Jak może wiecie, nie należę do entuzjastów "Przebudzenia Mocy". Film nie okazał się tym, czego oczekiwałem - bywa. Dodatkowo przez jego premierę skasowali stare EU, z czym byłem już pogodzony, bo spodziewałem się, że TFA mi to wynagrodzi. Nie wynagrodziło. Czyli wychodzi, że Epizod VII = samo zło, tak?
Otóż, o dziwo, nie.
Jest trochę rzeczy, które zawdzięczam nowemu filmowi, a z których się bardzo cieszę. Zobaczmy:
1. Nocna premiera w towarzystwie fandomu. O, ludkowie, nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak mi tego brakowało! Od czasu premiery ROTSa minęło 10 lat, zdążyłem zapomnieć jakie to fajne. Premiera była naprawdę zajebista, było nas kilkanaście osób z samego SŚFSW, nie mówiąc o tłumach jakichś niezrzeszonych fanów (część była przebrana, były też gadżety w łapkach u niektórych i koszulki na klatach). "Cybermachina" urządziła bifor, na którym już można było załapać klimat, a potem w samym kinie było równie klawo. To oczekiwanie, te rozmowy na gorąco zaraz po seansie... Bezcenne.
2. Na śląskich spotkaniach nagle gadamy głównie o SW. To się już zaczęło parę miesięcy wcześniej, ale teraz jest widoczne na maksa. Do niedawna dyskusje dotyczyły głównie innych nerdowych klimatów, jakiegoś Marvela, DC, filmów i seriali, a o SW nikt gadać nie chciał. A teraz...? Naprawdę, czuję się jak 10-12 lat temu - rozkminiamy Ep VII, rozkminiamy nowe i stare EU, na stole leży masa gadżetów, nowych komiksów, książek i przewodników. Ludziom znowu się chce. Tego też mi brakowało i cholernie się cieszę, że znów tak to wygląda.
3. Ja sam snów wkręciłem się w Star Wars. Po długachnej przerwie. Owszem, przez ostatni rok i tak więcej miałem do czynienia z Sagą, choćby oglądając Rebels. Ale tuż przed premierą TFA podjarka wróciła mi na full, a skoro film mnie zawiódł, to musiała się ona jakoś inaczej ukierunkować. Więc obejrzałem wszystkie Epizody po latach, wróciłem do EU (starego, nowe mam w dupie póki co - może poza pozycjami pasującymi do obu kanonów), doczytuję różne rzeczy na Wookiee, może ponadrabiam stare zaległości. Znów mnie to cieszy, choć starego EU szkoda. Ale nikt mi go przecież nie odebrał tak naprawdę.
4. Wróciłem na Bastion. Hehehehehe Zobaczymy, na jak długo
Więc mimo bardzo mieszanych uczuć co do TFA, jednak mu co nieco zawdzięczam. I z wielu względów dobrze, że się pojawił, bo SW - nie da się zaprzeczyć - odżyły. A z nimi fandom. I o ile te nowe książki, komiksy i filmy SW mogą być na bardzo różnym poziomie (nic nowego w sumie), o tyle fani będą mieli znów co robić. Na spotkaniach, na konwentach - będzie się działo.
A Wy, co zawdzięczacie "Przebudzeniu Mocy"? Bo może jednak trzeba się skupić na pozytywach zjawiska, nawet jeśli kogoś film nie zachwycił, zamiast pchać się w pyskówki na forum