A gdzie tam, ilość osób, które nabędą książkę, w stosunku do osób, które obejrzą film to nawet nie kropla w morzu. Może procent widzów dowie się, że taka pozycja w ogóle istnieje, promil się nią zainteresuje - a ci, którzy się rozczarują fabułą i tak zabulili za książkę, wiec hajs się zgadza. A pewnie nawet oni pójdą na film.
Poza tym jakąż ten film może mieć fabułę, żeby się ludziom podobała albo nie i zmieniła ich decyzję odnośnie seansu... Na razie nie zanosi się na nic odkrywczego, a spoilery mogą sprowadzać się najwyżej do tego kto jest czyim synem/córką/kochanką. Lwia część targetu to ludzie, którzy po prostu chcą pójść do kina na film rozrywkowy, ewentualnie z ciekawości jak wyglądają nowe Gwiezdne wojny. Ci, którzy pójdą dla fabuły to tak naprawdę margines. Z finansowego punktu widzenia adaptacja ma rację bytu przede wszystkim przed premierą filmu, bo wtedy ma jakiś atut. Nikt nie będzie czytał po premierze, żeby dostać ekstra dawkę wewnętrznego monologu zasapanego szturmowca pustyni i poznać imiona pięciu karaluchów z trzeciego planu i dwudziestej siódmej minuty. Po premierze kupią najwyżej kolekcjonerzy i wookieepedyści.
"Tajemniczość" Abramsa to taka miejska legenda, dużo się o niej mówi, nikt jej chyba nie widział na oczy. Wątpię zresztą, by Abrams miał coś do gadania w tej kwestii albo w ogóle się tym zajmował. Książka ma swoje miejsce w grafiku, ludzie z Del Rey dobrze wiedzą kiedy wstrzelić się w rynek... Pewnie po premierze książki Internet obiegną wszystkie zawarte tam rewelacje, ale biorąc pod uwagę ile informacji krążących po sieci od miesięcy potwierdziło się w oficjalnych materiałach, maksymalnie we wrześniu będziemy znali całą fabułę, w czym zasługę będą też z pewnością miały kolejne trailery.