Szczerze próbowałam. Po pierwszym szoku, związanym z kasacja EU, najpierw wątpiłam w nowy kanon, potem pod wpływem plotek i niektórych nowych pomysłów, które wydawały mi się brzmieć ciekawie dałam im pewien kredyt zaufania.
I po kolei:
TCW - było jeszcze częściowo powiązane ze starym kanonem, czerpało z niego pełnymi garściami raz z gorszym, raz z lepszym skutkiem. A im wyższe sezony tym i lepiej serial się prezentował.
Rebelsi - Serial strasznie rozchwiany, choć jako swego rodzaju dziedzic TCW mógł by być całkiem dobry, no ale niestety jest jaki jest. Cieszy jedynie, że się z każdym krokiem nieco poprawia. Ale do ideału wciąż daleko.
Jednak te dwie pozycje to pozycje dla naprawdę młodszych widzów i gdy porówna się je z dawnymi seriami animowanymi z pod znaku SW np. Ewokami to jednak nie wypadają tak tragicznie.
Potem jednak przychodzi to co jest ważniejsze pozycje kierowane do nieco starszego odbiorcy:
Komiksy - z tego co na razie przewinęło mi się przez ręce stwierdzam: odgrzewanie starych kotletów, choć ładnych graficznie i kilka nowych pomysłów ciekawych choć niestety bardzo słabo wykorzystanych.
Książki - Tu to samo. Na razie przeczytałam 3 powieści młodzieżowe i 2 teoretycznie nie młodzieżowe (trzecią dopiero zaczęłam). I cóż mogę rzec? Młodzieżówki językowo i stopniem ambitności fabuły z bieda dorównują do najsłabszych części cyklu "Uczeń Jedi" (specjalnie porównuje je z innymi młodzieżówkami). Co do tych niby_nie_młodzieżowych... Gdy czytałam końcowe rozdziały "Ostatniego Rozkazu" Nie byłam wstanie się ani na sekundę oderwać od książki do tego stopnia iż idąc do domu czytałam po drodze, gdy zostały mi 10 ostatnich stron weszłam na klatkę schodową i oparłam się o drzwi by nie przerywać lektury ich otwieraniem (wpadłam do mieszkania gdy mama otwarła drzwi by wystawić worek ze śmieciami) - jak na razie żadna nowa pozycja tego ze mną nie zrobiła; gdy czytałam "Drogę Zagłady" emocje głównego bohatera udzielały mi się tak skutecznie, że biada temu kto przerwał mi podczas lektury, przez co o mało nie przegapiłam egzaminu z Zoocenologii siedząc 2 metry od drzwi sali, bo żaden z moich kolegów z roku nie odważył się do mnie podejść - jak na razie żadna nowa książka z SW (ani nawet żadna inna książka jaką w ogóle przeczytałam) nie porwała tak mojego jestestwa; czytając " Obrońców umarłych" jeszcze podrostkiem będąc ryczałam jak bóbr gdy pierwsza "ukochana" młodego Kenobiego umierała na jego rękach, a gdy byłam już dorosła tak samo gorące i rzęsiste łzy roniłam nad losami bohaterów "Komandosów Republiki" - żadna z nowych pozycji mnie tak nie wzruszyła; Gdy całkiem niedawno czytałam "Fatalny Sojusz" przeżyłam całkiem szczerych zaskoczeń, których nie zdradzę, bo są zbyt fajne by psuć innym zabawę - nic z tego co czytałam z nowego kanonu nie było aż tak zaskakujące. Wiem, że w starym EU było sporo słabszych książek, choćby "Luke Skywalker i Cienie Mindora" - zgroza, ale zawsze było czuć w nich ducha SW. Mieliśmy tam wszystko Książki szpiegowskie, przygodowe, wojenne, romanse i horrory wszystko. Ta mnogość światów, postaci, historii była cudowna, nadawała SW głębi. Jednocześnie wciąż trwał odwieczny konflikt dobra ze złem, ale świat gwiezdnych wojennie był czarno biały, było tam miejsce na wszystkie barwy wszechświata. Po każdej stronie byli bohaterowie i herosi. Sceny warte pieśni. I momenty największego wstydu. Jak w życiu. Postacie były barwne i rzadko dwuwymiarowe, prawie każdy mógł znaleźć swojego idola.
A teraz cóż, postacie może nie są dwuwymiarowe, ale mam wrażenie że to nadmuchane baloniki niby maja głębie, ale to tylko złudzenie. Są na dygane pustymi frazesami zamiast motywacjami. Są często stereotypowe i za proste. Ponadto w galaktyce pojawiło się pełno kuriozów. Nie chodzi ze nie trzymają się starego kanonu, ale często te historie same ze sobą nie trzymają się kupy. I to boli. Bo odrzucili EU (ok które czasem też błądziło i nie trzymało się kupy, ale na własne oczy widziałam książki godzące całkiem rozbieżne wizje tak ze nabierały one sensu, wymagało to tylko trochę wysiłku od autorów - których szczerze podziwiałam za te zabiegi), niby żeby nowy kanon był bardziej zwarty i bez nonsensów ale jak już i tak się maiło nie zgadzać to czy mogło przynajmniej zostać po staremu?
Musze autorom oddać że mieli kilka ciekawych pomysłów, ale niestety tak jak w komiksach były one na ogół nie wykorzystane za dobrze.
I ostatnie. Film: EVII jest niezłym filmem. Dialogi są cudne, aktorzy starej generacji są niesamowici, nowe pokolenie również daje rade, efekty specjalne na najwyższym poziomie. Zarys fabuły obiecywał sporo. Świat po Powrocie Jedi jest jednak mroczniejszy niż w EU okazuje się, że nie można spocząć na laurach i cieszyć się zwycięstwem bo mroczne siły nie śpią i rebeliantom idzie o wiele gorzej niż w dawnej wersji EU, ponadto Luke zniknął i trzeba go odnaleźć. Zapowiada to mrok, grozę, iskrę nadziei i wspaniałe poszukiwania. No i tak maiło być w teorii... A jak jest w praktyce?
(Uwaga mogą być jakieś mini spoilery ale postaram się być ogólnikowa)
Nie żadnej tajemnicy, przynajmniej nie dla widza. Zło jest złem bardzo wyraźnym i łopatologicznym. Tak samo z dobrem. Liczycie z na jakieś nie jasności gdzie leży słuszność, albo o co właściwie toczy się walka, zapomnijcie. Co więcej w nowym kanonie Jet tylko jedna wojna między światłem a ciemnością, o równowagę, wiec jeśli liczycie ze konflikt może wybuchnąć z innego powodu np. niedoskonałość systemów politycznych, problemy gospodarcze, czy różnice kulturowe w wielogatunkowym i multikulturowym społeczeństwie odległej galaktyki, to się przeliczycie, jeśli nie chodzi o wojnę JSM z CSM to nie jest to nic istotnego. Co więcej, z poszukiwań nici, bo po co się wysilić, komu potrzebne podchody wystarcza puzzle z mapą. Szkoda, bo wizualnie i aktorsko film mnie oczarował, i chcę wierzyć, że dalej będzie lepiej. Ale na razie EVII to dla mnie jedynie bardzo dobry, wysokobudżetowy i genialnie zagrany Fan Film. I stoi na równi (fabularnie) z wieloma innymi dobrymi fanfilmami, które można znaleźć w necie.
Jest miłą przyjemna rozrywką, ale nie wzbudza w mym sercu takich emocji, i głodu "tego co będzie dalej" jak stare dobre EU.
Podsumowując, Nowy kanon na razie jest dla mnie głównie zbiorem niezłych ale całkowicie nie wykorzystanych pomysłów, jednak oprawionych w bardzo ładną ramkę. Na tyle ładną, iż nie będę żałować wizyty w kinie ani na EII ani na żadnym następnym filmie, w świecie książek sprawy maja się gorzej, tu panują mroczne czasy. Jednak wciąż mam nadzieję, że w końcu ktoś odważy się wprowadzić postacie i historie niezwiązane bezpośrednio z główną linia fabularną, a jednocześnie zrobi to na poziomie takim iż wszystkim opadną szczeny.