Trochę długo zajęło mi pisanie tej recenzji, ale tak naprawdę od piątku nie odchodzę raczej na dłużej od komputera, czytając te wszystkie komentarze, posty, recenzje, opinie na Bastionie. No to co, pora zacząć .
To może zacznijmy od pozytywów, plusów, bo tego było trochę mniej niż minusów.
-Na początek główni bohaterowie po "dobrej" stronie. Przede wszystkim bardzo spodobała mi się Rey. Jest to postać prawdziwa, realistycznie stworzona, nieznająca tego wielkiego świata. W ogóle jej historia jest bardzo intrygująca. Jej rodzina oddała ją komuś na Jakku i była tam cały czas w pewien sposób uwięziona. To jest bardzo ciekawa historia i mam nadzieję, że dowiemy się o tym trochę więcej, być może w jakiś książkach, komiksach albo następnych epizodach. Nadal nie można chyba porzucić teorii, jakoby była córką chociażby Luke`a, pomimo zakończenia filmu, ale o tym w dalszej części. Poza tym jest odporna na Moc, a to bardzo fajne, że w końcu to kobieta jest Jedi. Wiadomo, mieliśmy wiele kobiet będącymi Jedi, jak na przykład Aayla Secura, Shaak Ti, Adi Gallia, Stass Allie i wiele innych, ale mi chodzi o epizody. Co prawda te kobiety w nich wystąpiły, ale nie odegrały żadnej znaczącej roli, nie odzywając się nawet słowem, pełniąc rolę epizodyczne. Teraz wreszcie dostaliśmy główną żeńską postać odporną na Moc, bo przecież po Ciemnej Stronie Mocy też nie mieliśmy żadnej przedstawicielki płci pięknej. Na początku wszyscy sądzili, że to ona będzie tym Jedi, i to raczej nam wszystkim odpowiadało. Potem okazało się, że to jednak Finn będzie tym, który jest odporny na Moc, co nas wszystkich nieco zdziwiło. Jeszcze jakoś to tłumaczyliśmy, że może po prostu miał ten miecz w ręku i nie miał niczego innego, czym mógłby się bronić. Bo to właśnie byłoby dziwne, gdyby to on był Jedi, zwykły szturmowiec. Ale kiedy zobaczyłem figurkę Rey z mieczem, oczywistym się stało, że to jednak ona będzie tym użytkownikiem Mocy, a twórcy po prostu chcieli nas zwieść. Niegłupim pomysłem byłoby, gdyby oboje byli Jedi, to by mi się osobiście bardzo podobało, bo dlaczego miałoby tak nie być, ale było to niestety bardzo mało prawdopodobne, bo oboje nie korzystaliby przecież z tej samej broni. Jedyne, co mi się nie podobało, to to, że ona tak wszystko szybko poznawała. Dopiero co dowiedziała się, chociaż raczej w zasadzie nie tyle dowiedziała się, co mogła po prostu przypuszczać, że jest odporna na Moc, odrzucając przecież miecz świetlny, który dała jej Maz Kanata, by po kilkunastu minutach używać mind tricków bez żadnego problemu, czy walczyć jak równy z równym ze starszym od niej i, jakby nie było, bardziej doświadczonym użytkownikiem Mocy, a nawet okazała się w końcu od niego lepsza, pokonując go. A tak w ogóle, to jeszcze trochę wcześniej w ogóle dowiedziała się, że ta Moc, Jasna i Ciemna Strona, Jedi i Sithowie istnieją, więc to już w ogóle jest paradoks. Ogółem jednak dobrze zagrana postać, Daisy Ridley absolutnie się spisała.
-Drugą postacią, o której trzeba też trochę napisać, na pewno jest Finn. Szturmowiec, który od dziecka jest wychowywany w tym reżimie i widać, że nie ma większej różnicy od tego, jak wyglądało życie klonów a tych szturmowców Najwyższego Porządku, co jest fajne, bo jest to w końcu inna sytuacja, zupełnie inna, niż ta, jaka była przy Imperium. Tutaj nikt nie ma imienia, a numer, tak jak klony. Nie mogą wybrać, tak jak jednak na pewno chociaż w pewnym stopniu mogliby, gdyby żyli jakieś trzydzieści parę lat wcześniej. Fajnie, że zostało to tak chociaż w skrócie nakreślone, bo jest to jedna z nielicznych dobrze wyjaśnionych rzeczy, zagadnień, o których fan chce wiedzieć. Jak widzimy, Finn jest na swojej pierwszej w życiu misji, po długotrwałym, wieloletnim szkoleniu, i uznaje, że, jak potem mówi: "nie będzie zabijać dla nich". Z jednej strony to fajnie, że pokazali tego typu bunt, lecz z drugiej wydaje się on być mało realny, gdyż po takim praniu mózgu jakie przechodził od dziecka, nie znając swojej rodziny, będąc wychowywanym w tych warunkach, ideach, ot tak sobie dochodzi do wniosku, że nie i już, kropka. To też pokazuje, że w szkoleniu tych szturmowców nadal są braki. Zresztą widzieliśmy to w filmie, bo niczym nie zaimponowali, a powinni wyglądać znacznie lepiej niż ci za czasów Imperium, jako że byli lepiej szkoleni. Wracając ogółem do postaci Finna, to muszę powiedzieć, że mi od razu przypadł do gustu jego sposób bycia, charakter, nawet humor, choć miejscami nieco żałosny i niepotrzebny, co tyczy się nie tylko jego, ale o tym później. Widać, że ze sceny na scenę dojrzewa, staje się bardziej męski, odważny, pewny siebie, odzyskuje tak naprawdę sens życia. Boyega też się spisał, to trzeba przyznać. Bardzo dobra postać. Chociaż żałuję, że nie jest Jedi, tak jak Rey nią będzie. Poza tym, nadzwyczaj dobrze radził sobie w pojedynku z Kylo Renem, który nie przez przypadek jest u szczytu władz First Order, a on jedynie szturmowcem, który ledwie skończył szkolenie i do tego... sprzątał... Wiadomo, można mówić, że Kylo był ranny, ale za mną jakoś to nie przemawia. Już nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się o tej postaci więcej, o jego historii, życiu i zobaczyć, jak będzie się rozwijać w następnych częściach.
-Trzecia postać, która naprawdę przypadła mi do gustu, to Poe Dameron, który, pomimo tego, iż może nie dostał tyle czasu ekranowego co wcześniejsza dwójka, to pokazał klasę i duży potencjał. Sceny z jego udziałem oglądało się bardzo przyjemnie, wszystkie jego wypowiedzi były dobre, dialogi z jego udziałem naturalne, ewentualny humor w porządku. Pokazał się z dobrej strony, będą z niego ludzie. Widać, że granie w Gwiezdnych Wojnach sprawia mu frajdę, o czym także wielokrotnie mówił. Mam nadzieję jednak, że też dowiemy się więcej o nim, o jego motywacjach, o jego charakterze, życiu, przeszłości, problemach, ewentualnych rozterkach, bo tego mi trochę zabrakło, większego przedstawienia tego fantastycznego pilota.
-Kolejną postacią, a w zasadzie robotem, jest BB8. Naprawdę pozytywna postać, dobrze się go oglądało, jest słodki, godny następca C-3PO i R2-D2 w roli tych głównych "droidowych" bohaterów. Sceny z humorem z nim w roli głównej były też bardzo dobre.
-Następna postać, która zaprezentowała się na co najmniej pewnym przyzwoitym poziomie, by być wymienionym w plusach, to Han, który, powiedzmy sobie szczerze, nie jest na przyzwoitym poziomie, jest po prostu na genialnym i jest najjaśniejszą postacią filmu obok Rey, która pomimo pokazywania ponadprzeciętnych umiejętności jest świetną postacią, o czym wcześniej już pisałem. Nie miałem większych obaw o jego formę, bo Harrison zawsze jest w formie, jest w końcu jednym z najlepszych aktorów na świecie, w historii kina, miał tyle wielkich ról, w których znakomicie się odnajdywał jeszcze bardzo niedawno, że nie było najmniejszych powodów do obaw, tym bardziej, że kocha tę swoją postać, ona dała mu życie, dzięki niej zyskał sławę i jest cenionym aktorem. Słyszeliśmy, że zawsze przejmował się dialogami, czy pasują do naszego szmuglera. Był w formie, to był ten Han, którego pokochaliśmy wszyscy i uwielbiamy oglądać w Oryginalnej Trylogii. Moment jego śmierci mi się nie podobał, był zbyt przewidywalny, nie było jakiejś takiej dramaturgii, ale to chyba naprawdę jedyna scena z jego udziałem, która nie do końca przypadła mi do gustu. Dziwne było też, i mało realne, że ot tak sobie odnalazł "Sokoła", akurat w takim momencie, wcześniej poszukując go po całej galaktyce przez x lat (też mogliby to bardziej nakreślić). Szkoda, że już tej postaci nie zobaczymy na ekranie, ogromna szkoda, że już zginął, jedna z moich ulubionych postaci w Gwiezdnych Wojnach. Ale skoro Harrison już się nie czuł do tego, by dalej go grać, to trzeba było to uszanować. Chociaż jest wymieniony przez Kathleen Kennedy obok innych aktorów, którzy powrócą w następnym epizodzie. Raczej nie przeżył, to by było dziwne, ale może w jakiś wizjach czy coś? Zobaczymy.
-Jak wspomniałem o Hanie, to dziwnie byłoby nie wspomnieć o Chewbacce. Przyjaciel naszego ukochanego szmuglera robi swoje, bardzo fajnie się to oglądało, fantastyczna postać, którą też kochamy. W ogóle te sceny z kuszą były fajne. Tylko zdziwiła mnie jego reakcja na śmierć Hana. Co prawda był w szoku i chciał zabić Kylo (ostatecznie go przestrzelił), ale myślałem, że ten smutek do końca go nie opuści. W ogóle jakoś tak mało rozpaczali po śmierci jednej z najwybitniejszych osobistości w historii Rebelii. Należałoby więcej poświęcić temu czasu. Podsumowując, Chewie był w formie i przyjemnie oglądało się tę dwójkę razem na ekranie .
-Do plusów należy niewątpliwie zaliczyć efekty specjalne, wizualne, praktyczne, poruszanie się kamery. Ogółem od strony wizualnej ten film jest wręcz wzorem. Realistyczne sceny, na przykład ta planeta z zamkiem Maz Kanaty, ta zieleń. Pustynia na Jakku, cmentarzysko statków. Pięknie to wszystko się oglądało. Do tego jeszcze lot TIE`em w wykonaniu Poe i Finna, takie realistyczne i wciągające. Tak samo jak ucieczka "Sokołem" w wykonaniu Rey i Finna.
-Pojedynek na miecze świetlne był świetny. Jak dla mnie najlepszym pojedynkiem sagi nadal pozostaje walka Anakina z Obim, ale ta może być gdzieś na trzecim miejscu, tak myślę. Poza tym, to pierwszy pojedynek na miecze świetlne z udziałem kobiety w SW, więc też warte jest to uwagi. Choreograficznie jest świetnie, inny styl walki niż w prequelach, ale bardzo mi się to podobało. Wiadomo, że może to być trochę dziwne, że Rey łatwo sobie poradziła z Renem, ale o tym potem, bo to raczej do minusów, tutaj plusem jest po prostu strona wizualna.
-Nowe lokacje, nowe rasy, fajnie, że nie ma ciągle tych samych planet, chociaż brak choćby jednej starej to już przesada, ale o tym później. Widzieliśmy też kilka nowych fajnych ras, przede wszystkim w zamku Maz Kanaty. Jeden pilot X-winga był bardzo fajny, nieźle wyglądał i zastanawiałem się jedynie, jakim cudem nie wpadli na zrobienie takiej rasy wcześniej. Ogółem to czuć było klimat Star Wars choćby w tej kantynie albo na Jakku. Co prawda może niektóre rasy nie pasowały do tego uniwersum bądź po prostu były dziwne, ale i tak większość to ciekawy powiew świeżości.
-Jak już wspomniałem, czuć było tę magię Star Wars, w ogóle zarzuty o braku gwiezdno-wojennego klimatu do mnie nie trafiają. Czuć go na każdym kroku, choć jest trochę nowości i jest to pewnego rodzaju eksperyment, to te nowości dobrze się komponują i współgrają ze starymi rzeczami.
-Humor to niewątpliwie pozytywny aspekt tej części. Fajne były sceny z kciukiem BB8, albo to z Hanem i Finnem: -Użyjemy Mocy. -To nie tak to działa. W większości przypadków nienachalne, naturalne, chociaż 3PO ciągle coś żałosnego mówił, jak na przykład "typowa księżniczka". Ale ogółem to pozytyw. Na początku zdawało mi się, że jest tego za dużo, ale po drugim obejrzeniu wcale tego nie odczuwam.
Mieszane uczucia:
-Przede wszystkim mieszane uczucia mam w stosunku do Snoke`a. Z jednej strony jest to postać tajemnicza, intrygująca, a z drugiej nie budzi jakiegoś takiego strachu, przerażenia, a powinna, bo był tak skrzętnie ukrywany, tak go reklamowano, mówiąc o tym CGI, jakby była to w ogóle postać z wyglądu mrożąca krew w żyłach i ciężka do wyobrażenia, a ostatecznie jej wygląd jest trochę śmieszny. Zobaczymy, kim ta postać jest. Rozumiem to, że nie została bardziej przedstawiona, bo na to czas jeszcze przyjdzie, ale już mnie ciekawość zżera, czy rzeczywiście jest to na przykład Plagueis. No cóż, są może jakieś tam elementy, które mogłyby na to wskazywać, jak na przykład trochę podobny wygląd czy to, o czym inni pisali w temacie o tym, czy Snoke to Plagueis, jak na przykład słowa Kylo: "Supreme Leader is wise" (Plagueis był "wise"), albo podobny motyw muzyczny w scenie, w której Sidious opowiada Anakinowi o swoim dawnym mentorze do tego, kiedy pojawia nam się ta postać po raz pierwszy tutaj. Moim zdaniem jest to trochę naciągane i mało prawdopodobne, a ja sam nie wiem, czy chciałbym takiego rozwiązania. Poza tym, ciekawi mnie, jak przekabacił Bena na swą stronę. Mam nadzieję, że na te wszystkie pytania dostaniemy odpowiedzi już za trochę ponad pięćset dni.
-Dalej mamy Huxa, któremu bliżej jednak do plusów niż do minusów. Jest ciekawą postacią, intrygujące jest to, że jest tak młody, a jest już generałem, ma kilka ciekawych kwestii, wierzy w imperialne ideały, jest oddany temu co robi, natomiast scena przemowy jest słaba, ogromne nawiązanie do Hitlera i nazistowskich Niemiec, co mi się osobiście bardzo nie podobało. Ale ma potencjał, zobaczymy, jak się rozwiną jego losy w następnej części sagi.
-Muzyka, która nie zachwyca. Krytykowanie jakichkolwiek, nawet najmniejszych drobiazgów w poszczególnych epizodach to jest ból, a krytyka Williamsa chyba jeszcze większy. Najbardziej doceniany przeze mnie kompozytor na świecie, mój ulubiony, najbardziej ceniony, zresztą zapewne nie tylko mój, nie jest już w tej samej formie. Muzyka jest tłem, ona nie współgra, nie jest częścią poszczególnych scen, budując napięcie i ich charakter, jak to miało miejsce w każdej części. Nie było nic takiego genialnego, tak jak w każdej części był przynajmniej jeden motyw na zawsze zostający w uchu, tak tutaj trzeba się dobrze wsłuchać, by coś wynieść z kina. Ale nie jest źle, chociaż jak na Johna mogłoby być lepiej.
-Wracając do postaci, to nie da się pominąć Leii, która jest legendarną postacią tego uniwersum, jedną z pierwszych, jakie widzimy na ekranie w Nowej Nadziei. Wiedzieliśmy o niej mało z tych plotek sprzed premiery, a w zasadzie przynajmniej ja, bo nie czytałem wielu spoilerów i tego typu rzeczy. Wiedziałem tylko to, że teraz nie będzie księżniczką, a generałem. Co mnie bardzo zaskoczyło. Sądziłem, że będzie Jedi, tak jak w "Legends". Tutaj wtedy by nie można postawić zarzutu, że to kopiowanie starego kanonu, który usunięto po to, by nowi autorzy mieli swobodę twórczą. To byłby normalny ruch, jako że wykazywała potencjał na korzystanie z Mocy w Oryginalnej Trylogii, a nawet i w The Force Awakens. Ktoś to jakoś tam tłumaczył, ale tamto tłumaczenie, że nie miała czasu czy coś w tym stylu, albo że chciała całkowicie oddać się dowodzeniu i sterowaniu tym wszystkim do mnie nie trafiają. Jak już, to, moim zdaniem, powinna pełnić jakąś ważną funkcję w Nowej Republice. Sądziłem, że będzie ważniejszą postacią w tym filmie, ale tak naprawdę to była trochę niepotrzebna. Była tylko po to, by popchnąć nieco akcję, ukierunkować Hana na to, by spróbował ściągnąć do domu ich syna. Carrie dobrze zagrała, nie można jej niczego zarzucić, takie jest moje zdanie. Ale nie powaliła na kolana, jej rola była zbyt mała, dlatego to, że znalazła się w "mieszanych uczuciach" nie powinno raczej dziwić. Nie wiem, czy to nie jest nawet trochę naciągane, ale dobra. Też zdziwiło mnie to, że po śmierci Hana tak nie za bardzo rozpaczała, a w końcu to jej wielka miłość.
-C-3PO i R2-D2 nie odegrali żadnej roli w tym filmie. Ten pierwszy był po to, żeby tylko być, nie miał żadnej ciekawej kwestii, humor z nim był kiepski. Tło i tyle. Ten drugi? Za dużo go nie widzieliśmy. Ogółem to sytuacja z jego obudzeniem się naciągana i trudna do wytłumaczenia, takiego racjonalnego. Ale o tym będzie jeszcze w minusach, i to nie raz. Ogólnie to oni też nie wiem, czy nie powinni być w minusach, ale z racji na to, jak ważnymi postaciami są w tym uniwersum, nie mógłbym tego zrobić.
-Kylo Ren. Szczerze powiem, że to jest chyba najsłabszy czarny charakter w epizodach. Przynajmniej użytkownik Mocy. I przynajmniej jak do tej pory. Nie tego się spodziewałem, oczekiwałem czegoś znacznie innego. Nie chodzi mi, żeby był taki sam jak Vader, ale on jest po prostu dziecinny. Co prawda budzi grozę, przeraża, powoduje strach, kiedy się na niego patrzy, ale do momentu, kiedy zdejmuje maskę. Może jest to takie prawdziwe, realne, że tak mogłoby naprawdę być, ale za mną nie przemawia ta facjata. Mroczny użytkownik Mocy, który popada ciągle w jakieś furię (co mi się akurat podobało), a tu nagle wygląda jak jakiś nastolatek, a co gorsza, jak taki właśnie nastolatek się zachowuje. Może ciekawy jest ten jego konflikt, ciągnie go do Jasnej Strony, czego w epizodach nie widzieliśmy w ogóle, jak i całym uniwersum za często, a bardzo chciałem coś takiego kiedyś zobaczyć, ale jeżeli go do niej ciągnie, to nie lepiej na nią powrócić, skoro tylko cierpi? Bo co, myśli, że będzie władać galaktyką? To jest jego cel? Fajnie, że jest tym fanatykiem Vadera, to akurat mi się podoba, ale jednak uczył się u Luke`a, swojego wuja, i nie słyszał, że jego dziadek powrócił na Jasną Stronę? On twierdzi, że chce skończyć to, co zaczął Anakin. Nie wiem, może to Snoke nim tak manipuluje, i to dlatego, tak w zasadzie można to logicznie wytłumaczyć. Ale generalnie nie rozumiem jego motywów działania. Poza tym, ja jestem przekonany, że przeżyje do dziewiątego epizodu i tam powróci na Jasną Stronę, najpewniej pokonując Snoke`a, także można powiedzieć, że postać przewidywalna. Na początku, po pierwszym obejrzeniu TFA, w ogóle uważałem go za porażkę, ale po przeczytaniu tych wszystkich recenzji, dosłownie wszystkich w tym temacie, każdy post, to w zasadzie trochę bardziej się do niego przekonałem i dam mu szansę, a myślę, że ją wykorzysta w ósmym epizodzie. Ale jak mógł przegrać z Rey...
Minusy:
-Brak starych lokacji. Jak wcześniej wspomniałem, bardzo ucieszyło mnie wiele nowych ras, planet i tak dalej, ale nie przesadzajmy, by prócz ludzi znanymi nam wcześniej rasami były tylko Calamarianin, Sullustianin i Wookiee. Ludzie, gdzie Rodianie, gdzie Durosi, Devaronianie, Ithorianie, Zabrakowie, Twi`lekowie, w szczególności przedstawicielki płci żeńskiej, seksowne tancerki?! To jakaś masakra. Może czuć tu klimat Star Wars, nawet jeżeli są same nowe lokacje i rasy, bo dobrze one się komponują i wyglądają wiarygodnie, ale brak chociaż dwóch ras z tych, które wymieniłem, to jakiś dramat. Co, przedstawiciele tychże ras na przestrzeni ledwo trzech dekad wyginęli? Czy nie ma ich w tych rejonach, w których toczy się akcja? Bez przesady... Co do lokacji, to rozumiem, że są nowe, i to mi się podoba, głupio by było zresztą, gdybyśmy cały czas byli na Tatooine, Naboo lub Coruscant, ale jedną planetę ze starych mogliby dać.
-Kapitan Phasma. Jak pójdę następnym razem do kina (pewnie dopiero po świętach niestety), to być może postaram się zliczyć, ile czasu była na ekranie. Cztery, może pięć scen. Czas? Strzelam, że nie więcej niż trzy i pół minuty. Być może trochę więcej, ale maksymalnie pięć. Myślę, że może przewidzieli więcej scen z nią, ale pewnie trochę wyrzucili. Jestem tego właśnie ciekaw. Ogółem to była tak reklamowana i w ogóle nie wiadomo co, a okazało się, że to tak naprawdę postać absolutnie epizodyczna. Mam jednak nadzieję, że w następnym epizodzie dostanie trochę więcej czasu na zaprezentowanie się, a myślę, że tak na sto procent będzie, choć i tak jestem nią zawiedziony. Długo zastanawiałem się ogółem, czy umieścić ją w "mieszanych uczuciach" czy w minusach. Ostatecznie jednak minusy, bo sceną, w której tak łatwo dała się złapać przez Hana, Chewie`ego i Finna, pogrążyła się w moich oczach. Jeszcze od razu wykonała polecenie naszych bohaterów... Masakra. Mogli w tej scenie umieścić zwykłego szturmowca, co takiego by się stało? Ja się trochę tak nastawiłem przed seansem, że ta postać to może być zawodem, kiedy Gwendoline Christie powiedziała, że najważniejsze jest to, że Phasma jest "zła"... No ale cóż, mówię, mam nadzieję, że w następnych epizodach będzie to wyglądało lepiej i dowiemy się trochę o niej, skąd pochodzi, do czego dąży, jakie ma motywacje i tego typu rzeczy.
-Niedopowiedzenia, jak na przykład to, kim jest Lors San Tekka, skąd się wziął, skąd znał Poe, skąd zdobył tę część mapy, co to jest tak naprawdę "Church of the Force", skąd wie tyle o Kylo Renie, kim są Rycerze Ren, skąd się wzięli, jak Ben doszedł do władzy, jak to się stało, że zniszczył wszystko, co zostało zbudowane przez Luke`a, jak to się stało, że przeszedł na Ciemną Stronę, jak dawno temu i w jakich okolicznościach Han i Chewie stracili "Sokoła", czemu Leia się nie szkoliła na Jedi, pomimo tego, że była odporna na Moc i wyczuła śmierć Hana, skąd R2 miał całą mapę galaktyki, jak się obudził (co zostało ostatecznie dopowiedziane dopiero w wywiadzie po premierze). Można tego mnożyć i mnożyć. Wiadomo, że niektóre rzeczy są naciągane i niekoniecznie na to wszystko musi być od razu odpowiedź, trochę tajemniczości powinno pozostać, ale jednak chciałbym, żeby trochę więcej zagadnień zostało wyjaśnionych. Prócz tego do tych niedopowiedzeń można zaliczyć coś jeszcze, co jednak nadaje się na oddzielny minus, ten poniżej.
-Zbyt dużo momentów totalnie przewidywalnych, jak chociażby śmierć Hana. Od razu, kiedy wchodzi na ten mostek, to wiadomo, że on zginie, że Kylo go zabije. Cóż, może to też przez to, że jednak widziałem trailery i wiedziałem, że będzie jeszcze walczyć z Finnem, ale w zasadzie to i tak to czuć. Ogółem cała ta scena jest kiepska, i ona to ogółem ogromny minus, ale w ogóle chyba nikogo nie zaskoczyło, że skończy się tak, jak się skończyła. Przed wyjściem do kina na dwunastą z czwartku na piątek słyszałem w telewizji, że radzą wziąć na seans chusteczki, bo będą naprawdę wzruszające momenty. Ja ogółem nie czytałem dużo spoilerów, to była wręcz śladowa ilość, ale o tym, jakoby Han był ojcem Rena słyszałem, jak i to, że może go zabić. Pomyślałem, że faktycznie moment śmierci Solo może być makabryczny, jeżeli oczywiście by do tego doszło, bo założyłem, że o tę sytuację chodziło, kiedy mówili o tym wzruszającym momencie. Ale po śmierci Hana w ogóle nie zakręciła się łezka w oku, bo po pierwsze ta scena nie była taka dramatyczna, budząca emocje, a po drugie po prostu każdy chyba wiedział, że to pożegnanie naszego szmuglera, bez względu, czy ktoś słyszał o śmierci Hana z ręki Bena wcześniej, czy oglądał trailery i wiedział, że jeszcze będzie walczyć z Finnem czy nie. Wiadomo, był smutek, ale ta scena miała większy potencjał. Inną przewidywalną rzeczą było zniszczenie Gwiazdy Śmierci Bazy Starkiller. Czy była chociaż jedna osoba, która sądziła, że ta podróbka Gwiazdy Śmierci, jej trzecia wersja, nie zostanie rozniesiona jak dwie poprzednie, że zostanie na przykład tylko uszkodzona? Wątpię. Od pierwszego momentu, kiedy ją widzimy, już wiemy, co stanie się na samym końcu.
-Naiwność, rzeczy mało realne, jak na przykład to, że Han i Chewie od razu odnaleźli "Sokoła", kiedy ten tylko opuścił Jakku. Pewnie co najmniej kilka lat tego statku na oczy nie widzieli (a może nawet dwadzieścia lat, kto wie) a tu znajdują go z taką łatwością, akurat w tym momencie. Można na siłę jakoś to usprawiedliwiać, typu to, że to była wola Mocy, ale jakoś nie za bardzo to do mnie trafia. Inną mało realną rzeczą jest walka Rena z Rey i porażka tego pierwszego. No ludzie, ten pierwszy ma prawie trzydzieści lat, a ta druga dwadzieścia jeden. Ten pierwszy był szkolony od dziecka w posługiwaniu się Mocą i mieczem świetlnym, a ta druga ledwo kilka, może kilkanaście godzin wcześniej dowiedziała się, że Moc, Jedi, Sithowie, walka dobra ze złem to tak naprawdę nie są zabobony, że to wszystko prawda. Poza tym wszystko jej wychodzi genialnie. Wiadomo, samotne życie na takiej planecie jak Jakku na pewno hartuje i uczy dużo, więc musi umieć przeżyć, dbać o siebie, umieć walczyć, co pokazała przeciwko tym zbirom Unkara. Ale nie przesadzajmy, że zna się na pilotowaniu, od razu wsiada i lata fantastycznie. Zna też się na wszystkim co z "Sokołem" związane, co też jest przesadą. Żałosna była też ta scena, w której użyła mind tricka na szturmowcu. Nie wiedziałem, czy chciało mi się wtedy płakać czy śmiać, albo jeszcze co innego. Wiadomo, tonący brzytwy się chwyta, ale skąd ona w ogóle wiedziała, że tak się da? Musiałaby gdzieś to widzieć, a od Hana tego nauczyć się nie mogła na pewno. To nie jest wyjaśnione w filmie, ale wychodzi na to, że Ren zabił wszystkich uczniów Luke`a. Nie wiadomo, ilu ich tam było, na jakim etapie szkolenia byli, jaki mieli potencjał, ale to już też sztuka, że pokonał ich wszystkich, nawet jeżeli by było ich tylko, przykładowo siedmiu. Szkolił go ten Luke, jeden z dwóch najpotężniejszych użytkowników Mocy w galaktyce, a potem jego szkolenie zaczął Snoke, czyli także jeden z dwójki najpotężniejszych użytkowników Mocy w galaktyce. Poza tym jest Mistrzem Zakonu Ren, czyli, jak się domyślam, użytkowników Ciemnej Strony Mocy (takie mam wrażenie, chociaż może to być coś pokroju Church of the Force, czyli jedynie wierzących w Jedi). Wcześniej wspomniałem takie słowo jak potencjał. On jest niezwykle ważny, Rey posiadała to, posiadała ten dar, umiejętność szybkiego uczenia się, poza tym wiele nauczyła się bez pomocy nikogo, ale sam talent to nie wszystko, tu potrzeba doświadczenia, nabytych umiejętności, bo talent to nie to samo, co te umiejętności właśnie. Nawet Kylo mógł mieć dwa razy mniejszy potencjał, mógł mieć dwa razy mniej midichlorianów niż Rey, ale to nadal ten pierwszy miał więcej doświadczenia, więcej się uczył, trenował i tak dalej. Nawet jeżeli byłaby córką Luke`a, to co z tego? W żyłach Bena także płynie krew rodu Skywalkerów. Nie przemawia za mną fakt, że był ranny od tej kuszy Chewbacci, ani to, że mógł być w nienajlepszym stanie psychicznym po zabiciu ojca, co nie do końca dało mu stuprocentową satysfakcję, pomimo tego, że on ogółem pod względem emocjonalnym nie jest do przodu, że tak powiem. Wiadomo, że walka mieczem nie równa się umiejętności korzystania z Mocy, czego dobrym przykładem, choć nie do końca tym najlepszym, jest Grievous, który był w stanie zabić dziesiątki Jedi, lecz to też dzięki zmianom konstrukcji jego ciała. Można powiedzieć, że były już przypadki tego, że ktoś pokroju Rey, jak na przykład Anakin w TPM, pokonuje kogoś lub coś mocniejszego, w tym przypadku stację bojową, ale ten chłopiec jest Wybrańcem, a ona? No dobra, zostawmy już to, kontrowersyjny temat i tyle, można dużo podawać argumentów za i przeciw. Głupie też było to, że tak nagle znalazła Luke`a, pomimo posiadania całej mapy. Tak nagle wsiadła sobie do statku i już? Też mało realne. Tak samo sytuacja z "pobudką" R2, o czym już wcześniej napisałem jakiś post na forum w tym temacie, co można również podpiąć pod jeden z następnych punktów.
-To można spokojnie podpiąć pod naiwność, ale tam tego nie wymieniałem, bo przecież jest to duży minus, który zasługuje na osobne rozpatrzenie. To, jak łatwo Ruch Oporu niszczy Trzecią Gwiazdę Śmierci, to jakaś masakra. Przecież ten Najwyższy Porządek to tak naprawdę Imperium o innej nazwie, takim samym systemie rządzenia, być może innym systemem szkolenia i wychowywania szturmowców (raczej lepszym), no i być może trochę inne planety kontrolują i inną liczbę. W zasadzie to wszystko. Nic co prawda nie unowocześnili za bardzo (oprócz ulepszenia Gwiazdy Śmierci, ale o tym jeszcze w dwóch następnych minusach), ale jednak chyba lepiej się przygotowali, ta Gwiazda Śmierci 3.0 przecież została tak ulepszona, widać, że musieli nad nią dużo pracować, więc też powinna być dobrze strzeżona i lepiej zabezpieczona. Wydawało mi się, że Snoke jest bardzo mądry i inteligentny, na pewno żył w czasach Imperium i przyglądał się, jak to wygląda, więc powinien wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów przez swoich poprzedników i kazać odpowiedzialnym za to ludziom zająć się naprawą czegoś, co źle funkcjonowało. Jak może być tak, że takie cacko, które rozwala systemy gwiezdne, było tak słabo strzeżone i bez problemu zniszczone w głupi sposób przez wrogie siły, co dwa poprzednie, robiące jednak mniejsze wrażenie, śmiercionośne stacje bojowe.
-Mało nakreślona sytuacja polityczna. Nic nie wiemy, co się dzieje w galaktyce, kto o co tak naprawdę walczy. Od razu zostajemy rzuceni w wir akcji, nie wiedząc tak naprawdę nic, jak to się stało, że po trzydziestu latach od wielkiej wygranej Rebelii w bitwie o Endor nadal stroną przeważającą jest Imperium (tak przypuszczam), a w zasadzie Najwyższy Porządek, który w budowie w ogóle się nie różni od czasów Siodiousa, Vadera czy Tarkina, tylko inna nazwa. Co to jest Nowa Republika, jak doszło do jej utworzenia, czy jest siłą przeważającą, a jeżeli nie, to dlaczego, na jakich terytoriach, dlaczego muszą wspierać Ruch Oporu, czyli tak na dobrą sprawę Rebelię o nowej nazwie. To dla nas wszystko puste, nie ma żadnego wyjaśnienia i tak dalej. Nie przemawia do mnie tłumaczenie, że w Nowej Nadziei też nic nie wiedzieliśmy. To było niemal czterdzieści lat temu, ludzi nie interesowało to wszystko, to była dla nich nowość, narodziny czegoś nowego, zaawansowanego technologicznie, byli tak tym zafascynowani, że takie pytania odrzucili na bok, nie zajmując się takimi bzdetami. Wtedy to były bzdety, ale teraz, po tym, jak powstało ponad sto pięćdziesiąt książek, jeżeli nie prawie dwieście, dziesiątki komiksów, kilkanaście gier, bez znaczenia, czy to kanoniczne czy nie, to myślę, że na jakieś wyjaśnienie zasługujemy, skoro to tak rozwinięte uniwersum. Oczywiście, dla niedzielnych fanów i popkornowych wyjadaczy to nie ma większego znaczenia, ale dla fana, który się tym pasjonuje na co dzień, to ma ogromne znaczenie. Co prawda być może nie mieliśmy też tej sytuacji wyjaśnionej przy okazji Mrocznego Widma, ale tam jednak to jakoś tak nie przeszkadzało, a "Maska kłamstw" świetnie się komponowała z tym epizodem i "Łowcą z mroku", tworząc taką trylogię. Co prawda może będą jakieś książki, które trochę rozjaśnią sytuację, albo zrobią to kolejne epizody, ale to i tak ogromny minus, jeden z dwóch, trzech największych. Teraz zabrałem się właśnie za "Koniec i początek" w poszukiwaniu informacji, ale po stu pierwszych stronach to nadal puste nazwy, a to, że Imperium się sypie po śmierci jej dowódców wielkim odkryciem chyba nie jest, co cały czas próbuje zostać udowodnione przez autora. Poza tym, akcja tejże powieści toczy się ledwie rok po Powrocie Jedi, a jednak te dwadzieścia dziewięć lat do zapełnienia pozostaje.
-Baza Starkiller. O tym jeszcze napiszę w ostatnim, najpoważniejszym minusie, ale jest to tak duży minus i negatywna rzecz tego epizodu, że trzeba to oddzielnie wziąć. Rozumiem, że może bali się trochę robić czegoś nowego i asekuracyjnie skopiowali to z dwóch wcześniejszych filmów, ale to już przesada. Teraz jak tak się zastanawiam, to już ta Druga Gwiazda Śmierci była lekką przesadą, a co dopiero ta? Jedyna nowość, że jest trochę większa, wbudowana w planetę i zamiast niszczenia poszczególnych planet, niszczy cały układ... Wow, wielka mi nowość i niewiadomo co. Można było tyle ciekawych rzeczy zrobić, do momentu pojawienia się tego wszystko przebiegało w zasadzie świetnie, bez większych zarzutów (inne nawiązania do Oryginalnej Trylogii można było wybaczyć), ale potem poszli na łatwiznę i to skopiowali, zerżnęli to, bojąc się zepsucia czegoś. Chociaż spróbowaliby czegoś innego, nie miałbym pretensji, gdyby coś zepsuli, ale trzeba było spróbować czegoś innego. A jak już, to powinno to przetrwać, bo to masakra, że takie coś po kilku strzałach od X-wingów pada. To też mało realne, ale dobra.
-Kalka Oryginalnej Trylogii, przede wszystkim Nowej Nadziei, ale też i Nowej Trylogii, w szczególności Zemsty Sithów. Szczególnie ta baza Starkiller spowodowała, że wielu fanów, w tym ja, uważają, iż ten epizod jest kalką poprzednich, w szczególności właśnie tego A New Hope. Do tego momentu, kiedy ta przerośnięta Gwiazda Śmierci 3.0 się pojawia, można przymknąć oko na te różne powielające się elementy. Od początku w zasadzie są takie kopie, ale mówię, nie przeszkadza aż tak bardzo, jak pójście na łatwiznę i skopiowanie praktycznie całej finałowej sekwencji. Może przy okazji wymienię te wszystkie kopie i zbyt duże nawiązania: zaczynamy na piaszczystej planecie, na której mieszka osoba podatna na Moc, nie wiedząc o tym, na planecie pojawia się robot z czymś, czego poszukują ci "źli" oraz "dobrzy". Spotkanie mentora, którego mieszkaniec piaszczystej planety pokochał. Zamaskowany użytkownik Ciemnej Strony. Zamaskowany użytkownik Ciemnej Strony zabija tego mentora, pojedynek nieopierzonego "wieśniaka" z tym użytkownikiem Ciemnej Strony, zniszczenie śmiercionośnej stacji bojowej o wielkości ciał niebieskich, która przy okazji robi rozpierduchę w galaktyce, nieco ją przemeblowując. Udanie się mieszkańca piaszczystej planety do nowego, potężnego, legendarnego mentora, który ma go szkolić. Masakra... Można tak to mnożyć i mnożyć. Tego znajdzie się zapewne więcej, ale nie chcę mi się już myśleć nad tym.
Podsumowując, epizod ma swoje wady i zalety. Jeszcze może tak to wszystko wymienię. Plusy to niewątpliwie postacie takie jak Han, Rey, Finn, Poe, BB8, Chewbacca, efekty specjalne, praca kamery, klimat, nowości ładnie wkomponowane w stare rzeczy. Mieszane uczucia na pewno w stosunku do wszystkich "złych" postaci, jak chociażby Snoke, Hux czy Kylo Ren. Muzyka średnia, a jeżeli chodzi o postacie, to Leia, C-3PO i R2 to także średnio byli przydatni. Minusy to na pewno (zaczynając od największego, do najmniejszego): przekalkowanie Oryginalnej Trylogii, w szczególności Nowej Nadziei, baza Starkiller, słabo nakreślona sytuacja polityczna, nieuczenie się na błędach w wykonaniu Imperium/First Order, naiwność, przewidywalność, niedopowiedzenia, kapitan Phasma, brak starych lokacji i ras. Wiele rzeczy na pewno pominąłem, musiałbym w zasadzie pójść jeszcze raz, żeby wszystko sobie przypomnieć, ale nie chcę czekać aż pięć dni z opublikowaniem recenzji.
Jakaś konkretna ocena? Cóż, ja jednak wolę poczekać na wystawienie jakiejś oceny, zabranie się na jakieś większe podsumowania za jakieś cztery, pięć lat, kiedy to będziemy mieli już całą trylogię i potraktować to jako większą całość. Każdy dotychczasowy epizod Gwiezdnych Wojen (nie wliczając w to tego) bardzo kocham i każdy uważam za genialny, i kiedy tylko próbuje uszeregować je w kolejności od najsłabszego do najlepszego albo odwrotnie, to zawsze nie mogę tego zrobić. Byłem mały, kiedy po raz pierwszy widziałem Star Wars. Na początku było to dla mnie przerażające, ale jakie to mogłoby być dla czteroletniego chłopca? Potem, z biegiem czasu, lat, a w zasadzie miesięcy, coraz bardziej zaczęło mi się to podobać i mój ojciec przekonał mnie do tego. Pokochałem każdy epizod, a jako, że miało to miejsce, kiedy miałem jakieś pięć, sześć lat, to nie byłem w stanie widzieć negatywów i błędów popełnionych w tych częściach sagi. Do dzisiaj nie potrafię krytykować Trylogii Prequeli, na której, tak na dobrą sprawę, jak to się popularnie mówi, się wychowałem. Wiadomo, jakieś mniejsze błędy mogę im obecnie wytknąć, ale nie potrafię ich krytykować bardziej niż za te szczegóły, być może trochę z sentymentu, oszukując się przy tym przed sobą, że jest to takie genialne (raczej nie jest tak, bo Nowa Trylogia, tak samo jak i Stara, jest genialna doprawdy), nie rozumiejąc kompletnego mieszania ich z błotem. Oczywiście, na początku Oryginalna Trylogia nie robiła na mnie większego wrażenia, bo jednak nie byłem jej w stanie docenić jako mały chłopiec, który chce oglądać wybuchy, akcję, efekty specjalne, spektakularne bitwy i pojedynki. Potem jednak oczywiście pokochałem także i te epizody, a zatem, podsumowując, nigdy nie byłem w stanie skrytykować sagi jako małe elementy (poszczególne epizody), mniejszą całość (jedna trylogia), czy też tę większą całość (cała saga). Więc wolę poczekać, by wysnuwać jakieś wnioski, na następne epizody. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że jeżeli następne części będą w mej ocenie świetne, to na pewno łaskawszym okiem spojrzę na The Force Awakens, który i tak dostał trochę taryfę ulgową ze względu na moją miłość w stosunku do uniwersum. Poza tym nie jestem w stanie opisać jakimiś słowami tego epizodu. Na pewno w pewnym stopniu się zawiodłem, liczyłem na coś więcej, jestem nieco zawiedziony, ale i tak jest w miarę dobrze. Coś więcej niż średnio, czy nawet bardzo przyzwoicie, ale trochę mniej niż w miarę dobrze. Ma swoje plusy i minusy, które wymieniłem wyżej, i to aż dwukrotnie, tyle że raz w długiej wersji, a potem w tej skróconej. Czekam z niecierpliwością na kontynuację sagi na wielkim ekranie, już nie mogąc się doczekać jakiś konkretniejszych informacji na temat epizodu ósmego, a potem dziewiątego. Dajmy Disneyowi czas, a myślę, że z tej cytryny wyciśnie co się tylko da, w pełni wykorzystując swoje możliwości i możliwości jakie ma ten piękny świat, dzięki któremu jesteśmy teraz w tym miejscu, na Bastionie. Podziękujmy Lucasowi, że dał nam to, i jego następcą, że kontynuują to, co uwielbiamy. Zanim ktoś tak na poważnie zacznie krytykować i mieszać z błotem Przebudzenie Mocy, to ja jedynie powiem, że dajmy czas i komfort pracy Disneyowi, nic nie rodzi się z dnia na dzień, a z tej mąki będzie chleb, i to nie taki w postaci pieniędzy, którymi cieszyć będą się ci, którzy za tę sagę odpowiadają, a w postaci zadowolenia fanów. Jedno jest pewne, nadejdą lepsze czasy dla Star Wars. Nie, one już nadchodzą, już są w drodze, jestem tego pewien. Niech Moc będzie z Wami.