Umarła świetna postać, jedna z najlepszych w historii całych Gwiezdnych Wojen i w historii całego kina, grana przez jednego z najlepszych aktorów w historii. Można się kłócić, czy scena tejże śmierci była dramatyczna, wywołująca emocje, poruszenie, łzy, czy też była pusta, niczego niewnosząca, bezsensowna. Kocham tę postać, kocham tego aktora, bardzo mi przykro z powodu śmierci Hana już w tym epizodzie (chociaż nawet jakby zginął w ósmym lub dziewiątym epizodzie to i tak nadal byłbym smutny i zawiedziony), ale uszanujmy to, nie niszczmy takiej postaci. Wiadomo, to Star Wars, tu wszystko jest możliwe, a jako za argument tego wspomnę tylko o Maulu (zresztą to najlepszy przykład tego, który zawsze podaję). Ale Han, nie dość, że nie jest użytkownikiem Mocy, to ciężko byłoby mu zmartwychwstać, a tym bardziej pojawić się jako Duch Mocy. W takie coś to ja nie wierzę, bo jednak to jest niemożliwe, żeby zwykły człowiek był w stanie dokonać takich rzeczy, nawet jeżeli uwierzył w Moc, co widzieliśmy w tym epizodzie. Na pewno powróci w jakiś wizjach i tego typu rzeczach, tego jestem pewien, bo skoro zostało potwierdzone, że Harrison wystąpi w tej następnej części, to tylko w retrospekcjach, wizjach, snach i tego typu rzeczach. Może objawi się Kylo Renowi, będzie go dręczył, może w jakiś wizjach Rey, kto wie, zobaczymy. Niech Moc będzie z Wami.