Moje szóste Celebration właśnie się skończyło. Przyznaję, to bardzo dobry i udany konwent, wielki, olbrzymi i cieszę się, że tu byłem. Choć z drugiej strony jestem też już zmęczony konwentowaniem, tą ilością kolejek i ludzi, którzy tu przyszli. Czas odetchnąć.
W centrum konwentowym pojawiliśmy się bardzo wcześnie, by dostać się na panel o spin-offach. Chciałem też wejść do Celebration Store, niestety wszystko na czym mi zależało zostało już wykupione. Dobrze, że był olbrzymi Exhibit Hall.
Pierwszy punkt programu doszedł do skutku połowicznie. O Joshu Tranku krążą różne ploty. Jak to mawiają u nas, toż to człowiek biesiadny. Żartowaliśmy sobie, czy imprezuje i czy będzie. No i podobno rano zadzwonił, że nie może przyjść. Wersja oficjalna, bardzo ostre przyziębienie. Cóż, u Carrie było bardzo podobnie na Celebration V, ale „przyziębiła” się wtedy na imprezie w Disneylandzie (a potem na autografach już była). Tranka sprawdzić się tak nie dało.
„Rogue One” – cóż, dobrze, że wiemy więcej. O ile wcześniej trochę mnie martwił, ale odkąd dowiedziałem się, że to projekt Knolla jestem spokojniejszy. Zresztą widać olbrzymią różnicę w relacjach między Kathleen, Kiri, Knollem i Edwardsem. Kennedy i Abrams zachowują się jak partnerzy. Edwards jest pracownikiem niższego szczebla. To dobrze wróży filmowi. Zwłaszcza, że dobrano Felicity Jones, która nie potrzebuje reżysera, by dobrze zagrać, jak jej powiedzą co ma zrobić. To mnie bardzo cieszy.
Niestety o drugim filmie z Antologii nic się nie dowiedzieliśmy. Szkoda.
Potem był panel o Rebeliantach. Pokazano kilka klipów z drugiego sezonu, nawet miłe to, ale epizody i anotologia to moje SW, a nie rebelianci.
Udało mi się też dotrzeć na panel z Chiangiem. Pod koniec pytano go o RO, ale nie odpowiedział nic interesującego.
Ceremonię zaminięcia sobie w tym roku odpuściłem. Miałem dość kolejek. Ale miło, że kolejne Celebration będzie w Londynie za rok. Stanów na razie chyba bym nie zdzierżył (a i wiza się kończy).
A co do samych Stanów, to już chyba kiedyś pisałem, że same miasta mi się tu niezbyt podobają. Mają kilka ciekawych rzeczy, ale większość jest „przereklamowana”. Widziałem w SF choćby Alcatraz i jak ktoś chce oglądać więzienia to w Dublinie jest bardzo fajne. Też występuje w filmach, choć niekoniecznie ma taką renomę, ale naprawdę warto je zobaczyć. Alcatraz nie. Za to natura w Kalifornii bardzo mi się podoba i robi wrażenie. Pewnie jeszcze zrobi, bo jeszcze trochę mnie tu czeka. Jednak nie o tym. Przez te kilka lat od Celebration IV odnoszę wrażenie, że Stany wcale nie rozwijają się tak szybko, jak choćby my. Mówię o technologii. Internet owszem jest, wifi teraz też się już tu spopularyzowało i obecnie jest z tym bardzo dobrze (były z tym problemy jeszcze na poprzednich Celebration). Ale w porównaniu z Europą (w tym Polską) czy Chinami, to dopiero nas gonią. W przypadku wifi nie jest źle. Zaskoczył mnie jednak fakt w ilu miejscach w Kalifornii nie mam zasięgu w telefonie. No i jeszcze problem płatności kartą. Kredytówką da się płacić, ale system w większości wciąż zatrzymał się w latach 80., tylko czasem chcą pin. Najczęściej podpisuje się wszystko ręcznie, a karty zabierają na zaplecze, gdzie jest jeden pos (chyba, że jest przy kasie). O paypassie czy płatnościach mobilnych nikt tu jeszcze nie słyszał. To taka ciekawostka. Patrząc na to ile w ciągu tych 8 lat odkąd po raz pierwszy byłem w Kalifornii zmieniło się w Polsce, to jestem zdziwiony, jak niewiele zmieniło się tu.
Podsumowując – Celebration Anaheim bardzo mi się podobało. To gigantyczny konwent, świetnie przygotowany, przemyślany i zorganizowany. Cieszę się, że tu byłem. To chyba też jedne z najlepszych Celebration na którym byłem (jeśli nie najlepsze). Ale z drugiej strony, sam też już widziałem na tyle dużo, że czuje się tu jak w domu. Chyba brakuje mi trochę tych emocji, związanych z odkrywaniem. Za rok Londyn, do którego się pewnie wybiorę, a potem chyba będzie trzeba zrobić sobie przerwę. Z tego zapamiętam to, że zobaczyłem Abramsa, Isaaca, Ridley, Boyegę i Garetha na żywo. Ponownie mogłem zobaczyć Carrie w działaniu i posłuchać Marka. No i moje niezapomniane wejście na Raya Parka. Jestem usatysfakcjonowany i bardzo zadowolony.