Choć już na zawsze będę zwolennikiem raczej starego kanonu, niż nowego, to jednak postanowiłem dać uczciwą szansę nowym komiksom spod znaku SW. Mam na półce wszystkie dotychczas wydane numery SWK i SWK: WS, oraz większość pozostałych komiksów wydanych przez Egmont, tak więc szkoda by było zerwać z tą tradycją.
Pierwszym przedstawicielem nowej generacji gwiezdnego komiksu jest seria o jakże wymyślnej nazwie - Star Wars. Pierwszy jej arc o równie wymyślnej nazwie "Skywalker atakuje" ("Skywalker Strikes") dzieje się krótko po bitwie o Yavin i przedstawia atak Rebeliantów na imperialną wytwórnię broni na Cymoon I.
Sposób budowania akcji i fabuły kojarzy mi się z.. Marvelem. Rozumiem przez to nieustającą akcję, wybuchy, pojedynki, ucieczki itd., a także silne zorientowanie na szereg znanych nam flagowych postaci uniwersum, spośród których pozytywni bohaterowie radzą sobie z przeciwnikiem jeszcze łatwiej niż w trylogii Andersona. To drugie niestety jest dla mnie wadą - okazuje się bowiem, że jedynym łowcą nagród w Galaktyce jest Boba Fett, a Luke spotykał się z Vaderem co i rusz przed TESB (a mieliśmy nie powtarzać błędów starego EU), wychodząc z tego cało. Vader spotyka się z Jabbą który najwyraźniej jest jedynym liczącym się gangsterem w Galaktyce i koniecznie odwiedzają Sarlacca na Morzu Wydm. No i Boba Fett nie jest w stanie pokonać młodego chłopca z farmy.
Postaci nie są specjalnie zajmujące. Oczywiście Boba jest bezlitosny jak zawsze, Han i Leia koniecznie ze sobą podróżują tylko we dwójkę i się kłócą (kolejna klisza jakby na siłę przeniesiona z filmów), Luke ma wieczne wątpliwości co do swojej powinności, C-3PO jest oklepanym wątkiem humorystycznym. Paradoksalnie najciekawiej wypada tu "żona Hana", choć głównie dlatego, że nie do końca wiadomo o co z nią chodzi.
Do rysunków ciężko się przyczepić. Są solidne, wyraźne i szczegółowe, choć trochę brakuje charakteru jaki mieli darkhorse`owi rysownicy.
Podsumowując, jest to dość banalna historia nawet jak na SW. Paradoksalnie, ciekawiej wyszły już - teoretycznie przestarzałe - Marvele z 1978 roku, które dużo bardziej odkrywały świat poza filmami i nowe postaci. Głównym atutem jest tu po prostu tempo akcji i jeśli jest to jedyne co się oczekuje po tej historii to można się nie czuć zawiedzionym.
Ocena: 4/10