Nie tylko nie przesadza, ale się absolutnie nie zgadza
Ponieważ postanowiłam być merytoryczna na ile się da, właśnie rano w drodze do pracy odświeżyłam sobie "Before the Awakening".
I teraz rys historyczny. TFA widziałam w kinie i oczarowało mnie (mimo starkillera ). Ale z całego filmu najbardziej "mój" okazał się Poe. Pyskujący w obliczu zagrożenia, traktujący astromecha jak najlepszego przyjaciela (buddy, my friend), potrafiący się zachwycić i przerazić, sympatyczny, otwarty, odważny. No co poradzę, że mam słabość do takich postaci na ekranie.
W pociągu, wracając do domu następnego dnia, wciąż przeżywając wszystko, przeczytałam "Before the Awakening". I tam pan Rucka napisał mi świetnego Poe, przepięknie rozwijając postać z filmu.
Inteligentnego.
Wrażliwego.
Zdeterminowanego.
Zabawnego.
Oddanego swojej drużynie, mającego w pamięci nauki rodziców.
Przede wszystkim z posłuchem wśród podkomendnych, a jednocześnie z odwagą by przeciwstawić się niesprawiedliwości.
Dlatego na komiks czekałam bardziej niż podekscytowana (zwłaszcza, że bardzo podobał mi się Lando).
I dostałam właśnie Lando, tylko w kombinezonie pilota (postaram się jak najogólniej krytykować, bez spojlerów). I to na dodatek Lando z pierwszego sezonu Rebeliantów
Akcja komiksu dzieje się po BtA, ale Poe zachowuje się chwilami jak smark, który w życiu nie służył w wojsku, nie dostał tam stopnia komandora. Przecież to nie jest jakiś małolat, facet ma 32 lata, swoje już przeszedł i wylatał.
Jego Black Squadron go nie słucha zbytnio.
BB-8 traktuje czasem jako kolejnego astromecha, jednego z wielu i jest niekonsekwentny w swoim stosunku do innych droidów.
Jest zarozumiały, przekonany o swojej wielkości (jestem najlepszym pilotem Ruchu Oporu!). Czyli mój zarzut bucowatości, jak najbardziej uznaję za słuszny
To człowiek, któremu trzeba często najprostsze rzeczy tłumaczyć. Może nie powinnam go nazywać głupkiem czy idiotą (chyba właśnie idioty używam często), ale serio, wygląda to tak, jakby z przejściem do Ruchu Oporu, obumarły mu znaczące komórki w mózgu
W BtA był świadomy konsekwencji swoich czynów, to jak jego decyzje wpłyną nie tylko na jego życie, ale też na innych.
W komiksie to taki hot-shot pilot, jakoś to będzie i do przodu, myślenie boli. Skrzyżowanie Lando z Hanem i do tego na sterydach.
Dla mnie Poe z komiksu wcale a wcale nie jest sympatyczny. Jest jednym z wielu gości, przekonanych o własnej zajebistości, na dłuższą metę męczących i irytujących. Jasne ma fajne momenty (i z tego co pamiętam najbardziej wkurzał mnie właśnie w Gathering Storm i dalej).
I to co mkn pisze - on w komiksie jest zwyczajnie nudny, a wcześniej wcale a wcale nudny dla mnie nie był.
Plus nie ukrywajmy, jest dość paskudnie narysowany i przypomina bardziej zabawki Hasbro niż Damerona z filmu
Komiks czytam dalej, bo chcę wiedzieć co się dzieje w GFFA. Zdarzają się numery, że Poe jest ok (i muszę przyznać, że w kategorii wkurzania, kolega Snap i tak dzierży palmę pierwszeństwa, ale mnie drogi Temminek to już w Kresie Imperium wpieniał), ale zdarzają się takie, że staram się jak najszybciej zapomnieć co przeczytałam.
Istnieje też szansa, że Oscar, będąc tak dobrym aktorem, byłby w stanie nawet Poe komiksowego zagrać jako postać do polubienia. Ale cóż. Papier jest płaski i mało wybacza.
To chyba tyle.
Komiksu nie lubię, uważam że pan Soule, o ile świetnie pisze różne szemrane, często szare postaci (Terex jest super!), o tyle porządny, dobry idealista nijak mu nie wychodzi.