-Gdzie jest Rako Hardeen?
Zamiast pogodnego i zazwyczaj beztroskiego głosu swojego mistrza, Ahsoka usłyszała tylko przepełnione nienawiścią warknięcie. Spojrzała na niego, ale to tylko potwierdziło to, co w tej chwili czuła.
Anakin stał pośrodku czegoś, co było niewątpliwie jeszcze jedną zapadłą knajpą na Coruscant. Nie obchodziło go, że oczy wszystkich przebywających w barze są zwrócone ku niemu. Nie dbał o to, czy barman udzieli mu odpowiedzi. I tak dowie się prawdy. W tej chwili liczył się tylko on: Rako Hardeen.
Anakin pamiętał pościg na Coruscant tak, jakby to było przed chwilą. Choć w istocie minęło parę godzin, Anakin Skywalker pamiętał wszystko. Rozmowę, pierwszy strzał snajpera i sugestię Obi-Wana, by się rozdzielili. Pamiętał jak jego były mistrz został trafiony wiązką energii ze snajperskiego karabinu, poczym runął z dachu budynku wprost na stos kontenerów, zagracających jedną z uliczek planety-miasta. Pamiętał własny krzyk i zapewnienie Ahsoki, że się nim zajmie, a także jak sam pobiegł za snajperem. Pomimo wspomaganego Mocą biegu, nie zdążył go dogonić. Hardeen wskoczył na repulsorowy skuter i zniknął w chmurze spowodowanej granatem dymnym. Uciekł.
Anakin czym prędzej wrócił do swojej padawanki, ale to, co ujrzał, było koszmarem. Pamiętał jak zobaczył siedzącą Ahsokę, na której kolanach spoczywał nieruchomo Obi-Wan. Anakin spytał ją o jego stan, lecz zamiast odpowiedzieć Togrutanka uniosła do góry głowę, a jej oczy były pełne łez. Anakin nie mógł w to uwierzyć. Po prostu nie mógł. Na wpół świadomie przyklęknął obok mentora, chwycił mistrza za ramiona i potrząsnął nim. Obi-Wan nie zareagował. Anakin spróbował jeszcze raz. Bezskutecznie. Nagle Anakina zalała fala bólu, której towarzyszył wzbierający gniew. W jego piersi powstał krzyk, lecz nawet gdyby krzyczał, krzyk ciągle rozbrzmiewałby w jego głowie.
Dlaczego się rozdzielili? Jak mógł zostawić go samego? W tej samej chwili na dnie serca Anakina odezwał się Smok. Bestia z martwej gwiazdy, która każdego dnia przypominała mu , że wszyscy, którzy są mu bliscy odejdą.
Smok go ostrzegał.
Lecz Anakin go nie posłuchał.
Wokół dał się słyszeć dźwięk policyjnej kanonierki, ale Anakin prawdopodobnie go nie usłyszał. Słyszał natomiast głos swojego mistrza, ich wspólne żarty i rozmowy, rozbrzmiewające echem w jego uszach.
"Dlaczego mam wrażenie, że przez ciebie zginę ?"
"Nie mów tak mistrzu. Jesteś dla mnie jak ojciec."
Anakin jak przez mgłę uświadomił sobie, że barman coś do niego mówi.
-Jest na zapleczu.
Anakin nie musiał wiedzieć nic więcej. Teraz wiedział gdzie szukać mordercy swojego mentora i przyjaciela.
Przyjaciela, któremu już nigdy nie będzie miał okazji powiedzieć wielu rzeczy.
Rzeczy które chciał, by wiedział.
Anakin go zostawił, ale już nie popełni tego błędu.
Nigdy.
Ledwie wyczuwał obecność Ahsoki, kiedy kierował się w stronę zaplecza.
Dzieło mojej siostry, w której Moc jest silna. Prawa autorskie zastrzeżone