ani w drugą stronę. Chociaż SW fikcja, znacznej większości fanom mającym coś w głowie, wcale nie podobały się takie pomysły jak wskrzeszanie Maula w TCW, albo wciąż krążąca po internecie teoria że Snoke to Plagueis. SW to fikcja filmowa, ale należy w niej zachować umiar, bo jak się nie zachowa to przechodzimy dopuszczalną granicę za którą jest kicz, i ta granica kiczowatości w TFA została przekroczona, ale nie przy duelu, a przy Bazie Starkiller. Przy tym należy jeszcze pamiętać o drugiej stronie, tak samo jak film nie powinien być zbyt naiwny w swej fikcyjności, nie powinien również być zbyt logiczny, szczególnie w takich rzeczach jak pojedynek bądź bitwa, które dzieją się bardzo szybko, i nie zawsze w takich momentach możliwe jest utrzymanie koncentracji i kontroli nad wszystkim do okoła. No i oczywiście nie mogę pominąć przy tym rzeczy najważniejszej; SW to kino rozrywkowe, a duele na świetlówki, są jednym z najważniejszych elementów tej rozrywki, a zatem, duele nie mogą być nudne i przewidywalne, muszą zaskakiwać. Ale po niektórych komentarzach widać że pewne osoby mają w głowie twardy schemat który można porównać do łańcucha pokarmowego . To chyba tyle, sorry ale o roli Rey w tym pojedynku, nie chce mi się pisać, mogę dodać tylko tyle że klucza do jej dobrej passy, należy szukać w tytule filmu i też nie należy histeryzować z tego że de facto to ona ten pojedynek wygrała .